-
promocja
Celebryci, skandale i sensacje Drugiej Rzeczypospolitej - ebook
Celebryci, skandale i sensacje Drugiej Rzeczypospolitej - ebook
Najpopularniejszy w Polsce pisarz historyczny jak zwykle wydobywa na światło dzienne te elementy przeszłości, które wszyscy inni pomijają. Dowodzi, że świat przed stoma laty również był żądny sensacji, skandali i migawek z celebryckiego życia, więc opisów tego rodzaju nie brakowało. Swawole i wybryki znanych postaci filmu i piosenki, tajemnice fortun międzywojennych bogaczy, rozrzutność i niewybredne rozrywki wyższych, ale także niższych sfer, pojedynki, podziemie aborcyjne, przestępczość, w tym również na szczytach władzy. I plejada znanych postaci epoki: Dymsza, Fogg, Krzywicka, Boy-Żeleński, Dunikowski, Nałkowska, Chwistek, Wieniawa-Długoszowski i wielu, wielu innych. Celebryci, skandale i sensacje Drugiej Rzeczypospolitej są poszerzoną o niemal 200 stron wersją Blasków i cieni II Rzeczypospolitej z 2021 roku.
Po przeczytaniu tej książki będzie można brylować na salonach, rzucając ciekawostkami jak z rękawa. Solidna porcja doniesień z rubryki towarzyskiej i obyczajowej, podana jak zwykle ze swadą, lekkością i poczuciem humoru.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8343-581-7 |
| Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autora
Gdy szesnaście lat temu rozpoczynałem cykl o elitach Drugiej Rzeczypospolitej, nie przypuszczałem, że będzie on liczył tak wiele pozycji. Chociaż bowiem wydawałem w tym czasie książki o innej tematyce, zawsze jednak powracałem do międzywojnia. I teraz, po latach, mogę stwierdzić, że jest to jedna z moich ulubionych epok historycznych.
Zadecydowało o tym wiele czynników, z których za najważniejszy uważam fakt, iż był to okres obfitujący w wybitne osobowości z każdej dziedziny. Poza tym ówcześni celebryci to postaci z pierwszych stron podręczników, a gwiazdy tamtych lat na zawsze zapisały się w dziejach polskiej polityki, kultury i sztuki.
Warto też pamiętać, że był to okres zachwytu nad odzyskaną niepodległością, a co za tym idzie – czas optymistycznego podejścia do teraźniejszości i przyszłości. Nagle z obowiązku twórców zniknął cały bagaż martyrologiczny, a pozostały talent i pogoda ducha.
Oczywiście nie wszystko w Drugiej Rzeczypospolitej było piękne i wspaniałe, epoka miała także swoje ciemne strony. Ale takie jest życie: radości sąsiadują ze smutkami, a humor z tragedią. Warto zachować zatem trzeźwe spojrzenie i odbierać okres międzywojenny jako całość – wraz z jego plusami i minusami.
Takie też są _Blaski i cienie_. Tematom lekkim, łatwym i przyjemnym towarzyszą te o cięższym charakterze, a rozrywkowej stronie życia – ta znacznie poważniejsza. Razem jednak tworzą pewien wizerunek epoki, który – mam nadzieję – będzie dla Czytelnika atrakcyjny.
W książce nie brakuje więc opisów ówczesnych skandali czy barwnego życia celebrytów. Są także rozdziały o smakach i obyczajach kulinarnych tamtych lat, o kształtowaniu się różnych aspektów odradzającej się państwowości oraz anegdotyczne opowieści o życiu wilków morskich Drugiej Rzeczypospolitej. Polecam też rozdziały o feministkach sprzed wieku, o tajemniczych powiązaniach ówczesnych polityków z gangsterami czy najsłynniejszym polskim kasiarzu. A do tego – obalam mity na temat Wolnego Miasta Gdańska i odbrązawiam sztandarową inwestycję epoki, czyli budowę Gdyni.
Ponieważ o wielu znanych postaciach międzywojnia pisałem już wcześniej, teraz już je pomijam. Szanując Czytelników, skoncentrowałem się na osobach, których dotychczas nie uwzględniałem w moich książkach lub wspominałem o nich epizodycznie. Nie stanowiło to większego problemu, gdyż okres międzywojenny był tak barwny, że intrygujących bohaterów i tematów nigdy nie brakowało. I zapewne nieprędko wyczerpię wszystkie fascynujące mnie zagadnienia.
Wierzę, że niniejsza książka wzbudzi zainteresowanie Czytelników i poszerzy ich wiedzę o fascynujących czasach Drugiej Rzeczypospolitej.
Sławomir KoperROZDZIAŁ 1. SKANDALISTA EPOKI
Rozdział 1
Skandalista epoki
Wprawdzie Radziwiłłowie są symbolem najświetniejszej arystokracji, ale trudno znaleźć inną rodzinę wzbudzającą podobnie sprzeczne emocje. Z jednej strony – zasłużeni dla Rzeczypospolitej wodzowie, jak zwycięzca spod Kokenhausen Krzysztof „Piorun” Radziwiłł, a z drugiej – książęta Janusz i Bogusław uwiecznieni jako zdrajcy w _Potopie_ Henryka Sienkiewicza. To właśnie oni mieli traktować Rzeczpospolitą jak „postaw czerwonego sukna”, z którego usiłowali jak najwięcej wyrwać dla siebie. Gorący patrioci i typowo sarmackie okazy warcholstwa i prywaty. Jeden z przedstawicielu rodu, Michał zwany Muniem, miał się stać największym skandalistą polskiej arystokracji epoki Drugiej Rzeczypospolitej.
W książęcej rodzinie
Bogactwo rodu było wręcz niewyobrażalne, około 1750 roku Radziwiłłowie posiadali: 23 zamki obronne, 426 miast, 2032 majątki ziemskie, ponad 10 tysięcy wsi, a liczba ich poddanych sięgała 2,5 miliona (ludność całej Rzeczypospolitej wynosiła wówczas około 10 milionów). Nic zatem dziwnego, że Karol Stanisław, zwany „Panie Kochanku”, podejmując króla Stanisława Augusta w Nieświeżu, mógł używać rzędu końskiego wysadzanego brylantami…
Ród wydał siedmiu hetmanów, siedmiu kanclerzy, trzech biskupów, kilkudziesięciu wojewodów, starostów i kasztelanów, o pomniejszych stanowiskach nie wspominając. Nazwisko Radziwiłł nosili również artyści, jak protektor Chopina, kompozytor Antoni Henryk (przy okazji namiestnik Wielkiego Księstwa Poznańskiego), powieściopisarka Anna Olimpia Mostowska czy niezrównany pamiętnikarz epoki Wazów, Stanisław Albrycht.
Zdarzały się także skandale obyczajowe, jak choćby słynny ślub króla Zygmunta Augusta z Barbarą, burzliwe małżeństwo Zofii z Radziwiłłów Dorohostajskiej czy ucieczka Teofilii Morawskiej sprzed ołtarza ze swoim ciotecznym bratem Dominikiem Hieronimem Radziwiłłem. Zawarty w ten niecodzienny sposób związek okazał się zresztą całkiem udany.
Radziwiłłowie przez stulecia utrzymywali swoją pozycję w kraju, co w dużej mierze zawdzięczali systemowi ordynacji, który zapobiegał podziałowi rodowego majątku. Pierwsze majoraty w Rzeczypospolitej powstały u schyłku XVI stulecia, a do ich założenia wymagana była zgoda Sejmu. Ordynacja musiała posiadać swój statut, majątek nie mógł zostać sprzedany, zastawiony ani podzielony, ale zawsze przechodził w drodze dziedziczenia na określoną osobę. Ordynat musiał utrzymywać pozostałych członków rodziny, a w razie zaniedbywania obowiązków mógł stracić stanowisko.
Ordynacje powstawały do wybuchu pierwszej wojny światowej, niektóre z nich przechodziły na mocy dziedziczenia w ręce innych rodzin, zdarzały się również konfiskaty za udział właścicieli w powstaniach narodowych. Radziwiłłowie ostatecznie utworzyli aż pięć majoratów, do trzech najstarszych (Nieśwież, Ołyka i Kleck) doszły jeszcze przygodzicka i dawidgródecka. Siedziby ordynatów wymagały właściwej oprawy, dlatego w każdej z nich powstała rezydencja godna pierwszego rodu Rzeczypospolitej.
W tak rozrodzonej rodzinie nie mogło – oczywiście – zabraknąć różnego rodzaju oryginałów. Jednym z nich był wspomniany Karol Stanisław „Panie Kochanku” (1734-1790), którego uważano za polską wersję barona Münchhausena, zasłynął bowiem opowiadaniem niesamowitych historii o swoich przygodach. Podobno widział kiedyś tak wielką armatę, że wjechał do niej karetą zaprzężoną w cztery konie, natomiast podczas oblężenia Saragossy kula armatnia miała oderwać tylne nogi wraz z zadem jego wierzchowcowi. Radziwiłł jednak nie zrezygnował (jego koń również) i dotarł na mury twierdzy, gdzie osobiście wysiekł obrońców. Przy takich rewelacjach pomysł wysypania cukrem dziedzińca zamku w Nieświeżu, by latem urządzić tam kulig, wydaje się całkiem prawdopodobny…
Karol Stanisław, niestety, nie ograniczał się wyłącznie do snucia oryginalnych opowieści. Był warchołem pierwszej wody często zmieniającym orientację polityczną, cieszył się jednak autentycznym uznaniem szlachty. Miał bowiem prawdziwie książęcy gest, a jego wszelkie dziwactwa uznawano za właściwe dla wielkiego pana. Inna sprawa, że nie zawsze były to sympatyczne zachowania – pijany książę potrafił bowiem urządzać pokazy publicznej masturbacji czy też obnażać się na ucztach.
W rodzie Radziwiłłów trafiali się również autentyczni dewianci, jak świetnie wykształcony krajczy wielki litewski, Marcin Mikołaj (1705-1782), który już w wieku młodzieńczym zdradzał objawy choroby psychicznej. Z upływem lat było coraz gorzej – krajczy uwięził żonę wraz z dziećmi „w wielkiej niewygodzie i smrodzie, gdyż w tej jednej izbie spać, jeść i inne potrzeby natury czynić musieli”. Otoczył się współpracownikami żydowskiego pochodzenia, przestrzegając ich praktyk religijnych. Utrzymywał harem porwanych lub kupionych dziewcząt, a urodzone z nich dzieci podobno mordował i z ich zwłok „jakieś destylacje czynił”. Ponoć poszukiwał kamienia filozoficznego, co jednocześnie nie przeszkadzało mu napadać na okoliczne dwory, więzić i mordować sąsiadów. W sprawę ostatecznie wdała się dalsza rodzina i siłą ubezwłasnowolniono szaleńca. Marcin do końca życia był trzymany w ścisłym areszcie domowym.
Radziwiłłowie zaliczali się do najświetniejszej arystokracji europejskiej, nie brakowało zatem koligacji z rodami panującymi. Radziwiłłówny wychodziły za Piastów mazowieckich i Jagiellonów, mężczyźni poślubiali Hohenzollernówny. Niewiele zresztą brakowało, by Radziwiłłówna została cesarzową Niemiec. Córka Henryka Antoniego, Eliza, zaręczyła się w 1820 roku z następcą tronu pruskiego, Wilhelmem. Nacisk rodziny Hohenzollernów spowodował jednak zerwanie zaręczyn, ale późniejszy cesarz do końca życia wspominał ukochaną ze łzami w oczach…
Munio
Skandal obyczajowy, jakim było małżeństwo Dominika Hieronima Radziwiłła z kuzynką, spowodował, że ordynacje nieświeska i ołycka trafiły w ręce tej samej linii rodu. W jej posiadaniu znalazła się także ordynacja przygodzicka w Wielkopolsce oraz kolejny majorat ze stolicą w Dawidgródku na Kresach.
Była to berlińska linia Radziwiłłów od lat osiedlona na terenie królestwa pruskiego, dlatego gdy kolejni jej przedstawiciele obejmowali majątki położone w imperium Romanowów, musieli się starać o obywatelstwo rosyjskie. Nie stanowiło to większego problemu – Radziwiłłowie, podobnie jak większość arystokratycznych rodów europejskich, byli rodziną kosmopolityczną. Dobrze funkcjonowali także w berlińskim życiu politycznym, co jednak nie przeszkadzało im w działalności na rzecz Polaków. Książę Bogusław Fryderyk, będąc pruskim generałem, głosował przeciwko przyłączeniu Wielkiego Księstwa Poznańskiego do Związku Niemieckiego, a jego syn, Ferdynand, zasłynął ostrą interpelacją w sprawie strajków szkolnych we Wrześni. Do tego sprzeciwiał się antypolskiej polityce podczas kulturkampfu, a w 1918 roku został posłem na polski Sejm Ustawodawczy, gdzie sprawował funkcję marszałka-seniora.
Problemem księcia Ferdynanda był jego najstarszy syn, Michał. Jak przystało na Radziwiłła, na chrzcie dostał aż osiem imion, ale od „najmłodszych lat zdradzał najgorsze cechy charakteru” i zawsze był „odporny na wpływy domowe”. Do tego okazał się osobnikiem wyjątkowo zachłannym na majątek i uważał, że – jako najstarszemu potomkowi – należy mu się cały spadek po ojcu. A zatem nie tylko majorat w Ołyce, lecz także w Przygodzicach. Nie trafiały do niego żadne argumenty, na nic zdały się perswazje – planował pozbawić młodszego brata należnej mu ordynacji. Nic dziwnego, że w rodzinie zaczęto powoli uważać go za „psychopatę na podłożu rodowej megalomanii”, gdyż w niczym nie był podobny do współczesnych sobie Radziwiłłów, a bardziej przypominał przodków z czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Ferdynand Radziwiłł zmarł w lutym 1926 roku. Zgodnie z jego testamentem Ołykę objął najmłodszy z rodzeństwa, Janusz, natomiast Michałowi przypadły Przygodzice. Nigdy się z tym nie pogodził, zawsze podkreślał, że został okradziony z dziedzictwa, i uważał się za czternastego ordynata ołyckiego i czwartego hrabiego na Przygodzicach. Na co dzień preferował jednak tytuł „Jego Wysokość Jaśnie Pan” i tak lubił się określać.
Potrafił procesować się z ojcem, zarzucając mu skąpstwo i bezprawną wycinkę drzew w Przygodzicach. A po jego śmierci nie rezygnował z żadnej okazji, by oskarżać rodzinę o kradzież należnego mu majątku. Mimo że sąd honorowy odrzucił jego pretensje, nadal nie chciał się zrzec Ołyki – w odpowiedzi rodzina nie wydała zgody na zaciąganie pożyczek pod hipotekę Przygodzic. Było to tym ważniejsze, że Radziwiłł prowadził hulaszczy tryb życia i miał ogromne potrzeby finansowe, a gospodarką we własnej ordynacji kompletnie się nie interesował. W efekcie – z powodu zaległości podatkowych odmówiono mu kiedyś wydania paszportu.
Ordynat jednak kompletnie się tym nie przejmował i mając już poważne problemy finansowe, potrafił zamówić ogromną partię szampana, za który później nie był w stanie zapłacić. Gdy wyjeżdżał za granicę, żył jak na polskiego magnata przystało – pod Londynem wynajął pałac i „miał ze sobą szereg osób ze służby w Polsce”. Z reguły zabierał ze sobą „48 kufrów” z rzeczami osobistymi, a do tego dywany i pościel. Podobno miesięczny pobyt księcia za granicą (nie licząc przejazdów i niespodziewanych wydatków) kosztował ponad 15 tysięcy złotych (około 46 tysięcy euro).
Książę się żeni
Z racji koloru brody i włosów przylgnął do niego przydomek „Rudy”, ale ordynat w niewielkim stopniu przypominał swojego poprzednika z XVI wieku o tym samym przezwisku. Michał regularnie dostarczał bowiem skandalicznych plotek „z życia wyższych sfer”, prasa miała o czym pisać, a aktorzy warszawskich kabaretów mogli dowcipkować na jego temat. Inna sprawa, że projekty matrymonialne „Jaśnie Pana” wprawiały rodzinę w przerażenie, gdyż zawierał związki małżeńskie w podobny sposób, w jaki prowadził interesy.
Jego pierwszą żoną została Rosjanka greckiego pochodzenia, Maria de Bernardaky. Wcześniej była młodzieńczą fascynacją Marcela Prousta, a Radziwiłł poznał ją zapewne w Londynie. Choć rodzina sprzeciwiała się temu związkowi, Munio postawił na swoim – ożenił się w 1898 roku. Na świat przyszło dwoje dzieci, związek nie przetrwał jednak długo – awantury domowe były na porządku dziennym, a raz nawet książę wyrzucił żonę z pędzącego samochodu, w wyniku czego złamała nogę.
Prawdziwe kłopoty zaczęły się jednak dopiero wtedy, gdy Radziwiłł zainteresował się zamożną hiszpańską arystokratką. Markiza zza Pirenejów była od niego starsza o cztery lata. Uczucie raczej nie wchodziło tu w grę, chyba że była to miłość do jej pieniędzy…
„Zadłużywszy się po uszy – wspominała siostra »Rudego«, Maria Małgorzata Potocka – Michał opuścił żonę i dzieci i podróżował po świecie z bogatą wdową, Hiszpanką, panią Joachiną de Santa Sussaną . Ta naiwnie go ubóstwiała, dogadzała wszystkim jego kaprysom, służyła mu jak niewolnica i uważała, że Michał to nieszczęsny męczennik. Po otrzymaniu anulacji pierwszego małżeństwa Michał wziął ślub z Joachiną w Szwajcarii podczas pierwszej wielkiej wojny. O dzieci swoje już się nie troszczył”1.
Rozwód orzeczono w 1915 roku, a rok później odbył się drugi ślub Radziwiłła. Maria Bernardaky pozostała w Polsce, razem z córką zamieszkałą pod Bydgoszczą.
Natomiast Hiszpance wystarczyło pieniędzy na 13 lat, po czym książę wystąpił o rozwód. Tym razem sprawa była o wiele bardziej skomplikowana, małżeństwo zawarto bowiem w Vaduz, stolicy Liechtensteinu, w którym obowiązywało prawo austriackie i nie uznawano rozwodów cywilnych. Radziwiłł złożył jednak pozew na terytorium Francji, gdzie w Biarritz miał willę, ale był obywatelem polskim, a Warszawa i Paryż nie zawarły porozumienia regulującego wzajemne uznawanie rozwodów. Ponadto z punktu widzenia francuskich przepisów, by orzec rozwiązanie związku, małżonkowie powinni przez dwa lata mieszkać na terenie tego kraju. Na domiar złego hiszpańska markiza nie zamierzała potulnie pogodzić się z zachowaniem małżonka i wniosła przeciwko niemu pozew o zwrot 2 milionów franków (około 820 tysięcy euro) oraz domagała się też oddania jej francuskiej willi.
W tej sytuacji Radziwiłł rozpoczął starania o unieważnienie małżeństwa w Watykanie, tym bardziej że miał już nową kandydatkę na żonę. Ponownie udało mu się wszystkich zaskoczyć.
Angielska pielęgniarka
W 1926 roku w Londynie Munio zachorował, opiekowała się nim między innymi pielęgniarka, Mary Atkinson. Nie była specjalnie urodziwa, a do tego miała raczej trudny charakter, jednak udało się jej całkowicie zdominować księcia. Stała się jego nieodłączną towarzyszką, a Radziwiłł postanowił się z nią ożenić. Oczywiście przyjechała razem z nim do Przygodzic i towarzyszyła mu w wojażach po Europie.
Miss Atkinson była bez wątpienia osobą bardzo sprytną i dość szybko odkryła słabe strony partnera. Zauważyła, że jest uległy, podatny na sugestie, ma słaby charakter, a do tego był jeszcze hipochondrykiem, co bez skrupułów wykorzystywała. W trosce o jego zdrowie pod byle pozorem „kładła go do łóżka, okrywając kołdrami i dając kompresy”. Podobno zdarzało się, że w ten sposób książę spędzał całą zimę i jeszcze czuł wdzięczność do swojej opiekunki2. Angielka miała wielki wpływ na Munia – niektórzy twierdzili, że gdy wyjeżdżała, „siedział zupełnie apatyczny i nienadający się do rozmowy ani też nie można było od niego uzyskać żadnej decyzji”3.
Atkinson wtrącała się do wszystkiego, miała ogromny wpływ nie tylko na sprawy kadrowe w ordynacji, lecz także na ważne decyzje gospodarcze. Czasami nakłaniała Radziwiłła do zupełnie absurdalnych projektów, jak choćby hodowla żab i ich eksport drogą lotniczą do Francji. Poleciła też obciąć gałęzie drzew w parku otaczającym pałac w Antoninie, tak by przypominały jej palmy. Potrafiła też zmusić partnera do zaniechania planów, które wcześniej uzgodnił ze swoimi podwładnymi. Do tego była chorobliwie skąpa i w trosce o finanse kochanka nakłaniała go do ograniczenia wydatków na rzecz podwładnych. Oczywiście nie dotyczyło to jej samej, gdyż uważała się już za przyszłą księżnę.
„Często prowadziłem rozmowy z księciem – wspominał profesor Uniwersytetu Poznańskiego, Edward Schetel – i mogę powiedzieć, że nieraz prowadził rozmowy na bardzo wysokim poziomie, a były chwile, kiedy mówił zupełnie niedorzecznie i wykazywał zupełne niedołęstwo umysłowe. (…) Wytłumaczyć nie mogę, co było powodem tego, a służba mówiła, że pielęgniarka księcia, Atkinson, daje mu jakieś narkotyki, a ponadto, by utrzymać się na swoim stanowisku, najpierw daje mu jakieś środki lecznicze, a później mu je odejmuje, ażeby znowu widoczne było, że za jej pośrednictwem czuje się lepiej”4.
Pracownicy, którzy sprzeciwiali się woli Angielki, byli natychmiast zwalniani, co czasami okazywało się dość kosztowne dla księcia Michała. Dochodzili bowiem swoich praw na drodze sądowej i Radziwiłł regularnie płacił wysokie odszkodowania. Niektórzy byli jednak zadowoleni (oczywiście po odzyskaniu pieniędzy), gdyż w Antoninie panowała atmosfera jak „w domu wariatów” i dłuższa praca u Munia mogła rzutować na stan psychiczny zatrudnionych tam osób.
Atkinson nie zadowalała się jednak rolą szarej eminencji, potrafiła obrażać nawet zapraszanych gości, nie mówiąc już o podwładnych. Najwyraźniej też uwielbiała popisywać się swoją władzą nad kochankiem, a okazywanie tego sprawiało jej wręcz perwersyjną radość.
„Jest osobą mało kulturalną – oceniał były pracownik ordynacji, Janusz Biron – i niezdradzająca specjalnej inteligencji, o zachowaniu prostackim. (…) W stosunku do księcia zachowywała się ona poufale, a nawet mówiła do księcia idiota. Robiła też ona niejednokrotnie księciu sceny i awantury, połączone z krzykami, hałasem i płaczem”5.
Angielce zarzucano też zamordowanie (czy też zmuszenie do samobójstwa) pewnego młodzieńca ze wsi Kocięba w pobliżu Antonina. Ponoć był jej kochankiem, a gdy chciał się wycofać z tego związku, poniósł śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Nic więcej o sprawie jednak nie wiadomo i trudno ocenić, ile w tym przekazie jest prawdy.
Dni Mary Atkinson w Antoninie były policzone. Wygasło jej zezwolenie na pracę, a kochanek nie był zainteresowany jego przedłużeniem. Najprawdopodobniej był już znużony awanturami Angielki, zresztą planował już kolejny związek. Pielęgniarka w 1937 roku została wydalona z pałacu, a Munio nie dał jej nawet pieniędzy na bilet na statek do Anglii – w efekcie sprzedała swoją biżuterię. Będąc już w Londynie, czyniła próby, by powrócić do Polski – bezskutecznie. A gdy dowiedziała się, że Radziwiłł zamierza poślubić inną, popełniła samobójstwo.
Judyta Suchestow
Kolejna miłość Munia wprawiła Radziwiłłów w prawdziwe przerażenie. W czerwcu 1937 roku książę poznał w austriackim uzdrowisku Bad Gastein młodszą o ponad 30 lat urodziwą Żydówkę ze Lwowa. Była rozwódką, miała syna z pierwszego małżeństwa i całkowicie oczarowała podstarzałego arystokratę. Michał postanowił się z nią ożenić i zapowiedział, że jeżeli nie uzyska unieważnienia małżeństwa z hiszpańską markizą, zmieni wyznanie. Nie widział w tym żadnego problemu, podobno bowiem zdążył już być wyznawcą prawosławia oraz członkiem jednej ze wspólnot protestanckich.
Wtedy zadbał, by Judyta została ochrzczona przez kapłana Polskiego Narodowego Kościoła Prawosławnego, a w dodatku obiecał przepisać na nią część majątku niewchodzącego w skład ordynacji. Przy okazji odgrażał się też, że syna kochanki uczyni swoim spadkobiercą i w razie potrzeby sam przejdzie na judaizm.
Radziwiłłowie byli przerażeni, wiedzieli bowiem, że Munio jest zdolny do wszystkiego. Tymczasem miłość kwitła – Michał i Judyta przebywali w Krynicy, gdzie książę oświadczył się swojej wybrance, potem zjechali do Antonina. Podobno pracownicy ordynacji byli bardzo zadowoleni ze zmiany: władczą i histeryczną Angielkę zastąpiła bowiem kobieta urodziwa i pełna wdzięku. Nowa pani na Antoninie miała także zdecydowanie lepszy charakter od poprzedniczki, poza tym wyjątkowo dbała o swój wygląd i ładnie grała na fortepianie oraz śpiewała. Pod jej wpływem Munio zgolił nawet swoją słynną brodę, czego nie robił od wielu lat. W Urzędzie Stanu Cywilnego w Przygodzicach ogłoszono zapowiedź zawarcia małżeństwa.
Cała sprawa wzbudzała zrozumiałą sensację – w polskiej prasie pojawiały się więc artykuły na temat nowego romansu księcia i jego planów matrymonialnych. Radziwiłł postanowił to wykorzystać i w grudniu 1937 roku na łamach „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” zaatakował swoją rodzinę, zarzucając jej antysemityzm:
„W Anglii to nikogo nie dziwi, że jeden z pierwszych książąt, lord Rosebery, poślubił niearyjkę, Rothschildównę. I tylu, tylu innych, których tu nie mam czasu ani powodu wymieniać. Żądam dla siebie podobnych praw, jakie posiadają angielscy lordowie, to jest, aby mi wolno było oddać serce osobie, którą sobie sam wybiorę, i aby nikt nie wchodził i nie piętnował tego publicznie. Wypływa to z mojego programu i liberalnego nastawienia”6.
Przerażona rodzina zgłosiła do sądu doniesienie, że Michał usiłuje popełnić „zbrodnię bigamii”, dodając jednocześnie wniosek o jego ubezwłasnowolnienie z powodu choroby psychicznej. Munio jednak uprzedził krewnych, sprowadzając znanego psychiatrę, profesora Aleksandra Domaszewicza, który podpisał oświadczenie, że książę jest w pełni władz umysłowych. W tej sytuacji jedynym sukcesem Radziwiłłów okazało się zakwestionowanie ważności chrztu Judyty, a pop, który go udzielił, został zawieszony w czynnościach kapłańskich i wysłany do klasztoru.
Obawiano się jednak, że „Jego Wysokość Jaśnie Pan” będzie chciał się ożenić we Francji i ambasada polska zakazała swoim konsulatom wydania Radziwiłłowi świadectwa o zdolności do zawarcia małżeństwa.
To skutecznie pohamowało zamiary Michała, tym bardziej że do Monte Carlo, gdzie przebywali kochankowie, trafili także wysłannicy Radziwiłłów. Wraz z nimi pojawili się przedstawiciele ziemiaństwa wielkopolskiego, którzy przypomnieli księciu o jego problemach finansowych i zaproponowali ugodę z rodziną.
W efekcie Radziwiłł porzucił narzeczoną, jednak ta złożyła w angielskim sądzie pozew o niedotrzymanie obietnicy małżeństwa i przepisania części majątku. Przy okazji żądała też zwrotu kosztów, jakie ponosiła na jego utrzymanie, a całość swoich pretensji oceniła na 50 tysięcy funtów (czyli ponad 3,6 miliona euro). Wybuch drugiej wojny światowej spowodował jednak, że sprawa nie znalazła swojego zakończenia.
Kolejna Angielka
Radziwiłłowie odetchnęli z ulgą – jednak nie na długo. Stary książę (Michał zbliżał się już bowiem do 70. roku życia) szybko pocieszył się w ramionach kolejnej Angielki. Wprawdzie tym razem młodszej tylko o 14 lat, ale za to bardzo zamożnej. Harriet Stewart Dawson była córką kupca giełdowego i wdową po potentacie w branży jubilerskiej i handlu nieruchomościami. Jej majątek oceniano na 75 milionów złotych, podczas gdy długi Munia wynosiły 6 milionów (17,7 miliona euro)7.
Tym razem książę postanowił działać, nie pytając nikogo o zgodę. Uznał kolejny mariaż za okazję do spłacenia zaległości finansowych i w maju 1938 roku poślubił swoją wybrankę w Londynie. Małżonka niebawem otrzymała polski paszport, chociaż pojawił się zarzut bigamii. Sprawa jednak wciąż nie była jasna, tym bardziej że Radziwiłł miał dokument świadczący, iż podobno we Francji jednak rozwiódł się ze swoją drugą żoną.
W tej sytuacji zdezorientowane polskie władze przedłużyły ważność paszportu księcia, wychodząc z założenia, że „zamiar popełnienia bigamii” nie był już aktualny, a całą sprawą powinien zająć się sąd. Munio powrócił do Antonina, gdzie wiosną dołączyła do niego żona. Prawdopodobnie zaczęła spłacać długi męża, jednak brakuje bliższych informacji na ten temat. Niebawem zresztą wybuchła wojna, a Radziwiłł miał jeszcze raz wszystkich zadziwić. I tym razem nie chodziło o skandal obyczajowy.
Munio w oczach innych
Zachowane relacje jednoznacznie wskazują, że książę Michał był człowiekiem niezrównoważonym psychicznie. Nie wszystko bowiem można było zrzucić na ekstrawagancje wielkiego pana czy też wpływ miss Atkinson. Przy bliższym kontakcie okazywał się osobnikiem pozbawionym wszelkiej empatii, ślepym i głuchym na potrzeby czy krzywdę innych. A do tego mściwym i pamiętliwym.
Wprawdzie swoim pracownikom płacił bardzo wysokie pensje (jego sekretarka zarabiała 600 złotych miesięcznie; mniej więcej dwa razy tyle, ile urzędnik państwowy średniego szczebla), jednak ogólnie był człowiekiem nieobliczalnym. Nie bez powodu przez 11 lat ordynacją zarządzało aż 13 administratorów, a zwalnianych urzędników Radziwiłł potrafił szczuć psami.
Od jednego z nich, niejakiego Schrama, zażądał, by natychmiast po otrzymaniu wypowiedzenia opuścił służbowe mieszkanie wraz z rodziną. Gdy ten odmówił, Michał polecił wyrzucić z mieszkania jego rzeczy i zakwaterował tam swoich leśników. Natomiast gdy w drodze tymczasowej decyzji sądu Schramowie z powrotem weszli do mieszkania, ordynat postawił przed drzwiami „strzelców z fuzjami”, nie pozwalając nikomu wejść ani wyjść. Sprawa skończyła się interwencją policji, a Schram uzyskał wysokie odszkodowanie.
„Jego Wysokość Jaśnie Pan” podobnie postąpił wobec osobistej sekretarki, z którą zresztą zawarł dożywotni (!) kontrakt. Gdy jednak po dwóch latach straciła jego łaski, okazał się człowiekiem wyjątkowo bezwzględnym. Zwolnił pracownicę i polecił jej natychmiast opuścić lokal, który zajmowała. Po czym kazał zamurować (!) wejście.
„W związku z zamurowaniem drzwi do mojego mieszkania – relacjonowała nieszczęsna asystentka, Władysława Bironowa – sąd na miejscu przeprowadził wizję lokalną i uzyskałam tymczasowe zarządzenie, mocą którego przywrócono stan pierwotny. Ponieważ telefonowałam na policję, książę kazał telefon w sekretariacie zastawić szafą”8.
Uderzały też pycha i buta Radziwiłła. Do wszystkich zwracał się per „ty”, nawet do nieznanego mu wcześniej osobiście wojewody poznańskiego, hrabiego Rogera Raczyńskiego. Natomiast wobec ludzi pochodzących z „gminu” zachowywał „dystans społeczny” wynoszący minimum trzy metry – jakby obawiał się ich oddechów i możliwości zarażenia się jakąś plebejską chorobą. Jednak w chwili wybuchów złości nawet na prostaczków potrafił się rzucić z pięściami, zapominając o higienie i ostrożności.
Ofiarami Radziwiłła padli także jego przodkowie. W listopadzie 1929 roku polecił usunąć z kaplicy grobowej trumny z ich zwłokami i umieścić w wykopanych w pobliżu dołach. Podobno chciał w ten sposób znaleźć miejsce na kino, którego był wielbicielem. Ostatecznie po interwencji rodziny część trumien pozostawiono w kaplicy, a część przeniesiono na pobliski cmentarz. Sala kinowa ostatecznie nie powstała.
Ciekawostką natomiast pozostaje fakt, że Radziwiłła usunięto w 1938 roku z Zakonu Kawalerów Maltańskich. Przyczyną tego wydarzenia nie było jednak skandaliczne życie księcia, lecz prozaiczne niepłacenie składek. Przynajmniej oficjalnie…
Wielbiciel Hitlera
Michał Radziwiłł zawsze prezentował dość oryginalne poglądy polityczne i przez wiele lat uważał się bardziej za Niemca niż Polaka. Jego upodobanie do Bismarcka i Prus wyjątkowo irytowało rodzinę i było jednym z powodów, że w ogóle nie brano Michała pod uwagę przy dziedziczeniu ordynacji ołyckiej. Inna sytuacja była w majoracie przygodzickim, który do 1918 roku znajdował się w granicach Niemiec. Zresztą całkowite wydziedziczenie najstarszego potomka, gdy nie był uznany za niepoczytalnego ani nie ciążył na nim wyrok skazujący, nie wchodziło w rachubę.
Nie zmienia to jednak faktu, że już w czasach Drugiej Rzeczypospolitej Munio czasami zadziwiał swoimi poglądami politycznymi. Dawał przy tym do zrozumienia, że Niemcy stoją pod każdym względem wyżej od Polski i zostali potraktowani niesprawiedliwie po pierwszej wojnie światowej.
„Kiedyś na jakimś przyjęciu – wspominał profesor Uniwersytetu Poznańskiego, Ryszard Biehler – (…) książę zaczął wygłaszać zapatrywania, że traktat wersalski mylnie i niewłaściwie wytyczył granice państwa, gdyż granica zachodniej Polski powinna biec od Gdyni przez Kalisz na Śląsk, tak że Wielkopolska powinna przypaść do Niemiec. Natomiast Polska powinna otrzymać na wschodzie obszar Litwy”9.
Po wybuchu drugiej wojny światowej Munio natychmiast uznał się za Niemca i wyraził zadowolenie, że Wielkopolska została włączona do III Rzeszy. Zmuszono go jednak do opuszczenia Antonina, chociaż po kilku miesiącach jeszcze na krótki czas tam powrócił. Ostatecznie jednak zastosowano wobec niego areszt w Ostrowie Wielkopolskim, a następnie zezwolono na wyjazd do Berlina. Nad Sprewą rozwiódł się z trzecią żoną, której nie mógł wybaczyć, że nazwała go „niemiecką świnią”.
Jego majątek ostatecznie skonfiskowano, ale Radziwiłł wprawił okupantów w zakłopotanie, gdyż okazało się, że zapisał go… Adolfowi Hitlerowi. Führer darowizny jednak nie przyjął i ordynacja przeszła w ręce Fundacji Rzeszy dla Niemieckich Badań Wschodnich. Podważono też niemieckie obywatelstwo księcia, wobec czego zażądał wpisania go na folkslistę (czy też reichslistę). Ponownie spotkał się z odmową, a jako powód podano, że po pierwszej wojnie światowej zadeklarował polską narodowość. Wprawdzie takie postępowanie nie przeszkadzało wielu innym polskim obywatelom zostać folksdojczami, ale Radziwiłła nawet hitlerowcy mieli już dosyć.
Lata wojny książę spędził u rodziny pod Berlinem, a następnie wyjechał do swojej byłej hiszpańskiej żony na Teneryfę, gdzie do śmierci (1955) przebywał na jej utrzymaniu. Nie wiadomo, by próbował kiedykolwiek się kontaktować z najbliższą rodziną pozostałą w kraju. Nieznane są też dalsze losy jego ostatniej żony ani Judyty Suchestow.
W pałacu w Antoninie działają obecnie restauracja i hotel, organizowane są także koncerty Międzynarodowego Festiwalu „Chopin w barwach jesieni” na pamiątkę dwukrotnego pobytu kompozytora na zaproszenie pradziadka Munia.
Pałac przetrwał zresztą w dobrym stanie, ale – ku rozczarowaniu turystów i pasjonatów historii żądnych przygód – nie pojawiły się legendy związane z osobą ostatniego ordynata. Jego widmo nie krąży nocą po pokojach i korytarzach, by przeklinać rodzinę, kobiety z nim związane czy Adolfa Hitlera.
Natomiast pewna historia sprzed lat z Muniem w roli głównej znalazła niedawno swoje potwierdzenie. Przez lata opowiadano, że książę, wyjeżdżając po raz ostatni z pałacu, zakopał w jego pobliżu trzy cenne depozyty. Ostatnio dzięki wnukowi leśniczego, który zajmował się ich ukryciem, odnaleziono jeden z nich. W metalowym korytku znajdował się… mosiężny świecznik bez żadnej wartości. Czy Munio pragnął zakpić z przyszłych poszukiwaczy skarbów, czy też dać do zrozumienia, że przepuścił cały rodzinny majątek?10ROZDZIAŁ 3. MORSKIE OPOWIEŚCI SPOD BIAŁO-CZERWONEJ BANDERY
Rozdział 3
Morskie opowieści spod biało-czerwonej bandery
Wprawdzie polska flota handlowa powstała dopiero w drugiej połowie lat 20., ale tuż po odzyskaniu niepodległości na morzach świata pojawiły się statki pod banderą Rzeczypospolitej. Były to z reguły jednostki stanowiące własność armatorów polskiego pochodzenia, jednak nazwy portów macierzystych mogły wzbudzać niemałe zdziwienie.
Barwy biało-amarantowe
Już w listopadzie 1918 roku polska flaga załopotała na statku „Cziatura” należącym do polskiego przemysłowca z Baku, inżyniera Rylskiego. Banderę podniesiono w Noworosyjsku, zmieniając jednocześnie nazwę jednostki na „Polonia”.
Z dzisiejszego punktu widzenia trudno jednak uznać tę flagę za polską. Nikt wówczas jeszcze bowiem nie wiedział, jak będzie wyglądała bandera dopiero co odrodzonego państwa, a to dawało szerokie pole do prywatnej inwencji. Na „Polonii” podniesiono więc białą (!) flagę z dwoma amarantowymi pasami, na których skrzyżowaniu widniał biały orzeł.
Nie był to wcale wyjątek – w tym czasie biel i amarant uważano bowiem za barwy Rzeczypospolitej. Taka też bandera powiewała na eksploatowanym na Morzu Czarnym małym frachtowcu „Masovia” oraz barce „Margit” pływającej po Dunaju.
Pod polską flagą, oczywiście biało-amarantową, pływał również statek „Albatros” (jego macierzystym portem był Władywostok!), a po wodach chińskich – „Hanamet”. Grünblatt – właściciel tej jednostki – uważał się za Polaka, ale portem macierzystym statku był Szanghaj, a jego załogę stanowili Chińczycy. Podobno pod polską banderą pływał również parowiec „Wellington” eksploatowany w tym czasie z walijskiego portu Cardiff.
Na Morzu Śródziemnym pojawiła się natomiast cała flotylla należąca do Wacława Dunina-Ślepścia („Ville de Nice”, „Ville de Tulon”, „Wilno”). Prawdopodobnie jednak faktycznym właścicielem statków był „biały” Rosjanin o nazwisku Paramonin, który polską banderę wybrał ze względów podatkowych.
Po pierwszej wojnie światowej i zmianie europejskich granic powstała bowiem możliwość ponownej rejestracji taboru pływającego. Z reguły wybierano rozwiązania korzystne ze względów fiskalnych – to właśnie wówczas powstało pojęcie „taniej bandery”, a takie państwa jak Panama stały się morskimi potęgami. Pewne nadzieje wiązano również z polską banderą, stąd jej wybór przez niektórych armatorów. Dla większości przedsiębiorców był to jednak przejaw patriotyzmu i naturalna konsekwencja odzyskania przez Polskę niepodległości.
Generał Mariusz Zaruski
Polską banderę rozsławiały nie tylko jednostki handlowe, niemal od chwili odzyskania niepodległości rozwijało się również żeglarstwo morskie. Już w latach 1917-1919 w Harbinie i Władywostoku na Dalekim Wschodzie działały żeglarskie drużyny harcerskie, a ich członkowie po powrocie do kraju zorganizowali pierwsze obozy szkoleniowe na Helu. W 1924 roku powołano do życia Polski Związek Żeglarski, równocześnie powstał w Warszawie Yacht Klub Polski. Rok później z inicjatywy Mariusza Zaruskiego kupiono dwa jachty („Witeź” i „Gryf”), które pod biało-czerwoną banderą niebawem wyruszyły na Bałtyk.
Generał Mariusz Zaruski był wyjątkową osobowością. Prawdziwy człowiek renesansu – żołnierz, plastyk, fotograf, żeglarz, podróżnik i literat. Uczestnik niepodległościowej konspiracji, zesłaniec i działacz Związku Harcerstwa Polskiego. A także popularyzator narciarstwa i turystyki górskiej oraz współzałożyciel Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Podczas pierwszej wojny światowej walczył w Legionach, wykazał się w czasie konfliktu z bolszewikami. Odznaczony orderem Virtuti Militari i pięciokrotnie (!) Krzyżem Walecznych po przejściu w stan spoczynku poświęcił się pracy społecznej.
Był faktycznym twórcą Komitetu Floty Narodowej, z którego składek zakupiono „Dar Pomorza”, a także projektodawcą Inspektoratu Wychowania Morskiego Młodzieży. Zorganizował też Morską Komisję Terminologiczną. Dzięki jego inicjatywie opracowano i wydano sześć zeszytów _Słownika morskiego polsko-angielsko-francusko-niemiecko-rosyjskiego_.
Generał był zwolennikiem promocji żeglarstwa wśród młodzieży, wychodząc z złożenia, że „w twardym trudzie żeglarskim hartują się charaktery”. Gdy zwyciężył w wyborach na prezesa PZŻ, zapoczątkował integrację polskiego jachtingu rozbitego dotychczas na ruch: harcerski, akademicki i klubowy.
W 1935 roku objął dowództwo kupionego ze składek społecznych szkunera „Petrea” (przemianowanego na „Harcerza”, a następnie na „Zawiszę Czarnego”). Żaglowiec został wyremontowany i przebudowany niemal wyłącznie własnymi siłami harcerzy i studentów, stając się największą skautowską jednostką na świecie. Wizyty „Zawiszy Czarnego” w obcych portach zawsze wzbudzały powszechny podziw (prawie 400 BRT tonażu, 52 osoby załogi).
Zaruski jeszcze za życia stał się legendą, a jego harcerscy podwładni zwracali się do niego „panie generale”, odmawiając tytułowania go kapitanem. Po raz ostatni poprowadził „Zawiszę Czarnego” w 1939 roku; po wybuchu wojny został aresztowany przez NKWD we Lwowie. Zmarł w 1941 roku w sowieckim więzieniu w Chersoniu nad Dnieprem, miał wówczas 74 lata.
Zadziwiający rejs Władysława Wagnera
Największy rozgłos towarzyszył jednak wyczynom Władysława Wagnera – pierwszego Polaka, który pod żaglami okrążył świat. Dokonał tego podczas sześcioletniego (!) rejsu, użył kilku jednostek, a swoją przygodę rozpoczął od… kradzieży jachtu.
Całe przedsięwzięcie zaczęło się w 1931 roku, gdy 19-letni Wagner i jego kolega, Rudolf Korniowski, znaleźli w pobliżu Gdyni zagrzebany w piasku wrak łodzi rybackiej. Wyremontowali ją i przebudowali na jacht żaglowy, któremu nadali nazwę „Zjawa”.
Młodzi ludzie mieli znacznie większe ambicje niż tylko żegluga po Zatoce Gdańskiej. Zaplanowali rejs dookoła świata, w który wypłynęli w lipcu 1932 roku. Nie chcąc wzbudzać popłochu wśród rodziny, tłumaczyli, że chodzi o zwykłe wakacyjne pływanie po Bałtyku. Niebawem okazało się jednak, że „Zjawa” ma zbyt słabą konstrukcję, by wypłynąć na otwarte morze. Młodzi straceńcy nie odstąpili jednak od zamierzeń i zawrócili do Gdyni, ale wyłącznie po to, by nocą uprowadzić (!) stojący w porcie harcerski jacht „Zorza”. Porwanie powiodło się, ale niebawem zatrzymała ich niemiecka straż graniczna z Ustki, oskarżając o kradzież.
Sprawa mogła mieć fatalne następstwa, jednakże na wysokości zadania stanęli właściciele jachtu. Nie dali Niemcom satysfakcji, oświadczając, że rejs odbywa się za ich zgodą – młodzi zapaleńcy mogli więc kontynuować wyprawę. Zdobyczny jacht oczywiście przechrzcili na „Zjawę”.
Po czterech miesiącach dotarli do hiszpańskiego portu Santander, gdzie Wagner w korespondencji do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” zdradził zamiar opłynięcia kuli ziemskiej. Wzbudziło to oczywistą sensację – prawowici właściciele „Zjawy/Zorzy” dopiero wówczas zorientowali się, że jachtu szybko nie zobaczą. Rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej ponura, bowiem jednostka nigdy nie wróciła do kraju.
W Lizbonie do załogi dołączył pracownik polskiego konsulatu Olaf Frydson, a w czerwcu 1933 roku Polacy byli już w Brazylii. Tam z pokładu zszedł poważnie chory Korniowski, jednak pozostała dwójka postanowiła kontynuować rejs.
Nie było to łatwe zadanie, ponieważ poważnie poturbowany jacht sprawiał coraz większe problemy, a jego stan jeszcze się pogorszył po wejściu na mieliznę. „Zjawa” dotarła wprawdzie do wrót Kanału Panamskiego, jednak nie było już szans na pokonanie Pacyfiku. W tej sytuacji Wagner pożegnał się z Frydsonem i sprzedał jacht, ale wcale nie zrezygnował ze swoich planów. Nad jeziorem Gatún znalazł niewykończoną jednostkę po przystępnej cenie, problemem były jednak finanse.
Jak wiadomo, potrzeba jest matką wynalazków. Wagner napisał więc wspomnienia z dotychczasowej podróży (_Podług słońca i gwiazd_) i wysłał je do kraju, a jacht kupił na kredyt, rozpoczynając jego remont. Szaleńcom szczęście sprzyja – z Polski nadeszło solidne honorarium, a Związek Harcerstwa Polskiego objął patronat nad rejsem. I co najważniejsze, w Panamie pojawił się „Dar Pomorza”, którego załoga pomogła wykończyć „Zjawę II”. Przy okazji zaopatrzyła Wagnera w mapy, wyposażenie i żywność. Następnie fregata przeholowała jacht przez Kanał Panamski, a nowym członkiem załogi został Józef Pawlica.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki