Chcę cię mieć na zawsze - ebook
Chcę cię mieć na zawsze - ebook
Daniel Lee, mający opinię człowieka bez skrupułów, skompromitował Christine, by wygrać kampanię polityczną przeciwko jej ojcu. Gdy dwa lata później ojciec Christine ponownie stara się o fotel senatora, media znów przypuszczają na nią atak. W Danielu niespodziewanie budzi się sumienie. Jest gotów zrobić wszystko, by Christine mu wybaczyła. I uświadamia sobie, że pożąda tej kobiety jak żadnej dotąd...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3830-4 |
Rozmiar pliku: | 501 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak zwykle odebrał telefon po pierwszym dzwonku.
– Słucham?
Nie rozpoznał numeru. Głos przeciwnie.
– Lee! Wiedziałem, że cię znajdę, żałosny draniu.
– Brian – rzekł Daniel, ukrywając niezadowolenie.
Brian White wyłowił Daniela prosto z politycznego wiecu na kampusie Northwestern i nauczył go wszystkiego, co sam umiał. Pracowali razem blisko czternaście lat przy rozmaitych kampaniach politycznych. Brian był człowiekiem bez zasad, moralności i skrupułów. Dzięki temu mógł się pochwalić zdumiewającymi osiągnięciami, jeśli chodzi o budzących zastrzeżenia kandydatów na publiczne urzędy.
– Co słychać? – spytał Daniel, grając na zwłokę.
Telefon Briana w tym momencie mógł oznaczać tylko jedno: zatrudniono go do prowadzenia kolejnej kampanii wyborczej i chciał mieć Daniela u boku. Mimo że Daniel Lee odszedł z polityki i dał jasno do zrozumienia, że nigdy do niej nie wróci.
– Mam dla ciebie robotę – oznajmił Brian.
Trudno było zaskoczyć Daniela. Zdziwiła go za to jego fizyczna reakcja. Jak twierdzili jego polityczni wrogowie, był człowiekiem bezwzględnym, a tymczasem poczuł ucisk w sercu, który mógłby uznać za wyraz poczucia winy.
– Mam robotę.
– Kierujesz działem marketingu browaru. Daj spokój, Lee. Obaj wiemy, że się marnujesz.
Daniel przewrócił oczami. Brian nie miał pojęcia o biznesie – ani o lojalności. Daniel nie tylko kierował działem marketingu browaru – on prowadził rodzinny biznes. Nie nosił nazwiska Beaumont, ale tak czy owak był jednym z nich.
Ilekroć pomyślał o swojej pozycji w Browarze Beaumontów – a był zastępcą szefa, swojego przyrodniego brata Zeba Richardsa – żałował, że jego dziadek Lee Dae-Won nie dożył tej chwili i nie zobaczy, że Daniel zajął należne mu miejsce w rodzinnej firmie – nawet jeśli nie była to firma rodziny Dae-Wona.
– Już powiedziałem, że przestało mnie to interesować.
Mówiąc to, zaczął szukać w internecie, dla kogo pracuje Brian.
– Tak, tak. Ale obaj wiemy, że nie mówiłeś tego serio. Tym razem będzie superzabawa, mamy carte blanche. Już znalazłeś?
Cholera. Brian zna go zbyt dobrze.
– Możesz mi sam powiedzieć – odparł w chwili, gdy znalazł odpowiedź.
„Senator Missouri odchodzi w niesławie; towarzystwo męskiej prostytutki mówi wszystko”.
Missouri? Włoski stanęły Danielowi na karku. Brian chyba nie myśli poważnie...
– Clarence Murray chce cię zatrudnić w swojej kampanii. Stara się o fotel senatora stanu Missouri niedawno opuszczony przez skompromitowanego Struthersa – oznajmił Brian z entuzjazmem.
Daniela niełatwo było zaskoczyć, ale na chwilę osłupiał.
– Żartujesz sobie. – Nie minęły dwa lata, odkąd zniweczył starania Murraya o posadę gubernatora Missouri. – Murray to szaleniec.
– Niezależnie od tego, ile w tym prawdy, nie brak mu finansowego wsparcia.
– Uważasz, że po tym, co zrobiliśmy dwa lata temu, ktoś na niego zagłosuje? – zadając to pytanie, Daniel znał odpowiedź Briana.
– Nie do mnie należy decyzja, czy ktoś na niego zagłosuje. Murray i ci, którzy finansują jego kampanię, uważają, że może wygrać, więc moim zadaniem jest doprowadzić do tego, żeby został wybrany. Dlatego do ciebie dzwonię.
Daniel nadal szukał w sieci. Zdawało się, że Murray spędził większą część minionych dwóch lat, przeczekując w ukryciu i odbudowując poparcie. Clarence Murray był kaznodzieją popularnym na konserwatywnym Południu i miał solidną protestancką bazę. Ale jego poglądy były ekstremalne i nigdy nie zdobyłby szerszej aprobaty.
– Nie – powiedział Daniel.
– Daj spokój, Lee, będzie zabawa. Już dochodzą mnie szepty, że Demokraci są pewni wygranej.
W trakcie poszukiwań Daniel trafił na znajome zdjęcie. Rozpoznał nagłówek – sam go napisał. Wybrał to zdjęcie, ponieważ było zrobione pod takim kątem, by osoba na nim wyglądała, jakby miała trzy podbródki. Widząc je teraz, wzdrygnął się.
„Córka Murraya w ciąży? Kim jest ojciec dziecka?”.
Clarence Murray cierpiał na manię wielkości, twierdząc, że to Bóg zrobił z niego polityka. Ale ostatecznie przegrał z powodu córki. Ciężarnej niezamężnej córki.
Christine Murray.
I to Daniel się do tego przyczynił.
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Podobnie w polityce. Przez lata grał w tę grę tak dobrze jak inni. Czasami jego kandydaci przegrywali, częściej wygrywali. Z każdą kolejną kampanią był bardziej skuteczny. Jeśli kandydat strony przeciwnej nie miał wielu tajemnic... cóż, Daniel ich nie wymyślał. Ale zawsze znajdował coś, co można było uznać za skandal. Nikt nie jest całkiem czysty. Nawet Daniel.
Czytał o Christine Murray, czując coraz boleśniejszy ucisk w dołku. Niemożliwe, by miał wyrzuty sumienia. Nigdy wcześniej mu się nie zdarzały. A jednak patrząc teraz na te zdjęcia – i tytuły, które nie były jego dziełem – musiał przyznać, że potwornie skrzywdził niewinną osobę.
– Wiesz, że znów przyczepią się do jego córki.
Choć mogło się to wydać dziwne, wyglądało na to, że w wieku trzydziestu czterech lat w Danielu Lee odezwało się sumienie.
Christine Murray miała dwadzieścia cztery lata, gdy jej ojciec ubiegał się o stanowisko gubernatora. Mając lat osiemnaście, wyjechała do college’u. Po śmierci matki przeżyła szaloną młodość – typową dla córki kaznodziei – ale dość szybko się ustatkowała. Zdobyła dyplom z finansów. Wedle wszystkich świadectw jej kontakt z ojcem był ograniczony. Zaręczyła się, a potem zaszła w ciążę. W zasadzie nie było w tym nic skandalicznego.
Poza tym, że jej ojciec odwoływał się do takich wartości jak wiara i rodzina, więc istnienie niezamężnej ciężarnej córki było takim rodzajem amunicji, jakiego Daniel potrzebował, by wykluczyć Murraya z wyścigu.
– Nie przejmowałbym się nią – orzekł Brian. – Mam plan, ale cię potrzebuję. Co ty na to? Przez wzgląd na dawne czasy?
Sumienie to kłopotliwa rzecz. Nic dziwnego, że Daniel tak długo się bez niego obywał.
Christine Murray patrzyła na niego z dziesiątek zdjęć na ekranie komputera. Drobna blondynka z wielkimi niebieskimi oczami – piękna, choć na zdjęciach wyglądała jak sarna zapędzona w kozi róg przez stado wygłodniałych wilków.
– Nie mogę ci pomóc – odrzekł Daniel. Nie miał wyrzutów sumienia, że kiedyś nie pozwolił Murrayowi wygrać. Ten człowiek nie powinien rządzić.
Ale Christine Murray?
– Lee, nie żartuj. To będzie jatka. Nikt tak jak ty nie potrafi wygrzebać najskrytszych tajemnic.
– Powodzenia – odparł Daniel. – Ale beze mnie.
Brian zawahał się.
– Tylko z powodu Murraya?
– Nie. Już z tym skończyłem. Nie dzwoń więcej.
– To rozkaz? Myślałem, że jesteśmy kumplami.
Daniel nie był idiotą. Potrafił rozpoznać pogróżkę, gdy ją słyszał. Prowadzenie kampanii politycznej to poruszanie się po cienkiej linii między tym, co legalne i tym, co nielegalne. Tym, co etyczne i tym, co nieetyczne. Nikogo nie obchodzą zasady moralne.
Jednak pogróżka Briana była pusta. Nie mógłby pchnąć Daniela pod autobus, samemu nie tracąc pod nim nóg.
– Będę ci kibicował. – Kiedy Daniel to powiedział, przerażone oczy Christine Murray wciąż na niego patrzyły z ekranu komputera.
Dwa lata temu zdał sobie sprawę, że to kobieta wyjątkowej urody. Mężczyzna musiałby być ślepy, żeby tego nie widzieć. Ale wtedy to zignorował. Teraz także powinien być do tego zdolny.
– Robisz błąd, Lee.
– Mam firmę, którą muszę się zajmować. Ale miło było cię słyszeć, Brian. – Po tych słowach rozłączył się.
Starał się przenieść uwagę na najnowsze raporty kampanii marketingowej nowego piwa Browaru Beaumont. I nie mógł się skupić.
Gapił się na zdjęcia Christine, rozważając różne opcje. Naiwnie liczył na to, że przeciwnik jej ojca zostawi Christine w spokoju. Wrócił do wyników swoich poszukiwań. Niewiele tego było. Informacja o narodzinach córki. Złośliwy artykuł sugerujący, że Christine weźmie udział w kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”.
Szukając dalej, znalazł krótki biogram ze standardowym zdjęciem portretowym dołączony do strony First City Bank w Denver. To musiała być ona – trudno pomylić te niebieskie oczy. Więc mieszka w Denver? Nie miał pojęcia, że była tak blisko.
Christine nie miała nic wspólnego z ojcem, zwłaszcza jeżeli przebywała w Denver. Być może nie zostanie dotknięta przez jego kampanię wyborczą.
A jednak wiedział, jak to działa. Szef kampanii konkurenta jej ojca zrobi, co się da. Wystarczy dwanaście sekund, by znaleźć wszystkie użyteczne informacje na temat Clarence’a Murraya. Christine znajdzie się na pierwszym miejscu tej listy.
Znów się do niej dobiorą.
Daniel nie lubił wyrzutów sumienia. I nie powinien się tym przejmować.
Patrzył na małe zdjęcie na stronie banku. Na tym zdjęciu Christine nie przypominała kogoś złapanego w pułapkę, choć wyglądała jak kobieta, która uważa zamieszczanie własnych zdjęć w sieci za zaproszenie do nadużyć.
Gdyby Daniel wierzył, że Clarence Murray jest człowiekiem uduchowionym, mógłby próbować sobie wmówić, że Murray będzie chronił własną córkę.
Ale Brian White do tego nie dopuści. Daniel założyłby się o duże pieniądze, że Brian ją pierwszą zaatakuje. Zrobi to, by pokazać, że Clarence Murray nie pochwala nepotyzmu i jest wierny swym zasadom.
Daniel sięgnął po telefon i wybrał numer.
– Tak? – odezwał się jego przyrodni brat Zeb. – Masz te liczby?
Absolutnie nie powinien się w to angażować. Ale niedługo Christine zaatakują hieny prowadzące dwie dobrze finansowane i bezwzględne polityczne kampanie.
– Jeszcze nie. Muszę wyjść. Mam nadzieję, że zajmie mi to jakieś dwie godziny, ale jest ryzyko, że więcej.
Zeb chwilę milczał.
– Wszystko w porządku?
Ich relacja była luźna. Żaden z nich nie czuł silnych rodzinnych więzów.
– Mam nadzieję. Jeśli coś się zmieni, dam ci znać.
Zeb zaśmiał się.
– Taa, to mnie uspokoiło. Życzę szczęścia.
– Szczęście nie ma z tym nic wspólnego.
Co nie zmienia faktu, że będzie potrzebował mnóstwo szczęścia.
Christine Murray patrzyła tęsknie na dzbanek z kawą w pokoju służbowym. Potrzebowała czegoś mocniejszego niż zielona herbata, ale już się przekonała, i to w przykry sposób, że jeśli wypije kawę o tak późnej porze, a potem nakarmi Marie w porze zasypiania, dziewczynka będzie marudziła całą noc.
Co prawda i tak nie spała. Ząbkowała, a jedyne, co Christine mogła zrobić, to starać się nie zwariować i wytrwać do weekendu, kiedy będzie się mogła zdrzemnąć przynajmniej po południu, gdy Marie na chwilę zaśnie.
To właśnie w takie dni była wdzięczna, że jest inspektorem kredytowym, a nie kasjerką, choć lubiła pracę kasjerki. Dzięki niej utrzymywała się podczas studiów w college’u.
Z herbatą w ręce usiadła za biurkiem i niewidzącym wzrokiem patrzyła na ekran komputera. Pozwoliła sobie pomyśleć: co by było gdyby. Co by było, gdyby Doyle, jej narzeczony, stał u jej boku podczas ostatniej kampanii ojca? Co by było, gdyby pobrali się zgodnie z planem? Co by było, gdyby miała jakąś pomoc do Marie?
Co by było, gdyby jej mama nie umarła? Gdyby jej ojciec przez minione piętnaście lat nie żył naiwną nadzieją na objęcie ważnego urzędu? Co by było, gdyby dorastała w normalnym domu z normalnymi rodzicami?
Dzwonek telefonu wyrwał ją z tych fantazji, gdzie życie było ideałem i wszyscy w nocy spali przynajmniej siedem godzin.
– Christine z First Bank of Denver. Dziękuję za telefon. W czym mogę pomóc?
– Dzień dobry, pani Murray.
Coś w głosie mężczyzny ją zdenerwowało.
– Nie zostaliśmy sobie dotąd przedstawieni. Nazywam się Brian White i dzwonię w imieniu pani ojca Clarence’a Murraya – dodał, jakby Christine zapomniała, kto jest jej ojcem.
Rzuciła słuchawką, nim zdała sobie sprawę, co robi. Nigdy nie zapomni nazwiska człowieka, który zrujnował jej życie. Brian White był szefem kampanii rywala jej ojca podczas jego ostatniej próby dostania się szczebel wyżej.
Telefon ponownie zadzwonił, a ona wiedziała, że to znów on. Nie chciała odpowiadać, ale była w pracy. Mógł dzwonić klient z prośbą o pożyczkę. Zaciskając powieki, odebrała.
– Pani Murray, chyba coś nas rozłączyło.
Usiadła prosto.
– Czego pan chce?
– Nie ma powodu tak się denerwować – podjął gładko, co jeszcze bardziej ją przeraziło. – Pani ojciec prosił, żebym się z panią skontaktował.
– Ach tak? – Głos jej zadrżał. – Nie znalazł czasu, żeby sam to zrobić? Jestem tylko jego córką, tak?
W myślach przybiła sobie piątkę. Wciąż uczyła się o siebie walczyć. Nie będzie tchórzyła przed jakimś politycznym doradcą czy szefem kampanii, czy nawet swoim ojcem. To zwycięstwo było jednak krótkotrwałe, gdy zdała sobie sprawę, że telefon od szefa kampanii może oznaczać tylko jedno.
– Pani ojciec będzie się ubiegał o fotel senatora stanu Missouri. Wie pani, że niedawno ten fotel się zwolnił?
Christine nie zrobiło się niedobrze. Punkt za dorosłość.
– Nie.
– Skandale związane z seksem to trudna sprawa do negocjacji. A mieszkańcy Missouri będą szukali kogoś o nieskazitelnym charakterze – kogoś takiego jak pani ojciec.
Może była tak zmęczona, że zasnęła przy biurku i miała koszmary. Obudź się, powiedziała sobie.
Brian White wciąż mówił.
– Chcemy, żeby była pani częścią tej kampanii. Historia odkupienia...
O Boże.
– Mowy nie ma.
Doskonale wiedziała, co to oznacza dla jej ojca. Publiczne wyznanie jej licznych grzechów. I to tylko na początek. Ojciec oczekiwałby, że weźmie udział w talk show i będzie mu towarzyszyła w podróżach kampanijnych. A także, iż znajdzie sobie miłego mężczyznę, a potem wyjdzie za mąż, by Marie miała ojca.
Serce tak jej waliło, jakby chciało wyrwać się z piersi. Chwyciła się biurka, by nie spaść z krzesła, kiedy White powiedział:
– Myślę, że pani się zgodzi. Jest pani ważnym elementem kampanii ojca, a on nalega, żeby pani wróciła do owczarni.
Nie słyszała ojca od jego ostatniej mowy, kiedy przegrał wybory i przepraszał swoich wiernych za córkę, która splamiła jego honor i zrujnowała dążenie do prawa i sprawiedliwości.
– Miał prawie dwa lata, żeby mnie sprowadzić z powrotem do swojej owczarni i nawet nie stać go na to, żeby to zrobić samemu. Musi użyć do tego swojego sługusa.
White się zaśmiał.
– Widzę, że dzwonię nie w porę. Odezwę się za parę dni, a pani przemyśli propozycję. Będzie pani potrzebowała mojej pomocy, pani Murray. Bo bez niej...
To nie była nawet pogróżka, lecz stwierdzenie faktu. Znów straci kontrolę nad swoim życiem? Przez nierozważną i niefortunną próbę ojca zrobienia kariery?
Poprzedni raz był wystarczająco fatalny. Każde jej złe zachowanie, każde niedobre zdjęcie – wszystko to nagle stało się pożywką dla plotek. Najgorsze były reklamy telewizyjne – jej zdjęcia były tak zniekształcone, by wyglądała jak głupia krowa przeżuwająca pokarm, a nie kobieta w szóstym miesiącu ciąży. To był najczarniejszy okres jej życia.
Tym razem byłoby dużo gorzej. Już raz przeżyła taki atak. Bolało, ale przeżyła. Tym razem zaatakowaliby też Marie. Jej ukochaną córkę.
Christine się rozłączyła i cudem dotarła do toalety. Zamknęła się tam i szlochała. Czemu ojciec jej to robi? Wiedziała, że jej nie kocha. Ale chyba ma odrobinę ludzkiej przyzwoitości – choć tyle, by obronić jedyną wnuczkę przed medialnymi hienami?
Och, kogo ona oszukuje? Ojciec nigdy nie zważał na cudze potrzeby. Liczyło się tylko to, że Bóg nim kierował.
– Christine? Wszystko w porządku?
To była Sue, kasjerka, przyjaciółka Christine z pracy. Jak długo tam stała? Christine wytarła łzy papierem toaletowym i otworzyła drzwi kabiny.
– W porządku.
Ale kiedy to mówiła, Sue spojrzała na nią dziwnie i objęła ją.
– Och, kochanie, kto umarł?
Niewiele brakowało, by Christine parsknęła śmiechem, zresztą inaczej mogła się tylko rozpłakać.
– Naprawdę nic się nie stało.
Pamiętała konsekwencje poprzedniej kampanii ojca. Właściciel banku pan Whalen nie byłby zadowolony z tego rodzaju zainteresowania. Mogłaby zostać zmuszona do przeprowadzki. Zmiany życia. Zaczynania wszystkiego od nowa.
Perspektywa była zniechęcająca. Miała trochę oszczędności w banku, ale nie chciała stracić swojego życia – nie wspominając już o prywatności i zdrowych zmysłach – żeby ojciec mógł znów przegrać.
Jednym z powodów, dla których przeprowadziła się do Denver, był fakt, że była tu anonimowa. Murray było tylko jej nazwiskiem.
A zatem Christine zrobiła to, co musiała – znów skłamała.
– To hormony, a Marie ząbkuje. Jestem przemęczona. – To nie było do końca kłamstwo. Po prostu przemilczała intrygę polityczną.
– Chodź, zaraz to naprawimy. – Sue sięgnęła do torebki, której zawartość w większości stanowiły kosmetyki.
W torbie Christine główne miejsce zajmowały teraz pieluchy, chusteczki dla niemowląt, śliniaki, obgryzione ołówki, Cheerios i rzeczy, o których nie chciała myśleć. Kosmetyki znajdowały się na dole listy.
Poczuła się znacznie lepiej, kiedy Sue nałożyła jej korektor pod oczy i przypudrowała twarz.
Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła w toalecie, wiedziała tylko, że tam Brian White, ojciec ani media jej nie dosięgną. Gdyby nie musiała odebrać Marie ze żłobka, nie wyszłaby z toalety. To był jej azyl.
– Jakiś facet czeka, żeby z tobą porozmawiać – oznajmiła Sue.
Christine musiała wyglądać na przerażoną, bo Sue dodała:
– To nie szaleniec. Jest wysoki, ciemnowłosy i bardzo przystojny. Nie widziałam obrączki.
– Sprawdziłaś to? – Christine odetchnęła z ulgą. Po tym, jak Brian White zrujnował jej życie, obejrzała go sobie w internecie. Nie był wysoki. Nie miał ciemnych włosów. Nikt nie powiedziałby, że jest przystojny. Był niski, krępy i łysiejący.
– Oczywiście – odparła Sue. – Założę się, że jest modelem. Może nawet gwiazdą filmową.
Christine prychnęła. Nie potrzebowała przystojniaków, potrzebowała pomocy. Kogoś, kto zmusi Briana White’a i jej ojca, by zostawili ją w spokoju. Potrzebowała kogoś, kto ochroni Marie. I dość pieniędzy, by za to zapłacić.
Równie dobrze mogłaby poprosić o jednorożca na urodziny.
– Nie udzielamy pożyczek w zamian za urodę.
– A powinniśmy. No – dodała Sue – znów wyglądasz jak człowiek.
Christine objęła przyjaciółkę.
– Dziękuję. Pójdę do tego przystojniaka.
Skoro tak trudno jest przeżyć jeden dzień, postara się przeżyć minutę. A potem następną minutę. I tak dalej.
Może jej się uda.
Taką miała nadzieję.