Chcę mocniejszych doznań - ebook
Chcę mocniejszych doznań - ebook
„Przyjedź do mnie do domu w Seattle. Otworzymy butelkę wina. Zamówimy dobre jedzenie. Zrobię kąpiel. Mam starą żeliwną wannę na nóżkach, wystarczająco dużą dla dwóch osób, jeśli są w odpowiednim nastroju. I możemy całymi godzinami dyskutować o naszych perwersyjnych namiętnościach. Powiedziałam: godzinami? Miałam na myśli, hm... całe dni”...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9927-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Od kiedy?
Zack Austin nawet nie próbował ukryć gniewu.
Ava Maddox przyszła do niego po pomoc. Po rady oparte na jego profesjonalnym doświadczeniu. Odrobinę współczucia i wsparcia. Nie spodziewała się, że zostanie zbesztana jak niesforny dzieciak.
– Już rok temu zauważyłam pierwsze trolle – odparła chłodno. – Nie przejmowałam się ich komentarzami w internecie. Jednak po powrocie z Włoch ataki się nasiliły, a pięć tygodni temu była pierwsza próba włamania na konto.
– Pięć tygodni? Do diabła, Avo, dlaczego zajęło ci aż pięć tygodni, aby przyjść z tym do mnie?
– Przecież właśnie przyszłam – oburzyła się Ava. – Zaczęło się od głupich komentarzy pod moimi postami. Jakieś przytyki do wyglądu, seksistowskie zaczepki. W branży piarowej trzeba mieć grubą skórę. Wolałam je ignorować, niż robić wielką aferę z niczego.
– I pozwoliłaś, aby sprawy aż tak eskalowały?
Otworzyła usta, by mu ostro odpowiedzieć, ale rozsądek wziął górę. Wciągnęła powietrze w płuca. Powolny relaksujący oddech. Pięć, cztery, trzy dwa, jeden, liczyła w myślach. Już się uspokoiła.
Może interwencja u Zacka nie była takim świetnym pomysłem. Szef bezpieczeństwa w firmie architektonicznej Maddox Hill onieśmielał ją nawet wtedy, gdy był w dobrym humorze.
I czemu jest na nią wściekły? Zazwyczaj obserwował ją z powściągliwą dezaprobatą. Tak było od czasu owej fatalnej nocy w jego mieszkaniu, sześć lat temu.
Zwijała się ze wstydu na samo wspomnienie.
Teraz Zack stał nad nią, zaciskał pięści, a jego oczy rzucały gromy. Można się go było przestraszyć.
– Zaczęło się rok temu od skarg zgłaszanych przez rzekomych klientów. Pojawiały się w internecie na stronach, gdzie ludzie piszą anonimowo i nikt nie sprawdza ich wiarygodności. Próbowałam zmusić administratorów do skasowania tych postów, ale za wszystko trzeba płacić, a ja nie dam ani grosza naciągaczom. Parę razy zgłosiłam sprawę na policję. Odmówili interwencji, skoro nie ma bezpośredniego zagrożenia ani szkód materialnych.
– Nie uznali tego za niebezpieczeństwo? – oburzył się Zack i stuknął palcem w zdjęcie, które mu dostarczyła.
„Dziwka” napisano czerwonym sprayem na drzwiach jej garażu. Ktoś wiedział, gdzie mieszka. I chciał jej przypomnieć, że wszędzie ją znajdzie.
– Do tej pory to tylko pogróżki, a nie przestępstwo.
– Uruchomię speców od cyberbezpieczeństwa – oznajmił Zack. – Sophie wkrótce wróci z Włoch. To będzie jej priorytetowe zadanie.
– Nie sądzę, aby jej się udało wytropić hakerów – odparła Ava. – Znają się na rzeczy i nie zostawiają śladów. Moi znajomi informatycy powiedzieli, że skutecznie maskują adresy IP.
– Zobaczymy – mruknął Zack.
