- W empik go
Cat - ebook
Cat - ebook
Natasza i Iwo.
Piękna prawniczka kontra policjant, który zamierza aresztować jej szefa.
Domina i mężczyzna, który nigdy jej nie ulegnie.
Sprzeczne cele i pragnienia. Walka oraz głęboko skrywane tajemnice.
Potężna namiętność bez przyszłości, która wstrząsa ich światem.
"Cat" to drugi tom pełnego emocji i erotyki cyklu "Dzikie noce".
Dostałam w swoje ręce szalenie elektryzującą powieść otuloną delikatną mgiełką erotyzmu i wyrafinowanej gry pozorów. Autorka pod płaszczykiem lekkiej formy, opowiada o przyjaźni, lojalności, pożądaniu, skomplikowanych relacjach międzyludzkich, nietypowych preferencjach seksualnych, ale także o tym, jak trudno poradzić sobie z dręczącym poczuciem winy. Tym samym uświadamia nam, że prawdziwe życie to nie matematyka – niczego tu nie sprowadzisz do prostego równania, a przede wszystkim udowadnia, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki — wystarczy tylko się na nie otworzyć. Krótko mówiąc: Eksplozja uczuć i emocji gwarantowana! - Krystyna Meszka, Literacki Świat Cyrysi
"Cat" to książka, w której niebezpieczeństwo przeplata się z namiętnością a intryga z seksem. To także historia o skomplikowanych emocjach, pokazująca, że właściwe osoby pomogą odnaleźć sens w życiu. Gorąco polecam! - Ewelina Nawara, My fairy book world
Magda Mila kolejny raz uwodzi, fascynuje i rozpala zmysły. "Cat" to namiętna i pełna tajemnic historia, obok której nie można przejść obojętnie. - Sylwia Stawska, Kobiece recenzje
Magda Mila pewnym krokiem weszła na polski rynek książki i podbiła go już przy debiucie. Oto autorka, na którą czekała nasza rodzima scena literatury erotycznej - porusza kontrowersyjną tematykę BDSM bez pruderii i jednocześnie ze smakiem, dzięki czemu czytelnik otrzymuje wartą uwagi powieść erotyczną, nie pornograficzną. Uwaga, rumieńce gwarantowane! - Natalia Pych, ksiazkowe.pl
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-952706-3-5 |
Rozmiar pliku: | 840 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NATASZA
– Jonatan, proszę cię, wszystko jest okej – powiedziałam do swojego przyjaciela i jednocześnie szefa. Odwróciłam głowę. Zaczęłam gapić się na budynki umykające za samochodową szybą. Wszystko dobrze, jasne! Było wręcz przeciwnie, ale Jonatan nie mógł się o tym dowiedzieć. Musiałam sama poradzić sobie z trudnym tematem i dobrze go rozpracować. Co za pech! Żeby policjant, który chciał nam dokopać, był akurat tym… To po prostu niemożliwe! – Zamyślona pokręciłam głową i przymknęłam oczy.
Przypomniałam sobie samotny wieczór sprzed kilkunastu tygodni. Wlewałam w siebie kolejne kieliszki wina i dojrzewałam do decyzji. A potem ją podjęłam. Zaczęłam realizować swój plan, ale znalezienie osoby, której potrzebowałam, nie było to łatwe. Aż do dziś. Niestety, na razie miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam jak, i czy w ogóle, z tej okazji skorzystać. Istniało duże niebezpieczeństwo, że rykoszetem oberwie Jonatan i wszystkie nasze interesy.
Z drugiej jednak strony – czy to nie był znak? Generalnie myślałam racjonalnie i mocno stąpałam po ziemi. Ale gdy działo się coś tak niespodziewanego, a jednocześnie idealnie wpisującego się w moje plany, chyba nie mogłam tego zignorować. Co ważne, jeśli wszystko potoczyłoby się zgodnie z zamierzeniami, upiekłabym dwa pyszne mięska na jednym płomyku. Kuszące.
Kiedy dotarliśmy do biura, przez kilka minut próbowałam jeszcze uspokajać Jonatana wciąż zaniepokojonego moim zachowaniem w obecności policjanta prowadzącego jego sprawę. Potem zamknęłam się w gabinecie. Oparłam nogi o biurko i jeszcze raz zastanowiłam się nad całą sytuacją.
Iwo Drwęcki – zły glina, który chciał dobrać się do Jonatana. I którego będę musiała uwieść, ale nie po to, by pomóc przyjacielowi… Dodatkowo wszystko powinnam utrzymać w absolutnej tajemnicy, a Jonatan już zaczął coś podejrzewać. Zrozumiałe, rzeczywiście w obecności Drwęckiego zachowywałam się dziwnie. Szok był jednak zbyt duży, żebym mogła się opanować. Ale teraz już będzie inaczej! Znowu stanę się kompetentną i profesjonalną prawniczką. To go uspokoi.
Nagle drzwi otworzyły się i do gabinetu wmaszerował roześmiany Aleks.
– Opowiadaj, co nawywijałaś? – Rozsiadł się po drugiej stronie biurka i wyciągnął nogi.
Uwielbiałam ich obu. Aleks i Jonatan byli dla mnie jak bracia – znaliśmy się i przyjaźniliśmy od dzieciństwa. Byliśmy nierozłączni – i wtedy, i dziś praktycznie wszystko robiliśmy razem.
– Nic. – Wzruszyłam ramionami. Nie byłam zdziwiona, że Jonatan wysłał do mnie Aleksa. Zawsze tak robił, licząc na to, że jemu łatwiej się zwierzę. Ale nie tym razem.
– Jonatan twierdzi, że przy Drwęckim zachowywałaś się jak stuknięta małolata.
– Pieprzenie. Byłam trochę zaskoczona, bo wyobrażałam go sobie inaczej. Wiesz, wymięta marynarka, pięćdziesiątka na karku, i tak dalej.
– A na komendzie przywitał was piękny Adonis?
– Nie żartuj! – Zaśmiałam się z nadzieją, że Aleks nie wyczuje sztuczności w moim chichocie. – Po prostu koleś jest młodszy, zadbany, w sumie trochę podobny do ciebie.
– I nie Adonis? Obrażasz mnie.
– Jest, taki wiesz, męski… – zaczęłam się głupio tłumaczyć.
– Okej, my twardziele tak mamy.
Coś w tym było. Aleks odpowiadał w naszym koncernie za sprawy bezpieczeństwa i zajmował się ochroną. Mieli z Drwęckim dużo wspólnego. Tamten jednak nie był aż tak potężnie zbudowany i miał zdecydowanie mniej ciepła i szczerości w oczach. A jednak idealnie pasował do mojego planu. Na szczęście, czy niestety? Tego jeszcze nie wiedziałam, i tym bardziej musiałam teraz zmienić temat. Postanowiłam zapytać o Inez – dziewczynę, w której zakochał się Jonatan, choć sam jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
– A na czym stanęło z Kalicką?
– Przecież słyszałaś. – Aleks spojrzał na mnie podejrzliwie.
Cholerne rozkojarzenie! Faktycznie na korytarzu coś mówili na jej temat, ale wtedy myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
– Jonatan do niej leci. Twierdzi, że tylko chce porozmawiać, ale jestem przekonany, że prędzej czy później będą razem.
– Mam nadzieję. Pasują do siebie, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedzą.
– Też tak uważam. Choć z drugiej strony, dziwnie mi się myśli o Jonie sparowanym z kimś. Nie, to nie dziwne, to wręcz absurdalne! – Zaśmiał się.
Od dawna żadne z nas nie było w poważniejszym, trwającym dłużej niż kilka tygodni, związku. Mieliśmy dość specyficzne upodobania i preferencje seksualne, dlatego znalezienie kogoś, kto by je podzielał, a dodatkowo nadawał się do życia pod jednym dachem, wydawało się niemożliwe.
I nie była to kwestia wieku; po prostu każde z nas znało już siebie na tyle, by nie dążyć do jakichkolwiek, zwykle mało komfortowych, kompromisów. Wiedzieliśmy, że pewne rzeczy już się raczej nie wydarzą; nie w wieku trzydziestu trzech – jak u mnie, czy trzydziestu pięciu lat, jak u Aleksa i Jona. Żartowaliśmy, że na starość zamieszkamy razem i będziemy sobie nawzajem podsuwać balkoniki. A teraz – zakochany Jonatan? Rzeczywiście dziwne, ale szczerze im kibicowałam, tym bardziej, że naprawdę polubiłam tę dziewczynę.
– Daj spokój, przynajmniej on, co? – westchnęłam.
Chciałam, żeby to zabrzmiało żartobliwie, ale tym razem Aleks wyczuł mój nastrój. Nachylił się.
– Co jest, Nat?
– Zmęczenie. Po prostu muszę odpocząć. Ten młyn w ostatnich tygodniach dał mi w kość.
– Ale już chyba koniec, co? Mamy willę na klub, remont zacznie się w przyszłym tygodniu. A sprawę policji załatwicie, nie?
– Tak myślę.
– No to pozostaje mi zająć się cholernym Dawidkiem. – Zaczął się podnosić.
– Wy dalej swoje? – Skrzywiłam się.
Czasem naprawdę mnie irytowali. Dawid był chłopakiem młodszej siostry Jonatana. Młodszej, ale dorosłej, co niestety do jej „opiekunów” nie docierało. I Jonatan, i Aleks uważali, że chłopak związał się z nią, bo miał w tym jakiś interes. I że prędzej czy później złamie Oliwii serce. Dlatego wciąż próbowali kontrolować sytuację – śledzili ich, szukając haków na Dawida.
Tłumaczyłam im, że to chore. Dziewczyna miała dwadzieścia pięć lat i była bardzo rozsądna, ale nic do nich nie docierało. Teraz jednak nie miałam siły kolejny raz powtarzać swoich argumentów. Niech robią co chcą, na razie miałam dość własnych problemów.
– Nic więcej nie powiesz? – Aleks był zaskoczony, że znowu nie próbuję go przekonać, by dał spokój tej sprawie.
– Nie, naprawdę jestem zmęczona. – Przymknęłam na chwilę oczy. Potem wyprostowałam się. – Będę się zbierać, za godzinę mam sesję. – Zerknęłam na zegar.
– Ktoś nowy?
– Nie. I na szczęście niezbyt wymagający. – Mrugnęłam do niego i zaczęłam wrzucać do torebki rzeczy z biurka.2
NATASZA
Prosto z biura pojechałam do swojego studia. W samochodzie starałam się skoncentrować i myśleć już tylko o tym, co ma się wydarzyć w ciągu najbliższych dwóch godzin. Układałam w głowie plan – od czego zacznę, jak zbuduję napięcie, i w jaki sposób doprowadzę swojego niewolnika do ekstazy. Czułam narastające podniecenie. Bardzo tego potrzebowałam.
Gdy wjeżdżałam przez bramę na niewielki plac przed domem, na moment rozproszyły mnie myśli o naszym wymarzonym klubie. Jonatan zdobył piękny przedwojenny budynek, w którym planowaliśmy stworzyć najlepszy w tej części Europy lokal dla miłośników BDSM i innych wyuzdanych zabaw.
Jonatan z Aleksem chcieli, żebym przeniosła tam także swoje studio, i właściwie już się na to zgodziłam. Wiedziałam jednak, że będzie mi żal dotychczasowego miejsca – włożyłam mnóstwo pracy w przekształcenie niepozornego domku, schowanego za wysokim murem, w raj dla moich uległych.
Osiem lat! – pomyślałam przekręcając klucz w zamku. Tyle emocji, bólu, krzyków i jęków. Uśmiechnęłam się. A może to właśnie jest dobry moment? Skoro tak wiele zmienia się wokół mnie? Jonatan się zakochał, ja miałam, teoretyczną na razie, ale jednak, możliwość realizacji swojego planu… Może to najlepszy czas także na przeprowadzkę studia?
Zapinałam skórzany gorset i rozglądałam się. A jeśli taka jest naturalna kolej rzeczy i po prostu trzeba iść naprzód? Wciągnęłam na nogi kozaki na bardzo wysokich obcasach – gość, na którego czekałam, takie właśnie lubił. Potem przejrzałam się w lustrze i poprawiłam makijaż – mroczna i drapieżna, tutaj zawsze taka byłam.
Gdy rozległ się dzwonek domofonu, zerknęłam na monitor pokazujący obraz z kamery przy bramie. Wcisnęłam guzik. Samochód wolno wjechał na plac, zatrzymał się przy bocznym wejściu. Kolejna kamera pokazała mężczyznę w garniturze, który bierze głęboki wdech, a potem otwiera drzwi.
Miałam jeszcze kilka minut – zanim rozbierze się i odpowiednio przygotuje. Czekałam z niecierpliwością. Zaciskałam dłoń na rączce szpicruty. Tak bardzo już go chciałam nią dotknąć! Usłyszeć świst, a potem jęk, kiedy zostawi czerwoną pręgę na jego skórze.
Nareszcie! Kolejna kamera, w głównym pomieszczeniu tego budynku, pokazała klęczącego niewolnika. Mogłam kazać mu jeszcze poczekać w niepewności, lubił to, ale postanowiłam go zaskoczyć szybkim pojawieniem się.
Ten mężczyzna nigdy nie chciał zbyt szczegółowo uzgadniać przebiegu naszych sesji. Czasem e-mailem podsyłał kilka swoich myśli, albo dawał znać, jeśli postanowił pokonać granicę do tej pory nieprzekraczalną, ale najbardziej go podniecało nieznane. To, że nigdy nie wiedział, czy będzie sam; czym zadam mu największy ból; i czy pozwolę mu na spełnienie. Lubiłam sesje z nim. W odróżnieniu od czasem bardzo precyzyjnie zaplanowanych, tutaj ja też mogłam kierować się impulsami i nagłymi pragnieniami.
Stanęłam przed nim – nagim, klęczącym. Nigdy w czasie sesji ze sobą nie rozmawialiśmy. Chciał tylko słuchać moich poleceń. Założyłam mu knebel i zasłoniłam oczy opaską. Miałam potrzebę odczłowieczenia go. Potem uderzyłam pierwszy raz.
Kilkadziesiąt minut później, lekko zdyszana, patrzyłam, jak dochodzi. Z krzykiem, spocony, na czworakach; z wielkim dildo wbijającym się w jego tyłek. Początkowo miałam mu na to nie pozwolić, ale byłam rozproszona. Gdy biłam go szpicrutą, a potem packą, widziałam przed sobą Drwęckiego. Tak naprawdę to z nim miałam tę sesję. Nie czułam się z tym dobrze, dlatego dałam niewolnikowi więcej niż powinnam.
Gdy mężczyzna przestał drżeć po ostatnich falach przyjemności, podeszłam bliżej. Uwolniłam go, odsłoniłam oczy, zdjęłam knebel. Narzuciłam na ramiona szlafrok, a potem pomogłam mu wstać.
– Dziękuję. – Uśmiechnął się.
– Czegoś mocniejszego?
– Nie, ale chętnie pogadam.
Jak zawsze. Niektórzy ulegli wychodzili bez zamienienia ze mną choć słowa, jakby mnie też odczłowieczali. Ale ten, Adam, wiceprezes dużego banku, zwykle miał potrzebę rozmowy, nie tylko o tym, co czuł w czasie sesji. Dzięki temu wiedziałam o nim naprawdę dużo – nawet to, jakie wino lubi jego żona.
– Myślałem, że nie pozwolisz mi dojść – westchnął, gdy wrócił spod prysznica i już ubrany usiadł w fotelu.
– Twój dobry dzień. – Uśmiechnęłam się.
– Czy ja wiem? – Chwilę milczał, jakby się wahał, czy o czymś wspomnieć. – Powiedziałem w końcu Marcie – wypalił po chwili.
Zaskoczona uniosłam brwi. Do tej pory ukrywał przed żoną swoje upodobania. To znaczy, owszem, próbował jej czasem dać do zrozumienia, że mogłaby go w seksie zdominować, ale ona zupełnie nie czytała takich sygnałów. A na szczerą i konkretną rozmowę brakowało mu odwagi.
– Pewnie się zastanawiasz, dlaczego? Miałem dość. Czułem się, jakbym ją z tobą zdradzał, mimo, że nie uprawiamy seksu. Właściwie prawie mnie nie dotykasz.
– I co ona na to? – Martwiłam się. Bezpośredniość w takich sytuacjach zwykle nie kończyła się dobrze. Nie chodziło o to, że stracę jednego niewolnika, choć bardzo lubiłam Adama, ale właśnie z tej sympatii było mi go po prostu żal.
– Na początku słabo. – Skrzywił się. – Ale spróbuje to zaakceptować. Tylko… stanęło na tym, że mam ci płacić.
– O! – Zaskoczył mnie. Nie byłam komercyjną dominą. To oznaczało, że nie spotykałam się z każdym chętnym – ja wybierałam swoich uległych. A oni mi nie płacili, chyba, że był to element gry, którego potrzebowali do prawdziwego spełnienia.
– Marta uznała, że wtedy ten układ będzie bardziej dla niej strawny, bardziej klarowny. Usługa, wiesz, jakbym szedł na masaż.
– Hm… – Zastanowiłam się. – Możemy tak zrobić. Jeśli to jej warunek, to się dostosuję. A nie ma szans, żeby sama spróbowała?
– Nie, zresztą chyba byśmy tego nie przeskoczyli. Po tylu latach? Nie chcę nawet próbować jej namawiać.
– W porządku. Czyli nic się nie zmienia poza przelewami na konto?
– Tak. Ależ to ulga! – Przesunął dłońmi po krótkich, mocno już siwych włosach.
– Cieszę się. A co tam słychać w finansowych wyższych sferach?
– Eh, stary poleci, ale to już pewnie wiesz.
– I ty raczej nie zajmiesz jego miejsca?
– No nie, ale nie będę płakał.
– Ciekawe tylko, kogo wepchną?
– Miernego i wiernego, jak zawsze. Ale więcej ci nie powiem. – Żartobliwie pogroził mi palcem.
– Daj spokój, przecież nie podpytuję cię o jakieś tajne rzeczy. Takie plotki wszyscy znają.
– Niby tak, ale jesteście teraz na cenzurowanym, więc wolę się z niczym nie sypnąć.
– To znaczy? – Uniosłam brwi.
– Na mieście słychać, że za Jonatana Jasieńskiego bierze się prokuratura.
– Bzdury! – Żachnęłam się. – Ktoś miesza, ale w zasadzie już sobie z tym poradziliśmy.
Chciałam, żeby to brzmiało lekko, choć temat wcale taki nie był. Sprawa wciąż nie wyglądała różowo, tym bardziej, jeśli krążyły już takie plotki. Musiałam jak najszybciej zająć się Drwęckim i pomóc Jonatanowi ostatecznie wyjaśnić to zamieszanie. Ktoś próbował obwinić mojego przyjaciela o nie jego grzeszki, i to naprawdę dużego kalibru. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna i zagrażała już nie tylko naszym interesom, ale i bezpośrednio Jonatanowi.
Umówiłam się na kolejną sesję z Adamem, posprzątałam studio i z mocnym postanowieniem szybkiego rozwiązania wszystkich problemów pojechałam do domu.3
IWO
Wszedłem do budynku prokuratury. Zwykle umawiałem się z Jurijem na mieście, ale dzisiaj był podobno tak zawalony robotą, że nie dał rady się wyrwać. Niech mu będzie. Mogłem ruszyć tyłek i przywlec go gdziekolwiek, nawet tu.
Przeskakiwałem po dwa schody i szybko dotarłem na trzecie piętro. Energicznie szarpnąłem za klamkę. Mój ulubiony prokurator siedział plecami do wejścia, z nogami opartymi o parapet.
– Za chwilę! – rzucił nie odwracając głowy.
Obszedłem biurko i zobaczyłem, jak z namaszczeniem oblizuje łyżkę.
– Co ty, kurwa, masz pięć lat? – Gapiłem się na kolorowy kubek w jego ręce.
– Spadaj! – Zgarnął resztki różowej masy ze ścianek i znowu wpakował łyżkę do ust. – Jakbyś miał, kurwa, trzy minuty na posiłek, to też byś się ślinił do pieprzonego jogurtu.
– To nie jogurt, tylko jakiś ulepek dla bachorów. Mówiłem, żeby umówić się na mieście. Chociaż kebab jakiś…
– Nie mogę! – Podniósł głos. – Mam kupę zaległych papierów, a stara szaleje.
Ten argument mogłem przyjąć. Nikt nie lubił jego szefowej, z wzajemnością zresztą. Wzbudzała powszechny strach, nawet u takich twardzieli jak on. Nawet nie chodziło o charakter, czy zachowanie, ale o układy – babsko było nie do ruszenia, za to chętnie ruszało innych.
– Okej, zajmę ci tylko chwilę. – Zdjąłem stos teczek z krzesła, odłożyłem je na podłogę i usiadłem. – Jasieński.
Jurij, a tak naprawdę prokurator Jerzy Kowal, przewrócił oczami. Jak jakaś pieprzona baba!
– Przymknąłeś go wreszcie?
– Jasne. Se wziąłem i se przymknąłem. Nie pieprz. Ale odbyłem z nim pogawędkę na komendzie.
– I? Przyznał się do wszystkiego, a potem wystawił rączki do skucia?
– Lepiej. Zaproponował deal.
– Chce współpracować? – Jurij wreszcie spoważniał.
– Ale nie tak, jak myślisz.
– Czyli znowu zawracanie dupy. – Odchylił się na krześle. – Pogrzeb w tym jeszcze, daj coś więcej, to go zamkniemy. Posiedzi chwilkę, ubrudzi swój garniturek, i błyskawicznie wszystko wyśpiewa.
– Rzecz w tym, że to być może nie wygląda tak, jak nam się wydawało… – zawahałem się. Sam wciąż nie byłem pewien, co myśleć o sprawie Jasieńskiego. Owszem, początkowo wszystko było oczywiste – dostaliśmy od informatora stos dokumentów na temat dużych przekrętów i myśleliśmy, że szybko kolesia zamkniemy. Ale przeszukanie w jego biurze nie ujawniło żadnych nowych dowodów, a podczas wczorajszego przesłuchania Jasieński łatwo się wybronił z kilku zarzutów. Jego tłumaczenie brzmiało logicznie i dość przekonująco.
– Czyli jak twoim zdaniem to wygląda? – Jurij zmrużył oczy.
– Facet twierdzi, że ktoś nas wkręca. Że papiery są sfabrykowane, a on niewinny.
– Jezu, Iwuś, wciąż cię ktoś potrafi wsadzić na stare śpiewki? Chłopie! Nie zawracaj mi dupy, znajdź coś i po sprawie.
– Im więcej szukam, tym bardziej widzę, że koleś może mieć rację.
Jurij chwilę mierzył mnie wzrokiem.
– To czego nie mówisz tak od początku?
– Kurwa, mówię przecież. To ten pieprzony cukier. – Machnąłem ręką w stronę zgniecionego kubka po jogurcie. – Nie słuchasz i nie myślisz.
Jurij westchnął.
– No dobrze, jeszcze raz.
– Jasieński ma niezłych speców. Dotarli do dokumentów, z których wynika, że co najmniej kilka papierów, które dostaliśmy, to fejki. A skoro kilka, to może wszystkie? Bo ktoś chce go wrobić, naszymi, kurwa, rękami?
– Gdyby tak było, to fakt, słabo. – Jurij zamyślił się na moment. – Co zaproponował?
– Będzie współpracował i poniesie konsekwencje wszystkich czynów, których się faktycznie dopuścił, jeśli mu coś udowodnimy. W zamian oczekuje informacji, od kogo dostaliśmy ten syf.
– Spryciarz. Pewny siebie spryciarz.
– Czy ja wiem? Może faktycznie nie ma nic wielkiego za uszami? Sprawia wrażenie naprawdę wkurwionego tymi oskarżeniami.
– No dobra, pomyślę. A ty spróbuj się jeszcze czegoś dowiedzieć. Tę lalunię już poznałeś?
– Lubecką?
– Noo… Śliczną dupcię, do której każdy się ślini, ale żaden nie ma odwagi. – Zarechotał.
Czasem się zastanawiałem, dlaczego w ogóle lubiłem tego idiotę? Niby inteligentny facet, bezkompromisowy, co bardzo szanowałem, ale czasem wychodził z niego straszny prostak.
– Czy taka śliczna? – Pokręciłem głową. – Choć robi wrażenie, to fakt.
– Czyli poznałeś?
– Była z Jasieńskim. Raczej milcząca, ale może to taka strategia.
– Uważaj na nią, niezła z niej suka.
– A ja nie jestem ratlerkiem. – Zaśmiałem się i podniosłem z krzesła. – Uprzedź następnym razem, to ci chociaż jakąś kanapkę do tej nory przyniosę.
Po wyjściu z budynku chwilę się wahałem. Mogłem jeszcze wracać na komendę, ale właściwie – po co? Już się dzisiaj napracowałem. Teraz zamierzałem pogrzebać trochę w necie, bo Lubecka wcale nie była dla mnie tak mało interesująca, jak próbowałem to pokazać Jurijowi. A grzebać mogłem w domu, z piwkiem w ręce, czego na komendzie od dłuższego już czasu wolałem nie robić – po ostatniej aferze z pijanym naczelnikiem poziom paranoi alkoholowej naszych zwierzchników przekraczał akceptowalne przeze mnie granice.
Pół godziny później dotarłem do swojego mieszkania na Chełmskiej. Wstawiłem kupiony po drodze czteropak do lodówki. Usiadłem w fotelu, oparłem laptop na kolanach i odpaliłem wyszukiwarkę.
Natasza Lubecka. Śliczna, fotogeniczna i rzeczywiście trochę sukowata. Radca prawny w koncernie Jasieńskiego… Przesuwałem kursorem po kolejnych zdjęciach. Na większości była właśnie z nim. Posuwa ją? Pewnie tak, choć na niektórych fotografiach kobietę obejmował inny facet. Zagłębiłem się w opis władz ich spółek. Wszędzie ten sam zarząd – trzy osoby, czyli ten obściskujący ją facet też był ważny. Skopiowałem nazwisko – Aleksander Górski.
Już po chwili wiedziałem, że znają się od dzieciństwa, a on jest specem od ochrony. Może obaj z nią sypiają? Na żadnych zdjęciach nie było innych mężczyzn, a wśród informacji – tych łatwo dostępnych – nie znalazłem nic o życiu prywatnym. Ciekawe…
Wziąłem do ręki telefon i wykonałem kilka połączeń. Szybko notowałem to, co dyktowali moi informatorzy i szperacze. Zbyt wiele się nie dowiedziałem, ale kilka nowinek było bardzo interesujących. Teraz pozostawało czekać, aż Lubecka do mnie zadzwoni. Bo byłem pewien, że to zrobi. Jasieński nie zrezygnuje z wykorzystania w swojej strategii pięknej i niewątpliwie inteligentnej kobiety. Uśmiechnąłem się. Nie miałem nic przeciwko temu. Bardzo mi się podobała i na pewno była wyzwaniem. A te uwielbiałem.