Captive - ebook
Captive - ebook
Historia Ashera i Elli zdobyła już ponad 7 milionów czytelników na Wattpadzie!
W samym sercu najniebezpieczniejszych przestępczych powiązań, gdzie spotykają się władza, pieniądze i przemoc, stoją one. CAPTIVE.
Ella jako nastolatka została captive wbrew swojej woli. John, jej właściciel, wolał wykorzystywać jej ciało niż inteligencję i talenty. Zamienił jej życie w koszmar na jawie. Czy przepustką do nowego życia stanie się zmiana właściciela? Czy będzie to lepsze życie?
Ella wierzyła, że nie może trafić gorzej. Szybko zorientowała się, że nowy właściciel to zupełnie inna liga. Asher, charyzmatyczny przywódca rodziny Scott, przez lata odmawiał posiadania captive u swego boku. Z jakiegoś niejasnego powodu żywił do nich głęboką niechęć. Między Asherem a Ellą rozpoczyna się niebezpieczna gra. Jak daleko posunie się mężczyzna, by pozbyć się niechcianego prezentu? Czy dziewczyna odpuści, by nie ryzykować życiem? Czy pożądanie potrafi wygrać z nienawiścią?
Nie igraj z diabłem, mój aniele, nie rób niczego, czego będziesz żałować.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9480-6 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Lovely_ – Billie Eilish, Khalid
_Control_ – Halsey
_The Beautiful & Damned_ – G-Eazy ft. Zoe Nash
_Devilish_ – Chase Atlantic
_Jungle_ – Emma Louise
_You Don’t Own Me_ – SAYGRACE, G-Eazy
_Play with Fire_ – Sam Tinnesz, Yacht Money
_Cold Heart Killer _– Lia Marie Johnson
_Lost the Game_ – Two Feet
_Like Lovers Do_ – Hey Violet
_Hypnotic _– Zella Day
_Arcade_ – Duncan Laurence ft. FLETCHER
_Middle of the Night_ – Elley Duhé
_Angels Like You _– Miley Cyrus
_Don’t Blame Me _– Taylor Swift
_Small Doses _– Bebe Rexha
_Angels Don’t Cry _– Ellise
_Only Love Can Hurt Like This _– Paloma Faith
_Then _– Anne-Marie
_Everybody Wants to Rule the World _– Lorde
_Writing’s on the Wall_ – Sam Smith
_Someone You Loved _– Lewis Capaldi
_Mount Everest _– Labrinth
Tak właśnie mnie nazywali. Traktowali mnie jak kartę przetargową podczas negocjowania nielegalnych układów. Za dodatkowy zysk dla mojego „właściciela”.
Wykorzystywali mnie i brukali przez wiele lat, podczas których pogrążałam się w koszmarze, nie widząc jego końca. Nie mogąc się obudzić.
Zaczęłam tę pracę dla _niej_. By _ją_ ocalić. By _nas_ ocalić.
Moje zadanie było proste: bez słowa, wbrew woli oddawać swoje ciało tym chorym, brudnym świniom napchanym kasą, którym nie chciało się zrozumieć, że ich czyny pozostaną wyryte w mojej pamięci.
_Ich gwałty_.
Ich obecność odcisnęła piętno w moim umyśle. Nawet z dala od nich czułam ten dotyk. I to przez nich nienawidziłam siebie. Przypominałam pustą skorupę. Nie oczekiwałam już niczego. Bo przecież już miałam spieprzone życie.
Jak brzmi moje prawdziwe imię? Ella. Miałam wówczas dwadzieścia dwa lata. _Tak mi się zdaje_.
Byłam captive niejakiego Johna. Koleś był prawdziwym dupkiem. Coś o tym wiedziałam, bo tyrałam dniami i nocami, odkąd mnie zatrudnił.
To on był temu wszystkiemu winien. To przez niego byłam teraz… _złamana_.
Moje ciało nie należało już do mnie, tylko do tego mężczyzny.
Ale teraz wszystko miało się zmienić.
Wysyłał mnie do pracy do kogoś innego, najwyraźniej już mnie nie potrzebując.
Czy nie mogłam się doczekać, by opuścić ten dom, który był świadkiem moich najgorszych cierpień? Oczywiście.
Czy wiedziałam, kim jest ten nieznajomy i dlaczego mnie zatrudnił? Wcale.
Czy się bałam? Byłam przerażona.– WSTAWAJ! – wrzasnął mi nad uchem mój właściciel, budząc mnie gwałtownie.
Zionęło od niego alkoholem i papierosami. Brutalnie potrząsnął moją głową.
_John_. Pazerny dupek, co można było odgadnąć na pierwszy rzut oka. Wyglądał jak menel zatracony bez reszty w twardych narkotykach.
– Zażyczyłem sobie za ciebie sporą sumkę, więc żadnych opóźnień w dostawie! – wykrzyknął podekscytowany.
Wygrzebałam się z łóżka, a mój wkrótce były właściciel przyglądał mi się nieżyczliwie. _Były właściciel!_ Jeszcze to do mnie nie docierało.
Wyszedł niezdarnym krokiem, najwyraźniej narąbany. No bez jaj, jak można być narąbanym o dziewiątej?
Przy moim łóżku leżała stara pusta torba, a na niej rzeczy, które na tę okazję kupił mi John. Bielizna, dwie pary dżinsów i dwa swetry. _Cóż za troskliwość_. Niedbale wepchnęłam ubrania do torby. W znoszonych butach wyszłam ze schowka na szczotki, który służył mi za pokój.
Bardzo się spieszyłam, by wreszcie opuścić to parszywe miejsce.
_Definitywnie_.
Szybko weszłam po schodach i znalazłam się twarzą w twarz z tym menelem, czekającym na mnie w progu drzwi wejściowych.
– Chodź tu.
Zbliżyłam się nieufnie. Położył ohydne łapska na moich potarganych, a miejscami skołtunionych włosach i próbował je wygładzić, pociągając w dół niesforne kosmyki. Gdy zrobiłam krok w tył, brutalnie chwycił mnie za szczękę i zmusił, bym na niego patrzyła. A potem wycedził:
– To ja powinienem się ciebie brzydzić, ty mała dziwko.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale nic nie odpowiedziałam. Silnym szarpnięciem wywlekł mnie na zewnątrz. Zapowiadał się piękny dzień, zwłaszcza dla mnie.
Podszedł do czarnego samochodu zaparkowanego blisko domu i otworzył drzwi, by wepchnąć mnie do środka.
– Same problemy z tobą, a do tego skamlesz po nocach jak smarkula. Koleś pewnie szybko się w tym połapie i będzie chciał zwrotu kasy, ale powiesz mu, że nie ma takiej opcji.
Zanim zamknął drzwi, zaśmiał się w jakiś chorobliwie szyderczy sposób.
Westchnęłam z ulgą, a mój puls się uspokoił, gdy _wreszcie_ poczułam, jak samochód rusza. Na szczęście kierowca nie był rozmowny. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat i wydawał się potężniejszy od Johna. Odwróciłam się ku przyciemnianej szybie, za którą przewijały się nieznane mi krajobrazy.
Oddalałam się od piekła, w którym spędziłam połowę nastoletniego życia. W pewnym sensie byłam wolna. Z dala od Johna, który wydarł mnie z poprzedniego życia i którego pazerność wymazała mnie z tamtej rzeczywistości.
_Jestem wolna. Cholera, od tak dawna marzyłam o tej chwili!_
Na tę myśl uśmiechnęłam się jak dziecko, a łzy napłynęły mi do oczu. Wreszcie zaczynałam dostrzegać światełko w tunelu – tym, do którego zapuściłam się dla ostatniej żyjącej krewnej.
Obawiałam się jednak swojego nowego _właściciela_. Byłam pewna, że nie może być gorszy od Johna, ale zastanawiałam się, kim jest. Co zamierza ze mną zrobić? Czy będzie _jej_ wysyłał pieniądze, które zarobię?
Nie miałam od _niej_ wieści, odkąd zaczęłam pracę.
Nagle przyszło mi do głowy, żeby uciec od mojego przyszłego właściciela, ale na to było już za późno. Moje życie było spieprzone i nie miałam dokąd pójść. A teraz nie wiedziałam nawet, dokąd jadę.
Droga była długa, bardzo długa. Zdążyła już zapaść noc. Co najmniej dwadzieścia razy przysypiałam i się budziłam. A potem skupiłam się na kierowcy, który milczał, odkąd wyruszyliśmy. Czy w ogóle mi odpowie, jeśli zapytam, ile jeszcze? Wydawał się cynicznym gburem.
Wreszcie poczułam, że samochód zwalnia. Przełknęłam ślinę, kiedy dostrzegłam jakichś ludzi na skraju drogi. Gdy kierowca opuścił szybę, kilku postawnych mężczyzn wbiło w nas wzrok.
– Przepuśćcie go – rzucił któryś.
_Cholera, gdzie my jesteśmy? Muszę go zapytać…_
Ale zanim zdecydowałam się odezwać, gwałtownie zahamowaliśmy. Kierowca wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć mi drzwi. Wyciągnął mnie za ramię, ściskając tak mocno, że aż się skrzywiłam.
_Nie bój się, stary, nie ucieknę. Nie mam dokąd._
Zarzucił na ramię plecak i wcisnął podświetlany guzik na bramie, a potem czekał bez słowa, nawet na mnie nie patrząc. Wokół nas nie było żywej duszy – ani na drodze dojazdowej za mną, ani za bramą naprzeciwko, za którą stał mój przyszły dom, otoczony wysokim murem.
– Mam ją tutaj – powiedział chłodno kierowca, podniósłszy głowę do kamery monitoringu zamontowanej wysoko na murze.
Brama otworzyła się automatycznie, a mężczyzna pospiesznie pociągnął mnie wzdłuż alei, która zdawała się nie mieć końca. W oddali wznosiła się olbrzymia i prawie w całości przeszklona rezydencja. _Czy mój nowy właściciel nigdy nie oglądał horrorów? Właśnie takie przeszklenia najczęściej zwracają uwagę psychopatów._
Dom był wielki – aż za bardzo. Po lewej stronie, pośrodku doskonale skoszonego trawnika zauważyłam olbrzymi basen. Nieco dalej teren się obniżał, razem z drogą prowadzącą w stronę domu. Czyżby wjazd do garażu?
Kierowca silniej ścisnął moje ramię. Byłam pewna, że po jego palcach zostaną mi ślady na skórze. Gdy zastukał do drzwi wejściowych, otworzył nam starszawy mężczyzna i utkwił we mnie dość obojętne spojrzenie.
– Rick i cała reszta czekają na drugim piętrze – rzekł, nie odwracając wzroku.
Rick? Czy tak właśnie nazywa się mój nowy właściciel?
– Wszyscy tam są?
Mężczyzna krótko skinął głową, a potem nas przepuścił. Podziękowałam mu uprzejmym uśmiechem, którego nie odwzajemnił – wolał odwrócić głowę i udawać, że niczego nie widzi. _Właściwie dlaczego się do niego uśmiechnęłam?_
Bez słowa weszliśmy po białych schodach. Zauważyłam w korytarzach całe mnóstwo drzwi. Czy to wszystko były pokoje? Na co komu aż tyle pomieszczeń?
Gdy znaleźliśmy się na drugim piętrze, usłyszałam przytłumione głosy dobiegające z głębi korytarza. Z trudem przełknęłam ślinę, moje serce zatrzepotało w piersi. Drżałam zaniepokojona hałasem dochodzącym zza drzwi. Już tylko one oddzielały moją niepewną przyszłość od koszmarnej teraźniejszości.
Kierowca zapukał, a potem spokojnie czekał. Usłyszeliśmy kroki, a po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam kolejnego mężczyznę. Był młodszy od tego, którego spotkaliśmy na dole. Mógł mieć jakieś pięćdziesiąt lat i przyglądał mi się błękitnymi oczami, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Chociaż on okazywał jakieś emocje!
– Trochę ci to zajęło! – krzyknął do kierowcy.
– Wybacz, Rick, ale główna droga była zapchana, musiałem pojechać inną trasą.
Mężczyzna skinął głową i spojrzał na mnie. Za jego plecami dało się słyszeć szepty. Przesunął się, by nas wpuścić, a potem zamknął za nami drzwi.
Skrzywiłam się, gdy kierowca wreszcie uwolnił moje bolące ramię. Przed sobą miałam grupkę ludzi niewiele starszych ode mnie. Było ich czworo: dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Wszyscy zasiadali na skórzanych biurowych fotelach, mierząc mnie oceniająco wzrokiem, jakbym była jakimś dziwadłem.
Nie znosiłam tego.
– Zamykam to spotkanie swoim kategorycznym sprzeciwem – stwierdził jeden z nich, wstając z fotela.
Ten szczególnie ochrypły głos należał do jedynego blondyna w pomieszczeniu. Kilka potarganych kosmyków spadało mu na czoło, zasłaniając szare oczy. Jego przenikliwe spojrzenie i atletyczne ciało onieśmielały mnie. Odwrócił wzrok od mojej twarzy, a tymczasem pięćdziesięciolatek zaczął go przekonywać szeptem:
– Ash, nie utrudniaj. Nada się idealnie do twoich potrzeb, jej poprzedni właściciel powiedział mi, że można się z nią dobrze zabawić.
_Reklama kłamie, drogi panie!_
– Nie chcę nowej captive, Rick! Spójrz na nią, do cholery, wygląda jak zombi! Nic z niej nie będziemy mieć, co najwyżej jeszcze bardziej się pogrążymy – sarknął Ash, wytykając mnie palcem.
Choć dotknęły mnie okrutne słowa, którymi opisał mój zmęczony wygląd, milczałam. Daleko mi było do tego, by zaprotestować we własnej obronie, zwłaszcza teraz.
Blondyn patrzył na mnie niemal ze wstrętem, podszytym zdumieniem. Poczułam ucisk w brzuchu, gdy do mojej wycieńczonej już rozważaniami głowy wpadła myśl: a co, jeśli odeślą mnie do Johna?
_O nie, litości._
– Nie gadaj głupstw, jest wspaniała! – odparł Rick i podszedł do mnie bliżej. – Dokładnie taka, jakie lubisz. – Położył dłoń na moim policzku, a ja instynktownie się cofnęłam.
Kierowca przytrzymał mnie brutalnie za ramię, myśląc być może, że zamierzam uciec.
– Taka jesteś strachliwa? Może nie trzeba się było zapuszczać do półświatka, moja mała – mruknął z przekornym uśmieszkiem.
Nie zapuściłam się do waszego świata dobrowolnie, pomyślałam. Zrobiłam to dla niej. Wyłącznie dla niej.
– Jeśli chcesz, Ash, mogę ją dla ciebie wypróbować. Żeby zobaczyć, ile tak naprawdę jest warta… – rzucił męski głos.
Skrzywiłam się na widok perwersyjnego spojrzenia drugiego z młodych mężczyzn, który uważnie mnie taksował. Miał hebanowe włosy, a na szyi tatuaż z ptakiem. Patrzył na mnie z taką samą przenikliwością jak blondyn.
– Weź ją sobie. To podarunek od firmy.
– Ben nie może mieć dwóch captive, Ash, to nie podlega dyskusji.
Ash wciąż przyglądał mi się ze wstrętem. Zrozumiałam, że to on jest moim nowym właścicielem i że nie chce, bym dla niego pracowała. Obecne w pokoju dwie dziewczyny szeptały coś do siebie, ale nie mogłam ich dosłyszeć.
– WYNOCHA STĄD! – krzyknął Ash. – I TA DZIEWUCHA TEŻ!
Podskoczyłam gwałtownie. Najstarszy z grupy, Rick, wzniósł oczy do nieba na widok Asha kierującego się w stronę drzwi.
– W ten sposób tylko mu się przysłużysz – przekonywał spokojnie.
To zdanie zatrzymało młodego mężczyznę w pół kroku. Obrócił głowę, by spiorunować Ricka wzrokiem, a potem przyjrzał się pozostałym osobom w pomieszczeniu. Wszystkie w bezruchu i milczeniu obserwowały tę scenę. Z niepewnością czekałam na odpowiedź mężczyzny o jasnych włosach, który wcale mnie nie chciał.
– Gdyby nie on, nigdy bym nie ugrzązł w tych waszych durnych interesach.
Rick westchnął, a potem odparł po prostu:
– Ale skoro już w tym siedzisz, to kieruj naszymi sprawami jak najlepiej. Sam wiesz, jak źle się dzieje.
– I dlatego musisz przyjąć swoją nową captive… – wtrąciła brunetka.
– Zamknij się! – przerwał jej sucho Ash.
Czułam się nieswojo jako przedmiot ich kłótni. Dobrą stroną tej całej sytuacji był fakt, że znalazłam się daleko od Johna. Niewątpliwym minusem zaś to, że już nie czułam swojego ramienia. Jeszcze trochę i trzeba je będzie amputować, pomyślałam, zerkając wrogo na wciąż trzymającego mnie za rękę kierowcę.
Mężczyzna zwany Rickiem skinął głową w jego kierunku, a ten wreszcie mnie puścił i się ulotnił. Rozmasowując bolące ramię, spoglądałam ukradkiem na pozostałych członków grupy. Czułam się skrępowana. Nienawidziłam być w centrum uwagi. W tej chwili marzyłam tylko o tym, by wygrzebać dziurę w ziemi i zakopać się w niej, póki ci tutaj nie znajdą rozwiązania swoich problemów.
Nagle blondyn wypadł z pokoju jak tornado, a ja zostałam z tym całym Rickiem, który zwrócił się do mnie, szczerząc zęby w uśmiechu.
– Dobrze! Teraz, gdy problem został załatwiony, pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Rick, a to Ben, Kiara i Sabrina – rzekł, wskazując kolejno palcem osoby obecne w pomieszczeniu.
Młoda i bardzo ładna kobieta o imieniu Kiara pomachała do mnie dłonią. Ciemne loki gęstą kaskadą opadały jej na ramiona. Miała smukły nos, migdałowe oczy i pełne usta. Przypuszczałam, że z tak egzotyczną urodą miała latynoskie korzenie. Tylko jej uśmiech był lekko wymuszony. Zupełnie jak mój, kiedy znajdowałam się w pobliżu Johna.
Ale i tak się do niej uśmiechnęłam.
– Twój poprzedni właściciel kazał nam sobie za ciebie naprawdę słono zapłacić – ciągnął. – Mam nadzieję, że dokonałem dobrego wyboru…
– Moja propozycja jest wciąż aktualna – przypomniał drugi mężczyzna, wzruszając ramionami.
To był ten zboczony typek, Ben.
– Ktoś z was musi pójść i zapytać Asha, gdzie ma spać jego nowa captive.
Nikt się nie ruszył, wszyscy udawali, że nie słyszeli polecenia Ricka.
Rick pokręcił głową z rozdrażnieniem i posłał ciężkie spojrzenie zbokowi.
– Idź sam! Mam lepsze rzeczy do roboty niż wylądować w szpitalu! – wykrzyknął w odpowiedzi brunet.
– Czy ja mogę tam iść? – zapytała jedna z dziewczyn, Sabrina.
– Nie, ty nie – odparli obaj jednocześnie, nie patrząc na nią.
Sabrina przewróciła oczami, krzywiąc się z niezadowoleniem.
– Kiaro, ty to załatw.
Zbok zaśmiał się drwiąco, podczas gdy młoda kobieta potrząsnęła głową i skrzyżowała ramiona. Pod ponurym spojrzeniem Ricka ustąpiła i ostatecznie wstała z miejsca. Wyszła z pomieszczenia, mamrocząc coś niezrozumiałego.
Kilka minut później dobiegły nas głuche krzyki, po czym Kiara wróciła ze zmartwioną miną. Zirytowany tym wszystkim Rick położył palce na moim ramieniu… _Co oni wszyscy mają z tym moim ramieniem?!_
Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, a wtedy blondyn wparował do pomieszczenia, niemal wyrywając drzwi z zawiasów. Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął.
_Dobrze, że oszczędził moje biedne ramię…_
Szybko wyszliśmy z pomieszczenia. Klnąc, blondyn zbiegał po schodach, a mnie niewiele brakowało, by z nich spaść. Piętro niżej otworzył jakieś drzwi.
Jego uścisk sprawił mi ból. Jeszcze jeden schodek – i znaleźliśmy się w ciemnym i wilgotnym korytarzu. Po schowku na szczotki czekało mnie spanie w piwnicy. Szczęściara ze mnie.
Otworzył kolejne drzwi i wepchnął mnie do środka tak brutalnie, że straciłam równowagę. Nie zdążyłam wstać, a już usłyszałam, jak zamyka za mną drzwi na klucz. Przez małe uchylone okno wpadało do pomieszczenia trochę światła – a razem z nim chłodne zimowe powietrze. Na podłodze leżał jedynie stary materac, bez poduszki ani niczego do przykrycia.
Przełknęłam ślinę, słysząc na górze hałas roztrzaskiwanych przedmiotów oraz odgłosy awantury. A właściwie krzyki i to, zdaje się, jednej osoby – mojego nowego właściciela.
Otworzyłam swoją starą torbę i ubrałam się w oba swetry, w nadziei, że dzięki nim ogrzeję się trochę tej pierwszej nocy. Po wielu minutach ogłuszającego hałasu za oknem rozległ się warkot silników i zrozumiałam, że wszyscy odjeżdżają, zostawiając mnie samą z tym nawiedzonym Ashem.
Nie musiałam się już zastanawiać, jak ten facet może spać w domu ze szkła. Skoro sam był psychopatą, to nie musiał się bać innych, podobnych do siebie.
Zaczęłam się rozglądać wokół, szukając czegokolwiek poza podłym materacem, który wydawał się brudny. Nie było nic, tylko w żelaznych drzwiach znajdowała się mała klapa. Zupełnie jak w więzieniu.
Nad moją głową rozległy się kroki. Psychopata prawdopodobnie znajdował się piętro wyżej. Westchnęłam. Choć powoli ogarniało mnie zmęczenie, nie byłam w stanie spać, bo mój umysł w kółko odtwarzał ostatnie wydarzenia.
Po kilku godzinach wpatrywania się w sufit i gubienia w domysłach moje powieki stały się ciężkie. Zwinięta w kulkę, by się ogrzać, starałam się przywołać sen.
I już prawie zatęskniłam za Johnem.Ta noc nie miała końca. Umierałam z głodu i bardzo chciało mi się do toalety, ale musiałam czekać, aż ktoś mi otworzy te pieprzone drzwi.
Przez znajdujące się dość wysoko okienko z trudem przenikały promienie słońca, w których świetle zdołałam wreszcie obejrzeć całe pomieszczenie – tak jak się spodziewałam, nie było w nim nic poza starym materacem.
Modliłam się, by jak najszybciej wyjść z tej piwnicy, ale im więcej czasu upływało, tym bardziej traciłam nadzieję. Młody mężczyzna mieszkający w tym ogromnym domu nie dawał znaku życia, a przynajmniej ja nie słyszałam już jego kroków. Przez cały ten czas chodziłam w tę i we w tę po pokoju, na próżno próbując oszukać mój obolały pęcherz.
Niemal podskoczyłam z radości, gdy wreszcie usłyszałam kroki nad głową. Z niecierpliwością oczekując wyjścia, stanęłam naprzeciwko drzwi i przestępowałam z nogi na nogę. Z piwnicy dobiegł mnie jego przytłumiony głos. Nie rozumiałam, co mówił, ale przynajmniej miałam pewność, że żyje.
Na początek dobre i to.
Dalsze czekanie stanowiło udrękę. Minuty upływały jak godziny – i wciąż nic.
_Dlaczego jeszcze nie przychodzi. Zostawi mnie tu, żebym umarła z głodu. Czy pęcherz może pęknąć i umrę_?
Na tę myśl zrobiło mi się słabo. Ten cholerny psychopata niespecjalnie się ucieszył z mojego przybycia. Może chce mnie wykończyć, żebym mu dała spokój. Po kimś, kto sypia bez zasłon, mogłam się spodziewać wszystkiego. Ja też nie chciałam tu być. Wolałabym już wrócić do swojego poprzedniego życia. Może moglibyśmy się tak dogadać i obydwoje bylibyśmy zadowoleni?
Minęła co najmniej godzina, odkąd usłyszałam jego kroki.
_Chyba o mnie nie zapomniał? Jak mógłby zapomnieć? Może powinnam go zawołać?_
Moje wątpliwości rozwiał odgłos przekręcanego zamka. Podziękowałam niebiosom, ale otworzyły się nie drzwi, tylko klapa, i przez otwór pod nią wsunięto tacę z wodą i cynamonową bułeczką.
– Nie, nie, nie! Nie odchodź, proszę, muszę pójść do toalety! – wykrzyknęłam, stukając w drzwi w nadziei, że facet mi otworzy.
Znów rozległ się zgrzyt zamka i zobaczyłam jedną z dziewczyn należących do tej grupy. To była Kiara. Poznałam ją po ciemnobrązowych lokach i niebieskich oczach.
Ze smutnym uśmiechem wzięła mnie za rękę.
– Jezu, przecież ty jesteś przemarznięta! – Przeraziła się, dotykając mojej skóry.
Nic nie odpowiedziałam. Myślałam tylko o jednym: jak najszybciej opróżnić pęcherz, by nie dopuścić do jego eksplozji. Przeszłyśmy korytarzem z piwnicy do łazienki. Kiara wpuściła mnie tam i zamknęła drzwi.
Westchnęłam z ulgą, gdy pęcherz przestał mi doskwierać. Umyłam ręce i zastukałam w drzwi. Przynajmniej ona otworzyła natychmiast.
– Poproszę Asha, żeby dał ci pościel, bo strasznie tu zimno! Jak udało ci się zasnąć?
_No, cóż, nie zmrużyłam oka… Czekałam niecierpliwie na świt, żeby ten twój Ash przyniósł mi jedzenie i zaprowadził do toalety._
Zamiast odpowiedzieć, wzruszyłam ramionami. Dała mi do zrozumienia, że Ash nie wstaje wcześnie rano i że to ona go zastępuje.
_Ale przecież ten psychopata już nie spał, sama go słyszałam!_
– Jak się nazywasz? – zapytała z ciekawością.
– Captive? – odparłam niepewnie.
– Chodziło mi o to, jak się naprawdę nazywasz! – Zaśmiała się.
– Ella. Mam na imię Ella.
– Ładnie. Ja jestem Kiara!
Ta dziewczyna od samego rana była tak wesoła, wręcz tryskała energią. Dawno już nie rozmawiałam ze swoją rówieśniczką. Dawno też nikt mnie nie pytał, jak się nazywam.
Skierowałyśmy się do mojego więzienia. Z uśmiechem zakłopotania stwierdziła:
– Nie martw się, nie zawsze tak będzie. Ash wkrótce zacznie cię traktować tak, jak powinien. Potrzebuje tylko „okresu adaptacyjnego”. – Skwitowała to zdanie lekkim grymasem.
Kiwnęłam głową bez większego przekonania i wróciłam na materac. Uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni i zamknęła drzwi na klucz.
Pochłonęłam bułeczkę i duszkiem wypiłam wodę. Wcale się nie najadłam, ale lepsze to niż nic. Cienie i kurz unoszący się w powietrzu tańczyły we wpadających przez okno promieniach słońca. Choć grzały lekko, w pomieszczeniu było zimno.
– Ubaw po pachy… – wyszeptałam, rozglądając się wokół.
Zamknięta w czterech ścianach nasłuchiwałam głosów debatujących nad moją głową. Wyciągnęłam się na materacu, roztrząsając wszystko na nowo, począwszy od blondyna, którego obrzydzałam i który, zrządzeniem losu, musiał akurat zostać moim właścicielem, po starszego mężczyznę.
Czego ode mnie chcieli? John mnie wykorzystywał, sprzedawał swoim klientom – potwornym świniom szukającym młodych dziewczyn, żeby sobie ulżyć. Oczywiście bez ich przyzwolenia. Ale czego tak naprawdę oczekiwali ode mnie ci tutaj?
Westchnęłam, przypominając sobie cyniczne słowa tego śmiecia, który powtarzał mi, że ze mną zawsze są jakieś kłopoty. A niby czyja to wina? Przecież to on odpowiadał za wszystkie moje krzywdy, za gwałty, za cały ten ogrom psychicznych i fizycznych tortur, które odcisnęły piętno na moim umyśle.
To od tego mężczyzny zaczął się mój koszmar.
Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek opuszczę tę piwnicę. Gdy John wychodził, zawsze mogłam się snuć po domu, bylebym z niego nie wychodziła. Mój właściciel zamykał drzwi i zatrudniał ludzi, by mnie nadzorowali w dzień i w nocy.
Wiele razy próbowałam uciekać, ale zawsze powtarzał się ten sam scenariusz: jego ludzie odnajdywali mnie, bili i pozwalali, by moje rany goiły się bez leków. By dłużej bolało.
John mawiał, że swoją niewinną twarzyczką przyciągam mu zbyt wielu klientów, by pozwolił mi odejść. Pytanie: dlaczego? Nigdy, do cholery, nie wykazywałam inicjatywy, brzydziłam się ich.
Wbrew swojej woli zostałam oddana zwierzętom dążącym do zaspokojenia swoich niezdrowych chuci – a wszystko to dla _niej_, dla _jej_ bezpieczeństwa i zdrowia. Podejrzewałam, że John już mnie nie potrzebował. Miałam nadzieję, że moja ciocia też nie. To dla niej dałam się w to wciągnąć. Ale odkąd opuściłam jej mieszkanie, już nigdy o mnie nie dopytywała. Zastanawiałam się, czy wreszcie przeszła odwyk i spłaciła wszystkie swoje długi dzięki mojej pracy.
Jako dwudziestodwulatka miałam już za sobą doświadczenie bycia captive mężczyzny, który sprzedawał mnie najpodlejszym istotom, zwykłym mendom, ale wystarczająco bogatym, by finansować nielegalny biznes w całym kraju. Potem zostałam odesłana do kolejnego mężczyzny, zapewne w jakichś innych celach.
I tak weszłam do świata interesów.
Znużona natłokiem myśli, zamknęłam oczy i pozwoliłam, by przyszedł sen, który wczoraj nie chciał się zjawić.
***
Obudził mnie zgrzyt zamka. Podniosłam się zaciekawiona, czy tym razem otworzą się drzwi. Znów jedynie klapa, pod którą wsunięto tacę z talerzem niemal spalonego makaronu i szklankę z wodą.
W pomieszczeniu było ciemniej. Zrozumiałam, że zapadł zmierzch i że przespałam właściwie cały dzień.
Krzywiłam się, gdy spalony makaron drażnił moje podniebienie. Ale musiałam coś jeść. Wmusiłam w siebie całą zawartość talerza i szklankę wody, po czym z powrotem umieściłam tacę w pobliżu klapy. Wróciłam na materac i utkwiłam wzrok w ścianie.
Gdyby moja mama wiedziała, co się ze mną stanie… Z pewnością pragnęła, bym została lekarką lub florystką… albo może weterynarką. Na szczęście nie mogła tego widzieć. Tak bardzo się wstydziłam.
Mój pobyt na Florydzie nie miał się tak przeciągać. Po osiągnięciu pełnoletności planowałam wrócić do Australii, mojego ojczystego kraju. Najwyraźniej jednak Stany Zjednoczone okazały się miejscem, gdzie miałam się zatrzymać na dłużej.
– Ella?! – przywołał mnie głos zza drzwi.
Zmarszczyłam brwi i obróciłam głowę.
– Tak? – zapytałam ostrożnie.
– To ja, Kiara. Wypuszczę cię wieczorem, dobrze? Ash dziś w nocy pracuje, więc pomyślałam, że miło by było, gdybyś mogła posiedzieć gdzie indziej zamiast w tej szczurzej norze…
Nie mogłam się powstrzymać od lekkiego śmiechu. Kiwnęłam głową, ale zdałam sobie sprawę, że mnie nie widzi. Uniosłam oczy ku niebu w reakcji na własną głupotę.
– To co ty na to?
– Dobrze… zgoda! – wykrzyknęłam z ekscytacją w głosie.
Otworzyła mi drzwi z ciepłym uśmiechem. Następnie pociągnęła daleko od tej piwnicy. Weszłyśmy po schodach, które prowadziły do holu.
Kiara zaprowadziła mnie do pokoju dziennego urządzonego w minimalistycznym stylu. Ciemne meble doskonale pasowały do białych ścian i nadawały wnętrzu nowoczesny, harmonijny wygląd. Wiszący na ścianie olbrzymi ekran był włączony i jakiś program telewizyjny wypełniał ciszę. Naprzeciw niego stała kanapa z czarnej skóry – tak wielka, że bez wątpienia mogły się na niej wyspać trzy osoby. Walały się tam poduszki w kolorach pasujących do reszty wystroju. Wydawała się niesamowicie wygodna.
Pod ekranem znajdował się kominek z białego marmuru. Płomienie tańczyły w nim nierytmicznie, hipnotyzując spojrzenia. Taca z dwiema kryształowymi lampkami i trzy puste paczki papierosów walały się niedbale na czarnym lakierowanym stoliku kawowym.
– Rozgość się, proszę, przygotowałam dla nas ciepłą czekoladę! – oznajmiła Kiara zachęcająco.
Nie musiała mnie długo namawiać. Zgodnie z moimi przypuszczeniami kanapa była bardzo wygodna. Kiara podała mi filiżankę ciepłej czekolady, podziękowałam, a potem zerknęłam na program, którego nigdy nie oglądałam. Prawdę mówiąc, nie znałam zbyt wielu audycji telewizyjnych. U Johna oglądałam głównie filmy animowane. Upiłam łyk ciepłego napoju i moje kubki smakowe na nowo, po całej wieczności, odkryły łagodny smak.
– Uwielbiam ten program, to konkurs na najlepszego kucharza!
– Nie znam go – przyznałam niemal ze wstydem. – Ale… wydaje się fajny!
Kiara komentowała każdą scenę, często mnie rozśmieszając. Po raz pierwszy od dawna czułam się dobrze, najwyraźniej udzielił mi się jej wyśmienity humor. Pomyśleć, że odkąd skończyłam szesnaście lat, nie rozmawiałam z żadną dziewczyną!
– A teraz opowiedz mi trochę o sobie – poprosiła w pewnej chwili, stawiając filiżankę na tacy. – Jak to się stało, że się tym zajmujesz? Wiem, że captive Bena robi to dla pieniędzy, a captive Ricka dla swojego synka. A ty? Masz dziecko jak Ally? A może lubisz pieniądze jak Sabrina?
Prawie się zakrztusiłam. Ja i dziecko? A więc John im nie opowiedział, w jaki sposób zostałam jego captive. Czy powinnam to zdradzać? Myślałam, że już to wiedzą…
Odchrząknęłam. Ze wstydu nie mogłam znaleźć właściwych słów.
– Moja ciocia poprosiła mnie, żebym… pracowała dla Johna. Wówczas ona mogłaby wyjść na prostą i spłacić swoje długi – wyznałam nerwowo.
Kiara patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Potem zaczęła się śmiać. Nie miałam pojęcia, co ją tak rozbawiło.
Zmarszczyłam czoło, zirytowana. Dosłownie śmiała mi się w nos.
– O Boże, ale jesteś zabawna! – natrząsała się, kiwając głową. – A teraz powiedz mi, dlaczego naprawdę dałaś się zrekrutować.
Aha, więc Kiara myślała, że żartuję?
_Co za naiwność._
– Ja… To wszystko prawda – odparłam poważniej.
Przyjrzała mi się, próbując wychwycić choćby najdrobniejszą oznakę kłamstwa. Kiedy zrozumiała, że mówię prawdę, wytrzeszczyła oczy, a jej twarz zbladła. Z pewnością nie spodziewała się tak okropnego… czy może raczej bezsensownego przypadku.
– Ty… ja, przepraszam… myślałam… Przepraszam… Przebacz mi, ja… O mój Boże! – mamrotała, patrząc na mnie współczująco. Albo z litością.
Nie znosiłam wzbudzać litości.
– Nie szkodzi – uspokoiłam ją.
Wzięła mnie za rękę i zaczęła zadawać pytania o moją przeszłość i o to, co przeżyłam z tamtym menelem. Wyrzuciłam to z siebie jednym tchem:
– Mieszkałam w Sydney. Po śmierci mojej mamy musiałam zatrzymać się u ciotki. Zabrała mnie do siebie na Florydę i miała się mną opiekować do pełnoletności. Tyle że wpadła w narkotyki… i siłą rzeczy nie miała już pieniędzy, żeby płacić za cokolwiek. Byłam jeszcze dzieckiem, ale widziałam, jak się stacza. Znalazłyśmy się w niebezpieczeństwie, gdy jej dealer zagroził, że pożałujemy, jeśli ciotka nie spłaci na czas długów. – Zamilkłam na chwilę, bo przypomniały mi się noce wypełnione strachem. – Mój właściciel, John, był przyjacielem jej dealera. I powiedział jej wtedy, że „weźmie mnie pod swoje skrzydła”. – Poczułam ucisk w gardle. Dla mojej ciotki nie znaczyłam nic. Uważała mnie raczej za ciężar, którego dobrze było się pozbyć. – Zgodziła się… Powiedziała mi, że to dla naszego dobra. Nie zdawałam sobie sprawy, że poświęcę życie dla niej. John „wypożyczał” mnie facetom równie starym i odpychającym, jak rozkładające się zwłoki.
Kiara zaśmiała się cicho na to porównanie. Zrobiłam to samo, a potem wróciłam do swojej historii. Opowiadałam ją po raz pierwszy, ale nie uroniłam ani jednej łzy. Czy byłam aż tak pusta w środku?
– Pieniądze, które mu przynosiłam, przeznaczał nie tylko dla mojej ciotki, ale też na swoje interesy. Uwielbiali robić mi krzywdę. Im bardziej płakałam, tym brutalniej mnie traktowali.
Kiara zadrżała z odrazy i wpatrywała się we mnie z uwagą. Odwróciłam wzrok. Było mi źle z tą częścią mojej historii. Czułam się brudna i złamana, ale już nie płakałam. Wylałam zbyt wiele łez, zanim w końcu pogodziłam się z losem. Ne znosiłam też litości malującej się w oczach innych.
– To okropne… Tak mi przykro… Ty… Teraz to wszystko skończone. Szepnę słówko o twojej ciotce Rickowi. Wątpię, by o tym wiedział… Cholera, co za sukinsyn z tego Johna!
– To przez niego jestem taka – wymamrotałam, pokazując palcem na swoją bladą twarz i chude ciało pokryte bliznami, które bardzo brzydko się zagoiły.
Kiara zmrużyła oczy, a potem wykrzyknęła:
– Co? Chyba sobie żartujesz! Jesteś piękna, Ello! Gdyby Ash nie był taki uparty, przyjąłby cię choćby dla samego siebie!
Pewne pytanie cisnęło mi się na usta. Wiedziałam, że to nie moje sprawy, ale chciałam wiedzieć:
– Dlaczego on nie chce mieć captive?
Kiara odchrząknęła, przybierając obojętną minę, ale zdradziły ją oczy.
– To skomplikowane, tylko nie bierz tego do siebie. Ash już tak ma, że czuje złość do całego świata, gdy coś pomiesza mu szyki…
Kiwnęłam głową, zrozumiawszy, że nie zdradzi mi nic więcej. Ostatecznie ten psychopata był jedynie wściekłym i rozkapryszonym dzieckiem.
W dalszej rozmowie opowiedziała mi o dwóch pozostałych captive, Ally i Sabrinie, które już spotkałam. Kiara nie była captive – wraz z Benem zarządzała zasobami. Lubiła tę robotę, bo dzięki niej stanowiła integralną część tego, co nazywała „jedną z największych sieci w Stanach”, prowadzoną przez Ricka i Asha. A także dlatego, że mogła sobie dzięki niej zafundować najlepsze miejsca na koncertach, nie bojąc się, że nie starczy jej do końca miesiąca.
_A więc teraz należę do gangu – znów bez przyzwolenia? Coraz lepiej._
Kiara się skuliła, słysząc trzask drzwi wejściowych. Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Powoli odwróciła głowę, a ja podążyłam za jej spojrzeniem. Mój puls przyspieszył, gdy zobaczyłam w progu pokoju psychopatę. Stał tam z zaciśniętymi szczękami i zwiniętymi w pięści dłońmi.
_O kurwa!_
– Co _ona_ tu robi, Kiaro?Od gwałtownego spięcia z moim właścicielem minęły dwa dni i od tamtego czasu już go nie widziałam. _To były dwa najpiękniejsze dni mojego życia_. Kiara dostała nakaz zostać ze mną aż do jego powrotu.
Ta mała porcja wakacji trwała jednak krótko, bo psychopata miał dziś wrócić.
– Czyli dżinsy czwórki, swetry eski. Koszulki wezmę ci też małe albo emki, zależnie od kroju. Dobra! – wykrzyknęła, zapisując wszystko. – Teraz muszę się jeszcze dowiedzieć, jaką masz miseczkę.
– Nie wiem – odparłam, szczotkując zęby i dostrzegając w lustrze, jak na jej twarzy maluje się niedowierzanie.
Przyjrzała się moim piersiom, wprawiając mnie w spore zakłopotanie, a potem znów zanotowała coś w telefonie.
– Masz jakieś preferencje? Jakiś określony materiał albo kolor?
Pokręciłam głową, a ona uśmiechnęła się do mnie przelotnie. Przymierzyłam jej buty, żeby poznać swój rozmiar, i tak się złożyło, że pasowały idealnie.
Kiara wyszła z pomieszczenia, zapowiadając, że wróci jutro z zakupami. Bez niej poczułam się nagle bardzo samotna. Tylko woda płynąca z kranu zakłócała głuchą ciszę. Choć to poczucie samotności nigdy wcześniej mi nie przeszkadzało, tutaj czułam się nim przytłoczona. Świadomość, że jestem sama i że w każdej chwili może się pojawić to monstrum, które w dzień i noc pragnęło mojej śmierci, wpędzała mnie w paranoję.
Zeszłam do salonu, żeby włączyć telewizor. Zdecydowałam się na ulubioną kreskówkę, _Młodych Tytanów_.
Nagle aż podskoczyłam, usłyszawszy za sobą hałas, i obróciłam się szybko.
– Widzę, że zaczyna już stosować rękoczyny – zauważył mężczyzna na widok mojego bandaża. – Co za pajac…
To był ten zbok Ben. Nie zorientowałam się, że tu wszedł, ale na wszelki wypadek odsunęłam się najdalej, jak mogłam. Jak na mój gust podszedł nieco za blisko kanapy.
– Nie martw się, moja piękna, nie mogę cię tknąć. Na razie jesteś małą protegowaną Ricka, ale nie ukrywam, że miałbym na ciebie chrapkę – powiedział, oblizując usta.
Przesuwał wzrokiem po moim ciele tak, że żołądek mi się wywracał. Zrobiłam zniesmaczoną minę, a on wybuchnął śmiechem. Rozwalił się na kanapie, przenosząc wzrok na kreskówkę.
– Ktoś to jeszcze dzisiaj ogląda? – Zdziwił się na widok _Młodych Tytanów_.
Byłam tak wściekła, że nie uspokajał mnie nawet widok Bestii, mojej ulubionej postaci. Zbok tymczasem wyjął telefon z kieszeni i przebierał palcami po dotykowym ekranie, a potem podniósł głowę i spojrzał na mnie.
– Wiesz, że możesz usiąść? Kanapa jest olbrzymia, a ja cię nie zjem…
Przyjrzałam mu się z wahaniem, po czym przysiadłam na drugim końcu kanapy, by zachować dystans.
– Przynajmniej na razie… – dodał złowieszczo.
To zdanie sprawiło, że poderwałam się jednym skokiem, a on ryknął śmiechem.
– Wyluzuj, żartowałem. Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! – Dławił się ze śmiechu, znów chwytając za telefon, który właśnie zadzwonił.
Zbok odebrał z gniewną niechęcią. Po kilku minutach rozmowy odłożył go i zwrócił się do mnie:
– Czekając na powrót naszego drogiego Asha, chciałbym usłyszeć trochę o tobie! Nawet nie wiem jeszcze, jak brzmi twój głos. A może jesteś niemową? To jakaś nowa specjalność wśród captive?
Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. On też był trochę szurnięty, co nie?
– To jak się nazywasz?
– Ella – odparłam cicho, nie ruszając się z miejsca.
– Ella… – powtórzył zbok, wpatrując się czarnymi oczami w telewizor. – Skąd jesteś, piękna Ello?
– Z Sydney.
Uniósł brwi.
– Jesteś z Australii? – Przeraził się. – Kurwa, za nic bym tam nie zamieszkał! Te wasze zwierzęta są jakieś nawiedzone!
Jego obawy mnie rozbawiły, choć to prawda, że na antypodach występowały najniebezpieczniejsze gatunki.
Ponownie usiadłam na kanapie, czując się już pewniej, bo chyba rzeczywiście nie miał zamiaru mnie „pożreć”, jak na początku udawał.
– Nie w Sydney – poinformowałam go z lekkim uśmiechem, broniąc swojej ojczyzny. – A poza tym mieszkałam tam tylko w pierwszych latach życia, zanim trafiłam na Florydę.
– Widzę, że zebrało się wam na pogaduszki – oświadczył nagle ochrypły głos za nami.
Odwróciliśmy się jednocześnie, by ujrzeć psychopatę, który mierzył nas wzrokiem. Trzymał w dłoniach jakiś plecak.
– Stary! Wiedziałeś, że Rick ściągnął ci captive importowaną z Australii?! – wykrzyknął Ben, pokazując mnie palcem.
Mój właściciel spojrzał na mnie, unosząc brew, a potem znów zerknął na zboka.
– Zostawiłem u_ _ciebie to, czego szukałeś – zakomunikował ze skrzyżowanymi ramionami.
– Czy ty mnie właśnie wypraszasz, _Scott_? – zapytał zbok fałszywie urażonym tonem.
– Zgadza się, _Jenkins_.
Pierwszy raz usłyszałam ich nazwiska. Ash Scott. I Ben Jenkins.
Scott-psychopata i Jenkins-zbok.
Czarnowłosy chłopak mrugnął do mnie, a potem wstał i opuścił pokój, zostawiając nas samych. Przełknęłam ślinę i się skuliłam, gdy poczułam, jak mój właściciel zwala się na kanapę blisko mnie.
– Straszne bzdety oglądasz – zaczął, wyjmując papierosa z paczki.
– Możesz przełączyć, jeśli chcesz – odparłam ostrożnie, mając jednocześnie nadzieję, że tego nie zrobi.
Parsknął.
– Dobra, zadam sobie trochę trudu. – Wziął pilota, po czym przeskakiwał kanały, aż trafił na serial, który chyba lubił.
Poczułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie. Czy nie wolał raczej skupić się na serialu? A skoro się nim wcale nie interesował, mógłby mi dać obejrzeć _Młodych Tytanów_.
– Zrób mi kawę – rozkazał, przenosząc wzrok na papierosa, który już się dopalał.
– Nie umiem – stwierdziłam z fałszywie zasmuconą miną, choć miałam ochotę go palnąć.
– W kuchni stoi ekspres do kawy. Wystarczy wpieprzyć do środka kapsułkę – wyjaśnił sucho.
Bez słowa wstałam, by przygotować mu napój. Miałam nadzieję, że się nim zadławi. Zaparzenie kawy wydawało się łatwe. Po prostu zrobiłam, jak kazał. Ale ten osioł nie powiedział, że trzeba jeszcze nacisnąć guzik. Oszczędziłby mi w ten sposób pięciu minut czekania i wpatrywania się w ekspres jak wół w malowane wrota.
Przyniosłam filiżankę do salonu i postawiłam na stole. Czułam, jak taksuje mnie wzrokiem. Przyglądając się dokładnie, analizował moje gesty. Zupełnie jak psychopata.
– Włączyłeś znów _Młodych Tytanów_ – zauważyłam z uśmiechem satysfakcji.
_Może nie jest aż taki wredny?_
– Nie było nic ciekawego. Nie myśl, że zrobiłem to dla ciebie – odparł ostrym głosem, a potem po raz kolejny zmienił kanał.
_Prawdziwy dżentelmen._
Reszta wieczoru upłynęła nam na siedzeniu obok siebie i oglądaniu nudnych programów w całkowitym milczeniu. Obojgu nam to, o dziwo, pasowało.
W końcu zaczęłam mu się przyglądać – z nudów, a przynajmniej tak to sobie wytłumaczyłam. Całe przedramię miał pokryte tatuażami. Było ich tyle, że nie dawałam rady ich nawet rozszyfrować, ale dostrzegłam różę uwięzioną w cierniach, płaczące oko, a na wysokości łokcia złamaną busolę. Wzdłuż ramienia piął się wąż, ale częściowo zasłaniał mi go rękaw białego swetra, więc nie mogłam rozróżnić nic poza ogonem.
– Przestaniesz się we mnie wgapiać? – zgasił mnie zimno.
