- W empik go
Charlotte - ebook
Charlotte - ebook
„Czasem to, co wydaje się końcem świata, jest dopiero jego początkiem”.
Charlotte ma wszystko – pieniądze, pozycję zawodową i społeczną, uznanie, szczęśliwy związek. Wybiła się dzięki własnym zdolnościom i ciężkiej pracy. Lubi swoje życie i czuje się spełniona. Niespodziewana zdrada Ryana zupełnie wytrąca ją z równowagi, odbierając poczucie bezpieczeństwa i sensu. Ogromne cierpienie związane z utratą ukochanego mężczyzny zmusi ją do krytycznego spojrzenia na własną egzystencję i przewartościowania wielu spraw. Czy odnajdzie dawno utraconą wiarę w Boga? Czy pomaganie innym uleczy jej złamane serce? A może zdoła tego dokonać przystojny dostawca jedzenia z pobliskiej restauracji? Pełna autentycznych emocji opowieść o życiowych zakrętach, trudnych wyborach i niespodziankach, jakie niesie dla nas los.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-575-4 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Leżę na wielkiej kanapie w salonie swojego apartamentu, wpatrując się w panoramę pięknego Londynu. Z szesnastego piętra apartamentowca w centrum najbogatszych dzielnic widok zapiera dech w piersiach, choć na mnie nie robi już takiego wrażenia jak na osobach, które po raz pierwszy go zobaczą. Apartament jest piętrowy. Na dolnym piętrze znajduje się ubikacja dla gości i ogromna, nowoczesna kuchnia połączona z jadalnią, w której stoi okrągły stół na 12 osób – podobnie jak kuchnia, nigdy nie jest używany. Z kuchnio-jadalni przechodzi się do dużego salonu z przeszkloną ścianą. Na górę prowadzą marmurowe schody, a tam znajduje się moja sypialnia oraz dwa pokoje gościnne; każdy pokój posiada łazienkę, przy czym największa i najbardziej luksusowa jest moja.
Odpoczywam i czytam artykuł w gazecie, którego nagłówek głosi: „Charlotte Verdet znów się bogaci”. Jestem dumna, bo lubię czytać o sobie. Rozmyślam o tym, co udało mi się osiągnąć przez ostatnie dwa i pół roku, i wspominam przeszłość, którą zostawiłam za sobą – choć było to stosunkowo niedawno, wydaje mi się, jakby od tego czasu minęły wieki. Pomyśleć, że posiadam większość udziałów w LONDON DEVELOPMENT, firmie, która zagarnęła 59% angielskiego rynku nieruchomości! Jest jak moje dziecko, to ja ją odbudowałam i jestem z niej dumna. W szybie widzę swoje odbicie, uśmiecham się do siebie, bo chyba naprawdę jestem szczęściarą, chociaż to nie tylko kwestia szczęścia, ale też ciężkiej pracy, także nad sobą. Widzę szczupłą dziewczynę, 170 cm wzrostu, kształtny biust bez poprawek i zgrabny tyłeczek, jasnobrązowe włosy opadające na ramiona, duże piwne oczy z gęstymi rzęsami i wyraziste kości policzkowe. Choć mam dwadzieścia pięć lat, wyglądam znacznie młodziej. Gdy już stałam się sławna i rozpoznawalna dzięki swojej firmie, moja uroda zachwycała licznych znanych projektantów, którzy zasypali mnie propozycjami współpracy; ich ubrania wyglądają na mnie doskonale, przez co dostaję ich całe góry. Mam cudownego chłopaka i osiągnęłam sukces zawodowy, tak, mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. No, może nie znalazłam nigdy prawdziwej przyjaciółki, którą zawsze chciałam mieć, ale widocznie nie można mieć wszystkiego. Teraz, gdy jestem znana i bogata, znalazłoby się wielu „przyjaciół”, ja jednak trzymam ich na dystans, bo mimo iż nie żyję na tym świecie długo, już doskonale zdążyłam poznać prawa, jakimi się rządzi. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk SMS-a, to Ryan.
„Przyjechać po Ciebie, czy spotkamy się na miejscu o 17?”
Spoglądam na zegarek w telefonie. Piętnasta trzydzieści, już? Muszę przecież jeszcze wziąć prysznic.
„Na miejscu.”
Idę na górę i biorę szybki prysznic. Jak zwykle robię delikatny makijaż, układam pospiesznie włosy, które zazwyczaj ze mną współpracują, i staję przed szafą w samej bieliźnie. Teraz będzie trudniej, zastanawiam się, co mam na siebie włożyć, okazja przecież jest nie byle jaka, bo nasza piąta rocznica związku, biorę czarną sukienkę do połowy uda, na ramiączkach, z odkrytymi plecami, i czarne wysokie szpilki. Sukienka jest dosyć prosta, ale w połączeniu z butami i dodatkami wygląda ładnie i elegancko. Ostatnie poprawki, perfumy i już stoję w windzie zjeżdżającej na ulicę. Łapię taksówkę, o dziwo, nie ma korków, dzięki czemu już za dwadzieścia minut jestem na miejscu, to nawet szybciej, niż się spodziewałam. Ruch pod restauracją „Criterion” jest dziś duży. Gdy tylko przechodzę przez drzwi, wita mnie kierownik sali.
– Dzień dobry, witamy w „Criterion”, czy mogę prosić o nazwisko, na które była dokonana rezerwacja? – powiedział, uśmiechając się uprzejmie.
– Devon. – Raczej nie wdaję się w żadne dyskusje z obsługą. Nawet nie silę się na uprzejmości czy też uśmiech względem nich. Często też, gdy mam nie najlepszy dzień, odbija się to na moich podwładnych w pracy lub sprzątaczce Marii – gdyby nie fakt, że dobrze jej płacę, na pewno już dawno by się zwolniła.
– W takim razie zapraszam ze mną, stolik już czeka, niestety pana Devona jeszcze nie ma. Podać może pani coś do picia? – pyta jeszcze grzeczniej kierownik, odsuwając krzesło, abym mogła usiąść; chyba sprawiam, że się denerwuje.
– Poczekam – odpowiadam tak samo obojętnie.
– Oczywiście – ukłonił się i oddalił w pośpiechu, wie, że ludziom przychodzącym do tej restauracji nie można się narzucać, gdyż bardzo tego nie lubią, a podpadnięcie im może skończyć się stratą pracy.
Rozglądam się po sali, którą dobrze znam. Pamiętam, jak byłam tu po raz pierwszy, Ryan mnie tu zabrał, aby uczcić sukces mojej firmy. Od tej pory jest to nasza restauracja. Dokładnie nawet pamiętam, co sobie wtedy myślałam, myślałam, że chcę należeć do tego świata, zmotywowało mnie to, aby jeszcze ciężej pracować. Spoglądam po stolikach, widzę całą śmietankę towarzyską Londynu, większość już znam, dużo osób mi się kłania i ja też grzecznie pozdrawiam ich serdecznym uśmiechem. Po całej sali biegają kelnerzy nadskakujący gościom. Na ramionach czuję czyjeś dłonie, a na głowie pocałunek, obracam się, to Ryan, wygląda niesamowicie.
Ryan jest bardzo przystojnym dwudziestopięciolatkiem, wysokim, 180 wzrostu, i ma niezwykle wyrzeźbione ciało – wygląda, jakby rzeźbił je sam Fidiasz. Muskularny, bez grama tłuszczu, o brzoskwiniowej cerze, krótkich, potarganych blond włosach i hipnotyzujących błękitnych oczach, zawsze gustownie ubrany. W ręku trzyma ogromny bukiet czerwonych róż.
– Cześć, skarbie, wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, ślicznie wyglądasz, dziękuję za kolejny rok, który ze mną wytrzymałaś – uśmiecha się figlarnie i całuje mnie w policzek, po czym siada naprzeciwko.
– Cześć – odpowiadam i cała się rozpromieniam, zawsze przy nim taka jestem, nawet w najgorszym dniu jego widok poprawia mi nastrój.
Kelner już stoi przy naszym stoliku z kartami, bierze kwiaty, które wsadza do wazonu, i pyta, co podać do picia.
– Dwa razy woda gazowana z miętą i limonką – odpowiada Ryan, który doskonale wie, co ma zamówić, bo jeśli chodzi o napoje, to jestem bardzo wybredna i jest niewiele rzeczy, które wypiję. Zamawiamy danie dnia szefa kuchni, po czym kelner bierze karty i oddala się, aby nam nie przeszkadzać.
– Więc jak ci minął ten wyjątkowy dzień? – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
– Dobrze, ale byłby jeszcze lepszy, gdybym mógł go spędzić z tobą – Ryan wie, jak mnie podejść i sprawić, aby dziewczyna czuła się wyjątkowa. – A tobie? Jak w pracy? – Podchodzi kelner i stawia przed nami zamówione napoje.
– Dobrze, chociaż pracowicie, miałam dziś dwa spotkania, no i jeszcze otwieramy dwa nowe oddziały w Europie, a z tym jest dużo pracy, wiesz, nie możemy sobie pozwolić na przeciętność – mówiąc to, uświadamiam sobie, że nie lubię tak zwanej przeciętności, dla mnie wszystko jest albo czarne, albo białe. – A ty co dziś robiłeś, miałeś chyba jakąś sesję?
– Tak, robiliśmy dziś sesję dla nowego zapachu, spodobało mi się połączenie mojego treningu i perfum, chcą to wykorzystać. – Ryan jest zawodnikiem sztuk walki i modelem, dostaje ostatnio dużo ofert pracy i w jednej, i w drugiej dziedzinie, przez co mniej się widujemy.
– Jestem przekonana, że reklama okaże się sukcesem.
Rozmawiamy, opowiadając o swoim dniu i śmiejąc się, aż kelner przynosi nam zamówione dania. To filet z kurczaka faszerowany truflami, podany na sałatce, wygląda apetycznie. Czując, jak pachnie, uświadamiam sobie, że jestem głodna.
– Widzę, że ci smakuje – powiedział z szelmowskim uśmiechem Ryan, patrząc, jak z apetytem i trochę zbyt szybko pochłaniam swoją porcję.
– Bardzo. – Gdy kończymy jeść, Ryan chwyta moją dłoń i ją całuje.
– Jeżeli już się najadłaś, to może pójdziemy do domu, żeby się trochę sobą nacieszyć? – dodał uwodzicielsko.
– Hmm, myślę, że to dobry pomysł. – Ryan spojrzeniem przywołuje kelnera i płaci rachunek.
– Więc gdzie jedziemy, do ciebie? – pyta, otwierając mi drzwi.
– Tak, i to jak najszybciej. – Otwiera mi drzwi swojego drogiego i szybkiego sportowego samochodu i tak samo szybko jak przedtem udaje nam się pokonać drogę powrotną, parkujemy na podziemnym parkingu i wsiadamy do windy. Gdy drzwi się za nami zamykają, przyciska mnie do ściany, łapie dłonią za brodę, unosi w górę i całuje tak namiętnie, że aż uginają mi się nogi. Kładę ręce na jego klatce piersiowej i torsie, dotykam go i delektuję się pocałunkiem. Ryan nie lubi publicznie okazywać uczuć, za to gdy jesteśmy sami, potrafi to nadrobić.
– Myślałam o tym cały dzień – mówię, gdy odrywa usta, a jego twarz jest w odległości pięciu centymetrów od mojej.
– Zaraz ci pokażę, o czym ja myślałem cały dzień – odpowiada z uśmiechem niegrzecznego chłopca.
Drzwi od windy się otwierają i wchodzimy do salonu, bierze mnie za rękę i prowadzi do góry, do sypialni, zsuwa ze mnie sukienkę, która spada na podłogę, stoję przed nim w samej bieliźnie, zdejmuje szybkim, zdecydowanym ruchem swoją koszulę. Kładzie mnie na łóżko, a sam nachyla się nade mną i przystępuje do całowania, zaczyna od ust i schodzi coraz niżej, dociera do piersi, rozpina i zdejmuje stanik, zbliża się do brzucha, na którym składa delikatne pocałunki. Podnosi się, opiera się na rękach, nogi ma między moimi nogami, zaczynam rozpinać i zdejmować jego spodnie, pomaga mi w tym, jest nagi, ja po chwili też, wchodzi we mnie. Całuję go namiętnie, porusza się coraz szybciej, dotyka całego mojego ciała, piersi, pośladków, ud. W pewnym momencie przestaje.
– Chcę cię całą widzieć i dotykać – mówi zdyszany.
Podnosi się, bierze mnie na ręce i sadza na sobie, podskakuję na nim w górę i w dół, zamykam oczy, wyginając się przy tym z rozkoszy, a on patrzy na mnie i dotyka moich piersi, drażniąc sutki dłońmi, przez co odczuwam jeszcze większą przyjemność. Dochodzi parę minut po mnie, opadamy wyczerpani na kanapę, patrzę mu w oczy i delikatnie go całuję.
– Bardzo cię kocham, jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy – mówię.
– Ja też. Może weźmiemy prysznic i się położymy? Jest nasza rocznica, więc zostanę na noc.– Nigdy nie zostaje, woli zawsze nocować w swoim domu i nie lubi, gdy się go dotyka po seksie, no trudno, taki już jest, a ja muszę to akceptować.
– Cudowny pomysł – uśmiech nie schodzi mi z twarzy, patrzę na niego jak na najważniejszą rzecz w moim życiu, kocham go i nie wyobrażam sobie, żeby go nie było. Bierze mnie za rękę i prowadzi do łazienki. Bierzemy prysznic i kładziemy się na o wiele za dużym jak na dwie osoby łóżku naprzeciwko siebie, twarzą w twarz.
– Jakie masz plany na jutrzejszy dzień, może się zobaczymy? – pytam, robiąc wielkie oczy i proszącą minę.
– Wiesz, że bym chciał, ale nie dam rady, mam trening, spotkanie prasowe, nie rób takiej miny, bo mi przykro, że muszę ci odmówić.
– No dobrze, pewnie mi wynagrodzisz to, że musiałam tak bardzo tęsknić, przy następnej okazji – mówię zaczepnie.
– Jasne, że tak, ale teraz już idziemy spać, bo rano muszę wcześnie wstać, a jestem trochę zmęczony, wymęczył mnie ten dzień i ty – uśmiecha się uwodzicielsko, całuje mnie na dobranoc i zasypiamy, trzymając się za ręce.
Budzę się ze snu, nie pamiętam, co mi się śniło, ale wiem, że nic przyjemnego, jestem dziwnie niespokojna, patrzę na zegar wiszący na ścianie, jest 3.37 w nocy. Spoglądam na śpiącego obok mnie Ryana, wygląda tak niewinnie i spokojnie, gdy śpi, uspokaja mnie jego widok. Lubię tak leżeć i na niego patrzeć. Przypomina mi się, jak się poznaliśmy – ja zagubiona studentka pierwszego roku z małej miejscowości, a on niesamowicie przystojny i uwodzicielski miejscowy. Najprzystojniejszy chłopak na roku, kochało się w nim większość dziewczyn, byłam wtedy jeszcze niepewna siebie, zakompleksiona i nawet nie miałam odwagi o nim marzyć. Pewnego dnia koleżanki wyciągnęły mnie na imprezę. Gdy stałam sama przy barze, podszedł do mnie i zagadał, postawił drinka i tak miło spędziliśmy wspólnie wieczór, siedząc i rozmawiając. Na koniec odwiózł mnie do domu. Pamiętam, że po powrocie unosiłam się nad ziemią, uśmiech nie schodził mi z twarzy i długo nie potrafiłam zasnąć. Myślałam, że to sen, ale przyjemnie było go śnić. Następnego dnia na uczelni nie spodziewałam się niczego, wiedziałam, że dla niego ten wieczór nie był tak niesamowity jak dla mnie, nie miałam nawet pojęcia, dlaczego chciał spędzić go w moim towarzystwie. Myślałam, że będzie tak jak do tej pory: będziemy znajomymi z roku, będę go spotykać, rzucając przelotne cześć, i patrzeć, jak wygłupia się z kolegami i podrywa dziewczyny, będąc najprzystojniejszą duszą towarzystwa w całym Londynie. Nie smuciło mnie to jednak, raczej podniosło moją samoocenę, bo taki chłopak jak on raczej nie rozmawia ze wszystkimi dziewczynami, a już na pewno nie spędza z nimi całego wieczoru.
Nazajutrz stałam z koleżankami pod salą, czekając na wykład, oczywiście musiałam odpowiadać na niekończącą się serię pytań dotyczących wczorajszego wieczoru. Nagle usłyszałam głos za swoimi plecami: „Też taka niewyspana jak ja? Bo jakoś wczoraj nie potrafiłem zasnąć po powrocie do domu”; to był Ryan. Odwróciłam się, a dziewczyny od razu odeszły. „Polecam na to kawę, mnie pomaga, może tobie też pomoże” powiedział i podał mi jeden z kubków z kawą, które trzymał. Odebrało mi mowę, kątem oka widziałam, jak wszyscy na nas patrzą, dziewczyny z zazdrością szeptały między sobą: „Dlaczego on przynosi jej kawę?”. Ryan nawet na nie nie spojrzał, patrzył tylko na mnie, sala się otworzyła, przepuścił mnie przodem i usiadł obok. Byłam tak zaskoczona i zawstydzona tym, że wszyscy na nas patrzą, że nie odezwałam się ani słowem. On był miły, robił głupie miny, gdy wykładowca straszył nas egzaminem, i uśmiechał się do mnie tak, jak to tylko on potrafi. Popijałam kawę, mimo że jej nie lubię. Do dziś nie piję kawy, ale wtedy posłusznie ją wypiłam, nie mając śmiałości mu odmówić. Po wykładzie z szelmowskim uśmiechem powiedział, że miło było ze mną znowu porozmawiać, chociaż wczoraj byłam bardziej rozmowna. Zdałam sobie sprawę z tego, że jak idiotka praktycznie się nie odzywałam. Pożegnał się, dodając, że ma nadzieję na ponowne spotkanie wkrótce. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam się tak, jakbym to wszystko obserwowała z boku, latałam, przyszło mi do głowy, czy aby on się z kimś nie założył i nie jestem tylko obiektem głupiego żartu, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Ja i on, on się mną zainteresował, a może wcale nie, zresztą czy warto tak się nad tym wszystkim dogłębnie zastanawiać? Czułam się cudownie i właśnie tak chciałam się czuć już zawsze.
Po całym dniu, który minął mi wspaniale, siedziałam w domu i pisałam nudny referat, aż tu nagle dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto to, nikogo akurat nie było w domu (za czasów studenckich mieszkałam w trzypokojowym mieszkaniu z dwoma świetnymi współlokatorkami). Leniwie, ubrana w dres poszłam otworzyć drzwi i nie uwierzyłam własny oczom, to był Ryan. „Cześć, przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale w sumie nie dałaś mi nawet swojego numeru, więc nie miałem się jak z tobą skontaktować, wiedziałem tylko, gdzie mieszkasz, w końcu cię wczoraj tu odwiozłem. Zajęta jesteś? Bo chciałem cię oprowadzić po Londynie, jakiego jeszcze nie znasz.” Zgodziłam się i spędziliśmy cudowny wieczór, pokazał mi świetne, oryginalne restauracje, piękne widoki i miejsca, o których nie piszą żadne przewodniki. Odprowadził mnie pod dom, a ja mu zaproponowałam, aby jeszcze wszedł. Kochaliśmy się wtedy namiętnie, był taki czuły i delikatny, pytał, czy na pewno tego chcę i czy wszystko ok, nawet został na noc. Rano pocałował mnie i podziękował za wczoraj, mówił, że było idealnie, potem pojechał do domu. Źle się czułam z tym, że tak szybko mu uległam, bałam się, że to już koniec, że dostał to, czego chciał, i mój sen już się skończy. Było jednak inaczej.Gdy mnie zobaczył wieczorem na uczelni, pocałował mnie przy wszystkich, zachowywał się, jakbyśmy byli razem, i już tak zostało. Potem zrezygnował ze studiów i zaczął zawodowo uprawiać mieszane sztuki walki, zrobił ogromną karierę, zawsze go wspierałam i byłam z niego dumna, gdy jego nazwisko pisano coraz większymi literami. Wiele się zmieniło od tego czasu, ale nie moja miłość do niego, ona nie minęła, jedynie się umocniła. Nasze początki są najpiękniejszymi wspomnieniami, jakie mam.II
Gdy się obudziłam, zegar wskazywał ósmą dwadzieścia. Ryana już nie było, wyszedł tak cicho, że nawet się nie ocknęłam, a szkoda, chciałam się z nim pożegnać. No nic, pora wstać i trochę o siebie zadbać, pojadę na siłownię.
Wstaję, szybko ubieram sportowy strój i godzinę później jestem już na najdroższej i najbardziej snobistycznej siłowni w mieście. Od wejścia obsługa stara się robić wszystko, żebym była zadowolona. Szczerze mówiąc, trochę mnie to denerwuje, gdyż są nieco nachalni w swojej uprzejmości, gdyby mogli, to by nawet ćwiczyli za mnie, abym ja się nie musiała męczyć. Zawsze marzyłam o takich miejscach i takim traktowaniu, a teraz, gdy już to mam, najchętniej uciekłabym do jakiegoś małego klubu, gdzie nie ma takich „wysokich standardów” jak tutaj, niestety nie mogę tego zrobić. Ludzie myślą, że jestem wolna, a to nieprawda, niby mam pieniądze, mogę wszystko, a paradoksalnie nie mogę zmienić nawet siłowni. Chodzą tu wszyscy podobni mi ludzie i muszę tu bywać, jeżeli chcę należeć do tego towarzystwa, być dobrze postrzegana i łapać kontakty, takie pogawędki na bieżni dobrze wpływają na moje interesy. Kiedyś może przestanę przestrzegać tych wszystkich niepisanych reguł, ale jeszcze nie teraz. Nie mam zamiaru więcej narzekać, bo to było moje największe marzenie i muszę o tym pamiętać. Akceptuję ten świat ze wszystkimi jego wadami i zaletami, zawsze dostrzegając zalety i bagatelizując wady: przecież obsługę klubu mogę zbyć, będąc opryskliwa, jak to mam w zwyczaju, a niektórych ludzi tu ćwiczących naprawdę lubię.
Zacznę może od bieżni, lubię się męczyć, wysiłek fizyczny sprawia, że czuję się lepiej. Nie zmuszam się do ćwiczeń, jak robi to większość ludzi, mimo że presja perfekcyjnego wyglądu jest bardzo silna w tym świecie i mnie też dotyczy. Rozglądając się po sali, widząc idealne ciała modelek i ich wątpliwą zdolność do poprawnego składania zdań po angielsku, można zauważyć, co jest dla nich najważniejsze; młode dziewczyny inwestują tylko w swój wygląd, aby zdobyć bogatego męża, a co dziwniejsze, świat to akceptuje, akceptują to mężczyźni, biorąc sobie za żony takie dziewczyny. To jest jak układ biznesowy, mimo że się tego nie mówi, obie strony wiedzą, jak to ma wyglądać: twoim zadaniem jest dbać o mnie, rozpieszczać i utrzymywać, w zamian za to nie będę zwracać uwagi na twoje zdrady, brak czasu, będę ci towarzyszyć, abyś mógł się mną chwalić przed znajomymi i w żadnym wypadku nie przytyję. Nic nowego nie odkryłam, chociaż ja nie mogłabym tak żyć, nie powinnam krytykować takich dziewczyn, każdy ma swoje marzenia i sposób, w jaki je spełnia, to nic złego. Nawet to szanuję i podziwiam determinację, bo niektórzy nie robią nic, aby zbliżać się do swojego celu. Po dwóch godzinach spędzonych na intensywnych ćwiczeniach i rozmowie z koleżanką wychodzę z budynku klubu i zmierzam w stronę samochodu. Muszę jechać do domu, zjeść lunch i się przebrać. Dzień jest słoneczny, po południu pojadę jeszcze do firmy i może wybiorę się na jakieś zakupy.
– Dzień dobry, Charlotte? – moje rozmyślania przerywa ładna, wysoka, długowłosa blondynka w jeansach i białym podkoszulku, bardzo młoda, na oko ma może osiemnaście lat.
– Tak, w czym mogę pomóc? – Mam tylko nadzieję, że nie szuka pracy i że nie mam wspomóc jej fundacji na rzecz chorych lub, co gorsza, bezrobotnych.
– Nie zna mnie pani i ja pani też nie znam, ale znam Ryana, jak by to powiedzieć… ja i on spotykamy się czasami… – Czego ta dziewczyna ode mnie chce, spotykamy się? Stoi przede mną zmieszana i bawi się płytą, którą trzyma w dłoniach.
– Słucham? „Spotykamy się”, co to ma znaczyć, może pani ma jakąś sprawę do Ryana, a nie do mnie? – mój ton jest jak zawsze oficjalny.
– Nie, właśnie nie do Ryana, to się jego tyczy, jego i mnie, i w sumie pani też – jąka się i nie potrafi przejść do sedna.
– Więc proszę mówić, nie mam całego dnia. – Oby sobie poszła, nie mam ochoty z nią rozmawiać, a na dodatek jestem głodna.
– Tak, przepraszam, ma pani rację. Miałam przećwiczone to, co chcę pani powiedzieć, ale mnie pani onieśmiela. Więc jak już mówiłam, spotykam się z pani chłopakiem Ryanem, gdy się spotykamy… Wtedy głównie uprawiamy seks, ale nie tylko – stoi ze spuszczoną głową i mówi dalej, nie patrząc na mnie, a mnie zamurowało, nie wiem, dlaczego jej nie przerywam, tylko wciąż słucham. – Wiem, że jest z panią, zresztą trudno byłoby nie wiedzieć, często gazety o was piszą, ale godzę się na to, od początku tego chciałam. Chciałam spotykać się z jakimś znanym, bogatym mężczyzną, który ma żonę lub jest z kimś związany. Spotykać się i nakręcić, gdy TO robimy, a potem sprzedać nagranie prasie, aby dostać za nie pieniądze, a potem jeszcze co jakiś czas honoraria za wywiady, oczywiście miało to wyglądać tak, jakbym była ofiarą, aby nie zepsuć sobie zbytnio opinii. Zresztą nieważne, ludzie szybko znaleźliby inną sensację. Wiem, że to może wydawać się dość wyrafinowane i podłe, ale ja naprawdę potrzebuję pieniędzy, pochodzę z miejscowości bez perspektyw i nie stać mnie na studia, chcę odmienić za nie swoje życie. Ale z Ryanem jest inaczej… inaczej, bo nie wiedziałam, że się w nim zakocham.
– Co ty wygadujesz, jakie „uprawiamy seks”? To jest bezczelne, nie muszę tego słuchać, zresztą nie wierzę ci, chcesz, idź, sprzedaj nagranie, a nie psuj mi humoru – próbuję ją ominąć, aby otworzyć drzwi od samochodu, ale zagradza mi drogę.
– Błagam, niech pani mnie wysłucha do końca, nie chcę sprzedawać taśmy, ponieważ Ryan mnie wtedy znienawidzi, a nie chciałabym tego, był dla mnie taki dobry, proszę… Chcę ją sprzedać pani. To dobre rozwiązanie, nikt się o tym nie dowie, nie zostanie pani upokorzona, będzie pani mogła zdecydować, co z tym dalej zrobić, wybaczyć mu. Nie chcę jemu tego proponować, bo nie wie, że nas nagrywałam, nie chcę go szantażować, nie mogę mu się tak odpłacić. Proszę, to płyta z nagraniem, może pani zobaczyć, jest na niej mój numer, niech pani obejrzy, a potem do mnie zadzwoni, jak już uwierzy – podała mi płytę, którą cały czas trzymała w dłoniach.
– Daj mi spokój, widać, że nie znasz Ryana, bo gdybyś go znała, wiedziałabyś, że mnie kocha i nie musi się oglądać za takimi kłamliwymi gówniarami jak ty – omijam ją, mój ton teraz jest nie tylko stanowczy, ale także pełen gniewu i oburzenia, z całych sił rzucam płytę, którą mi wcisnęła w dłonie, na środek parkingu i wsiadam do samochodu.
– Proszę mi uwierzyć, dziś wieczorem też mamy się spotkać, nie chcę sprzedawać tego prasie, ale będę musiała, gdy nie da mi pani wyboru, proszę o rozsądek.
Nie odpowiadając jej nic i starając się ją ignorować, chociaż nie jest to łatwe, wsiadam do samochodu i szybko odjeżdżam. W oczach mam łzy, jak śmiała, bezczelna, dlaczego tak się tym zdenerwowałam? Nie, muszę się otrząsnąć, przecież każdy może do mnie podejść i wygadywać jakieś bzdury, nie mogę brać tego do siebie. To niedorzeczne, muszę się uspokoić i zapomnieć o tym, jadę do domu i spędzę resztę dnia tak, jak miałam zamiar, i na dodatek w dobrym humorze. Zadzwonię może do Ryana, ale w sumie co mu powiem, spytam, czy mnie zdradza? Przecież mnie wyśmieje! Zresztą nie chcę mu opowiadać o tej sytuacji przez telefon, powiem mu o tym, jak się spotkamy. Zadzwonię i spytam po prostu, jak mu dzień mija. Wyjmuję telefon i wybieram pierwszy numer w książce, po trzech sygnałach słyszę głos, który od razu mnie uspokaja i wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
– Cześć, kochanie, jak ci mija dzień?
– W miarę dobrze, wracam z siłowni, a tobie jak mija? – mówiąc to, przypominam sobie ostatnie słowa tej dziewczyny: „dziś wieczorem też mamy się spotkać”.
– Dobrze, jestem po spotkaniu prasowym, które nieźle wypadło, a zaraz jadę na lunch z Tomem. – Tom to przyjaciel Ryana, znają się od dziecka. Zastanawiam się, czy opowiedzieć Ryanowi o mojej dzisiejszej „przygodzie”, ale decyduję się nic nie mówić. Spokoju jednak nie dają mi jej ostatnie słowa.
– Może jednak spotkamy się wieczorem, zrobimy sobie powtórkę z naszej rocznicy?
– Brzmi świetnie, ale wiesz, że nie mogę, niedługo zawody i trener zabiłby mnie, gdybym nie ćwiczył, zrobimy może tę powtórkę jutro, ok? Postaram się już od południa zarezerwować czas dla ciebie, skarbie.
– No dobrze – odpowiadam, a w mojej głowie kłębią się tysiące różnych myśli.
– Wszystko w porządku? Jesteś jakaś rozdrażniona i smutna. – Jak on doskonale mnie zna, nie no, jak mogę w ogóle go o coś takiego podejrzewać, już o tym nie myślę, jutro, jak się spotkamy, opowiem mu wszystko i wspólnie się będziemy z tego śmiać, albo nawet mu o tym nie będę mówić, to bez znaczenia.
– Nie, kochanie, wszystko dobrze, po prostu chciałabym cię mieć cały czas tylko dla siebie, ale myślę, że wytrzymam do jutra – odpowiadam dużo weselszym tonem, jakby kamień spadł mi z serca.
– Ja też tęsknię, mam pomysł, może chcesz zjeść z nami teraz lunch? – Jak zawsze kochany i troskliwy Ryan, jest mi wstyd przed samą sobą, że mogłam go o coś podejrzewać.
– Byłoby miło, dziękuję za propozycję, ale mam na sobie strój sportowy, a zanim się przebiorę i dojadę do was, to już zdążycie zjeść. Nadrobimy to jutro, pozdrów też Toma.
– Dobrze, muszę kończyć, bo Tom już czeka na mnie w samochodzie, kocham cię.
– Ja ciebie też kocham, miłego dnia i dziękuję, że się tak o mnie troszczysz, do zobaczenia jutro.
– Zawsze będę się o ciebie troszczyć, do zobaczenia. – Rozłącza się, a mój humor zmienia się całkowicie, znowu mam ochotę się uśmiechać i cieszyć się piękną pogodą.
Ok, więc jaki był plan? A tak, dom, praca i zakupy, tak, w tej sytuacji zakupy będą potrzebne. Wjeżdżam windą do apartamentu i od razu kieruję się pod prysznic. Tego było mi trzeba, stoję pod prysznicem, a ciepła woda zmywa ze mnie pot i cały stres, mogłabym tak stać do jutra. W sumie to mogę, uśmiecham się sama do siebie i zakręcam wodę. Ok, teraz co by tu na siebie włożyć, otwieram szafę i rzucam okiem na całą jej zawartość, trudny wybór, więc robię to, co zawsze, gdy nie umiem się zdecydować, a okazja nie wymaga określonego stroju. Wyciągam zwykłe jeansy, no, w sumie nie takie zwykłe, kosztowały dwieście funtów, do tego czarną elegancką bluzkę z krótkim rękawem i czarne szpilki, biżuteria i torebka dopełni stroju. Szybko suszę i układam włosy, maluję się i ubieram, nie zabiera mi to dużo czasu. Najpierw jadę do firmy.
– Pani prezes wpada z niezapowiedzianą wizytą, ale to dobrze, mam sporo dobrych wiadomości. Jak samopoczucie? – To Clark, moja prawa ręka – jest ze mną od początku powstania tej firmy, znamy się, odkąd zamieszkałam w Londynie, mam do niego pełne zaufanie.
– Wydaje mi się, że nie muszę się zapowiadać, przyjeżdżając do własnej firmy, chyba że zasady się zmieniły? – pytam, a Clark idzie obok mnie zakłopotany. Nigdy nie wie, kiedy żartuję, trochę się mnie boi, chociaż niepotrzebnie, lubię go i mam do niego sentyment. – Skoro nic nie mówisz, wnioskuję, że nic się nie zmieniło, więc pozwól, że pójdę do gabinetu, a ty dołączysz za chwilę przekazać mi „sporo dobrych wiadomości”.
– Oczywiście, pani prezes – odpowiada i odchodzi.
– A, Clark, jeszcze jedno – wołam do niego, a przechodzący obok pracownicy dyskretnie zerkają na mnie z zaciekawieniem.
– Słucham, pani prezes – odwraca się nieco zdezorientowany i niepewny, co go czeka.
– Po pierwsze, uśmiechnij się, jest piękny dzień, i wyjdź dziś godzinę wcześniej, odpocznij trochę, pooddychaj w parku, a po drugie, mam na imię Charlotte, jakbyś już nie pamiętał. – Jest nieco zdezorientowany, ale uśmiecha się do mnie serdecznie, widzę, że chce coś powiedzieć, więc szybko dodaję: – To polecenie służbowe, mam nadzieję, że nie chcesz podważać mojego autorytetu. – Uśmiecham się do niego serdecznie jak do przyjaciela. Zapomniał chyba, jak jest mi bliski i ile mu zawdzięczam, muszę mu kiedyś o tym powiedzieć.
– Oczywiście, że nie, pani prezes – odpowiada już całkiem rozluźniony.
– Świetnie, więc za pięć minut u mnie – mówię i odchodzę, nie zwracając uwagi na pracowników, którzy już nie kryją tego, że nam się przyglądają, gdyż nieczęsto mają okazję oglądać mnie w tak miłym wydaniu. W sumie to w ogóle mnie takiej nie widują, zresztą, co mnie to obchodzi i co oni o mnie wiedzą!
Wchodzę do sekretariatu przed moim gabinetem, a moja sekretarka Emily prawie dławi się kanapką, która właśnie je, szybko wstaje i z jedzeniem w buzi wita się ze mną.
– Witam panią, pani prezes, czy mam przedstawić pani grafik i spotkania do zaakceptowania, czy wysłać jak zwykle do domu? – wypowiada szybko, jednocześnie starając się przełknąć jedzenie.
– Daj mi go teraz, przejrzę go. – Szybko wręcza mi skórzany gruby kalendarz, a ja wchodzę do swojego gabinetu. Urządzony jest w nowoczesnym stylu, szkło i metal, prosta, zimna elegancja.
Włączam radio, leci jakaś spokojna piosenka, nie znam jej, ale spodobała mi się, więc ją pogłaśniam, siadam za biurkiem i przeglądam kalendarz. Masa spotkań, wywiadów i najważniejsze, czyli otwarcia nowych filii, na których muszę być osobiście. Wchodzi Clark, siada naprzeciwko mnie i opowiada o masie służbowych spraw, które wyszły pomyślnie, oraz o ciągle rosnącym zainteresowaniu naszym przedsiębiorstwem. Długo rozmawiamy, analizujemy i planujemy dalsze działania, widać, że Clarkowi sprawia to przyjemność, kocha swoją pracę i całkowicie się jej poświęca, co zostaje oczywiście sowicie nagrodzone. Choć jest on majętnym człowiekiem, nie widać tego po nim, jest schludnie i porządnie ubrany, jednak nie wyróżnia się z tłumu.
– Dobrze, większość rzeczy mamy już raczej ustalone, a co do decyzji, których nie podjęłam, zdaję się na ciebie. Będę już wychodzić i ty też pamiętaj o wcześniejszym wyjściu.
Wracam do pustego domu, kładę się na kanapie i patrzę w okno. Szkoda, że nie ma przy mnie kogoś bliskiego, czuję się samotna. Może gdzieś wyjdę, na pewno odbywają się dziś jakieś eventy, mogę zadzwonić do znajomych, ale na takich spotkaniach i przy tych znajomych czuję się jeszcze bardziej osamotniona.
Pamiętam, jak dawniej każdej nocy przed snem w głowie układałam sobie scenariusze, kim kiedyś będę, co kiedyś osiągnę, co kiedyś będę robić, jak kiedyś będzie wyglądać moje życie i jaka kiedyś będę szczęśliwa. No właśnie kiedyś, kiedyś, kiedyś… Umierałam każdej nocy ze świadomości, że to kiedyś to nie teraz, że to tylko marzenie młodości, które pewnie nigdy się nie spełni. A z czasem, kiedy będę coraz starsza, zacznę mniej marzyć i przestanę wierzyć, że coś się zmieni. Nic się samo nie zmieni i nie zrobi, ale zrozumiem to, gdy będzie już za późno, i będę musiała żyć ze świadomością, że moje życie nie wygląda tak, jak bym tego chciała, i nigdy tak wyglądać nie będzie.
Przełomowym momentem dla zmiany mojego myślenia i sposobu postępowania była sytuacja, gdy mój znajomy poszedł do wróżki, która mu oznajmiła, że kiedyś będzie bogaty – miał on wygrać sporą sumę, którą dobrze zainwestuje i nie będzie się musiał martwić o pieniądze już do końca życia. Głęboko w to wierzył, opowiadał o tym znajomym, nawet już obiecywał wycieczki, pożyczki itp. Czas mijał, a on pracował na etacie, którego nie cierpiał, mieszkał z rodzicami i nie snuł planów na przyszłość, oczywiście poza tymi, że zostanie milionerem i będzie korzystał z życia. Wszyscy zazdrościli mu tego optymizmu i niezłomnej wiary, ja szczególnie, i zastanawiałam się, czy moje plany i marzenia snute każdej nocy też mają szanse się spełnić, w końcu nikt mi tego nie „przepowiedział”. Pewnego razu spytałam go, czy nadal wierzy w to tak jak na początku; bez zastanowienia zapewnił mnie, że oczywiście tak, musi tylko trochę jeszcze na to poczekać. Spytałam więc, w jaką gra grę: liczbową, SMS-owe konkursy, może jakieś internetowe lub telewizyjne turnieje? Zauważyłam, że się zmieszał i zdziwił moim pytaniem, odpowiedział mi, że w sumie konkretnie to w nic nie gra ani nie wysyła żadnych kuponów, bo przecież skoro ma się to wydarzyć, to wydarzy się tak czy tak, wróżka nie mówiła mu, że ma w coś grać, a poza tym nie ma na to pieniędzy.
Wtedy zrozumiałam, że nie można na coś czekać, aż spadnie nam z nieba. Gdy wróciłam do domu, zastanowiłam się, co tak konkretnie chcę osiągnąć i w jaki sposób, wzięłam kartkę i napisałam na niej wszystko, ułożyłam plan działania, bo jak można do czegoś dążyć, nie wiedząc tak dokładnie, co to ma być. Następnego dnia od samego rana zaczęłam konsekwentnie realizować mój plan. Nie było to łatwe, często się potykałam, traciłam wiarę i modyfikowałam plan, ale się nie poddałam, cel pozostał niezmienny i mimo wielu bolesnych upadków uparcie dążyłam do końca, aż się udało. Wiara w powodzenie była niezbędna, bo jeżeli się w coś wierzy i bardzo tego pragnie, łatwiej jest nam to osiągnąć. Może moja wiara nie była tak ogromna i ślepa jak mojego kolegi, ale była i z każdym kolejnym wykonanym krokiem rosła. W rezultacie ja poprzez ciężką pracę osiągnęłam swój cel, a on… No cóż, z tego co słyszałam, u niego niewiele się zmieniło, nie wiem, czy nadal wierzy w swoją wygraną lub czy zaczął robić coś w tym kierunku, bo nasze drogi się rozeszły. Myślę, że każdy z nas ma w swoim życiu takie przełomowe momenty, lecz nie zawsze jest w stanie je dostrzec i wykorzystać; wiem tylko, że tak zwany „odjutronizm” to choroba naszych czasów, każdy chce być piękny, szczupły, bogaty, szczęśliwy, ale od jutra. Mnie też ona dotykała, tyle że ja miałam dość tego „zacznę żyć od jutra”. Teraz, zanim będzie za późno, by cokolwiek zmienić.
Nawet nie wiem kiedy, usypiam wpatrzona w światła Londynu, z głową pełną myśli i wspomnień.