Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Casino Royale - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
23 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Casino Royale - ebook

James Bond prowadzi śmiertelną rozgrywkę w pierwszej, legendarnej powieści Iana Fleminga z cyklu o Agencie 007!

Le Chiffre to bezwzględny agent i księgowy radzieckiej komórki dywersyjnej we Francji, jednak po sprzeniewierzeniu funduszy należących do klienta jest na krawędzi bankructwa. Zabiera z kasy resztę pieniędzy i w nadziei na odrobienie strat zwabia do kasyna kilkunastu bogatych hazardzistów, by zagrać z nimi w bakarata o wysokie stawki.

Brytyjskie tajne służby pragną jednak wyrwać z Europy ten czerwony cierń. Do akcji wkracza najlepszy karciarz wśród agentów, James Bond, który ma doprowadzić Le Chiffre’a do ostatecznego upadku.

Gdy karty mu nie sprzyjają, a złowrogi Smiersz grozi śmiercią zarówno jemu, jak i pięknej sojuszniczce, Vesper Lynd, 007 musi liczyć na odmianę losu, zanim rzuci na szalę życie ich obojga.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83296-75-3
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

TAJNY AGENT

O trze­ciej nad ra­nem za­pach, dym i pot ka­syna przy­pra­wiają czło­wieka o mdło­ści. Tra­wiąca du­szę go­rączka wy­wo­łana gra­niem o wy­so­kie stawki – mie­szanka chci­wo­ści, lęku i ner­wo­wego na­pię­cia – staje się w końcu nie­zno­śna. Zmy­sły bu­dzą się i bun­tują prze­ciwko temu, co się dzieje.

Ja­mes Bond na­gle zdał so­bie sprawę, że jest zmę­czony. Wie­dział, kiedy jego ciało albo umysł mają dość, i za­wsze po­tra­fił od­po­wied­nio za­re­ago­wać. Dzięki temu uni­kał znu­że­nia i otę­pie­nia, czę­sto pro­wa­dzą­cych do po­my­łek.

Dys­kret­nie od­su­nął się od ru­letki, któ­rej do tej pory po­świę­cał uwagę. Przy­sta­nął na mo­ment przy wy­so­kiej mo­sięż­nej ba­rierce ota­cza­ją­cej główny stół w re­pre­zen­ta­cyj­nej sali ka­syna.

Le Chif­fre na­dal grał, a do tego naj­wy­raź­niej wciąż wy­gry­wał. Przed nim pię­trzyła się bez­ładna sterta pro­sto­kąt­nych cęt­ko­wa­nych że­to­nów o no­mi­nale stu ty­sięcy fran­ków. Z ko­lei pod osłoną gru­bego le­wego ra­mie­nia męż­czy­zny spo­czy­wał nie­wielki stos du­żych żół­tych że­to­nów, z któ­rych każdy miał war­tość pół mi­liona fran­ków.

Bond przy­glą­dał się przez chwilę in­try­gu­ją­cemu, bu­dzą­cemu re­spekt pro­fi­lowi tego czło­wieka. Po­tem wzru­szył ra­mio­nami, żeby nieco roz­luź­nić na­pię­cie, i od­szedł od stołu.

Ba­rierka wo­kół kasy sięga mniej wię­cej do pod­bródka klienta. Ka­sjer, zwy­kle po pro­stu ni­ski rangą urzęd­nik ban­kowy, sie­dzi na stołku i grze­bie w sto­sach bank­no­tów i że­to­nów uło­żo­nych na pół­kach we­dług war­to­ści. Znaj­dują się one na wy­so­ko­ści kro­cza sto­ją­cej osoby, za ba­rierką ochronną. Ka­sjer ma na wy­po­sa­że­niu pałkę i re­wol­wer, a próba prze­sa­dze­nia po­rę­czy, za­bra­nia czę­ści pie­nię­dzy, prze­sko­cze­nia z po­wro­tem na drugą stronę i ucieczki z bu­dynku przez sze­reg drzwi i ko­ry­ta­rzy jest ska­zana na nie­po­wo­dze­nie. Do tego ka­sje­rzy na ogół pra­cują tu w pa­rach.

Bond roz­my­ślał o tym, gdy od­bie­rał plik bank­no­tów o no­mi­nale stu ty­sięcy fran­ków i ko­lejne pliki bank­no­tów dzie­się­cio­ty­sięcz­nych. Jed­no­cze­śnie wy­obra­żał so­bie prze­bieg ju­trzej­szego przed­po­łu­dnio­wego spo­tka­nia za­rządu ka­syna.

– Pan Le Chif­fre wy­grał dwa mi­liony, gra­jąc tak jak do tej pory. Panna Fa­ir­child wy­grała mi­lion w ciągu go­dziny, a po­tem opu­ściła ka­syno. Była opa­no­wana, trzy razy za­grała banco prze­ciwko panu Le Chif­fre’owi. Wi­ceh­ra­bia de Vil­lo­rin wy­grał mi­lion dwie­ście ty­sięcy w ru­letkę. Sta­wiał mak­sy­malne kwoty na pierw­szy i trzeci tu­zin. Do­pi­sy­wało mu szczę­ście. Pan Bond, An­glik, w ciągu dwóch dni zwięk­szył swoją wy­graną do okrą­głych trzech mi­lio­nów. Sto­so­wał sys­tem pro­gre­sywny, sta­wia­jąc na czer­wone przy stole nu­mer pięć. Duc­los, kie­row­nik sali, może po­dać wię­cej szcze­gó­łów. Wy­daje mi się, że pan Bond jest czło­wie­kiem wy­trwa­łym i ob­sta­wia mak­sy­malne stawki. Sprzyja mu szczę­ście, a przy tym za­cho­wuje zimną krew. Wie­czorne zy­ski z che­min de fer wy­nio­sły X, z ba­ka­rata Y, a z ru­letki Z. Przy stole do bo­ule znów mie­li­śmy mało go­ści, więc in­we­sty­cja nam się jesz­cze nie zwró­ciła.

– Dzię­kuję panu, pa­nie Xa­vier.

– Dzię­kuję, pa­nie dy­rek­to­rze.

W każ­dym ra­zie mniej wię­cej tak to bę­dzie wy­glą­dało – po­my­ślał Bond, gdy prze­cho­dził przez wa­ha­dłowe drzwi głów­nej sali. Ski­nął głową ubra­nemu w wie­czo­rowy strój znu­dzo­nemu męż­czyź­nie, do któ­rego za­dań na­le­żało blo­ko­wa­nie wyj­ścia i wej­ścia za po­mocą elek­trycz­nego przy­ci­sku uru­cha­mia­nego nogą w ra­zie ja­kichś kło­po­tów.

Po­tem człon­ko­wie za­rządu za­pi­szą w księ­gach bi­lans dnia i ro­zejdą się do do­mów i re­stau­ra­cji, żeby zjeść obiad.

Bond nie był oso­bi­ście za­in­te­re­so­wany ob­ra­bo­wa­niem kasy, je­dy­nie roz­wa­żał taką moż­li­wość. Do­szedł do wnio­sku, że do ak­cji po­trzeb­nych by było dzie­się­ciu do­świad­czo­nych lu­dzi, któ­rzy na pewno mu­sie­liby za­bić jed­nego albo dwóch pra­cow­ni­ków. Praw­do­po­dob­nie we Fran­cji nie uda­łoby się zna­leźć aż tylu go­to­wych na wszystko za­bój­ców. Ani w żad­nym in­nym kraju, na­wia­sem mó­wiąc.

Dał ty­siąc fran­ków szat­nia­rzowi i gdy scho­dził po scho­dach ka­syna, na­brał prze­ko­na­nia, że Le Chif­fre w żad­nym wy­padku nie zde­cy­duje się na tak nie­od­po­wie­dzialny krok. Prze­stał za­tem roz­trzą­sać tę ewen­tu­al­ność i sku­pił uwagę na wra­że­niach od­bie­ra­nych przez ciało. Wy­czu­wał su­chy, draż­niący żwir pod po­de­szwami wie­czo­ro­wych bu­tów, nie­przy­jemny, cierpki po­smak w ustach i plamy potu pod pa­chami. Miał wra­że­nie, że oczy wy­cho­dzą mu z or­bit. Twarz mu stę­żała, miał za­tkane za­toki i nos. Ode­tchnął słod­kim noc­nym po­wie­trzem i skon­cen­tro­wał się, chcąc wy­ostrzyć zmy­sły. Wy­szedł ze swo­jego po­koju przed ko­la­cją i te­raz za­mie­rzał spraw­dzić, czy ktoś tam nie mysz­ko­wał pod­czas jego nie­obec­no­ści.

Prze­ciąw­szy sze­roki bul­war, do­tarł przez ogród do ho­telu Splen­dide. Uśmiech­nął się do re­cep­cjo­ni­sty, który wrę­czył mu klucz do po­koju nu­mer 45 na pierw­szym pię­trze. Ode­brał rów­nież de­pe­szę. Nadano ją na Ja­majce, a jej treść była na­stę­pu­jąca:

KING­STONJA XXXX XXXXXX XXXX XXX

BOND SPLEN­DIDE ROY­ALE-LES-EAUX SE­INE

IN­FE­RIEURE PRO­DUK­CJA HA­WAN­SKICH CY­GAR

WSZYST­KIE FA­BRYKI NA KU­BIE W 1915

DZIE­SIEC MI­LIO­NOW PO­WTA­RZAM DZIE­SIEC MI­LIO­NOW STOP

MAM NA­DZIEJE ZE O TE WAR­TOSC CHO­DZILO PO­ZDRA­WIAM

DA­SI­LVA

Ozna­czało to, że dzie­sięć mi­lio­nów fran­ków jest już w dro­dze. To była od­po­wiedź na wia­do­mość z prośbą o do­dat­kowe środki wy­słaną przez Bonda po po­łu­dniu do cen­trali w Lon­dy­nie za po­śred­nic­twem pa­ry­skiego biura. Pa­ryż na­wią­zał kon­takt z Lon­dy­nem, gdzie Cle­ments, szef wy­działu Bonda, po­roz­ma­wiał z M, który na pewno uśmiech­nął się cierpko i po­le­cił Ma­kle­rowi za­ła­twić sprawę w Mi­ni­ster­stwie Skarbu.

Bond pra­co­wał kie­dyś na Ja­majce, więc w trak­cie mi­sji w Roy­ale od­gry­wał rolę bar­dzo ma­jęt­nego klienta firmy Caf­fery, głów­nego przed­się­bior­stwa im­por­towo-eks­por­to­wego dzia­ła­ją­cego w tym kraju. Do­sta­wał za­tem dys­po­zy­cje z King­ston od pew­nego ma­ło­mów­nego czło­wieka, który był sze­fem działu fo­to­re­por­ter­skiego w re­dak­cji „Da­ily Gle­anera”, bar­dzo zna­nego ka­ra­ib­skiego dzien­nika.

Ten gość z „Gle­anera”, nie­jaki Faw­cett, pra­co­wał wcze­śniej jako księ­gowy w jed­nej z naj­więk­szych firm z Kaj­ma­nów zaj­mu­ją­cych się po­ło­wem żółwi mor­skich. Kiedy wy­bu­chła wojna, ra­zem z in­nymi miesz­kań­cami wysp za­cią­gnął się na ochot­nika do ar­mii i po ja­kimś cza­sie zna­lazł się w biu­rze ofi­cera fi­nan­so­wego w nie­wiel­kiej pla­cówce wy­wiadu ma­ry­narki wo­jen­nej na Mal­cie. Po za­koń­cze­niu wojny, kiedy miał wra­cać na Kaj­many, do czego się spe­cjal­nie nie pa­lił, zwró­ciła na niego uwagę sek­cja Taj­nej Służby Wy­wia­dow­czej od­po­wie­dzialna za re­gion Ka­ra­ibów. Od­był wy­czer­pu­jące szko­le­nie w za­kre­sie fo­to­gra­fii, a także in­nych dzie­dzin, a po­tem – za ci­chym przy­zwo­le­niem pew­nego wpły­wo­wego czło­wieka z Ja­majki – tra­fił do re­dak­cji „Gle­anera”.

Zaj­mo­wał się wy­bie­ra­niem fo­to­gra­fii prze­sy­ła­nych przez naj­więk­sze świa­towe agen­cje – ta­kie jak Key­stone, Wide-World, Uni­ver­sal, INP czy Reu­ter-Photo – a raz na ja­kiś czas przez te­le­fon otrzy­my­wał zwię­złe in­struk­cje od czło­wieka, któ­rego ni­gdy nie miał oka­zji po­znać. Cho­dziło o wy­ko­na­nie pew­nych pro­stych ope­ra­cji wy­ma­ga­ją­cych ab­so­lut­nej dys­kre­cji, szyb­ko­ści i do­kład­no­ści. Za świad­cze­nie ta­kich nie­re­gu­lar­nych usług pła­cono mu dwa­dzie­ścia fun­tów mie­sięcz­nie, a pie­nią­dze na jego konto w Royal Bank of Ca­nada prze­le­wał fik­cyjny ku­zyn rze­komo miesz­ka­jący w An­glii.

Obecne za­da­nie Faw­cetta po­le­gało na na­tych­mia­sto­wym – we­dług peł­nej ta­ryfy – prze­sy­ła­niu Bon­dowi tek­stów wia­do­mo­ści, które prze­ka­zy­wał mu te­le­fo­nicz­nie jego ano­ni­mowy kon­takt. Nie­zna­jomy twier­dził, że żadna z in­for­ma­cji nie po­winna wzbu­dzić po­dej­rzeń miej­sco­wej poczty. Faw­cett nie był w każ­dym ra­zie zdzi­wiony, kiedy się oka­zało, że na­gle zo­stał lo­kal­nym ko­re­spon­den­tem in­sty­tu­cji o na­zwie Ma­ri­time Press and Photo Agency dys­po­nu­ją­cej od­dzia­łami we Fran­cji i An­glii, w związku z czym pod­wyż­szono mu mie­sięczne wy­na­gro­dze­nie o dzie­sięć fun­tów.

Czuł się bez­pieczny i do­ce­niany, miał na­dzieję, że kie­dyś otrzyma Me­dal Im­pe­rium Bry­tyj­skiego, a do tego zdo­łał wpła­cić pierw­szą ratę za mor­risa mi­nora. Na­był rów­nież upra­gniony zie­lony da­szek na czoło, dzięki któ­remu mógł wzmoc­nić swoją po­zy­cję w re­dak­cji.

Bond przy­po­mniał so­bie parę szcze­gó­łów zwią­za­nych z nada­niem tej de­pe­szy. Przy­wykł już do ta­kiego nie­oczy­wi­stego nad­zoru i na­wet mu to od­po­wia­dało. Uwa­żał, że zna­lazł się w dość uprzy­wi­le­jo­wa­nej sy­tu­acji, po­nie­waż mógł so­bie po­zwo­lić na go­dzinę lub dwie opóź­nie­nia w kon­tak­tach z M. Do­my­ślał się, że za­pewne to za­ło­że­nie jest błędne i że praw­do­po­dob­nie w Roy­ale-les-Eaux działa także inny agent, który składa mel­dunki nie­za­leż­nie od niego, jed­nak dzięki temu mógł choć przez chwilę ule­gać złu­dze­niu, że zło­wrogi gmach sto­jący na obrze­żach Re­gent’s Park znaj­duje się nieco da­lej niż w od­le­gło­ści stu pięć­dzie­się­ciu mil po dru­giej stro­nie ka­nału La Man­che, a on nie jest usta­wicz­nie ob­ser­wo­wany i pod­da­wany oce­nie przez kilku lu­dzi o chłod­nych umy­słach, któ­rzy kie­rują ca­łym tym cyr­kiem. Po­dob­nie jak Faw­cett, oby­wa­tel Kaj­ma­nów za­miesz­kały w King­ston, który wie­dział, że gdyby ku­pił swo­jego mor­risa mi­nora za go­tówkę, a nie pod­pi­sy­wał umowy za­kupu na raty, ktoś w Lon­dy­nie praw­do­po­dob­nie zo­stałby o tym po­in­for­mo­wany i chciałby wie­dzieć, skąd po­cho­dzą pie­nią­dze.

Bond prze­czy­tał dwu­krot­nie treść de­pe­szy. Po­tem wy­rwał z bloku le­żą­cego na bla­cie blan­kiet te­le­gramu – po co zo­sta­wiać im ko­pię? – i na­pi­sał wiel­kimi li­te­rami:

DZIEKI ZA IN­FOR­MA­CJE PO­WINNO WY­STAR­CZYC

BOND

Po­dał od­po­wiedź re­cep­cjo­ni­ście i scho­wał do kie­szeni de­pe­szę pod­pi­saną na­zwi­skiem „Da­Si­lva”. Lu­dzie, dla któ­rych pra­co­wał ten czło­wiek – o ile dla ko­goś pra­co­wał – mo­gli prze­ku­pić ko­goś z tu­tej­szego urzędu pocz­to­wego i zdo­być ko­pię wia­do­mo­ści, chyba że re­cep­cjo­ni­sta zdą­żył już sam otwo­rzyć ko­pertę nad parą albo od­czy­tać do góry no­gami tekst na kartce trzy­ma­nej przez Bonda.

Wziął klucz, po­że­gnał się i skie­ro­wał ku scho­dom, po­krę­ciw­szy prze­cząco głową ocze­ku­ją­cemu win­dzia­rzowi. Zda­wał so­bie sprawę, że od­głos nad­jeż­dża­ją­cej windy to nie­zły sy­gnał ostrze­gaw­czy. Wpraw­dzie nie spo­dzie­wał się ni­czy­jej obec­no­ści na pierw­szym pię­trze, wo­lał jed­nak za­cho­wać ostroż­ność.

Ci­cho wspi­na­jąc się na pal­cach, do­szedł do wnio­sku, że w od­po­wie­dzi wy­sy­ła­nej do M przez Ja­majkę oka­zał zbyt wielką pew­ność sie­bie. Jako ha­zar­dzi­sta wie­dział, że nie na­leży po­dej­mo­wać ry­zyka, je­śli dys­po­nuje się zbyt ma­łym ka­pi­ta­łem. Zresztą M za­pewne i tak nie przy­znałby mu do­dat­ko­wych fun­du­szy. Wzru­szyw­szy ra­mio­nami, u szczytu scho­dów skrę­cił w ko­ry­tarz i mięk­kim kro­kiem zbli­żył się drzwi swo­jego po­koju.

Bond do­sko­nale wie­dział, gdzie znaj­duje się włącz­nik. Wy­star­czył je­den płynny ruch i stał na progu, w otwar­tych na oścież drzwiach, przy za­pa­lo­nym świe­tle, z pi­sto­le­tem w dłoni. Bez­pieczne, pu­ste po­miesz­cze­nie zda­wało się pa­trzeć na niego z pewną iro­nią. Zi­gno­ro­wał uchy­lone drzwi ła­zienki i za­mknąw­szy za­mek na klucz, włą­czył lampki przy łóżku i nad lu­strem, a po­tem rzu­cił pi­sto­let na ka­napę sto­jącą pod oknem. Na­stęp­nie schy­lił się i uważ­nie przyj­rzał we­tknię­temu do szu­flady biurka ciem­nemu wło­sowi. Znaj­do­wał się do­kład­nie w miej­scu, w któ­rym Bond go po­zo­sta­wił przed pój­ściem na ko­la­cję.

Póź­niej obej­rzał de­li­katne ślady talku po we­wnętrz­nej stro­nie por­ce­la­no­wego uchwytu szafy na ubra­nia. Wy­da­wały się nie­na­ru­szone. Wszedł do ła­zienki i pod­nió­sł­szy po­krywę re­zer­wu­aru, spraw­dził, czy po­ziom wody znaj­duje się na wy­so­ko­ści drob­nej rysy na mie­dzia­nym za­wo­rze.

Kiedy się tym zaj­mo­wał, kiedy kon­tro­lo­wał te wszyst­kie drobne za­bez­pie­cze­nia prze­ciw­wła­ma­niowe, wcale nie miał wra­że­nia, że robi coś ab­sur­dal­nego albo że­nu­ją­cego. W końcu był taj­nym agen­tem, który zdo­łał prze­żyć je­dy­nie dzięki umie­jęt­no­ści do­strze­ga­nia istot­nych w tym fa­chu dro­bia­zgów. Ru­ty­nowe środki ostroż­no­ści były dla niego rów­nie na­tu­ralne jak dla nurka głę­bi­no­wego, pi­lota ob­la­ty­wa­cza i w ogóle każ­dego, kto wy­ko­ny­wał nie­bez­pieczną pracę.

Za­do­wo­lony, że nikt nie prze­szu­ki­wał po­koju pod­czas jego wi­zyty w ka­sy­nie, Bond się ro­ze­brał i wziął zimny prysz­nic. Po­tem za­pa­lił sie­dem­dzie­sią­tego już tego dnia pa­pie­rosa i za­siadł przy biurku, kła­dąc na bla­cie gruby plik pie­nię­dzy prze­zna­czo­nych na ob­sta­wia­nie oraz wy­gra­nych przy sto­łach. Za­pi­sał kilka liczb w nie­wiel­kim no­te­sie. W ciągu dwóch dni udało mu się wy­grać do­kład­nie trzy mi­liony fran­ków. W Lon­dy­nie otrzy­mał dzie­sięć mi­lio­nów, po­pro­sił cen­tralę o ko­lejne dzie­sięć. Uwzględ­nia­jąc do­dat­kowe fun­du­sze, które wkrótce miały do­trzeć do tu­tej­szego od­działu Crédit Lyon­nais, jego ka­pi­tał ob­ro­towy wy­no­sił za­tem dwa­dzie­ścia trzy mi­liony fran­ków, czyli mniej wię­cej dwa­dzie­ścia trzy ty­siące fun­tów.

Przez kilka chwil Bond sie­dział w bez­ru­chu, pa­trząc przez okno na ciemną po­wierzch­nię mo­rza. Wsa­dziw­szy bank­noty pod po­duszkę le­żącą na ele­gancko zdo­bio­nym po­je­dyn­czym łóżku, umył zęby, zga­sił świa­tło i z ulgą spo­czął w szorst­kiej fran­cu­skiej po­ścieli. Przez dzie­sięć mi­nut le­żał na le­wym boku, roz­my­śla­jąc o wy­da­rze­niach dzi­siej­szego dnia. W końcu się od­wró­cił, a jego umysł po­dą­żył ku kra­inie snu.

Zdą­żył jesz­cze wsu­nąć pod po­duszkę prawą dłoń i po­ło­żyć ją przy rę­ko­je­ści re­wol­weru Colt Po­lice Po­si­tive ka­li­ber .38 z od­pi­ło­waną lufą. Po­tem za­snął, a gdy zgasł cie­pły i po­godny blask jego oczu, rysy prze­obra­ziły się w mil­czącą ma­skę – iro­niczną, bru­talną i zimną.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------Ian Lan­ca­ster Fle­ming uro­dził się 28 maja 1908 roku w Lon­dy­nie. Uczęsz­czał do Eton Col­lege, a naj­waż­niej­szy okres swo­jej mło­do­ści spę­dził w róż­nych kra­jach Eu­ropy, stu­diu­jąc ję­zyki obce. Pierw­szą pracę zdo­był w Agen­cji Reu­tera, po­tem przez krótki czas był ma­kle­rem gieł­do­wym. Po wy­bu­chu II wojny świa­to­wej zo­stał ad­iu­tan­tem ad­mi­rała Johna God­freya, dy­rek­tora Wy­wiadu Ma­ry­narki Wo­jen­nej. Miał oka­zję ode­grać zna­czącą rolę w dzia­ła­niach szpie­gow­skich pro­wa­dzo­nych przez Wielką Bry­ta­nię i inne sprzy­mie­rzone pań­stwa.

Po woj­nie zo­stał za­trud­niony przez wy­daw­nic­two Kem­sley New­spa­pers na sta­no­wi­sku szefa działu za­gra­nicz­nego dzien­nika „The Sun­day Ti­mes”. Był od­po­wie­dzialny za siatkę ko­re­spon­den­tów mocno za­an­ga­żo­wa­nych w wy­da­rze­nia okresu zim­nej wojny. Jego pierw­sza po­wieść, Ca­sino Roy­ale, zo­stała wy­dana w 1953 roku. Po raz pierw­szy po­ja­wia się w niej po­stać Ja­mesa Bonda, agenta spe­cjal­nego nu­mer 007. Pierw­szy na­kład sprze­dał się w ciągu mie­siąca. W na­stęp­stwie od­nie­sio­nego suk­cesu Fle­ming co roku aż do śmierci pu­bli­ko­wał ko­lejną książkę z cy­klu o Bon­dzie. Jego po­dróże, za­in­te­re­so­wa­nia i do­świad­cze­nia wo­jenne na­dają wia­ry­god­no­ści wszyst­kim stwo­rzo­nym przez niego dzie­łom. Ray­mond Chan­dler na­zwał go „naj­bar­dziej dy­na­micz­nym i prze­bo­jo­wym au­to­rem thril­le­rów w An­glii”. Piąta z ko­lei po­wieść, za­ty­tu­ło­wana From Rus­sia With Love (Po­zdro­wie­nia z Ro­sji), zo­stała przy­jęta szcze­gól­nie do­brze, a jej sprze­daż gwał­tow­nie wzro­sła, kiedy pre­zy­dent John F. Ken­nedy wy­mie­nił ją wśród swo­ich ulu­bio­nych ksią­żek. Łącz­nie sprze­dano po­nad 100 mi­lio­nów eg­zem­pla­rzy po­wie­ści o Bon­dzie, stały się one rów­nież ma­te­ria­łem wyj­ścio­wym dla nie­zmier­nie po­pu­lar­nej se­rii fil­mów, któ­rej pierw­szą od­słoną był wpro­wa­dzony na ekrany w 1962 roku Dok­tor No. W rolę agenta 007 wcie­lił się w nim Sean Con­nery.

Książki z se­rii o Bon­dzie zo­stały na­pi­sane na Ja­majce – w kraju, który Fle­ming po­ko­chał pod­czas wojny i w któ­rym zbu­do­wał swój dom znany pod na­zwą Gol­de­neye. W roku 1952 po­ślu­bił Ann Ro­ther­mere. Jego hi­sto­ria o ma­gicz­nym sa­mo­cho­dzie, na­pi­sana w 1961 roku dla je­dy­nego syna pań­stwa Fle­min­gów, Ca­spara, przy­brała póź­niej po­stać po­wie­ści Chitty Chitty Bang Bang, która rów­nież zo­stała ze­kra­ni­zo­wana.

Ian Fle­ming zmarł na za­wał serca 12 sierp­nia 1964 roku.

www.ian­fle­ming.com

Twit­ter: The­Ian­Fle­ming

In­sta­gram: Ian­fle­ming­s007

Fa­ce­book: Ian­Fle­ming­Bo­oks
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: