Centrum likwidacji szkód - ebook
Centrum likwidacji szkód - ebook
Książka, w której Krzysztof Siwczyk łączy poezję, prozę i filozofię, tworząc nową literacką jakość. Autor bada przestrzenie zdominowane przez refleksję nad stratą, przemijaniem i próbą odbudowy utraconego. Język staje się narzędziem zarówno artystycznym, jak i filozoficznym, otwierającym nowe wymiary rzeczywistości. Książka stawia pytania o rolę literatury w procesie likwidacji szkód egzystencjalnych i kulturowych. Zachęca do dialogu i polemiki, angażując czytelnika w intelektualną grę. To wymagające dzieło, które zmusza do refleksji nad własnym doświadczeniem i miejscem człowieka w świecie. Centrum likwidacji szkód pozostawia poczucie, że literatura może być przestrzenią odbudowy wewnętrznej harmonii.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68310-69-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eleganckie zgliszcza i kompulsywne ekspozycje, pełne fiszek z istnienia, nadają charakteru tutejszej elewacji, ścianie z płaczu i snów. Woda jest obliczalna, czysta w swoich intencjach, żywi czas jak nadzieję, przyjmuje każdy rodzaj zdekomponowanej materii i trawi. Słuchasz i rozumiesz słowa, którymi zwraca się do ciebie opracowana ruina, jesteś w centrum znaczeń prostych jak minaret. Nie ma wewnętrznej architektury, nie ma predyspozycji i nierozstrzygalnych zagadnień. Jest duch przypływów i odpływów i nareszcie brak jest perspektywą. Tyle lat przed twoim przybyciem tym światem nic nie rządziło? Jesteś tego przykładem. Z twoim odejściem nic się nie zmieniło. Jesteś tego przykładem. Fresk w zimnej celi opowiada o własnej zagładzie, nic poza tym. Zachodzisz tylko jak słoneczne tło, jak krzykliwa cykada w polu demonicznej ciszy, głuchej na twoje wezwanie. Większość systemów aktywna. Idziesz w piknikowym korowodzie wprost pod bramę łaźni, prosto w aromatyczną mgłę, i wracasz oczyszczony bez mała, z niejasnym wspomnieniem swojego ciała, jakiejś zbędnej przybudówki kostnej wieży. Bardzo blisko ciebie lokują się okresowe pożary, naturalne prezentacje czystej obiektywności, fajerwerki zimnego, upartego światła. Rzęsa zarasta rów i smaży się w niebieskim oku. Piekli się dzień smutnych konieczności, wzrastając ponad pasmem nienamacalnych gór, podnosząc do rangi wydarzenia własną umowność. Tak właśnie bywało. Nie inaczej bywało.
.
Wybory małej miss na okaziciela, w nagrodę topiel w taflach litej zatoki dla mętnych ludzi bez ustalonego wieku, jak oliwne, ażurowe drzewka okute betonem. Zamurowani na brzegu obiecanego lądu, w chandrze toczącej ich czas na pasywnych dancingach, tracili siebie nawzajem w pomnikowym tańcu. Historia nie mogła już przyjmować większej liczby zapisów, więc zostali, by uschnąć jak zgasłe wapno, którym wylano zbutwiałe morza. Chyba wszystko. Może jeszcze festyn producentów morowego miodu, ostatnie chwile przed apokaliptyczną dobranocką, szybkie kadry lat spędzonych w doborowym towarzystwie pierwiastków. Pytasz i wiesz, skąd wziął się desygnat, dlaczego trzeba było wskazać właśnie ciebie, nic.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------