Był taki czas - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
12 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Był taki czas - ebook
Różne czasy, różne sytuacje oraz ludzie. Czy zawsze szczęśliwi?
Czy zawsze szczerzy? Czy zawsze dokonują właściwych wyborów?
Nad tym zastanawia się autorka w książce „Był taki czas”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-956920-3-1 |
Rozmiar pliku: | 780 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JAKIEŚ WAKACJE
1.
Aśka kolejny raz przejrzała jakieś portale społecznościowe. Tak sobie klikała to tu lub tam i właściwie nie wiedziała, czego albo kogo szuka. Zupełny marazm i zniechęcenie.
– Pa, siostro, już mnie nie ma! A co ty taka pochmurna jak chmura gradowa?
– Idź już do swojej Ninki i daj mi spokój! – Aśka nie rozumiała, skąd w Maćku tyle entuzjazmu w sytuacji gdy ojciec tak ich zawiódł. A może głównie ją zawiódł, bo ona bardzo liczyła na ten wyjazd do Grecji, a Maciek? On pewnie się cieszy, bo ojciec zgodził się na wyjazd Maćka z Ninką na jakiś festiwal muzyczny.
– No skoro nie dostałem urlopu i nie możemy razem jechać na wakacje, to może mogę coś zrobić, aby jakoś zadośćuczynić wam rozczarowanie? – wyraźnie smutny ojciec zaproponował nam tym samym wakacyjną wersję zastępczą, która poprawi nam humory. Oczywiście Maciek natychmiast wykorzystał sytuację i udając równie smutnego jak ojciec oraz przy okazji rozpaczliwie rozczarowanego tym, że nie spędzi z nim, mamą i mną dwóch uroczych tygodni na wyspie greckiej, zaproponował swój wariant rekompensacyjny jego podłego samopoczucia po tym, co uczynił mu tata, a właściwie przełożony taty.
– Tak, synku? Już masz pomysł na swoje wakacje? – Był zdziwiony, że nastrój mojego brata z podle smutnego w ciągu sekundy zmienił się w fontannę radości.
– Pewnie – cicho mruknęłam pod nosem. Maciek od miesiąca chodził wkurzony, że musi z nami jechać na wakacje, aby wzmacniać więzi rodzinne, a Ninka w tym czasie będzie „porzuconą” dziewczyną i nie wiadomo, co może jej przyjść do głowy, gdy za bardzo będzie się nudziła i za bardzo za nim tęskniła – to Aśka już sobie pomyślała, bo nie chciała informować ojca o przyczynie tak szybko podjętej decyzji jego syna.
– To może ten festiwal muzyczny, o którym ci wspomniałem? – nieśmiało zapytał i mrugnął do mnie, ale już bynajmniej nie nieśmiało, ale rozkazująco, abym się nie odzywała w jakiejkolwiek kwestii dotyczącej jego oraz jego spraw osobistych.
– Dobra – znowu mruknęłam pod nosem.
A ty, córcia, też masz mi coś do powiedzenia? – Ojciec był coraz bardziej zdziwiony naszą elokwencją na temat wakacji, z nim i mamą w wersji wstępnej, spędzanych razem.
– Nie, ja może później… – odpowiedziałam, zerkając na brata w taki sposób, że nie mógł być pewien, co powiem ojcu. Ojciec jednak, wciąż pełen wyrzutów sumienia co do naszych straconych złudzeń wakacyjnych, był gotowy zgodzić się na wszystko lub… prawie wszystko.
– Festiwal muzyczny? Aha! To ten, o którym tyle mówią w telewizji?
– Tak, tak, ten – Maciek przytaknął, ale niepewny, czy powinien przytakiwać ze wstydem, że marzy o czymś niestosownym, czy z dumą, że nie przejmuje się tym, co gadają w mediach, niektórych oczywiście.
– No, nie wiem, synku. A nie będziesz tam sam? Zorganizujesz sobie towarzystwo?
– Pewnie! – dodałam szybko za brata. – Tego tata może być pewny.
Maciek znowu spojrzał na mnie tak, jakbym nadużyła jakiejś wiedzy. Po prostu wsparłam brata, a on tego nie docenia – oburzona znowu sobie pomyślałam, ponieważ nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję w trakcie jego negocjacji z ojcem. Bo przecież mogłabym zapytać, jakie towarzystwo mój brat sobie zorganizuje? Tata policjant, a zupełnie nie wykazywał w tej kwestii natury śledczego.
– Czy mogę zatem liczyć, że nie spowodujesz, że będę miał jakieś problemy z racji… tego twojego wyjazdu na festiwal?
– Więc się godzisz, tatku? – Brat, uszczęśliwiony, zapomniał obiecać to i owo.
Ojciec chyba od dawna nie widział tak uszczęśliwionego syna, zatem o nic już więcej nie pytał ani nie domagał się żadnych deklaracji, tylko pokiwał głową ze zrozumieniem albo z bezradnością.
– Cóż… moja wina i nie moja jednocześnie, że akurat mam bardzo ważną sprawę w toku i nie mogę dostać urlopu. – Pokiwał głową jeszcze raz, ale tym razem ze zwątpieniem. I nie wiem, czy dlatego, że sprawa, która była w toku, przyprawiała go o zwątpienie, czy wiedział, że zgoda na tylko w kilku procentach akceptowany przez niego wyjazd syna na festiwal, jest jedynym sposobem na wakacyjną frustrację jego dzieci, a przynajmniej jednego z dzieci.
Więc tyle o dobrym humorze mojego brata, który w wyniku analizy, jaką sobie przeprowadziłam, okazał się zrozumiały. Westchnęłam z zazdrością, że ma gdzie jechać i z kim jechać na wakacje i znowu zaczęłam przeglądać strony internetowe. Nic mnie jednak nie zainteresowało i mną nikt się nie interesował. Depresja albo wyobrażenie o niej coraz bardziej wypełniało mój czas bez celu i bez sensu.
– Córcia, co z tobą? – Po Maćku do pokoju weszła mama, radosna i uśmiechnięta, nie wiadomo jeszcze z jakiego powodu. Okazało się, że mama była radosna bez powodu i chciała mnie tylko pocieszyć oraz przypomnieć, że mogę przedstawić swój plan na spędzenie tych dwóch tygodni, jakie mieliśmy spędzić wspólnie. Ona, naturalnie, jest do dyspozycji… bo dostała urlop.
Rzeczywiście mnie pocieszyła – pomyślałam sobie tym razem z ironią i od tego myślenia jeszcze bardziej czułam, jak jestem niepocieszona.
– Tak, tak – powiedziałam. – Myślę o tym, myślę… – westchnęłam.
– A gdzie Maciuś? – Mama troskliwie zainteresowała się także bratem.
– Poszedł spotkać się z towarzystwem, które zorganizował sobie na wyjazd na festiwal.
– Dobrze, dobrze – ucieszyła się mama, a ja znowu przemilczałam meritum swojej wiedzy. Bo Ninki mama nie za bardzo lubiła, ponieważ Ninka za bardzo absorbowała brata, a brat miał się uczyć, a nie interesować koleżankami. No może trochę miał przyzwolenia na interesowanie się koleżankami, ale nie za bardzo. Natomiast Ninka nie wpisywała się w opcję „nie za bardzo” ale „w bardzo” lub ”za bardzo”.
– Znasz to towarzystwo? – mama próbowała zachęcić mnie do wyznań.
– Ja? Skąd? Na pewno jacyś koledzy z uczelni. Bardzo ekscytują się tą… muzyką – dodałam z przekonaniem.
– Dobrze, dobrze – powtórzyła mama również chyba z przekonaniem.
– Asiu, a może byśmy we dwie pojechały na te wyspy greckie? – zapytała niepewnie.
– Może… – zamyśliłam się, nie myśląc jednak o wyspach greckich i mamie, ale o wyspach greckich i Tomku. Taka opcja bardziej by mi odpowiadała, ale była zupełnie nierealna. Tomek, owszem, jechał na wyspę szczęśliwości, lecz z Gośką. Pewnie, uszczęśliwieni, spotkają tam równie szczęśliwego mojego brata z Ninką.
– Weź moją propozycję pod uwagę – powiedziała mama już nieco pewniej. – Tata bardzo aprobuje taki pomysł – dodała.
– Zastanowię się – obiecałam. Co mi szkodzi obiecać. Zresztą musiałam znowu przeanalizować wszystkie możliwości. Podobno mam to analizowanie po ojcu. I co z tego? Policjantką śledczą na pewno nie zostanę… bo zawsze z urlopami jest problem. Wciąż jakieś specjalne akcje lub sprawy w toku. Moją specjalną sprawą w toku była sprawa Tomka i jego wrednego, niegodnego zaufania, charakteru.
– Czy ja z tobą brałem ślub? – zapytał, gdy poprosiłam o wytłumaczenie, dlaczego widziano go z Gośką, w czasie gdy umówił się ze mną, a mnie powiedział, że miał nagłą wizytę u stomatologa.
Ślubu nie braliśmy, to był fakt, a Gośka stomatologiem nie była, to także było pewne. Nie trzeba było do tego dochodzenia.
– I co?
Dzień zaczął się nie od moich refleksji, ale od wkroczenia mamy do mojej sypialni. Dyskretnie zapukała, a następnie z uśmiechem na twarzy próbowała rozpromienić mi czas pomiędzy jeszcze śnieniem a rzeczywistością.
– Jakie „i co”? – zapytałam, bo pomimo świadomości, że już się obudziłam, nie wiedziałam, o co mamie chodzi.
– Miałaś, córciu, zastanowić się nad moją wakacyjną propozycją. No wiesz, te wyspy greckie jakby są wciąż aktualne, ale może trochę w innym składzie towarzyskim. – Uśmiechnęła się, tym razem tajemniczo.
– Dobra, czyli ty i ja, i morze, i plaża, i pyszne żarcie. Dwa tygodnie słońca i Zorby w rozmaitych wariantach muzycznych. No faktycznie, jest to jakiś alternatywny zestaw – powiedziałam i znów pomyślałam sobie o Tomku, który zastępuje te wszystkie dobrodziejstwa wakacyjne, jakie oferuje mi mama… ale nie mnie, lecz Gośce. Wetchnęłam rozpaczliwie, a może nie rozpaczliwie, bo mama moje westchnienie uznała za rozmarzenie.
– A więc zgoda?
W chmurze wyobraźni miałam upał w mieście, jaki obwieszczano od kilku dni i asfaltowo-betonowy żar wynikający z ocieplenia klimatu, który trudno znosić, gdy powietrze ma ponad 35 stopni Celsjusza. – Zatem wyspa na morzu i możliwość siedzenia w wodzie, a nie w dusznym pokoju czy betonowej kombinacji bloków mieszkalnych i biurowców – przekonywała.
– Dziecko, ale ty jesteś racjonalna – mama z uznaniem stwierdziła po wysłuchaniu mojej refleksji na temat ocieplenia klimatu i związanej z tym wakacyjnej alternatywie na wyspie.
– No bywa – skromnie przyznałam i znów pojawił mi się w racjonalnej nieracjonalności, czyli wyobraźni (muszę przeanalizować dokładnie ten stan umysłu) obraz Tomka oraz jego aktualnej dziewczyny. Tak, konieczna jest alternatywa – postanowiłam.
– Zatem może…
– Zatem wybierasz morze i moje towarzystwo – ucieszyła się mama i jakby od razu odmłodniała o kilka lat, choć muszę przyznać, że i bez tej ekstremalnej emocji szczęścia nie wygląda na matkę syna studenta oraz nieco młodszej córki.
– Pędzę więc do kosmetyczki, fryzjera, a ciebie zapraszam na zakupy. Musisz sobie kupić jakieś seksowne ciuszki, może bikini, jakąś minisukienkę, szorty, będzie przecież gorąco… – szczebiotała jak niektóre moje koleżanki przed randką.
– Mamo, co ty! Ja nie jadę na podryw, ale na wakacje z tobą! – ze zdziwieniem i zaniepokojeniem nadmiernym entuzjazmem mamy wyraziłam swoją opinię co do jej sugestii.
– No więc dobra, wybierzesz sobie, co chcesz… – Mama była w każdej kwestii nastawiona rozejmowo. – Ale może chociaż pójdziemy razem do fryzjera?
– Nie pójdziemy ani razem, ani osobno – warknęłam i mama zrozumiała, że limit mojej tolerancji na przygotowania do wyjazdu w jej wersji się skończył.
– Dobrze, dobrze córeczko. Ależ tata się ucieszy z twojej decyzji. Bo wiesz, na Maćka to my już wpływu nie mamy. Cóż, ten festiwal… ale ojciec będzie miał go na oku – mrugnęła do mnie porozumiewawczo, choć nie wiedziałam, o jakie porozumienie jej chodzi. Pewnie o to, że po festiwalu Maciek wróci w domu, a ojciec będzie strzegł jego poprawności… obyczajowej między innymi. Nie wiem, co prawda, jak to zrobi, bo ze względu na „sprawę w toku” wciąż ma dyżury, ale może faceci mają swoje sposoby. Ja natomiast poczułam się, jak roślinka bez własnego zdania i mocy przekonywania, poddana wyłącznie sugestiom wychowawczym mamy i taty. Ale i tak swoje wiem, i kupię sobie, co będę chciała, i do fryzjera nie pójdę. Zatem zbuntowana na tyle, na ile miałam chęć i możliwość w tym momencie swojego życia, zaczęłam jeść śniadanie, które również zrobiłam sobie takie, jak chciałam, a nie takie, jak chciała mama… choć trochę podobne. W końcu przecież jestem jej córką, więc chyba jakieś podobieństwa mentalne, jako wynikające z genetyki, muszę przyjąć.
Mama, po drugiej już kawie tego dnia, znowu wykonała tajemniczy uśmiech i wrzucając do torby jeszcze „pączka na drogę” pobiegła do fryzjera. A ja otrzymałam fotkę od Zuzki, na której Tomek romantycznie obejmuje Gośkę, siedząc na bulwarach nad rzeką. I Zuzka chce się uważać za moją przyjaciółkę! Zołza, a nie Zuzka. A może w rezultacie ma rację. Lepiej wiedzieć, jaki jest z niego niewierny drań i nie łudzić się nadzieją na miłość. Ale co Zuzka robiła na bulwarach? Aha, pewnie jechała na rowerze. Że też, jadąc na rowerze, myśli o mnie… więc jednak przyjaciółka. Wysłałam zatem jej „hejtowego” SMS-a, że mam gdzieś Tomka i jego wywłokę, dodając uprzejmie, żeby nie było tak hejtowo, że mimo wszystko miłość najważniejsza, więc ja wolę jechać do Grecji.
Masz nowego chłopaka? – zaraz otrzymałam SMS-a od Zuzki.
Jadę z mamą – odpowiedziałam, na co Zuzka przysłała mi tylko zdziwionego emotikona.
Niech myśli, co chce – stwierdziłam. Może zakocham się w jakimś greckim krajobrazie lub greckiej sałatce. Wzruszyłam ramionami i włożyłam do bagażu podręcznego kilka książek.
Siostro, podobno jedziesz z matulą do Grecji! Ninka cię pozdrawia i jesteśmy pod wrażeniem twojej decyzji. Tomuś znalazł sobie inną pannę?
Cóż to? Wiadomość o moim wyjeździe z mamą i nowej dziewczynie Tomka jest newsem dnia?
Szydercy, dam radę! – odpisałam bratu i Nince, ale jakby tego było mało, zadzwonił telefon z gratulacjami od taty, że jestem taką rozsądną dziewczyną. Rozsądną? Tylko dlatego, że jadę z mamą na wakacje? Nie miałam już siły się buntować i tłumaczyć motywacji swojej decyzji, więc tylko przytaknęłam szczęśliwemu tatusiowi, utwierdzając go w przekonaniu, że ma supercórkę. Też mu się należy trochę radości z domniemanego sukcesu wychowawczego, skoro syn rozczarował go swoją decyzją wakacyjną. Chyba wolałabym być na miejscu Maćka – pomyślałam, ale ponieważ mam mocne poczucie własnej tożsamości, natychmiast znowu stałam się Aśką, siostrą Maćka… oraz przyjaciółką Zuzki i byłą dziewczyną Tomka. Jak na CV, to może trochę za mało i zbyt osobiste, ale to nie CV przecież.
Gdy wysiadłyśmy z mamą z samolotu na lotnisku w Grecji, mama wyraźnie chciała mi coś powiedzieć, ale widziałam, że szuka odpowiednich słów albo momentu, aby objawić mi coś, czego dotychczas mi nie powiedziała. Też czasem tak miałam, gdy niekoniecznie w odpowiednim czasie poinformowałam o czymś, co powinno być oczywiste dużo wcześniej. Na przykład, gdy zapomniałam powiadomić rodziców, że na święta zaprosiłam koleżankę, bo akurat jej rodzice się rozwodzą i do ostatniej przedświątecznej chwili nie potrafili ustalić, z którym z nich ich córka spędzi święta lub gdy przyniosłam do domu kotka, który szukał opiekuna i dopiero po kilku dniach mama znalazła go, gdy sprzątała, śpiącego pod moim tapczanem, ponieważ wcześniej jakoś nie potrafiłam im o nowym lokatorze powiedzieć. W rezultacie obie sytuacje zostały dobrze przyjęte, choć co do kota, tata miał wątpliwości, czy powinien szwendać się po mieszkaniu, a także wytknął mi nieszczerość oraz nieuzasadniony brak zaufania względem rodziców, którzy oczywiście mnie kochają i mi ufają. Więc ja, naturalnie, też kocham mamę i jej ufam, a ona jakoś miała problem z zaufaniem mi, gdyż wydawała się czymś bardziej przejęta i zaabsorbowana myślowo niż piękną pogodą, która standardowo w Grecji powinna już na wstępie ją oczarować i wprawić w wyśmienity nastrój. A na mamę ani pogoda, ani deklarowana nieraz miłość do córki, czyli do mnie, zupełnie nie działały na poprawę jej nastroju.
– Halo, mamo, tu jestem! – Pomachałam ręką przed jej oczami, pomimo tego, że siedziałyśmy obok siebie w autokarze, który wiózł nas do hotelu.
– Tak, tak, córcia, wiem, wiem.
– Coś nie tak ze mną czy z tobą? – zapytałam.
– A dlaczego pytasz?
– Bo jesteś jakaś dziwna. Może po prostu jesteś zmęczona, to rozumiem, ale chyba to nie to.
Mama chrząknęła, ale symulowanie kaszlu jej nie wyszło, zatem po wzięciu głębokiego oddechu oznajmiła, że nie będziemy same.
– To oczywiste, że nie będziemy same, bo hotel jest duży i na wakacje do Grecji przyjeżdża bardzo wielu turystów.
– Nie to miałam na myśli, Asiu. Otóż uznaliśmy z tatą, że po co ma się zmarnować promocyjna rezerwacja jego i Maćka, dlatego pomyśleliśmy, że może ktoś by za nich pojechał.
– I? – dodawałam jej otuchy.
– Ciocia Pela i ciocia Wiesia – wyszeptała mama. – Wyszeptała, ponieważ wiedziała, że ta informacja nie podziała na mnie krzepiąco, a wypowiedziana normalnym głosem mogłaby spowodować u mnie natychmiastowy ból głowy. Ciocia Pela i ciocia Wiesia nie były prawdziwymi ciociami, tylko koleżankami z pracy mamy. Ale ponieważ, odkąd pamiętam, zawsze były z nami jak rodzina, więc zostały ciociami naszej rodziny. Cechą charakterystyczną obu cioć była ponadnormatywna rozmowność oraz ponadnormatywna pasja dbania o swoje zdrowie. Oczywiście to nic złego dbać o swoje zdrowie i być rozmownym człowiekiem, czyli towarzyskim, ale ciocie nie uwzględniały tego, że nie każdego interesuje to, co mają do powiedzenia. Z racji dobrego wychowania można było wytrzymać spotkania rodzinne, podczas których ciocie były zapraszane i wysłuchiwane, ale przez dwa tygodnie nie da się udawać dobrze wychowanej. Zatem Aśka była przekonana, że zawiedzie mamę w kwestii jej domniemanego dobrego wychowania. Będzie bowiem musiała się wykazać arogancją lub alienacją, ponieważ tego słowotoku i zgiełku myślowego ona nie wytrzyma. I to mają być wakacje? – Aśka najchętniej wzięłaby walizkę i wróciła na lotnisko, aby dostać się na samolot, który odtransportuje ją do domu. Z ojcem prędzej wytrzyma niż z mamą i jej koleżankami.
– Wiesz, Asiu, w pracy nie ma kiedy porozmawiać, a podczas wakacji jest więcej czasu, swoboda, więc nadrobimy, co mamy do nadrobienia w ploteczkach, i nie tylko. – Uśmiechnęła się, a Aśka zadrżała ze strachu przed retorycznymi planami mamy i jej przyjaciółek. Poza tym ty też będziesz miała więcej swobody – dodała mama. Nie będziesz musiała spędzać całego czasu z matką i jeszcze mam do tego niespodziankę!
Właściwie chciałam powiedzieć, aby nie mówiła mi o następnej niespodziance, jeżeli ma być ona z gatunku tej o cioci Peli i cioci Wiesi. Ale nie zdążyłam tego powiedzieć, bo mama wręczyła mi jakiś blankiet.
– To twoja rezerwacja!
– Ależ niespodzianka! Przecież wiadomo, że mam rezerwację w tym hotelu. – Wzruszyłam ramionami coraz bardziej zrozpaczona, że dałam się namówić na ten wyjazd.
– Znaczy to rezerwacja Maciusia, ale, jak wiesz, Maciuś został w kraju z tatą.
– …i Ninką – szepnęłam do siebie, a następnie zapytałam: – I co z tego? – machając przed oczami mamie, tym razem już nie ręką, aby ocknęła się z zamyślenia, lecz wydrukiem rezerwacji, aby wytłumaczyła mi jej wyjątkowość.
– Otóż Maciuś, wyrażając zgodę na wyjazd z nami, postawił warunek, że musi mieć oddzielny pokój. Zatem…
Uświadomiłam sobie szczęście, jakie w tym momencie spłynęło na mnie po coraz bardziej posępnych wyobrażeniach, jak to będzie z ciociami i mamą w jednym pokoju. W planach już miałam napisanie scenariusza horroru albo thrillera, aby odreagować wszystkie złe emocje i jeszcze gorsze myśli kojarzące się z przymusowym, wspólnym zakwaterowaniem. Ale kinematografia nie otrzyma tego daru ode mnie, ponieważ ja otrzymałam dar od swojego brata, który jak zwykle potrafił wynegocjować dla siebie najlepszą opcję, to znaczy taką, jaką był w stanie zaakceptować w sytuacji niekoniecznie dla niego wmarzonej. Tym razem i dla mnie jego opcja okazała się najlepsza z możliwych w danej, niewymarzonej sytuacji. Westchnęłam z ulgą.
– Nie cieszysz się, córciu? – Moje westchnienie mama wzięła za westchnienie rozczarowania.
– Cieszę się bardzo, ale chyba jestem zmęczona. Odpoczynek bardzo mi się przyda – dodałam.
– Przecież jesteśmy na wakacjach. Będziesz miała dla siebie mnóstwo czasu – radośnie jeszcze raz stwierdziła mama.
Dzięki ci, bracie, za ten wynegocjowany pokój – wysłałam SMS-a Maćkowi.
Wolę z Ninką namiot, ale czuj się jak u siebie, siostro. Ninka też się cieszy, że masz gdzie spać… choć samotnie.
Nie przejmujcie się moim jednoosobowym pokojem – odpowiedziałam. Natomiast mama była niezmiernie przejęta spotkaniem z ciociami, które już czekały na nią w apartamencie, w którym do woli będą mogły się nagadać. Właśnie przysłały zdjęcie z tarasu, na którym na nas czekają.
– Piękny widoczek – przyznałam.
– No widzisz, jeszcze będziesz żałować, że nie mieszkasz z nami. – Mama czule pogłaskała mnie po policzku.
– Nie przejmuj się, jakoś sobie z tym poradzę – zapewniłam ją, uśmiechając się najszczerzej i najpiękniej, jak potrafiłam, na myśl, że jednak mam oddzielny pokój.
– Taaa, pewnie, rozumiem, że nie sprawdzasz mamy, tylko pytasz, czy dobrze się bawi z ciociami. Tego nie wiem, bo jestem tu dopiero trzeci dzień, ale z obserwacji wynika, że mają się świetnie i na razie są jakby w fazie wstępnej omawiania spraw towarzyskich i rodzinnych. Nie zadzwonisz do niej? Nie chcesz jej przeszkadzać w odpoczynku? OK, powtórzę pozdrowienia.
Nie wiem, czy tata stęsknił się za mamą, ale wyraźnie miał niedosyt informacji o tym, jak zaadaptowała się w warunkach greckich, biorąc pod uwagę chyba wszelkie towarzystwo, a nie tylko towarzystwo cioć. A ciocie znane były z bardzo towarzyskiego usposobienia oraz otwartości na nowe doznania i znajomości. Zatem pewnie te cechy charakteru cioć niepokoiły tatę albo raczej wpływ tych cech na wakacyjne zachowania mamy. Chciałabym, aby mój facet po 20 latach małżeństwa wciąż był zainteresowany tym, co robię na wakacjach, gdy jego nie ma pod ręką – pomarzyłam sobie. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze 20 minut do śniadania, więc może pójdę wypić kawę. Mama z ciociami siedziały już na tarasie, tym razem restauracji, gawędziły, nie zwracając na nic i nikogo uwagi.
– O, jesteś złotko! – Ciocia Pela jednak zwróciła na mnie uwagę, czego nie mogę powiedzieć o mamie, zajętej konwersacją z młodym kelnerem, władającym, jak ona, płynną angielszczyzną.
– Mamo, tata dzwonił – powiedziałam głośno, a może nawet za głośno. W każdym razie efekt osiągnęłam, bo młody kelner natychmiast zniknął, a mama spojrzała na mnie, aczkolwiek z mniejszym zachwytem niż na niego.
– Córciu kochana, czy ty nie masz nic innego tylko ubrania w kolorze czarnym? – Z rozpaczą popatrzyła na moją, uważam, że świetną sukienkę na ramiączkach. Co ty będziesz nosiła, gdy umrę?
– Wtedy włoży kolorową sukienkę – zachichotała ciocia Wiesia i natychmiast już poważniej dodała, żeby mama nie przesadzała, bo sukienka jest fajna i Asia też wygląda niej doskonale. No może ona by takiej nie włożyła, ale Asia… Asia ma swój gust.
– No właśnie – przytaknęłam. – Tata kazał pozdrowić. – Uśmiechnęłam się trochę sztucznie i poszłam po coś do jedzenia. Gdy wróciłam z tacą, mama siedziała zamyślona.
– Dlaczego on do mnie nie zadzwonił tylko do ciebie?
– Bo nie chce ci się narzucać – odpowiedziałam z ustami pełnymi francuskiego rogalika.
– A to dobre, mąż nie chce się narzucać żonie! Ale wychowałaś sobie faceta, Baśka! – Ciocie były zachwycone, a mama jakby nieco mniej.
– Czy nie wyczułaś u taty czegoś, co by świadczyło o tym, że odpowiadał mu z jakichś osobistych powodów nasz wyjazd?
– Nic takiego nie wyczułam, mamo, raczej wyczułam, że bardzo jest zmęczony.
Czy dadzą mi w spokoju zjeść tego rogalika? – pomyślałam.
– A czym on taki zmęczony? – zastanawiała się mama. – No, powiedzcie, dziewczyny! Obiad i śniadanie je w pracy, a czasem też kolację, więc nie musi robić zakupów ani gotować. Maciuś jest na wyjeździe, my także, więc co on robi, że taki zmęczony?
– Pracuje, mamo – odpowiedziałam rzeczowo. Chyba wiesz, po 20 latach małżeństwa, że tata ma bardzo wyczerpującą pracę.
– Tak, tak, córcia, wiem, ale mimo wszystko… I znowu zerknęła na młodego kelnera, który również zerkał w naszą stronę. A ty, Asiu, dobrze się bawisz?
– Świetnie, mamo, już przeczytałam całą książkę i pół następnej, przesiedziałam prawie cały wczorajszy dzień w morzu, a dzisiaj chyba powtórzę ten rytuał. Więc jest bardzo zabawnie.
Ciocie popatrzyły na siebie bez zrozumienia, a młody kelner wciąż zerkał w kierunku naszego stolika. Narastało we mnie wzburzenie i irytacja, ponieważ naoglądałam się i naczytałam o idiotycznych, żenujących romansach pań w wieku średnim z chłopakami młodszymi od nich o 20 lat. Właściwie mi to nie przeszkadzało, ale gdyby dotyczyło mamy, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie pozwolę, aby się zbłaźniła, a ja abym po wakacjach znalazła gdzieś na You Tubie jakieś kompromitujące ją fotki oraz jej adoratora. Zatem coraz bardziej zirytowana wyobrażeniem tego, co może się wydarzyć w jej życiu uczuciowym, przechodząc koło stojącego przy ekspresie do kawy kelnera, rzuciłam po polsku dosyć niewybredną opinię na jego temat, uważając, że chłopak to Grek świetnie mówiący po angielsku.
– Oszalałaś! A co mnie obchodzi twoja matka? – przemówił jak najbardziej poprawną polszczyzną.
Zaniemówiłam i stanęłam jak wryta albo żona Lota. To ty Polak? – zapytałam głupio.
– Polak mały. – Roześmiał się i nawet wydał się sympatyczny, a już na pewno jego uśmiech był bardzo sympatyczny. Polak z Erasmusa – dodał i szarmancko się ukłonił.
– Aśka. – Uznałam, że wystarczy mu tyle, jeżeli chodzi o wiedzę o mnie.
– Też brzmi nieźle – stwierdził z tym swoim uroczym uśmiechem.
– To by było tyle. – Zrobiłam sobie kawę i dodałam, że nie musi mi jej zanosić do stolika.
– Nawet o tym nie pomyślałem, madame. – Ukłonił się raz jeszcze i popatrzył na moją mamę, która radośnie się uśmiechała.
Czyżby jakiś spisek towarzyski? – pomyślałam natychmiast, ale ciocia Pela zapytała, czy chcę iść z nimi na plażę, a skoro nie, to one mówią mi bye oraz życzą miłego przedpołudnia.
– Mamo, czy ty masz coś wspólnego z tym adonisem z Erasmusa? – zapytałam z niepokojem.
– Ja? Absolutnie nic. Pogadaliśmy sobie tylko po angielsku, bo chłopak studiuje anglistykę i każdy kontakt z językiem mu się przyda.
– Pewnie – przytaknęłam.
– A gdybyś się nudziła, to on ma dziś wolne popołudnie i powiedział, że podoba mu się ta zaczytana dziewczyna, która, jak się dowiedział ode mnie, jest moja córką. Będzie przy barze przy basenie. Ale może masz jednak jakąś inną sukienkę, w razie gdybyś zdecydowała się z nim spotkać ? – mama znów z dezaprobatą na mnie popatrzyła.
– Nie mam – stanowczym tonem zakończyłam rozmowę z mamą, która w barwnym, jedwabnym ponczo wyglądała jak motyl i wcale nie w wieku nadającym się na eksponat do gabloty muzealnej.
Bar przy basenie, czegoś bardziej banalnego i infantylnego nie można było wymyślić. Zatem skreśliłam go od razu z planu zajęć na popołudnie, podczas którego do wyboru miałam kolejną kąpiel w morzu i czytanie książki. Oczywiście wybrałam kąpiel w morzu i czytanie książki.
– Cześć! – wyłonił się przy wejściu na plażę.
– Miałeś być przy basenie – mruknęłam.
– Jednak mama ci powtórzyła. – Ucieszył się, ale już nie pokazywał w uśmiechu amanta swoich śnieżnobiałych zębów.
– Podobno podoba ci się ta „zaczytana dziewczyna” – zacytowałam mamę. Od kiedy to takim modelowym chłopakom podobają się podczas wakacji zaczytane dziewczyny.
– Może mnie – powiedział spokojnie i przez chwilę wydał mi się nawet inteligentny. Poza tym to nic nie znaczy – dodał. Nie możesz mi się podobać, i tyle?
– Rzeczywiście, tyle wystarczy – odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku plaży. – Też idziesz na plażę ? Przecież miałeś być przy barze przy basenie – zauważyłam.
– To też droga na plażę, więc przypuszczałem, że cię spotkam – zaczął się tłumaczyć. Owszem zauważyłem, że skręciłaś w inną stronę, dlatego poczekałem tutaj.
– Erasmusie, czego chcesz ode mnie? Naturalnie, mogę ci się podobać, ale jak znam chłopaków, to od podobania się zaczyna…
– Ale ty jesteś trywialna, a myślałem, że jesteś inna. – Spojrzał na mnie szczerze rozczarowany. Po prostu chciałem pogadać z niegłupią dziewczyną. Dobra, przepraszam, idę na basen, aby zadośćuczynić twojemu mniemaniu o mnie.
Zrobiło mi się głupio i uznałam, że pogadać faktycznie możemy, tym bardziej że książkę mogę poczytać później, a i limit pływania w morzu tego dnia już właściwie wyczerpałam.
– Okay, w rezultacie do kolacji nie mam nic w planie oprócz siedzenia na plaży, zatem możemy posiedzieć tam razem – zgodziłam się.
Na plaży nie było tłoczno, większość ludzi po lunchu spędzała czas albo w hotelowym ogrodzie na hamakach, albo przy basenie. Pod jednym z parasoli dostrzegłam barwne kwiaty albo motyle w dużych, słomkowych kapeluszach i wielkich przeciwsłonecznych okularach. Ciocie z mamą na warcie – stwierdziłam, a one w tym momencie rozradowane pomachały, wesoło pozdrawiając. Czyżby o jeden drink podczas obiadu za dużo? W każdym razie na plaży miały doskonałe warunki do realizowania swoich wakacyjnych, dyskusyjnych planów. Natomiast ja, wlokąc się z Erasmusem (bo wciąż nie wiem, jak ma na imię), zamierzam usiąść też pod parasolem i…gadać jak ciocie z mamą. W rezultacie moglibyśmy przysiąść się do nich. Erasmus by pokonwersował po angielsku, a ja… po angielsku także mogę z nim porozmawiać. Też mi się przyda lingwistyczne wzbogacanie języka angielskiego, tym bardziej że również zamierzałam studiować anglistykę. Więc jednak spisek towarzyski! – Zerknęłam na mamę, która, wyciągnięta na leżaku, opalała swoje wciąż zgrabne ciało. Niewiniątko – pomyślałam o mamie. Zorganizowała mi wakacyjne korepetycje z angielskiego.
– Na pewno nie uznasz tego wyjazdu za stratę czasu – zapewniała mnie przed podróżą do Grecji.
2.
Maciek nie był zachwycony festiwalem. Kiedyś jakoś inaczej go odczuwał, odbierał. Czyżby się zestarzał i spanie w maleńkim namiocie, w ciasnocie pola kempingowego, wypełnionego tysiącem innych namiotów już go nie bawiło? Trochę się wstydził sam przed sobą przyznać, że wolałby być w Grecji i godzinami pływać w ciepłym morzu, spacerować z Ninką po plaży, która też nie wszędzie była pełna turystów, więc można było sobie znaleźć miejsce tylko dla siebie. Co prawda, Aśce napisał, że woli swój los namiotowego wagabundy, ale wynikało to raczej z towarzystwa Ninki niż towarzystwa, które też niekoniecznie go zachwycało. Czy coś ze mną nie tak? – pomyślał. Marzę bardziej o standardowych wakacjach niż luzackiej atmosferze muzycznego festiwalu. A może to festiwal się zmienił, nie ja? – zastanawiał się. Uznał, że nie ma co rozważać swoich emocji i samopoczucia. Jest jak jest i dobrze, że jest Ninka. Zresztą Ninka też nie tryskała radością i wesołym nastrojem. Tłumaczyła to tym, że nie bardzo ma się gdzie i jak umyć, a potrzebuje, że za mało ma prywatności, że ciągle wpada na jakiegoś pijanego typa.
– Głupio mi, że wybrzydzam jak jakaś księżniczka – powiedziała Maćkowi, gdy zjadła kolejny raz to samo i niezbyt smaczne. Człowiek robi się hipokrytą, bo wrzuca wesołe zdjęcia do Internetu ,a wesoło mi wcale nie jest. – Ninka zerknęła na Maćka, który się uśmiechał.
– I z czego ty się śmiejesz? Nawet tobie nie mogę zwierzyć się, jak czuję się naprawdę. – Ninka wydawała się autentycznie rozgoryczona.
– Rzeczywiście, która Ninka to ty? Ta ze zdjęcia, uśmiechnięta przy kałuży wody i myjąca zęby czy ta szukająca hotelu co najmniej 3-gwiazdkowego, aby wziąć prysznic? – zażartował.
– Rety, Maciek, chyba ta druga to ja. Dekadencka, wygodnicka, rozpieszczona jedynaczka. – Znów na niego zerknęła spod przeciwsłonecznych okularów. A myślałam, że jestem dziewczyna „luzik” i wszędzie mi dobrze, a szczególnie tam gdzie jest niezobowiązująco.
– Ile ty masz lat, pani dekadentko? – zapytał Maciek.
– Prawie tyle co ty, panie hrabio. – Roześmiali się oboje i przytulili do siebie.
– A gdyby spakować klamoty, namiot i się stąd wynieść? – Maciek pogłaskał Ninkę po odkrytym ramieniu.
– Niby gdzie? Na inny festiwal? Masz już dość muzyki?
– Muzyki nigdy nie mam dość, choć chyba w innym wykonaniu. Też przyzwyczaiłem się do czegoś innego… muzycznie – dodał zawstydzony swoją wybrednością, która w tym miejscu mogła powodować dezorientację co do…
– To znaczy, że oboje nie jesteśmy tu, gdzie być powinniśmy – stwierdziła Ninka.
– Tak jakby – przytaknął Maciek. Więc?
– Coś szalonego! – Ninka szepnęła mu do ucha. – Uciekamy!
– Dokąd? – Maciek zapytał zdziwiony i jednocześnie zadowolony z jej pomysłu.
– Chociażby tu. – Ninka pokazała punkcik na mapie w smartfonie.
– Dobra! W końcu to nasze wakacje i dla nas ustanowiona ta przerwa w nauce!
– Też jesteś egoista, chociaż nie jedynak!
– Dla nas! Dla nas! – Maciek wziął Ninkę na ręce i zaśmiewając się, kręcili się dookoła. Już było fajniej, choć namiot jeszcze stał, wciśnięty pomiędzy setki innych, a huk ze sceny nie przypominał muzyki tylko industrialny jazgot.
– Chyba źle nagłośnili. – Maciek w końcu postawił Ninkę na trawie.
– Chyba – zgodziła się. – Ogólnie jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu komunikacyjnego. Ile nam zajmie spakowanie?
– Chwilę. – Maciek zaczął składać namiot.
Po nieco dłuższej chwili stali przed wyjściem pilnowanym przez ochroniarzy amatorów.
– Już wyjeżdżacie ? Nie podoba się wam? Jest przecież super!
– Jest super, ale nagła wiadomość z domu. Jej siostrze – wskazał na Ninkę – urodziły się czworaczki i nie może sama sobie poradzić.
– A mąż? – zapytał rezolutnie jeden z pilnujących wyjścia.
– Odszedł, gdy dowiedział się, ile ma dzieci…
Chłopaki przy wyjściu ze zrozumieniem pokiwali głowami i nawet zaproponowali jakąś zrzutkę forsy na festiwalu, gdyby samotnej matce nie starczyło 500 plus razy cztery na początek obowiązków macierzyńskich.
– Dzięki, kochani! – Ninka udawała nie tylko wzruszoną, ale przejętą losem swojej porzuconej siostry, matki czworaczków, której to siostry przecież nie miała.
– Nie dość, że egoistka, to jeszcze kłamczucha! – Maciek objął ją, gdy szli leśną ścieżką w kierunku przystanku busa.
– Nie dość, że egoista, to jeszcze kłamczuch! – Ninka powtórzyła, patrząc na Maćka.
– To się dobraliśmy! – Pobiegli, mimo że bagaże nie były lekkie, ale nadjeżdżał bus.
– To chyba nie ten bus – stwierdził Maciek.
– Co masz na myśli? – Ninka nie wydawała się przejęta.
– On jedzie chyba nie tam gdzie chciałaś…
– To może dojedziemy gdzie indziej, gdzie też będzie przyjemnie. – Ninka się roześmiała.
– Więc gdzie wysiadamy?
– Zobaczymy… gdzie nam się spodoba.
Po godzinie jazdy w busie było już tylko kilka osób.
– Może wiedzą państwo, gdzie tu są jakieś noclegi? – Ninka uprzejmie zapytała, ale nikt nie odpowiedział, jakby to pytanie skierowała do osób niesłyszących. Wzruszyła ramionami.
– Co robimy, Maćku?
Właśnie wjechali na szosę, po której obu stronach rozkwitały drzewa owocowe.
– Ale piękny sad! Tutaj bym chętnie rozbiła namiot – rozmarzyła się Ninka.
– Zatem wysiadamy! – Maciek chwycił plecak wraz z workiem ze złożonym namiotem i poprosił kierowcę, aby się zatrzymał.
– Tutaj?
– Tutaj! – odpowiedzieli zgodnie.
Sad był ogrodzony, a właściwie ogrodzenie było chyba kiedyś, bo obecnie płot stał tylko w niektórych miejscach. Wiele jabłoni już miało owoce, dlatego pod niektórymi drzewami leżały jabłka.
–Mamy kolację! – Ninka uśmiechnęła się, zajadając jabłko.
– Ale przecież nie wiemy, do kogo to należy. Ninka, tak nie można…
– Dobra, jutro będziemy szukać właściciela, teraz jest już późno i chce mi się spać.
– Ale… znowu się nie umyjesz. Na kempingu były superwarunki w porównaniu z tymi tutaj.
– Dla mnie tu jest super – oświadczyła zdecydowanie Ninka.
Maleńki namiot Maciek szybko rozstawił. Zapadła noc. Noc tutaj była wyjątkowo ciemna. Żadnego światła, tylko szum wiatru i zapach świeżego powietrza.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka ekologiczna. – Maciek ziewnął i poczuł, że jest głodny.
– Do jutra wytrzymasz, poza tym mam paczkę herbatników i butelkę wody mineralnej.
– Wystarczy – przytaknął.
Natomiast Ninka objadła się soczystych jabłek. – Uroczo – westchnęła.
Nie wiedzieli, kiedy usnęli. Spali ponad 12 godzin, nareszcie w ciszy i spokoju, gdy ktoś w niewybredny sposób oznajmił im, że pobudka.
– Kurwa! Co tutaj robicie?! – Młody mężczyzna nie wyglądał na skłonnego do prowadzenia negocjacji.
– Zgubiliśmy się – wyznała Ninka, gramoląc się z namiotu.
– 15 minut na wypad – warknął.
– A może znasz jakieś fajne miejsce, aby… no jesteśmy na wakacjach. – Ninka nie wiedziała, jak go przekonać, aby im pomógł w rozeznaniu okolicy.
– Może… – zrobił tajemniczą minę, ale trzeba przyznać, że z pewną dozą życzliwości.
– Macie 15 minut, dłużej na was nie czekam! – dodał.
– Pewnie! A będzie gdzie się umyć? – Nince wyraźnie już nie wystarczyły sielskie krajobrazy sadu.
– Może… – Młody znów zrobił tajemniczą minę i znów z pewną dozą życzliwości, jak uznał Maciek.
– No… ale nie o to nam chodziło – westchnęła Ninka.
– Właśnie – przytaknął Maciek.
Młody był wyraźnie zdziwiony. – Przecież wszystko tu macie. Dach nad głową, kibelek, wodę, miskę, a nawet jest grzałka, jakbyście chcieli sobie wody podgrzać. Czego więcej trzeba? Kuchnia jest wspólna, bo mieszka tu jeszcze kilkoro letników. Jakoś się dogadacie, no nie?
– Może… – Ninka nie była pewna. A jak daleko jest do jakiegoś sklepu spożywczego albo miasta? – zapytała.
– Do sklepu około 4 kilometry, czynny codziennie do 16.30 oprócz, oczywiście, sobót i niedziel.
Ninka nie rozumiała, dlaczego oczywiście oprócz sobót, ale uznała, że jej sugestie dotyczące godzin i pracy sklepu są oczywiście mało ważne.
– A miasteczko czy bardziej duża wioska, około 10 kilometrów – dodał młody. Ale blisko jest las i coś na kształt rzeki, gdzie można się wykąpać. Zdaje się, że chciałaś się wykąpać? – spojrzał ze zrozumieniem na Ninkę.
– Tak, kąpiel miałam na myśli – zgodziła się z uśmiechem.
– Więc jak? Płacicie i apartament jest wasz.
Coś z „mentem” ma to wspólnego, ale nie z apartamentem, a nawet pokojem. Ninka nie wiedziała, co zrobić. Owszem, pójdzie nad wodę, czyli nad rzekę się wykapać, przejdą się lasem z Maćkiem do sklepu, aby kupić coś do zjedzenia i wtedy pomyślą co dalej. Na jedną noc zostaną – zdecydowała.
– To znaczy pierwsza noc w takim razie będzie podwójnie kosztować, bo może będę stratny na tym biznesie z wami.
– A jakbyśmy rozbili namiot na łące koło domu?
– Wyjdzie drożej, bo za korzystanie z kibelka i wody będą musiał dodatkowo policzyć.
Stwierdzili, że nie będą się targować, ponieważ idąc tu, domów w najbliższej okolicy nie widzieli, więc jedną noc jakoś dadzą radę wytrzymać.
– Potraktujmy to jako ekologiczną szkołę przetrwania – zaproponował Maciek.
– Dobra – zgodziła się bez entuzjazmu Ninka. – A gdzie letnicy? – zapytała Młodego.
– Albo jeszcze śpią, bo balują do późna w nocy, albo się kąpią w rzece. – Zachichotał i gdzieś zniknął.
Ninka nie była pewna, czy robi jej się też wesoło, czy strasznie.
– Maciuś, może jednak już dziś podejmiemy wędrówkę ku lepszemu życiu. – Uśmiechnęła się, choć chyba żart niezbyt jej się udał.
– Rozejrzyjmy się trochę po okolicy, wydaje się, że jest bardzo ładnie. Krajobrazowo zgodnie z naszymi planami. A wykąpiemy się razem! – przytulił ją.
– Przekonałeś mnie! – Ninka z czułością pogłaskała Maćka po policzku.
– A w pakiecie powitalnym przyniosłem wam zsiadłego mleka, białego sera, trochę miodu i chleb. Jeszcze ciepły, bo babcia przed godziną upiekła. – Młody nagle pojawił się obok nich.
– To więcej niż mogliśmy sobie w tej chwili wymarzyć… oczywiście kulinarnie. – Maciek i Ninka byli bardzo zaskoczeni gastronomicznym gestem młodego i uznali, że chyba zbyt szybko zwątpili w walory tego miejsca. Nawet nie muszą od razu pędzić 4 kilometry przez las, aby zdobywać pożywienie.
– Woda w rzece jest dosyć ciepła i bardzo czysta – dodał Młody jakby do pakietu powitalnego.
– Zatem o takiej łazience marzyłam! – Ninka w tym momencie marzyła przede wszystkim o ciepłym chlebku z miodem i białym serem, ale postanowiła być równie uprzejma jak młody, który wprawił ją w błogi nastrój zawartością tacy postawionej, co prawda, na ławce, ale przynajmniej było gdzie usiąść, aby zjeść. W plecaku miała serwetki, więc było prawie elegancko. Maciek położył na tacy z jedzeniem kilka kwiatków i zrobił zdjęcie.
– Urocze! – szczerze się zachwyciła. Nie wiedziałam Maciuś, że jesteś taki romantyczny!
– W takich warunkach i krajobrazie… muszę.
– I oczywiście chcesz. – Ninka podała mu apetyczną pajdę chleba z białym serem.
– Oczywiście – przytaknął, kiwnąwszy głową, ponieważ usta miał zajęte pochłanianiem zsiadłego mleka, którego w warunkach nieekologicznych nigdy by nie wypił.
W rezultacie jest fajnie. Ninka i Maciek siedzieli przy maleńkim ognisku przed letniskową chatą, piekli ziemniaki, które przyniósł im Młody i nawet nie dodał, że są w jakimś pakiecie tylko, żeby sobie upiekli, bo są wyśmienite, bo z ich pola. Maciek chciał zapłacić, ale Młody nie chciał wziąć pieniędzy.
– Żarty?! Za kilka kartofi będziesz mi płacił? Na zdrowie!
Maciek nie był przyzwyczajony do takiej bezinteresowności i w efekcie na specyficzny sposób dla młodego, życzliwości. Początkowo myślał, że Młody jest cwaniaczkiem naciągającym ich na prymitywne warunki lokalowe, nazywane przez niego superwygodnymi, następnie sądził, że jest naiwny, ale chce jakoś zarobić na tym, co ma, aby stwierdzić, że to po prostu szczery chłopak, żyjący na co dzień w innych warunkach niż on z Ninką. Więc sobie siedzieli przy ognisku, ciepły letni wieczór tworzył wymarzony nastrój do wsłuchiwania się w odgłosy przyrody, a właściwie ciszę wielkiej przestrzeni lasów, łąk, pól. Pieczone ziemniaki rzeczywiście były pyszne i znów jak chleb z serem, popite zsiadłym mlekiem, podarowanym w wakacyjnym pakiecie od Młodego i jego babci.
– A gdzie jego rodzice? – zapytała szeptem Ninka.
– Nie pytam, będzie chciał, to powie, a jak nie, nie będę dociekał. Nie nasza sprawa.
– Rzeczywiście nie nasza – przyznała.
– A gdzie ci letnicy, z którymi mamy dzielić kuchnię lub bardziej pomieszczenie z kuchnią na węgiel lub coś takiego jak węgiel? – zapytała znowu Ninka. Już prawie noc, a ich ani nie słychać, ani nie widać… i w ogóle, jakby ich nie było. Nad rzeką też ich nie wiedziałam – dodała.
– Może pojechali na jakąś wycieczkę. – Maćka wyraźnie nie interesowali letnicy, lecz Ninka. Przytulił ją do siebie i tak, objęci, siedzieli otoczeni jedynie sielskim krajobrazem lasu i łąki, ponieważ do chaty odwrócili się tyłem, zatem nie powodowała u nich mieszanych odczuć co do zagospodarowania architektonicznego tego pięknego zakątka.
– Chciałaś ciszy, spokoju i ekologii, to masz. Zatem cieszmy się, póki ich nie ma, bo z tego, co mówił Młody, oni za ciszą i spokojem nie przepadają.
– Na razie więc tu zostajemy? – Ninka była nieco rozczarowana pomimo ekologicznych walorów ich obecnego lokum.
– Zobaczymy, jak będzie, gdy pojawią się letnicy i na ile starczy nam zachwytu na kąpiel w rzece zamiast pod prysznicem albo w wannie – wymamrotał sennie Maciek.
– Dobra – zgodziła się Ninka. Właściwie jak on się nazywa?
– Zapytaj, właśnie idzie.
– A tak w ogóle Ludek mam na imię – krzyknął, jakby wyczuł, czego chce dowiedzieć się Ninka.
– Ludek? Co to pseudonim czy jakiś skrót od Ludmiła, czy coś takiego? – Spojrzała zdziwiona na Maćka.
– Może skrót albo tak sobie wymyślił. Wolę chyba mówić na niego Młody.
– Jak chcesz… – Ninka grzebała patykiem w dopalającym się ognisku, dogaszając go jednocześnie.
– Idziemy spać? – Wstała i przymilnie się uśmiechnęła. Póki nie ma letników – szepnęła mu do ucha i jednocześnie lekko je pocałowała.
– Sądzisz, że będą nas podglądać? – Maciek udał zaniepokojonego.
– Może my ich będziemy podglądać i nie będziemy mieć czasu na… spanie. – Ninka się roześmiała.
Pobiegli, trzymając się za ręce, do czegoś, co Ludek nazywał apartamentem, a Ninka z Maćkiem nijak nie mogli się z nim w tej kwestii zgodzić. Ale byli zgodni, że Ludek potrafi robić interesy na swojej chatce, z letnikami z miasta, takimi jak oni.
Było już sporo po północy, gdy Ninka usłyszała jakieś głosy. Nie były to głosy z gatunku urojonych, lecz jak najbardziej rzeczywiste, choć w tej ciemnej otchłani, przy otwartym szeroko oknie, wydawały się, jakby dochodziły, nie wiadomo skąd. Może z kosmosu? – pomyślała Ninka i natychmiast się uszczypnęła w policzek, aby nie snuć takich fantazji, tym bardziej że w ogóle w jej odczuciu było jakoś dziwnie. Ta chata miała zadatek na miejsce, gdzie straszą duchy albo chociaż nawiedzają ją czasem kosmici. Odwaliło ci, Ninko? – zapytała samą siebie i zamiast wsłuchiwać się w swoje głupie myśli, zaczęła się wsłuchiwać w rozmowę osób, które chyba były letnikami, o których wspominał im Ludek. Nie podsłuchiwała, ale akustyka ze względu na otwarte okna i drewniane ściany oraz mały metraż domu była na tyle duża, że, nie śpiąc, musiała słyszeć rozmowę sąsiadów.
– Dobra, chowamy rzeczy i jutro znikamy.
– Może lepiej pobyć jeszcze ze dwa, trzy dni, aby nasz wyjazd nie wydał się niezrozumiały.
– A kto tu myśli? Ten głupol lub jego babcia? Powiemy, że nam się znudziło, i tyle. Ostatecznie możemy im zapłacić tak, jak planowaliśmy, do końca tygodnia.
– Co ty jesteś instytucją charytatywną?
– On ma rację. – Usłyszała nareszcie głos dziewczyny. – Taki nagły wyjazd może wydawać się podejrzany, tym bardziej że…
I w tym momencie ktoś z nich włączył jakiś odtwarzacz, a może radio, bo muzyka zagłuszyła ciąg dalszy rozmowy.
Muzyka nie była nawet zbyt głośna, ale słowa, zdania były niewyraźne, niepełne, nic logicznego z nich nie wynikało, gdy w tle grała gitara, coś jeszcze i ktoś śpiewał.
– Melomani – z ironią stwierdziła Ninka i zrezygnowała z dalszego wsłuchiwania się w ich rozmowę. Zresztą niedługo wyłączyli muzykę i chyba wszyscy usnęli.
Maćka obudził dźwięk przysłanego SMS-a.
Jak u Was? Dobrze się bawicie? Koleżanka przysłała mi wiadomość, że widziała na festiwalu Gośkę i Tomka. Oszczędziła mi szczegółów, jak spędzają czas, ale może wy ich też spotkaliście?
Czy ta siostra od rana nie ma co robić w Grecji, że wciąż myśli o tym dupku Tomku?
Siostro, zajmij się kimś innym albo czymś innym i przestań o nim myśleć. Co tam wody w morzu zabrakło albo słońca? Zresztą ich nie spotkaliśmy nigdzie.
Nie, mam też towarzystwo (męskie!), ale tylko tak zapytałam. Pozdrów Ninkę.
Maciek schował smartfon pod poduszkę, ale za chwilę nadszedł następny SMS.
Do cholery, co to akcja wywiadowcza pod tytułem „Poranek z Maćkiem”? – zirytowany wyciągnął smartfon.
Synek, nie obudziłem? U was wszystko OK? Udany ten festiwal?
Super, tatku i oczywiście o tej porze już przebiegłem 10 kilometrów dla utrzymania kondycji. Jest OK. – zakończył SMS-a i zastanowił się, czy ojciec odczyta jego ironię, czy… a właściwie wszystko jedno. Ponieważ Ninka wciąż spała, wyłączył smartfon i postanowił dotrzymać jej towarzystwa w objęciach Morfeusza. O przyzwoitej, jak na wakacje, godzinie obudzili się właściwie jednocześnie.
– Wiesz, że przyjechali?
– Kto przyjechał? – Maciek spojrzał na zaspaną jeszcze Ninkę.
– No ci, o których mówił Ludek, że też tu mieszkają.
– No i co?
– Nic, coś paplali, że chcą wcześniej wyjechać, niż planowali.
– To dobrze, więc może my tu trochę dłużej zostaniemy. Poza tym to ich sprawa.
– Pewnie – przytaknęła Ninka.
– Podsłuchiwałaś, żmijo? – Maciek czule przyciągnął ją do siebie.
– W tej chacie wszystko w nocy słychać, zresztą w dzień pewnie też.
– Nas też? – Mocniej ją przytulił.
– Pewnie też. – Ninka uśmiechnęła się i jeszcze przez pewien czas byli bardzo cichutko i było im bardzo miło.
Dwie dziewczyny i trzech chłopaków kręciło się przed chatą. Wynieśli jakiś składany stół i przynieśli sobie jedzenie.
– To chyba śniadanie. – Ninka zerknęła przez okno. Może się dołączymy? Jak myślisz? – Spojrzała na Maćka.
– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami. W rezultacie śniadanie przy stole, a nie na ławce było zachęcające. Poza tym może lepiej znają okolice i coś im doradzą w kwestii dalszej podróży – pomyślał.
Ninka, uśmiechnięta, wyszła przed chatę z torbą, w której miała co nieco do zjedzenia i ewentualnie do poczęstowania. Gdy pojawiła się w drzwiach, wszyscy siedzący przy stole, jakby zamarli ze zdziwienia.
– Cześć, jestem Ninka i ze swoim chłopakiem mieszkam w pokoju obok waszego. Chwilowo, bo niedługo planujemy się stąd wynieść – zakomunikowała wesoło.
Siedzący przy stole wciąż jakby nie mogli wyjść ze zdumienia. Pierwsza odezwała się dziewczyna.
– Kiedy przyjechaliście? Nie widzieliśmy was.
– Chyba wtedy, gdy was nie było. Nawet z Maćkiem, i Ninka wskazała ręką na okno pokoju, w którym spali, zastanawialiśmy się, dlaczego was nie ma, skoro powinniście być. – Roześmiała się, uważając swoją puentę za dowcipną. Letnicy chyba jednak tak nie uważali, bo wciąż siedzieli nieruchomo i spoglądali na siebie, jakby nie wiedzieli, jak mają reagować na sąsiadów, a szczególnie na rozbawioną sąsiadkę.
– Tak, pozwiedzaliśmy okolicę – odezwała się druga dziewczyna.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
1.
Aśka kolejny raz przejrzała jakieś portale społecznościowe. Tak sobie klikała to tu lub tam i właściwie nie wiedziała, czego albo kogo szuka. Zupełny marazm i zniechęcenie.
– Pa, siostro, już mnie nie ma! A co ty taka pochmurna jak chmura gradowa?
– Idź już do swojej Ninki i daj mi spokój! – Aśka nie rozumiała, skąd w Maćku tyle entuzjazmu w sytuacji gdy ojciec tak ich zawiódł. A może głównie ją zawiódł, bo ona bardzo liczyła na ten wyjazd do Grecji, a Maciek? On pewnie się cieszy, bo ojciec zgodził się na wyjazd Maćka z Ninką na jakiś festiwal muzyczny.
– No skoro nie dostałem urlopu i nie możemy razem jechać na wakacje, to może mogę coś zrobić, aby jakoś zadośćuczynić wam rozczarowanie? – wyraźnie smutny ojciec zaproponował nam tym samym wakacyjną wersję zastępczą, która poprawi nam humory. Oczywiście Maciek natychmiast wykorzystał sytuację i udając równie smutnego jak ojciec oraz przy okazji rozpaczliwie rozczarowanego tym, że nie spędzi z nim, mamą i mną dwóch uroczych tygodni na wyspie greckiej, zaproponował swój wariant rekompensacyjny jego podłego samopoczucia po tym, co uczynił mu tata, a właściwie przełożony taty.
– Tak, synku? Już masz pomysł na swoje wakacje? – Był zdziwiony, że nastrój mojego brata z podle smutnego w ciągu sekundy zmienił się w fontannę radości.
– Pewnie – cicho mruknęłam pod nosem. Maciek od miesiąca chodził wkurzony, że musi z nami jechać na wakacje, aby wzmacniać więzi rodzinne, a Ninka w tym czasie będzie „porzuconą” dziewczyną i nie wiadomo, co może jej przyjść do głowy, gdy za bardzo będzie się nudziła i za bardzo za nim tęskniła – to Aśka już sobie pomyślała, bo nie chciała informować ojca o przyczynie tak szybko podjętej decyzji jego syna.
– To może ten festiwal muzyczny, o którym ci wspomniałem? – nieśmiało zapytał i mrugnął do mnie, ale już bynajmniej nie nieśmiało, ale rozkazująco, abym się nie odzywała w jakiejkolwiek kwestii dotyczącej jego oraz jego spraw osobistych.
– Dobra – znowu mruknęłam pod nosem.
A ty, córcia, też masz mi coś do powiedzenia? – Ojciec był coraz bardziej zdziwiony naszą elokwencją na temat wakacji, z nim i mamą w wersji wstępnej, spędzanych razem.
– Nie, ja może później… – odpowiedziałam, zerkając na brata w taki sposób, że nie mógł być pewien, co powiem ojcu. Ojciec jednak, wciąż pełen wyrzutów sumienia co do naszych straconych złudzeń wakacyjnych, był gotowy zgodzić się na wszystko lub… prawie wszystko.
– Festiwal muzyczny? Aha! To ten, o którym tyle mówią w telewizji?
– Tak, tak, ten – Maciek przytaknął, ale niepewny, czy powinien przytakiwać ze wstydem, że marzy o czymś niestosownym, czy z dumą, że nie przejmuje się tym, co gadają w mediach, niektórych oczywiście.
– No, nie wiem, synku. A nie będziesz tam sam? Zorganizujesz sobie towarzystwo?
– Pewnie! – dodałam szybko za brata. – Tego tata może być pewny.
Maciek znowu spojrzał na mnie tak, jakbym nadużyła jakiejś wiedzy. Po prostu wsparłam brata, a on tego nie docenia – oburzona znowu sobie pomyślałam, ponieważ nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję w trakcie jego negocjacji z ojcem. Bo przecież mogłabym zapytać, jakie towarzystwo mój brat sobie zorganizuje? Tata policjant, a zupełnie nie wykazywał w tej kwestii natury śledczego.
– Czy mogę zatem liczyć, że nie spowodujesz, że będę miał jakieś problemy z racji… tego twojego wyjazdu na festiwal?
– Więc się godzisz, tatku? – Brat, uszczęśliwiony, zapomniał obiecać to i owo.
Ojciec chyba od dawna nie widział tak uszczęśliwionego syna, zatem o nic już więcej nie pytał ani nie domagał się żadnych deklaracji, tylko pokiwał głową ze zrozumieniem albo z bezradnością.
– Cóż… moja wina i nie moja jednocześnie, że akurat mam bardzo ważną sprawę w toku i nie mogę dostać urlopu. – Pokiwał głową jeszcze raz, ale tym razem ze zwątpieniem. I nie wiem, czy dlatego, że sprawa, która była w toku, przyprawiała go o zwątpienie, czy wiedział, że zgoda na tylko w kilku procentach akceptowany przez niego wyjazd syna na festiwal, jest jedynym sposobem na wakacyjną frustrację jego dzieci, a przynajmniej jednego z dzieci.
Więc tyle o dobrym humorze mojego brata, który w wyniku analizy, jaką sobie przeprowadziłam, okazał się zrozumiały. Westchnęłam z zazdrością, że ma gdzie jechać i z kim jechać na wakacje i znowu zaczęłam przeglądać strony internetowe. Nic mnie jednak nie zainteresowało i mną nikt się nie interesował. Depresja albo wyobrażenie o niej coraz bardziej wypełniało mój czas bez celu i bez sensu.
– Córcia, co z tobą? – Po Maćku do pokoju weszła mama, radosna i uśmiechnięta, nie wiadomo jeszcze z jakiego powodu. Okazało się, że mama była radosna bez powodu i chciała mnie tylko pocieszyć oraz przypomnieć, że mogę przedstawić swój plan na spędzenie tych dwóch tygodni, jakie mieliśmy spędzić wspólnie. Ona, naturalnie, jest do dyspozycji… bo dostała urlop.
Rzeczywiście mnie pocieszyła – pomyślałam sobie tym razem z ironią i od tego myślenia jeszcze bardziej czułam, jak jestem niepocieszona.
– Tak, tak – powiedziałam. – Myślę o tym, myślę… – westchnęłam.
– A gdzie Maciuś? – Mama troskliwie zainteresowała się także bratem.
– Poszedł spotkać się z towarzystwem, które zorganizował sobie na wyjazd na festiwal.
– Dobrze, dobrze – ucieszyła się mama, a ja znowu przemilczałam meritum swojej wiedzy. Bo Ninki mama nie za bardzo lubiła, ponieważ Ninka za bardzo absorbowała brata, a brat miał się uczyć, a nie interesować koleżankami. No może trochę miał przyzwolenia na interesowanie się koleżankami, ale nie za bardzo. Natomiast Ninka nie wpisywała się w opcję „nie za bardzo” ale „w bardzo” lub ”za bardzo”.
– Znasz to towarzystwo? – mama próbowała zachęcić mnie do wyznań.
– Ja? Skąd? Na pewno jacyś koledzy z uczelni. Bardzo ekscytują się tą… muzyką – dodałam z przekonaniem.
– Dobrze, dobrze – powtórzyła mama również chyba z przekonaniem.
– Asiu, a może byśmy we dwie pojechały na te wyspy greckie? – zapytała niepewnie.
– Może… – zamyśliłam się, nie myśląc jednak o wyspach greckich i mamie, ale o wyspach greckich i Tomku. Taka opcja bardziej by mi odpowiadała, ale była zupełnie nierealna. Tomek, owszem, jechał na wyspę szczęśliwości, lecz z Gośką. Pewnie, uszczęśliwieni, spotkają tam równie szczęśliwego mojego brata z Ninką.
– Weź moją propozycję pod uwagę – powiedziała mama już nieco pewniej. – Tata bardzo aprobuje taki pomysł – dodała.
– Zastanowię się – obiecałam. Co mi szkodzi obiecać. Zresztą musiałam znowu przeanalizować wszystkie możliwości. Podobno mam to analizowanie po ojcu. I co z tego? Policjantką śledczą na pewno nie zostanę… bo zawsze z urlopami jest problem. Wciąż jakieś specjalne akcje lub sprawy w toku. Moją specjalną sprawą w toku była sprawa Tomka i jego wrednego, niegodnego zaufania, charakteru.
– Czy ja z tobą brałem ślub? – zapytał, gdy poprosiłam o wytłumaczenie, dlaczego widziano go z Gośką, w czasie gdy umówił się ze mną, a mnie powiedział, że miał nagłą wizytę u stomatologa.
Ślubu nie braliśmy, to był fakt, a Gośka stomatologiem nie była, to także było pewne. Nie trzeba było do tego dochodzenia.
– I co?
Dzień zaczął się nie od moich refleksji, ale od wkroczenia mamy do mojej sypialni. Dyskretnie zapukała, a następnie z uśmiechem na twarzy próbowała rozpromienić mi czas pomiędzy jeszcze śnieniem a rzeczywistością.
– Jakie „i co”? – zapytałam, bo pomimo świadomości, że już się obudziłam, nie wiedziałam, o co mamie chodzi.
– Miałaś, córciu, zastanowić się nad moją wakacyjną propozycją. No wiesz, te wyspy greckie jakby są wciąż aktualne, ale może trochę w innym składzie towarzyskim. – Uśmiechnęła się, tym razem tajemniczo.
– Dobra, czyli ty i ja, i morze, i plaża, i pyszne żarcie. Dwa tygodnie słońca i Zorby w rozmaitych wariantach muzycznych. No faktycznie, jest to jakiś alternatywny zestaw – powiedziałam i znów pomyślałam sobie o Tomku, który zastępuje te wszystkie dobrodziejstwa wakacyjne, jakie oferuje mi mama… ale nie mnie, lecz Gośce. Wetchnęłam rozpaczliwie, a może nie rozpaczliwie, bo mama moje westchnienie uznała za rozmarzenie.
– A więc zgoda?
W chmurze wyobraźni miałam upał w mieście, jaki obwieszczano od kilku dni i asfaltowo-betonowy żar wynikający z ocieplenia klimatu, który trudno znosić, gdy powietrze ma ponad 35 stopni Celsjusza. – Zatem wyspa na morzu i możliwość siedzenia w wodzie, a nie w dusznym pokoju czy betonowej kombinacji bloków mieszkalnych i biurowców – przekonywała.
– Dziecko, ale ty jesteś racjonalna – mama z uznaniem stwierdziła po wysłuchaniu mojej refleksji na temat ocieplenia klimatu i związanej z tym wakacyjnej alternatywie na wyspie.
– No bywa – skromnie przyznałam i znów pojawił mi się w racjonalnej nieracjonalności, czyli wyobraźni (muszę przeanalizować dokładnie ten stan umysłu) obraz Tomka oraz jego aktualnej dziewczyny. Tak, konieczna jest alternatywa – postanowiłam.
– Zatem może…
– Zatem wybierasz morze i moje towarzystwo – ucieszyła się mama i jakby od razu odmłodniała o kilka lat, choć muszę przyznać, że i bez tej ekstremalnej emocji szczęścia nie wygląda na matkę syna studenta oraz nieco młodszej córki.
– Pędzę więc do kosmetyczki, fryzjera, a ciebie zapraszam na zakupy. Musisz sobie kupić jakieś seksowne ciuszki, może bikini, jakąś minisukienkę, szorty, będzie przecież gorąco… – szczebiotała jak niektóre moje koleżanki przed randką.
– Mamo, co ty! Ja nie jadę na podryw, ale na wakacje z tobą! – ze zdziwieniem i zaniepokojeniem nadmiernym entuzjazmem mamy wyraziłam swoją opinię co do jej sugestii.
– No więc dobra, wybierzesz sobie, co chcesz… – Mama była w każdej kwestii nastawiona rozejmowo. – Ale może chociaż pójdziemy razem do fryzjera?
– Nie pójdziemy ani razem, ani osobno – warknęłam i mama zrozumiała, że limit mojej tolerancji na przygotowania do wyjazdu w jej wersji się skończył.
– Dobrze, dobrze córeczko. Ależ tata się ucieszy z twojej decyzji. Bo wiesz, na Maćka to my już wpływu nie mamy. Cóż, ten festiwal… ale ojciec będzie miał go na oku – mrugnęła do mnie porozumiewawczo, choć nie wiedziałam, o jakie porozumienie jej chodzi. Pewnie o to, że po festiwalu Maciek wróci w domu, a ojciec będzie strzegł jego poprawności… obyczajowej między innymi. Nie wiem, co prawda, jak to zrobi, bo ze względu na „sprawę w toku” wciąż ma dyżury, ale może faceci mają swoje sposoby. Ja natomiast poczułam się, jak roślinka bez własnego zdania i mocy przekonywania, poddana wyłącznie sugestiom wychowawczym mamy i taty. Ale i tak swoje wiem, i kupię sobie, co będę chciała, i do fryzjera nie pójdę. Zatem zbuntowana na tyle, na ile miałam chęć i możliwość w tym momencie swojego życia, zaczęłam jeść śniadanie, które również zrobiłam sobie takie, jak chciałam, a nie takie, jak chciała mama… choć trochę podobne. W końcu przecież jestem jej córką, więc chyba jakieś podobieństwa mentalne, jako wynikające z genetyki, muszę przyjąć.
Mama, po drugiej już kawie tego dnia, znowu wykonała tajemniczy uśmiech i wrzucając do torby jeszcze „pączka na drogę” pobiegła do fryzjera. A ja otrzymałam fotkę od Zuzki, na której Tomek romantycznie obejmuje Gośkę, siedząc na bulwarach nad rzeką. I Zuzka chce się uważać za moją przyjaciółkę! Zołza, a nie Zuzka. A może w rezultacie ma rację. Lepiej wiedzieć, jaki jest z niego niewierny drań i nie łudzić się nadzieją na miłość. Ale co Zuzka robiła na bulwarach? Aha, pewnie jechała na rowerze. Że też, jadąc na rowerze, myśli o mnie… więc jednak przyjaciółka. Wysłałam zatem jej „hejtowego” SMS-a, że mam gdzieś Tomka i jego wywłokę, dodając uprzejmie, żeby nie było tak hejtowo, że mimo wszystko miłość najważniejsza, więc ja wolę jechać do Grecji.
Masz nowego chłopaka? – zaraz otrzymałam SMS-a od Zuzki.
Jadę z mamą – odpowiedziałam, na co Zuzka przysłała mi tylko zdziwionego emotikona.
Niech myśli, co chce – stwierdziłam. Może zakocham się w jakimś greckim krajobrazie lub greckiej sałatce. Wzruszyłam ramionami i włożyłam do bagażu podręcznego kilka książek.
Siostro, podobno jedziesz z matulą do Grecji! Ninka cię pozdrawia i jesteśmy pod wrażeniem twojej decyzji. Tomuś znalazł sobie inną pannę?
Cóż to? Wiadomość o moim wyjeździe z mamą i nowej dziewczynie Tomka jest newsem dnia?
Szydercy, dam radę! – odpisałam bratu i Nince, ale jakby tego było mało, zadzwonił telefon z gratulacjami od taty, że jestem taką rozsądną dziewczyną. Rozsądną? Tylko dlatego, że jadę z mamą na wakacje? Nie miałam już siły się buntować i tłumaczyć motywacji swojej decyzji, więc tylko przytaknęłam szczęśliwemu tatusiowi, utwierdzając go w przekonaniu, że ma supercórkę. Też mu się należy trochę radości z domniemanego sukcesu wychowawczego, skoro syn rozczarował go swoją decyzją wakacyjną. Chyba wolałabym być na miejscu Maćka – pomyślałam, ale ponieważ mam mocne poczucie własnej tożsamości, natychmiast znowu stałam się Aśką, siostrą Maćka… oraz przyjaciółką Zuzki i byłą dziewczyną Tomka. Jak na CV, to może trochę za mało i zbyt osobiste, ale to nie CV przecież.
Gdy wysiadłyśmy z mamą z samolotu na lotnisku w Grecji, mama wyraźnie chciała mi coś powiedzieć, ale widziałam, że szuka odpowiednich słów albo momentu, aby objawić mi coś, czego dotychczas mi nie powiedziała. Też czasem tak miałam, gdy niekoniecznie w odpowiednim czasie poinformowałam o czymś, co powinno być oczywiste dużo wcześniej. Na przykład, gdy zapomniałam powiadomić rodziców, że na święta zaprosiłam koleżankę, bo akurat jej rodzice się rozwodzą i do ostatniej przedświątecznej chwili nie potrafili ustalić, z którym z nich ich córka spędzi święta lub gdy przyniosłam do domu kotka, który szukał opiekuna i dopiero po kilku dniach mama znalazła go, gdy sprzątała, śpiącego pod moim tapczanem, ponieważ wcześniej jakoś nie potrafiłam im o nowym lokatorze powiedzieć. W rezultacie obie sytuacje zostały dobrze przyjęte, choć co do kota, tata miał wątpliwości, czy powinien szwendać się po mieszkaniu, a także wytknął mi nieszczerość oraz nieuzasadniony brak zaufania względem rodziców, którzy oczywiście mnie kochają i mi ufają. Więc ja, naturalnie, też kocham mamę i jej ufam, a ona jakoś miała problem z zaufaniem mi, gdyż wydawała się czymś bardziej przejęta i zaabsorbowana myślowo niż piękną pogodą, która standardowo w Grecji powinna już na wstępie ją oczarować i wprawić w wyśmienity nastrój. A na mamę ani pogoda, ani deklarowana nieraz miłość do córki, czyli do mnie, zupełnie nie działały na poprawę jej nastroju.
– Halo, mamo, tu jestem! – Pomachałam ręką przed jej oczami, pomimo tego, że siedziałyśmy obok siebie w autokarze, który wiózł nas do hotelu.
– Tak, tak, córcia, wiem, wiem.
– Coś nie tak ze mną czy z tobą? – zapytałam.
– A dlaczego pytasz?
– Bo jesteś jakaś dziwna. Może po prostu jesteś zmęczona, to rozumiem, ale chyba to nie to.
Mama chrząknęła, ale symulowanie kaszlu jej nie wyszło, zatem po wzięciu głębokiego oddechu oznajmiła, że nie będziemy same.
– To oczywiste, że nie będziemy same, bo hotel jest duży i na wakacje do Grecji przyjeżdża bardzo wielu turystów.
– Nie to miałam na myśli, Asiu. Otóż uznaliśmy z tatą, że po co ma się zmarnować promocyjna rezerwacja jego i Maćka, dlatego pomyśleliśmy, że może ktoś by za nich pojechał.
– I? – dodawałam jej otuchy.
– Ciocia Pela i ciocia Wiesia – wyszeptała mama. – Wyszeptała, ponieważ wiedziała, że ta informacja nie podziała na mnie krzepiąco, a wypowiedziana normalnym głosem mogłaby spowodować u mnie natychmiastowy ból głowy. Ciocia Pela i ciocia Wiesia nie były prawdziwymi ciociami, tylko koleżankami z pracy mamy. Ale ponieważ, odkąd pamiętam, zawsze były z nami jak rodzina, więc zostały ciociami naszej rodziny. Cechą charakterystyczną obu cioć była ponadnormatywna rozmowność oraz ponadnormatywna pasja dbania o swoje zdrowie. Oczywiście to nic złego dbać o swoje zdrowie i być rozmownym człowiekiem, czyli towarzyskim, ale ciocie nie uwzględniały tego, że nie każdego interesuje to, co mają do powiedzenia. Z racji dobrego wychowania można było wytrzymać spotkania rodzinne, podczas których ciocie były zapraszane i wysłuchiwane, ale przez dwa tygodnie nie da się udawać dobrze wychowanej. Zatem Aśka była przekonana, że zawiedzie mamę w kwestii jej domniemanego dobrego wychowania. Będzie bowiem musiała się wykazać arogancją lub alienacją, ponieważ tego słowotoku i zgiełku myślowego ona nie wytrzyma. I to mają być wakacje? – Aśka najchętniej wzięłaby walizkę i wróciła na lotnisko, aby dostać się na samolot, który odtransportuje ją do domu. Z ojcem prędzej wytrzyma niż z mamą i jej koleżankami.
– Wiesz, Asiu, w pracy nie ma kiedy porozmawiać, a podczas wakacji jest więcej czasu, swoboda, więc nadrobimy, co mamy do nadrobienia w ploteczkach, i nie tylko. – Uśmiechnęła się, a Aśka zadrżała ze strachu przed retorycznymi planami mamy i jej przyjaciółek. Poza tym ty też będziesz miała więcej swobody – dodała mama. Nie będziesz musiała spędzać całego czasu z matką i jeszcze mam do tego niespodziankę!
Właściwie chciałam powiedzieć, aby nie mówiła mi o następnej niespodziance, jeżeli ma być ona z gatunku tej o cioci Peli i cioci Wiesi. Ale nie zdążyłam tego powiedzieć, bo mama wręczyła mi jakiś blankiet.
– To twoja rezerwacja!
– Ależ niespodzianka! Przecież wiadomo, że mam rezerwację w tym hotelu. – Wzruszyłam ramionami coraz bardziej zrozpaczona, że dałam się namówić na ten wyjazd.
– Znaczy to rezerwacja Maciusia, ale, jak wiesz, Maciuś został w kraju z tatą.
– …i Ninką – szepnęłam do siebie, a następnie zapytałam: – I co z tego? – machając przed oczami mamie, tym razem już nie ręką, aby ocknęła się z zamyślenia, lecz wydrukiem rezerwacji, aby wytłumaczyła mi jej wyjątkowość.
– Otóż Maciuś, wyrażając zgodę na wyjazd z nami, postawił warunek, że musi mieć oddzielny pokój. Zatem…
Uświadomiłam sobie szczęście, jakie w tym momencie spłynęło na mnie po coraz bardziej posępnych wyobrażeniach, jak to będzie z ciociami i mamą w jednym pokoju. W planach już miałam napisanie scenariusza horroru albo thrillera, aby odreagować wszystkie złe emocje i jeszcze gorsze myśli kojarzące się z przymusowym, wspólnym zakwaterowaniem. Ale kinematografia nie otrzyma tego daru ode mnie, ponieważ ja otrzymałam dar od swojego brata, który jak zwykle potrafił wynegocjować dla siebie najlepszą opcję, to znaczy taką, jaką był w stanie zaakceptować w sytuacji niekoniecznie dla niego wmarzonej. Tym razem i dla mnie jego opcja okazała się najlepsza z możliwych w danej, niewymarzonej sytuacji. Westchnęłam z ulgą.
– Nie cieszysz się, córciu? – Moje westchnienie mama wzięła za westchnienie rozczarowania.
– Cieszę się bardzo, ale chyba jestem zmęczona. Odpoczynek bardzo mi się przyda – dodałam.
– Przecież jesteśmy na wakacjach. Będziesz miała dla siebie mnóstwo czasu – radośnie jeszcze raz stwierdziła mama.
Dzięki ci, bracie, za ten wynegocjowany pokój – wysłałam SMS-a Maćkowi.
Wolę z Ninką namiot, ale czuj się jak u siebie, siostro. Ninka też się cieszy, że masz gdzie spać… choć samotnie.
Nie przejmujcie się moim jednoosobowym pokojem – odpowiedziałam. Natomiast mama była niezmiernie przejęta spotkaniem z ciociami, które już czekały na nią w apartamencie, w którym do woli będą mogły się nagadać. Właśnie przysłały zdjęcie z tarasu, na którym na nas czekają.
– Piękny widoczek – przyznałam.
– No widzisz, jeszcze będziesz żałować, że nie mieszkasz z nami. – Mama czule pogłaskała mnie po policzku.
– Nie przejmuj się, jakoś sobie z tym poradzę – zapewniłam ją, uśmiechając się najszczerzej i najpiękniej, jak potrafiłam, na myśl, że jednak mam oddzielny pokój.
– Taaa, pewnie, rozumiem, że nie sprawdzasz mamy, tylko pytasz, czy dobrze się bawi z ciociami. Tego nie wiem, bo jestem tu dopiero trzeci dzień, ale z obserwacji wynika, że mają się świetnie i na razie są jakby w fazie wstępnej omawiania spraw towarzyskich i rodzinnych. Nie zadzwonisz do niej? Nie chcesz jej przeszkadzać w odpoczynku? OK, powtórzę pozdrowienia.
Nie wiem, czy tata stęsknił się za mamą, ale wyraźnie miał niedosyt informacji o tym, jak zaadaptowała się w warunkach greckich, biorąc pod uwagę chyba wszelkie towarzystwo, a nie tylko towarzystwo cioć. A ciocie znane były z bardzo towarzyskiego usposobienia oraz otwartości na nowe doznania i znajomości. Zatem pewnie te cechy charakteru cioć niepokoiły tatę albo raczej wpływ tych cech na wakacyjne zachowania mamy. Chciałabym, aby mój facet po 20 latach małżeństwa wciąż był zainteresowany tym, co robię na wakacjach, gdy jego nie ma pod ręką – pomarzyłam sobie. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze 20 minut do śniadania, więc może pójdę wypić kawę. Mama z ciociami siedziały już na tarasie, tym razem restauracji, gawędziły, nie zwracając na nic i nikogo uwagi.
– O, jesteś złotko! – Ciocia Pela jednak zwróciła na mnie uwagę, czego nie mogę powiedzieć o mamie, zajętej konwersacją z młodym kelnerem, władającym, jak ona, płynną angielszczyzną.
– Mamo, tata dzwonił – powiedziałam głośno, a może nawet za głośno. W każdym razie efekt osiągnęłam, bo młody kelner natychmiast zniknął, a mama spojrzała na mnie, aczkolwiek z mniejszym zachwytem niż na niego.
– Córciu kochana, czy ty nie masz nic innego tylko ubrania w kolorze czarnym? – Z rozpaczą popatrzyła na moją, uważam, że świetną sukienkę na ramiączkach. Co ty będziesz nosiła, gdy umrę?
– Wtedy włoży kolorową sukienkę – zachichotała ciocia Wiesia i natychmiast już poważniej dodała, żeby mama nie przesadzała, bo sukienka jest fajna i Asia też wygląda niej doskonale. No może ona by takiej nie włożyła, ale Asia… Asia ma swój gust.
– No właśnie – przytaknęłam. – Tata kazał pozdrowić. – Uśmiechnęłam się trochę sztucznie i poszłam po coś do jedzenia. Gdy wróciłam z tacą, mama siedziała zamyślona.
– Dlaczego on do mnie nie zadzwonił tylko do ciebie?
– Bo nie chce ci się narzucać – odpowiedziałam z ustami pełnymi francuskiego rogalika.
– A to dobre, mąż nie chce się narzucać żonie! Ale wychowałaś sobie faceta, Baśka! – Ciocie były zachwycone, a mama jakby nieco mniej.
– Czy nie wyczułaś u taty czegoś, co by świadczyło o tym, że odpowiadał mu z jakichś osobistych powodów nasz wyjazd?
– Nic takiego nie wyczułam, mamo, raczej wyczułam, że bardzo jest zmęczony.
Czy dadzą mi w spokoju zjeść tego rogalika? – pomyślałam.
– A czym on taki zmęczony? – zastanawiała się mama. – No, powiedzcie, dziewczyny! Obiad i śniadanie je w pracy, a czasem też kolację, więc nie musi robić zakupów ani gotować. Maciuś jest na wyjeździe, my także, więc co on robi, że taki zmęczony?
– Pracuje, mamo – odpowiedziałam rzeczowo. Chyba wiesz, po 20 latach małżeństwa, że tata ma bardzo wyczerpującą pracę.
– Tak, tak, córcia, wiem, ale mimo wszystko… I znowu zerknęła na młodego kelnera, który również zerkał w naszą stronę. A ty, Asiu, dobrze się bawisz?
– Świetnie, mamo, już przeczytałam całą książkę i pół następnej, przesiedziałam prawie cały wczorajszy dzień w morzu, a dzisiaj chyba powtórzę ten rytuał. Więc jest bardzo zabawnie.
Ciocie popatrzyły na siebie bez zrozumienia, a młody kelner wciąż zerkał w kierunku naszego stolika. Narastało we mnie wzburzenie i irytacja, ponieważ naoglądałam się i naczytałam o idiotycznych, żenujących romansach pań w wieku średnim z chłopakami młodszymi od nich o 20 lat. Właściwie mi to nie przeszkadzało, ale gdyby dotyczyło mamy, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie pozwolę, aby się zbłaźniła, a ja abym po wakacjach znalazła gdzieś na You Tubie jakieś kompromitujące ją fotki oraz jej adoratora. Zatem coraz bardziej zirytowana wyobrażeniem tego, co może się wydarzyć w jej życiu uczuciowym, przechodząc koło stojącego przy ekspresie do kawy kelnera, rzuciłam po polsku dosyć niewybredną opinię na jego temat, uważając, że chłopak to Grek świetnie mówiący po angielsku.
– Oszalałaś! A co mnie obchodzi twoja matka? – przemówił jak najbardziej poprawną polszczyzną.
Zaniemówiłam i stanęłam jak wryta albo żona Lota. To ty Polak? – zapytałam głupio.
– Polak mały. – Roześmiał się i nawet wydał się sympatyczny, a już na pewno jego uśmiech był bardzo sympatyczny. Polak z Erasmusa – dodał i szarmancko się ukłonił.
– Aśka. – Uznałam, że wystarczy mu tyle, jeżeli chodzi o wiedzę o mnie.
– Też brzmi nieźle – stwierdził z tym swoim uroczym uśmiechem.
– To by było tyle. – Zrobiłam sobie kawę i dodałam, że nie musi mi jej zanosić do stolika.
– Nawet o tym nie pomyślałem, madame. – Ukłonił się raz jeszcze i popatrzył na moją mamę, która radośnie się uśmiechała.
Czyżby jakiś spisek towarzyski? – pomyślałam natychmiast, ale ciocia Pela zapytała, czy chcę iść z nimi na plażę, a skoro nie, to one mówią mi bye oraz życzą miłego przedpołudnia.
– Mamo, czy ty masz coś wspólnego z tym adonisem z Erasmusa? – zapytałam z niepokojem.
– Ja? Absolutnie nic. Pogadaliśmy sobie tylko po angielsku, bo chłopak studiuje anglistykę i każdy kontakt z językiem mu się przyda.
– Pewnie – przytaknęłam.
– A gdybyś się nudziła, to on ma dziś wolne popołudnie i powiedział, że podoba mu się ta zaczytana dziewczyna, która, jak się dowiedział ode mnie, jest moja córką. Będzie przy barze przy basenie. Ale może masz jednak jakąś inną sukienkę, w razie gdybyś zdecydowała się z nim spotkać ? – mama znów z dezaprobatą na mnie popatrzyła.
– Nie mam – stanowczym tonem zakończyłam rozmowę z mamą, która w barwnym, jedwabnym ponczo wyglądała jak motyl i wcale nie w wieku nadającym się na eksponat do gabloty muzealnej.
Bar przy basenie, czegoś bardziej banalnego i infantylnego nie można było wymyślić. Zatem skreśliłam go od razu z planu zajęć na popołudnie, podczas którego do wyboru miałam kolejną kąpiel w morzu i czytanie książki. Oczywiście wybrałam kąpiel w morzu i czytanie książki.
– Cześć! – wyłonił się przy wejściu na plażę.
– Miałeś być przy basenie – mruknęłam.
– Jednak mama ci powtórzyła. – Ucieszył się, ale już nie pokazywał w uśmiechu amanta swoich śnieżnobiałych zębów.
– Podobno podoba ci się ta „zaczytana dziewczyna” – zacytowałam mamę. Od kiedy to takim modelowym chłopakom podobają się podczas wakacji zaczytane dziewczyny.
– Może mnie – powiedział spokojnie i przez chwilę wydał mi się nawet inteligentny. Poza tym to nic nie znaczy – dodał. Nie możesz mi się podobać, i tyle?
– Rzeczywiście, tyle wystarczy – odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku plaży. – Też idziesz na plażę ? Przecież miałeś być przy barze przy basenie – zauważyłam.
– To też droga na plażę, więc przypuszczałem, że cię spotkam – zaczął się tłumaczyć. Owszem zauważyłem, że skręciłaś w inną stronę, dlatego poczekałem tutaj.
– Erasmusie, czego chcesz ode mnie? Naturalnie, mogę ci się podobać, ale jak znam chłopaków, to od podobania się zaczyna…
– Ale ty jesteś trywialna, a myślałem, że jesteś inna. – Spojrzał na mnie szczerze rozczarowany. Po prostu chciałem pogadać z niegłupią dziewczyną. Dobra, przepraszam, idę na basen, aby zadośćuczynić twojemu mniemaniu o mnie.
Zrobiło mi się głupio i uznałam, że pogadać faktycznie możemy, tym bardziej że książkę mogę poczytać później, a i limit pływania w morzu tego dnia już właściwie wyczerpałam.
– Okay, w rezultacie do kolacji nie mam nic w planie oprócz siedzenia na plaży, zatem możemy posiedzieć tam razem – zgodziłam się.
Na plaży nie było tłoczno, większość ludzi po lunchu spędzała czas albo w hotelowym ogrodzie na hamakach, albo przy basenie. Pod jednym z parasoli dostrzegłam barwne kwiaty albo motyle w dużych, słomkowych kapeluszach i wielkich przeciwsłonecznych okularach. Ciocie z mamą na warcie – stwierdziłam, a one w tym momencie rozradowane pomachały, wesoło pozdrawiając. Czyżby o jeden drink podczas obiadu za dużo? W każdym razie na plaży miały doskonałe warunki do realizowania swoich wakacyjnych, dyskusyjnych planów. Natomiast ja, wlokąc się z Erasmusem (bo wciąż nie wiem, jak ma na imię), zamierzam usiąść też pod parasolem i…gadać jak ciocie z mamą. W rezultacie moglibyśmy przysiąść się do nich. Erasmus by pokonwersował po angielsku, a ja… po angielsku także mogę z nim porozmawiać. Też mi się przyda lingwistyczne wzbogacanie języka angielskiego, tym bardziej że również zamierzałam studiować anglistykę. Więc jednak spisek towarzyski! – Zerknęłam na mamę, która, wyciągnięta na leżaku, opalała swoje wciąż zgrabne ciało. Niewiniątko – pomyślałam o mamie. Zorganizowała mi wakacyjne korepetycje z angielskiego.
– Na pewno nie uznasz tego wyjazdu za stratę czasu – zapewniała mnie przed podróżą do Grecji.
2.
Maciek nie był zachwycony festiwalem. Kiedyś jakoś inaczej go odczuwał, odbierał. Czyżby się zestarzał i spanie w maleńkim namiocie, w ciasnocie pola kempingowego, wypełnionego tysiącem innych namiotów już go nie bawiło? Trochę się wstydził sam przed sobą przyznać, że wolałby być w Grecji i godzinami pływać w ciepłym morzu, spacerować z Ninką po plaży, która też nie wszędzie była pełna turystów, więc można było sobie znaleźć miejsce tylko dla siebie. Co prawda, Aśce napisał, że woli swój los namiotowego wagabundy, ale wynikało to raczej z towarzystwa Ninki niż towarzystwa, które też niekoniecznie go zachwycało. Czy coś ze mną nie tak? – pomyślał. Marzę bardziej o standardowych wakacjach niż luzackiej atmosferze muzycznego festiwalu. A może to festiwal się zmienił, nie ja? – zastanawiał się. Uznał, że nie ma co rozważać swoich emocji i samopoczucia. Jest jak jest i dobrze, że jest Ninka. Zresztą Ninka też nie tryskała radością i wesołym nastrojem. Tłumaczyła to tym, że nie bardzo ma się gdzie i jak umyć, a potrzebuje, że za mało ma prywatności, że ciągle wpada na jakiegoś pijanego typa.
– Głupio mi, że wybrzydzam jak jakaś księżniczka – powiedziała Maćkowi, gdy zjadła kolejny raz to samo i niezbyt smaczne. Człowiek robi się hipokrytą, bo wrzuca wesołe zdjęcia do Internetu ,a wesoło mi wcale nie jest. – Ninka zerknęła na Maćka, który się uśmiechał.
– I z czego ty się śmiejesz? Nawet tobie nie mogę zwierzyć się, jak czuję się naprawdę. – Ninka wydawała się autentycznie rozgoryczona.
– Rzeczywiście, która Ninka to ty? Ta ze zdjęcia, uśmiechnięta przy kałuży wody i myjąca zęby czy ta szukająca hotelu co najmniej 3-gwiazdkowego, aby wziąć prysznic? – zażartował.
– Rety, Maciek, chyba ta druga to ja. Dekadencka, wygodnicka, rozpieszczona jedynaczka. – Znów na niego zerknęła spod przeciwsłonecznych okularów. A myślałam, że jestem dziewczyna „luzik” i wszędzie mi dobrze, a szczególnie tam gdzie jest niezobowiązująco.
– Ile ty masz lat, pani dekadentko? – zapytał Maciek.
– Prawie tyle co ty, panie hrabio. – Roześmiali się oboje i przytulili do siebie.
– A gdyby spakować klamoty, namiot i się stąd wynieść? – Maciek pogłaskał Ninkę po odkrytym ramieniu.
– Niby gdzie? Na inny festiwal? Masz już dość muzyki?
– Muzyki nigdy nie mam dość, choć chyba w innym wykonaniu. Też przyzwyczaiłem się do czegoś innego… muzycznie – dodał zawstydzony swoją wybrednością, która w tym miejscu mogła powodować dezorientację co do…
– To znaczy, że oboje nie jesteśmy tu, gdzie być powinniśmy – stwierdziła Ninka.
– Tak jakby – przytaknął Maciek. Więc?
– Coś szalonego! – Ninka szepnęła mu do ucha. – Uciekamy!
– Dokąd? – Maciek zapytał zdziwiony i jednocześnie zadowolony z jej pomysłu.
– Chociażby tu. – Ninka pokazała punkcik na mapie w smartfonie.
– Dobra! W końcu to nasze wakacje i dla nas ustanowiona ta przerwa w nauce!
– Też jesteś egoista, chociaż nie jedynak!
– Dla nas! Dla nas! – Maciek wziął Ninkę na ręce i zaśmiewając się, kręcili się dookoła. Już było fajniej, choć namiot jeszcze stał, wciśnięty pomiędzy setki innych, a huk ze sceny nie przypominał muzyki tylko industrialny jazgot.
– Chyba źle nagłośnili. – Maciek w końcu postawił Ninkę na trawie.
– Chyba – zgodziła się. – Ogólnie jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu komunikacyjnego. Ile nam zajmie spakowanie?
– Chwilę. – Maciek zaczął składać namiot.
Po nieco dłuższej chwili stali przed wyjściem pilnowanym przez ochroniarzy amatorów.
– Już wyjeżdżacie ? Nie podoba się wam? Jest przecież super!
– Jest super, ale nagła wiadomość z domu. Jej siostrze – wskazał na Ninkę – urodziły się czworaczki i nie może sama sobie poradzić.
– A mąż? – zapytał rezolutnie jeden z pilnujących wyjścia.
– Odszedł, gdy dowiedział się, ile ma dzieci…
Chłopaki przy wyjściu ze zrozumieniem pokiwali głowami i nawet zaproponowali jakąś zrzutkę forsy na festiwalu, gdyby samotnej matce nie starczyło 500 plus razy cztery na początek obowiązków macierzyńskich.
– Dzięki, kochani! – Ninka udawała nie tylko wzruszoną, ale przejętą losem swojej porzuconej siostry, matki czworaczków, której to siostry przecież nie miała.
– Nie dość, że egoistka, to jeszcze kłamczucha! – Maciek objął ją, gdy szli leśną ścieżką w kierunku przystanku busa.
– Nie dość, że egoista, to jeszcze kłamczuch! – Ninka powtórzyła, patrząc na Maćka.
– To się dobraliśmy! – Pobiegli, mimo że bagaże nie były lekkie, ale nadjeżdżał bus.
– To chyba nie ten bus – stwierdził Maciek.
– Co masz na myśli? – Ninka nie wydawała się przejęta.
– On jedzie chyba nie tam gdzie chciałaś…
– To może dojedziemy gdzie indziej, gdzie też będzie przyjemnie. – Ninka się roześmiała.
– Więc gdzie wysiadamy?
– Zobaczymy… gdzie nam się spodoba.
Po godzinie jazdy w busie było już tylko kilka osób.
– Może wiedzą państwo, gdzie tu są jakieś noclegi? – Ninka uprzejmie zapytała, ale nikt nie odpowiedział, jakby to pytanie skierowała do osób niesłyszących. Wzruszyła ramionami.
– Co robimy, Maćku?
Właśnie wjechali na szosę, po której obu stronach rozkwitały drzewa owocowe.
– Ale piękny sad! Tutaj bym chętnie rozbiła namiot – rozmarzyła się Ninka.
– Zatem wysiadamy! – Maciek chwycił plecak wraz z workiem ze złożonym namiotem i poprosił kierowcę, aby się zatrzymał.
– Tutaj?
– Tutaj! – odpowiedzieli zgodnie.
Sad był ogrodzony, a właściwie ogrodzenie było chyba kiedyś, bo obecnie płot stał tylko w niektórych miejscach. Wiele jabłoni już miało owoce, dlatego pod niektórymi drzewami leżały jabłka.
–Mamy kolację! – Ninka uśmiechnęła się, zajadając jabłko.
– Ale przecież nie wiemy, do kogo to należy. Ninka, tak nie można…
– Dobra, jutro będziemy szukać właściciela, teraz jest już późno i chce mi się spać.
– Ale… znowu się nie umyjesz. Na kempingu były superwarunki w porównaniu z tymi tutaj.
– Dla mnie tu jest super – oświadczyła zdecydowanie Ninka.
Maleńki namiot Maciek szybko rozstawił. Zapadła noc. Noc tutaj była wyjątkowo ciemna. Żadnego światła, tylko szum wiatru i zapach świeżego powietrza.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka ekologiczna. – Maciek ziewnął i poczuł, że jest głodny.
– Do jutra wytrzymasz, poza tym mam paczkę herbatników i butelkę wody mineralnej.
– Wystarczy – przytaknął.
Natomiast Ninka objadła się soczystych jabłek. – Uroczo – westchnęła.
Nie wiedzieli, kiedy usnęli. Spali ponad 12 godzin, nareszcie w ciszy i spokoju, gdy ktoś w niewybredny sposób oznajmił im, że pobudka.
– Kurwa! Co tutaj robicie?! – Młody mężczyzna nie wyglądał na skłonnego do prowadzenia negocjacji.
– Zgubiliśmy się – wyznała Ninka, gramoląc się z namiotu.
– 15 minut na wypad – warknął.
– A może znasz jakieś fajne miejsce, aby… no jesteśmy na wakacjach. – Ninka nie wiedziała, jak go przekonać, aby im pomógł w rozeznaniu okolicy.
– Może… – zrobił tajemniczą minę, ale trzeba przyznać, że z pewną dozą życzliwości.
– Macie 15 minut, dłużej na was nie czekam! – dodał.
– Pewnie! A będzie gdzie się umyć? – Nince wyraźnie już nie wystarczyły sielskie krajobrazy sadu.
– Może… – Młody znów zrobił tajemniczą minę i znów z pewną dozą życzliwości, jak uznał Maciek.
– No… ale nie o to nam chodziło – westchnęła Ninka.
– Właśnie – przytaknął Maciek.
Młody był wyraźnie zdziwiony. – Przecież wszystko tu macie. Dach nad głową, kibelek, wodę, miskę, a nawet jest grzałka, jakbyście chcieli sobie wody podgrzać. Czego więcej trzeba? Kuchnia jest wspólna, bo mieszka tu jeszcze kilkoro letników. Jakoś się dogadacie, no nie?
– Może… – Ninka nie była pewna. A jak daleko jest do jakiegoś sklepu spożywczego albo miasta? – zapytała.
– Do sklepu około 4 kilometry, czynny codziennie do 16.30 oprócz, oczywiście, sobót i niedziel.
Ninka nie rozumiała, dlaczego oczywiście oprócz sobót, ale uznała, że jej sugestie dotyczące godzin i pracy sklepu są oczywiście mało ważne.
– A miasteczko czy bardziej duża wioska, około 10 kilometrów – dodał młody. Ale blisko jest las i coś na kształt rzeki, gdzie można się wykąpać. Zdaje się, że chciałaś się wykąpać? – spojrzał ze zrozumieniem na Ninkę.
– Tak, kąpiel miałam na myśli – zgodziła się z uśmiechem.
– Więc jak? Płacicie i apartament jest wasz.
Coś z „mentem” ma to wspólnego, ale nie z apartamentem, a nawet pokojem. Ninka nie wiedziała, co zrobić. Owszem, pójdzie nad wodę, czyli nad rzekę się wykapać, przejdą się lasem z Maćkiem do sklepu, aby kupić coś do zjedzenia i wtedy pomyślą co dalej. Na jedną noc zostaną – zdecydowała.
– To znaczy pierwsza noc w takim razie będzie podwójnie kosztować, bo może będę stratny na tym biznesie z wami.
– A jakbyśmy rozbili namiot na łące koło domu?
– Wyjdzie drożej, bo za korzystanie z kibelka i wody będą musiał dodatkowo policzyć.
Stwierdzili, że nie będą się targować, ponieważ idąc tu, domów w najbliższej okolicy nie widzieli, więc jedną noc jakoś dadzą radę wytrzymać.
– Potraktujmy to jako ekologiczną szkołę przetrwania – zaproponował Maciek.
– Dobra – zgodziła się bez entuzjazmu Ninka. – A gdzie letnicy? – zapytała Młodego.
– Albo jeszcze śpią, bo balują do późna w nocy, albo się kąpią w rzece. – Zachichotał i gdzieś zniknął.
Ninka nie była pewna, czy robi jej się też wesoło, czy strasznie.
– Maciuś, może jednak już dziś podejmiemy wędrówkę ku lepszemu życiu. – Uśmiechnęła się, choć chyba żart niezbyt jej się udał.
– Rozejrzyjmy się trochę po okolicy, wydaje się, że jest bardzo ładnie. Krajobrazowo zgodnie z naszymi planami. A wykąpiemy się razem! – przytulił ją.
– Przekonałeś mnie! – Ninka z czułością pogłaskała Maćka po policzku.
– A w pakiecie powitalnym przyniosłem wam zsiadłego mleka, białego sera, trochę miodu i chleb. Jeszcze ciepły, bo babcia przed godziną upiekła. – Młody nagle pojawił się obok nich.
– To więcej niż mogliśmy sobie w tej chwili wymarzyć… oczywiście kulinarnie. – Maciek i Ninka byli bardzo zaskoczeni gastronomicznym gestem młodego i uznali, że chyba zbyt szybko zwątpili w walory tego miejsca. Nawet nie muszą od razu pędzić 4 kilometry przez las, aby zdobywać pożywienie.
– Woda w rzece jest dosyć ciepła i bardzo czysta – dodał Młody jakby do pakietu powitalnego.
– Zatem o takiej łazience marzyłam! – Ninka w tym momencie marzyła przede wszystkim o ciepłym chlebku z miodem i białym serem, ale postanowiła być równie uprzejma jak młody, który wprawił ją w błogi nastrój zawartością tacy postawionej, co prawda, na ławce, ale przynajmniej było gdzie usiąść, aby zjeść. W plecaku miała serwetki, więc było prawie elegancko. Maciek położył na tacy z jedzeniem kilka kwiatków i zrobił zdjęcie.
– Urocze! – szczerze się zachwyciła. Nie wiedziałam Maciuś, że jesteś taki romantyczny!
– W takich warunkach i krajobrazie… muszę.
– I oczywiście chcesz. – Ninka podała mu apetyczną pajdę chleba z białym serem.
– Oczywiście – przytaknął, kiwnąwszy głową, ponieważ usta miał zajęte pochłanianiem zsiadłego mleka, którego w warunkach nieekologicznych nigdy by nie wypił.
W rezultacie jest fajnie. Ninka i Maciek siedzieli przy maleńkim ognisku przed letniskową chatą, piekli ziemniaki, które przyniósł im Młody i nawet nie dodał, że są w jakimś pakiecie tylko, żeby sobie upiekli, bo są wyśmienite, bo z ich pola. Maciek chciał zapłacić, ale Młody nie chciał wziąć pieniędzy.
– Żarty?! Za kilka kartofi będziesz mi płacił? Na zdrowie!
Maciek nie był przyzwyczajony do takiej bezinteresowności i w efekcie na specyficzny sposób dla młodego, życzliwości. Początkowo myślał, że Młody jest cwaniaczkiem naciągającym ich na prymitywne warunki lokalowe, nazywane przez niego superwygodnymi, następnie sądził, że jest naiwny, ale chce jakoś zarobić na tym, co ma, aby stwierdzić, że to po prostu szczery chłopak, żyjący na co dzień w innych warunkach niż on z Ninką. Więc sobie siedzieli przy ognisku, ciepły letni wieczór tworzył wymarzony nastrój do wsłuchiwania się w odgłosy przyrody, a właściwie ciszę wielkiej przestrzeni lasów, łąk, pól. Pieczone ziemniaki rzeczywiście były pyszne i znów jak chleb z serem, popite zsiadłym mlekiem, podarowanym w wakacyjnym pakiecie od Młodego i jego babci.
– A gdzie jego rodzice? – zapytała szeptem Ninka.
– Nie pytam, będzie chciał, to powie, a jak nie, nie będę dociekał. Nie nasza sprawa.
– Rzeczywiście nie nasza – przyznała.
– A gdzie ci letnicy, z którymi mamy dzielić kuchnię lub bardziej pomieszczenie z kuchnią na węgiel lub coś takiego jak węgiel? – zapytała znowu Ninka. Już prawie noc, a ich ani nie słychać, ani nie widać… i w ogóle, jakby ich nie było. Nad rzeką też ich nie wiedziałam – dodała.
– Może pojechali na jakąś wycieczkę. – Maćka wyraźnie nie interesowali letnicy, lecz Ninka. Przytulił ją do siebie i tak, objęci, siedzieli otoczeni jedynie sielskim krajobrazem lasu i łąki, ponieważ do chaty odwrócili się tyłem, zatem nie powodowała u nich mieszanych odczuć co do zagospodarowania architektonicznego tego pięknego zakątka.
– Chciałaś ciszy, spokoju i ekologii, to masz. Zatem cieszmy się, póki ich nie ma, bo z tego, co mówił Młody, oni za ciszą i spokojem nie przepadają.
– Na razie więc tu zostajemy? – Ninka była nieco rozczarowana pomimo ekologicznych walorów ich obecnego lokum.
– Zobaczymy, jak będzie, gdy pojawią się letnicy i na ile starczy nam zachwytu na kąpiel w rzece zamiast pod prysznicem albo w wannie – wymamrotał sennie Maciek.
– Dobra – zgodziła się Ninka. Właściwie jak on się nazywa?
– Zapytaj, właśnie idzie.
– A tak w ogóle Ludek mam na imię – krzyknął, jakby wyczuł, czego chce dowiedzieć się Ninka.
– Ludek? Co to pseudonim czy jakiś skrót od Ludmiła, czy coś takiego? – Spojrzała zdziwiona na Maćka.
– Może skrót albo tak sobie wymyślił. Wolę chyba mówić na niego Młody.
– Jak chcesz… – Ninka grzebała patykiem w dopalającym się ognisku, dogaszając go jednocześnie.
– Idziemy spać? – Wstała i przymilnie się uśmiechnęła. Póki nie ma letników – szepnęła mu do ucha i jednocześnie lekko je pocałowała.
– Sądzisz, że będą nas podglądać? – Maciek udał zaniepokojonego.
– Może my ich będziemy podglądać i nie będziemy mieć czasu na… spanie. – Ninka się roześmiała.
Pobiegli, trzymając się za ręce, do czegoś, co Ludek nazywał apartamentem, a Ninka z Maćkiem nijak nie mogli się z nim w tej kwestii zgodzić. Ale byli zgodni, że Ludek potrafi robić interesy na swojej chatce, z letnikami z miasta, takimi jak oni.
Było już sporo po północy, gdy Ninka usłyszała jakieś głosy. Nie były to głosy z gatunku urojonych, lecz jak najbardziej rzeczywiste, choć w tej ciemnej otchłani, przy otwartym szeroko oknie, wydawały się, jakby dochodziły, nie wiadomo skąd. Może z kosmosu? – pomyślała Ninka i natychmiast się uszczypnęła w policzek, aby nie snuć takich fantazji, tym bardziej że w ogóle w jej odczuciu było jakoś dziwnie. Ta chata miała zadatek na miejsce, gdzie straszą duchy albo chociaż nawiedzają ją czasem kosmici. Odwaliło ci, Ninko? – zapytała samą siebie i zamiast wsłuchiwać się w swoje głupie myśli, zaczęła się wsłuchiwać w rozmowę osób, które chyba były letnikami, o których wspominał im Ludek. Nie podsłuchiwała, ale akustyka ze względu na otwarte okna i drewniane ściany oraz mały metraż domu była na tyle duża, że, nie śpiąc, musiała słyszeć rozmowę sąsiadów.
– Dobra, chowamy rzeczy i jutro znikamy.
– Może lepiej pobyć jeszcze ze dwa, trzy dni, aby nasz wyjazd nie wydał się niezrozumiały.
– A kto tu myśli? Ten głupol lub jego babcia? Powiemy, że nam się znudziło, i tyle. Ostatecznie możemy im zapłacić tak, jak planowaliśmy, do końca tygodnia.
– Co ty jesteś instytucją charytatywną?
– On ma rację. – Usłyszała nareszcie głos dziewczyny. – Taki nagły wyjazd może wydawać się podejrzany, tym bardziej że…
I w tym momencie ktoś z nich włączył jakiś odtwarzacz, a może radio, bo muzyka zagłuszyła ciąg dalszy rozmowy.
Muzyka nie była nawet zbyt głośna, ale słowa, zdania były niewyraźne, niepełne, nic logicznego z nich nie wynikało, gdy w tle grała gitara, coś jeszcze i ktoś śpiewał.
– Melomani – z ironią stwierdziła Ninka i zrezygnowała z dalszego wsłuchiwania się w ich rozmowę. Zresztą niedługo wyłączyli muzykę i chyba wszyscy usnęli.
Maćka obudził dźwięk przysłanego SMS-a.
Jak u Was? Dobrze się bawicie? Koleżanka przysłała mi wiadomość, że widziała na festiwalu Gośkę i Tomka. Oszczędziła mi szczegółów, jak spędzają czas, ale może wy ich też spotkaliście?
Czy ta siostra od rana nie ma co robić w Grecji, że wciąż myśli o tym dupku Tomku?
Siostro, zajmij się kimś innym albo czymś innym i przestań o nim myśleć. Co tam wody w morzu zabrakło albo słońca? Zresztą ich nie spotkaliśmy nigdzie.
Nie, mam też towarzystwo (męskie!), ale tylko tak zapytałam. Pozdrów Ninkę.
Maciek schował smartfon pod poduszkę, ale za chwilę nadszedł następny SMS.
Do cholery, co to akcja wywiadowcza pod tytułem „Poranek z Maćkiem”? – zirytowany wyciągnął smartfon.
Synek, nie obudziłem? U was wszystko OK? Udany ten festiwal?
Super, tatku i oczywiście o tej porze już przebiegłem 10 kilometrów dla utrzymania kondycji. Jest OK. – zakończył SMS-a i zastanowił się, czy ojciec odczyta jego ironię, czy… a właściwie wszystko jedno. Ponieważ Ninka wciąż spała, wyłączył smartfon i postanowił dotrzymać jej towarzystwa w objęciach Morfeusza. O przyzwoitej, jak na wakacje, godzinie obudzili się właściwie jednocześnie.
– Wiesz, że przyjechali?
– Kto przyjechał? – Maciek spojrzał na zaspaną jeszcze Ninkę.
– No ci, o których mówił Ludek, że też tu mieszkają.
– No i co?
– Nic, coś paplali, że chcą wcześniej wyjechać, niż planowali.
– To dobrze, więc może my tu trochę dłużej zostaniemy. Poza tym to ich sprawa.
– Pewnie – przytaknęła Ninka.
– Podsłuchiwałaś, żmijo? – Maciek czule przyciągnął ją do siebie.
– W tej chacie wszystko w nocy słychać, zresztą w dzień pewnie też.
– Nas też? – Mocniej ją przytulił.
– Pewnie też. – Ninka uśmiechnęła się i jeszcze przez pewien czas byli bardzo cichutko i było im bardzo miło.
Dwie dziewczyny i trzech chłopaków kręciło się przed chatą. Wynieśli jakiś składany stół i przynieśli sobie jedzenie.
– To chyba śniadanie. – Ninka zerknęła przez okno. Może się dołączymy? Jak myślisz? – Spojrzała na Maćka.
– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami. W rezultacie śniadanie przy stole, a nie na ławce było zachęcające. Poza tym może lepiej znają okolice i coś im doradzą w kwestii dalszej podróży – pomyślał.
Ninka, uśmiechnięta, wyszła przed chatę z torbą, w której miała co nieco do zjedzenia i ewentualnie do poczęstowania. Gdy pojawiła się w drzwiach, wszyscy siedzący przy stole, jakby zamarli ze zdziwienia.
– Cześć, jestem Ninka i ze swoim chłopakiem mieszkam w pokoju obok waszego. Chwilowo, bo niedługo planujemy się stąd wynieść – zakomunikowała wesoło.
Siedzący przy stole wciąż jakby nie mogli wyjść ze zdumienia. Pierwsza odezwała się dziewczyna.
– Kiedy przyjechaliście? Nie widzieliśmy was.
– Chyba wtedy, gdy was nie było. Nawet z Maćkiem, i Ninka wskazała ręką na okno pokoju, w którym spali, zastanawialiśmy się, dlaczego was nie ma, skoro powinniście być. – Roześmiała się, uważając swoją puentę za dowcipną. Letnicy chyba jednak tak nie uważali, bo wciąż siedzieli nieruchomo i spoglądali na siebie, jakby nie wiedzieli, jak mają reagować na sąsiadów, a szczególnie na rozbawioną sąsiadkę.
– Tak, pozwiedzaliśmy okolicę – odezwała się druga dziewczyna.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
więcej..