– Starałam się podchodzić do sprawy bez histerii. Wpisy były paskudne, ale mam mnóstwo pozytywnych ocen w internecie i nie robiły mi wielkich szkód. Wczoraj włamano się na moje konto i całe to szambo wybiło, ku oburzeniu moich klientów. Dzisiaj znalazłam napis na drzwiach garażu. Policjant, któremu zgłosiłam sprawę, poradził, żebym zainstalowała kamerę. Mam już taką, ale przestała nagrywać, zapomniałam ją naprawić.
– Nie masz monitoringu? – obruszył się Zack. – Och Avo, zaraz poślę kogoś, kto ci zainstaluje kamery.
– Nie zawracaj sobie głowy, sama sobie poradzę.
– Powinnaś przyjść do mnie po pierwszej wulgarnej zaczepce. Pod nieobecność Drew i wuja Malcolma to ja jestem odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo.
– Wybij to sobie z głowy – odparła ostro. – Jestem dorosła, prowadzę własną firmę. Rozmawiałam z policją. Zalecili mi ostrożność, ale nie widzą możliwości włączenia się na tym etapie. Informuję cię o wszystkim z poczucia lojalności. Drew i Malcolm też się ode mnie o wszystkim dowiedzą.
– Dałaś to policji? – spytał, przeglądając zdjęcia i screeny na jej tablecie.
– Oczywiście. Mam pełną dokumentację.
– A niech to – mruknął. – Kłamliwa szmata, oszustka, sztuczki podstępnej dziwki. Wkurza mnie to, że jakieś szumowiny mogą publikować absolutnie wszystko i nic im za to nie grozi.
– Nie ma na nich sposobu. Administratorzy stron po prostu nie odpowiadają na mejle. Koszmar.
Zatrzymał się nad jednym komentarzem, rozpoznała go na pierwszy rzut oka. Opublikowany był na stronie „Znasz te zdziry”. Niekorzystne zdjęcie w okularach z grubymi oprawkami, fryzura w nieładzie, usta otwarte do krzyku. Tytuł pod jej podobizną: „Oszustka i zimna suka”.
I dalej: „Narkomanka i perwersyjna prostytutka podaje się za ekspertkę od piaru. Nie daj się nabrać. Jest zwykłą szmatą. Pamiętaj, zostałeś ostrzeżony”. I adres jej firmy Blazon PR&Branding Specialists wraz ze wszystkimi danymi kontaktowymi.
Mimo pozorów opanowania naprawdę się denerwowała. Zadzwoniłaby po wsparcie emocjonalne do brata i swojej najlepszej przyjaciółki Jenny, ale wciąż byli w podróży poślubnej. Humorzasty wuj Malcolm wyjechał do Włoch w nadziei, że zbliży się do nieślubnej córki, o której istnieniu do niedawna nie miał pojęcia.
Ava była tam z nimi jakiś czas, jednak teraz nie chciała zakłócać i tak trudnych początków. Przekonała się tylko, że Sophie Valente jest fantastyczną osobą: silną, serdeczną, dowcipną i inteligentną. Kuzynką, z którą warto się zaprzyjaźnić.
Szkoda, że została sama ze swoimi problemami. Nawet we własnym domu każde skrzypnięcie wydawało jej się podejrzane. I dlatego przyszła do Zacka, szefa bezpieczeństwa w firmie wuja Malcolma. Jego mina nie dodała jej otuchy. Obawiała się, że uzna ją za histeryczkę, która robi problemy z niczego, a wyszło na to, że to ona musi go uspokajać.
– Jestem wściekły i miałbym ochotę komuś ukręcić łeb – burknął.
– Bez przemocy, proszę. Mam wystarczająco dużo kłopotów.
Zack prychnął i stanął przy oknie.
Mogła lepiej przyjrzeć się jego muskularnej sylwetce. Szerokie ramiona, słuszny wzrost, wąska talia i długie nogi. A ten tyłek? Cymes. Była wściekła na siebie, że tak na nią działa, choć nigdy nie próbował się do niej przystawiać.
Włosy miał wygolone niemal do gołej skóry, jak wtedy, kiedy był w Iraku z marines. Tam zawarli przyjaźń na śmierć i życie: Zack, jej brat Drew Maddox, obecnie dyrektor zarządzający, i Vann Acosta, dyrektor finansowy w firmie Maddox Hill.
Trzech muszkieterów, którzy postanowili podbić świat. Drew i Vann już dawno porzucili żołnierski sznyt, ale Zack wciąż sprawiał wrażenie zawodowego wojskowego. I nieodparcie miała ochotę pogłaskać go po lśniącej ciemnej szczecinie na głowie. Pewnie łaskocze i jednocześnie jest jedwabista w dotyku.
Jakoś jej się nie udało oczarować Zacka i może dlatego wciąż się w nim podkochiwała. Perwersyjnie i zarazem autodestrukcyjnie. Szaleństwo jednej nocy sprzed sześciu lat nie pomogło. Wciąż nie mogła uwierzyć, że bezczelnie poszła do jego mieszkania. Poczęstował ją margaritą, a ona wlewała w siebie jednego drinka po drugim, aż zebrała się na odwagę i spróbowała go pocałować.
Tu urwał jej się film. Następnego dnia obudziła się w jego łóżku ubrana, przykryta kocem. Głowa jej pękała.
Zack zaparzył kawę, zostawił na stole tabletki od bólu głowy i poszedł do pracy. Ani słowa komentarza, żadnej próby kontaktu, całkowita enigma.
Przez sześć lat nie miała odwagi zapytać go, co wtedy zaszło. Nic dziwnego, że patrzył na nią z dezaprobatą. Bóg jeden wie, co o niej myślał.
Przez lata wmawiała sobie, że Zack nie jest w jej typie – emocjonalnie, mentalnie, nawet fizycznie. Po pierwsze, jest za duży. Ostre rysy, duża głowa, kwadratowa szczęka. Głęboki, nieco zachrypnięty głos, którym na ogół wyszczekiwał komendy. Jasne stalowe oczy na jej widok mrużyły się do szparek, a wargi zaciskały. A przecież widziała, że czasem robił się pogodny i miał naprawdę piękny uśmiech. Z blizną przecinającą łuk brwiowy sprawiał wrażenie, nawet kiedy był w skrojonym na miarę garniturze, jakby miał kamizelkę kuloodporną i karabin maszynowy na plecach.
Jasno dał jej do zrozumienia, że uważa cały ten piar i zarządzanie mediami społecznościowymi w Maddox Hill za niepoważne zajęcie, stworzone dla zaspokojenia jej kaprysu. Fanaberię bogatej dziewczyny, która jest krewną właścicieli firmy.
Powtarzała w myślach mantrę: „Nie musisz mu niczego udowadniać”.
Nie potrzebuje zgody Zacka na wykonywanie swoich obowiązków.
– Kto przyjął twoje zgłoszenie? – indagował.
– Detektyw Leland MacKenzie. Nie wtrącaj się. Poradzę sobie z policją.
– Chcę skoordynować nasze działania. Przestępcy muszą ponieść karę.
– Nie przesadzaj.
– Jakieś bandziory wczoraj w nocy krążyły pod twoim domem. Dzieliły cię od nich tylko drzwi. Jakie masz zamki?
– Jest jeden, ale solidny – zapewniła. – Przyślę ci zdjęcie.
– Nie możesz wrócić do domu. W każdym razie nie sama. To nie wchodzi w rachubę. Nie opuszczę cię ani na krok, dopóki ten drań nie znajdzie się za kratkami.
– Uspokój się.
– I nie próbuj mną dyrygować. Chciałabyś, żebym tańczył, jak mi zagrasz, ale nie dzisiaj.
– O czym ty mówisz? – oburzyła się. – Niby kiedy tak cię potraktowałam?
– Źle się wyraziłem. Chodzi mi o to, że to śmiertelnie poważna sprawa. Nie pozwolę ci…
– Myślisz, że nie rozumiem? Wolę nie patrzeć, jak panikujesz. Poradzę sobie sama. Spadam stąd.
– Poczekaj. – Zagrodził jej drogę.
– Nie. – Podniosła na niego wzrok. Do diabła, ależ jest wysoki. – Odsuń się.
– Avo – powiedział spokojnie. – Nie.
I ten spokojny ton ją rozzłościł.
– Nie zmuszaj mnie do awantury. Zacznę wrzeszczeć i to będzie krępujące dla nas obojga. – Zmierzyła go morderczym spojrzeniem. – Przysięgam, potrafię się drzeć jak potępieniec.
– Przepraszam. Źle zacząłem. Naprawdę się wystraszyłem.
– Ja też – przyznała.
– Usiądź, proszę. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
I zanim się zorientowała, usiadła w fotelu, ulegając jego magicznym sztuczkom i niekwestionowanej charyzmie.
– Nie mogę puścić cię samej, bo jako szef bezpieczeństwa jestem odpowiedzialny za ciebie, a traktuję swoje obowiązki poważnie.
Jego oczy patrzyły uważnie, magnetyzująco. Jeszcze chwila, a pod wpływem tego uroku sięgnie dłonią, aby dotknąć policzków i przejechać palcami po całodniowym zaroście. Musi się obudzić, i to zaraz.
– Miałam męczący dzień, więc daruj, ale nie do końca odczytuję twoje intencje. Przepraszasz mnie czy zastraszasz? Zdecyduj się.
Uśmiechnął się, na chwilę jego twarz się rozjaśniła. Cuda się zdarzają.
– Przepraszam cię, a zarazem stanowię tu prawo. Z całym szacunkiem.
– Nie wiedziałam, że można z szacunkiem narzucać komuś prawo. Zazwyczaj wymusza się je siłą, a ja nie mam na to nastroju.
Zastanowił się, a jej serce zadrżało. Bo się uśmiechnął, bo popatrzył na nią z zainteresowaniem. Reagowała na niego jak słodka idiotka, za jaką ją pewnie uważa.
Opanuj się, dziewczyno, i bądź twarda.
– Jest ósma czterdzieści wieczorem – powiedział. – Masz jeszcze coś do zrobienia?
– To tylko moja sprawa.
– Przepraszam, ale od teraz twoje wieczorne plany ulegają zmianie.
– Dobrze wiedzieć – mruknęła.
– Dziś wieczorem dokładnie przeanalizujemy twoje życie. Chcę wiedzieć, kto może mieć do ciebie urazę. Niezadowoleni pracownicy, konkurenci biznesowi, byli narzeczeni, zazdrosne dziewczyny byłych partnerów, odrzuceni adoratorzy. Każdy, kto mógłby szukać zemsty. Nie spuszczę cię z oczu, dopóki tego nie ustalimy.
– Słucham? – zdziwiła się Ava.
– Dobrze usłyszałaś – uciął krótko. Przeszywał ją swoim magnetyzującym spojrzeniem.
Bezskutecznie próbowała złapać powietrze. Nie była przygotowana na taką przemianę Zacka Austina – w nieustępliwego śledczego, który łamie wszelki opór.
– Niech powtórzę, czy dobrze zrozumiałam. Chcesz jeszcze dziś stworzyć listę wszystkich ludzi, z którymi mam na pieńku? Wykluczone.
– Dlaczego? Aż tak irytujesz ludzi?
– Blazon, moja firma, prowadzi różne kampanie i projekty, niektóre kontrowersyjne. Staram się, żeby miały dużą oglądalność i często mi się to udaje. Moją specjalnością jest wywoływanie silnych emocji. Takie niestety jest prawo natury, że dążenie do zmiany zastarzałych przekonań wywołuje silny opór. Zwłaszcza jeśli autorką kampanii jest kobieta.
– Nie rozumiem. Myślałem, że twoim zadaniem jest promowanie projektów architektonicznych Maddox Hill i zwiększenie naszego udziału w mediach społecznościowych. Co w tym kontrowersyjnego?
– Maddox Hill jest jednym z wielu moich klientów, i wcale nie największym. Niewielki wycinek na wykresie aktywności zawodowej – wyjaśniła cierpliwie.
– Nie wiedziałem. Opowiedz mi o pozostałych kawałkach. I cofnij się tak daleko, jak pamiętasz.
– Siedzielibyśmy tu do rana – ostrzegła go. – W mojej branży nieustannie dzieje się coś nowego. Każdy projekt jest inny. Opowiadamy historie o produktach lub usługach oferowanych przez klientów, dobieramy platformę medialną pod katem optymalnego oddziaływania na odbiorców. Zajmujemy się też projektowaniem ekspozycji targowych. Kładłam na to nacisk kilka lat temu i nadal mam kontakt z ludźmi, którzy wykonują stoiska na nasze zamówienie. Moją prawdziwą pasją jest tworzenie filmów reklamowych. Lubię to i na tym chcę się skupić.
– Takich jak kampania promocyjna dla Arm’s Reach?
Ava była zaskoczona, że Zack tyle o niej wie. Tamten projekt miał pomóc Jennie, która projektowała bioniczne protezy ramion.
– Coś takiego mam na myśli. Są to raczej krótkie filmy dokumentalne niż klasyczna reklama. Myślę o zatrudnieniu większej liczby pracowników i skoncentrowaniu się na kampaniach społecznych, oczywiście po rozwiązaniu problemu z hejterami.
– Ile takich projektów prowadziłaś?
– Sześć czy siedem w ciągu ostatniego roku. – Policzyła w myślach. – Może piętnaście w ciągu trzech lat.
– Powinniśmy zamówić kolację. – Postukał palcami w biurko. – Coś na wynos czy pójdziemy do restauracji?
Ava nagle zdała sobie sprawę, że od dłuższego czasu zatruwało ją kwaśne ciężkie uczucie, jakby lęk i frustracja, spychane na co dzień gdzieś w podświadomość, fizycznie ją przygniatały. Kamień, który leżał jej na żołądku.
Jednak przy Zacku zupełnie o nim zapomniała, gdzieś zniknął. Pojawiły się zupełnie inne emocje, to zrozumiałe, ale ustąpiło poczucie zagrożenia. Motylki w brzuchu są stanowczo przyjemniejsze.
Co nie znaczy, że chce siedzieć z Zackiem w jego biurze, gdy w całym wieżowcu panuje cisza i ciemność.
– Chodźmy do lokalu.
– Jakieś preferencje? Steki, kuchnia włoska, japońska czy wegetariańska?
– Jadam wszystko. Zaskocz mnie.
– Amelio? – zawołał do interkomu. – Jesteś tam?
– Właśnie wychodzę – odparła asystentka.
– Zrób dla mnie coś jeszcze. Zarezerwuj kolację dla dwojga, najlepiej gdzieś w pobliżu, w spokojnym miejscu, gdzie można pogadać.
– Zobaczę, co da się zrobić.
– Dzięki. – Rozłączył się. – A ty? – Spojrzał na Avę. – Nie musisz odwołać wieczornej randki?
O mało nie parsknęła śmiechem. Miała w planach powrót do biura w Gilchrist House i godzinkę pracy nad najnowszą prezentacją, potem taksówką wróciłaby do domu. Może zjadłaby jogurt, jakieś owoce i trochę się przespała.
Zack podejrzewał, że spędza wieczory na tańcach, hulankach i swawolach. Byłoby miło, ale nie miała siły kłamać.
– Zero planów – przyznała.
– Świetnie – odparł z niekłamaną satysfakcją.
Odebrała to niemal jak pieszczotę. Poczuła w sobie milion małych fajerwerków. Musujące podniecenie.
Chemia między nimi jest jak zwykle wybuchowa. Te nieszczęsne endorfiny. Znikną i poczuje się gorzej.
Dziś wieczorem Zack i tak jej nie odstąpi, więc co u licha. Równie dobrze może sobie pofolgować.