Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Camgirl - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Camgirl - ebook

Mroczne sekrety i wstydliwe upodobania stanowią idealną pożywkę dla zbrodni.

W Złotym Mieście, gdzie mrok przeszłości przeplata się z cieniami teraźniejszości, Marcelina Różańska prowadzi podwójne życie. W ciągu dnia jest ambitną studentką administracji, a nocami wciela się w rolę camgirl i przyciąga wzrok tych, którzy poszukują zakazanej rozkoszy online. To lukratywny biznes, jednak za pokaźnymi zarobkami skrywają się jego mroczne strony.

Kiedy Marcelina dowiaduje się o zaginięciu przyjaciółki z branży, nie wie, że wszczęte śledztwo ściągnie kłopoty również na nią. Różańska nieoczekiwanie staje się najważniejszym świadkiem w sprawie prowadzonej przez przystojnego komisarza Łebskiego.

Już wkrótce na jaw wyjdą brudne sekrety, które do tej pory były bezpiecznie ukryte w odmętach wirtualnego świata… Dlatego wszyscy powinni mieć się na baczności.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-224-4
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NIEDZIELA

„PayPal: przesłano Ci pieniądze”

Brzmiała treść powiadomienia, którą szczupła brunetka wyartykułowała bez większych emocji w głosie.

Wspięła się na jeden z dwóch hokerów stojących przy małym barze oddzielającym kuchnię od salonu, i wzrokiem omiotła otrzymaną wiadomość e-mail.

– A, to ten przegryw… – wypowiedziała głośno. – Miał wysłać więcej, muszę go zaraz doprowadzić do porządku. W każdym razie całkiem miła wiadomość na sam początek dnia. Trzy stówki piechotą nie chodzą.

Odwróciła się do zaspanej szatynki w okularach, która postawiła przed nią kubek kawy z mlekiem.

– Słodzik?

– Pytasz za każdym razem, kiedy to ja robię kawę. Tak jakbym kiedyś dała ci z cukrem. – Okularnica brzmiała na lekko oburzoną. – A co tam słychać na kamerkach? Masz jakąś historyjkę, która mogłaby mnie obudzić?

– Zawsze się coś dzieje, ale ty rzadko znosisz te opowieści – skwitowała brunetka, zawzięcie pisząc w telefonie.

– No tak, zazwyczaj wystarczają mi twoje krzyki nad głową. Szczerze mówiąc, tyle już słyszałam, że nie wiem, czy coś mogłoby jeszcze zrobić na mnie wrażenie.

– Zabrzmiało jak wyzwanie. Okej. Szykuj się, bo za chwilę będziesz miała pokaz na żywo. Jest już po dziewiątej, a ty nie wyglądasz, jakbyś miała dzisiaj podbić świat. Ostrzegam, że włączam głośnomówiący, o ile ten przegryw będzie mógł teraz rozmawiać.

Przegryw. To było zdecydowanie jej ulubione określenie dla mężczyzn, z którymi miała kontakt na co dzień. Z założenia nie szanowała swoich klientów, choć nie było tak od początku…

Brunetka napisała coś na swoim smartfonie, a już po chwili rozległ się dźwięk wibracji anonsujący połączenie. Odebrała.

– No cześć, śmieciu, ile miałeś wysłać kasy? Co to w ogóle za ochłap, waciki mam sobie za to kupić, ty kupo gówna? – zaatakowała, zanim po drugiej stronie rozległ się jakikolwiek dźwięk.

– Prze-przepraszam pani… – usłyszały po chwili piskliwy męski głos.

– Klęczysz? – zapytała tonem nieznoszącym sprzeciwu, w taki sposób, że jej towarzyszka nareszcie szerzej otworzyła oczy.

– Oczywiście, królowo, sługa musi klęczeć, rozmawiając ze swoją panią… – Cienki głos mężczyzny wydawał się wymuszony, nie była to jego naturalna barwa.

– Dobrze, to teraz posłuchaj, ty mały kurwiu. Jesteś na głośnomówiącym, słucham twojego wykastrowanego piszczenia razem z koleżanką, która już prawie pęka ze śmiechu. Taki jesteś żałosny.

Dziewczyna w okularach najpierw coraz szerzej otwierała oczy i usta ze zdziwienia, a dopiero po chwili rzeczywiście się zaśmiała.

– Nie jestem godzien tej atencji, pani… A czy koleżanka może coś powiedzieć? – Mężczyzna ożywił się nieco.

Brunetka popatrzyła na towarzyszkę zachęcająco, machnęła ręką, czym dała znak, by ta się odezwała.

– Yyy, cześć, przegrywie – przywitała się niepewnie, używając określenia, które słyszała z ust brunetki nader często.

– Widzisz, jesteśmy we dwie. I z tego powodu musisz nam dać więcej kasy, szmato. Podaj mi blika na 200 złotych, zrobimy sobie z koleżanką dzisiaj jakieś zakupy.

– A co, panie, chcecie kupić? – Głos mężczyzny wrócił do piskliwej, uległej intonacji.

– Przewalimy twoją kasę na ciuszki i prasę – ironizowała. – Samochód muszę zatankować. Wiesz zresztą, że ja mam duże potrzeby.

– Tak, pani, wiem o tym… A mogę dostać filmik, jak pani tankuje swoją superfurę? Bardzo proszę…

– Nie przesadzasz czasem? Może jeszcze frytki do tego? Ech, no dobrze, jak ładnie poprosisz moją koleżankę, to nakręci, jak tankuję za twój ciężko zarobiony hajs.

Brunetka wyprostowała się na krześle i uniosła palec w geście uwagi.

– A teraz słuchaj, parszywy psie. Będziesz mi dyktował kod, a po każdej cyferce masz szczeknąć jak pies. Kumasz?

– Tak, pani…

– Masz minutę, żeby się przygotować, idę po laptopa.

Wstała z hokera, zostawiając telefon na blacie.

Szatynka spojrzała na wyświetlacz, na którym widniał napis „Pies Pamel”.

Ciekawe, ilu takich „psów” jeszcze posiada – przemknęło jej przez myśl, gdy tymczasem usłyszała, jak z głośnika wydobywają się szumy i ciche stękanie.

Odskoczyła od stołu z mieszanką przerażenia i obrzydzenia, w tym samym momencie, kiedy brunetka wróciła z otwartym laptopem w dłoni. Popatrzyła na szatynkę pytająco, ale w mgnieniu oka zorientowała się, co wzbudziło w koleżance takie emocje. Nachyliła się do aparatu.

– Czy ja ci się, kurwiu, pozwoliłam dotykać? – podniosła głos, który brzmiał twardo i pewnie.

– Prze-przepraszam, pani… to jest takie podniecające.

– Właśnie za złamanie zasad stawka wzrosła do trzystu złotych. Jestem już gotowa, możesz podawać kod.

W słuchawce nastąpiła chwila ciszy, po czym piskliwy głos powiedział:

– Trzy, hau!

Brunetka wybuchła śmiechem i trwało dobrą chwilę zanim zdołała się trochę opanować.

– Idioto! Miałeś szczekać jak pies, a nie mówić słowo „hau”! Kurwa, nawet tego nie potrafisz dobrze zrobić. Ale dobra, kontynuuj, bo to w sumie jest zajebiście śmieszne.

„Pięć, hau!” spowodowało kolejną salwę śmiechu, ale rozmówca po drugiej stronie zdawał się bardzo skupiony na wykonaniu zadania.

– Dwa, hau!

Teraz już obie niemalże płakały ze śmiechu. Szatynka usiadła na ziemi, trzymając się za brzuch.

– Cztery, hau! Siedem, hau! Zero, hau!

Brunetka wykonała kilka ruchów myszką i, ocierając łzy, wydała polecenie:

– Okej, potwierdź.

Ekran laptopa rozświetlił się na zielono. „Transakcja wykonana pomyślnie”.

– Brawo, piesku.

– Kim dla pani jestem?

– Jesteś szmatą, śmieciem i przegrywem.

– Dziękuję, pani…

– Spoko, za miesiąc znowu cię wydoję. A teraz spierdalaj.

– Miłego dnia dla pa…

Brunetka się rozłączyła i popatrzyła wyzywająco na swoją towarzyszkę, unosząc przy tym ciemny, idealnie wyprofilowany łuk brwiowy.

– Tak to się robi, moja droga – oznajmiła z łobuzerskim uśmiechem, rozkładając ręce na boki. Przyjaciółka spojrzała na nią z podziwem. A jednak ją zaskoczyła.

– Marcelina, ale co to w ogóle miało być? – zapytała, kiedy brunetka ostatecznie odłożyła telefon.

Dziewczyna zabrała laptopa z blatu, przeszła przez pokój i ciężko opadła na siedzisko czarnej pikowanej kanapy, na której z reguły prowadziła swoje transmisje w internecie. Odchyliła się na oparcie, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.

– Wiesz, Welma – zaczęła, otwierając jedno oko i patrząc na nią z boku – są ludzie, którzy lubią być kontrolowani. Lubią, kiedy ktoś im wydaje rozkazy, kiedy muszą za to płacić. Nazywają siebie płacącymi świniami, bankomatami, psami… Jak tam który preferuje.

Welma spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– I ty… ty robisz coś takiego?

Marcelina kiwnęła głową.

– Na początku było to dla mnie dziwne. Czułam się niewygodnie, kiedy im rozkazywałam, kiedy grałam tę złą kobietę, ale… – zrobiła przerwę, szukając odpowiednich słów – z czasem przestało mi to przeszkadzać. Zrozumiałam, że to jest ich fetysz, że to coś, czego oni naprawdę chcą. Jeśli nie mi, to zapłacą innej dziewczynie, a uwierz, że i tak tego dokonają. To jest silniejsze od nich. Więc tak jak w każdej innej pracy, klient… tfu, przepraszam, pieniądz jest najważniejszy. – Puściła koleżance oczko.

– Ale to musi być… niewiarygodnie dziwne. Ja bym tak chyba nie mogła.

Brunetka się zaśmiała, ale widząc ciekawość w oczach przyjaciółki, opowiadała dalej.

– Tak na początku było. Ale wiesz, moja droga, każda praca ma swoje dziwactwa. W moim przypadku, jestem po prostu bardziej otwarta na to, czym te dziwactwa mogą być. To dziwactwo akurat nazywa się _findom_. Rozumiesz? Fin-dom, czyli finansowa dominacja. Zazwyczaj to się łączy z upokarzaniem, jak na przykład traktowanie klientów jak zwierzęta, stąd ten pies. Słyszałaś, on sam na mnie w pewnym sensie wymuszał takie stwierdzenia. Pytał: „Kim dla pani jestem” i dokładnie chciał usłyszeć to, że jest szmatą, śmieciem, kurwą… i tak dalej by można.

Na twarzy szatynki malowało się jeszcze większe zdziwienie.

– A skąd ci ludzie biorą na to pieniądze?

Marcelina wzruszyła ramionami.

– Niektórzy są bogaci, inni po prostu oszczędzają na swoje fetysze. Dla nich to jest część ich seksualności, tak samo jak dla innych może okazać się seks w nietypowych miejscach czy _role-play_. Akurat ten konkretny pies zasuwa gdzieś w fabryce na trzy zmiany i wcale nie zarabia dużo. Mam z nim sesję raz w miesiącu, zawsze po jego wypłacie. Wtedy przez chwilę wydaje mu się, że ma pieniądze. Zazwyczaj nie udaje mi się aż tyle z niego wyciągnąć, myślę, że dzisiaj sporo w tym twojej zasługi. Więc, moja droga, szykuj się na zakupy!

Welma przetrawiała te informacje przez chwilę.

– _Role_ co? – zapytała w końcu.

– No jak na przykład lubisz się z chłopakiem w łóżku bawić w nauczyciela i uczennicę. To jest _role-play_, odgrywanie ról. Dziewico.

– Spadaj! – oburzyła się szatynka. – Od kiedy robisz ten _fimdom_? – zapytała, choć nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.

Marcelina się uśmiechnęła, kiedy zaczęła przypominać sobie, jak to było.

– Kiedy zaczynałam pracę na kamerkach, brakowało mi wiedzy o wielu rzeczach, w tym o _findomie_. Dziś mam to, he, he, w małym palcu u stopy. Miałam wówczas może ze dwie pary szpilek i jakieś jedne rajstopy, zakładane do wszystkiego w razie potrzeby. Teraz sama wiesz, jak to wygląda. To widzowie, klienci zaczęli pytać o różne rzeczy, ja zaczęłam czytać i tak się wkręciłam w ten świat.

Marcelina przerwała na moment, aby się zastanowić.

– To było trudne na początku. Musiałam przekroczyć wiele swoich granic, nauczyć się asertywności, surowości, a nawet brutalności. Nie rozumiałam tego, jak ktoś może mi płacić za to, że jestem niemiła. Ale po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że nawet sprawia mi to frajdę. Trzeba mieć pewne predyspozycje, żeby to robić, ale ogólnie można się tego nauczyć.

Okularnica spojrzała na Marcelinę, próbując zrozumieć, jak bardzo musiała zmienić swoje myślenie, aby zaakceptować takie życie.

– Wiesz, Welma, nigdy nie wiemy, co tak naprawdę drzemie w naszej naturze, dopóki nie spróbujemy nowych rzeczy. Minusem tego wszystkiego, a może plusem… Po prostu to powiem: mam coś takiego, że kiedy patrzę na jakiegoś człowieka, zastanawiam się, jakie ma pojebane fetysze. Nie masz pojęcia, jak często pozory mylą. Widzisz jakiegoś supermacho, powiedzmy takiego faceta w stylu harleyowca. Czy podejrzewasz, że w domowym zaciszu przebiera się w damskie ciuszki i lubi być poniżany? No pewnie ty nie, ale ja tak właśnie myślę.

Przytłoczona nadmiarem tajemnej wiedzy, którą właśnie zaserwowała jej Marcelina, szatynka, zwana Welmą, rzuciła swoimi ciemnobrązowymi oczami na zegar, który wybijał dziewiątą trzydzieści. Słońce już całkiem przebiło się przez chmury, które rano jeszcze wisiały na niebie, a teraz zniknęły, dając miejsce złocistej majowej poświacie.

– Powinnyśmy coś zjeść – stwierdziła Welma, podnosząc się z podłogi, i skierowała się w stronę kuchni.

Marcelina kiwnęła głową, zerkając na telefon. Wyjęła parę rzeczy z ogromnej jak na przestrzeń mieszkania, srebrnej lodówki z podwójnymi drzwiami. Oznajmiła, że na śniadanie zjedzą omlet (z jajek od szczęśliwych kur, które kupowała z lokalnej farmy) ze szpinakiem, awokado i pomidorami. Marcela uwielbiała gotować i przede wszystkim jadać dobrze. Welma pomogła jej, aż w końcu na stole stanęły dwie porcje pysznie pachnącego posiłku.

Zajadając się doskonale przygotowanym śniadaniem, Marcelina rozwinęła temat owego harleyowca, z którym miała sesję. Wszystko stanowiło element jej codzienności, który Welmie wydawał się teraz nieco niepokojąco normalny.

Nagle telefon Marceliny zadzwonił. Chwyciła go z irytacją.

– Co znowu, ten głupi pies nie może się doczekać? – mruknęła pod nosem, spoglądając na komórkę. Na wyświetlaczu pojawiło się jednak imię „Sebastian”, czego kompletnie się nie spodziewała.

– A to bydle, czego może chcieć? – Parsknęła, nim nacisnęła zieloną słuchawkę.

Głos po drugiej stronie okazał się niespodziewanie niski i poważny. Sebastian był narzeczonym jej koleżanki, Gosi.

– Marcelina, muszę ci coś powiedzieć – mówił niespokojnie.

– No mów. – Spojrzała na swą towarzyszkę z zaniepokojeniem.

– Gosia zniknęła. Wróciłem z delegacji i… nie ma jej. Niektóre z jej rzeczy też zniknęły. – Głos mu drżał, Marcelina oczami wyobraźni widziała, jak Seba trzyma się za głowę i omiata przestrzeń ich starego domu rozbieganym wzrokiem.

Poczuła, jak jej serce przyspiesza.

– Sebastian, spokojnie. Może pojechała do rodziców? Albo poszła na jakąś imprezę? Dzwoniłeś do niej?

– Skoro dzwonię do ciebie, to raczej sprawdziłem już inne opcje, nie sądzisz? Wiesz coś? – zapytał ponuro.

– Ja? Naprawdę nie wiem, gdzie ona może być. Raczej ostatnio nie rozmawiamy. Widziałam ją w piątek online. Zgłosiłeś to na policję? – spytała, po czym ciężko przełknęła ślinę.

– Rozmawiałem z jej ojcem. Co prawda, nie widział jej od świąt, ale obiecał szybko ruszyć sprawę. Pewnie boi się, żeby nie wyszło, że Gosia to jego córka… – Zawiesił posępnie głos. – Właściwie dzwonię, żeby ci powiedzieć, że zaraz idę składać zeznania. Bądź gotowa, bo prawdopodobnie ciebie też przesłuchają.

Rozmowa szybko dobiegła końca, ale Marcelina ciągle trzymała telefon, wbijając wzrok w przestrzeń przed sobą.

– Kurwa, co jest… – Jej słowa rozwiały się w powietrzu.

Welma, patrząc na Marcelę z niedowierzaniem, puściła widelec, na którym trzymała kawałek omleta.

– Co się stało? – zapytała, ale nie potrzebowała słów, aby wiedzieć, że coś jest nie tak. Marcelina była blada jak ściana.

– Klara… Seba twierdzi, że Gosia… Gosia zniknęła –wykrztusiła.

Welma, od urodzenia nosząca imię Klara, doskonale wiedziała, kim jest Gosia. Dawniej przyjaźniła się blisko z Marceliną, ale ostatnio ich kontakt mocno się rozluźnił. Jednym z powodów takiego biegu spraw była także sama Welma.

– Co robimy? – spytała, zrywając się z krzesła. – Chyba powinnyśmy jakoś pomóc.

Marcelina kiwnęła głową. Nadal starała się opanować buzujące w niej emocje. Czuła w kościach, że coś w tej historii jest mocno nie tak. Nie mogła przestać myśleć o jednym – Gosia od dawna coś przed nią ukrywała.

***

Przypadek sprawił, że niecały rok wcześniej zamieszkałam z jedną z najciekawszych osób, jakie było mi dane w życiu poznać.

Marcelina, dziwaczka z fantazyjnym poczuciem humoru i duszą bohemy, najpierw moja współlokatorka, potem przyjaciółka.

Zaczynałam właśnie studia w Złotym Mieście na kierunku dietetyka, kiedy okazało się, że jednak nie ma dla mnie miejsca w akademiku. Na szczęście, pochodziłam z miejscowości zaledwie godzinę drogi stąd, więc przez pierwsze dni roku akademickiego dojeżdżałam i starałam się jednocześnie o stałe zakwaterowanie. Jednak w dalszej perspektywie była to pozornie tragiczna sytuacja, bo przecież czego może chcieć młoda studentka bardziej niż własnego pokoju i niewielkiego zakresu obowiązków domowych. Ale los postanowił przeciwstawić się moim planom.

Kolega z roku, Damian, oznajmił mi, że w kamienicy, której właścicielem jest jego ojciec, jest jedno wolne mieszkanie. Brzmiało to na początku jak strzał w dziesiątkę – tanio, cicho i w miarę blisko uczelni. Dla studenta taka oferta, to jak wygrana w lotka.

Było jednak pewne „ale”. W klatce, w której mieszkanie miałam wynająć, mieszkała pewna dziewczyna, która nie była zwyczajna. Miała na imię Marcelina i zaczynała na tej samej uczelni drugi rok magisterki z administracji. Swoją drogą, gdy już ją lepiej poznałam, nie mogłam pojąć, co taki kolorowy ptak jak ona, robi na takim nudnym kierunku.

Jako studentka pierwszego roku dziwiłam się, że już w ciągu pierwszego tygodnia zajęć dotarło do mnie tyle różnych plotek na jej temat… o zdecydowanie negatywnym wydźwięku. Mówiono, że utrzymuje ją bogaty sponsor, inni twierdzili, że kręci filmy dla dorosłych. Wydawało się, że każdy miał swoją własną teorię na jej temat.

Ja sama wiedziałam o niej niewiele, poza tym, że jest bardzo ładna, ma kuriozalnie długie włosy, talię osy, a pod szkołę podjeżdża wypasionym czarnym SUV-em, którego nazwy nawet wtedy nie kojarzyłam. Niby nie narzucała się otoczeniu, a mimo to nie dało się przejść obok niej obojętnie. Początkowo miałam wątpliwości, czy chcę mieć z tą osobą cokolwiek wspólnego, ale Damian przekonywał mnie, żebym nie oceniała książki po okładce i poszła obejrzeć to mieszkanie.

Pamiętam ten dzień doskonale. Był ciepły początek października, słońce odbijało się od kolorowych liści na drzewach, a powietrze przyjemnie ochładzało. Idealna pogoda na sweter. Wiedziałam, że Marcelina lubi się stroić, więc postanowiłam, że też będę wyglądać wyjątkowo ładnie, mimo że na co dzień ubierałam się raczej skromnie i w przeciwieństwie do niej, nie rzucałam się w oczy. Założyłam niedawno kupiony gruby golf w pięknym pomarańczowym odcieniu, a usta pociągnęłam błyszczykiem z brokatowymi drobinkami, choć zazwyczaj się nie malowałam. Z wciąż nieustępującymi wątpliwościami zadzwoniłam dzwonkiem wiszącym na obielonym murze poniemieckiej kamienicy, umiejscowionej na obrzeżach dzielnicy Stare Miasto, blisko lasu.

Kiedy drzwi się otworzyły, moją uwagę zwrócił jej perlisty uśmiech i krwistoczerwona szminka na ustach. Miała na sobie prostą, białą koszulkę na ramiączkach i jasnoniebieskie dżinsy. Nawet w tak zwyczajnej stylizacji wyglądała pięknie. Po chwili jej twarz rozbłysła radością i niespodziewanie wykrzyknęła „O kurcze, Welma!”. Zanim zdążyłam zareagować, złapała mnie za rękaw i wciągnęła do mieszkania.

To było moje pierwsze spotkanie z Marceliną, a ona z marszu postanowiła nadać mi pseudonim. Kiedy teraz o tym myślę, to rzeczywiście skojarzenia miała dobre. Noszę okulary w grubych, czarnych oprawkach, mam brązowe włosy ścięte na „boba”, a na sobie miałam wtedy ów nowy, pomarańczowy golf. Wypisz wymaluj jak Welma ze _Scooby-Doo_.

Marcelina wynajmowała dwa z trzech mieszkań w tej klatce. Właściciel kamienicy (ojciec Damiana) przekazał jej klucze, żeby Marcelina pokazała mi mieszkanie, gdy przyjdę.

Zanim jednak w ogóle podjęłyśmy temat wynajmu mieszkania, Marcela zaczęła szperać w swojej szafie i wyjmować kartony z imponującą kolekcją ubrań i bielizny. W pewnym momencie podała mi z zadowoleniem czerwoną, rozkloszowaną minispódniczkę, pomarańczowe zakolanówki i czerwone sandałki na niebotycznie wysokiej platformie. Powiedziała: „Przymierz to, a ja naleję nam jakiegoś bruderszaftu”.

Marcelina miała taką energię, że po prostu pozwoliłam na całe te przebieranki, czym zdziwiłam samą siebie. I choć w drodze do łazienki, aby się przebrać, chciałam zachować się asertywnie, to po kilku minutach wyszłam z łazienki przebrana w ciuchy, które mi dała. Marcelina podała mi kieliszek z białym winem, zlustrowała mnie z góry do dołu i zagwizdała z uznaniem. Pamiętam, że powiedziała coś w stylu: „Jest pani przyjęta”.

Tak zaczęła się nasza przyjaźń i od tamtej pory zostałam „Welmą”.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: