Charlotte i przyjaciółka od serca - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
1 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Charlotte i przyjaciółka od serca - ebook
To już szósta książka z serii przygód, które spotykają Charlotte w stadninie - i nie tylko. Czy szlachetna miłość do koni jest w stanie zmienić charaktery młodych zawodniczek? Czy sukcesy Charlotte, okupione ciężką pracą, mogą przysporzyć jej przyjaciół? A w sytuacji przerażającej próby kto zda egzamin?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8008-575-6 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na zawodach
zułam serce w gardle, kiedy stępem przejechałam przy stanowisku sędziowskim i zatrzymałam się przy biało-czerwonej barierce. Won Da Pie się niecierpliwił, gryzł wędzidło i wyczekująco strzygł uszami. Dziewczyna, która startowała przed nami, nie zaliczyła jeszcze ani jednego błędu. Na swoim długonogim kasztanku zbliżała się właśnie do podwójnego szeregu, a więc dwóch ostatnich skoków i bardzo wymagającego parkuru.
– Oo! – odezwała się Katie obok mnie, a w jej głosie słychać było trochę złośliwej satysfakcji. – W ten sposób nie da rady! Zaraz załapie błąd!
Johanna Messner świetnie jeździła konno, a Aquino, jej koń, wygrywał pod jej ojcem zawody w klasie C. Jednak tym razem jej doświadczony wałach rzeczywiście za bardzo zbliżył się do pierwszej stacjonaty w szeregu i po wybiciu się do skoku nie mógł już odpowiednio wysoko podciągnąć przednich nóg. Kopyta lekko musnęły przeszkodę, lecz to wystarczyło, by drąg spadł z mocowań i wylądował na trawie.
Katie zacisnęła pięść.
– Tak! – Nie mogła powstrzymać tryumfalnego okrzyku.
Na to odwróciła się matka Johanny, która stała tuż przed nimi przy samym wjeździe na parkur i sama lekko podskakiwała, ilekroć jej córka pokonywała przeszkodę. Zmierzyła moją przyjaciółkę złym spojrzeniem, lecz ona się tym chyba nie przejęła.
– Za żółtym okserem musisz zrobić szerszy najazd na szereg – doradziła Katie półgłosem. – I pilnuj, żeby Won Da Pie nie poszedł ci na koniec radośnie prosto, bo zaraz naprzeciwko masz wyjście z parkuru. W dodatku teren jest lekko nachylony i większość koni za bardzo się tam rozpędza.
– Okej! – Skinęłam głową. – Myślisz, że mogłabym spróbować minąć tamto drzewo od przodu i tak najechać na ósemkę?
– Jeśli poczujesz, że dasz radę, to koniecznie spróbuj! – odparła Katie. – W ten sposób zyskałabyś przynajmniej pięć sekund, jak nie więcej! A wiesz, że jeśli na koniec będziemy miały tyle samo punktów, ile inna drużyna, to o zwycięstwie zadecyduje czas, prawda?
Biało-czerwona barierka powędrowała w górę, a Won Da Pie zaczął nerwowo tańczyć. Uwielbiał skakać przez przeszkody i nie mógł się już doczekać, żeby wjechać na parkur i rozpocząć przejazd. Nasz trener jazdy konnej, pan Weyer, dopiero teraz pojawił się obok nas, więc nie słyszał słów Katie.
– Charlotte, skup się na tym, żeby nie zrobić żadnego błędu, dobrze? To jest teraz najważniejsze – powiedział z naciskiem. – Won Da Pie jest wystarczająco szybki, nie musisz więc niepotrzebnie ryzykować. Zrozumiano?
Zobaczyłam, że Katie puszcza do mnie porozumiewawczo oko zza jego pleców, więc tylko skinęłam głową, skróciłam wodze i kłusem wjechałam na parkur.
Z głośników popłynął głos spikera:
– Zawodniczka numer osiemdziesiąt sześć otrzymała cztery punkty karne, a przejazd trwał sześćdziesiąt osiem i siedem dziesiątych sekundy, co w bieżącej klasyfikacji daje jej miejsce czternaste.
Johanna Messner podjechała stępem w moją stronę. Popuściła mocno wodze i przygryzła dolną wargę, a na jej twarzy malowało się rozczarowanie.
– Powodzenia! – życzyła mi jeszcze.
– Dzięki! – odpowiedziałam.
Podobnie jak ja, Johanna jako ostatnia zawodniczka swojej drużyny startowała w decydujących zawodach o puchar Drużynowych Mistrzostw Południowych Niemiec. Żeby jej drużyna ze stadniny ”Pod Platanami” w Bad Homburg miała jakiekolwiek szanse na zwycięstwo, musiałaby przejechać całość bezbłędnie.
– Na linii startowej witamy zawodniczkę z numerem czterysta jedenaście, Charlotte Steinberg, dosiadającą wałacha Won Da Piego. Charlotte jest ostatnią członkinią drużyny z Bad Soden, która obecnie zajmuje miejsce piąte. – Głos konferansjera rozbrzmiał w parku w Wiesbaden.
W dwóch przejazdach kwalifikacyjnych poprzedniego dnia byłam jedyną zawodniczką, która nie zebrała żadnego karnego punktu. Dörte i Vicky zaliczyły każda po dwie zrzutki, więc ich wyniki nie zostały nam doliczone. W drugiej rundzie Doro na Cornadzie zgromadziła trzy kary czasowe, a Katie – akurat ona! – na bardzo doświadczonym Assecie popełniła dwa głupie błędy przy skokach. Przez to wszystko w bieżącej klasyfikacji z łącznie siedmioma błędami zajmowałyśmy dopiero piąte miejsce. Dziś Katie i Doro nie popełniły żadnego błędu, za to Dörte jakimś cudem udało się zarobić dwanaście punktów karnych. Gdybyśmy z Won Da Piem zaliczyli idealny przejazd, skończylibyśmy całe zawody tylko z siedmioma błędami z poprzedniego dnia.
Zatrzymałam konia i się rozejrzałam. Dzień wcześniej, kiedy wjechałam na przestronny trawnik, na którym co roku wiosną organizowano duże zawody międzynarodowe, poczułam się przytłoczona i oszołomiona. Oczywiście brakowało wysokich trybun wokół parkuru, które w czasie tych zielonoświątkowych zmagań mieściły tysiące widzów oklaskujących wielkie gwiazdy jeździectwa i ich wierzchowce. Na nasze zawody, odbywające się pod koniec wakacji, nie przyjeżdżały też ekipy telewizyjne z kamerami i reporterami i nie rozstawiały się stragany, jednak nawet bez tych dodatkowych atrakcji ogromna przestrzeń robiła swoje. Soczyście zielona trawa i potężne stare drzewa, między którymi wzniesiono kolorowe przeszkody, oraz tłum widzów, którzy zebrali się przy ogrodzeniu parkuru, wystarczyły, by na chwilę zaparło mi dech w piersi.
Katie opowiadała nam wcześniej, jak niesamowicie się jeździ na zawodach w pałacowym parku w Wiesbaden. Niezależnie od wspaniałego otoczenia i widoków tory wymagają tam od zawodników i zawodniczek sporo uwagi i wysiłku, bo są znacznie większe niż na innych zawodach, w których zazwyczaj startowałyśmy. I my, i nasze konie musieliśmy wykazać się bardzo dobrą kondycją, więc przez ostatnie dwa tygodnie, czyli od powrotu z Noirmoutier naprawdę ciężko trenowałyśmy. Na szczęście przez miesiąc mojej nieobecności Won Da Pie nie tylko leniuchował na pastwisku w towarzystwie Genta, ale regularnie jeździł pod siodłem, dosiadany przez właściciela Genta, Jensa Wagnera.
Spojrzałam w górę, na stanowiska sędziowskie i przywitałam się. Jeden z jurorów odpowiedział mi, unosząc kapelusz, a zaraz potem rozległ się gong – mogłam startować! W wejściu na parkur zgromadziły się zawodniczki z mojej drużyny: Katie, Doro i Dörte oraz mój chłopak Simon i trener pan Weyer. Wzdłuż dłuższego boku, w miejscu, gdzie na czas międzynarodowych zawodów jeździeckich wznoszono trybuny, zebrał się fanklub naszej stadniny. Poza nimi zauważyłam rodziców moich i Doro, pana Schäfera z zarządu, jego syna Aleksa i opiekuna sekcji młodzieżowej Guntera. W pałacowym parku pojawił się nawet ojciec Katie, który weekendy zazwyczaj spędzał na polach golfowych, a towarzyszył mu syn Sven. Brat Katie dawniej też jeździł konno w naszej stadninie i zyskał wówczas przezwisko Draco Malfoy. Moje przyjaciółki i cała reszta zebranych martwili się o wynik i trzymali kciuki za mnie i za Wondy’ego, życząc nam w duchu trzeciego bezbłędnego przejazdu. Nagle zniknęło całe zdenerwowanie i poczułam, że się uspokajam. Całkowicie przestałam myśleć o ciążącej na mnie – jako na ostatniej zawodniczce – odpowiedzialności i o licznej widowni. Skupiłam się tylko na moim koniu i na przeszkodach, które musieliśmy pokonać.
– No, kochany, ruszamy! – mruknęłam i spięłam Won Da Piego do galopu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
zułam serce w gardle, kiedy stępem przejechałam przy stanowisku sędziowskim i zatrzymałam się przy biało-czerwonej barierce. Won Da Pie się niecierpliwił, gryzł wędzidło i wyczekująco strzygł uszami. Dziewczyna, która startowała przed nami, nie zaliczyła jeszcze ani jednego błędu. Na swoim długonogim kasztanku zbliżała się właśnie do podwójnego szeregu, a więc dwóch ostatnich skoków i bardzo wymagającego parkuru.
– Oo! – odezwała się Katie obok mnie, a w jej głosie słychać było trochę złośliwej satysfakcji. – W ten sposób nie da rady! Zaraz załapie błąd!
Johanna Messner świetnie jeździła konno, a Aquino, jej koń, wygrywał pod jej ojcem zawody w klasie C. Jednak tym razem jej doświadczony wałach rzeczywiście za bardzo zbliżył się do pierwszej stacjonaty w szeregu i po wybiciu się do skoku nie mógł już odpowiednio wysoko podciągnąć przednich nóg. Kopyta lekko musnęły przeszkodę, lecz to wystarczyło, by drąg spadł z mocowań i wylądował na trawie.
Katie zacisnęła pięść.
– Tak! – Nie mogła powstrzymać tryumfalnego okrzyku.
Na to odwróciła się matka Johanny, która stała tuż przed nimi przy samym wjeździe na parkur i sama lekko podskakiwała, ilekroć jej córka pokonywała przeszkodę. Zmierzyła moją przyjaciółkę złym spojrzeniem, lecz ona się tym chyba nie przejęła.
– Za żółtym okserem musisz zrobić szerszy najazd na szereg – doradziła Katie półgłosem. – I pilnuj, żeby Won Da Pie nie poszedł ci na koniec radośnie prosto, bo zaraz naprzeciwko masz wyjście z parkuru. W dodatku teren jest lekko nachylony i większość koni za bardzo się tam rozpędza.
– Okej! – Skinęłam głową. – Myślisz, że mogłabym spróbować minąć tamto drzewo od przodu i tak najechać na ósemkę?
– Jeśli poczujesz, że dasz radę, to koniecznie spróbuj! – odparła Katie. – W ten sposób zyskałabyś przynajmniej pięć sekund, jak nie więcej! A wiesz, że jeśli na koniec będziemy miały tyle samo punktów, ile inna drużyna, to o zwycięstwie zadecyduje czas, prawda?
Biało-czerwona barierka powędrowała w górę, a Won Da Pie zaczął nerwowo tańczyć. Uwielbiał skakać przez przeszkody i nie mógł się już doczekać, żeby wjechać na parkur i rozpocząć przejazd. Nasz trener jazdy konnej, pan Weyer, dopiero teraz pojawił się obok nas, więc nie słyszał słów Katie.
– Charlotte, skup się na tym, żeby nie zrobić żadnego błędu, dobrze? To jest teraz najważniejsze – powiedział z naciskiem. – Won Da Pie jest wystarczająco szybki, nie musisz więc niepotrzebnie ryzykować. Zrozumiano?
Zobaczyłam, że Katie puszcza do mnie porozumiewawczo oko zza jego pleców, więc tylko skinęłam głową, skróciłam wodze i kłusem wjechałam na parkur.
Z głośników popłynął głos spikera:
– Zawodniczka numer osiemdziesiąt sześć otrzymała cztery punkty karne, a przejazd trwał sześćdziesiąt osiem i siedem dziesiątych sekundy, co w bieżącej klasyfikacji daje jej miejsce czternaste.
Johanna Messner podjechała stępem w moją stronę. Popuściła mocno wodze i przygryzła dolną wargę, a na jej twarzy malowało się rozczarowanie.
– Powodzenia! – życzyła mi jeszcze.
– Dzięki! – odpowiedziałam.
Podobnie jak ja, Johanna jako ostatnia zawodniczka swojej drużyny startowała w decydujących zawodach o puchar Drużynowych Mistrzostw Południowych Niemiec. Żeby jej drużyna ze stadniny ”Pod Platanami” w Bad Homburg miała jakiekolwiek szanse na zwycięstwo, musiałaby przejechać całość bezbłędnie.
– Na linii startowej witamy zawodniczkę z numerem czterysta jedenaście, Charlotte Steinberg, dosiadającą wałacha Won Da Piego. Charlotte jest ostatnią członkinią drużyny z Bad Soden, która obecnie zajmuje miejsce piąte. – Głos konferansjera rozbrzmiał w parku w Wiesbaden.
W dwóch przejazdach kwalifikacyjnych poprzedniego dnia byłam jedyną zawodniczką, która nie zebrała żadnego karnego punktu. Dörte i Vicky zaliczyły każda po dwie zrzutki, więc ich wyniki nie zostały nam doliczone. W drugiej rundzie Doro na Cornadzie zgromadziła trzy kary czasowe, a Katie – akurat ona! – na bardzo doświadczonym Assecie popełniła dwa głupie błędy przy skokach. Przez to wszystko w bieżącej klasyfikacji z łącznie siedmioma błędami zajmowałyśmy dopiero piąte miejsce. Dziś Katie i Doro nie popełniły żadnego błędu, za to Dörte jakimś cudem udało się zarobić dwanaście punktów karnych. Gdybyśmy z Won Da Piem zaliczyli idealny przejazd, skończylibyśmy całe zawody tylko z siedmioma błędami z poprzedniego dnia.
Zatrzymałam konia i się rozejrzałam. Dzień wcześniej, kiedy wjechałam na przestronny trawnik, na którym co roku wiosną organizowano duże zawody międzynarodowe, poczułam się przytłoczona i oszołomiona. Oczywiście brakowało wysokich trybun wokół parkuru, które w czasie tych zielonoświątkowych zmagań mieściły tysiące widzów oklaskujących wielkie gwiazdy jeździectwa i ich wierzchowce. Na nasze zawody, odbywające się pod koniec wakacji, nie przyjeżdżały też ekipy telewizyjne z kamerami i reporterami i nie rozstawiały się stragany, jednak nawet bez tych dodatkowych atrakcji ogromna przestrzeń robiła swoje. Soczyście zielona trawa i potężne stare drzewa, między którymi wzniesiono kolorowe przeszkody, oraz tłum widzów, którzy zebrali się przy ogrodzeniu parkuru, wystarczyły, by na chwilę zaparło mi dech w piersi.
Katie opowiadała nam wcześniej, jak niesamowicie się jeździ na zawodach w pałacowym parku w Wiesbaden. Niezależnie od wspaniałego otoczenia i widoków tory wymagają tam od zawodników i zawodniczek sporo uwagi i wysiłku, bo są znacznie większe niż na innych zawodach, w których zazwyczaj startowałyśmy. I my, i nasze konie musieliśmy wykazać się bardzo dobrą kondycją, więc przez ostatnie dwa tygodnie, czyli od powrotu z Noirmoutier naprawdę ciężko trenowałyśmy. Na szczęście przez miesiąc mojej nieobecności Won Da Pie nie tylko leniuchował na pastwisku w towarzystwie Genta, ale regularnie jeździł pod siodłem, dosiadany przez właściciela Genta, Jensa Wagnera.
Spojrzałam w górę, na stanowiska sędziowskie i przywitałam się. Jeden z jurorów odpowiedział mi, unosząc kapelusz, a zaraz potem rozległ się gong – mogłam startować! W wejściu na parkur zgromadziły się zawodniczki z mojej drużyny: Katie, Doro i Dörte oraz mój chłopak Simon i trener pan Weyer. Wzdłuż dłuższego boku, w miejscu, gdzie na czas międzynarodowych zawodów jeździeckich wznoszono trybuny, zebrał się fanklub naszej stadniny. Poza nimi zauważyłam rodziców moich i Doro, pana Schäfera z zarządu, jego syna Aleksa i opiekuna sekcji młodzieżowej Guntera. W pałacowym parku pojawił się nawet ojciec Katie, który weekendy zazwyczaj spędzał na polach golfowych, a towarzyszył mu syn Sven. Brat Katie dawniej też jeździł konno w naszej stadninie i zyskał wówczas przezwisko Draco Malfoy. Moje przyjaciółki i cała reszta zebranych martwili się o wynik i trzymali kciuki za mnie i za Wondy’ego, życząc nam w duchu trzeciego bezbłędnego przejazdu. Nagle zniknęło całe zdenerwowanie i poczułam, że się uspokajam. Całkowicie przestałam myśleć o ciążącej na mnie – jako na ostatniej zawodniczce – odpowiedzialności i o licznej widowni. Skupiłam się tylko na moim koniu i na przeszkodach, które musieliśmy pokonać.
– No, kochany, ruszamy! – mruknęłam i spięłam Won Da Piego do galopu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
więcej..