- W empik go
Celebryta - ebook
Celebryta - ebook
Kiedy Marcelina Cieszyńska dowiaduje się, że Daniel Milewicz, syn legendy polskiej telewizji kulinarnej, chce udzielić jej wywiadu, nie może uwierzyć w swoje szczęście. To może być materiał, który otworzy jej drzwi do prawdziwej kariery! Jest tylko jeden problem… Profesjonalizm. Czy da się go zachować, gdy facet, od którego zależy twoja zawodowa przyszłość, jest charyzmatyczny, utalentowany, a przede wszystkim szalenie przystojny? Wkrótce młoda redaktorka będzie miała szansę, by się o tym osobiście przekonać – Milewicz zaprasza ją do Toskanii, gdzie właśnie przygotowuje się do otwarcia swojej kolejnej restauracji…
Ta zmysłowa opowieść pełna włoskich smaków i aromatów porwie Cię już od pierwszej strony. Bo przecież czasem wystarczy kieliszek wybornego wina, jeszcze ciepła focaccia i szczypta pożądania, a przepis na miłość gotowy!
Mój szef wyprostował się w fotelu i w końcu spojrzał mi w oczy, odkładając papiery na bok.
– Zamieniam się w słuch.
– A więc… Sama nie wiem, jak to się stało, ale udało mi się… Mam zgodę na wywiad! – powiedziałam, nie kryjąc dumy.
– Jaki wywiad? – Krzysztof popatrzył na mnie zdezorientowany. – Przecież w tym miesiącu miałaś pisać o czerwonych winach z małopolski, chyba że coś mi się pojeba… A nie, czekaj… No nie mów! Milewicz?!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-424-1 |
Rozmiar pliku: | 915 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ładnie wczoraj zabalowałaś! – powiedział Piotrek, stawiając przede mną kubek z kawą.
Otwarłam szeroko oczy i nerwowo spojrzałam na ekran komórki.
– Spokojnie, dopiero siódma, masz jeszcze czas. Obudziłem cię, bo się domyśliłem, że będziesz dziś potrzebowała mocnej kawy i zimnego prysznica, żeby dojechać jakoś do pracy. O której wróciłaś?
– Nie wiem… Chyba koło trzeciej… – wyszeptałam zachrypniętym głosem i wlałam w siebie łyk gorącego płynu.
– No to co, powiesz mi, gdzie byłaś? Co było tak ważne, że nie zdążyłaś nawet ogarnąć mieszkania? Przecież ci mówiłem, że po pracy wpadną do mnie kumple…
– Słucham?! Ja nie ogarnęłam mieszkania?! – Podniosłam się z łóżka i zaczęłam grzebać w szafie. – Chyba sobie jaja robisz! Moje skarpetki były na podłodze?! Ja jadłam na śniadanie jajecznicę ze śmierdzącym boczkiem?! Nawet mnie nie wkurwiaj! To twój syf i sam go sobie ogarniaj! Nie jestem twoją sprzątaczką!
– Ojej, ktoś tu chyba nie jest w humorze…
– Chyba nie! Dziękuję za kawę, a teraz wyjdź stąd, nie mam nawet ochoty na ciebie patrzeć.
– Jezu, weź wyluzuj. Po prostu wstyd mi było przed chłopakami, że w domu taki syf.
– To trzeba było posprzątać, do cholery! Albo zaprosić tę tlenioną lafiryndę, ona na pewno zrobiłaby tu na błysk!
– Okres masz czy co?!
– Weź spierdalaj!
Poszłam do łazienki i trzasnęłam drzwiami. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie.
Boże, co ja zrobiłam ze swoim życiem…
Wyszłam za Piotrka, bo było nam fajnie. Bez fajerwerków, ale fajnie. Byliśmy razem już kilka lat, rodzice z jednej i drugiej strony zaczęli cisnąć o ślub, w sumie nie było przeciwwskazań, więc w to poszliśmy. Po ślubie przez chwilę było dobrze, potem Piotrek zaczął coraz więcej czasu spędzać w pracy, aż pamiętnego wieczoru nakryłam go z „koleżanką”.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Najpierw próbowaliśmy to posklejać i przez moment nawet wierzyłam, że to się może udać, jednak po kilku miesiącach znów zaczęliśmy się od siebie oddalać. Ja dostałam pracę w dużym magazynie winno-kulinarnym. On dostał awans. W końcu zamieszkaliśmy w osobnych pokojach, a nasze relacje zaczęły się ograniczać do wspólnych zakupów, wyjazdów na wakacje i rodzinnych imprez, podczas których odstawialiśmy szopkę, że wszystko jest okej.
Ale nie było. Moje serce było rozdarte. Czułam się zraniona, upokorzona, moje poczucie własnej wartości leżało na ziemi. A przecież wciąż byłam młoda, niebrzydka, miałam dobrą pracę i niezłe perspektywy. Czułam jednak, że relacja z nim wysysa całą moją energię.
Kaśka ciągle mi powtarzała, że powinniśmy się rozwieść; ona najlepiej wiedziała, jak cierpiałam po tym, co zrobił. Ale dla mnie to nie było takie proste. Pochodzę w końcu z typowej polskiej rodziny, w której nie uznaje się rozwodów. Owszem, były zdrady, był alkoholizm, była nawet przemoc, ale rozwód to temat tabu. „Bo kobieta powinna zawsze stać za swoim mężczyzną” – jak to powtarzała moja babcia.
Powoli jednak docierało do mnie, że tego się już nie uda posklejać. Nie mogłam na niego patrzeć. Miałam go totalnie dość. Nie potrafiłam mu wybaczyć. Czułam, że marnuję czas. A to przecież wciąż mogły być najlepsze lata mojego życia.
– Telefon ci dzwoni! – usłyszałam nagle głos za drzwiami łazienki.
– Zaraz oddzwonię.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Gdy wyszłam z łazienki, Piotrek stał oparty o blat w kuchni z moim telefonem w ręku.
– Dawaj to! – syknęłam, wyrywając mu moją komórkę z rąk.
– Dzwonił DANIEL MILEWICZ. Ja pierdolę, do mojej żony dzwonił młody Milewicz! Chcesz mi o czymś powiedzieć?! – Patrzył na mnie, nie kryjąc szoku.
– Odebrałeś?!
– Oczywiście, że tak. Powiedziałem, że żona bierze prysznic. Odpowiedział, że zadzwoni później.
Poczułam, jak krew odpływa mi z głowy.
– Na przyszłość bardzo cię proszę, nie dotykaj mojego telefonu! – wycedziłam przez zęby.
– Bo co? Przypominam, że wciąż jesteś moją żoną.
– Może już niedługo! – powiedziałam, zakładając szpilki.
– Tak?! I może mi jeszcze powiesz, że pan Milewicz zajmie moje miejsce?! Dobre sobie! – Roześmiał się cynicznie.
– Żebyś się nie zdziwił – wyszeptałam i zamknęłam za sobą drzwi.
***
Jak tylko wsiadłam do autobusu, od razu zmieniłam kod do odblokowania telefonu.
_Cholera jasna, że też ten kretyn musiał odebrać. I skąd w ogóle Milewicz ma mój prywatny numer?! No i po co dzwonił tak wcześnie rano?! Kurde, pewnie teraz myśli, że przerwał mi sielankowy poranek z moim „kochanym” mężulkiem… Niedoczekanie… A z drugiej strony: co miałoby go obchodzić moje małżeństwo? Chyba za bardzo zaczęłam się wkręcać w tę historię. Marcel… wróć na ziemię!_
Dwadzieścia minut później byłam już w biurze. Na mój widok Kaśka podniosła się z klawiatury totalnie zezgonowana.
– Oho, widzę, że twój wczorajszy wieczór się przeciągnął? – zapytałam, głaszcząc ją z czułością po rozczochranej głowie.
– Troszkę. Rany, ile ten młody miał energii, odwykłam od takich akcji… – mruknęła zachrypniętym głosem.
– Ale chociaż zadowolona?
– No raczej! Jak tylko zejdzie kac, to będzie bosko. Przy okazji: Krzysztof cię szukał. Prosił, żebyś pilnie stawiła się w jego gabinecie, jak tylko przyjdziesz.
– Świetnie… – Czułam, że coś się święci.
– Dziwnie wyglądał, ale nawet się nie dojebał do mojego kaca, więc może nie będzie tak źle.
– No dobra, to idę. Trzymaj kciuki.
Szłam do jego gabinetu jak na ścięcie. Z Krzysztofem nigdy nie można było przewidzieć, co cię czeka. Jednego dnia był potulny jak baranek, innego wyżywał się na wszystkich dookoła.
– O, idzie nasza gwiazda dziennikarstwa! Ciekawe, komu trzeba wejść do łóżka, żeby zdobyć wywiad z Milewiczem… – mruknął Marcin, robiąc to oczywiście na tyle głośno, żeby całe biuro nie miało wątpliwości, co powiedział.
– Spierdalaj – odpowiedziałam z uśmiechem, pokazując mu środkowy palec. – Szefie, mogę? – zapytałam, zaglądając do gabinetu Krzysztofa.
– Pewnie, chodź, od rana na ciebie czekam!
– Przepraszam, zaspałam… Poza tym były korki… Wypiję tylko kawę i biorę się do pracy… – zaczęłam się tłumaczyć.
– Tak, widziałem, w jakim stanie jest Kaśka, więc domyślam się, że grubo wczoraj świętowałyście… Ale nic, przymknę na to oko, bo przecież było co oblewać. – Uśmiechnął się. – Jak chcecie, to możecie wyjść dzisiaj wcześniej, zostańcie tylko na spotkaniu, które jest o jedenastej, okej?
– Yyyy… Jasne, szefie, dzięki. Po to mnie wezwałeś?
– Nie tylko. Kurde, jak ci to powiedzieć… Marcel, rano dzwoniła do mnie agentka młodego Milewicza.
Przełknęłam głośno ślinę.
– Prosiła pilnie o prywatny kontakt do ciebie. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale dałem jej namiar… No chyba rozumiesz… W końcu to Milewicz…
– Spoko, jak zacznie mnie prześladować, to zmienię numer… – Uśmiechnęłam się, czując ulgę.
– No co ty! Coś się stało?!
– Nie, spokojnie, żartuję. Dzwonił rano, ale akurat byłam pod prysznicem. Zostawiłam wczoraj auto pod biurem, więc z autobusu też nie chciałam oddzwaniać, ale zaraz to zrobię. Ciekawe, co się stało, że tak pilnie mnie szuka…
– No, też się martwię. Mam nadzieję, że nie będzie chciał odwołać wywiadu… – Krzysztof był strasznie przejęty.
– Nawet tak nie mów. Dobra, idę oddzwonić.
– Idź. No i informuj mnie na bieżąco. Aha! I pamiętaj, tak jak wczoraj mówiłem, do czasu wywiadu zajmujesz się tylko Milewiczem, musisz się dobrze przygotować. Wszystkie twoje sprawy przekażę Marcinowi. Może nauczymy go odrobiny pokory.
– Marcin i pokora? Oj, to się chyba nie uda. Ale okej, niech skończy moje rozpoczęte artykuły. Z pewnością będzie zachwycony – odpowiedziałam, uśmiechając się z satysfakcją.
***
– Stara, mam dobre wieści! Musimy tylko dotrwać do spotkania o jedenastej, a potem możemy spadać odespać – powiedziałam do mojej powoli konającej na biurku przyjaciółki.
– Co?! Wspaniale! – wykrzyknęła uradowana, w sekundę odzyskując siły. – Zaczyna mi się podobać przyjaźń z pupilką szefa.
– Jezu, tylko mnie tak nie nazywaj, błagam…
Usiadłam do komputera i zaczęłam przeglądać maile. Za nic jednak nie mogłam się skupić. Wiedziałam, że muszę to załatwić jak najszybciej, ale myśl o rozmowie z nim z każdą chwilą coraz bardziej mnie stresowała. A przecież niebawem miałam się z nim spotkać…
– Kurde, Kaśka, ale mam teraz kocioł…
– Co jest? Dużo maili? – Spojrzała na mnie zaintrygowana.
– Chciałabym. Niestety mam większy problem. Wyobraź sobie, że z samego rana do Krzysztofa zadzwoniła agentka Daniela…
– U la la, to już jest „Daniel”? Nie „młody Milewicz”? – mruknęła, wyciągając się na biurku jak napalona kocica.
– Daj spokój! No więc zadzwoniła do Krzyśka, prosząc, uważaj, o mój PRYWATNY numer.
– Co?! Ja pierniczę, będziesz się bzykać z Milewiczem, ale zazdroooo!
– Weź przestań! Raczej nie pobzykam, bo wyobraź sobie, że zadzwonił do mnie dziś rano, jak brałam prysznic, a mój pierdolnięty mąż odebrał telefon, zgrywając Romeo roku…
– No co ty gadasz?! Jezu, ile razy mam ci powtarzać, żebyś w końcu wzięła ten rozwód? – westchnęła zrezygnowana.
– Szczerze, chyba już jestem na granicy. Wyobraź sobie, że ten matoł zjebał mnie rano, że wczoraj po pracy nie posprzątałam mieszkania z JEGO brudnych skarpetek i JEGO brudnych garów ze śniadania, bo było mu wstyd, jak po pracy przyszedł tam z kolegami! Czujesz to?!
– No chyba go ponosi fantazja… Niech Jolantę zaprosi.
– To samo powiedziałam!
Obie wybuchłyśmy śmiechem.
– Dobra, walić Piotrka. Bardziej mnie interesuje, czego chciał TWÓJ Daniel.
– Zaraz cię walnę!
– No mów!
– Nie wiem… Muszę zaraz do niego oddzwonić i powiem ci, że stresuję się jak nastolatka. Kurde, co będzie, jak on teraz wszystko odwoła…?
– Nie odwoła, no co ty. Cholera, Marcel, a mogę chociaż posłuchać? Błagam, chodźmy do salki i puść go na głośnomówiącym. Chcę choć przez chwilę posłuchać jego boskiego głosu!
– Skąd wiesz, że ma boski głos?
– Nie wiem, domyślam się… On chyba wszystko ma boskie, co nie?
– Tego to nie wiem… Póki co. – Uśmiechnęłam się zalotnie.
– No i taka postawa mi się podoba! – odpowiedziała Kaśka, klaszcząc w dłonie. – To co, dasz mi posłuchać?
– A wiesz co? Mam dobry humor, bo właśnie się dowiedziałam, że cała moja robota naprawdę spadnie na Marcina, zatem tak, zapraszam do salki.
– Co?! Krzysztof mu kazał?!
– Chyba jeszcze nie, ale dziś to zrobi.
– Ha, ha, ha! – roześmiała się głośno. – Chciałabym zobaczyć jego minę, jak to usłyszy.
– Ja też! To co? Najpierw kawka?
– Taaak. Morze kawy! Natychmiast.
– No to chodź!
***
– Jak to jest mieć prywatny numer młodego Milewicza? – zapytała Kaśka, gdy tylko znalazłyśmy się w salce konferencyjnej.
– W sumie zajebiście – odpowiedziałam. – I tak, mam świadomość, ile lasek w tym kraju dałoby się za niego pokroić… Tyle że to ja mam z nim przeprowadzić wywiad i nie ukrywam, że czuję odrobinkę presji…
– Mała, jak nie ty, to kto? Na bank to ogarniesz. A teraz dzwoń.
Wzięłam głęboki oddech i drżącymi palcami wystukałam jego numer. Po czterech sygnałach usłyszałam znajomy głos.
– Daniel Milewicz, słucham.
– Yyy… Dzień dobry. Z tej strony…
– Tak, poznaję. Pani Marcelina. Witam. Proszę mi wybaczyć ten telefon z samego rana. Jestem dziś nieco zajęty i nie ukrywam, że chciałem to załatwić jak najszybciej…
– To ja przepraszam, że nie odebrałam…
– Nic się nie stało. Pogawędka z pani mężem była dość… pouczająca.
– Przepraszam za niego… – odpowiedziałam zmieszana, czując, jak się czerwienię.
Kaśka zagrzewała mnie do dalszej konwersacji gestami, równocześnie z podnieceniem reagując na niski tembr głosu mojego rozmówcy.
– A zatem o co chodzi? Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło i nasz wywiad jest aktualny?
– Po części tak, a po części nie…
Czułam, jak kolana zaczynają mi się trząść, a język grzęźnie w gardle.
– To znaczy? – wydukałam.
– To znaczy, że rozmowa jest aktualna, tylko jej miejsce się zmieniło.
– Nie rozumiem… – Popatrzyłam zdezorientowana na moją równie zdziwioną przyjaciółkę.
– Zapewne odrobiła już pani lekcję i wie pani, że niebawem otwieram w Toskanii kolejną restaurację.
– Tak, coś czytałam na ten temat. Ale jaki to ma związek z naszym spotkaniem?
Pokrótce wyjaśnił mi, że w związku z tym, że ma tam teraz sporo obowiązków, niestety nie da rady przylecieć do Polski. „Jednak jako osoba słowna” nie chce mnie wystawiać do wiatru i zaprasza mnie do Toskanii na kilka dni. Tak po prostu. Głos ugrzązł mi w gardle.
– Przyleci pani do mnie w przyszłym tygodniu. Z tego, co się orientuję, we wtorek po południu ma pani lot z Warszawy do Pizy, ja odbiorę panią z lotniska osobiście albo przyślę kierowcę, sam nie wiem. Jeszcze dogadamy szczegóły…
Zatkało mnie. Kaśka wgapiała się we mnie oczami wielkimi jak pięć złotych, podobnie jak ja nie dowierzając w to, co słyszała.
– Halo? Jest tam pani? – Mój rozmówca zaczynał się niecierpliwić.
– Yyy, tak, jestem. Dziękuję bardzo za tę propozycję, ale nie bardzo wiem, jak by to miało wyglądać… Musiałabym porozmawiać z szefem, czy on w ogóle się na to zgodzi… Poza tym…
– Spokojnie, pani szefa biorę na siebie – przerwał mi. – Zaraz do niego zadzwonię i jestem przekonany, że nie będzie to dla niego problem. – Czułam, że się uśmiecha. Był tak cholernie pewny siebie, że nawet przez telefon dało się to wyczuć. – Mam nadzieję, że pani mąż również nie będzie robił problemów. A jeśli będzie trzeba, to jemu też mogę to wyjaśnić…
– Nie, nie, nie będzie takiej potrzeby. Sama w sumie nie wiem, co powiedzieć. Zaskoczył mnie pan.
– Mam jednak nadzieję, że pozytywnie. No dobrze, zadzwonię zatem za moment do pani szefa, a szczegóły dotyczące podróży dostanie pani od mojej asystentki jeszcze dzisiaj. Dziękuję za telefon i do zobaczenia.
– Do zobaczenia…
W pokoju zapanowała cisza. Wymieniłyśmy z Kaśką porozumiewawcze spojrzenia i po chwili wybuchłyśmy nerwowym śmiechem.
– Ja pierdolę, lecę do Milewicza, do Toskanii! – Schowałam twarz we wciąż jeszcze drżących dłoniach i próbowałam przetrawić to, co się właśnie stało.
– Czy ja już mówiłam, że go przelecisz?! – Kaśka nie kryła zachwytu takim obrotem sprawy.
– Oj tam, słyszałaś, jaki jest stanowczy i w ogóle. Kurwa, jaki on jest męski… Masakra, teraz to się stresuję pięć razy bardziej.
– No powiem ci, że sama się zestresowałam, słuchając go. Brzmi jak facet, który wie, czego chce, i coś mi się wydaje, że tym, czego w tym momencie najbardziej chce, jest moja najlepsza przyjaciółka…
– Głupoty opowiadasz! Sama wiesz, w jakich lalach on gustuje. Wystarczy popatrzeć na portale plotkarskie. Ale sam fakt… Zgodził się na wywiad ZE MNĄ i zaprosił mnie DO SIEBIE… Mam wrażenie, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze…
– Poczekaj, aż Marcin się dowie. Ja pierdzielę, chłop sobie w łeb strzeli!
– Dobrze mu tak! Tylko co ja powiem Piotrkowi…
– No tylko mi nie mów, że będziesz się nim przejmować. Błagam cię. Wysyłają cię z pracy do Włoch. Kropka. O czym tu rozmawiać? Zresztą to będzie tylko kilka dni, a on brak ciebie zauważy pewnie dopiero wtedy, jak skończą mu się czyste gacie…
– Niestety, ale chyba masz rację. Aż strach pomyśleć, jaką wywłokę mogę spotkać w mieszkaniu, jak wrócę…
– Naprawdę się tym martwisz? Jakąkolwiek wywłokę by przyprowadził, to sorry, ale Toskanii z młodym Milewiczem nie przebije.
– To fakt! – Uśmiechnęłam się do siebie, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się działo.
Gdy wróciłyśmy do biurek, Krzysztof już tam na mnie czekał. W kilku zdaniach wyjaśnił mi, że właśnie odbył rozmowę z Danielem Milewiczem i oczywiście on nie widzi problemu, podobno Milewicz już wszystko załatwił, łącznie z biletami lotniczymi i noclegami.
Jaki on szybki…
– Marcelina… Ty wiesz, jakie ma to znaczenie dla naszej redakcji? Zdajesz sobie sprawę, jak to wpłynie na nasz prestiż? – Spojrzał na mnie z powagą.
– Zdaję… Co nie zmienia faktu, że z każdą chwilą zaczynam też czuć wagę ciążącej na mnie odpowiedzialności…
– Dasz sobie radę. Musisz! Tak jak powiedziałem, przekazałem twoje obowiązki Marcinowi, a ty teraz skup się tylko na tym, żeby to była petarda. Obiecaj, że mnie nie zawiedziesz!
– Obiecuję… – odpowiedziałam, patrząc w jego pełne nadziei oczy.
Próbowałam udawać, że mnie to nie rusza, ale czułam, jak ogromna presja na mnie spoczywa. Jednak gdy tylko przypominałam sobie ten spokojny, męski i pewny siebie tembr głosu Daniela, nie mogłam przestać się uśmiechać. To mogła być dla mnie ogromna szansa i wiedziałam, że muszę ją wykorzystać choćby nie wiem co.4.
Przez cały dzień siedziałam jak na szpilkach. W końcu około siedemnastej przyszedł mail od Alicji Krzysztoń, agentki Daniela, informujący o moim WTORKOWYM wylocie do Pizy. Miałam zatem krótkie trzy dni na to, by przygotować się do rozmowy. Z jednej strony było to sporo czasu, biorąc pod uwagę, że Daniel udzielił do tej pory tylko jednego wywiadu, z drugiej jednak na portalach plotkarskich roiło się od różnych bzdur na jego temat. Wiedziałam, że jest bardzo wrażliwy, jeśli chodzi o życie prywatne, i miałam świadomość, że to nie będzie łatwy wywiad, dlatego postanowiłam od razu wziąć się do pracy.
Z tego, co wyczytałam, wynikało jedno: Daniel nie znosił pytań o ojca, a pytanie o to, „czy ojciec w domu gotował”, doprowadzało go do białej gorączki. Nie odpowiadał na pytania odnośnie do swoich spraw prywatnych, za to chętnie mówił o winie i swoich doświadczeniach zawodowych z nim związanych.
_Jest zatem coś, co nas łączy…_ – pocieszałam się.
Nie do końca wiedziałam, jak pokierować naszą rozmową. Czy trzymać się tylko spraw zawodowych, czy może spróbować zagadać o prywatę? Bałam się jednak jego reakcji… Cała ta sytuacja była dla mnie dość niecodzienna, ale dostrzegałam w niej ogromną szansę dotyczącą mojej przyszłości. On jednak był tak tajemniczy i nieprzewidywalny, że tak naprawdę podczas tego wywiadu mogło wydarzyć się wszystko.
Przerażał mnie tylko jeden fakt. To, jak ten facet na mnie działał. Cały czas miałam przed oczami to jego świdrujące spojrzenie… Ten cholernie męski ton jego głosu sprawiał, że czułam znajome pulsowanie w podbrzuszu. Wiedziałam, że ten facet może zawrócić mi w głowie, zresztą trudno, żeby tego nie zrobił… Miał wszystko. Był przystojny, bajecznie bogaty, tajemniczy, kulturalny, jakiś taki totalnie oderwany od rzeczywistości, w której żyłam. Bałam się, że tego nie dźwignę. Że jego pewność siebie sprawi, że zapomnę języka w gębie. Ale nie było już odwrotu.
Zmęczenie z poprzedniej nocy w końcu wzięło górę. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.
***
Niecałe dwie godziny później obudził mnie Piotrek. Ukląkł przede mną z bukietem róż, przepraszając za to, co powiedział rano. Przyjęłam przeprosiny, wstawiłam kwiatki do wazonu. Standard. Szczerze, nie miałam nawet ochoty na dalsze dyskusje. Wiedziałam, że to nie ma sensu, zresztą miałam teraz inne rzeczy na głowie.
– Piotrek, usiądź na chwilę. Muszę ci o czymś powiedzieć – powiedziałam, wchodząc po chwili do salonu.
– Coś się stało? – zapytał i otworzył puszkę ze swoim ulubionym piwem.
Mój mąż mimo moich usilnych starań nie dał się przekonać do wina. Uważał moją pasję za głupotę i fanaberię. Nigdy nie chciał jeździć ze mną na imprezy winiarskie ani do winnic. Jakby na złość, jakby chciał mi pokazać, że jest „ponad tym”. Przez wiele lat z tym walczyłam, ale w końcu postanowiłam odpuścić. Jak zresztą ze wszystkim…
– Nic się nie stało. Po prostu muszę wyjechać w przyszłym tygodniu. Nie będzie mnie kilka dni – powiedziałam.
– Ale jak to?! Dokąd?
– Pamiętasz dzisiejszy telefon? To znaczy rano, jak zadzwonił Daniel.
– Jaki Daniel?! Milewicz?! Młody Milewicz to dla ciebie po prostu Daniel?!
– Tak, Daniel Milewicz, dzwonił dziś rano. Pamiętasz? – Powoli zaczynał mnie wyprowadzać z równowagi.
– No i co z nim?
– Mam z nim wywiad. To duża sprawa. Wiesz, że on już rzadko bywa w Polsce. A jeszcze rzadziej zgadza się na rozmowy z mediami… No ale się zgodził…
– Akurat z tobą chce rozmawiać? No ciekawe… Bardzo ciekawe – mruknął szyderczym tonem.
– Akurat ze mną. Wywiad miał się odbyć w przyszłym tygodniu, bo Daniel miał przyjechać wtedy do Polski, ale jako że obowiązki zatrzymały go we Włoszech, bo otwiera nową restaurację w Toskanii czy coś takiego, to nie da rady…
– No i?
– No i ja mam lecieć do niego.
– Gdzie do niego?! Do Toskanii?! Zwariowałaś?!
– A niby czemu nie? To dla mnie duża szansa. Poza tym przecież często wyjeżdżam z pracy, co to za problem?
– No wiesz, kochanie, co innego te twoje głupie wycieczki po winnicach, a co innego wyjazd do Milewicza…
– Tak czy inaczej, KOCHANIE, ja się ciebie nie pytam, czy mogę jechać, tylko cię o tym informuję.
– Aha, czyli ja nie mam już nic do powiedzenia?!
– Nie przypominam sobie, żebym wyrażała zgodę na posuwanie tej blond wywłoki w MOIM łóżku, zatem możemy uznać, że obowiązują nas te same zasady.
– Tak chcesz teraz ze mną pogrywać?! – Był wyraźnie poirytowany.
– Kochanie, to ty rozdałeś te karty, ja się tylko uczę od mistrza. A teraz pozwolisz, mam robotę.
Poszłam do pokoju i łzy same pociekły mi po policzkach. Rana po tym, co się stało, wciąż była niezabliźniona. Miałam go dość. Wiedziałam, że nie chcę z nim być, że powrót do niego był błędem, jednak z jakiegoś powodu nie miałam odwagi go zostawić. Mimo że minęło już tyle czasu, wciąż nie mogłam się pogodzić z tym, co się stało. Rozbite małżeństwo to totalna porażka, na którą nie byłam przygotowana. Ale to się już przecież stało. I jak mówiła Kaśka, rozwód wydawał się już tylko kwestią czasu.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż czułam się jak totalna kretynka. Kiedyś samo wspomnienie widoku tej laski w moim łóżku wywoływało we mnie wściekłość. Dziś były to już tylko żal i obrzydzenie. Nie do niego, ale do siebie samej. Obwiniałam się o to, że pozwoliłam, by do tego doszło, i że po tym wszystkim do niego wróciłam.
Byłam żałosna. A przynajmniej tak się czułam. Wiedziałam, że już nigdy mu nie zaufam, a co gorsza, nie wiedziałam, czy w ogóle będę potrafiła jeszcze zaufać jakiemukolwiek facetowi. Ten koszmar ciągnął się już tak długo, a ja dalej nie potrafiłam dać sobie z tym rady. Byłam zmęczona tą sytuacją, ale nie miałam żadnego pomysłu na to, co zrobić dalej z moim życiem. Bałam się stanąć na własnych nogach. Mimo że nic mu nie zawdzięczałam, bałam się zostać sama. To było głupie i irracjonalne, ale właśnie tak się czułam i zupełnie nie wiedziałam, jak sobie pomóc.
– Kaśka, możesz gadać? – W tej sytuacji rozmowa z nią była moją jedyną nadzieją.
– No co ty, płaczesz? – zapytała zatroskana.
– Trochę tak. Piotrek znów wyprowadził mnie z równowagi.
– Och, Marcel, kiedy ty się w końcu ogarniesz i zostawisz go w cholerę…
– Nie wiem, ale coś mi mówi, że już niedługo.
– Co się stało? – spytała przejęta.
– A, chyba nawet nie chce mi się o tym gadać. Może wyskoczymy jutro na drinka? – zaproponowałam.
– Wybacz, nie mogę. Przyjeżdża moja siostra z dzieciakami, więc będę miała sajgon w domu przez cały weekend.
– O rany, współczuję. No nic, będę miała zatem więcej czasu na przygotowanie się do tej dziwnej wyprawy.
– No właśnie, jak już o wyprawie mowa… Dostałaś wytyczne od swojego Pana?
– Weź go tak nie nazywaj. Nakręcasz mnie, jakbym tam jechała nie wiadomo na co… Jadę zrobić wywiad. Kropka.
– Okej, jak tam wolisz. Ale pamiętaj, że jak coś się wydarzy, to masz mi o tym od razu powiedzieć.
– Masz to jak w banku. Ale spokojnie, nic się nie wydarzy. Prześledziłam Pudelki i inne Pompony i wynika z nich, że jestem dla niego za stara, co najmniej o jakieś dziesięć lat, więc możesz spać spokojnie.
– Bez sensu…
– Co zrobić. Jak facet jest przystojny i bogaty, to spija samą śmietankę…
– A my to już niby co?! Kefir?!
– Kocham cię, wariatko, wiesz? – Roześmiałam się.
– Wiem. No ale dobra, co z tym wyjazdem?
– W sumie to nic nie wiem. Dostałam tylko bilety na wtorkowy lot i powrót w czwartek.
– Hmm, coś długo będziesz ten wywiad robić… – Czułam, że się uśmiecha.
– Nie wiem, może sam jeszcze nie wie, kiedy znajdzie dla mnie czas…
– Wiesz co, przez telefon brzmiał raczej na dobrze zorganizowanego. Ale okej. W sumie bez sensu by było lecieć tam na godzinę…
– Fakt. Jedyne, co mnie martwi, to kwestia noclegu. Jego agentka nic o tym nie napisała…
– Mam ci sprzedać moją teorię?
– Chyba lepiej nie…
– Wiesz, on tam pewnie ma jakiś pałac z dziesięcioosobową służbą, więc myślę, że znajdzie dla ciebie jakiś mały zakurzony kącik…
– Kurde, Kaśka, przecież to jaja jakieś są… W ogóle do mnie nie dociera to, co się dzieje…
– Wiem! Kosmos totalny. Ale wiesz co? Zasłużyłaś na to. Po tych wszystkich gównianych latach w końcu sobie odbijesz. I błagam cię, nie oglądaj się do tyłu! Korzystaj, bo taka szansa drugi raz się nie trafi!
– Tak zrobię. Dzięki, kochana!
– Proszę bardzo. I pamiętaj, po wszystkim chcę relację ze wszystkimi pikantnymi szczegółami!
– Nie będzie pikantnych szczegółów.
– Taaa, jasne!