Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Cenny motyw - ebook

Data wydania:
12 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cenny motyw - ebook

Aleksandra dostaje od kochanka pamiątkę rodzinną, pierścionek z okresu secesji. Kilka dni później kobieta ginie od noża, a cenna ozdoba przepada.

Celina Stefańska, rozczarowana działaniami policji, postanawia sama odnaleźć ludzi, którzy zabili jej rodziców. W tym samym czasie otrzymuje zlecenie wyjaśnienia okoliczności śmierci Aleksandry. Stefańska, prowadząc dochodzenie, nie tylko wpada na trop nieuczciwych praktyk na rynku jubilerskim, ale również dochodzi do wniosku, że oba zabójstwa mogą być ze sobą powiązane.

Kto pozbawił życia rodziców Celiny? Kto i dlaczego zabił Aleksandrę? I wreszcie kto ukradł drogocenny klejnot?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83297-35-4
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Miłe złego po­czątki. Do­wód mi­ło­ści. Xa­vier mar­twi się o Ce­linę. Mał­żeń­stwo do­sko­nałe? Ro­dzinny klej­not.

Tam­tego dnia, gdy Ma­ciej po­wie­dział jej o pier­ścionku, Alek­san­dra spę­dziła wie­czór na roz­my­śla­niach i oglą­da­niu zdjęć daw­nej bi­żu­te­rii. O pół­nocy uznała, że taka oka­zja może ni­gdy się nie po­wtó­rzyć, za­tem po­stą­pi­łaby nie­zgod­nie ze swo­imi za­sa­dami, gdyby nie spró­bo­wała zdo­być klej­notu.

Za­częło się od tego, że po­pro­siła Maćka o są­siedzką po­moc w na­oli­wie­niu skrzy­pią­cych drzwi, a póź­niej, w re­wanżu, po­czę­sto­wała go kawą. Za­nim usie­dli, męż­czy­zna za­uwa­żył ze­gar szaf­kowy, obej­rzał go z cie­ka­wo­ścią, za­dał kilka py­tań. Na­stęp­nie pod­szedł do fo­tela z po­łowy dzie­więt­na­stego wieku i po­gła­dził opar­cie, a gdy Alek­san­dra za­pro­siła go do stołu, od razu zwró­cił uwagę na fi­li­żanki z por­ce­lany mi­śnień­skiej.

– Lu­bisz za­byt­kowe przed­mioty – uznał, się­ga­jąc po srebrną cu­kier­nicę.

– Ty chyba też – od­po­wie­działa.

Do­ce­niała u lu­dzi za­in­te­re­so­wa­nie an­ty­kami; już na po­czątku zna­jo­mo­ści usta­wiała ich w swoim oso­bi­stym ran­kingu wy­żej niż osoby, któ­rych wzrok obo­jęt­nie prze­śli­zgi­wał się po wa­zo­nie ze szkła war­stwo­wego, nie mó­wiąc już o tych, któ­rzy przy­kle­jali gumę do żu­cia na brzegu fa­jan­so­wego ta­le­rza.

– Do­ra­sta­łem w ta­kich kli­ma­tach – po­wie­dział Ma­ciej. – Moja bab­cia ota­czała się sta­ro­ciami i ko­chała za­byt­kową bi­żu­te­rię.

– O, to mia­ła­bym o czym z nią roz­ma­wiać. – Go­spo­dyni się oży­wiła, jak za­wsze, gdy była mowa o jej ulu­bio­nej ga­łęzi rze­mio­sła ar­ty­stycz­nego. – Uwiel­biam pre­cjoza, które mają prze­szłość i z któ­rymi wiąże się ja­kaś ro­man­tyczna albo tra­giczna hi­sto­ria. – Alek­san­dra po­ka­zała bran­so­letkę ota­cza­jącą jej nad­gar­stek. – Ze­szło­roczny pre­zent uro­dzi­nowy, sio­stra zna­la­zła ją dla mnie w an­ty­kwa­ria­cie.

– Moja bab­cia miała tro­chę bły­sko­tek, po jej śmierci ro­ze­szły się wśród krew­nych. – Męż­czy­zna pod­niósł fi­li­żankę do ust. – Poza pier­ścion­kiem, który do­sta­łem w dniu ślubu z Lilą.

– Ty do­sta­łeś? – W gło­sie Alek­san­dry za­brzmiało zdu­mie­nie. – To sy­gnet?

– Nie. Nor­malny, ko­biecy. Ro­dzinna pa­miątka, cacko, które prze­cho­dziło z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie, li­czy so­bie chyba ze sto lat – wy­ja­śnił. – Te­raz jest u mnie, a ja prze­każę je na­stęp­nej oso­bie. Kie­dyś. Na ra­zie o tym nie my­ślę.

– Sto lat? W ta­kim ra­zie to na pewno klej­not z nie­jedną hi­sto­rią – po­wie­działa Alek­san­dra, z tru­dem pa­nu­jąc nad emo­cjami. – Opo­wiesz coś wię­cej?

– Nie wiem, co jesz­cze mógł­bym do­dać. – Ma­ciej wzru­szył ra­mio­nami. – Szcze­rze mó­wiąc, na co dzień o nim za­po­mi­nam.

– A twoja żona nie chciała go no­sić? – zdzi­wiła się Aleksa. – Bi­żu­te­ria jest jak dom, musi być uży­wana, wtedy żyje.

– Ni­gdy tego nie pro­po­no­wa­łem Li­lia­nie, pier­ścio­nek jest dość ory­gi­nalny, a moja żona lubi pro­stą, no­wo­cze­sną bi­żu­te­rię.

– Ory­gi­nalny? – Alek­san­dra ze wszyst­kich sił pró­bo­wała za­cho­wać spo­kój. Zwy­kła roz­mowa przy ka­wie zmie­rzała w nie­ocze­ki­wa­nym kie­runku.

– To nie jest ty­powa ob­rączka z oczkiem. – Ma­ciek ścią­gnął brwi. – W miej­scu, gdzie zwy­kle umiesz­cza się ka­mień, twórca przy­mo­co­wał różne ele­menty, tak że ca­łość przy­po­mina mi­kro­sko­pijny ob­raz ze scenką ro­dza­jową czy coś tego typu. Naga ko­bieta w muszli i do­okoła niej jakby ga­łę­zie.

Alek­san­dra po­czuła, że robi jej się słabo.

– Tro­chę tu duszno. – Otwie­ra­nie okna i po­wrót do stołu wy­ko­rzy­stała na wy­rów­na­nie od­de­chu. – Mó­wisz, że ma­cie go w ro­dzi­nie od stu lat?

– Chyba tro­chę dłu­żej. – Uniósł ką­ciki ust w uśmie­chu. – Ty pew­nie byś do­ce­niła tę bły­skotkę, skoro lu­bisz stare rze­czy, cho­ciaż nie są­dzę, żeby to było coś cen­nego. Po pro­stu pa­miątka po wcze­śniej­szych po­ko­le­niach, ma war­tość sen­ty­men­talną. Jak wpad­niesz do nas któ­re­goś dnia, chęt­nie ją ci po­każę – obie­cał. – Mu­szę tylko od­gru­zo­wać szu­fladę.

Ma­ciek do­pił her­batę i się po­że­gnał, a ona spę­dziła wie­czór na oglą­da­niu zdjęć w al­bu­mie i ka­ta­logu oraz czy­ta­niu opi­sów. Nie­wie­dza są­siada z jed­nej strony po­ra­żała, ale z dru­giej dzia­łała na jej ko­rzyść. Poza tym Alek­san­dra za­uwa­żyła, że wpa­dła męż­czyź­nie w oko; wcze­śniej ba­wiły ją prze­cią­głe spoj­rze­nia Maćka, jed­nak te­raz jego za­uro­cze­nie i sła­bość mo­gły stać się jej siłą.

Zwa­bie­nie są­siada do łóżka nie spra­wiło jej trud­no­ści, a gdy już go so­bie owi­nęła wo­kół ma­łego palca, za­częła wy­wie­rać na­cisk. Był tchó­rzem, jak przy­pusz­czała. Na wzmiankę, by spę­dził z nią święta Bo­żego Na­ro­dze­nia, a póź­niej syl­we­stra, wił się i pro­sił o zwłokę, mó­wił, że po­trze­buje tro­chę wię­cej czasu. Uda­wała na­dą­saną, mó­wiła, że jej nie ko­cha.

– Ko­cham cię – za­pew­niał. – Sza­leję za tobą.

– Udo­wod­nij – pro­wo­ko­wała kilka ty­go­dni po Wiel­ka­nocy. – Daj mi coś, co mnie prze­kona, że mó­wisz prawdę. Ko­lejne święta za nami, a ty da­lej mnie zwo­dzisz.

– Udo­wod­nię ci – obie­cał.

– Za kilka dni są moje uro­dziny. Wy­jedź ze mną, a wcze­śniej roz­mów się wresz­cie z Li­lianą – za­żą­dała.

Te­raz, w czwart­kowy po­ra­nek, dwa dni przed week­en­dem, który dla wielu szczę­ścia­rzy sta­no­wił po­czą­tek wy­jąt­kowo dłu­giej ma­jówki, Alek­san­dra, le­żąc jesz­cze w po­ścieli, za­sta­na­wiała się, co tym ra­zem po­wie Ma­ciek, jaką wy­mówką się po­służy, o ile dni do na­my­słu po­prosi. Tra­ciła cier­pli­wość i była go­towa przy­ci­snąć go tak, żeby nie mógł zła­pać od­de­chu. Prze­su­nęła nieco datę swo­ich uro­dzin, które w rze­czy­wi­sto­ści ob­cho­dziła po ma­jówce, żeby ukie­run­ko­wać jego my­śle­nie; je­żeli i tym ra­zem nie do­trze do Maćka, co po­wi­nien zro­bić, bę­dzie mu­siała prze­jąć ini­cja­tywę i za­cząć dzia­łać.

***

– Już co­raz bli­żej pił­kar­skie mi­strzo­stwa świata dwa ty­siące osiem­na­ście – ob­wie­ścił ra­diowy spra­woz­dawca. – W po­ło­wie czerwca wiel­kie otwar­cie fut­bo­lo­wego święta, na które cze­ka­li­śmy przez cztery lata.

Pod­ko­mi­sarz Ksa­wery Per­rault, dla ojca Fran­cuza – Xa­vier, spoj­rzał przez szybę, żeby oce­nić in­ten­syw­ność pa­da­ją­cego desz­czu.

– Nie­długo na ro­syj­skich sta­dio­nach trzy­dzie­ści dwa pił­kar­skie ze­społy za­grają o Pu­char Świata, naj­cen­niej­sze fut­bo­lowe tro­feum – kon­ty­nu­ował spi­ker. – Pol­ska re­pre­zen­ta­cja roz­pocz­nie mun­dial me­czem z Se­ne­ga­lem, a póź­niej zmie­rzy się...

Ksa­wery wy­łą­czył ra­dio. Aura nie na­stra­jała do spor­to­wych wy­czy­nów, ale po­li­cjant wy­działu kry­mi­nal­nego Ko­mendy Sto­łecz­nej Po­li­cji nie za­mie­rzał re­zy­gno­wać z co­dzien­nej dawki ru­chu, która po­ma­gała mu utrzy­mać w ry­zach ciało i umysł. Przy akom­pa­nia­men­cie stu­kotu ob­ca­sów są­siadki miesz­ka­ją­cej pię­tro wy­żej i ra­do­snego po­szcze­ki­wa­nia jej psa Xa­vier wło­żył nie­prze­ma­kalny dres i buty spor­towe. Gdy za­my­kał drzwi, po­ranną ci­szę prze­ciął dźwięk Ko­ły­sanki Ro­se­mary. Po­li­cjant wy­jął te­le­fon z kie­szeni i spoj­rzał na wy­świe­tlacz.

– Co jest, Szpaku, spać nie mo­żesz? – mruk­nął, zer­ka­jąc na zbie­ga­ją­cego po scho­dach cze­ko­la­do­wego la­bra­dora oraz ko­bietę trzy­ma­jącą na­piętą smycz. – Dzień do­bry. – Ski­nął jej głową i po­cze­kał chwilę, nim ru­szył da­lej.

– Po­sze­dłem ku­pić bułki i... – za­czął pod­ko­mi­sarz Szpa­kow­ski.

– Ty cho­dzisz rano po bułki, Szpaku?

– ...i wstą­pi­łem do kio­sku. – Roz­mówca nie dał się spro­wo­ko­wać. – To­bie ra­dzę to samo.

– Mo­żesz ja­śniej? – Xa­vier wy­szedł przed klatkę scho­dową ka­mie­nicy usy­tu­owa­nej na rogu ulic Roz­brat i Śnie­goc­kiej, po­wiódł wzro­kiem po oto­cze­niu. – Za­bili ko­goś czy co?

– Twoja Ce­lina udzie­liła wy­wiadu.

– Nie jest moja – burk­nął Per­rault. – Stresz­czaj się, Zyga, bo idę bie­gać.

– Sam prze­czy­taj, co ci będę ga­dać. Wsa­dziła kij w mro­wi­sko, można po­wie­dzieć, a co z tego wy­nik­nie, czas po­każe. Koń­czę, bo kawa mi sty­gnie – do­dał.

– Cze­kaj, o jaki ty­tuł cho­dzi?

– Ogól­no­pol­ski – mruk­nął Zyg­munt. – „Z Pierw­szej Ręki”. Sam nie wiem, czy to do­brze czy źle. Śledz­two jest za­mknięte, ale ja dużo bym dał, żeby...

– Chcesz jej po­wie­dzieć prawdę?

– Bę­dzie py­tać – burk­nął Szpa­kow­ski. – Nie mam wąt­pli­wo­ści, że je­stem pierw­szy na jej li­ście.

– Po­wiesz jej? – po­no­wił py­ta­nie Ksa­wery.

– Niby o czym? O pod­szep­tach swo­jej in­tu­icji? – za­kpił. – Wiesz, jak było, a ja nie mam żad­nego punktu za­cze­pie­nia.

– Wiem. Na ra­zie.

Ksa­wery stał przez mo­ment z te­le­fo­nem w dłoni, lo­ka­li­zu­jąc w my­ślach naj­bliż­szy kiosk, a póź­niej po­truch­tał w stronę Czer­nia­kow­skiej. W ma­łym skle­pie wie­lo­bran­żo­wym ku­pił ga­zetę, po­biegł w stronę parku i za­trzy­mał się przy pierw­szym drze­wie, żeby osło­nić pa­pier przed wil­go­cią. Prze­wró­cił kartki i na czwar­tej stro­nie prze­czy­tał:

Ce­lina Ste­fań­ska, po­cząt­ku­jąca pry­watna de­tek­tyw, która po­mo­gła pol­skiej i fran­cu­skiej po­li­cji w od­zy­ska­niu cen­nego ob­razu pędzla Jó­zefa Pan­kie­wi­cza, chce od­na­leźć mor­dercę swo­ich ro­dzi­ców.

Ksa­wery stłu­mił prze­kleń­stwo, które za­wi­sło mu na ustach, i zlu­stro­wał zdję­cie Ce­liny za­miesz­czone obok tek­stu. Wy­glą­dała ina­czej niż wtedy, gdy ją wi­dział ostatni raz, a jej oczy ci­skały bły­ska­wice. Wy­raz twa­rzy ko­biety na fo­to­gra­fii nie miał także nic wspól­nego z tym, co za­ob­ser­wo­wał na ka­drach sprzed trzech lat. Te­raz jej spoj­rze­nie prze­ni­kało czy­tel­nika na wskroś; nikt nie mógł mieć wąt­pli­wo­ści, że miej­sce Ce­liny wy­co­fa­nej i prze­stra­szo­nej za­jęła Ce­lina, która wie, czego chce, i za­mie­rza po to się­gnąć.

Xa­vier prze­niósł spoj­rze­nie na po­czą­tek wy­wiadu.

D.Z.:Za­cznijmy roz­mowę o dziele, które zo­stało skra­dzione w biały dzień z pry­wat­nej ga­le­rii w Lyonie. Na jego miej­scu zło­dziej po­wie­sił fal­sy­fi­kat. Pani dzia­ła­nia przy­czy­niły się do od­na­le­zie­nia ob­razu i uję­cia prze­stępcy, który długo wo­dził po­li­cję za nos. Szczę­ście po­cząt­ku­ją­cej?

Po­li­cjant po­mi­nął ko­lejne wersy za­wie­ra­jące opo­wieść o po­szu­ki­wa­niu płótna i sku­pił się na frag­men­cie, który do­ty­czył prze­szło­ści Ste­fań­skiej.

D.Z.:: Nie wszy­scy czy­tel­nicy wie­dzą, że jest pani córką dzien­ni­karki i pry­wat­nego de­tek­tywa. Pani ro­dzice zgi­nęli tra­gicz­nie, a za­nim to się stało, zo­stała pani upro­wa­dzona. W oby­dwu sy­tu­acjach spraw­ców nie od­na­le­ziono.

C.S.: To prawda. Po­ry­wacz wią­zał mnie i kne­blo­wał, żeby na­krę­cić ma­te­riał fil­mowy. Le­ża­łam w za­mknię­tej skrzyni, która przy­po­mi­nała roz­mia­rem i wy­glą­dem trumnę, a do jej wieka przy­mo­co­wano ka­merę, która re­je­stro­wała wy­raz mo­jej twa­rzy. Póź­niej do­wie­dzia­łam się, że po­ry­wacz za­pi­sy­wał na­gra­nia na pły­cie DVD i wy­sy­łał je do mo­ich ro­dzi­ców.

D.Z.: Wie pani dla­czego?

C.S.: Mama przy­go­to­wy­wała się do na­pi­sa­nia re­por­tażu na te­mat pew­nej afery, a tata po­ma­gał jej zbie­rać ma­te­riały. Za­po­wia­dana pu­bli­ka­cja naj­wy­raź­niej była ko­muś nie na rękę i po­rwa­nie miało zmu­sić mo­ich ro­dzi­ców do re­zy­gna­cji z zaj­mo­wa­nia się sprawą.

D.Z.: Zre­zy­gno­wali?

C.S.: Nie, da­lej ro­bili swoje, ale za­nim tekst się uka­zał dru­kiem, zo­stali za­mor­do­wani w okrutny spo­sób. Ktoś pod­ło­żył ła­du­nek wy­bu­chowy i wy­sa­dził w po­wie­trze sa­mo­chód, któ­rym je­chali.

D.Z.: Czy pani wie, co do­kład­nie było przed­mio­tem za­in­te­re­so­wa­nia ro­dzi­ców?

C.S.: Na ra­zie nie­wiele, ale za­mie­rzam się do­wie­dzieć.

– Tro­chę wiesz – mruk­nął Ksa­wery, nie prze­ry­wa­jąc lek­tury.

D.Z.: Mi­nęło dwa i pół roku od za­ma­chu. Do tej pory pani mil­czała, mimo po­na­wia­nych próśb dzien­ni­ka­rzy o roz­mowę. Co spo­wo­do­wało, że zgo­dziła się pani na wy­wiad?

CS.: Na pe­wien czas moje ży­cie stra­ciło sens. Prze­ży­łam traumę, a póź­niej oka­zało się, że jedno z na­grań, które ro­bił po­ry­wacz, wy­cie­kło do in­ter­netu. Ty­siące osób obej­rzało „spek­takl”, o któ­rym chcia­ła­bym za­po­mnieć, wiele z nich sko­men­to­wało fil­mik w nie­wy­bredny spo­sób... Lu­dzie nie po­trze­bują wojny, żeby po­ka­zać swoje okru­cień­stwo. Za­nim się po­zbie­ra­łam, po­twór za­mor­do­wał mo­ich ro­dzi­ców i wciąż prze­bywa na wol­no­ści. Mam dość sie­dze­nia z za­ło­żo­nymi rę­kami; skoro po­li­cja nie po­tra­fiła go od­na­leźć, zro­bię to sama.

D.Z.: Dla­tego po­szła pani w ślady ojca i za­ło­żyła agen­cję de­tek­ty­wi­styczną?

C.S.: Agen­cję za­ło­ży­łam, po­nie­waż nie­spo­dzie­wa­nie stra­ci­łam pracę. Wąt­pi­łam w po­wo­dze­nie tego in­te­resu głów­nie z po­wodu fo­bii, które mnie nę­kały, ale nie­spo­dzie­wa­nie do­sta­łam pro­po­zy­cję wy­jazdu do Lyonu. Przy­ję­cie tego zle­ce­nia zmu­siło mnie do sta­wie­nia czoła lę­kom i walki z de­mo­nami.

D.Z.: Pani wkład w od­na­le­zie­nie skra­dzio­nego ob­razu do­wo­dzi, że się udało.

C.S.: Tak. Je­stem te­raz dużo sil­niej­sza i za­mie­rzam za­jąć się szu­ka­niem win­nych za­bój­stwa mo­ich ro­dzi­ców.

Ksa­wery znów wy­mru­czał prze­kleń­stwo i zło­żył ga­zetę. Ru­szył przez park w kie­runku Solca, po­tem prze­szedł na drugą stronę jezdni. Nad Wi­słą za­stał to, co było mu naj­bar­dziej po­trzebne: pustkę, ci­szę, spo­kój. Pu­ścił się pę­dem wzdłuż rzeki, żeby wy­bie­gać wście­kłość, która go ogar­nęła. Per­rault, w prze­ci­wień­stwie do Szpa­kow­skiego, nie był opty­mi­stą. Jego zda­niem Ce­lina wło­żyła kij nie tyle w mro­wi­sko, co w kłę­bo­wi­sko węży, a to nie mo­gło się dla niej do­brze skoń­czyć. W naj­lep­szym ra­zie prze­stępcy umrą ze śmie­chu, w naj­gor­szym – Ce­lina na­pyta so­bie biedy.

Xa­vier do­biegł do war­szaw­skiej Sy­renki i po­mknął w drogę po­wrotną. Za­uwa­żył, że roz­pa­dało się na do­bre, gdy z im­pe­tem wbiegł w śro­dek ka­łuży, a brudna woda do­się­gła jego twa­rzy. Wy­tarł rę­ka­wem mo­kry po­li­czek i przy­spie­szył. Po po­wro­cie do domu zdjął prze­mo­czoną odzież i po­czuł, że złość, po­cząt­kowo zre­du­ko­wana wy­sił­kiem fi­zycz­nym, wy­peł­nia go na nowo, ale tym ra­zem to­wa­rzy­szy jej nie­po­kój.

***

Li­lianę obu­dził war­kot sil­nika sa­mo­cho­do­wego. Mia­rowy od­głos ru­sza­ją­cego po­jazdu ozna­czał ko­niec noc­nej ci­szy oraz ry­chły alarm bu­dzika. Ko­bieta otwo­rzyła oczy i spoj­rzała na męża. Ma­ciek, w prze­ci­wień­stwie do niej, spał w naj­lep­sze i miał za nic ter­ko­ta­nie auta, które wła­śnie prze­je­chało przed oknami ich miesz­ka­nia na par­te­rze. Li­liana, nie od­ry­wa­jąc wzroku od ust męża, które co pe­wien czas wy­da­wały z sie­bie dźwięk przy­po­mi­na­jący „puff”, od­bie­gła my­ślami do ze­szło­rocz­nych świąt, któ­rymi roz­po­częli swój po­byt w War­sza­wie.

Wtedy, późną je­sie­nią, po kilku mie­sią­cach bez­ro­bo­cia, które do­tknęło ich w ro­dzin­nym mie­ście, Ma­ciej zna­lazł in­tratną po­sadę w sto­licy. Nie za­sta­na­wiali się zbyt długo nad prze­pro­wadzką, po­nie­waż nic ich nie trzy­mało w do­tych­cza­so­wym miej­scu; dzieci nie mieli, ro­dzice miesz­kali na dru­gim końcu Pol­ski, a przy­ja­ciele się zde­ma­te­ria­li­zo­wali, gdy Ma­ciek z Lilą zo­stali by­wal­cami lo­kal­nego urzędu pracy. Mał­żon­ko­wie spa­ko­wali wa­lizki, bez żalu zo­sta­wia­jąc za sobą prze­szłość, i po­sta­no­wili za­pu­ścić ko­rze­nie w War­sza­wie. Los im sprzy­jał; mie­siąc po prze­pro­wadzce pracę zna­la­zła rów­nież Li­liana. Tuż przed świę­tami tra­fiła na anons z in­for­ma­cją, że jest wa­kat na sta­no­wi­sku ko­sme­tyczki w sa­lo­nie ko­sme­tyczno-fry­zjer­skim Charme. Lila za­dzwo­niła pod nu­mer po­dany w ogło­sze­niu, a wła­ści­cielka stu­dia pięk­no­ści po krót­kiej roz­mo­wie po­wie­działa, że Li­liana spa­dła jej ni­czym gwiazdka z nieba. Po­przed­nia ko­sme­tyczka ode­szła z dnia na dzień i sze­fowa, z obawy, że nie znaj­dzie tak szybko ni­kogo na jej miej­sce, za­częła od­wo­ły­wać przed­świą­teczne wi­zyty klien­tek. Lila w ciągu kilku na­stęp­nych mie­sięcy zdo­była serca ko­biet ko­rzy­sta­ją­cych z usług Charme, za­chwy­co­nych efek­tami ma­sażu TSU­BOKI, który wy­ko­ny­wała nowa pra­cow­nica sa­lonu. Wszystko ukła­dało się wspa­niale; praca przy­no­siła mał­żon­kom sa­tys­fak­cję, stać ich było nie tylko na godne ży­cie, ale i na fa­na­be­rie, na­wią­zali też przy­ja­ciel­skie kon­takty z są­sia­dami z klatki scho­do­wej. Jedną z tych osób była Alek­san­dra, która nie­ba­wem zo­stała także klientką Charme.

Li­liana ock­nęła się z za­my­śle­nia i przy­lgnęła wzro­kiem do twa­rzy Maćka. Od­nio­sła wra­że­nie, że mąż już nie śpi, i przez chwilę miała ochotę spraw­dzić, jak za­re­aguje na jej do­tyk. Do nie­dawna czę­sto ko­chali się rano, na do­bry po­czą­tek dnia, ale miły ry­tuał na­le­żał już do prze­szło­ści i Lila nie po­tra­fiła uzmy­sło­wić so­bie, kiedy to na­stą­piło. Le­żała bez ru­chu, za­sta­na­wia­jąc się, co zro­bić, ale za­nim pod­jęła de­cy­zję, za­dzwo­nił bu­dzik. Wstała, a Ma­ciek tylko mruk­nął i za­anek­to­wał drugą część koł­dry.

Lila za­pa­rzyła kawę i z kub­kiem w dłoni sta­nęła przy oknie. Ter­mo­metr wska­zy­wał pięt­na­ście stopni Cel­sju­sza, pa­dał rzę­si­sty deszcz, z kla­tek scho­do­wych wy­cho­dzili pierwsi miesz­kańcy. Jedni otwie­rali pa­ra­sole i na­cią­gali kap­tury prze­ciw­desz­czo­wych kur­tek, inni, jak Alek­san­dra, od­chy­lali głowy i wy­sta­wiali twa­rze na do­tyk kro­pli desz­czu. Li­liana od­pro­wa­dziła wzro­kiem są­siadkę i po­my­ślała o zda­rze­niu, które spra­wiło, że gdzieś w jej wnę­trzu za­gnieź­dził się nie­po­kój. Stała pew­nego dnia przed drzwiami miesz­ka­nia, szu­ka­jąc w tor­bie klu­czy, gdy na­gle usły­szała śmiech, nie­wy­raźne głosy, a póź­niej trza­śnię­cie drzwi i tu­pot stóp, który od­bi­jał się gło­śnym echem. Od­ru­chowo zer­k­nęła przez ra­mię i zo­ba­czyła Maćka, ca­łego w skow­ron­kach.

– Alek­san­drze pękł wę­żyk pod zle­wem w kuchni – wy­ja­śnił mąż po chwili krę­pu­ją­cej ci­szy, gdy we­szli do miesz­ka­nia. – Na szczę­ście była w domu i w porę za­krę­ciła za­wory. Udało się nie za­lać są­sia­dów.

– I na szczę­ście ty też już by­łeś na miej­scu i mo­głeś po­móc – po­wie­działa Lila, a ziarno po­dejrz­li­wo­ści za­kieł­ko­wało w jej sercu.

Li­liana wie­działa, że za­zdrość, ni­czym re­gu­lar­nie po­da­wana w ma­łych daw­kach tru­ci­zna, może nie tylko za­bić jej zwią­zek z Mać­kiem, ale rów­nież znisz­czyć po­czu­cie wła­snej war­to­ści i zmie­nić ży­cie w pie­kło. Dla­tego pró­bo­wała nie słu­chać we­wnętrz­nych pod­szep­tów, igno­ro­wała sy­gnały, które nie­świa­do­mie wy­sy­łał mąż, i wma­wiała so­bie, że wszystko jest w po­rządku. Cho­dziło o drob­nostki, na które w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach nie zwró­ci­łaby uwagi. Naj­pierw Ma­ciek prze­stał uży­wać ulu­bio­nej wody to­a­le­to­wej i za­stą­pił ją inną, póź­niej za­czął oglą­dać filmy Po­lań­skiego, o któ­rych wcze­śniej wy­po­wia­dał się bez en­tu­zja­zmu. Na­stęp­nie zmie­nił styl no­szo­nej gar­de­roby – z bo­jó­wek prze­rzu­cił się na kla­syczne dżinsy, a po­wy­cią­gane ba­weł­niane ko­szulki za­stą­pił ko­szu­lami za­pi­na­nymi na gu­ziki i z koł­nie­rzy­kiem. Za­czął rów­nież no­sić ma­ry­narki, co Lilę zdu­miało naj­bar­dziej, po­nie­waż Ma­ciek na­wet na ślub ku­zyna wło­żył gar­ni­tur do­piero po awan­tu­rze. Gdy Li­liana wy­ra­ziła zdzi­wie­nie tak ra­dy­kalną me­ta­mor­fozą, mąż od­burk­nął, że prze­ło­żony wy­maga od niego sto­sow­nego stroju – jakby za­po­mniał, że w jego fir­mie nosi się odzież ochronną i kask. Lila nie sko­men­to­wała od­po­wie­dzi, po­nie­waż nie chciała, by tru­ci­zna za­częła się są­czyć. Z tego sa­mego po­wodu nie po­zwa­lała so­bie na prze­glą­da­nie te­le­fonu Maćka, z któ­rym on no­to­rycz­nie zni­kał w to­a­le­cie lub ła­zience.

Li­liana ode­rwała wzrok od wi­doku za oknem i po­szła do kuchni. Zja­dła śnia­da­nie, do­piła kawę, a w dro­dze do Charme sta­rała się nie wra­cać my­ślami do swo­jego mał­żeń­stwa, które naj­wy­raź­niej prze­cho­dziło kry­zys. Do­je­chała me­trem do sta­cji Po­li­tech­nika, a póź­niej tram­wa­jem do Fil­tro­wej. Da­lej po­szła pie­szo. Tym­cza­sem prze­stało pa­dać, wiatr prze­gnał chmury, a na nie­bie za­świe­ciło słońce. Li­liana wy­tarła kro­ple łez, które wy­pły­nęły na jej po­liczki, i za­sło­niła oczy ciem­nymi szkłami. Wcią­gnęła w noz­drza jesz­cze wil­gotne po desz­czu po­wie­trze i przy­spie­szyła. Nie lu­biła za­czy­nać pracy w po­śpie­chu, a za dwa­dzie­ścia mi­nut miała pierw­szą klientkę.

W sa­lo­nie pa­no­wała wio­senna at­mos­fera; w oknach wi­siały nowe, przej­rzy­ste za­słony z na­dru­ko­wa­nym mo­ty­wem łąki, na pa­ra­pe­cie stał wa­zon z tu­li­pa­nami w róż­nych ko­lo­rach, a w ra­diu nada­wali mu­zyczne prze­boje.

– Trzeba za­wsze żyć bie­gnącą chwilą / Na co komu dziś wczo­raj­szy dzień... – za­nu­cił na wi­dok Lili Ta­de­usz, ubrany we fry­zjer­ski ki­tel i żółtą chu­stę w czarne wzory, która za­sła­niała jego ogo­loną na łyso czaszkę. Ukła­dał ak­ce­so­ria na sto­liku z lu­strem, wy­ko­nu­jąc ta­neczne ru­chy, i po­pi­jał na­pój, który roz­sie­wał woń olejku z ber­ga­motki.

– Piękny za­pach – po­wie­działa Li­liana, zro­biw­szy głę­boki wdech.

– Za­pa­rzy­łem cały dzba­nek dla klien­tek – od­po­wie­dział męż­czy­zna, se­gre­gu­jąc szczotki i grze­bie­nie. – Stoi na pod­grze­wa­czu, na­lej so­bie, je­śli masz ochotę.

– Dzięki! – Ko­sme­tyczka po­słała mu uśmiech i po­wie­siła kurtkę na wie­szaku.

– Do­bra her­bata po­pra­wia na­strój – za­pew­nił fry­zjer. – I roz­wią­zuje więk­szość pro­ble­mów.

– Gdyby to było ta­kie pro­ste, sprze­dawcy earl greya, dar­je­eling i ca­łej reszty zo­sta­liby mi­lio­ne­rami. – Lila prze­wró­ciła oczami i po­szła do kuchni.

– Naj­pierw spró­buj! – za­wo­łał za nią.

– Oby po­skut­ko­wało, bo na ra­zie da­leko mi do two­jego en­tu­zja­zmu – od­parła Li­liana, wra­ca­jąc z na­peł­nio­nym kub­kiem. – A gdzie sze­fowa?

– Bę­dzie póź­niej, aku­mu­la­tor jej zdechł. – Ta­de­usz po­cią­gnął ze swo­jego kubka so­lidny łyk, po­tem drugi. – Aaa, za­po­mniał­bym, za­nim przy­szłaś, dzwo­niła twoja stała klientka. Pro­siła, żeby ją gdzieś wci­snąć w ju­trzej­szy gra­fik tylko na TSU­BOKI, więc...

– Kto? – spy­tała ko­sme­tyczka i po­czuła ni­czym nie­uza­sad­niony nie­po­kój.

– Alek­san­dra. Po­wie­działa, że na pewno się zgo­dzisz, za­tem wpi­sa­łem ją mię­dzy jed­nym za­bie­giem a dru­gim. Mia­łaś wolne czter­dzie­ści mi­nut. Na ma­saż twa­rzy wy­star­czy, prawda? – Ta­de­usz traj­ko­tał, do­póki nie za­bra­kło mu tchu.

– Okej – skwi­to­wała Lila i spoj­rzała na wcho­dzącą do sa­lonu pierw­szą klientkę. Chwilę póź­niej w progu sta­nęła druga, umó­wiona z Ta­de­uszem.

***

Ma­ciej przy­siągłby, że zbu­dziło go spoj­rze­nie Li­liany. Nie mo­gąc znieść wzroku żony, któ­rego in­ten­syw­ność spra­wiała, że czuł go na twa­rzy jak do­tyk, od­wró­cił się w stronę ściany i pod­cią­gnął koł­drę pod brodę. Uda­jąc, że śpi, le­żał z za­mknię­tymi oczami i za­sta­na­wiał się, jak ma po­stą­pić. Alek­san­dra, w któ­rej był za­ko­chany jak sztu­bak, nie po­zo­sta­wiła mu wiel­kiego wy­boru; chciała wy­je­chać z nim na ma­jówkę i ja­sno wer­ba­li­zo­wała swoje ocze­ki­wa­nia. Spo­dzie­wała się rów­nież, że „wresz­cie za­ła­twi sprawę ze swoją żoną”. Sęk w tym, że Ma­ciek nie chciał się­gać po ra­dy­kalne roz­wią­za­nie, po­nie­waż Lilę, po­dob­nie jak ko­chankę, da­rzył uczu­ciem. Dla­tego od kilku mie­sięcy la­wi­ro­wał mię­dzy jed­nym a dru­gim do­mem, co wy­ma­gało sprytu i przy­tom­no­ści umy­słu, bio­rąc pod uwagę, że miesz­ka­nia dzie­lił dy­stans je­dy­nie dwóch pię­ter. Pra­gnąc zjeść ciastko i mieć ciastko, Ma­ciej szu­kał wyj­ścia z sy­tu­acji, w którą się uwi­kłał.

Li­liana pierw­sza po­znała Alek­san­drę i kilka razy opo­wia­dała mę­żowi o uro­czej są­siadce, nim za­pro­siła ją na kawę do domu. Aleksa, nie Ola, jak za­zna­czyła nowa zna­joma na po­czątku wi­zyty, pro­wa­dziła wir­tu­alną cu­kier­nię, w któ­rej ofe­ro­wała przy­go­to­wy­wane wła­sno­ręcz­nie i z pa­sją cze­ko­la­dowe pra­liny. Pod­czas pierw­szego spo­tka­nia wy­znała no­wym zna­jo­mym, że tak bar­dzo za­in­spi­ro­wał ją film Cze­ko­lada z Ju­liette Bi­no­che w roli Vianne, że pew­nego dnia rzu­ciła pracę w ho­te­lo­wej kuchni i za­jęła się wy­pie­ka­niem słod­ko­ści. Po­wie­dziaw­szy to, po­sta­wiła fi­li­żankę na spodku i chwy­ciła swoją ob­szerną torbę.

– Ojej! – za­wo­łała. – Ja tu gadu-gadu, a prze­cież coś wam przy­nio­słam. – Wy­jęła prze­zro­czy­stą, prze­wią­zaną wstążką to­rebkę wy­peł­nioną cze­ko­lad­kami o róż­nych kształ­tach. – Pro­szę! – Po­dała pre­zent Lili, a Ma­ciej po­czuł, że do ust na­pływa mu ślina. Dość gwał­tow­nym ru­chem ode­brał żo­nie pa­ku­nek i wy­jął z niego kulę ozdo­bioną po­łówką orze­cha wło­skiego.

– Cały Ma­ciek! – Li­liana się ro­ze­śmiała. – Jest ła­su­chem i na wi­dok sło­dy­czy za­po­mina o do­brych ma­nie­rach.

– Ro­zu­miem, nic nie szko­dzi. – Aleksa od­wza­jem­niła uśmiech. – Ręcz­nie ro­bione, w środku mają kan­dy­zo­wane wi­śnie na­są­czone ru­mem z nutą wa­ni­lii i ko­rzeni. Brak opa­no­wa­nia na ich wi­dok jest cał­ko­wi­cie uza­sad­niony.

Tam­tego po­po­łu­dnia Ma­ciek za­ko­chał się w Alek­san­drze.

Te­raz, prze­ko­nany, że Lila już wy­szła z domu, wstał. Dla pew­no­ści prze­szedł się po miesz­ka­niu, a póź­niej wziął prysz­nic. Pod­czas śnia­da­nia włą­czył ko­mórkę i prze­czy­tał ese­mesa od Alek­san­dry: „Idę zro­bić za­kupy przed na­szym wy­jaz­dem. Póź­niej wpad­nij i udo­wod­nij mi, że mnie ko­chasz”. W ten za­wo­alo­wany spo­sób ko­chanka przy­po­mniała o swo­ich uro­dzi­nach. Cóż za iro­nia losu – dziś były uro­dziny Aleksy, a ju­tro Lili, szlag by to tra­fił. Nie miał pre­zentu dla żad­nej z nich. Serce Maćka zwięk­szyło liczbę ude­rzeń. Męż­czy­zna z tru­dem prze­łknął ka­wa­łek chleba i po­pił go­rącą her­batą, na­stęp­nie pod­szedł do okna. Ob­ser­wu­jąc miesz­kań­ców osie­dla, za­sta­na­wiał się, co ma zro­bić, żeby za­pew­nić so­bie spo­kojny week­end i zy­skać kilka do­dat­ko­wych dni do na­my­słu. Olśnie­nie przy­szło, gdy stra­cił już na­dzieję.

Ma­ciej otwo­rzył szu­fladę ko­mody i spo­mię­dzy zwi­nię­tych w kule skar­pet wy­jął małe pu­dełko. We­wnątrz le­żał pier­ścio­nek z mo­ty­wem wy­rzeź­bio­nej z ko­ści sło­nio­wej mi­kro­sko­pij­nej po­staci We­nus, która naga, wiotka, dłu­go­włosa, spo­czy­wała w zło­tej muszli ni­czym w kró­lew­skim łożu. Ca­łość była osa­dzona w ramce, rów­nież zro­bio­nej ze złota i wy­peł­nio­nej nie­bie­sko-zie­loną ema­lią oraz dia­men­tami. Męż­czy­zna wró­cił my­ślami do dnia swo­jego ślubu. Pod­czas przy­ję­cia we­sel­nego bab­cia po­wie­działa, że chce za­pa­lić pa­pie­rosa, i wy­ra­ziła ży­cze­nie, by wnuk jej to­wa­rzy­szył. Gdy wy­szli na ze­wnątrz, eks­cen­tryczna star­sza pani zdjęła z palca klej­not i wrę­czyła go Mać­kowi ze sło­wami, że pier­ścio­nek jest w ich ro­dzi­nie od pra­wie stu lat; zro­biony przez uta­len­to­wa­nego złot­nika, był prze­ka­zy­wany z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie wy­bra­nemu krew­nemu. I ona wy­brała wła­śnie jego, swo­jego wnuka.

Szu­flada ze skar­pe­tami nie była miej­scem sto­sow­nym do prze­cho­wy­wa­nia ju­bi­ler­skiego cacka, ale z pew­no­ścią bez­piecz­nym, po­nie­waż Lila ni­gdy do niej nie za­glą­dała. Męż­czy­zna wy­jął pier­ścio­nek z pu­dełka i zer­k­nął na wy­gra­we­ro­wany na we­wnętrz­nej stro­nie ob­rączki na­pis: Amor odit in­er­tes. Po­sta­no­wił ob­da­ro­wać klej­no­tem Aleksę, żeby ją udo­bru­chać i za­pew­nić o swoim uczu­ciu oraz zy­skać na cza­sie. Ko­biety lu­biły bły­skotki, ko­chanka nie była wy­jąt­kiem, co wię­cej, ce­niła za­byt­kowe, piękne przed­mioty; dla­tego Ma­ciej miał na­dzieję, że kosz­towny pre­zent oraz mi­ło­sne fi­gle zła­go­dzą nie­cier­pli­wość Alek­san­dry i umoż­li­wią mu spę­dze­nie ma­jówki z żoną.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: