Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Całkowicie mój - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 lipca 2025
18,17
1817 pkt
punktów Virtualo

Całkowicie mój - ebook

Radykalnie zmienić wygląd i całe życie? Niemożliwe! Tak myślała Ania, dopóki po długiej rozłące nie spotkała mężczyzny, w którym od dawna była beznadziejnie zakochana. A teraz dostała szansę zostać jego żoną. Ale to nie zmienia tego, że Andrzej postrzega ją jako miłą przyjaciułkę, a nie ukochaną dziewczynę. Jak pokonać własne słabości i konkurentki? Jak sprawić, by ukochany mężczyzna był całkowicie jej, a nie tylko w połowie? Ciepła, lekka i emocjonalna opowieść o miłości i odchudzaniu.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-022-9
Rozmiar pliku: 842 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Później…

— Andrzeju… Musimy porozmawiać, kochanie — powiedziała łagodnie kobieta. Pogłaskała jego ramię powyżej łokcia.

— Kto musi? Ja, nie — odpowiedział surowo. Odsunął się od niej o krok.

— Kochanie… Daj spokój. Nie musisz udawać góry lodowej. Wiem, że taki nie jesteś. Chodź, porozmawiajmy. Możesz poczęstować mnie grzańcem. Zaczęłam marznąć, czekając tu na ciebie — wskazała na dom i potarła przedramiona. Mężczyzna westchnął.

— Viktorio, żartujesz sobie ze mnie? Czy muszę ci przypominać, że nie jestem już twoim mężem? W tym domu czeka na mnie inna kobieta. Chcesz się ze mną napić? — zapytał sceptycznie. Piękna kobieta zrobiła niezadowoloną minę. Powiedziała:

— Daj spokój. Chyba nie mówisz poważnie? Czy ta gruba torba naprawdę ma dla ciebie znaczenie? Wiem, że ożeniłeś się, aby otrzymać spadek.

Mężczyzna zmarszczył brwi. Skąd ona wzięła te informacje? Ci ludzie… Nie potrafią trzymać języka za zębami! Był wściekły. Zechciał dźgnąć ją tak boleśnie, jak to tylko możliwe.

— Mylisz się! I nie waż się więcej nazywać tak mojej żony! Idę teraz do środka, do najlepszej kobiety, jaką znam. Z którą czuję się dobrze. Spokojnie i miło. Która naprawdę mnie kocha, nie oszukuje i nie wykorzystuje. Zjemy pyszną kolację, porozmawiamy, a potem… — na jego twarzy pojawiło się zadowolenie, oblizał wargi. — Potem pójdziemy do sypialni. I ona, nie ty, będzie cieszyć się przyjemnością w moich ramionach.

Victoria zmarszczyła brwi, a jej piękną twarz wykrzywiał gniew. Aż się zagotowała.

— Przy niej znów wyrosły mi skrzydła, które ty spaliłaś. Ania pokazała mi, czym jest prawdziwa rodzina. Więc… Lepiej już idź. Do swojego fotografa albo gdziekolwiek chcesz. Nie mam o czym z tobą rozmawiać. Są przyjemniejsze rzeczy do roboty — uśmiechnął się chytrze, kpiąc ze swojej byłej. Kobieta syknęła gniewnie:

— Ty draniu… Mścisz się na mnie? Cóż… Rozumiem. Ale najwyraźniej przesadzasz. Nie zasługuję na takie upokorzenie! Zastępujesz mnie takim strachem na wróble? Nie… Chcesz, żeby wszyscy się ze mnie śmiali? Równie dobrze mogłeś poślubić krowę! — krzyknęła ze złością.

Andrzej potrząsnął głową. Już miał ją zostawić. Kobieta nie przestawała mówić:

— Nie wierzę w to! Słyszysz mnie? Nadal nie wierzę, że kochasz lub nawet chcesz tego pączka! Mówisz to wszystko, żeby mi dopiec!

— Zamknij się!Rozdział 1

OKOŁO DZIESIĘĆ LAT WCZEŚNIEJ…

— Zbyszku, wiesz, jedna dziewczyna weszła na wagę i ona się pod nią rozpadła. Tak, biedaczka nawet się nie dowiedziała, czy jest gruba, czy nie — powiedział Mikołaj, mrugając do przyjaciela w kierunku lekko otyłej uczennicy, Anny, siedzącej w szkolnej stołówce i jedzącej bułkę z herbatą. Celowo powiedział to tak głośno, żeby usłyszała to ona i połowa szkoły. Mikołaj i Zbyszek roześmiały się. Wspierało ich wiele innych dzieci i nastolatków, którzy również znajdowali się w pobliżu. Fala śmiechu przetoczyła się przez salę.

Dziewczyna spojrzała na nich. Prawie zakrztusiła się jedzeniem. Odstawiła szklankę na stół. Odłożyła bułkę. Wytarła mak z ust. Skrzywiła się. Chłopaki nie odpuścili. Podeszli i stanęli obok niej.

— Aniu, co się stało? Jedz już, nie zwracaj na nas uwagi. Nie mówimy o tobie — powiedział Zbyszek ze śmiechem. — Nie myśl, że jesteś brzydka, jesteś piękna, tylko… W twojej kategorii wagowej.

Ania była jeszcze bardziej zakłopotana, patrząc na nich żałośnie, nie wiedząc co robić. Prawie wszyscy uczniowie elitarnego liceum znów zaczęli się śmiać. Ale gruba dziewczyna już się nie śmiała. Tylko przyjaciółka Ani, wysoka, szczupła dziewczyna o imieniu Danuta Pogoda, która właśnie wchodziła do jadalni, nie przyłączyła się do zabawy. Krzyknęła na chłopaków:

— Zostawcie ją w spokoju! Wy dwaj idioci! Pozbądżcie się swoich robaków i będziecie tacy sami!

Ania uśmiechnęła się z wdzięcznością do swojej przyjaciółki.

— Zamknij się, ty zdechlaku! Jeśli ktoś ma robaki, to ty! — krzyknął Mikolaj. Zbyszek dodał:

— A twój ojciec jest pijakiem! Więc siadaj i zamknij się!

Danusia otworzyła usta w szoku i nabrała powietrza. Rozejrzała się. Wiele osób patrzyło na nią. Na nieszczęście ten Zbyszek mieszka na jej ulicy i często widzi, jak kierowca przywozi ojca Danuty do domu ledwo ciepłego po kolejnym posiedzeniu rządu miasta. Zmarszczyła brwi, a potem pstryknęła:

̶ Zamknij się! To nie twoja sprawa! Spójrz na siebie, bezgłowy idioto! Lepiej zacznij się uczyć, zamiast kłapać jęzorem, bo znowu będziesz spisywać u kogoś. Chcesz, żebym opowiedziała wszystkim o twoim starym?

Chłopak spoważniał. Nie chciał, żeby to oschłe nieporozumienie wykrzyczało na całą szkołę, że jego ojciec pracował jako ładowacz w fabryce słodyczy, a nie biznesmen czy urzędnik, jak rodzice większości tutejszych uczniuw.

— Bądź cicho, draniu! Albo cię zamknę! — wykrzyczał chłopak i zaczął iść w jej kierunku. Coraz więcej uczniów przestawało jeść i wpatrywało się w Zbyszka, Mikolaja, Danę i Anię. Cała czwórka spięła się, gotowa do obrony.

— Danusiu, chodźmy stąd. Dlaczego musimy cokolwiek udowadniać tym idiotom? — powiedziała otyła Ania Kęsikowska. To była jej zwykła strategia, uciec od szyderców. Nigdy nie lubiła walczyć.

— Co powiedziałaś, ty worku ziemniaków?! — warknął Zbyszek. W mgnieniu oka znalazł się u boku Ani, gotowy ją rozszarpać. Mikołaj stał obok niej, zaciskając pięści. Zbyszek bez wahania chwycił ze stołu bułkę z makiem, której dziewczyna nie dokończyła, zmiażdżył ją w dłoniach i posypał nią głowę uczennicy, a następnie polał ją herbatą. Wszystko to stało się tak szybko, że Ania nie zdążyła się zorientować, co się dzieje. Krzyknęła w szoku i złapała się za włosy.

Wszyscy w jadalni zaczęli się śmiać. Dziewczyna skrzywiła się, łapiąc powietrze, prawie płacząc. Danka podbiegła do niej.

— Ty draniu, co wyprawiasz?! Masz to! — wzięła szklankę herbaty z sąsiedniego stołu i ochlapała nią twarz chłopaka, który uśmiechał się, zadowolony ze swoich czynów. A potem chwyciła swoją przyjaciółkę za rękę i odciągnęła ją.

— Stój zarazo! Zaraz cię uduszę! — krzyknął do dziewczyny, wycierając lepką, brązową ciecz z twarzy i pognał za nimi.

Widzowie wybuchnęli śmiechem. Zadowoleni z występu. Tylko Ani nie do śmiechu, uciekała przed przestępcami ze łzami w oczach. Wyśmiewanie nie było jej obce, ale nigdy wcześniej nie było aż tak źle. Danka pociągneła ją ze stołuwki.

W tym momencie w drzwiach pojawił się kolega z klasy Mikołaja i Zbycha. Wysoki, postawny kapitan szkolnej drużyny koszykówki i zwycięzca wielu olimpiad, Andrzej Puchowski, ze swoim przyjacielem Olkiem. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszyscy zatrzymali się i ucichli.

Sportowiec bez słow spojrzał na przerażone dziewczyny, które zamarły przed nim. Z brązowych włosów Ani, splecionych w fantazyjny kłos, spływała herbata jej po nosie. Głowa czymś posypana. W jej oczach pojawiły się łzy. Danka się trzęsie. Dwóch przyjaciół biegło za nimi. Andrzej od razu zorientował się, co się dzieje.

Ze zdecydowanym spojrzeniem podszedł do Mikołaja i Zbycha. Spokojnie zapytał:

— Kim jest ten bohater?

Wszyscy zamilkli. Zbyszek, choć nie najmniejszy z nich, zacisnął zęby i przełknął gulę w gardle. Zerknął na Nikołaja. On również był spięty i nie odezwał się ani słowem.

— Pytam jeszcze raz, kto oblał dziewczyny?

Andrzej dobrze znał Mikołaja i Zbycha. Nie pytał więc po raz trzeci. Podszedł bliżej, pociągnął przyjaciół za kark i szepnął im coś do ucha.

Widzowie, bez względu na to, jak bardzo chcieli, nie słyszeli. Widzieli tylko, jak twarze chłopaków zmieniają się, nadymając się, by powstrzymać gorzką irytację.

— A teraz spadajcie mi z oczu, — powiedział Andrzej nie głośno, ale z naciskiem.

Koledzy pochylili głowy i migiem opuścili jadalnię. Spojrzeli gniewnie na dziewczyny, gdy je mijali. Ich twarze wyraźnie pokazywały, że chcą je rozszarpać. Potem Ania i Danusia również wyszły.

Następnego dnia Ania Kęsikowska zebrała się na odwagę i podeszła do mistrza, aby podziękować mu za wsparcie. Zawsze nieśmiała i niezdecydowana w relacjach z facetami z powodu swojego wyglądu, drżała i ledwo mogła powiedzieć kilka słów. Jej dłonie były spocone i prawdopodobnie czoło również. Dobrze, że nikt inny nie słyszał.

Spotkała Pucha, jak go nazywano z piłką w rękach za szkołą, gdy wychodziła ze znienawidzonej lekcji wychowania fizycznego. Uśmiech z białymi zębami rozciągnął się na przystojnej twarzy chłopaka. Spojrzał na nią zgóry dodołu. Mrugnął porozumiewawczo.

— Proszę, Puszynko. Mów mi, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Dla mnie to nic trudnego — podrzucił piłkę do koszykówki i zakręcił nią na palcu. Ania zarumieniła się jak dres, który miała na sobie. Ale sposób, w jaki Andrzej powiedział „Puszynka”, wcale jej nie uraził. To było coś takiego… Po przyjacielsku, bez upokorzenia. Jak do małego dziecka. Uśmiechnęła się niezręcznie. Spuściła oczy. I stała tak. Serce podskakiwało jej w piersi. Czuła, że powinna już pójść, bo nie wie, co dalej powiedzieć, ale nogi nie chciały iść…Rozdział 2

NASZE DNI…

— Anka? Puszynka, to ty? — nagle usłyszała za sobą głos, który przeszył jej ciało słodkim dreszczem. Jak porażenie prądem, te słowa przeraziły świadomość dziewczyny. Czy to naprawdę on? Strasznie się pomylić. A jeszcze straszniej, gdy to prawda.

W przestronnej, zatłoczonej recepcji banku Anna rozejrzała się i zamarła. Jej pełne wiśniowe usta same rozciągnęły się w uśmiechu. To był on. Andrzej Puchowski, Puch we własnej osobie. Nie mogła pomylić tego przystojnego mężczyzny z nikim innym. Boże… Przez tyle lat starała się o nim nie myśleć, zapomnieć. A kiedy go zobaczyła, przypomniała sobie wszystko, jakby nigdy nie było żadnej rozłąki.

— Puszunko! Cieszę się, że cię widzę! — szeroki, biały uśmiech Andrzeja jest tak samo szczery i pociągający jak zawsze. I nadal jest przystojny, tylko jeszcze bardziej reprezentacyjny i dojrzały. Co prawda, jest trochę szczupły. Ale to go nie psuje. Każda linia jego twarzy stała się jeszcze bardziej wyrazista. Stał się bardziej dojrzały. Elegancko ubrany. Ja cię… Czy to możliwe?

— Andrzej? Puszysty! Cieszę się, że cię widzę! — Anna wzięła się w garść i włączyła Puszynkę. Wesołą, bezpośrednią przyjaciółkę, której maskę zakładała w szkole, by być blisko niego.

Uśmiechnęła się też szeroko do mężczyzny i zbliżyli się do siebie, ignorując otaczających ich ludzi, patrzących na ich dziwne przezwiska. Andrzej uścisnął swoją starą przyjaciółkę. Dziewczyna wstrzymała oddech, z niecierpliwością wciągając cudowny zapach jego perfum. Kręciło jej się w głowie. Objęła go również w pasie. Czując, jaki jest szczupły, nawet trochę chudy, Anna nagle przypomniała sobie, jak wygląda, i niezręcznie się odsunęła, chociaż nie chciała. Spojrzała na siebie. Och…

— Witaj, Aniu. Jak się masz? Wygląda na to, że lubisz słodycze tak samo jak kiedyś? — spojrzał na nią figlarnym wzrokiem i od razu zaczął się z nią droczyć, pamiętając ją ze szkoły. Cóż tu powiedzieć?

— A ty, co sobie pomyślałeś? Oczywiście! — jakby w ogóle nie przejmowała się swoją nadwagą, Ania znów zaczęła żartować. — Podczas gdy grubas schudnie, chudzielec umrze. Znasz moje motto.

Mężczyzna zaśmiał się. Kontynuowali wesołą pogawędkę, odsuwając się na bok, aby przyciągać mniej uwagi.

— Więc… Jak się masz? Wróciłeś na długo? Kiedy wracasz do krainy pysznych rogalików i makaroników? — zapytała starego przyjaciela.

— Tak… Wszystko jest w porządku. Wiesz, prawdopodobnie na długo. І… Przy okazji, jeśli masz czas, usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy — zaproponował Andrzej.

Czy ona ma czas? Zapytał takie… Oczywiście, że nie. Wszystko jest zaplanowane, bizneswoman nie ma czasu na nudę. Ale… To nie byle kto, to sam Puchatek. Jaki wybór? Znalazłaby dla niego czas, nawet gdyby zawaliło się pół świata, nie wspominając o jej małym biznesie.

— Właściwie to czekam na spotkanie z kierownikiem — skinęła na drzwi z napisem „Starszy kierownik ds. klientów VIP” — Ale… Możemy chwilę porozmawiać. Bardzo się cieszę, że widzę starego przyjaciela. Mojego zbawcę — Anna uśmiechnęła się szczerze, przypominając sobie, jak nazywano Andrzeja w szkole. Ich relacja przypominała wielu ludziom starą radziecką bajkę „Prezent dla najsłabszego”.

— Świetnie, chodźmy! Gdzie możemy usiąść?

Mężczyzna objął dziewczynę ramieniem powyżej łokcia i poprowadził do wyjścia z banku. Anna wskazała miłą, cichą kawiarnię nieopodal, gdzie zatrzymali się starzy przyjaciele. Andrzej usiadł na miękkiej sofie i zamówił espresso oraz duże ciastko ptysiowe z kremem mascarpone. Anna nie odważyła się zjeść słodyczy w jego obecności. Wzięła tylko dużą filiżankę americano z mlekiem i cukrem. Zaczęli ożywioną rozmowę:

̶ Powiedz mi, Ania, jak się masz? Co robisz?

— No… — co mu powiedzieć? W życiu osobistym nic się nie zmieniło. Dalej sama. Lepiej porozmawiać o pracy. — Otworzyłam małą cukiernię i kawiarnię obok niej. Wszystko idzie dobrze.

— Świetnie, spełniłaś swoje marzenie? To super! Dobra robota — ucieszył się Andrzej. Ania skromnie skinęła głową. Podziękowała mu. — Jak to zrobiłaś? Ojciec i brat pozwolili ci odejść z fabryki?

— Tak… Szczerze mówiąc, to oni mnie załatwili. Raz pokłóciłam się z Damianem i poszłam na swoje. Trochę marudzili, ale już się przyzwyczaili. Minęły już trzy lata. Jak długo się nie widzieliśmy?

— Och, nie wiem. Może pięć lub sześć lat. Tak? — mężczyzna przewrócił oczami, próbując sobie przypomnieć.

— Coś w tym stylu…

— Dobra robota, udało ci się. Teraz jesteś konkurętką? — pochwalił stary przyjaciel. Wiedział, jak ciężko było Annie pod presją starszego brata i ojca.

— Dziękuję. Ale… Może i jest dobra, ale… Mam teraz mały problem. Ale lepiej powiedz mi, jak się masz, co robisz — popiła swoje americano z pianką z wysokiej filiżanki. Oblizała pulchne wargi. Odchyliła się na sofie, by uważnie słuchać. Mężczyzna powiedział:

— Nic mi nie jest. Biznes kwitnie. Razem z moim wujkiem i francuskimi partnerami chcemy otworzyć tutaj franczyzę. W naszym mieście jest już kilka osób, które chcą do nas dołączyć. Docelowo planujemy działać w całym kraju, a następnie gdzie indziej.

— Wspaniale! Jak zwykle wykraczasz poza swoje możliwości. Bardzo się z tego cieszę. A co z tą franczyzą? — Ania pochwaliła i zaczęła wypytywać o szczegóły.

Pracują w podobnej branży, więc to interesujące. Mężczyzna zaczął jej opowiadać, że zamierzają otworzyć piekarnie z croissantami i innymi wyrobami cukierniczymi, korzystając ze specjalnych receptur opracowanych przez najlepszych specjalistów we Francji. Sporo dużych piekarni już tam z powodzeniem działa, a teraz chce spróbować tutaj.

— Bardzo interesujące. Teraz będziesz więcej w swoim kraju? — zapytała, bojąc się usłyszeć odpowiedź. To takie niełatwe…

— Tak. Szczerze mówiąc, trochę się tam nudzę. Wszystko jest wspaniałe, ale… Z jakiegoś powodu ciągnie mnie tutaj. Moi rodzice się starzeją, ciągle proszą, żebym wrócił. Oczywiście nie chcą przeprowadzać się do Francji. I ja tez… Tęsknię. Rzadko odwiedzam moje rodzinne strony. Czuję, że łatwiej mi się oddycha, kiedy wracam.

Ania uśmiechnęła sięnieśmialo.

Starała się tego nie okazywać, ale podniecenie w jej wnętrzu szalało z nową energią. Tylko nie znowu… Znów będzie dręczona, jeśli będą się widywać zbyt często. Ale… Cóż za słodka udręka. Jak cudownie, przynajmniej, siedzieć i rozmawiać z tym mężczyzną w ten sposób.

— A twoja Viktorja? Gdzie jej się bardziej podoba? — nie mogła nie zapytać. Chciała wiedzieć, jak układa mu się w życiu osobistym. Szeroka obrączka błyszczy na palcu mężczyzny. Przypomina, że Ania nie może nawet marzyć o czymś więcej niż przyjaźń z Andrzejem. Ale w odpowiedzi Puch skrzywił się i westchnął lekko. Upił łyk swojej kawy. Spojrzał gdzieś przed siebie, nie na Annę.

— A co Viktoria? Jest szczęśliwa tam, gdzie jest więcej pieniędzy. I przystojni mężczyźni, żeby kąpać się w komplementach i merdać ogonem. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.

Anna zauważyła przez chwilę, jak mężczyzna powstrzymuje smutne emocje, napinając się. Nie lubi narzekać. Ale… Ją nie da się oszukać.

Zbyt dobrze zna tego faceta. Z jakiegoś powodu, od czasów szkolnych, Puch zawsze interesował się niewłaściwymi dziewczynami. Wkupił się w błyskotliwą piękność, na której gorzko się zawiódł. Zastanawiała się, jak źle jest teraz z nim i Viktorją? Ale nie odważyła się zapytać. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, zaciskając usta.

Andrzej wziął głęboki oddech, po czym spojrzał na przyjaciółkę uważnie i zmienił temat. Wrócił do rozmowy o pracy. Najwyraźniej mowa o niej była dla niego przyjemniejsza niż o życiu rodzinnym.

— Więc… O jakim problemie mówiłaś? — zapytał spokojnie.

O Boże… Jakie to cudowne, że to też się nie zmieniło. Nadal jest tym samym prostym, uważnym, dobrym chłopakiem, bez dodatkowego patosu. Gotowy do pomocy w każdej chwili. Tak po prostu. W ludzki, przyjazny sposób. Czujesz to w każdej komórce swojego ciała. Jest taki ciepły i przytulny…

Anna z trudem powstrzymała się od wybuchu płaczu. Musiała skupić całą swoją wolę, by nie zdradzić, jak bardzo go podziwia. Tak jak wtedy, w szkole. Kiedy Puchatek stanął w jej obronie, nie zważając na drwiny innych. Nie przejmował się tym, że koledzy mu dokuczali, a niektórzy z nich otwarcie go wyśmiewali, mówiąc: „Dlaczego będąc mistrzem, popularnym chłopakiem, kręcisz się z tą grubą dziewczyna?” Zawsze pewny siebie, Andrzej nie przejmował się opiniami takich idiotów jak Zbyszek czy Mikołaj. I tym podobnych.

— Ale… Nic takiego. Jeśli jesteś zainteresowany, to ci opowiem — wzruszyła niezręcznie ramionami. Mężczyzna pokazał, że cieszy się z tego, co słyszy. Wziął kęs ciasta i gestem zachęcił dziewczynę, by mu opowiedziała. Ania zaczęła:Rozdział 3

— Po prostu… Umowa najmu lokalu, w którym pracujemy, wkrótce wygasa. Właściciel nie chce jej przedłużyć. Postanowił go sprzedać. Życzy sobie cenę… Za dużo. Więc… Zastanawiam się co zrobić. Chciałam dziś zasięgnąć porady na temat pożyczki. Czy będę w stanie go spłacić, czy będzie mnie stać na kupno tego domu. A może będę musiała poszukać innego miejsca. Ale to nie jest łatwe. Piekarnia jeszcze łatwiej, ale kawiarnia… Wiesz, lokalizacja jest bardzo ważna dla takich lokali. Ludzie się przyzwyczajają. Zobaczymy — wyjaśniła spokojnie. Andrzej słuchał uważnie. Zastanowił się. Nastąpiła przerwa.

Anna była trochę zakłopotana. Nie chciała myśleć, że sugerowała, że powinien znowu pomagać, jak w szkole. Nie chciała. Czasy bycia bezradnym dzieckiem już minęły. Teraz nauczyła się radzić sobie sama. No, prawie ze wszystkim… Coś wciąż pozostaje słabością.

Wpatrywała się w filiżankę, mieszając piankę na kawie małą łyżeczką. Poprawiła gęste brązowe włosy średniej długości, spięte z tyłu w kitkę. Mężczyzna nagle zasugerował:

— Słuchaj… Może powinnaś o tym zapomnieć? Przyjdź i pracuj u nas. Naprawdę potrzebuję takiej pracowitej i inteligentnej osoby. Będziesz odpowiedzialna za kilka piekarni. Albo tylko jedną, jak chcesz. Praca będzie trochę inna, ale… Myślę, że zarobisz co najmniej tyle samo. Albo nawet więcej — dziewczyna wpatrywała się w niego zaskoczona.

— Mówisz poważnie?

— Tak. Chcę jak najszybciej zacząć działać. Twoje doświadczenie nie zaszkodzi. I w ogóle…

Ania uśmiechnęła się. Spojrzała na przystojnego bruneta przed nią. W jej wnętrzu wybuchła prawdziwa wojna. Pracować z nim? Tak! To jest… Nigdy nie marzyła, że będzie mogła widzieć i spędzać czas z tym najsłodszym mężczyzną na świecie przez cały czas. Ale… Jak da radę z nim wytrzymać?

Nie… To prawdziwe samobiczowania. Znowu patrzeć, jak piękności krążą wokół niego, on się do nich uśmiecha, komplementuję je. A jeszczej est jego żona. Och… Viktoria pewnie też tu będzie. O nie… Ania nie znosi tego drania. Nie widziała jej od lat, a już na nią zła, bo Puszek jest smutny. I schudł, co jest ewidentnie jej winą. Ta narcystyczna lala, która nie ma pojęcia, jaką jest szczęściarą. Chyba udusiłabym tę bezmózgą kozę. Jak można nie kochać takiego człowieka?

— Nie myślę że będę mogła. Bez urazy, Puszek, ale… Poświęciłam mnóstwo czasu i wysiłku, żeby piekarnia działała jak w zegarku, a moja kawiarnia była naprawdę miłym miejscem. Nie tylko miejscem do jedzenia. А… Przytulnym, romantycznym miejscem z bardzo miłą atmosferą. U nas… Menu jest całkiem fajne, personel jest wreszcie tym, jakiego chciałam. Jesteśmy jak rodzina. Wszyscy ciężko pracują.

Nie jest łatwo zrezygnować z tego wszystkiego teraz, zostawić niektórych ludzi bez pracy, a innych bez miejsca, do którego chętnie przychodzą prawie codziennie. Przyprowadzają swoje dzieci, umawiają się na randki i po prostu przyjacielskie spotkania. Ja… Marzyłam o tym od dłuższego czasu. Cóż… Rozumiesz? — dziewczyna podekscytowana wyraziła to, co leżało jej na sercu. A raczej tylko część tego, co tam było. Zamarła, czekając na reakcję przyjaciela.

A on po raz kolejny potwierdził, że nie bez powodu tak bardzo go ceniła. Długie męskie palce przeczesały jego ciemne, starannie przystrzyżone włosy. Odwrócił głowę.

— Puszysta, ty… Dobrze się spisałaś. Naprawdę nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoje dzieło — uśmiechnął się miło. Ania była jeszcze bardziej zakłopotana.

— Nie jesteś zły?

— Żartujesz sobie? Dlaczego miałbym być zły? Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo szczęśliwy z twojego powodu. Pamiętam, że kiedy byłaś małą dziewczynką, marzyłaś o własnej cukierni. Zawsze coś piekłaś, przynosiłaś słodycze do szkoły i karmiłaś wszystkich na przerwach. Mmm… Jak ja to uwielbiałem — przewrócił oczami i wydął wargi, jakby wciąż smakował czegoś bardzo przyjemnego. Ania roześmiała się głośno. Jej okrągłe policzki zarumieniły się.

— Cóż… Pomyślę o tym wszystkim — powiedział Andrzej w zamyśleniu i spoważniał. A potem spojrzał na zegarek.

— Och, nie mam już czasu. Mam spotkanie z poważnym wujkiem — uświadomił sobie.

Ania poczuła smutek, że on zniknie jak dobry sen. W jej sercu pozostanie tylko niepokój, który będzie musiała uspokajać przez wiele dni.

— W takim razie… Jeśli musisz uciekać… — westchnęła smutno. — Więc… Miło było cię widzieć — usiadła wyprostowana, poprawiła bluzkę, która utkwiła w fałdach jej ciała po bokach. Ręce jej się trzęsły, nie wiedziała, co robić. Andrzej wstał i powiedział:

— Aniu, zróbmy tak, nie spiesz się z tym kredytem, lokalem i tak dalej. Dobrze? Zastanowię się i oddzwonię do ciebie. Proszę. Zadzwoń do mnie teraz — wręczył jej swoją wizytówkę. Dziewczyna uśmiechnęła się, biorąc wizytówkę. Wyjęła swój smartfon w pięknym złotym etui. Zaczęła wpisywać numer.

— Dobrze, Puszek — uśmiechnęła się figlarnie. Ludzie często mówią, że Ania ma dziecięcy uśmiech. Chociaż, ogólnie rzecz biorąc, wygląda na starszą niż mogłaby być w wieku 25 lat. I te wszystkie kilogramy, do diabła z nimi…

W kieszeni eleganckiej marynarki Andrzeja zagrała piękna melodia, gitara. Wyjął swój telefon. Uśmiechnął się do siebie, spoglądając na urządzenie.

— O, mam. Dobra, Puszysta, jestem w kontakcie. Szkoda, że muszę biec. Nie miałem czasu zapytać cię o nic poza pracą — spojrzał na dziewczynę.

Wydawało jej się, że Andrzej jest teraz bardziej wesoły niż wtedy, gdy się spotkali. A może jej się wydaje? Znalazła się ta, kto może rozweselić. Chociaż… Może jednak…

— Przepraszam. Chętnie porozmawiałabym z tobą więcej. Powinniśmy się jeszcze kiedyś spotkać. Opowiedz mi więcej o Francji, swojej rodzinie i… O wszystkim — zaśmiała się niezręcznie, zauważając sposób, w jaki na nią patrzył. Wydaje się, że to ten sam sposób, w jaki patrzył na nią w szkole. Najwyraźniej dla niego na zawsze pozostanie zabawną Puszystą i nikim więcej. Nawet jeśli nie jest już tą przestraszoną uczennicą. Ale… Jakie to ma znaczenie?

— Aniu… Wiesz… — wtedy spojrzał na nią inaczej. Zaczął mówić coś, co wydawało się ważne, ale zadzwonił telefon dziewczyny. To było pytanie związane z pracą.

— Och, przepraszam, muszę odebrać — skrzywiła się. Czekała na ten telefon od prawie tygodnia. Serwisant drogiego sprzętu do pieczenia. Trudno było znaleźć osobę, która rozumiałaby taki sprzęt, a awaria zakłóciła ważny proces produkcyjny.

Mężczyzna skinął głową ze zrozumieniem.

— Dobra, spadam. Jeszcze muszę znaleźć samochód. Gdzieś go zaparkowałem, ale nie wiem gdzie. Zaczynam zapominać moje rodzinne miasto — powiedział ze śmiechem. Ania odwzajemniła śmiech, przyłożyła telefon do ucha i skinęła głową na pożegnanie swojemu przyjacielowi.

— Żegnaj, Andrzeju. Będę w kontakcie.

Machnął ręką. Położył na stole pieniądz, który z nawiązką pokrył zamówienia ich obojga i pobiegł do wyjścia.

Dziewczyna rzuciła wysokiemu przystojniakowi smutne spojrzenie. Westchnęła ciężko. Z trudem zebrała myśli, by rozpocząć rozmowę ze specjalistą.

— Dzień dobry. Dziękuję, że poświęcił pan czas. Naprawdę potrzebujemy pana pomocy.

̶ Dzień dobry, — usłyszała z drugiej strony. — Rozumiem, że posiada pani dość rzadki model miksera do ciasta?

Dziewczyna powiedziała, który. Wtedy mężczyzna mówił:

— O tak. To nie jest łatwa sprawa. Ale coś wymyślimy. Czy jutrzejszy poranek odpowiada? Proszę o adres, a my przyjedziemy.

— Dobrze, dzięki.Rozdział 4

OKOŁO TYGODNIA PÓŹNIEJ…

Promienie wieczornego słońca zaglądają przez okna przytulnej kawiarni „Waniliowy Kęs”. Miejsce jest puste, zamknięte. Cicho gra klasyczna muzyka. Ściany pomalowane trójwymiarowymi obrazami przepysznych ciast, owocowych deserów, lodów i wydają się teraz mniej radosne niż w ciągu dnia. Raczej tajemnicze. Większość świateł jest zgaszona. Tylko w jednym kącie, bliżej witryn, pali się ciekawa lampa podłogowa w kształcie trzypiętrowego tortu, rzucając delikatny żółty blask. Tylko zapach kawy i wykwintnych słodyczy przypomina, że są tu jeszcze smakołyki i nie pozwala Ani skupić się na rachunkach. Ma biuro, ale z jakiegoś powodu kawiarnia jest ciekawsza.

Po pracy właścicielka kawiarni i pobliskiej dużej piekarni zasiadła do pracy nad fakturami, ale zmęczenie, głód i zły nastrój sprawiały, że popełniała błędy. W końcu ze złością zamknęła laptopa. Prychnęła.

— Oh… Poddaję się. Jestem zmęczona! — powiedziała cicho do siebie. Potarła zmęczone oczy. Spojrzała w dół na podłogę. Okrągły jak kulka pupil Anny, Tortik siedział przy stole z wysuniętym językiem. Mops patrzył na swoją panią żałośnie, jakby pytał: „Chodźmy już do domu”. A raczej jedźmy. Tortik, podobnie jak jego właścicielka, nie jest wielkim fanem pieszych wędrówek. Co innego wygodnie ułożyć się w fotelu samochodu.

— Co? Ty też chcesz do domu, prawda mały? — zmusiła się, by pochylić się nad psem, głaszcząc jego miękkie, jasnokremowe futro i czarne uszy. Piszczał i oblizywał wargi. Ania roześmiała się.

— Oh bobasku… Ale mamy…

— Co się stało? Masz dziś cieżki dzień, kochanie? — usłyszała łagodny głos. Dziewczyna nie zauważyła, że do pokoju weszła sprzątaczka, starsza kobieta o imieniu Nadia. Podeszła do gospodyni i odezwała się współczująco, opierając się na swoim mopie.

— Tak… — Ania rozejrzała się.

— Co? Jesteś zmęczona? To nic dziwnego, tak wiele dla jednej dziewczyny, a jeszcze takiej młodej — powiedziała współczująco babcia.

— Tak… Młodej. I takiej grubej — zachichotała dziewczyna, śmiejąc się z samej siebie. Spojrzała na psa:

— Prawda, Tortiku? Co nam dzisiaj powiedziała pani dietetyk?

— Poszłaś do dietetyka?

— Tak — westchnęła. Nadia odłożyła swój sprzęnt i usiadła z Anią. Często lubią ze sobą rozmawiać. Jednak nie na długo, ponieważ Ania jest zawsze zajęta. — Już nie raz. A dzisiaj trafiłam na specjalistkę, która bez udawania miłej mówi jak jest. Ale chyba tego właśnie potrzebuję.

— Co powiedziała?

— Cóż… Pytała mnie o różne rzeczy związane z moją dietą, rodziną. Powiedziałam jej, że mam skłonnośc dziedziczną, cała moja rodzina jest otyła. Mama, wszyscy. Więc… Z moimi genami nie jest łatwo walczyć z nadwagą. A ona mi powiedziała, wiesz co?

Kobieta słuchała uważnie.

— Mówi: „No dobra, dziedziczność to oczywiście poważny czynnik. Ale spójrz, masz nawet psa podobnego do bułki. Nie biega, a turla się. Czy on też ma dziedziczność? A może coś jest nie tak z dietą?”

Nadia nie wytrzymała, zachichotała i zaczęły jej płynąć łzy. Anna również się roześmiała.

— Wyobrażasz sobie? Dlaczego zabrałam ze sobą Tortika? Żal mi go było, nie lubi siedzieć sam w samochodzie.

— Ja cie… — babcia zmusiła się do powstrzymania śmiechu. — Och, dziecko… Nie jest ci łatwo. Trudno jest nie być kuszonym przez cały czas tutaj, w pobliżu smakołyków.

— Tak — przytaknęła Anna i spojrzała na gabloty z pysznymi ciastami i ciastkami. Aż ślinka cieknie. Ale obiecała sobie, że nie będzie dziś jeść słodyczy. Mimo to, po rozmowie z dietetykiem było jej bardzo wstyd. Specjalistka dała kilka zaleceń, które wydawały się rozsądne. Nic nadzwyczajnego. Ale… Jak ich przestrzegać, gdy żołądek skręca się na widok czekoladowego brownie, rumowego tiramisu czy ciasta z owocami? Uh-oh… Co robić?

Sprzątaczka wróciła do mycia podłogi. Wkrótce zadzwoniła matka Anny. Po jej głosie poznała, że nie jest zadowolona. Powiedziała:

— Co się stało, dziecko? Dlaczego jesteś w złym humorze?

— Och… Nic. Jestem po prostu zmęczona — odpowiedziała.

— W takim razie nie wiesz, co robić? Kubek czekoladowego cappuccino i kilka ciastek zawsze poprawiają nastrój.

— Tak… Dzięki, mamo. I jeszcze dodają kilogramów — westchnęła dziewczyna. Zawsze tak było. Odkąd pamięta, jej mama miała jedno rozwiązanie na wszystkie problemy — usiąść i jeść. Smacznie, tłusto i najlepiej dużo. Tego samego nauczyła całą rodzinę.

— Co, dziękujesz? Nie mów mi, że znowu przechodzisz na kolejną modną dietę. Proszę, nie torturuj się tymi bzdurami.

— Mamo — skrzywiła się. Odrobina wsparcia wcale by nie zaszkodziła. Ale… Gdzie ono jest?

— Nie zaczynaj. Wiesz, że nie musisz być chuda jak czapla, żeby być lubianą. Normalny mężczyzna pokocha cię taką, jaka jesteś. Bo jesteś dobrą dziewczyną, jesteś mądra. Nie goń za tymi śmiesznymi standardami. Wymyślili je idioci, którym nie zależy na szczęściu i zdrowiu dziewczyn, tylko na zarabianiu pieniędzy.

— Mamo… Wiem… Ale… Ja już…

— Cicho! Żadnych ale. Nie kłóć się z matką! Bądź grzeczną dziewczynką. Pa, córeczko, tata dzwoni — rozmowa się zakończyła. Anna odłożyła telefon na stół, podparła głowę rękami i westchnęła ciężko.

Dlaczego tak się stało? Dlaczego musiała urodzić się w tej rodzinie grubych łasuchuw? Och… Być może nigdy nie poradzi sobie ze swoimi kilogramami i kompleksami. Nigdy nie będzie kochana przez takiego fajnego faceta jak Andrzej Puch.

Bez względu na to, co jej matka mówi o wewnętrznym pięknie, Ania jest coraz bardziej przekonana, że zewnętrzne piękno też jest ważne. Lata mijają, jej przyjaciółki wychodzą za mąż, mają dzieci, a mężczyźni traktują ją bardziej jak przyjaciółkę. Tylko niektórzy alfonsi lub starsi panowie czepiają się jej, mówiąc takie rzeczy jak: „Kochanie, nic na to nie poradzę, chcę tylko przytulić twoje pyszne bułeczki” lub tym podobne. Jaka tym zmęczona!

Ale… Gdzie ukryć prawdę? Który młody przystojniak byłby zadowolony pokazując się publicznie z takim pączkiem? Trzeba być bardzo pewnym siebie, żeby nie bać się ośmieszenia.

Poszła do swojego gabinetu i stanęła przed lustrem. Spojrzała na swoje ‘wspaniałe’ ciało. Cóż… Nie za dobrze, szczerze mówiąc. Eh… Podwójny podbródek, okrągłe policzki. Podniosła bluzkę. Brzuch, jakbym była w siódmym miesiącu ciąży, boki, jakby obwieszone bułeczkami. Spodnie xxxl wbijające się w pośladki, pękające, prawie nowe, a już wytarte między nogami. Och… Mruknęła z goryczą.

No i masz. Kolejna próba odchudzania zaowocowała przybraniem na wadze w dwa miesiące więcej niż straciła wcześniej. I tak było wiele razy. To jak błędne koło. Dlaczego nic nie działa? Być może jest niechlujem o słabej woli, jak powiedział kiedyś jeden z przyjaciół. Nie potrafie o siebie zadbać, by raz na zawsze pokonać swój tłuszcz i złe nawyki?

Drzwi skrzypnęły cicho, a Ania odwróciła się, jej oczy zwilgotniały od łez, zobaczyła zbliżającego się do niej Tortika. Ledwo poruszał krótkimi łapkami na wyłożonej kafelkami podłodze. Przypomniała sobie słowa dietetyczki, że jej mops nie biega, tylko się turla. To koszmar… I jakim cudem nie zauważyła, jak utuczyła swojego pupila? Och… Co z tym wszystkim zrobić?

Tak bardzo chcę się zmienić swoje życie i wygląd. Ale… Zmęczenie i nawyk zajadania stresu i smutku, wpajany przez troskliwą matkę od dzieciństwa, sprowadzają wszystko na manowce.

Usiadła obok psa. Zaczęła go głaskać, walcząc ze łzami i mówiąc do niego:

̶ Co, kochanie? Co zamierzasz zrobić? Co my zrobimy? Wkrótce w ogóle nie będziemy mogli chodzić. Och, jesteś moją małą bułeczką… Mój dobry piesku…

Łzy spadają na podłogę. Ogarnęła litość i poczucie kompletnej bezradności.

Nagle zadzwonił telefon. Ania poderwała się do stołu. Nazwisko na ekranie sprawiło, że jej serce podskoczyło. Poczuła ucisk w klatce piersiowej. „Puszek”. Och… Jakże na czasie…

Z całych sił wzięła się w garść, otarła łzy i spróbowała przemówić wesołym głosem:

— Witaj, Pusiu.

— Cześć, Puszysta. Jak się masz? — przyjemny baryton zapytał spokojnie i radośnie.

— Dzięki, w porządku — odpowiedziała wesoło, ale skrzywiła się, spojrzała na psa, który leżał na podłodze, wystawiając język i ciężko oddychając.

— Dobrze. Spotkamy się jutro? Mam dla ciebie propozycję.

Dziewczyna stała się jeszcze bardziej poruszona.

— Ahhh… Tak. Kiedy?

Zasugerował, aby poszli do jej kawiarni i zjedli razem kolację. Ania się zgodziła. Porozmawiali krótko i się pożegnali. Dziewczyna odetchnęła.

— Huh… No proszę, Tortiku. Wpadliśmy. Im dalej, tym więcej „zabawy”. I dlaczego wrócił na moją głowę? — Ania z przerażeniem zdała sobie sprawę, że nie ma siły odmówić Puchatkowi, bez względu na to, co by zaproponował. Nawet na koniec świata. Serce jej łomotało, w głowie się kręciło. Ręce i nogi drżały. Nie… To katastrofa! Ale… Kto wie, może nie jest tak źle?

— Musimy się przygotować, mały. Prawda? Chodźmy do domu — pogłaskała mopsa, a ten wstał i leniwie podążył za nią do samochodu.Rozdział 5

Andrzej zaparkował swoje Audi A7 na parkingu przed lokalem, który z daleka przyciągał uwagę jaskrawym designem i dużym szyldem z pomarańczowym neonowym napisem „Waniliowy kęs”. Spojrzał na niego i uśmiechnął się do siebie. Od razu przypomniał sobie, jak Ani dokuczano w szkole. Wyciągali pierwszą sylabę nazwiska dziewczyny i pisali „kęs”. Tak na nią mówili: Anka Kęs, albo Kęsianka, nawiązując do jej zamiłowania w jedzeniu.

Wszedł do środka i od razu zrobił się głodny. Niesamowicie pachnie wanilią, czekoladą, kawą, czymś jeszcze. Gra delikatna, nienachalna muzyka. Wystrój wnętrza sprawia, że oblizujesz usta. Jasne, ciepłe kolory. Bardzo realistyczne obrazy deserów i ciast namalowane przez utalentowanego artystę. Szeroki wybór ciast i innych deserów uwodzicielsko mruga z pięknie podświetlonej gabloty. Prawie wszystkie stoliki są zajęte.

Stał przez chwilę, obserwując gości. O tak… O to właśnie chodzi w Annie Kęsikowskiej. Atmosfera jest radosna, relaksująca. Prawie jak w bajce. Ludzie rozmawiają naturalnie, degustują wymyślne i proste, dobrze znane słodycze i lody. Piją aromatyczną kawę, cappuccino, koktajle. Są też dania wytrawne. Tutaj chcesz zatrzymać czas, zapomnieć o wszystkich kłopotach, po prostu cieszyć się każdym kęsem i każdym łykiem.

Tak właśnie jest z tą dziewczyną. Tak było i oczywiście nadal jest. Gdziekolwiek jest Puszysta, jest spokojnie, zabawnie i pysznie. Żadnego stresu ani świństwa. Co tu zrobisz? W tym cala ta dziewczyna. No cóż… Poczuł się, jakbym wrócił do beztroskiej młodości. Jak że za tym tęsknił…

Dokonał mimowolnego porównania. Jak bardzo był zmęczony całkowitym przeciwieństwem Ani, Viką. Ta kapryśna, zakochana w sobie modelka, która w kilka minut potrafi doprowadzić do szaleństwa. Aż do zgrzytania zębami, aż do wściekłości. Kiedyś był nią zachwycony, ale teraz… Ma jej tak dość, że czasem nie chcę patrzeć na jej urodę, choćby nie wiem jak wielkie miała wdzięki. Jedynym ratunkiem jest praca. Tam przynajmniej nie musi myśleć o tej zarazie.

— Andrzeju! — zawołała do mężczyzny młoda, pulchna dziewczyna, która wyszła z bocznych drzwi. Machnęła ręką, zapraszając go do środka. Uśmiechnął się i zaczął iść w jej kierunku. Ania ma dziś na sobie elegancką, bordową sukienkę do kolan i szpilki. Co prawda nie wysokie, ale…

Andrzej zauważył, że mimo nadwagi jest w niej coś uroczego. Schludny makijaż, lśniące, gęste włosy. Dobrze dobiera ubrania, tak by wygładzały niedoskonałości i dodawały uroku.

— Witaj, piękna. Nie mogę przestać podziwiać twojej kreacji — od razu zaczął zachwalać miejsce, gestykulując po przestronnej kawiarni.

— Witaj. Dziękuję. To bardzo miłe usłyszeć od osoby, która prawdopodobnie była w najlepszych cukierniach na świecie i wie dużo o takich rzeczach — odpowiedziała radośnie właścicielka. Zarumieniła się. Zaprosiła przyjaciela do swojego biura.

— A może chcesz usiąść w holu ze wszystkimi? — zapytała.

— No… Jak sobie życzysz. Ale zdecydowanie chcę spróbować twoich arcydzieł. Na sali lub w twoim biurze, oby szybciej. Twoja kawiarnia jest fantastyczna — powiedział Andrzej, śmiejąc się. Anna roześmiała się radośnie. Mrugnęła porozumiewawczo:

— Taki był plan.

— Kto by w to wątpił — uśmiechnął się biznesmen i westchnął. Udali się do jasnego biura właścicielki. Tam Anna zaprosiła gościa, by usiadł na pulchnej sofie, przypominającej kolorem i kształtem dwie tabliczki czekolady, przy niewielkim stoliku i poczuł się jak w domu. Następnie wręczyła mu tablet ze stroną internetową z menu restauracji.

— Wybierz to, na co masz ochotę. Częstuj się.

Andrzej spojrzał na menu, a potem z powrotem na gospodynię.

— Dziękuję. To następnym razem ja wystawiam. Gdziekolwiek zechcesz. Może we Francji? Albo gdzieś tutaj — zasugerował. Dziewczyna znów się zarumieniła.

— Oh… Dobrze. Zobaczymy — odpowiedziała.

Gość zaczął błądzić wzrokiem po licznych zdjęciach apetycznych dań i deserów o pięknych nazwach. Wow! Jak można wybierać? Chcę się spróbować wszystkiego. Tak jak w dzieciństwie. Już zapomniał, kiedy był w takim miejscu. Po krótkiej radzie z właścicielką restauracji, która jest również twórcą wielu lokalnych przepisów, Andrzej zamówił kilka ciekawych deserów i koktajl mleczny. Ania poinformowała o tym obsługę. Usiedli i zaczęli rozmawiać.

— Andrzeju, więc… Powiedz mi coś. Powiedziałeś, że masz propozycję. Czy nie powinniśmy rozmawiać na pusty żołądek? — zapytała wesoło. Mężczyzna uśmiechnął się.

— Och… Wiesz, po tym, co właśnie zobaczyłem, nie jestem pewien, czy warto. Ale kiedy spróbuję twoich arcydzieł, czuję, że zrezygnuję ostatecznie.

— O czym ty mówisz? — powiedziała Ania z zakłopotaniem. Zmarszczyła brwi.

— Cóż… Miałem zamiar zaproponować ci współpracę. Ale… Widzę, że to miejsce jest naprawdę fajne. Szkoda cię od niego odrywać.

— Oh. Rozumiem. Dzięki. Tak. А… Co dokładnie chciałeś zaoferować?

— Cóż… — ochylił się lekko w stronę osoby siedzącej naprzeciwko. Oparł łokcie na kolanach. Podparł podbródek dłońmi złożonymi w kłódkę. — Ogólnie rzecz biorąc, chciałbym, żebyś był moją prawą ręką, moim zastępcą, że tak powiem. Ale… Nie masz czasu — westchnął. Dziewczyna zacisnęła usta i zamilkła — Może mogłabyś mi choć trochę pomóc? Szczerze mówiąc, w naszym kraju nie znam zbyt dobrze niektórych niuansów. W Europie jest inaczej. А… Ty i twój ojciec działacie w tej branży. Wiecie wiele ważnych rzeczy. Nie chcę powierzać wszystkiego komuś innemu. Jeśli mógłabyś dać mi jakąś radę, byłbym wdzięczny.

— Cóż… Chętnie pomogę w każdy możliwy sposób. Bardzo się cieszę, że tak wysoko oceniasz moją profesjonalną wiedzę i umiejętności. Boję się, że cię rozczaruję — powiedziała niezręcznie Ania. Mężczyzna roześmiał się.

— Jesteś taka skromna… Nie bój się. Jestem pewien, że nie zawiedziesz. Byłaś mądrą dziewczyną jeszcze w szkole — powiedział figlarnie.

Przypomniał sobie, jak Ania pisała za niego wypracowania z literatury czy historii, mimo że była o rok młodsza. Dla Andrzeja ślęczenie nad książkami było prawdziwym wyzwaniem, zawsze był niespokojny. Dlatego zainteresował się sportem. Za to Puszysta lubiła pisać wypracowania, opowiadania czy zadania domowe z historii. Jej pamięć jest niesamowita. Nie bez powodu nazywano ją dziewczyną encyklopedią, co sugerowało, że jest mądra i gruba. Miała też dobre relacje z naukami ścisłymi.

— Jeśli zgodzisz się przyjść na kilka godzin wieczorem lub kiedy indziej, możemy trochę popracować. Jakoś ci się odwdzięczę — mrugnął. Dziewczyna z radością się zgodziła. Zaraz potem przyniesiono zamówione słodycze i koktajl.

Andrzej jadł słodycze przez długi czas, chwaląc je, nie mogąc ukryć zachwytu. I nawet nie próbował. Naprawdę wszystko mu smakowało. Anna rumieniła się coraz bardziej, zawstydzona pochwałami.

Nie mog w to uwierzyć, że ta Puszynka z dziecinnym uśmiechem była w stanie zbudować taki biznes. To wymaga siły biznesowej jak u buldoga. A ona ma bardzo łagodną osobowość. Przynajmniej kiedyś taką miała. Zastanawiał się, jak ona to robi? A może jest taka tylko w stosunku do swojego starego przyjaciela i potrafi być surowa dla swoich pracowników?

Zapytał ją:

̶ Waniliowy kęs? Skąd taka śmieszna nazwa, Aniu? Dokuczano ci tak w szkole. Czy nie budzi złych skojarzeń?

Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła głęboki oddech.

— Cóż… Właściwie to nie był mój pomysł. To moja siostrzenica, Nastia, wpadła na ten pomysł. Miała wtedy około trzech lat. Zasugerowała Pyszny kęs. Zmieniłam to na Waniliowy. Oczywiście, są skojarzenia. Ale, o dziwo, to już nie sprawia, że trzęsę się i płaczę, jak kiedyś, ale raczej pomaga mi osiągnąć moje cele. Chciałam udowodnić najpierw sobie, a potem innym, że potrafię nie tylko jeść siedząc na kanapie, ale też coś osiągnąć.

— To świetnie. Bardzo się cieszę, że stałaś się tak silna.

— Jaka silna? Czasami myślę, że jestem całkowicie bezradna. Przynajmniej w niektórych sprawach — powiedziała niezręcznie i spojrzała w dół. Mężczyzna domyślił się, co miała na myśli. Powiedział:

— Aniu, jeśli byłaś w stanie wybudować taki biznes, to możesz zrobić o wiele więcej. Nie poddawaj się.

Spojrzała na przyjaciela i miło się uśmiechnęła. Wydawało się, że w jej oczach zalśniły łzy. Ale potem szybko się pozbierała. Powiedziała:

— Dziękuję, Andrzeju. Opowiedz mi coś jeszcze o sobie. А… Widziałeś jeszcze kogoś ze szkoły? Olka? Wiesz, że on też jest teraz biznesmenem?

— Tak, rozmawialiśmy. Olek cieszy się, że pod pewnymi względami mnie prześcignął. Ma już dwoje dzieci z pierwszą żoną — odpowiedział Puch. Byli przyjaciółmi w szkole, ale trochę ze sobą rywalizowali. Obaj byli popularni jako sportowcy i ogólnie. Ania roześmiała się.

— To prawda. Wygląda na to, że ma miłą rodzinę.

— Tak. Jeśli można nazwać Terminatora, z którym się ożenił ładną — chichotał Puch. Widział drugą żonę Olka. Jest zawodową kulturystką, z mięśniami, którymi nie każdy mężczyzna może się pochwalić. Ania też się roześmiała.

— Cóż… O gustach się nie dyskutuje. Kto co lubi. Oby mu się podobała.

— To prawda. Najważniejsze, że Olek zadowolony.

Czas leci za miłą gadką. Tak jak słodycze z talerza, znikają bez śladu. Rozmawiali o przeszłości i teraźniejszości. Dużo wspominali i śmiali się. W pewnym momencie Andrzej zdał sobie sprawę, że dawno się tak nie śmiał, nie czuł się tak dobrze i lekko. Co za dziewczyna…

Jednak komuś udało się zepsuć tak wspaniały wieczór. Telefon w kieszeni Andrzeja dzwonił raz za razem. To była Victoria. Nie chciał być przez nią rozpraszany. Ale w końcu Ania prosiła go odebrać, poczeka. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę. Przeprosił. Odszedł kilka kroków. Odezwał się do żony:

— Słucham, Viko.

— Czego słuchasz? Lepiej mi powiedz, dlaczego nie dotrzymałeś słowa! — natychmiast zaatakowała skargami, nawet się nie witając.

— O czym ty mówisz?

— Puchatku, powiedziałeś, że masz przyjaciela, który pomoże nam zdobyć zaproszenie na Festiwal Filmowy w Cannes. Co z tego? Jest prawie maj, gdzie są te zaproszenia?

— Wiktoria… — wysyczał gniewnie do telefonu. — Po pierwsze, zmień ton, kiedy rozmawiasz z mężem. A po drugie, to było wcześniej. A potem powiedziałem ci, że nie będę już z tobą chodził na takie imprezy. Po tym, co mi zrobiłaś na balu w Paryżu… Wiesz. Nie chcę! — powiedział cicho, żeby Ania nie usłyszała, ale z naciskiem, gniewnie. Księżniczka, niech ją szlag… Dość wstydu przez nią.

— Ty nudziaro! Więc nie idź! Załatw mi zaproszenie. Sama znajdę drogę! — warknęła. Mężczyzna rozzłościł się jeszcze bardziej. Akurat! Niech trzyma kieszeń szeroko otwartą. Żeby mogła upić się jak świnia i flirtować z prawie każdym mężczyzną, którego spotka? Tak…

̶ Acha! Jeszcze czego!? Udowodniłaś, że nie wiesz, jak zachowywać się w miejscach publicznych. Więc zapomnij o takich przywilejach! I w ogóle, nie masz co robić na czerwonym dywanie wśród tych gwiazd! — wysyczał cicho.

Ostatnio Viktoria stała się zbyt zarozumiała, obracając się wśród modelingowego beau monde. Andrzeja strasznie to irytuje. Bo jego żona ma coraz więcej kaprysów i coraz mniej szacunku do ludzi. Także tych najbliższych.

— Ach, ty… — przeklneła cicho. — Przypomnę ci o tym, poczekaj! Bezwstydniku! Okrutny, marudny nudziarzu! Jesteś draniem! Niczego w życiu nie rozumiesz! — zaczęła krzyczeć, aż musiał zasłonić telefon ręką i ściszyć. W końcu Andrzej odparł:

— Viktorio, przestań. Wystarczy. Porozmawiamy później — i przerwał połączenie.

Westchnął ciężko. Spojrzał niezręcznie na Annę. Ona nic nie rozumiała. A przynajmniej udawała.

— Przepraszam — wrócił do stolika. Skończył koktajl jednym haustem.

— W porządku — dziewczyna zacisnęła usta, wzruszyła ramionami — To nie moja sprawa. Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.

— Tak… Lepiej powiedz mi coś innego. Wybierasz się gdzieś na wakacje w tym roku? A może pracujesz bez urlopu?

— Tak. Dobrze zgadłeś. Nie miałam wakacji od prawie czterech lat. Nigdy ich nie miałam. I… Są jeszcze inne powody, długo wymieniać — skrzywiła się niezręcznie. Andrzej domyślił się, jakie to powody. Musiała mieć kompleksy na punkcie pokazywania się publicznie w stroju kąpielowym. Cóż… To zrozumiałe.

Porozmawiali jeszcze trochę i Puchatek pojechał do domu.Rozdział 13

— Witaj, przystojniaku — przywitała się żartobliwie Natalia. Ucieszona, że wczoraj przypadkiem zobaczyłam mojego byłego chłopaka na siłowni z żoną szefa. Plan ułożył się błyskawicznie.

— O, Natalia! Jesteś piękna i słodka jak zawsze. Jak się masz, kochanie? Chcesz znowu do mnie na treningi? — fitness trener uśmiechnął się szeroko, szczerze przyglądając się swojej byłej. Nacisnął przycisk na pilocie, jego piękna sportowa Toyota zamrugała reflektorami i odblokowała drzwi.

— Dziękuję. Ty również. Napompowałeś się jeszcze bardziej, super… A ja teraz chodzę na jogę z koleżankami — odpowiedziała wesoło dziewczyna. Podeszła do umięśnionego przystojniaka niemal na wyciągnięcie ręki. — Nie bardzo się śpieszsz? Mam parę spraw do załatwienia.

— Mów, mała — skinął chytrze głową, oczekując nagrody.

— Och, Pavle, porozmawiajmy — powiedziała pochlebnie.

Mężczyzna zaprosił ją do swojego samochodu. Usiedli wygodnie na przednich siedzeniach. Natalia zamieniła z byłym jeszcze kilka zdań na temat życia, po czym przeszła do rzeczy:

— Pawełku… Ty… Czy mógłbyś zrobić dla mnie dobry uczynek? Tak, to drobnostka, ale… To dla mnie bardzo ważne. Chodzi o jednego z twoich podopiecznych.

— Tak? Zazdrosna jesteś? — zaśmiał się. — Którego?

— Któregoś dnia widziałam, jak ćwiczysz na siłowni z jednym pączkiem. Anna, pamiętasz?

— Oczywiście, że tak — zaśmiał się mężczyzna. — Jak mogę zapomnieć? To interesująca panienka. Taka hazardowa! Chce zwalić góry. Boję się tylko, że wkrótce się podda i powie: „A niech stoją!”. Ciekawe, jak długo utrzyma się jej entuzjazm.

Natalia zaśmiała się sarkastycznie.

— No tak, oto właśnie chodzi. Upewnij się, że te jej góry… — wskazała na swoje duże pośladki i piersi — pozostaną takie, jakie są.

Mężczyzna długo śmiał się z tej prośby. W końcu się uspokoił. Zapytał:

— A co jest z tą Anną? Tylko nie mów… Naprawdę? Uważasz ją za konkurentkę? Nie bądź śmieszna, Nata. Gdzie jesteś ty i gdzie ona.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij