Cherry Girl - ebook
Romans, który nie powinien się wydarzyć... ale właśnie to czyni go tak kuszącym.
Paula ma prawie czterdzieści lat, własną firmę, dorastającego syna i pozornie poukładane życie. Po latach samotności wróciła do byłego męża, próbując złożyć w całość to, co kiedyś się rozpadło. Jednak za zamkniętymi drzwiami wciąż czuje się niekompletna, a młodzieńcze marzenia ustąpiły miejsca rutynie i poczuciu, że na miłość jest już za późno.
Daniel to uosobienie młodości – beztroski, spontaniczny, pewny siebie. Kiedy ich światy przypadkiem się zderzają, wszystko wywraca się do góry nogami. Ona jest starsza o trzynaście lat, on jest synem znajomych jej męża. Nie powinni nawet o sobie myśleć, a jednak nie mogą przestać.
Dla niej Daniel jest grzechem, którego nie ma odwagi popełnić. Dla niego Paula stanowi wyzwanie, które rozpala pragnienia. Ich niewinny flirt szybko zamienia się w niebezpieczną grę, a zakazane pocałunki w nieokiełznaną namiętność. W malowniczym mazurskim domku, gdzie letnie powietrze zdaje się pachnieć pożądaniem, każde ich spotkanie nabiera intensywności. Paula i Daniel muszą jednak uważać, w końcu nie spędzają wakacji sami. Niektórzy zrobią wszystko, by tych dwoje nie zaznało razem szczęścia.
Czy Paula zaryzykuje swoje poukładane życie dla wakacyjnego romansu?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8417-223-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Termin ważności kobiety upływa w okolicach trzydziestki”. „Kobieta kończy się na dwudziestu pięciu latach i pięćdziesięciu pięciu kilogramach”. „Kobieta nie powinna eksponować ciała po czterdziestym piątym roku życia”.
Ciało… Czasami mam wrażenie, że świat kręci się tylko wokół niego. Problem w tym, że choć dostrzegam okrucieństwo i absurd tej narracji, wciąż nie potrafię wypisać się z wyścigu, w którym bierze udział tak wiele kobiet. W którym każdy jest z góry skazany na porażkę, bo przecież ideału nie da się dogonić. Zawsze będzie ktoś piękniejszy. I młodszy.
Niektórzy mówią, że kobieta jest jak wino – im starsza, tym lepsza – ale czy gdybyśmy naprawdę w to wierzyły, robiłybyśmy te wszystkie absurdalne rzeczy, by zachować młodość? Co roku przygotowujemy nasze ciała na sezon bikini, choć przecież nikt przed wpuszczeniem nas na plażę nie dokonuje kontrolnego pomiaru kobiecych sylwetek. Wydajemy pieniądze na dziesiątą pomadkę, choć przecież wiemy, że jej zakup i tak nie zmieni naszego życia.
To zabawne: kiedy jesteśmy nastolatkami, walczymy z trądzikiem i brakuje nam pewności siebie, a kiedy ledwo udaje nam się poskromić niedoskonałości, biegniemy kupować kremy ujędrniające, bo przecież stuknęła nam trzydziestka. Żyjemy w kulturze braku, bo nie da się zarobić na kimś, kto czuje się wystarczający i nie ma kompleksów.
W świecie, w którym kremy przeciwzmarszczkowe reklamują nastolatki, a siwe włosy wywołują przerażenie, trudno zaakceptować upływ czasu. W świecie, w którym wmawia się kobietom, że cellulit to problem, chociaż ma go większość z nas, ciężko nie porównywać się do innych. W pewnym wieku, gdzieś w okolicach tej zdemonizowanej przez wielu czterdziestki, kobieta powoli, niemal niezauważalnie, staje się przezroczysta. Młody sąsiad mówi ci „Dzień dobry” i nie patrzy na ciebie w ten sposób. Coś się zmienia, nieodwracalnie. I chociaż wiesz, że masz do zaoferowania o wiele więcej niż tylko opakowanie, stawanie się niewidzialną boli. I przeraża.
Mężczyźni, których młodość przeminęła, mogą zaimponować młodszym kobietom pewnością siebie, sposobem bycia, pieniędzmi, znajomościami, pozycją zawodową… Kobiety? Nawet jeśli wiele osiągnęłaś i jesteś kimś, to dla świata na pierwszym miejscu zawsze będzie twoje ciało. Okrutne, ale tak to działa. Nie wierzysz? Zapytaj aktorki urodzone na początku lat osiemdziesiątych. Producenci chcą zatrudniać je tylko do ról mamusiek, wyniosłych matron, w najlepszym wypadku zwariowanych ciotek. Aktorzy? Często dopiero kiedy przekroczą czterdziestkę, dostają rolę życia. Dojrzała męskość to powód do dumy. Dojrzała kobiecość? W naszym świecie to wciąż powód do wstydu. Albo przynajmniej do usunięcia się w cień.
Dlaczego nie potrafię wypisać się z tego żenującego festiwalu hipokryzji i podwójnych standardów? Za dwa lata moje czterdzieste urodziny, a ja zamiast dojrzewać niczym coraz słodsza i bardziej soczysta czereśnia, popadam w dołek. Jak bardzo dałyśmy się ogłupić, skoro pozwoliłyśmy sobie wmówić, że każda dodatkowa świeczka na torcie to coś, co przekreśla nasze szczęście, marzenia i plany? Czy naprawdę wolałybyśmy przestać istnieć niż się zestarzeć?
– Halo, ziemia do Pauli!
Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na krzaczaste brwi mojej przyjaciółki, które właśnie złączyły się w jedną. Anka ze swoją egzotyczną urodą wygląda jak nieco bardziej nowoczesna wersja Fridy Kahlo.
– Nie słuchasz mnie. Mówiłam przed chwilą, że ten krem antycellulitowy za dwie stówy, który ostatnio kupiłam, to szkoda gadać. Kasa wyrzucona w błoto.
– Zaskoczona? To tak samo jak z kremami przeciwzmarszczkowymi. Jeśli ktoś wierzy, że po zastosowaniu takiego cuda czterdziestka będzie wyglądać jak dwudziestka, to musi być naiwny – prycham.
Właśnie siedzimy z Anką w mojej kuchni i pijemy zieloną herbatę. Nie, zielona herbata również nie sprawi, że będziemy wyglądać młodziej, ale jest nieziemsko pyszna i prawie nie ma kalorii.
– Co teraz czytasz? – Moja przyjaciółka zerka na książkę, która leży na kuchennym stole, zaraz obok jej stóp z paznokciami pomalowanymi na wściekłoróżowy kolor.
– _To, co musimy utracić._
– Brzmi dołująco.
– Bo takie jest. Ta książka opowiada o stratach w naszym życiu, od dzieciństwa aż do śmierci. No wiesz, o rozłące z rodzicami, kiedy jesteśmy mali, żałobie po śmierci bliskiej osoby, o emocjach, które w nas siedzą, kiedy nasze dzieci wyfruwają z gniazda, o tym, co czuje człowiek, gdy przemija młodość, i o tym, co czujesz, kiedy…
– Kiedy masz kopnąć w kalendarz?
– Autorka użyła nieco innych słów, ale…
– Jezu, Paula, masz trzydzieści osiem lat! Trzydzieści osiem! – Anka zabiera nogi ze stołu, siada na krześle po turecku i patrzy na mnie z powagą. – Jesteś w swojej szczytowej formie seksualnej i…
– A myślałam, że w schyłkowej – wchodzę jej w słowo i śmieję się ponuro. – Podobno szczyt naszych możliwości przypada na okres dwudziestego piątego roku życia, przynamniej tak to jest u mężczyzn, u kobiet pewnie podobnie – dodaję i sięgam do miski pełnej czereśni.
Anka przytargała ich tutaj ponad kilogram. Mamy niecny plan, by zjeść je wszystkie, poplotkować, a potem obejrzeć serial, popijając wino. I nawet jeśli skończymy przez to na ostrym dyżurze, żadna z nas nie będzie żałować.
– A ja czytałam, że to właśnie po trzydziestce kobiety mają największe libido. Zresztą, Paula, tak szczerze, czy kiedy byłaś dwudziestolatką, miałaś takie zajebiste orgazmy jak teraz? – Moja przyjaciółka patrzy na mnie wymownie, a jej język obraca w ustach czereśnię w szaleńczym tempie.
– Moja droga, aktualnie nie miewam żadnych orgazmów, więc ciężko mi to porównać. – Wzdycham i spoglądam w okno.
– No to czas to zmienić, do diabła! – Anka uderza dłonią w stół tak mocno, że miska z czereśniami podskakuje. – Przecież właśnie w okolicach czterdziestki kobieta zna swoje ciało i potrzeby najlepiej. To wtedy czerpie największą radość z seksu, tak mówią badania. Nie jest już dwudziestoletnim podlotkiem pełnym kompleksów, który robi wszystko, żeby zadowolić faceta. Dojrzała kobieta umie brać, bo zna swoją wartość i wie, czego chce.
– Wypluj słowo „dojrzała”. Kiedy ktoś tak mówi, mam przed oczami moją nauczycielkę fizyki. Kobietę z trwałą na głowie, w kraciastej spódnicy.
– Teraz mamy inne czasy. Swoją drogą to nie fair, że kiedy miałam dwadzieścia lat, mogłam opychać się pizzą i chipsami i nie miałam cellulitu. W dodatku ważyłam jakieś piętnaście kilogramów mniej niż teraz. To jeden z niewielu przywilejów młodości, którego naprawdę mi brakuje.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_