- W empik go
Casa Della Felicita - ebook
Casa Della Felicita - ebook
Aleksandra, mieszkająca we Wrocławiu dziennikarka śledcza, jest specjalistką od trudnych i drażliwych tematów. Choć w pracy wykazuje się odwagą i odnosi coraz większe sukcesy, w życiu codziennym wciąż ogląda się za siebie, borykając się ze swoimi lękami i samotnością. Dynamicznie rozwijająca się znajomość z bogatym biznesmenem skłania ją do podjęcia kolejnego śledztwa. Jednak tym razem nie wszystko pójdzie po jej myśli, a młoda kobieta zostanie uwikłana w niebezpieczną aferę, której konsekwencje mogą okazać się tragiczne. Czy ryzykowna gra, w którą wplątał ją niepokorny biznesmen, ma jakiekolwiek reguły? A jeśli tak, to jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za ich poznanie?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-544-6 |
Rozmiar pliku: | 728 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzień zapowiadał się wspaniale. Ola założyła czarną, plisowaną spódnicę, jedwabną, błękitną koszulę z kokardą zawiązaną pod szyją i buty na płaskim obcasie. Beżowy, prosty w formie trencz dopełniał zestawu. Udało jej się wyjść z domu wcześniej niż zwykle, co było nie lada wyzwaniem dla kobiety z taką ilością spraw na głowie i długą listą zajęć. Kosztem tego włosy nie były ułożone zbyt schludnie, nie wspominając już o makijażu. Jednak ta celowa niedbałość mogła zostać uznana za zabieg w pełni zamierzony, bo efekt wyszedł zaskakująco korzystny.
Zerkając co jakiś czas na kwadratową tarczę zegarka, Ola przebiegła przez pasy i wskoczyła do tramwaju, zaraz za nią zamknęły się drzwi. Wewnętrzny doradca uświadomił jej, że znów była zbyt zamyślona, żeby sprawdzić, czy wsiada do odpowiedniej linii, ale wielka cyfra nad głową pasażerów pozwoliła upewnić się, że jedzie w dobrym kierunku.
Po dotarciu do celu zorientowała się, że czeka ją kolejny dzień spędzony w otoczeniu ludzi, za którymi nie przepada. Od pewnego czasu w ogóle nie czerpała przyjemności ze spędzania czasu z innymi ludźmi, co najpewniej było spowodowane traumą po wydarzeniach, jakie spotkały ją w życiu, nie tak dawno temu. Niemniej przez wzgląd na tryb pracy, kontakty z innymi były dla Oli konieczne, ale pozostawała w tych relacjach zawsze na gruncie czysto formalnym, co nie dawało prywatnie zbyt dużej przyjemności. Największą radość zapewniały jej chwile spędzone sam na sam, w swoim domu. Z telewizorem, książką czy krzyżówką, na wygodnej kanapie albo w gorącej kąpieli. Od jakiegoś czasu zastanawiała się nad zaadoptowaniem futrzaka, miauczącej, puchatej kulki, bo uwielbiała koty, ale nie była pewna, czy tryb pracy pozwoliłby jej zadowolić zwierzaka.
Zdążę kupić kawę – przemknęło Oli przez głowę. Czekanie w kolejce po porcję porannej kawy stało się dla niej codziennym rytuałem. Bardziej niż samo jej picie, uwielbiała spacer z ciepłym kubkiem pobudzającego napoju, który ogrzewał ją w chłodniejsze dni. Weszła do kawiarni i wyjęła telefon, żeby sprawdzić skrzynkę mailową. Nagle wpadła na mężczyznę stojącego w kolejce przed nią. Odskoczyła do tyłu, wywracając puszkę z napiwkami.
– Ups, przepraszam! – krzyknęła. Przepraszający grymas na twarzy wyrażał w pełni całe jej zażenowanie. – Poproszę caffe mocha, na odtłuszczonym mleku, z podwójnym espresso, na wynos. I kanapkę z tuńczykiem – zwróciła się do uśmiechniętego baristy za ladą, który przyglądał się jej wyczekująco.
Sycący brunch stanowił podstawę udanego dnia Oli. Wbrew temu jak wygląda, lubi jeść dużo i smacznie. Poza tym zjadła dzisiaj tylko małą miseczkę płatków z mlekiem, po których już była głodna. A kiedy była głodna, jej nietolerancja na otoczenie stawała się jeszcze większa. Tak więc wybór posiłku wydawał się być usprawiedliwiony.
Odebrała kawę i udała się w stronę skrzyżowania. Za nim musiała tylko skręcić w prawo i już była na miejscu. W swojej redakcji – jak dobrze to brzmiało. Nigdy nie sądziła, że zaraz po ukończonych studiach uda jej się dostać posadę w jednej z najbardziej pożądanych redakcji w tej części kraju. I to nie byle jaką – od razu otrzymała fotel redaktora, a nie jakiegoś marnego i mało ważnego asystenta lub co gorsza – sekretarki. Nie była jednak pewna, czy ten sukces zawdzięcza sobie, czy też jej ojciec maczał w tym palce. Ale znając jego szerokie koneksje, zapewne nigdy się tego nie dowie.
– Witam, piękny dziś dzień. – Pan Henryk na portierni zawsze serdecznie się do niej uśmiechał.
– Coś czuję, że to będzie bardzo udany dzień. – Odpowiedziała mu uśmiechem i skierowała się w stronę windy.
Po wjechaniu na swoje piętro w redakcji odwiesiła płaszcz w szatni i wypiła ostatni łyk parującej kawy. Teraz mogę skończyć artykuł – pomyślała. Przeczuwała, że Patrycjusz się zdenerwuje, widząc, że nadal nie naniosła pilnych poprawek i zapewne czeka ją z tego powodu reprymenda.
– Hej, masz już ten artykuł? Patrycjusz o niego pytał, a nawiasem mówiąc, to masz niezłą spódnicę. – Agnieszka dopadła ją przy samym wejściu, lustrując od góry do dołu.
– Dzięki. Nie mam i domyślam się, że pytał, bo dziwne byłoby, gdyby tego nie zrobił. Zaraz to skończę i mu zaniosę.
– Widziałaś, kto u niego siedzi? Mariusz Dąbrowski! Na żywo prezentuje się zabójczo, aż dziwne, że facet nadal nie ma żony. Ale chyba nie jestem w jego typie… – Agnieszka wyraźnie posmutniała.
– Tak? A jaki jest jego typ? I jak w ogóle doprowadziłaś do tego, że o to pytam? – Ola roześmiała się pod nosem. Szczerze mówiąc, nie obchodziło ją, kto rozmawia właśnie z jej szefem, ale nie mogła sobie pozwolić na powiedzenie tego głośno i wyraźnie, bo Agnieszka, która była jej bliską przyjaciółką, doskonale wyczułaby, że jest jakiś problem i zażądałaby szybkiej spowiedzi. Koleżanka bardzo się o nią troszczyła, a Olę bardzo to irytowało. Pozwalała sobie na słabości, ale nie mogła pozwolić na to, żeby ktoś je dostrzegł. Dlatego często stwarzała pozory i udawała, że wszystko jest na swoim miejscu, aby mieć przede wszystkim święty spokój. A może też dlatego, że lubiła załatwiać swoje problemy sama, by potem szybko o nich zapomnieć. Nie zniosłaby ciągłego przypominania o tym, co kiedyś miało miejsce. Chciała pewne rzeczy raz a dobrze odhaczyć na zawsze. Zostawić historię za sobą, żeby życie toczyło się dalej. Tylko wtedy będzie mogła odnaleźć wewnętrzną harmonię.
– Pośpiesz się, to może zdążysz zanieść tekst Patrycjuszowi, kiedy Dąbrowski jeszcze tam będzie! – Agnieszka praktycznie wykrzyczała to przyjaciółce prosto w twarz, kuląc się w sobie z ekscytacji jak dziecko czekające na lizaka.
Bo to jest mi jakkolwiek potrzebne… – pomyślała Ola. W sumie może i jest, ale nie będzie publicznie przyznawać, że od dawna czuje się samotna i chciałaby mieć obok jakąś silną osobę, która wsparłaby ją w gorsze dni. Niestety, łaknąca faceta przyjaciółka nie zawsze była odpowiednim partnerem do rozmowy, bo przez zbytnią emocjonalność nie potrafiła doradzić czysto praktycznie. A praktyczność przecież była podstawą bytu Oli.
Przejrzała pobieżnie wydrukowany artykuł z zakreślonymi przez Patrycjusza poprawkami do naniesienia, szukając jakiegoś większego wyzwania, ale oczywiście skończyło się na przecinkach w złym miejscu albo pomylonym przypisie. Przechyliła głowę w prawo i spojrzała po raz ostatni na swoją relację do najbliższego numeru.
Może naprawdę zdążę zobaczyć ten obiekt zainteresowania – pomyślała Ola, poprawiając spódnicę na pupie. – Przynajmniej upewnię się, że jak zwykle nie czeka mnie tam nic przejmującego.
Podeszła do gabinetu naczelnego, zerkając jednocześnie na Monikę, sekretarkę, żeby upewnić się, czy może mu przeszkodzić.
– Możesz wejść, siedzą tam już ponad pół godziny, chyba nie zabije cię za to, że przerwałaś mu poranną kawę. – Porozumiewawczo mrugnęła do niej wątła brunetka w szmaragdowym sweterku.
Całkiem śliczna dziewczyna – pomyślała Ola. – Zawsze taka profesjonalna i zadbana.
– To chyba oznacza, że wręcz powinnam mu przerwać – powiedziała przekornie Ola. Zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka.
– Przepraszam, że przeszkadzam. Mam ten artykuł, o który prosiłeś, naniosłam wszystkie poprawki.
– Świetnie! Dziękuję! Sprawdź co z reportażem Anieli na temat związków zawodowych i pośpiesz Artura z tym jego nowym budżetem. – Patrycjusz zerknął przepraszająco na swojego gościa, jakby Ola przerwała im coś ważnego. Nie umknęło to jej uwadze. Poczuła się urażona, bo nie lubi, kiedy ktokolwiek ją zbywa albo uznaje za mało ważną. Żenujące… – pomyślała o naczelnym. – Łasi się do każdego, z kim ma jakiś interes do zrobienia. Zachowuje się wtedy jak kompletny idiota.
Tymczasem gość cierpliwie czekał na zakończenie rozmowy, siedząc z założoną nogą na nogę i splecionymi rękoma. Na jego twarzy malowało się rozbawienie, którego najwyraźniej nie zrozumiała, bo wydała mu się wrogo nastawiona. Jednak urzekła go nietuzinkowa uroda kobiety i pozorna niedbałość o drobiazgi. Pasma włosów, które oplatały jej twarz, musiały wcześniej wysunąć się z koczka na czubku głowy. Piegi przebijały się przez cienką warstwę makijażu, a przygryzana warga w szczególności zwróciła jego uwagę. Przypatrywał się kobiecie przez dłuższą chwilę, na tyle długą, że nawet Patrycjusz zauważył, że gość jest rozbawiony speszeniem, które rysowało się na twarzy Oli.
Co za bezczelny typ. Czy on myśli, że nie widzę, jak się na mnie gapi? Już zdążył mnie zdenerwować – pomyślała Ola. Wytrwale patrzyła przed siebie, ale trudno było nie czuć na sobie wzroku elegancko ubranego biznesmena, który siedział metr od niej. Był ubrany w ciemnoniebieski garnitur i błękitną koszulę. W kieszeń marynarki wsunięte były złocone okulary przeciwsłoneczne, a zaczesane do tyłu włosy przywoływały na myśl wizerunek włoskiego gangstera z lat czterdziestych. Na samą myśl o tym skojarzeniu Oli zadrżały kąciki ust.
Elegancki, ale bez przesady – uznała. – Żadne mi ciacho, Agnieszka jak zwykłe ekscytuje się byle napotkanym facetem w dopasowanej koszuli.
Odłożyła Patrycjuszowi na biurko plik kartek i wyszła, nie patrząc przy tym na gościa ani razu. Ale w sumie, kim on jest? – zastanawiała się. – Będę musiała sama to sprawdzić, bo od tej wariatki jak zwykle niczego się nie dowiem.
Zasiadła do służbowego laptopa i wpisała w wyszukiwarkę „Mariusz Dąbrowski”. Pojawiło się kilka stron wyników. Urodzony siódmego listopada tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku w Poznaniu. Właściciel czterech salonów samochodowych, obecnie prezes spółki TRANS-OUT. Prywatnie koneser win i właściciel restauracji we Wrocławiu. Może chociaż umie gotować, choć patrząc na tę wymuskaną buzię, to wątpię, żeby czymkolwiek umiał się zabrudzić – pomyślała Ola i czytała dalej. Nigdy nie był żonaty, nie ma dzieci ani rodzeństwa. Jego majątek jest szacowany na sto siedemdziesiąt milionów złotych. Obecnie najmłodszy prezes w historii tej spółki transportowej.
Też mi coś, nie jest sztuką mieć bogatego tatusia – prychnęła pod nosem. – A większa część majątku to zapewne odsetki z rodzinnych pieniędzy. Kupił kilka salonów, żeby mieć czym szpanować przed panienkami, a potem zapraszać je do swojej eleganckiej, wypasionej knajpki, w której ceny pewnie też są powalające. Ciekawe, czy na co dzień w ogóle się w niej pojawia.
Pogarda do nowo poznanego osobnika zaczęła ciążyć Oli, więc musiała zająć się czymś zupełnie innym. Nie lubiła pozerów, musiała ich znosić w szkole średniej i na studiach. Im w wyższej sferze się obracała, tym mniejszą miała pewność, czy dana osoba jest tym, za kogo się podaje. Oszuści, krętacze i kłamcy otaczali ją przez większość czasu – w końcu kogo innego mogła spodziewać się na studiach prawniczych. Nie była więc zdziwiona, że nie szło jej tam zbyt dobrze. Ostatni rok studiów skończyła, przechodząc od jednej poprawki do drugiej i marząc, by jak najszybciej zająć się czymś, co ją ekscytuje. Niestety, zabrakło jej kilku znajomych wśród sędziów, których mogłaby zapraszać na obiadki rodzinne, ale i pewności siebie potrzebnej do tego, aby umiejętnie okłamywać znajomych na temat pieniędzy i powiązań politycznych.
Z daleka było widać, że Ola siedziała przy biurku zirytowana. Agnieszka wyczuła nastrój przyjaciółki, ale postanowiła przeczekać burzę, bo mimo że znała Olę dość dobrze, to wiedziała, że czasem lepiej pozwolić jej, aby sama uspokoiła nerwy. To przynosiło najlepsze efekty.
Tylko co ją tak zdenerwowało? – zastanawiała się Agnieszka.
Reszta dnia minęła spokojnie. Ola była tak pochłonięta pracą, że nawet nie zauważyła, kiedy irytujący ją gość opuścił redakcję. Na lunch zjadła spaghetti aglio olio e peperoncino z pobliskiego bistro, wypiła dwie czarne kawy i około godziny szesnastej wyszła z biura. Po pracy postanowiła wstąpić do księgarni po nową porcję wieczornej rozrywki w postaci porywających romansideł, do których świetnie nada się reszta wina, które otworzyła dwa dni temu w trakcie seansu _Pretty Woman_ i_ Pokojówki na Manhattanie_.
Stojąc na przejściu dla pieszych i czekając na zielone światło, rozmyślała nad minionym dniem i snuła w głowie plany. W środę czekała ją wizyta u fryzjera, a w piątek wyjście z Agnieszką do kina. Babskie wieczory zawsze jej dobrze robiły, zwłaszcza jeśli kończyły się lamentami z butelką wina do godziny trzeciej nad ranem, w jej mieszkaniu bądź poza nim. Jeśli chodziło o fryzjera, to od dłuższego czasu przymierzała się, by w końcu odświeżyć swój wizerunek, ale ciągle nie mogła się zdecydować na nic konkretnego. Pewnie podejmie decyzję przed samą wizytą, nie dając sobie czasu na wątpliwości.