Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chata nad jeziorem - ebook

Data wydania:
13 marca 2019
Ebook
27,90 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,90

Chata nad jeziorem - ebook

Nawet najpoważniejszy kryzys uczuciowy nie może trwać wiecznie.

Vanessa jest trzydziestoletnią malarką, w jej życiu uczuciowym następuje niespodziewany kryzys. Rezygnuje ze związku i ślubu z mężczyzną, z którym była od czasów szkoły średniej. Pokłócona z rodzicami, załamana, zamyka się na trzy miesiące w swojej pustelni, małym gdyńskim mieszkanku. Gdy wreszcie decyduje się dać znać o sobie, na randkowym czacie poznaje Emilię z Krakowa oraz rzeźbiarza o nicku Samotny Gbur, gdzieś z Kaszub. Zanim zauroczy się nim, już jako Pawłem, upłynie trochę czasu, a zdarzenia i nastroje zmieniać się będą sinusoidalnie: od złych, poprzez dobre, do tragicznych, a potem…

W chacie nad jeziorem leczą się serca, kiełkuje miłość, talenty sięgają wyżyn, a skłóceni poznają, że nie mogą bez siebie żyć. Wszystko w scenerii przepięknej kaszubskiej krainy lasów i jezior.

Chata nad jeziorem opowiada pełną niespodziewanych zwrotów historię, z której wynika, że szczera przyjaźń jest najlepszą drogą ku miłości.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-047-0
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2

Młode ziemniaczki i marchewka, w całości, już dochodziły, a po chwili kuchnię wypełnił zapach smażonego schabowego souté. Vanessa ze zdziwieniem skonstatowała, że nie zapomniała kupić nawet bułki tartej do posypania marchewki, a do popicia ulubionej maślanki. Porcja na talerzu wyglądała okazale i różniła się zdecydowanie od obiadów zjadanych jeszcze do wczoraj, gdy w menu królował makaron z jajecznicą albo mrożone pierogi. Przeniosła apetycznie wyglądające i pachnące danie do saloniku, podeszła do okna i je otworzyła. Spojrzała przelotnie na wzgórza okalające kotlinę i zasiadła do stołu. Jadła z apetytem. Odkryła po chwili, że z głośników dochodzi głos Andrei Bocellego śpiewającego piosenkę _Love in Portofino_. Widać bezwiednie uruchomiła odtwarzacz, w którym tkwiła płyta, włożona tam kilka miesięcy temu. Uśmiechnęła się. Mogła słuchać Bocellego bez końca. Znajomi się dziwili, ale ona tak miała i było jej z tym dobrze. To znaczy lubiła i nową, i starą muzykę, ale przy Andrei czuła się znakomicie, dodawał jej siły i poprawiał nastrój.

Kiedy zjem, zadzwonię do mamy, pomyślała i skinęła głową. Po kulkunastu minutach, stojąc w progu balkonu, trzymała telefon przy uchu.

– Halo… – usłyszała głos mamy.

– Dzień dobry, mamusiu. Wróciłam…

– A gdzieś wyjeżdżałaś?

– Nie, tak mi się powiedziało, bo ze trzy miesiące milczałam.

– Zauważyłam…

– Czy bardzo się na mnie gniewacie?

– A cóż to za słowo „gniewacie”? Zniszczyłaś życie nam, Andrzejowi i jego rodzicom. Ze wstydu nie wiedzieliśmy, gdzie się podziać. Na nasz widok przechodzą na drugą stronę ulicy.

– A ja cię nie obchodzę? Moje szczęście i samopoczucie? Przecież od świąt Bożego Narodzenia wiele razy wyjaśniałam wam, o co chodzi.

– Zachowałaś się nieodpowiedzialnie, a po tym, co dzisiaj mówisz, widzę, że nic się nie zmieniłaś. Liczyłam, że coś do ciebie wreszcie dotrze.

– Może byście mnie odwiedzili? Można by spokojnie porozmawiać.

– Ja nie mam zamiaru! – wykrzyknęła matka. – Przynajmniej na razie. Poczekam, aż zmądrzejesz.

– Ależ mamo!

– Vanesso, ciężko mi, ale naprawdę nie mam ochoty. Pomyśl o wszystkim, co ci powiedziałam, a teraz wybacz, robię tacie obiad.

– Do widzenia, mamo.

– Do widzenia.

Vanessa przymknęła oczy. Takiej mamy nie pamiętała. Zawsze była skora do rozmowy, nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych uważała, że trzeba rozmawiać. Vanessa oparła się o framugę drzwi. Pokręciła głową z dezaprobatą. Uniosła komórkę ponownie i wśród abonentów wyszukała tatę. Po chwili usłyszała ciepły tembr jego głosu.

– A już myślałem, córcia, że telefon też wyrzuciłaś…

– Dzień dobry, tatusiu… A ty nie mogłeś do mnie zadzwonić?

– Tym razem całkowicie stanąłem po stronie mamy. Ciężko to przeżyła, a ja po rozmowie z wujkiem Przemkiem miałem trzydniowego kaca – zaśmiał się cicho.

– I to wszystko?

– Córcia, ruch jest wciąż po twojej stronie. Nie wykluczam, że te dziary czy złoty łańcuch albo łysa głowa Andrzeja uraziły twoje doznania artystyczne, ale to, co zrobiłaś, to znaczy forma, było nieodpowiednie.

– A co byłoby, twoim zdaniem, w tej sytuacji odpowiednie?

– Myślałem, że znajdziesz sama, że już znalazłaś odpowiedź. To ty musisz ją znaleźć, a nie my.

– Rozmawiałam z mamą i zapraszałam do siebie…

– I co ci odpowiedziała?

– Że nie ma mowy, aż sobie przemyślę… czy jakoś tak.

– Tym razem, bez wątpienia, będę dalej stał po jej stronie, chociaż tęsknię.

– Dobrze chociaż to usłyszeć, tato.

– Córcia. Jesteś mądra i musisz to jakoś rozwiązać.

– Do Andrzeja nie wrócę, nie ma o czym mówić.

– Ale to ty go zawiodłaś!

– A to, że zrobił z siebie wampira, to nic? On zawiódł mnie bardziej, bo… – Vanessa pacnęła się w czoło. Nie! Nie wolno mi tego mówić! Przymknęła oczy.