Podskoczyłam i szybko odwróciłam wzrok, rumieniąc się ze wstydu. Prychnął z irytacją i odebrał telefon, który akurat wibrował. Porozmawiał z kimś niezbyt długo, a gdy skończył, odwrócił się do mnie z surową miną.
– Jutro masz robotę – oświadczył, marszcząc brwi.
Zastygłam, słysząc słowo „robota”. Czy moja męka miała się zacząć na nowo? Nie czułam się gotowa znów przeżywać tego wszystkiego, czego doświadczyłam przy Johnie. Zamknęłam oczy, próbując uspokoić oddech, który już zaczynał przyspieszać.
Nerwowo skinęłam głową.
– Pojedziesz z Sabriną. Dokonacie infiltracji przyjęcia charytatywnego, które odbędzie się jutro wieczorem w posiadłości Jamesa Wooda. Twoją rolą będzie go zająć, a Sabrina w tym czasie wykona swoją część planu.
Niemal opadła mi szczęka. A potem przypomniałam sobie objaśnienia Kiary na temat captive. Nie miałam już oddawać się za pieniądze odpychającym mężczyznom! Naprawdę niewiele brakowało, a wpadłabym Ashowi w ramiona, tyle że wciąż coś mnie nurtowało.
– Jak to: „zająć”? – zapytałam, obawiając się odpowiedzi.
– To już twoje zadanie, captive. Użyj mózgu, nie wiem, radź sobie. Musisz tylko dać Sabrinie dość czasu na wykonanie misji.
Skinęłam głową, ale nie rozumiałam, o jaką misję chodzi. Co miała zrobić Sabrina? I czy ja stanę na wysokości zadania? Nie byłam interesującą osobą, trudno będzie mi go przy sobie zatrzymać przez cały wieczór.
– Nikt nie wie, że w naszej sieci jest nowa captive, więc nie będziesz potrzebować pełnej charakteryzacji. Kiara przyniesie ci suknię, którą włożysz na tę okazję.
_Język by ci usechł, gdybyś powiedział, że jestem TWOJĄ captive, ty psychopato?_
– Dobrze.
Zerknęłam na niego. Nasze spojrzenia się spotkały i jednocześnie odwróciliśmy wzrok.
– Czy… Mogę ci zadać pytanie?
– Nie – odburknął, wyjmując kolejnego papierosa i rzucając niedbale paczkę na stolik kawowy.
– Dlaczego nie chcesz tu zawiesić zasłon? – zapytałam mimo wszystko.
Zignorował mnie, zajęty na zmianę przebieraniem palcami po telefonie i wpatrywaniem się w olbrzymi ekran. Z westchnieniem wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju.
Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit, pozwalając myślom błądzić. Ten mężczyzna był wobec mnie brutalny, wredny i złośliwy. Nie rozumiałam, jak on i Kiara mogą się przyjaźnić. Dziewczyna była miła, tymczasem on to cholerny sadystyczny psychopata. Nieprzewidywalny, choleryczny i egocentryczny.
– Wstawaj! – zarządził ochrypłym głosem.
Znów aż podskoczyłam ze strachu.
O wilku mowa… Nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do pokoju. Nacisnął włącznik światła i musiałam na chwilę zmrużyć oczy, przyzwyczajone do ciemności.
Rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie, kiedy mnie do siebie przyciągnął. Trzymał w ręku apteczkę. Przysiadł na krawędzi łóżka i zdjął mój bandaż. Odruchowo cofnęłam dłoń z jego ręki, ale przytrzymał ją, piorunując mnie spojrzeniem.
– Przestań się wiercić.
Skrzywiłam się, gdy odwijał bandaż. Tak mocno ściskał mój nadgarstek, że musiałam tłumić jęki. Na jego wargach błąkał się sadystyczny uśmieszek – doskonale wiedział, że zadaje mi ból. I dokładnie tego chciał.
Powoli przesunął kciukiem po oparzeniu w zagłębieniu mojej dłoni, a ten gest, z pozoru delikatny, wcale taki nie był, bo pochodził od tego psychopaty. Później nagle nacisnął na oparzenie. Zwinęłam się z bólu.
Przyglądając mi się z diabolicznym grymasem na ustach, nałożył odrobinę maści. Rozsmarował ją i przez chwilę czekał, aż się wchłonie, a potem na nowo owinął moją rękę bandażem.
– Jest za mocno ściśnięty – stwierdziłam, gdy po skończeniu dzieła zamierzał opuścić pokój.
– Sama możesz to sobie poprawić, nie jestem twoim pielęgniarzem – odparł sucho.
– Moglibyśmy tego uniknąć, gdybyś nie wpadł na genialny pomysł, żeby mnie oparzyć.
Tego było dla niego za wiele.
Odwrócił głowę i upuścił przybornik na podłogę, a potem się zbliżył i spojrzał groźnie, gotów się na mnie rzucić.
– Co powiedziałaś? – warknął kilka centymetrów od mojej twarzy.
Jego potężne ciało i ostre rysy mnie onieśmielały, ale nie mogłam mu tego pokazać.
Musiałam walczyć.
– Powiedziałam, że moglibyśmy tego uniknąć, gdybyś nie wpadł na genialny pomysł, żeby mnie oparzyć – wyszeptałam, wytrzymując jego mordercze spojrzenie.
Nie chciałam popełnić tego samego błędu co z Johnem. Nie mogłam dać się zdeptać jak śmieć. Postanowiłam stawić czoło temu psychopacie mimo jego groźnej miny.
Ścisnął moją szczękę, nie spuszczając ze mnie wzroku, wyraźnie wściekły. Niemal zgrzytał zębami. Zaczynałam żałować swojego porywu odwagi.
Nie wiedziałam, do czego się może posunąć, żeby mnie złamać.
– Gdybyś jutro nie miała cholernej misji, captive, przemodelowałbym ci tę twoją obrzydliwą gębę. – Chwycił mnie za włosy i pociągnął do tyłu. Potem po raz kolejny tak mocno ścisnął moją szczękę, że się bałam, iż ją złamie. – Nigdy więcej się nie waż niczego mi wypominać, captive – rzucił agresywnym tonem. – Twoje zdanie się dla mnie nie liczy. Dla mnie jesteś nikim.
Puścił moją twarz i znów przycisnął dłoń do oparzenia, wywołując moje bolesne jęki. Wreszcie dał mi spokój i z gniewną miną wyszedł. Trzasnął przy tym drzwiami tak, że niemal wypadły z zawiasów. Pomasowałam obolałą szczękę i głośno wypuściłam powietrze, udręczona niczym nieusprawiedliwioną przemocą.
To się musiało skończyć. Otarłam łzy wierzchem dłoni i ostatni raz pociągnęłam nosem. Nie powinnam ulegać jego kaprysom.
Teraz miałam do wyboru albo stawić mu czoło, ryzykując, że rozkwasi mi gębę, albo zamilknąć, co i tak nie dawało gwarancji, że nie rozkwasi mi gęby.
Cokolwiek bym zrobiła, psychopata i tak nie przestanie mnie krzywdzić. Powinnam więc tym bardziej mu się przeciwstawiać. Nie miałam nic do stracenia.