Cena romansu - ebook
Cena romansu - ebook
Lekarz o arystokratycznym pochodzeniu! Rzeczywiście! Lilah kompletnie nie interesowało, z jakiej rodziny Carlos się wywodzi. Spędziła z nim co prawda jedną tylko noc, ale za to jak namiętną… Teraz była w ciąży, ale powitała ją z radością, bo zakochała się w Carlosie. Jednak gdy zaproponował małżeństwo powodowany jedynie poczuciem przyzwoitości, poczuła złość. Czy tak trudno zrozumieć, że cenniejsza od pierścionka jest miłość?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9108-6 |
Rozmiar pliku: | 669 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Uwaga, panowie, idę! – zawołała Lilah Anderson, wchodząc do męskiej szatni w szpitalu St. Mary’s. – Zakryjcie klejnoty!
Stukając obcasami o kamienną posadzkę, minęła pielęgniarza, który pośpiesznie wciągał fartuch, anestezjologa usiłującego zasłonić się ręcznikiem, musnęła wzrokiem kilka męskich pośladków, kilka torsów. W zaparowanym pomieszczeniu słychać było pokasływanie, śmiech. Nikt nie odważył się zaprotestować przeciwko jej obecności. Jako dyrektorka mogła każdego zwolnić.
Dlaczego jednak wtargnęła do męskiej szatni? Z powodu jednego upartego pracownika, który od wielu tygodni jej unikał. Nie mając wyjścia, postanowiła dopaść doktora Carlosa Medinę pod prysznicem.
Wiedziała, że właśnie skończył długą i skomplikowaną operację. Gdy doszła do kabin, zmrużyła oczy. Trzy z pięciu były zajęte. W pierwszej zobaczyła za półprzezroczystą zasłonką niską krępą postać. To na pewno nie Carlos.
Zza drugiej zasłonki wychyliła się łysiejąca głowa. To również nie był Carlos.
– Witam, Jim. – Uśmiechnęła się do zaskoczonego szefa pediatrii, który cofnął się pośpiesznie.
Została ostatnia kabina. Z bijącym sercem Lilah skierowała się w jej stronę. Przez chwilę obserwowała wysoką, dobrze zbudowaną postać w trakcie mycia głowy. Tym razem nie było mowy o pomyłce.
Carlos Medina, chirurg, jej kochanek, najstarszy syn dawnego europejskiego monarchy. Jego rodowód nie robił jednak na niej wrażenia. Na długo zanim poznała przeszłość Carlosa, pociągały ją jego geniusz, stosunek do pacjentów… oraz ciało, zarówno okryte, jak i nagie.
Okej, akurat o tym nie powinna teraz myśleć. Zaciskając zęby, odciągnęła na bok zasłonkę. Z kabiny buchnęły kłęby pary. Przez moment nic nie widziała, a gdy para się rozproszyła, oczom Lilah ukazał się fantastycznie zbudowany mężczyzna.
Strugi wody spływały z jego ramion, pleców i pośladków. Na jego ciele nie było żadnych bladych miejsc; wyglądał tak, jakby opalał się na plaży nudystów. Nie była to prawda. Po pierwsze, większość czasu spędzał pod dachem, operując albo śpiąc. A po drugie miał naturalnie śniadą cerę.
Obróciwszy się wolno, popatrzył na Lilah. Jego czarne oczy zdawały się przenikać ją na wskroś.
– Słucham? – Wypowiedział to słowo z lekkim hiszpańskim akcentem.
W sąsiedniej kabinie szef pediatrii zakręcił wodę i skierował się szybko do części z szafkami na ubrania. Inni ociągali się z wyjściem.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– Nie mogłaś zadzwonić?
– Wolę w cztery oczy.
W cztery oczy? Wokół kręciło się mnóstwo nagich i półnagich nasłuchujących facetów, istniała jednak szansa, że wkrótce zostaną sami. W spojrzeniu Carlosa pojawił się błysk zainteresowania, który po chwili zgasł.
– W porządku, szefowo. – Zakręcił wodę. – Możesz mi podać ręcznik?
Carlos obwiązał się nim w pasie. Starała się na niego nie gapić, ale nie umiała się powstrzymać. Włosy miał czarne i lśniące, rysy twarzy niemal posągowe, nos prosty, ciemne brwi i oczy, które dosłownie płonęły, kiedy się z nią kochał. Odwróciwszy się tyłem, wziął z półki butelkę z szamponem. Lilah wbiła spojrzenie w blizny na jego plecach. Kiedy pierwszy raz je dostrzegła i spytała, co się stało, Carlos w odpowiedzi obsypał ją pocałunkami. Fakt, że utykał, tłumaczył upadkiem z konia.
Była prawnikiem, nie lekarzem, wiedziała jednak, że musiał przeżyć jakąś fizyczną traumę.
Ściskając pod pachą kosmetyczkę z przyborami toaletowymi, przysunął się bliżej.
– No więc? – mruknął.
– Twój urok i maniery nie przestają mnie zachwycać.
– Trzeba było mnie nie zatrudniać. – Przyjęła go do pracy cztery lata temu. Miał wtedy trzydzieści sześć lat, ona o pięć mniej. – Prawie cały dzień naprawiałem kręgosłup siedmioletniej afgańskiej dziewczynce, której omal nie zabiła mina. Jestem ledwo żywy.
Zrobiło się jej go żal. Nic dziwnego, że padał na nos ze zmęczenia, ale nie zamierzała się wycofać. Przyjaźnili się od czterech lat i nagle z fajnego faceta przeistoczył się w dupka, a wszystko z powodu jednej nocy, jaką razem spędzili po świątecznym balu dobroczynnym. Cholera, przecież to nie było tak, że po trzecim orgazmie poprosiła o pierścionek zaręczynowy.
Seks tej nocy był niesamowity. Po tym miłym doświadczeniu Lilah wyobraziła sobie, że pozostaną z Carlosem przyjaciółmi, ale takimi, którzy czasem idą do łóżka. Nic z tego. Nazajutrz Carlos zaczął traktować ją z rezerwą, uprzejmie, lecz chłodno.
– Nie mam czasu na ceregiele. Chcę z tobą porozmawiać, więc ubierz się i wyjdźmy stąd.
– Może umówimy się, jak będziesz spokojniejsza.
Owszem, wparowując do męskiej szatni, zachowała się mało konwencjonalnie, ale miała dość. Nie zamierzała czekać ani dnia dłużej.
– Wykluczone – odrzekła, zniżając głos. Sądząc po oddalających się krokach, pomieszczenie z wolna pustoszało. – Porozmawiamy dziś. Teraz. Od ciebie zależy, czy tutaj, czy w gabinecie. Na twoim miejscu wybrałabym gabinet.
Za jej plecami ktoś odchrząknął, a może parsknął śmiechem. Popatrzyła na Carlosa i nagle zdała sobie sprawę, jak blisko siebie stoją, ona ubrana, a on w ręczniku. Starała się to zignorować. On ignorował ją od niemal trzech miesięcy, ale dość tego.
– Ale jak wolisz szatnię, to okej – ciągnęła szeptem. – W końcu widziałam cię nago…
– Milcz – rozkazał.
– Książę Medina raczył przemówić – mruknęła ironicznie. – Ubierz się. Poczekam. – Rzuciła mu czysty fartuch.
Kiedy odwróciła się, na wprost siebie ujrzała trzech na pół ubranych mężczyzn, którzy przyglądali się jej z zaciekawieniem. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Nie wolno ci okazywać słabości, przykazała sobie w duchu. Po raz pierwszy od trzech miesięcy ona i Carlos będą sam na sam. Przyłożyła palce do ust. Wszystko dokładnie pamiętała: zaczęło się od niewinnego pocałunku, a skończyło na…
O tym właśnie zamierzała poinformować Carlosa, gdy się ubierze i przejdą do zacisznego gabinetu. Dłużej nie mogła ukrywać przed nim prawdy: mniej więcej za sześć miesięcy doktor Carlos Medina zostanie ojcem.
Carlos nigdy nie tracił panowania nad sobą, lecz dziś był tego bliski. Miał ochotę zmyć komuś głowę, najlepiej samemu sobie, bo to on był wszystkiemu winien. Trzy miesiące temu, jak ostatni kretyn, przespał się z Lilah, co nie pozostało bez wpływu na ich niegdyś doskonałe relacje służbowe.
Wyminąwszy sprzątaczkę, która jeździła mopem po podłodze, ruszył za Lilah pustym korytarzem. Po obu stronach ciągnęły się okna, na zewnątrz słabe popołudniowe słońce usiłowało przebić się przez chmury. Carlos jednak nie patrzył na niebo, lecz na idącą przodem kobietę.
Kiedy wyszło na jaw, że nosi nazwisko Medina, w szpitalu pojawiły się setki paparazzich. Przestraszył się, że będzie musiał zrezygnować z pracy, aby zapewnić spokój i bezpieczeństwo pacjentom, ale nie docenił Lilah. Za jej sprawą po dwóch lub trzech dniach dziennikarze dostali sądowy zakaz zbliżania się do szpitala. Poleciła zwiększyć ochronę, a jemu przydzieliła nowy gabinet w najdalszym skrzydle budynku. Żeby się tam dostać, nadgorliwy paparazzo musiałby minąć kilku ochroniarzy i z pół tuzina dyżurek pielęgniarskich. Dotąd żadnemu się nie udało.
Tak, wtedy jej nie docenił, ale drugi raz tego błędu nie powtórzy. Musi być skupiony, myśleć chłodno i logicznie… Ha! Łatwo powiedzieć! Wciąż miał przed oczami widok Lilah stojącej przed kabiną i wodzącej wzrokiem po jego nagim ciele. Patrzyła tak, jakby go chciała dotknąć, może ugryźć.
Teraz on patrzył na nią, na jej delikatnie kołyszące się biodra ukryte pod czarną spódnicą i plecy przysłonięte czarnym żakietem. Zatrzymał spojrzenie na jej szyi, której nic nie zakrywało poza jednym luźnym kosmykiem.
Pragnął jej, choć był na nią zły. Pragnął jej od lat, lecz wiedział, że kontakt fizyczny zniszczyłby ich cudowną przyjaźń, a na to nie mógł pozwolić. Łączyła ich podobna wrażliwość, podobne spojrzenie na świat, pracoholizm. Miał tak niewielu przyjaciół, że cenił sobie tę nieoczekiwaną nić sympatii, jaka się między nimi wytworzyła.
Gdy skręcili z korytarza do sekretariatu, przeniósł wzrok z pośladków pani dyrektor na swoją sekretarkę, kompetentną kobietę w średnim wieku, która trzymała na biurku zdjęcia dwunastu wnucząt.
– Wando, z nikim mnie nie łącz – poprosił. – Chyba że zadzwonią z OIOM-u w sprawie tej małej Afganki.
Na myśl o tym, ile godzin stał przy stole, robiąc wszystko, co w jego mocy, by dziewczynka mogła przynajmniej ruszać rękami, bo o chodzeniu nie było mowy, poczuł ból w plecach. Zbyt wiele czasu spędził w niewygodnej pozycji.
Wchodząc do gabinetu, zacisnął rękę na framudze drzwi, przytrzymał się kanapy, oparł o ścianę. Jego ciężki nierówny chód kontrastował z szybkim, lekkim krokiem Lilah. Gładząc palcami oprawione w skórę czasopisma medyczne, Lilah przystanęła przed płótnem Joaquina Sorolli y Bastidy, które Carlos dostał od brata. Obraz przedstawiał kalekie dzieci kąpiące się w uzdrawiającej wodzie.
Chociaż mieszkał daleko od ojczyzny, Carlos kochał malarstwo hiszpańskie. Był najstarszym synem Enrique’a Mediny, zdetronizowanego króla małego wyspiarskiego kraju u wybrzeży Hiszpanii. Ponad dwadzieścia lat temu całą rodziną uciekli z San Rinaldo, osiedlili się u wybrzeży Florydy i starali wieść anonimowe życie.
Dopiero niedawno dziennikarze wpadli na ich trop. Jeszcze cztery miesiące temu Carlos przedstawiał się jako Carlos Santiago, a potem nagle, po artykułach w prasie, został Carlosem Mediną, dziedzicem zdetronizowanego monarchy. Jedna Lilah traktowała go tak, jak dawniej. Nie imponowało jej jego pochodzenie i nie była zła, że latami ją oszukiwał. Rozumiała, dlaczego ukrywał swą tożsamość. Jako dyrektorka szpitala miała tylko jedną prośbę: żeby jeszcze raz okazał swoją licencję medyczną.
Była kobietą rozsądną, trzeźwo myślącą. Cóż więc mogło się wydarzyć, by tak rozsądna, trzeźwo myśląca kobieta wtargnęła do męskiej szatni? Kiedy ją zobaczył za zasłonką prysznicową, miał ochotę zedrzeć z niej ubranie i wciągnąć pod strumień gorącej wody.
Zamknął drzwi gabinetu, izolując ich od świata zewnętrznego. Byli sami. Opierając się o ścianę, by ulżyć plecom, spojrzał Lilah w twarz – po raz pierwszy, odkąd wyszedł spod prysznica. Była przeraźliwie blada, oczy miała podkrążone.
Coś ją dręczy. Tylko tym tłumaczył sobie jej dzisiejsze zachowanie. Zazwyczaj spokojnie przedstawiała sprawę, logicznie i precyzyjnie wszystko uzasadniając, a dziś…
– Co się stało? Nie dostaniemy pieniędzy na nowe skrzydło? – spytał.
– Nie chodzi o szpital. – Przygryzła wargę.
Odkleiwszy się od ściany, podszedł bliżej. Jeszcze krok i poczuje leciutki zapach jej perfum. Przepisy szpitalne zabraniały używania silnie pachnących kosmetyków.
Przyglądała mu się uważnie. Zwykle mniej utykał; dziś wielogodzinna operacja go wymęczyła. Nie wstydził się swojego kalectwa; istniały ważniejsze sprawy na świecie niż to, czy ktoś się na niego gapi albo się nad nim lituje. Wiedział, że ma szczęście: mógłby nie żyć lub poruszać się na wózku.
– Więc o co? Co takiego się stało, że wpadłaś do męskiej szatni, dostarczając tematu do plotek?
– Chodzi o… o tamtą noc.
Zatrzymał się w pół kroku. Tamta noc… Najpierw przyszli tutaj, do jego gabinetu, a potem pojechali do jego domu, który był bliżej niż jej mieszkanie. Pamiętał wszystko, jakby to wydarzyło się wczoraj. Swoją drogą dobrze, że tak szybko podała mu ręcznik, kiedy stał pod prysznicem. Gdyby się ociągała, nie zdołałby ukryć, jak bardzo jej wciąż pragnie.
Jeden raz zachował się nieodpowiedzialnie. Od tamtej pory cierpiał, codziennie na nowo przeżywał ich pieszczoty, pocałunki. Tak łatwo byłoby znów ulec pokusie, ale nie mógł, nie chciał. Patrząc na Lilah, starał się przypomnieć sobie powody, dlaczego nie powinien się do niej zbliżać.
Odruchowo przysunął palec do pasma włosów na jej szyi. Skórę miała gładką, włosy jedwabiste… Czuł, jak jego opór topnieje. Stopniał całkowicie, gdy Lilah położyła dłonie na jego piersi i przywarła do niego całym ciałem. Oczami wyobraźni ujrzał ją nagą, w łóżku.
– Och, Carlos…
Przestał fantazjować i zmiażdżył jej usta w pocałunku. Nie zaprotestowała. Oboje spalało pożądanie. Kilkutygodniowy celibat nie przyniósł oczekiwanego skutku.
To było nie do uniknięcia. Wsunął palce w jej włosy, burząc misternie upięty kok. Jak łatwo byłoby teraz zrzucić fartuch lekarski, a Lilah pozbawić żakietu i spódnicy. Skórzana kanapa wyglądała zachęcająco.
Nie, biurko było bliżej. Carlos przejechał ręką po mahoniowym blacie, strącając na podłogę notes, długopis i kalendarz. Następnie, unosząc Lilah za pośladki, posadził ją na krawędzi mebla i rozpiął jej żakiet.
Nie przerywając pocałunku, zamruczała cicho. Pośpiesznie zsunął jej żakiet z ramion – miała na sobie srebrzystą opiętą bluzkę – po czym, okrywając pocałunkami jej twarz, powędrował w dół, wzdłuż szyi, dekoltu, aż do piersi. Były wspanialsze, niż je zapamiętał. Wsunąwszy rękę pod pasek spódnicy, zaczął gładzić ciepły, lekko zaokrąglony brzuszek…
W tym momencie Lilah znieruchomiała i zmroziła go wzrokiem. Podziałało to na niego niczym kubeł zimnej wody. Psiakość, wystarczyła chwila, by zapomniał o trzech miesiącach wstrzemięźliwości. Cofnął się i oddychając ciężko, oparł o biurko. Lilah wciągnęła z powrotem żakiet. Włosy miała potargane.
Wiedział, że musi naprawić to, co zepsuł.
– Przepraszam – szepnął. – Popełniłem błąd, chowając głowę w piasek po tym, co się wydarzyło. Chciałbym…
– Owszem, wydarzyło się – przerwała mu, zapinając guziki. – Ja na pewno nie zapomnę tamtej nocy.
Podrapał się z namysłem po nosie.
– Z powodu mojego nazwiska wszystko mi się ostatnio pokomplikowało. Chciałbym, żeby moje życie było prostsze, ale… – Czułym gestem odgarnął jej włosy za ucho. – Myślę, że powinniśmy rozważyć możliwość intymnej przyjaźni.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem, po czym odchyliwszy się do tyłu, roześmiała. Trzymając się za brzuch, śmiała się coraz głośniej. W końcu zamknęła oczy i potrząsnęła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
– Lilah? – Ujął ją za brodę i obrócił twarzą do siebie. – To naprawdę dobry pomysł. Za jakiś czas pożądanie wygaśnie i wszystko wróci do poprzedniego stanu.
Przestała się śmiać. Gdy otworzyła oczy, malował się w nich wyraz powagi.
– Wiesz, Carlos, kiedyś przyznałabym ci rację. Ale teraz już na to za późno.
Nie przypuszczał, że jej odmowa sprawi mu taką przykrość. Może powinien był wyjść z propozycją wcześniej? Zapewne Lilah ma do niego żal, że tak długo trzymał ją na dystans.
– Za późno? Może jednak nie?
– Jeszcze ci wszystkiego nie powiedziałam. – Zeskoczyła z biurka i wyprostowała się. Miała metr siedemdziesiąt wzrostu, w butach na obcasach sięgała mu do ramion. – Jestem w ciąży. Z tobą. To trzeci miesiąc.
W ciąży? Najpierw ogarnęło go zdumienie, potem niedowierzanie, w końcu akceptacja smutnej prawdy, że znów został oszukany.
Sądził, że już nic go nie zdziwi. Tak wiele przeżył w życiu rozczarowań, a jednak… Roześmiał się gorzko.
Lilah skrzyżowała ręce na piersi.
– Jeżeli śmiechem próbujesz mnie ukarać za mój śmiech… Nie rób tego. To nie jest temat do żartów.
– Zdecydowanie nie – przyznał. Blizny na plecach były pamiątką po tym, co stracił dwadzieścia kilka lat temu, kiedy uciekał z rodziną z San Rinaldo. Wszystkim mówił, że blizn nabawił się, kiedy jako nastolatek spadł z konia. Kłamstwo łatwiej przechodziło mu przez usta od prawdy.
Lilah z trudem hamowała złość.
– Jeśli w przyszłości nasze dziecko dowie się o twojej reakcji, nie będzie zbyt szczęśliwe.
– Nasze? – Jeśli ktokolwiek miał prawo być zły, to on. – Sądzę, że po prostu nie jesteś pewna, z kim zaszłaś w ciążę, bo nie chce mi się wierzyć, że świadomie usiłujesz zrzucić na mnie odpowiedzialność za dziecko innego faceta.
Uderzyła go w policzek.
– Co za palant!
– Słucham? – spytał, poruszając obolałą szczęką.
– To najłagodniejsze określenie, jakie przyszło mi do głowy. Może nie jesteśmy tak zaprzyjaźnieni jak dawniej, ale spodziewałam się innej reakcji. Myślałam, że jesteś człowiekiem honorowym.
Pocierając ręką twarz, zastanawiał się, co powiedzieć. Jeszcze przed chwilą był na nią napalony, a teraz… Teraz okazało się, że Lilah jest w ciąży. Informacja o dziecku całkiem zbiła go z tropu. Intymna przyjaźń? Dobre sobie!
– Przykro mi – odrzekł, siląc się na spokojny ton. – To na pewno nie jest moje dziecko.
Nerwowym ruchem obciągnęła żakiet.
– Nie zamierzam cię do niczego zmuszać, ani żebyś je kochał, ani dał mu nazwisko. Mój syn lub córka zasługuje na lepszego ojca. Po prostu zrobiłam, co do mnie należało, i poinformowałam cię. Teraz możesz iść do diabła.
Mówiła z żarem, jakby naprawdę wierzyła w każde swoje słowo, a przecież mógł przysiąc na wszystko, że to nie jego dziecko. Może zaszła w ciążę tydzień wcześniej lub później? Może stąd ta pomyłka? O ile się orientował, z nikim się nie spotykała, ale może nie był na bieżąco?
– Posłuchaj – wskazał na jej brzuch – to naprawdę nie moje.
Uświadomiwszy sobie, że odkąd się kochali, Lilah poszła do łóżka z innym, ku własnemu zdumieniu poczuł ukłucie zazdrości. Zaczął zastanawiać się, z kim w szpitalu mogła… Nie, do cholery! To nie jego sprawa.
– Masz rację, ojciec powinien zostać poinformowany – ciągnął, próbując przemówić jej do rozsądku – tyle że na sto procent nie jestem nim ja.
Nie mógł nim być po tym, co mu się przydarzyło podczas ucieczki z San Rinaldo. Kule rebeliantów zabiły jego matkę i o mało nie zabiły jego, kiedy usiłował ją ochronić.
– Wypadek, po którym utykam, spowodował również inne szkody. – Zamilkł, wiedząc, że za chwilę wyjawi jej swoją największą tajemnicę. – Lilah, jestem bezpłodny.