– Widziałem, że teraz zapuścił jeżyka i chodzi bez tego okropnego łańcucha – rzucił ojciec, jakby zupełnie nie zauważył zawahania w jej głosie.

– A dziary?

– Nie rozmawiałem z nim, ale zgłębiłem temat sam. Są prawie nieusuwalne, a jeśli, to będą blizny.

– No widzisz? Mógł pomyśleć wcześniej. Kochałam go za jego naturalność…

– Widać niewystarczająco. – Ojciec wszedł jej w słowo.

– Widać…

Chciała coś jeszcze dodać, ale zamilkła.

– Córciu, zadzwoń kiedyś znowu, jak już ułożysz sobie w głowie, co i jak. Cieszę się, że wreszcie się odezwałaś. Przepraszam, ale wsiadam do auta. Spieszę się do domu na obiad.

– Do miłego, tato. Smacznego. Na wszelki wypadek prześlę ci zaraz mój adres, bo może jednak skusicie się kiedyś na odwiedziny. Niedługo odezwę się znowu.

– Dobrze. Pa.

– Pa.

Ależ oni się zapiekli. Vanessa pokręciła głową. Kochałam Andrzeja niewystarczająco…? Hmm. Kochałam go mocno, może nawet za mocno. Nie... To było akurat tyle, że chciałam i marzyłam, by razem z nim iść przez resztę życia. Nikogo ani wcześniej, ani później nie kochałam. Co to znaczy później? Zmarszczyła brwi. Później jest właśnie teraz. Ale ja mam już trzydzieści lat! No, bez przesady! Trzydzieści lat to wcale nie tak dużo.

Ruszyła do przedpokoju i stanęła przed lustrem. Ciemna szatynka, o nienagannej figurze, nie za wysoka, ale nie malutka – uśmiechnęła się. Pokręciła biodrami. Mam zgrabne nogi i reszta też niczego sobie… Fajne są te szorty. Muszę w nich wyjść na ulicę, a nie tylko paradować po domu. Włosy trzeba trochę podciąć, bo idzie lato i w długich będzie mi za gorąco. Machnęła rozpuszczonymi lokami w lewo i prawo. Fajna jesteś, chociaż szkoda tych prawie piętnastu lat… Na drugi raz muszę jeszcze pomalować usta pomadką i trochę zrobić sobie oczy. Mrugnęła piwnym okiem do młodej kobiety w lustrze. Co mi się od wczoraj stało? Wzruszyła ramionami i wróciła do salonu.

Rozejrzała się przytomnie wokół. Nie dojrzała żadnego śladu, który by przypominał jej Andrzeja. Wszystko, co się z nim kojarzyło, wcześniej przecież usunęła. Usiadła w fotelu. Jej wzrok zawisł na okalających osiedle wzgórzach. Nie ma go już w moim życiu. Żal mi tych lat, ale koniec umartwiania się.

Dobrze byłoby z kimś porozmawiać, wyżalić się, wyspowiadać. Boże! Jaka ja jestem nagle racjonalna! Podciągnęła nogi do siebie i oparła brodę na kolanach. Kiedyś czytałam, że szczera rozmowa to najlepsza terapia. Ale z kim? Rodzice nie chcą ze mną rozmawiać, a to są moi najlepsi przyjaciele. I co teraz? Przecież w środowisku, gdybym z kimś chciała na taki temat pogadać, wyśmiano by mnie. Właśnie dlatego stroniła od zawiązywania przyjaźni, czuła się inna niż oni. Poczynając od formy, czyli sposobu noszenia się, ubierania, po przepis na życie. Zawsze chciała być normalna. Tak to sobie definiowała. Normalna i zwyczajna do bólu. Zaraz, zaraz. Co to znaczy normalna i zwyczajna? Przecież ta normalność i zwyczajność runęły trzy miesiące temu, a właściwie wcześniej, więc może to oni mają rację?

– Nie! – krzyknęła, aż sama przestraszyła się swojego donośnego głosu. – No, to co mam zrobić? – zapytała cicho.

Wstała i podeszła do drzwi balkonowych. Rozejrzała się powoli po swoim osiedlu leżącym w uroczej kotlinie. Przymrużyła oczy. Na początek namaluję wzgórze z samotnym świerkiem pośrodku kotliny. Utkwiła w nim wzrok i przechyliła kilkakroć głowę. Wiosennego obrazka z nim jeszcze nie mam, a zimowe chyba ze trzy. Oparła się o balustradę balkonu. A co tam dzisiaj robi tyle młodzieży? Przecież na to wzgórze na ogół przychodzą mamy z dziećmi posiedzieć na kocykach. Znoszą chrust? Zaraz, zaraz. Czy dzisiaj nie jest aby Noc Świętojańska?

Spojrzała na trzymaną w dłoniach komórkę. Oczywiście. Przyglądała się wzgórzu z samotnym świerkiem. Oczami wyobraźni dostrzegła palące się wieczorem ognisko, wyłaniający się od czasu do czasu zza wysokich płomieni świerk, a w tle ciemniejące coraz bardziej niebo. Już wiem! Namaluję serię obrazków z ogniskiem! Może to banalne, ale zawsze o czymś takim marzyłam. Dzisiaj wykonam kilka szkiców, a od jutra będę malować. Wieczorem zrobię zdjęcia, żeby uchwycić zmieniające się barwy wzgórza, stojącego na nim świerku, płonącego ogniska i ciemniejącego coraz bardziej nieba. Klasnęła w dłonie.

Wróciła do saloniku. Podeszła do odtwarzacza i zmieniła płytę. Oczywiście znowu Andrea, ale tym razem pierwsza płyta z jego utworami, którą sobie sprawiła dawno temu: _Romanza_. Po chwili popłynął jego anielski głos w piosence _Con te partiro_. Kiedy zabrzmiały pierwsze tony kolejnej piosenki, _Vivere_, siedziała już skupiona przed sztalugami z ołówkiem w dłoni. Cicho wtórowała śpiewającej gościnnie z Bocellim Laurze Pausini, czekając, co odpowie jej Andrea. Uwielbiała tę piosenkę. Znała doskonale włoski i potrafiła w lot tłumaczyć słowa piosenek w tym języku.

Laura:

_Żyję powtarzając wczoraj_

_wiecznie pakując się w kłopoty_

_żyję i pytam ciebie: kim jesteś?_

_Ale ty, lustro, nie odzywasz się nigdy._

_Ja – nie jestem w stanie stworzyć niczego._

_Ja – Kocham miłość, ale nie kocham ludzi._

_Ja – nie będę nigdy bogiem._

_Żyć – nikt nas tego nie nauczył_

_Żyć – wciąż powtarzając przeszłość_

_Żyć – nawet jeśli nigdy nie prosiłam się o to, żeby żyć,_

_jak piosenka, której nikt nigdy nie zaśpiewa._

Andrea:

_Lecz gdybyś zobaczyła człowieka przed twoimi drzwiami,_

_który śpi owinięty w kartonie._

_Gdybyś zechciała któregoś ranka wsłuchać się w świat_

_bez odgłosu deszczu,_

_Ty – potrafisz tworzyć swoim głosem,_

_Myślisz myślami ludzi_

_No, a Bóg – istnieje tylko Bóg._

_Żyć – nikt nas tego nie nauczył_

_Żyć – nie można żyć bez przeszłości_

_Żyć – jest pięknie, nawet jeśli nigdy o to nie prosiłaś,_

_I do każdej piosenki zawsze znajdzie się ktoś chętny,_

_kto będzie ją śpiewał._

Laura:

_Ktoś, to dla mnie za mało_

_Żyć – wciąż poszukując wielkiej miłości_

_(_Andrea_: dlaczego, dlaczego nie żyjesz dzisiejszego wieczora)_

_Żyć – jak byśmy nigdy nie mieli umrzeć_

_(_Andrea_: dlaczego, dlaczego, nie żyjesz teraz?)_

_Żyć – żeby nagle zdać sobie sprawę z tego, że tego życia_

_to ty tak naprawdę nie przeżyłeś._

_(_Andrea, w tle: _Dlaczego, dlaczego, dlaczego życie to nie życie)_

Laura: _Mówię ci nie…_

Andrea: _Mówię ci tak…_

Laura: _Mówię ci, że... Chce mi się żyć__!!!_

Vanessa przywarła plecami do oparcia krzesła i znowu się zamyśliła. Zawsze uważałam, że to mądry tekst. No, a teraz mocno pasuje do mojej sytuacji. Może nie do końca wiem jeszcze, po co i dla kogo, ale chce mi się żyć. Zawsze chciałam przecież długo żyć. Muszę i będę żyć.

W trakcie pozostałych piosenek nuciła, ale wyłączyła wewnętrznego tłumacza. Pracowała nad szkicami. Spoglądała na wzgórze, wykonywała kilka kresek, przechylała głowę, porównując z widokiem za balkonowymi drzwiami, korygowała, a potem stawiała kolejne kreski. Kiedy płyta się skończyła, miała gotowe trzy szkice różniące się nieco od siebie. Odłożyła do pudełka ołówki.

– Na początek wystarczy. – Przechylając głowę, raz jeszcze taksowała kolejno szkice. – A teraz co? – Rozejrzała się po saloniku i podniosła z wolna.

Wyszła na balkon, spoglądając na wzgórze z samotnym świerkiem. Obok ułożonego już kopca chrustu dostrzegła dwóch leśników w zielonych mundurach.

– Pewnie będą się dzisiaj opiekować ogniskiem i pilnować, żeby ogień był czysty, zamiast gryzącego dymu z opon, jak w ubiegłym roku. Ostatecznie to Trójmiejski Park Krajobrazowy. Dzięki temu zapewne przyjdzie więcej mieszkańców osiedla. Może być pięknie.

Już od kilku chwil z tyłu głowy krążyła jej myśl o komputerze i internecie. Zerknęła z balkonu przez drzwi w kierunku kredensu. To tam ukryła przed sobą laptop trzy miesiące temu.

Podładuję go tylko, powiedziała do siebie, wzruszając ramionami.

Po chwili laptop leżał już na stoliku przy fotelu. Podłączyła zasilanie i nacisnęła włącznik. Po kilkunastu sekundach na ekranie wyświetliło się okienko logowania. Wpisała hasło.

I co dalej? Opadła na oparcie fotela. Wpatrywała się w ekran. Zlustrowała listwę dolną.

– Aha! Trzeba zaktualizować system i aplikacje – mruknęła po chwili do siebie, gdy dojrzała podświetlone na czerwono komunikaty systemu.

Po kilkunastu minutach zaktualizowany komputer ponownie poprosił o hasło.

– I co teraz? – Rozłożyła ręce.

Machinalnie uruchomiła Firefoxa, weszła w wyszukiwarkę Google i… zawiesiła się. Przymknęła oczy, żeby się skupić. Po chwili skinęła głową, jakby się ze sobą zgodziła. Wpisała hasło: portale randkowe. Wyświetliła się spora lista. Najpierw nazwy, a obok ich krótkie opisy. Najbardziej zaintrygował ją portal o dziwnej nazwie: ARTYSTYCZNE DUSZE wraz z opisem: portal dla samotnych i zagubionych, posiadających wyższe wykształcenie. Może to coś dla mnie? – pomyślała i delikatnie, jakby nie do końca przekonana, nacisnęła enter. Po chwili na tle złamanego serca pojawiło się okienko logowania z informacją, że jeśli nie ma się konta, to trzeba się zarejestrować. Zmarszczyła brwi, ale ręka sama sięgnęła po notes, który zawsze podczas pracy na laptopie miała pod ręką. Wpisywała _a vista_ niezbędne do założenia konta dane do komputera i zapisywała je na kolejnej wolnej kartce w notesie.

Czyli tutaj będę Zosią Trójmiejską, malarką, uśmiechnęła się po chwili. W ponad pięćdziesięciu procentach to prawda.

Machnęła dłonią i teraz już zdecydowanie nacisnęła enter.

Z listy, która pojawiła się po chwili, wybrała opcję CZAT. Na błękitnym tle z wieloma bladoróżowymi serduszkami pojawiały się teksty poprzedzane nickami właścicieli kont. Po treści wpisów domyśliła się, że to są odrębne wątki i może wybrać dowolny spośród nich. Treść większości była banalna, ale zainteresował ją wpis Emilii z Krakowa, która chwaliła się Annie z Łodzi, że dzisiaj była ze sztalugami na Starym Rynku, lecz zamiast malować, karmiła gołębie. Kliknęła nick Emilii i ujrzała całą ich wcześniejszą rozmowę. Emilia informowała Annę, że wiatr mocno dzisiaj zawiewał, chmury co chwila przykrywały słońce, spadło nawet kilka kropli deszczu. Ponieważ nie było sprzyjających warunków, wybrała karmienie gołębi. Po tych słowach wstawiła kilka roześmianych buziek. Vanessa postanowiła poprosić o możliwość włączenia się do ich rozmowy. Wystukała na klawiaturze prośbę, krótko opisała, czym się zajmuje, i wyjaśniła, że dzisiaj przygotowywała szkice na potrzeby obrazków, które chce jutro malować. Po chwili rozległy się z czatu dwa piknięcia, świadczące o przyjściu dwóch wiadomości, a na ekranie pojawiły się kolejno teksty Emilii i Anny, że zgadzają się na udział Zosi we wspólnej rozmowie.

Zosia Trójmiejska: Dziękuję wam bardzo. Jestem dzisiaj pierwszy raz na tym portalu, ale nie wiem jeszcze, czy zagoszczę tutaj na dłużej. Nie ukrywam, że zainteresowała mnie tematyka malowania, o której przeczytałam u Emilii, stąd moja prośba.

Anna z Łodzi: Ja z kolei piszę białe wiersze, ale trudno nazwać mnie poetką, choć wydawnictwa pełne są próbek mojej twórczości. Hi, hi, hi :)

Emilia z Krakowa: Lubię twórczość Anny, zwłaszcza że specjalizuje się w śmiałych erotykach. Poproś ją, Zosiu, żeby przysłała ci jakąś próbkę.

Vanessa nie zdążyła zareagować, kiedy z czatu doszło piknięcie i pojawił się kolejny wpis Anny.

Anna z Łodzi: Jutro wyjeżdżam na Mazury złapać trochę wytchnienia w leśniczówce u znajomych, więc zgadzam się, Emilio, żebyś przesłała Zosi, co tylko chcesz z mojej twórczości. Za tydzień wrócę i chętnie poznam jej opinię. Do usłyszenia i trzymajcie się, dziewczyny. Pa.

Zosia Trójmiejska: Chętnie przeczytam twoje wiersze. Pa, Anno.

Emilia z Krakowa: Prześlę jej. Pa, Anno.

Zosia Trójmiejska: Długo się znacie, Emilio, z Anną?

Emilia z Krakowa: Już ponad dwa lata. Miałam wtedy porządnego „doła” i trafiłam tutaj, a ona niewiele wcześniej przede mną. Jest tu po to, żeby badać, jak odbierane są jej wiersze, i dla poszukiwania drogi do wydawców.

Zosia Trójmiejska: Trochę to będzie wyglądało, że plotkujemy, ale czy to jedyna rzecz, którą się Anna zajmuje?

Emilia z Krakowa: Ona lubi, jak się o niej mówi :) To jest bizneswoman, ale z artystyczną duszą. Powiedziała mi, że jak wydadzą już jej pierwsze wiersze, to jest w stanie sporo zainwestować w ich reklamę.

Zosia Trójmiejska: Ciekawe. No, ale jeśli ma się niezależność finansową, to łatwiej. Ja tak nie mam :( Jestem tylko zwyczajną malarką :)

Emilia z Krakowa: A czy możesz mi zdradzić, Zosiu, co cię skłoniło, że pojawiłaś się na tym portalu?

Zosia Trójmiejska: Jak by ci tu powiedzieć… Też mam, a właściwie miałam „doła”, ale za to takiego jak Rów Mariański.

Emilia z Krakowa: Osobistego czy twórczego?

Zosia Trójmiejska: Zaczęło się od osobistego. Ech, może kiedyś ci opowiem, ale w skrócie… na ostatnim zakręcie uciekłam sprzed ołtarza.

Emilia z Krakowa: Oo, to jesteś nieprawdopodobnie odważna!!! „Uciekająca panna młoda” po polsku? Powiedz choć słowo, co takiego się stało, bo pękam z ciekawości :)

Zosia Trójmiejska: Jeszcze nie wiesz, co się stało, a już się ze mnie nabijasz :(

Emilia z Krakowa: Opowiadaj, nie ściemniaj :) Przez te dwa lata, jak już uporałam się sama z sobą, stałam się wziętą specjalistką od leczenia złamanych serc. Hi, hi, hi :) Chwalę się, ale jak posiedzisz tutaj dłużej, to sama zobaczysz.

Zosia Trójmiejska: Taaaa, pewnie tak naprawdę jesteś literatką, czyhającą na łatwy temat.

Emilia z Krakowa: No co ty! Z polaka ledwie zdałam maturę, to znaczy wiesz… pomysł jak zwykle miałam dobry, ale zawiodły: styl, gramatyka i ortografia. Jestem w tym zakresie dysfunkcyjna :) Potrafię wypowiadać się, wyrażać wyłącznie pędzlem, nie słowem, więc nie bój się. Ale nie chcesz, nie mówisz i już :)

Zosia Trójmiejska: Co do malowania, mam tak samo i jestem szczęśliwa, kiedy mogę to robić.

Emilia z Krakowa: A oprócz tego czym się zajmujesz?

Zosia Trójmiejska: Niczym. To znaczy ostatnie trzy miesiące cierpiałam z własnego wyboru w samotności, a dopiero dzisiaj zdecydowałam się wyjść pierwszy raz ze sztalugami. Posiedziałam trochę w marinie i poczułam potrzebę kontaktu z ludźmi, porozmawiania z kimś. Trzy miesiące na bezludnej wyspie to za dużo. Odbyłam pokutę, ale nie mam zamiaru być dłużej Robinsonem!

Emilia z Krakowa: Fajna jesteś, szczera, więc jakby co, to mogę być twoim Piętaszkiem :)

Zosia Trójmiejska: Potrafisz rozweselić.

Emilia z Krakowa: No widzisz :) Więc mów wreszcie, co i jak się stało.

Zosia Trójmiejska: Chodzi o to, że lubię wszystko, co jest tradycyjne, wolę normalność, zwyczajność, także w sprawach damsko-męskich, co raczej nie jest normą w artystycznym światku. Moja artystyczna dusza nie dała sobie rady z dziarami, złotym łańcuchem i gołą czaszką Andrzeja, prawie mojego męża.

Emilia z Krakowa: No, ale jak to tak? Nie zauważyłaś niczego wcześniej? Tak byłaś w niego zapatrzona?

Zosia Trójmiejska: Znaliśmy się piętnaście lat, chcieliśmy być razem, ale on mi to zrobił właściwie znienacka.

Emilia z Krakowa: Nie znałaś nikogo, z kim mogłabyś go porównać i zauważyć coś wcześniej? Dziwne. Czy ja dobrze rozumiem, że przez piętnaście lat jadłaś chleb z jednego pieca, jako bez mała niepokalana dziewica?

Vanessa zaniosła się niepohamowanym śmiechem. Kiedy uspokoiła się nieco, jej spojrzenie padło na przeszklone drzwi barku. Wyostrzyła wzrok. O! Mały szampan Martini. Miał być rezerwą na sylwestra, ale ten wieczór, a także kilka przed nim oraz wiele, wiele następnych poszło się jeb… – Vanessa zasłoniła sobie usta. Ale może teraz się napiję? Przecież trafiła mi się dzisiaj niezła okazja. Podeszła szybko do barku i wyjęła butelkę. Po chwili złocisty alkohol zaszumiał w szampance. Podniosła kieliszek do ust, przechyliła go nieco i poczuła miłe szczypanie w język. Uśmiechnięta wróciła z szampanką do laptopa i napisała odpowiedź.

Zosia Trójmiejska: Ze wstydem się przyznam, że to pierwsze nie, a to drugie po trzykroć tak. :)

Emilia z Krakowa: Niektóre typy tak mają. Hi, hi, hi :) Ja miałam podobnie, stąd wiem, o czym mówisz.

Zosia Trójmiejska: A ja myślałam, że tylko ja tak mam.

Emilia z Krakowa: Tia… Moim zdaniem większość babek tak ma, ale wolą grać wyluzowane, nowoczesne, no wiesz. Teraz jest moda na takie i zachowania, i gadanie.

Zosia Trójmiejska: Bo ja wiem… :)

Emilia z Krakowa: Przypadkiem miałam w ręku wyniki pewnych badań w tym zakresie. Wiem, co mówię! Ale nie zagaduj, nie ściemniaj, tylko mów dalej :)

Zosia Trójmiejska: No więc kiedy się pojawił taki „piękny” u mnie przed Gwiazdką, przestałam go „dopuszczać”… no wiesz, moja artystyczna dusza wywracała się podszewką. A kiedy zorientowałam się, że nie ma zamiaru wrócić do starej formy… odkochałam się i obrzydziłam go sobie.

Emilia z Krakowa: Wygląda na to, że mimo wszystko ty go jednak nie kochałaś.

Zosia Trójmiejska: Jak nie kochałam, skoro kochałam. Przecież chciałam z nim być do końca życia!

Emilia z Krakowa: To było chyba tylko przyzwyczajenie, tak ci było wygodnie, jak nie przymierzając – perle w muszelce.

Vanessa przymknęła powieki. Przed jej oczami stanął Andrzejek, kiedy byli w podstawówce, potem mężniejący nastolatek Andrzej, gdy uczył się w technikum, a ona w liceum plastycznym w Orłowie. Wszystkim koleżankom się podobał, chwaliły, że taki normalny i nie świruje. Przypomniała sobie babcię Teresę, siedzącą w fotelu i robiącą na drutach. Kiedy Vanessa była w liceum, wyznała jej, że podoba jej się Andrzej z sąsiedniego bloku. Babcia odłożyła kłębek wełny z drutami na stolik i zdjęła okulary. A pamiętasz, jak ci opowiadałam kiedyś, co mi jeszcze moja babcia mówiła? Mężczyzna musi mieć męskie imię, na przykład Jędrzej. Tak miał na imię mój pierwszy mąż, powiedziała mi wtedy babcia Henryka. To była moja wielka miłość, ale umarł krótko po ślubie. Potem z rozsądku wyszłam za Gwidona, którego pokochałam dopiero po latach. Jędrzej, to odmiana imienia Andrzej, więc jeśli trafi ci się, Tereniu, kawaler o takim imieniu, nie zastanawiaj się i trwaj przy nim. Warto. Dlatego ja też wyszłam za Andrzeja… Tak powiedziała babcia Teresa i na jej twarzy zakwitł uśmiech.

No i prawda jest taka, że zapamiętałam dokładnie tę opowieść babci i trwałam przy swoim Andrzeju, Vanessa pokiwała głową i dla przeciwwagi wzruszyła ramionami. Na trzecim roku studiów w ramach wymiany międzyuczelnianej był wyjazd na plener do Włoch w okolice Genui. Opiekował się nimi wolontariusz Andrea Benedetti, student Accademia Ligustica di Belle Arti. Pięknie opalony, o figlarnych piwnych oczach, z burzą niesfornych kędziorów. Pochodził z Sycylii, ale studiował na północy Włoch. Potem utrzymywała z nim kontakty mailowe, czasami pisali do siebie esemesy. Kiedy przypadkiem znalazła się w Portofino w sierpniu 2012 roku, pojawił się pod wieczór tego samego dnia, gdy napisała mu w mailu o swojej kontuzji. Była na wycieczce, skręciła kostkę i po ustaleniach z pilotem zdecydowała się poczekać w tym uroczym porcie na autokar, gdy będzie wracał do Polski. Żałowała, co prawda, że nie zobaczy Rzymu, Neapolu i Capri, ale Andrea wynagrodził jej wszystkie straty. Załatwił jej pokoik u swoich dobrych znajomych w domku na jednej ze ścian okalających Piazzetta di Portofino. Obejrzała razem z nim, z małego tarasu, cudowny wieczorny koncert innego Andrei, Bocellego. Od tego momentu została jego wielką fanką. Koncert był tak cudowny, że w uniesieniu pocałowała się z Andreą, który w finale złapał jej dłoń i… nie żałowała. Ach…

W Portofino pokochała malować morze, skały, żagle. Tam, gdzie nie mogła dojść, Andrea ze śmiechem nosił ją na plecach. Zachowywał się, jakby się w niej zadurzył, ale ona miała przecież swojego Andrzeja w Gdyni.

Łyknęła szampana. Przez moment wydało jej się, że na dnie kieliszka pojawiła się podobizna Andrzeja z łysą głową, dziarami i złotym łańcuchem. Potrząsnęła głową. Zaraz, zaraz. Ale co mnie w nim kiedyś urzekło? Drapała się zawzięcie po czole, starając się dotrzeć do najodleglejszych zakamarków pamięci, ale niczego konkretnego nie mogła odszukać. Owszem, pojawiały się obrazy, jak ładnie się uśmiechał, był nienagannie schludny, z bukietem kwiatów, kiedy przyszedł po nią przed studniówką. Otworzyła oczy i spojrzała na ekran laptopa. Czat! Emilia…! Dwa jej wpisy! Nie piknęło czy nie słyszałam?

Emilia z Krakowa: Jesteś tam, Zosiu?

Emilia z Krakowa: Zosia! Puk, puk! :)

Vanessa potarła raz jeszcze czoło. Emilia naprawdę ma zdolności. Zmusiła mnie, żebym spróbowała przypomnieć sobie coś… no i nic. Pokręciła głową. Jej palce ruszyły do szybkiego tańca po klawiaturze.

Zosia Trójmiejska: Przepraszam, ale dostałam przesyłkę i zagadałam się z kurierem. Już jestem.

Emilia z Krakowa: U was przywożą przesyłki w niedziele? Dziwne… :)

Vanessa pacnęła się w czoło. Ależ ta Emilia bystra!

Zosia Trójmiejska: No dobra, zamyśliłam się, kiedy powiedziałaś o perle, a potem wypiłam lampkę szampana. Właściwie zaczęłam go pić już wcześniej, kiedy zrobiłaś ze mnie niepokalaną dziewicę. Hi, hi, hi :)

Emilia z Krakowa: Rozumiem, że coś ci się nie zgadza w życiorysie. Tak?

Zosia Trójmiejska: Ze wstydem się przyznam, że raczej masz rację i jakoś tak mi się lżej zrobiło na duszy, ale…

W tym momencie Vanessa zawahała się, bo naszła ją dziwna myśl. Jej dłonie zawisły nad klawiaturą. Potrząsnęła głową, palce zadrżały i niechcący dotknęły klawisza enter. Niedokończone zdanie popłynęło w sieć. Po chwili usłyszała piknięcie, a zaraz potem wyświetliło się na ekranie pytanie:

Emilia z Krakowa: Co to za ale? :) :) :)

Zosia Trójmiejska: Nacisnęłam enter niechcący, ale to moje „ale” oznacza, że dotknęłaś u mnie pewnej struny. Zaczęłam się zastanawiać, jak to się mogło stać, że straciłam, tak to teraz widzę, piętnaście lat.

Emilia z Krakowa: Nie przesadzaj. Jedni uczą się szybko, a inni wolno i to tylko na swoich błędach :)

Zosia Trójmiejska: Ależ ty jesteś zołza! :)

Emilia z Krakowa: Wielu mi to mówi. Jestem zołza i dobrze mi z tym. :) :) Zamknijmy w takim razie temat doła osobistego i zdradź, co to za dół związany z twórczością. Śmiało, tylko szybko, bo wybieram się nad Wisłę na pokaz fajerwerków! :)

Zosia Trójmiejska: Może ten temat przełożymy na następną sesję, bo zrobiła się dziewiąta, a ja miałam siedzieć na balkonie i oglądać ognisko świętojańskie. Jutro chcę je przecież malować, dzisiaj zrobiłam szkice, a zamierzam jeszcze porobić fotki.

Emilia z Krakowa: A kiedy będziesz tutaj znowu?

Zosia Trójmiejska: Choćby jutro :)

Emilia z Krakowa: Okej, tylko jutro będę dopiero około dwudziestej, ale do czatowania jest tu wielu chętnych.

Zosia Trójmiejska: Ja chcę tylko z tobą! :)

Emilia z Krakowa: Jesteś jak ta perełka z muszli. Mnie też się z tobą super rozmawia. Już dawno nie trafiłam na nikogo tak kontaktowego, a jeszcze nie rozpoczęłyśmy naszych malarskich tematów :)

Zosia Trójmiejska: To w takim razie do jutra. Nie stawaj tylko w polu rażenia sztucznych ogni :)

Emilia z Krakowa: Dobra jesteś. :) Będę na Salwatorze u znajomej, jeśli wiesz, gdzie to jest, bo stamtąd jest superwidok na Wawelskie Wzgórze, Wisłę z bulwarami i fajerwerki. To do jutra :) Pa :)

Zosia Trójmiejska: Pa :)Rozdział 3

Od samego świtu Vanessa była w doskonałym nastroju. Malowała – z krótką przerwą na śniadanie – pierwszy z serii obrazek wzgórza z samotnym świerkiem. Wczorajszy wieczór był piękny, zwieńczyła go serią udanych fotek ogniska z wysokimi płomieniami i dobrze widocznym świerkiem w tle. Poruszając głową raz w lewo, raz w prawo, porównywała teraz kolorystykę najbardziej udanej fotki wyświetlanej na laptopie z malowanym widokiem. Po wielu próbach udało jej się wreszcie dobrać kolor nieba, co finalizowało pracę nad tym obrazkiem. Podpisała się, pokazała sobie kciuk i wcisnęła się plecami w oparcie krzesła.

Zerknęła na zegar na bufecie. Dochodziła czternasta. Zaraz zrobię sobie coś obiadowego, pomyślała, a do wieczora, do rozmowy z Emilią, może jeszcze spróbuję chociaż zacząć pracę przy drugim obrazku. Objęła się ramionami. Cały wczorajszy dzień, po trzymiesięcznym poście od wszelkich kontaktów i wyjść z domu, był magiczny. Przed zaśnięciem, a także zaraz po przebudzeniu zastanawiała się, jak to się stało, że rozmowa z Emilią, która szybko stała jej się bliska, tak pozytywnie ją nastroiła.

Czas po obiedzie wlókł się niemiłosiernie. Nie mogła doczekać się wieczora, kiedy znowu zacznie czatować z Emilią. Zanim to się stało, zrobiła remanent swoich obrazów namalowanych od stycznia i tych ze starych zapasów. Naliczyła trzydzieści dwa, które kwalifikowały się do sprzedania. Wiedziała, że najlepszym czasem będzie Jarmark Dominika w Gdańsku, a wcześniej dobre wyniki może przynieść pierwszy lipcowy weekend na Skwerze Kościuszki w Gdyni. W myślach liczyła kwoty, jakie może wówczas uzyskać, w wariancie optymistycznym. To by wystarczyło na opłaty i jakoś by starczyło na życie w lipcu i kawałku sierpnia. A co, jeśli będzie do dupy?

Jeszcze przed dwudziestą zalogowała się na czat. Zobaczyła, że Emilia już tam jest. Przywitały się.

Zosia Trójmiejska: Hej, Emilko :) Cały wczorajszy dzień miałam cudowny, a to w dużej mierze dzięki tobie. Ognisko świętojańskie pod oknami udało się wspaniale, a od świtu malowałam akwarelą jeden z serii obrazków.

Emilia z Krakowa: Cześć, Zosiu :) U mnie zabawa trwała prawie do białego rana i była bajecznie kolorowa. Pokażesz mi obrazek?

Zosia Trójmiejska: Podaj mi tylko adres maila.

Emilia z Krakowa: [email protected]

Vanessa uruchomiła Thunderbirda, błyskawicznie przygotowała maila z fotką namalowanego obrazka i wysłała go. Będę miała chociaż raz na gorąco opinię fachowca, a nie tylko ochy, achy albo kręcenie nosem klienta – pokazała sobie kciuk. Przełączyła się na czat. Palce błyskawicznie wystukały informację do Emilii.

Zosia Trójmiejska: Fotka poszła, ale jak to fotka z telefonu, może nie oddawać kolorystyki.

Vanessa sięgnęła do miseczki po orzeszka, pogryzła go, a ledwie popiła wodą, z czatu rozległo się ciche piknięcie i na ekranie pojawiła się odpowiedź Emilii.

Emilia z Krakowa: Kochana… Dla mnie bomba. Jeszcze nigdy nie udało mi się niczego nocnego namalować, a do tego akwarelą. Urzeka mnie kolorystyka. Płomienie od czerwieni po żółć, nieco rozmyty świerk w głębi, zarys wzgórza, w tle rozgwieżdżone niebo, no i sylwetki ludzi. A to wszystko na formacie A4. Masz pewną rękę. Pięknie oddałaś klimat wczorajszej imprezy. Zazdroszczę ci poza tym takiego widoku z okna. Sporo masz takich nocnych dziełek?

Zosia Trójmiejska: Zdziwisz się. To jest pierwsze w pełni samodzielne, nie licząc pracy dyplomowej, może dlatego trafiłam z kolorami dopiero przy trzeciej próbie. Kiedyś zrobiłam kopię zimowej pocztówki świątecznej z uśpioną nocną wsią, przykrytą białą śnieżną pierzynką. Była słodka jak w realu, no i chciałam się sprawdzić. Do dzisiaj wisi u mamy w sypialni.

Emilia z Krakowa: Strasznie szybko malujesz!

Zosia Trójmiejska: Sama się sobie dziwię. Profesor Żychlewicz zawsze mnie opierniczał. Na zajęciach czy plenerach, kiedy spoglądał na mnie, malowałam powoli, a jak odchodził, robiłam po swojemu. Bo wiesz, ja maluję, a nie się modlę :)

Emilia z Krakowa: Może kiedyś będzie okazja, to podpatrzę, jak ci się to udaje. Podziwiam. Prześlę ci w rewanżu moją tegoroczną wiosnę w Krakowie na Plantach. Trzy dni się mordowałam :)

Kilka minut trwała cisza. Vanessa pogryzała orzeszki i popijała je wodą. Wreszcie usłyszała kukułkę przychodzącego maila. Za moment już wpatrywała się w przysłany przez Emilię obrazek. Przypomniała sobie, że gdy w liceum była w Krakowie, siedziała z koleżankami na ławeczce na Plantach. Po alejkach spacerowały wówczas gołębie, na drzewach śpiewały kosy. Teraz prawie poczuła zapach kwitnących na Plantach drzew. Uśmiechnęła się. Jej dłonie po chwili wykonały taniec na klawiaturze.

Zosia Trójmiejska: Szacuneczek, Emilio :) Kwiaty na drzewach i tyle innych szczegółów, no i ptaki. Bogato. Po barwach domyślam się, że to widok o świcie, zanim przyjdą ludzie. Ta budowla w tle to Barbakan? Czy ten obrazek już może sprzedałaś?

Emilia z Krakowa: Ze świtem i budowlą trafiłaś. Do Barbakanu od najmłodszych lat czuję wyjątkowy sentyment. Tam też sprzedałam pierwszy obrazek. Czy masz nadzieję, czy ochotę, ten obrazek ode mnie kupić? Hi, hi, hi :) Mam sporo zapasów, ale takich jak ja chętnych do sprzedawania swoich dziełek stoi wielu, pod Wawelem, na Starym Rynku czy właśnie pod Barbakanem.

Zosia Trójmiejska: Jeśli mówisz o zapasach magazynowych hi, hi, hi, to właśnie dzisiaj zrobiłam u siebie remanent i mam trzydzieści dwa obrazki do upłynnienia. Dwadzieścia jeden tegorocznych, a reszta ze starych zapasów.

Emilia z Krakowa: A gdzie będziesz je sprzedawać?

Na ekranie pojawił się nagle jakiś obcy wpis. Vanessa wyprostowała się ze zdziwienia.

Samotny Gbur: Dzień dobry, Emilio i Zosiu. Przepraszam, że przeszkadzam, ale widzę, że gaworzycie sobie o obrazkach i obrazach. Jeśli wpuścicie mnie do rozmowy, to może wam podpowiem, gdzie można je dobrze sprzedać, dobrze?

Emilia z Krakowa: Dopuścimy, Zosiu, Gbura… do rozmowy z nami?

Zosia Trójmiejska: A niech tam :)

Samotny Gbur: Dziękuję, że mnie… no, już Wy wiecie, coście mi zrobiły… :) U mnie od południa tęgo leje, nudzę się, więc chętnie osuszę się i ogrzeję przy was.

Emilia z Krakowa: Ale na gburowatego wcale nie wyglądasz :) Sam zagadujesz, żeby nie powiedzieć, kadzisz. :)

Samotny Gbur: Bo jestem gburem o nie najgorszych manierach, no i łaknącym dobrego słowa. :)

Zosia Trójmiejska: A do tego trochę narcyz, ale niech będzie. A skąd ty, Gburze, jesteś? Choćby tak mniej więcej :)

Samotny Gbur: E tam, powiem dokładnie. Jam jest gbur z Kaszub.

Zosia Trójmiejska: Wiesz, Emilio, że gbur na Kaszubach to nie charakter, a tutejsza nazwa porządnego gospodarza, wręcz bogatego chłopa?

Samotny Gbur: Bingo :) A do tego trochę orientuję się w malarstwie, choć sam param się wytwarzaniem z drewna skrzynek, kuferków i takich tam.

Emilia z Krakowa: To miło poznać bratnią duszę.

Samotny Gbur: Szczerze…? Mnie na pewno jest jeszcze bardziej miło niż Wam. Zdradzę chętnie, gdzie na Kaszubach można znaleźć imprezy masowe, na których udaje się sprzedać zalegające za szafami albo w pawlaczach produkty... sorry, dzieła!

Zosia Trójmiejska: Zamieniam się w słuch.

Emilia z Krakowa: Jeśli to tylko Kaszuby, to mnie niestety te lokalizacje nie dotyczą. Buu, buu :(

Samotny Gbur: Emilio. To tylko parę godzin za kierownicą i już tu jesteś.

Zosia Trójmiejska: No właśnie.

Emilia z Krakowa: Mój rekord trasy, w kategorii pokonana odległość jednego dnia, to trzysta kilometrów z ogonkiem, i to prawie po prostej. Musiałam kiedyś koniecznie zdążyć do Warszawy w ciągu sześciu godzin. Stamtąd na powrotną drogę do domu nastrajałam się przez dwa dni.

Samotny Gbur: To z ciebie prawdziwie rajdowa kierownica :)

Zosia Trójmiejska: Emilio, to ja najpierw sama te miejsca sprawdzę, a potem jakoś się umówimy.

Emilia z Krakowa: Pogadajcie, ja trochę pośledzę waszą wymianę myśli.

Samotny Gbur: Wiesz, Zosiu, gdzie jest Złota Góra?

Zosia Trójmiejska: Nic nie mówiłeś, że najpierw muszę zdać test z geografii. :) Na Kaszubach?

Samotny Gbur: Bingo :) Dzisiaj już drugie :) Gra Pani dalej?

Zosia Trójmiejska: Gram, ale proszę mnie tym razem bardziej naprowadzić :)

Samotny Gbur: Wiesz, gdzie leżą Kartuzy? Podpowiedź brzmi: na Kaszubach :)

Zosia Trójmiejska: Wiem, to łatwe. Na Kaszubach :)

Samotny Gbur: No, to teraz już górki. Wsiadasz do auta, wpisujesz do nawigacji Kartuzy i reszta już dziecinnie prosta.

Zosia Trójmiejska: Jak się ma nawigację.

Samotny Gbur: A ty też taka kierownica jak Emilia?

Zosia Trójmiejska: Miałam nadzieję, że mnie nie rozpracujesz :) W Trójmieście najdalej, sorry, najdłużej, jechałam łącznie z załatwianiem sprawy około trzech godzin. To była jazda przez całe Trójmiasto na Orunię. Rozumiesz? Co do znajomości Kaszub...? Raz byłam na plenerze na Wdzydzach autobusem z uczelni, a raz na Helu. Ale nie przejmuj się, sprawdzę na Google Earth Pro, jak dojechać, jeśli podasz docelowe miejsce :) :)

Samotny Gbur: To trzeba było tak od razu mówić, że masz umiejętności pracy na mapach jak oficer sztabowy. :) Złota Góra jest niedaleko za Kartuzami, przy drodze w kierunku Sulęczyna i dalej Bytowa. Impreza nazywa się „Truskawkobranie” i zawsze odbywa się w pierwszą niedzielę lipca. Każdy może tam pohandlować, czym chce. W naszym przypadku: obrazami, skrzyneczkami czy kuferkami. Generalnie idzie tam sztuka ludowa, rękodzieło i takie tam.

Zosia Trójmiejska: A na którą najlepiej tam być?

Samotny Gbur: Ja na ogół dojeżdżam około ósmej, bo wówczas jest jeszcze w miarę pusto, można wybrać dobre miejsce, rozejrzeć się, co i gdzie.

Zosia Trójmiejska: Podam ci zaraz maila, żebyś przesłał mi szkic, gdzie zaparkować, a potem ustawić się. Może być?

Samotny Gbur: Właśnie przed chwilą pomyślałem, że tak będzie najlepiej. Postaraj się mieć ze sobą rozkładany stoliczek, a przynajmniej krzesełko. Tylko mam jedną złą wiadomość :( Mnie w tym roku tam nie będzie, bo mam umówiony wypad do Łeby i nie mogę się wyłgać.

Zosia Trójmiejska: No tak. Serce nie sługa.

Samotny Gbur: Nie mówiłbym wówczas o wyłganiu, ale mimo iż nie jest to sprawa sercowa, to ważna. Namawiam Cię jednak, żebyś tam pojechała. Nie pożałujesz.

Zosia Trójmiejska: Zastanowię się do środy. Będziesz tutaj w ten dzień?

Samotny Gbur: Jak mam, Zosiu, być, to będę. Z największą przyjemnością. Przyglądałaś się, Emilio, jak Kaszubi się dogadują?

Emilia z Krakowa: Zazdraszczam. Nie zastanawiaj się, Zosiu. Jedź!

Zosia Trójmiejska: Raczej pojadę, ale muszę sobie postudiować mapę i wewnętrznie się nastroić. Dziękuję, Gburze, za pomysł :)

Samotny Gbur: Cała przyjemność po mojej stronie. Czy wystarczy, Zosiu, jak dostaniesz jutro rano mój odręczny plan Złotej Góry?

Zosia Trójmiejska: Oczywiście.

Emilia z Krakowa: Posłuchajcie. Ja już się zmywam na dzisiaj. Dobranoc i do środy :) Pa.

Zosia Trójmiejska: Przyznam się, że mnie już też oczy się kleją, bo rozpoczęłam dzisiaj dzionek z pierwszymi promieniami słońca. Trzymajcie się. Pa :)

Samotny Gbur: Aha! Toście mnie wykorzystały i porzuciły. Nie będę jednak gburem i podziękuję za przemiłą rozmowę. Do środy. Też Wam mówię pa. :)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: