- W empik go
Chaos - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
7 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Chaos - ebook
Chaos — jest to kolejny tomik wierszy autora, który wyszedł spod jego pióra. Kto zaznajomił się już z wcześniejszymi publikacjami, ten nie będzie rozczarowany wyborem …
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-784-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chaos
Co ma wisieć nie utonie
ręce to nie tylko dłonie
Pierwsze posiwiały skronie
kwiaty stoję we flakonie
Krawat się nie wiąże sam
co jest obraz wart bez ram
Trochę treści — reszta chłam
ktoś dobija się do bram
Zakazany owoc gnije
ktoś już w gównie jest po szyję
Znalezione więc niczyje
czy się dżin z tonikiem pije?
Stół jest po to żeby stał
Wariat prawo ma wpaść w szał
Kto się na pogrzebie śmiał?
Tylko ten kto prochy brał
Zemsta zwykle krwi wymaga
usta ludziom — dziób dla ptaka
Brzydki ktoś a więc pokraka
młodzi kryją się po krzakach
Granat groźny bez zawleczki
suka pozbawiona cieczki
Piwo leją prosto z beczki
od tego nie ma ucieczki
Myślisz że to zagmatwane?
Jakbyś grochem walił w ścianę
Wszystko z boku oceniane
rany ukłute lub szarpane …
Nie zawsze się przyzna
Mężczyzna mężczyzna
nie zawsze się przyzna
Skąd jest jego blizna
a w ustach zgnilizna
Jest zakompleksiony
z powodu swej żony
Co miała miliony
nim tak rzekł do żony
Jest więc utrzymankiem
niezdarnym kochankiem
Co płacze nad rankiem
nucąc kołysankę
Jaki jest naprawdę
nie zgadniesz tak łatwo
Źrenicę ma martwą
nie wpada w nią światło
Że wciąż jego trzyma
innych się nie ima
Więc kocha go chyba
lub tylko tak gdyba
Prastara zasada
nie może — więc zdradza
Gdzieś innej dogadza
nadobnej odpłaca …
Wiosenna miłość
Czuję wiosenną miłość
w sumie do wszystkiego
Taką sercową tkliwość
do dzieła bożego
Do promieni słońca
do trawy zielonej
Do wody szumiącej
do kawy palonej
Do kwiatów na łące
do ptaków na drzewie
Do pszczoły bzyczącej
do gwiazdy na niebie
Do deszczu co spływa
po mokrej czuprynie
Do wiatru co podwiewa
sukienkę dziewczynie
Do ziemi co rodzi
to wszystko co jemy
Do żony gdy razem
pod rękę idziemy
Zachwycam się wszystkim
co jest pozytywne
Tak mam od kołyski
czy dla was to jest dziwne? …
Fachowiec
Był sobie raz fachowiec
co się na wszystkim znał
Każdy to zawód świata
w jednym paluszku miał
Co byś się go nie zapytał
on już to wszystko robił
Do życia w stu procentach
dawno się przysposobił
Najciekawsze że w akcji
nikt go nigdy nie widział
Ponoć za kratami
całe lata przesiedział
Tam może się nasłuchał
różnych opowieści
I teraz się tym chwali
aż w głowie się nie mieści
Jedno można mu przyznać
że lubi wolnych słuchaczy
Ich to opowiastkami
długie godziny raczy
W tym jest jedynie dobry
w bajerowaniu ludzi
Aż do momentu gdy się
wszystkim zwyczajnie znudzi
Spotkałem gościa
Spotkałem w pracy gościa
co nie pije kawy
Temat mi się wydał
co najmniej ciekawy
Bo jak można nie pić
przecież każdy pije
Dajmy na to barista
tylko z tego żyje
A tu proszę — nie pije
no i ma się dobrze
Ja na przykład kawie
nie mogę się oprzeć
Ona mnie uwodzi
swym smakiem zapachem
A póki nie szkodzi
piję nocą rankiem
To dzięki niej jestem
zawsze ożywiony
W ręku filiżankę
trzymam niczym żonę
Może on nie dorósł
jeszcze do jej smaku
Świat jest pełen przecież
nie takich dziwaków
Ja w każdym bądź razie
piję i sobie chwalę
Bo bez kawy życie
toczy się ospale
Kofeina musi
dać o sobie znać
A co najciekawsze
wszystkich na nią stać
Zakłamanie
Jestem zakłamany
od stóp aż do głowy
Na swój sposób cwany
w sumie dwulicowy
Patrzę — przytakuję
myślę co innego
W głowie kalkuluję
co będę miał z tego
Zepsuty do kości
jakby rak mnie toczył
Nic we mnie litości
chłód zagląda w oczy
Co spowodowało
we mnie taką zmianę
Że lico mam blade
z wyglądem do ściany
Nieprzychylna aura
i wpływ środowiska
Skóra dinozaura
zgniły oddech z pyska
Tak pokrótce przedstawia
się moja osoba
Rzadko sekret wyjawiam
jak wam się podoba?
Widziałem już wszystko
Widziałem już wszystko
co miałem zobaczyć
Jadłem już wszystko
co miałem przetrawić
Kochałem już wszystko
co miałem pokochać
Dotknąłem już wszystko
czego miałem dotknąć
Płaciłem za wszystko
za błędy za grzechy
Dawałem napiwki
zbyt duże niestety
Chodziłem biegałem
czasem się czołgałem
Nie zawsze z tego
satysfakcję miałem
Palnąłem kilka głupstw
jak to w życiu bywa
Lecz zawsze pełen luz
i rozwiana grzywa
Czy żałuję? — nie sądzę
bo tak miało być
Dmucha się na gorące
zimne można pić …
Zmuszać siebie
Zmuszać siebie do wysiłku
to jest trudna rzecz
Bez gwarancji odpoczynku
i bez oglądania wstecz
Takie małe sado — maso
do swojej osoby
Lekceważyć wszelkie bóle
nawet te wątroby
Trzeba samodyscypliny
a nawet zaparcia
By nie płakać przy złamaniach
lub małych otarciach
Drwić z wszystkiego co nas męczy
splunąć śmierci w twarz
Nawet gdy już w progu sterczy
chrapkę ma na nas
Bo to tylko pani z kosą
która skądś się wzięła
Przyszła tu z boską pomocą
chce dokończyć dzieła
Byś nie cierpiał nadaremnie
w piekle na to czas
A teraz ma być przyjemnie
kosą machnie tylko raz …
Rozkładam siły
Rozkładam swoje siły
na równe kawałki
Żeby mi starczyły
jak w piecu zapałki
Nie zużywam więcej
niż to jest wskazane
Więc nie robię prędzej
ponad inną zmianę
Dniówka to nie akord
jak niektórzy myślą
Tu nie padnie rekord
bo ważniejsza przyszłość
A ta się nie mieni
w różowych kolorach
Człowiek się zużywa
odejść przyjdzie pora
I co mam być wtedy
wypruty do cna?
Bo dałem się gonić
nie podnosząc łba
Nic z tego nie będzie
ja mam swoje tempo
Chcesz być w pierwszym rzędzie?
No to się nie krępuj …
Czytam
Nadrabiam w książkach
stracony czas
Moje czytanie
nie pójdzie w las
To co przeczytam
opowiem wam
Tak na swój sposób
jak umiem sam
A jest co czytać
i opowiadać
Swojemu życiu
pytanie zadać
To co nas martwi
lub raduje
Jak się z tym wszystkim
człowiek czuje
Może odnajdę
jakąś odpowiedź
Co mnie nurtuje
jak grzesznika spowiedź
I zaspokoję
swój głód wiedzy
Co niezależny
jest od pieniędzy
Twoje myśli
Czytam w twoich myślach
chociaż nie wiem jak
Ty się już domyślasz
i trafia cię szlag
Że znam twoje ruchy
jeszcze nie zrobione
A nie czuję skruchy
tym rozochocony
Boisz się cokolwiek
byś nie pomyślała
Myślisz że nade mną
stoi jakaś siła
I to taka nieczysta
w zamyśle człowieka
Bo zbyt daleko
od normy ucieka
Powiem wprost — inwigilacja
taka na całego
Zachwiana twa racja
i byt dnia codziennego
Czy to wykorzystam
do niecnych zamiarów?
Chciałbym lecz nie mogę
nie znam takich czarów …
Patrzę na to wszystko
Patrzę na to wszystko
i wysnuwam wnioski
Że niektórzy ludzie
są specjalnej troski
Jak nie pobudzeni
to znów flegmatyczni
Obarczeni jakimś
defektem dziedzicznym
Różnorodność zboczeń
jest tu wszech ogromna
Każda z takich osób
do wszystkiego zdolna
Cały dzień oglądam
nawet się nie nudzę
Jedynie zapędy
co niektórych studzę
No bo co za dużo
to nawet niezdrowo
Więc trzeba wariata
czymś poinstruować
Bo inaczej będzie
nakręcał się sam
Na żółte papiery
ochotę dziś mam
Elvis
Krąży po świecie pytanie
czy Elvis nadal żyje?
A może jedynie
przed fanami się kryje
Może miał dość występów
tej całej popularności
Wykańczało go tępo
życiowy róg obfitości
Miał pieniędzy jak lodu
więc bawił się w najlepsze
W garażu z pięć samochodów
a tak dokupował jeszcze
Kobiety go uwielbiały
mdlały na jego koncertach
Na scenę staniki leciały
na co dzień i od święta
Lecz życie na świeczniku
bardzo wyczerpuje
Więc może gdzieś się zaszył
nad nową płytą pracuje
Lub odcina kupony
od tego co zarobił
Tak czy siak swych fanów
nieźle w konia zrobił
Odszedł w kwiecie wieku
tak niepostrzeżenie
Za to jego płyty
zawsze będą w cenie …
Telewizor
Dostałem od teścia
telewizor w spadku
Pograł trochę i głos
wysiadł na ostatku
Naprawiać nie zamierzam
bo to duże koszta
Więc śrubokręt wyciągam
i rozkręcam — coś ty?
Wnosiliśmy go we dwójkę
a wynoszę sam
Rozkręcam go po śrubce
radę sobie dam
Części tyle że można
w dwa worki ładować
Plastik, kable osobno
i miedź posortować
Na to miejsce wstawiłem
drugi — trochę mniejszy
Ważne że gra i buczy
i obraz ostrzejszy
To co w spadku nie zawsze
sprawdza się do końca
Jeszcze kłopot w dodatku
trzeba tu rozwiązać
Słowo na niedzielę
Kościół ma swojego
Gościa niedzielnego
Ja swoim pisaniem
dalece od niego
Ale chcę tak samo
pozdrowić swych wiernych
Rzec wam dobre słowo
bez zdobień misternych
Tak prosto od serca
no i z głębi duszy
Więc nastawcie wszyscy
kto żyw swoje uszy
I słuchajcie bo powtarzać
dwa razy nie będę
Spędźcie tą niedzielę
z bliskimi konkretnie
Przy wspólnym obiedzie
potem na spacerze
Niech ojciec dzieciaki
na big maca zabierze
Żonie kawę postawi
sobie Lecha zero
A coś mocniejszego
wieczorem dopiero
Bo gdy dzieci zasną
czas się zająć żoną
Dobrze jej dogodzić
wtedy spuści z tonu
I weekend zakończyć
w całkowitej zgodzie
Okazja ku temu
nie zdarza się co dzień
Może jestem niedzisiejszy
Może jestem niedzisiejszy
lecz nie lubię białych wierszy
Coś co mi się nie rymuje
po przeżuciu więc wypluję
Czytając ' Pana Tadeusza”
człowiek się niemal do łez wzrusza
A to jest nudne i bez polotu
jakby świsnęła kula wzdłuż płotu
Ani upadku ani też wzlotu
jakby nadepnąć na ogon kotu
Może ktoś lubi rymów brak
dla mnie ta zupa traci smak
Kilka wyrazów na krzyż i tyle
jakby powbijać w piasek badyle
Krew nawet nie chce płynąć w żyle
na łące tracą kolor motyle
Będę więc dalej szukał rymu
jak ryba wody — ogień dymu
Pielgrzym najlepszej drogi do Rzymu
bo tego pragnę — to żaden przymus
Bo dla mnie rymy to podstawa
i zdaję sobie z tego sprawę
Traktuję to jakby zabawę
a nie jak sędzia sądu rozprawę …
Co ja mogę
Co ja właściwie mogę?
Jedynie patrzeć i współczuć
Lub splunąć na podłogę
bez zbędnych do tego uczuć
Pokręcić swoją głową
w geście niezadowolenia
Lub wtrącić jakieś słowo
co i tak nie ma znaczenia
Mogę zakląć pod nosem
gdy nikt akurat nie słyszy
By nie narazić na szwank
trwającej dotychczas ciszy
Mogę kopnąć kamień
co leżał tam od dawna
Co ma wisieć nie utonie
ręce to nie tylko dłonie
Pierwsze posiwiały skronie
kwiaty stoję we flakonie
Krawat się nie wiąże sam
co jest obraz wart bez ram
Trochę treści — reszta chłam
ktoś dobija się do bram
Zakazany owoc gnije
ktoś już w gównie jest po szyję
Znalezione więc niczyje
czy się dżin z tonikiem pije?
Stół jest po to żeby stał
Wariat prawo ma wpaść w szał
Kto się na pogrzebie śmiał?
Tylko ten kto prochy brał
Zemsta zwykle krwi wymaga
usta ludziom — dziób dla ptaka
Brzydki ktoś a więc pokraka
młodzi kryją się po krzakach
Granat groźny bez zawleczki
suka pozbawiona cieczki
Piwo leją prosto z beczki
od tego nie ma ucieczki
Myślisz że to zagmatwane?
Jakbyś grochem walił w ścianę
Wszystko z boku oceniane
rany ukłute lub szarpane …
Nie zawsze się przyzna
Mężczyzna mężczyzna
nie zawsze się przyzna
Skąd jest jego blizna
a w ustach zgnilizna
Jest zakompleksiony
z powodu swej żony
Co miała miliony
nim tak rzekł do żony
Jest więc utrzymankiem
niezdarnym kochankiem
Co płacze nad rankiem
nucąc kołysankę
Jaki jest naprawdę
nie zgadniesz tak łatwo
Źrenicę ma martwą
nie wpada w nią światło
Że wciąż jego trzyma
innych się nie ima
Więc kocha go chyba
lub tylko tak gdyba
Prastara zasada
nie może — więc zdradza
Gdzieś innej dogadza
nadobnej odpłaca …
Wiosenna miłość
Czuję wiosenną miłość
w sumie do wszystkiego
Taką sercową tkliwość
do dzieła bożego
Do promieni słońca
do trawy zielonej
Do wody szumiącej
do kawy palonej
Do kwiatów na łące
do ptaków na drzewie
Do pszczoły bzyczącej
do gwiazdy na niebie
Do deszczu co spływa
po mokrej czuprynie
Do wiatru co podwiewa
sukienkę dziewczynie
Do ziemi co rodzi
to wszystko co jemy
Do żony gdy razem
pod rękę idziemy
Zachwycam się wszystkim
co jest pozytywne
Tak mam od kołyski
czy dla was to jest dziwne? …
Fachowiec
Był sobie raz fachowiec
co się na wszystkim znał
Każdy to zawód świata
w jednym paluszku miał
Co byś się go nie zapytał
on już to wszystko robił
Do życia w stu procentach
dawno się przysposobił
Najciekawsze że w akcji
nikt go nigdy nie widział
Ponoć za kratami
całe lata przesiedział
Tam może się nasłuchał
różnych opowieści
I teraz się tym chwali
aż w głowie się nie mieści
Jedno można mu przyznać
że lubi wolnych słuchaczy
Ich to opowiastkami
długie godziny raczy
W tym jest jedynie dobry
w bajerowaniu ludzi
Aż do momentu gdy się
wszystkim zwyczajnie znudzi
Spotkałem gościa
Spotkałem w pracy gościa
co nie pije kawy
Temat mi się wydał
co najmniej ciekawy
Bo jak można nie pić
przecież każdy pije
Dajmy na to barista
tylko z tego żyje
A tu proszę — nie pije
no i ma się dobrze
Ja na przykład kawie
nie mogę się oprzeć
Ona mnie uwodzi
swym smakiem zapachem
A póki nie szkodzi
piję nocą rankiem
To dzięki niej jestem
zawsze ożywiony
W ręku filiżankę
trzymam niczym żonę
Może on nie dorósł
jeszcze do jej smaku
Świat jest pełen przecież
nie takich dziwaków
Ja w każdym bądź razie
piję i sobie chwalę
Bo bez kawy życie
toczy się ospale
Kofeina musi
dać o sobie znać
A co najciekawsze
wszystkich na nią stać
Zakłamanie
Jestem zakłamany
od stóp aż do głowy
Na swój sposób cwany
w sumie dwulicowy
Patrzę — przytakuję
myślę co innego
W głowie kalkuluję
co będę miał z tego
Zepsuty do kości
jakby rak mnie toczył
Nic we mnie litości
chłód zagląda w oczy
Co spowodowało
we mnie taką zmianę
Że lico mam blade
z wyglądem do ściany
Nieprzychylna aura
i wpływ środowiska
Skóra dinozaura
zgniły oddech z pyska
Tak pokrótce przedstawia
się moja osoba
Rzadko sekret wyjawiam
jak wam się podoba?
Widziałem już wszystko
Widziałem już wszystko
co miałem zobaczyć
Jadłem już wszystko
co miałem przetrawić
Kochałem już wszystko
co miałem pokochać
Dotknąłem już wszystko
czego miałem dotknąć
Płaciłem za wszystko
za błędy za grzechy
Dawałem napiwki
zbyt duże niestety
Chodziłem biegałem
czasem się czołgałem
Nie zawsze z tego
satysfakcję miałem
Palnąłem kilka głupstw
jak to w życiu bywa
Lecz zawsze pełen luz
i rozwiana grzywa
Czy żałuję? — nie sądzę
bo tak miało być
Dmucha się na gorące
zimne można pić …
Zmuszać siebie
Zmuszać siebie do wysiłku
to jest trudna rzecz
Bez gwarancji odpoczynku
i bez oglądania wstecz
Takie małe sado — maso
do swojej osoby
Lekceważyć wszelkie bóle
nawet te wątroby
Trzeba samodyscypliny
a nawet zaparcia
By nie płakać przy złamaniach
lub małych otarciach
Drwić z wszystkiego co nas męczy
splunąć śmierci w twarz
Nawet gdy już w progu sterczy
chrapkę ma na nas
Bo to tylko pani z kosą
która skądś się wzięła
Przyszła tu z boską pomocą
chce dokończyć dzieła
Byś nie cierpiał nadaremnie
w piekle na to czas
A teraz ma być przyjemnie
kosą machnie tylko raz …
Rozkładam siły
Rozkładam swoje siły
na równe kawałki
Żeby mi starczyły
jak w piecu zapałki
Nie zużywam więcej
niż to jest wskazane
Więc nie robię prędzej
ponad inną zmianę
Dniówka to nie akord
jak niektórzy myślą
Tu nie padnie rekord
bo ważniejsza przyszłość
A ta się nie mieni
w różowych kolorach
Człowiek się zużywa
odejść przyjdzie pora
I co mam być wtedy
wypruty do cna?
Bo dałem się gonić
nie podnosząc łba
Nic z tego nie będzie
ja mam swoje tempo
Chcesz być w pierwszym rzędzie?
No to się nie krępuj …
Czytam
Nadrabiam w książkach
stracony czas
Moje czytanie
nie pójdzie w las
To co przeczytam
opowiem wam
Tak na swój sposób
jak umiem sam
A jest co czytać
i opowiadać
Swojemu życiu
pytanie zadać
To co nas martwi
lub raduje
Jak się z tym wszystkim
człowiek czuje
Może odnajdę
jakąś odpowiedź
Co mnie nurtuje
jak grzesznika spowiedź
I zaspokoję
swój głód wiedzy
Co niezależny
jest od pieniędzy
Twoje myśli
Czytam w twoich myślach
chociaż nie wiem jak
Ty się już domyślasz
i trafia cię szlag
Że znam twoje ruchy
jeszcze nie zrobione
A nie czuję skruchy
tym rozochocony
Boisz się cokolwiek
byś nie pomyślała
Myślisz że nade mną
stoi jakaś siła
I to taka nieczysta
w zamyśle człowieka
Bo zbyt daleko
od normy ucieka
Powiem wprost — inwigilacja
taka na całego
Zachwiana twa racja
i byt dnia codziennego
Czy to wykorzystam
do niecnych zamiarów?
Chciałbym lecz nie mogę
nie znam takich czarów …
Patrzę na to wszystko
Patrzę na to wszystko
i wysnuwam wnioski
Że niektórzy ludzie
są specjalnej troski
Jak nie pobudzeni
to znów flegmatyczni
Obarczeni jakimś
defektem dziedzicznym
Różnorodność zboczeń
jest tu wszech ogromna
Każda z takich osób
do wszystkiego zdolna
Cały dzień oglądam
nawet się nie nudzę
Jedynie zapędy
co niektórych studzę
No bo co za dużo
to nawet niezdrowo
Więc trzeba wariata
czymś poinstruować
Bo inaczej będzie
nakręcał się sam
Na żółte papiery
ochotę dziś mam
Elvis
Krąży po świecie pytanie
czy Elvis nadal żyje?
A może jedynie
przed fanami się kryje
Może miał dość występów
tej całej popularności
Wykańczało go tępo
życiowy róg obfitości
Miał pieniędzy jak lodu
więc bawił się w najlepsze
W garażu z pięć samochodów
a tak dokupował jeszcze
Kobiety go uwielbiały
mdlały na jego koncertach
Na scenę staniki leciały
na co dzień i od święta
Lecz życie na świeczniku
bardzo wyczerpuje
Więc może gdzieś się zaszył
nad nową płytą pracuje
Lub odcina kupony
od tego co zarobił
Tak czy siak swych fanów
nieźle w konia zrobił
Odszedł w kwiecie wieku
tak niepostrzeżenie
Za to jego płyty
zawsze będą w cenie …
Telewizor
Dostałem od teścia
telewizor w spadku
Pograł trochę i głos
wysiadł na ostatku
Naprawiać nie zamierzam
bo to duże koszta
Więc śrubokręt wyciągam
i rozkręcam — coś ty?
Wnosiliśmy go we dwójkę
a wynoszę sam
Rozkręcam go po śrubce
radę sobie dam
Części tyle że można
w dwa worki ładować
Plastik, kable osobno
i miedź posortować
Na to miejsce wstawiłem
drugi — trochę mniejszy
Ważne że gra i buczy
i obraz ostrzejszy
To co w spadku nie zawsze
sprawdza się do końca
Jeszcze kłopot w dodatku
trzeba tu rozwiązać
Słowo na niedzielę
Kościół ma swojego
Gościa niedzielnego
Ja swoim pisaniem
dalece od niego
Ale chcę tak samo
pozdrowić swych wiernych
Rzec wam dobre słowo
bez zdobień misternych
Tak prosto od serca
no i z głębi duszy
Więc nastawcie wszyscy
kto żyw swoje uszy
I słuchajcie bo powtarzać
dwa razy nie będę
Spędźcie tą niedzielę
z bliskimi konkretnie
Przy wspólnym obiedzie
potem na spacerze
Niech ojciec dzieciaki
na big maca zabierze
Żonie kawę postawi
sobie Lecha zero
A coś mocniejszego
wieczorem dopiero
Bo gdy dzieci zasną
czas się zająć żoną
Dobrze jej dogodzić
wtedy spuści z tonu
I weekend zakończyć
w całkowitej zgodzie
Okazja ku temu
nie zdarza się co dzień
Może jestem niedzisiejszy
Może jestem niedzisiejszy
lecz nie lubię białych wierszy
Coś co mi się nie rymuje
po przeżuciu więc wypluję
Czytając ' Pana Tadeusza”
człowiek się niemal do łez wzrusza
A to jest nudne i bez polotu
jakby świsnęła kula wzdłuż płotu
Ani upadku ani też wzlotu
jakby nadepnąć na ogon kotu
Może ktoś lubi rymów brak
dla mnie ta zupa traci smak
Kilka wyrazów na krzyż i tyle
jakby powbijać w piasek badyle
Krew nawet nie chce płynąć w żyle
na łące tracą kolor motyle
Będę więc dalej szukał rymu
jak ryba wody — ogień dymu
Pielgrzym najlepszej drogi do Rzymu
bo tego pragnę — to żaden przymus
Bo dla mnie rymy to podstawa
i zdaję sobie z tego sprawę
Traktuję to jakby zabawę
a nie jak sędzia sądu rozprawę …
Co ja mogę
Co ja właściwie mogę?
Jedynie patrzeć i współczuć
Lub splunąć na podłogę
bez zbędnych do tego uczuć
Pokręcić swoją głową
w geście niezadowolenia
Lub wtrącić jakieś słowo
co i tak nie ma znaczenia
Mogę zakląć pod nosem
gdy nikt akurat nie słyszy
By nie narazić na szwank
trwającej dotychczas ciszy
Mogę kopnąć kamień
co leżał tam od dawna
więcej..