- W empik go
Chindōgu - ebook
Chindōgu - ebook
Chindōgu to powieść mozaikowa rozgrywająca się w świecie futurystycznej Japonii. Oficer policji, Kaori Nakamura, prowadzi śledztwa związane z cyberprzestępczością. Pomaga jej hiperhologram nieżyjącego brata; samoucząca się sztuczna inteligencja, mająca problem z przestrzeganiem ustanowionego przez ludzi prawa.
Gdy dzień po trzęsieniu ziemi na komisariacie pojawia się młoda kobieta – pracownica Chiba Kōgyō Bank – i zgłasza zaginięcie koleżanki z pracy, Nakamura zostaje oddelegowana do tej sprawy. W toku dochodzenia dowiaduje się, że kilka dni wcześniej ktoś przyjechał do firmy i groził zaginionej. Choć pozornie postępowanie nie ma wiele wspólnego z cyberprzestępczością, sytuacja, z którą mierzy się Nakamura, zaczyna dotykać ją osobiście. Jak wpłynie to na jej osąd sytuacji? Czy technologie, którymi się wspiera, okażą się pomocne?
Cyberpunk to już nie pieśń przyszłości, a świat będący „tu i teraz”, na wyciągnięcie ręki. Bardziej realny i namacalny niż kiedykolwiek wcześniej, a przez to łatwiejszy do wyobrażenia. Istniejący naprawdę, a nie wyłącznie na kartach powieści. Warto mieć w nim rozeznanie, by pewnego razu nie wyjść z domu i znaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości…
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67482-52-3 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Nie istnieją osoby, które są tylko tym, na co wyglądają._
Aoko Matsuda _Układ(a)ne_
Sąsiadko! Jesteś tam?!
Bose stopy zsunęły się z łóżka na podłogę. Cztery łapy opadły tuż obok, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
— Nakamura! Otwórz, proszę!
Kaori spojrzała przez wizjer. Zobaczyła znajomą twarz; młodą kobietę o wąskich ustach, drobnym nosie i oczach wytrzeszczonych strachem.
— Maki, co się dzieje? — zapytała, gdy otworzyła; hologram shiby wysunął się na przód, machając przyjaźnie ogonem.
— Sąsiadko! Zbliża się jishin¹! — Maki wskazała na swoją rękę, w której nosiła sejsmiczny implant. — Strasznie mnie boli.
Jej oczy przepełniało przerażenie. Jeszcze chwila, a tama pęknie i zaleje doliny policzków…
Kaori, widząc na co się zanosi, chwyciła ją za kościste ramiona i lekko potrząsnęła, chcąc przywołać do porządku.
— Znasz procedurę?
Maki pokiwała głową.
— Więc co tu jeszcze robisz?
Maki odwróciła się i zniknęła w głębi swojego mieszkania. Kobiety mieszkały naprzeciwko siebie. W tym czasie Kaori założyła na bose stopy adidasy, wyskoczyła na klatkę schodową i zapukała do mieszkającej pomiędzy nimi sąsiadki.
— Reiko, otwieraj! — zawołała.
Zdążyła zapukać jeszcze dwa razy, nim drzwi uchyliły się nieznacznie i pojawiła się w nich starsza pani, ubrana w satynowy szlafrok. Oczy, otoczone siateczką zmarszczek, patrzyły na Kaori z przestrachem i niepewnością.
— Kaori, co…
— Zbliża się trzęsienie ziemi, schowaj się.
Nakamura, nie czekając na zaproszenie, przeszła obok Reiko, zastawiła drzwi, by się nie zatrzasnęły, podbiegła do drzwi balkonowych i otworzyła je na całą szerokość. Podmuch wiatru smagnął ją w twarz, potwierdzając, że spokój tej nocy został bezpowrotnie utracony. Ruszyła z powrotem do swojego mieszkania. W asyście hologramu shiby powtórzyła całą procedurę i wróciła do Reiko. Gdy ponownie przekroczyła próg sąsiadki, poczuła delikatne drżenie budynku.
_Zaczyna się…_
Staruszka pochylała się na środku niewielkiego salonu, próbując pochwycić w ramiona jednego ze swoich kotów. Prawie się przy tym przewróciła. Kaori złapała ją za ramię i pociągnęła w kierunku stołu.
— Nie martw się o nie, poradzą sobie, jak zawsze. — Wepchnęła Reiko pod mebel. — Nie ruszaj się stąd! — zakomenderowała i cofnęła się na klatkę schodową.
— Maki!
Nikt jej nie odpowiedział.
_Cholera!_
— Maki! — zawołała ponownie, wchodząc do mieszkania młodej kobiety. Przeszła przez niewielki salon, urządzony tak, że najwyższy mebel sięgał jej do pasa. Na ścianach nie było żadnych półek, żadnych obrazów, nic, co mogłoby spaść na podłogę podczas trzęsienia ziemi i wyrządzić komuś krzywdę. Wpadła do niewielkiej sypialni przerobionej na pokój dziecięcy. Rzuciła okiem na łóżko z rozrzuconą pościelą. Pusto. Spojrzała na dużą szafę rozciągniętą na długości całej ściany. Podeszła do niej i zdecydowanym ruchem rozsunęła drzwi.
— Maki…
Kobieta kucała skulona w rogu szafy, przytulając do siebie córkę. Kaori zatkało na ten widok. Patrzyła na nie w osłupieniu spowodowanym nagłym déjà vu, gdy nagle otrząsnęła się i kucnęła naprzeciwko, depcząc rzeczy rozrzucone na dnie szafy. Wtuliła głowę w ramiona i objęła Maki wraz z córką, jak gdyby chciała je osłonić. Zdawała sobie sprawę, że to bez sensu; gdyby trzęsienie okazało się silne, uwięzione na dziesiątym piętrze nie miałyby żadnych szans.
— Liczcie do stu… — poleciła.
_Trzydzieści siedem, trzydzieści osiem…_
Drżenie przybierało na sile. W pomieszczeniu obok coś spadło z hukiem na podłogę.
_Pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem…_
I nagle wszystko ustało; Kaori wstrzymała oddech i podniosła głowę nasłuchując. Maki, wciąż z zaciśniętymi powiekami, dyszała głośno. To był ten moment, gdy żywioł albo ucichnie na dobre, albo będą miały przerąbane…
Po przeciągającej się chwili ciszy wypuściła powietrze z ust. Tym razem im się udało. To nie było ōjishin²…
Gdy Kaori obudziła się następnego dnia krótko przed świtem, w pierwszej chwili nie potrafiła rozpoznać miejsca, w którym się znajduje. Półprzytomna, mrużąc oczy, spojrzała na zegarek.
_Pół godziny przed budzikiem _— skonstatowała w myślach.
Obróciła się w prawo i zobaczyła, że na futonie tuż obok śpi Reiko, a po jej drugiej stronie – Maki z córką.
_Maki…_
Natychmiast wyobraziła sobie ludzi pokroju jej sąsiadki, którzy patroszyli swe ciała niczym ryby, by uzyskać miejsce na elektroniczne gadżety. Choćby sejsmiczne implanty – podłączone do sejsmografów w całym kraju – które silnymi wibracjami wyrywały oszołomionych grinderów ze snu.
_Tylko po to, by przedwcześnie wpadali w histerię… _— podsumowała, __ podnosząc się z futonu. Po cichu, aby nikogo nie obudzić, skierowała kroki do salonu z minikuchnią. Nastawiła czajnik z wodą i włączyła telewizor.
_…Trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,1 nawiedziło dziś w nocy departament Chiba. Nikt nie ucierpiał, sytuacja nie wymaga angażowania Method-3. Przypominamy, że z myślą o sytuacjach kryzysowych rząd kupił od koreańskiej firmy Hankook Technology roboty specjalizujące się w ratowaniu ofiar uwięzionych pod gruzami…_
Zalewając wrzątkiem kawę, nieopatrznie rozlała kilka kropel na blat. Starła je w roztargnieniu rękawem bluzy, nie angażując w to świadomości. Niepokój sączył się do jej umysłu niczym materiał radioaktywny do pozornie bezpiecznego oceanu. Zawsze tak miała dzień Po…
_…Kontrole przeprowadzane są również w elektrowniach jądrowych, gdzie na razie nie zidentyfikowano żadnych zagrożeń…_
Pomyślała o mieszkańcach zachodniego wybrzeża USA. Znów będą wariować, wykupią cały zapas jodku potasu z aptek, a potem zrobią najazd na azjatyckie dzielnice w poszukiwaniu tabletek z suszonych wodorostów. Tak na wszelki wypadek… Bo nie ufali oficjalnym serwisom wiadomości, za co nie można było ich winić.
Dziwiła się, iż wciąż są na tyle uprzejmi, że póki co nie dali ujścia wściekłości napędzanej strachem i nie roznieśli tych dzielnic w pył. Przecież gdy chodziło o wirusy, które od czasu do czasu pielgrzymowały w świat, nie było zakątka na ziemi, gdzie Azjaci nie odczuliby skutków strachu i wściekłości „cywilizowanych” mieszkańców Ziemi.
Siedząc przy stole nad kubkiem, z którego parowało niczym z wulkanu Sakurajima tuż po jego przebudzeniu, wyjęła z kieszeni bluzy okulary. Założyła je, a gdy to zrobiła, pojawił się hologram jej brata na wózku inwalidzkim, który dołączył do porannego rytuału picia kawy.
— Przegapiłem trzęsienie ziemi — obwieścił z wyrzutem.
— Wybacz, byłam trochę zajęta.
_…Osiemdziesiąt czynnych wulkanów powoduje, że nikt nie wie, z ilu tak naprawdę wysp składa się Japonia, ani jaka jest jej powierzchnia…_
Przełączyła na inny kanał.
_…Jesteśmy ostatnim państwem, które powinno budować elektrownie jądrowe. Dlaczego tak uważam? Przyczyna leży w położeniu wyspy oraz jej wieku…_
— A to dopiero… — odezwał się _Yutaro._ — Krytykują jaśnie oświecony rząd!
— Bo budowa kolejnej elektrowni atomowej była ogromnym błędem — odparła Kaori.
— Ekonomia krótkiego dystansu zawsze zwycięża ze zdrowym rozsądkiem. Po co rząd miałby inwestować w reaktory fuzyjne i płacić Amerykanom za patenty? Oswoili nas z atomem, co w gruncie rzeczy jest kuriozalne, a teraz pokazują nowe zabawki i każą się nimi bawić… Też czułbym się oszukany… — _Yutaro_ pochylił się nad stołem, sięgnął po jej naczynie, chwycił za uszko i po chwili trzymał w dłoni cyfrową kopię kubka. Uniósł go w geście toastu i naśladując głos mistrza ceremonii, oświadczył: — Witamy na Pacyficznym Pierścieniu Ognia!
Kaori spojrzała na niego i odwzajemniła uśmiech. Zwolennicy teorii neuronów lustrzanych orzekliby zapewne, że jest podatna na współodczuwanie emocji _Yutaro_, problem polegał jednak na tym, że on przecież nic nie czuł, bo nie istniał… naprawdę. Jedno nie ulegało wątpliwości: obecność _brata_, __ choćby w wersji hologramowej, działała na nią kojąco.
_…Ze względu na swoje położenie Japonia skazana jest na katastrofy…_
Nakamura spojrzała sponad naczynia w ekran. Dziennikarz, który rzucał tak smaczne kąski na żer opinii publicznej, i to zaledwie dzień po trzęsieniu ziemi, w pewnym sensie ją zaintrygował. Wszelka krytyka Tokyo Electronics Power Company była, jeśli nie zakazana, to wysoce niestosowna. Tego się po prostu nie robiło, choć każdy i tak swoje wiedział. Firma posiadała status prywatnego monopolisty energii – trudno o lepszą pozycję na rynku i zarazem trudno o gorszą sytuację dla mieszkańców kraju – cena energii w Japonii była jedną z najwyższych na świecie. Firma inwestowała w media, uzyskując bezpośrednią kontrolę nad informacją, a niewygodnych urzędników albo zmuszała do odejścia z pracy, albo, jak to się mówiło, odbierała im „twarz”.
— Mimo wszystko reaktory fuzyjne przydałyby się tutaj jak cholera. Choćby do długoterminowego prognozowania pogody. — _Yutaro_ spojrzał na nią, jakby czekał na akceptację.
— To znaczy? — zapytała Kaori, tuląc w dłoniach kubek.
— Większa moc obliczeniowa komputerów, dokładniejsze pomiary… Prognozowanie całych miesięcy z dokładnością do dziewięćdziesięciu procent, a nie tylko dziesięciu dni. Wyobraź sobie, jakie to dawałoby możliwości, choćby w rolnictwie…
Kaori westchnęła.
— Nie w tym kraju — podsumowała.
— Skoro po Fukushimie udało się oswoić Japończyków z atomem…
Chciała zripostować, ale w tym momencie do kuchni wkroczyła Reiko, co ucięło dialog z _Yutaro_.
— Nie chcesz dziś dłużej pospać? — zwróciła się policjantka do Reiko.
— Jishin czy ōjishin, to nieważne, starsza pani ma swoje przyzwyczajenia. — Sąsiadka uśmiechnęła się słabo.
— Zadzwoń do córki. Na pewno się martwi.
Staruszka machnęła lekceważąco ręką.
— Ulżyłoby jej, gdybyś się odezwała. — Kaori nie dawała za wygraną, choć krótko po trzęsieniu ziemi powiadomiła córkę sąsiadki, że u nich wszystko pod kontrolą.
— Lepszy własny sąsiad niż córka w stolicy — podsumowała Reiko, zaparzając herbatę.
— Maki była wczoraj przerażona. — Kaori zmieniła temat.
— Taaak. Ale to, wbrew pozorom, dobry znak.
— Nie rozumiem?
— Kto się sparzył mlekiem, ten dmucha na twaróg — wyjaśniła Reiko.
— Wciąż mówimy o Maki? — upewniła się Kaori.
— Mówimy o dziewczynie, która zbyt długo biernie znosiła w życiu katastrofy, by teraz nie reagować przy najmniejszym drżeniu.
— Może i tak… — westchnęła Kaori i przeniosła spojrzenie na ekran telewizora. — Wiesz że od rana krytykują TEPC?
Reiko zacmokała z dezaprobatą.
— Kaori, jeśli w tym kraju krytykujesz politykę otwartym tekstem, zapewniasz sobie status bezrobotnego. A zatem ten dziennikarz to albo wariat, który wszedł dziś do studia po raz ostatni, albo stację ktoś podkupił.
Nakamura pokiwała głową w zadumie. Jej myśli powędrowały ku stolicy; przypomniała sobie ofertę, którą jakiś czas temu złożył jej pan Masato, przyjaciel nieżyjącego ojca policjantki. Mogła wrócić do rodzinnego miasta i grać w pierwszej lidze. Pracować w komendzie głównej w Tokio, czasami pomagać w sprawach wagi państwowej… Mogła, ale nie chciała.
— Na mnie już czas. — Wstała i zaniosła kubek do zlewu.
— Nie zjesz? Zapewne czeka cię ciężki dzień — zatroskała się Reiko.
— Będą dziś korki, a nie lubię się spóźniać.
— Ostatnio często wychodzisz wcześniej — zauważyła starsza pani.
— Na komendzie mamy kilku nowych, naprawdę ciężko pracują. Nie chcę odstawać — ucięła Nakamura, pospiesznie wycofując się z mieszkania.
— Ach tak… — Reiko uśmiechnęła się pod nosem.
Analiza zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu dobiegła końca; kontrolki zaświeciły się na zielono; Kaori mogła prowadzić auto samodzielnie. Natychmiast uruchomiła silnik. Włączyła się do ruchu, ale zaraz po tym, jak wyjechała na główną ulicę, utknęła w korku. Dziś każdy wolał siąść za kółkiem zamiast korzystać z metra; dzień po trzęsieniu ziemi nawet shinkanseny³ miewały opóźnienia. Możliwe też, że po prostu odreagowywano chwilowy brak kontroli nad własnym życiem – strach, który przebija się do świadomości, a potem wymaga utulenia niczym dziecko. O dniu wolnym nikt by nawet nie pomyślał. To nie tajfun T8, budynki stoją, jak stały, a więc, zgodnie z obowiązującymi normami, wszystko jest w porządku.
_…Usuwanie nieprzyjemnych wspomnień… Oczyść swój umysł, pozbądź się traumy wywołanej trzęsieniem ziemi… _— odczytała reklamę w przestrzeni miejskiej.
Strach, którego w wyniku klęski żywiołowej doświadczyła w dzieciństwie, zakorzenił się w jej umyśle głęboko. Może nawet głębiej, niż była w stanie przed sobą przyznać. Gdyby jednak, kierując się sloganem reklamowym, poszła prosto do kliniki, w której usuwano traumatyczne wspomnienia, nie miałaby tego związanego z matką. Wspomnienia, które dzień wcześniej powróciło, gdy ujrzała Maki z córką, skulone na dnie szafy…
Tę konkretną retrospekcję, przez to że była traumatyczna, pamiętała bardzo wyraźnie. Była ważna, wzbudzała emocje, i dlatego pod wpływem czasu nie ulegała zafałszowaniu. Wiele wspomnień stanowiło kolaż obrazów odnawianych i zmienianych pod wpływem nowych doświadczeń. Stąd brały się różnice, gdy wspominało się z kimś bliskim miniony czas. I ten właśnie mechanizm wykorzystywano w klinikach usuwających traumatyczne wspomnienia.
Manipulowano określonymi obwodami w mózgu, by oddzielić wspomnienia od narracji osobistych doświadczeń. Formowano je na nowo, przy całkowitym braku prawdziwego doświadczenia. Tworzono sztuczną pamięć na bazie sztucznych reminiscencji. A więc i sztuczną tożsamość, a na to Kaori godzić się nie mogła. Czuła, że taka ingerencja oddaliłaby ją od samej siebie, od poczucia własnego ja.
_Cena byłaby zbyt wysoka…_ — uznała. — _A poza tym, jeśli przywykniesz do kołysania się budynku podczas snu, szlag może trafić cię bez ostrzeżenia. Życie w zamian za fazę nREM? To cholernie kiepski deal_ — skonstatowała.
Czerwone światła sygnalizacyjne zmieniły się na niebieskie. Samochody ruszyły powoli, jeden za drugim, niczym ustawione na taśmie sushi.
_…Wieczór z Keiko Kikuchi: zjednocz się z Ziemią, poczuj jej wibracje. Hipnotyczny seans handpan…_
— Jeśli nie straciłeś właśnie dobytku oraz dachu nad głową, możesz uznać to za interesujące doświadczenie — odezwał się _Yutaro_; hiperhologram brata chwilę wcześniej zmaterializował się na siedzeniu obok.
Kaori uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie Maki stojącą na scenie w świetle reflektorów, która z wyrazem głębokiego skupienia na twarzy przygrywa na blaszanym instrumencie do wtóru wibrującej gdzieś daleko ziemi…
Pomimo dobrych chęci, na komendę dotarła z półgodzinnym opóźnieniem.
— Oficer Nakamura, do dzieła! — zawołał _Yutaro_, kiedy wysiadała z samochodu. Zaraz potem zniknął. Wiedziała, że pojawi się za jakiś czas, jak to miał w zwyczaju, zapewne w najmniej oczekiwanym momencie.
Gdy drzwi prowadzące na komendę rozsunęły się z cichym szumem, natychmiast zapragnęła po cichu się wycofać. Wewnątrz panowało zamieszanie godne trzęsienia ziemi o magnitudzie 9.
— Kaori, zajmiesz się sprawą zaginięcia. — Zanim zdążyła podejść do swego biurka, hologram komendanta Tōshirō już zaangażował ją do pracy. — Tomoko Fujimoto, pracownica Chiba Kōgyō Bank, zgłosiła zaginięcie koleżanki z pracy, Misako Yamady. Od wczoraj nie pojawiła się w biurze. Gdy Tomoko pojechała do niej do domu, nikogo nie zastała. Zaniepokojona, zadzwoniła na policję. Aiko właśnie ją przesłuchuje.
— Tak jest! — Kaori zdążyła ukłonić się przed hologramem przełożonego, nim ten zniknął. _Komendant_ nie powiedział ani słowa o spóźnieniu, a potrafił być uszczypliwy. Być może zdążył prześledzić jej trasę i zdawał sobie sprawę, że naprawdę się starała…
— Może Misako Yamada zwierzała się pani, że chce gdzieś wyjechać? — Aiko przepytywała w pokoju przesłuchań młodą kobietę. Kaori zauważyła, że dziewczyna jest bardzo elegancka, szczupła i zgrabna. Ubrana w dwuczęściowy kostium, wyglądała jak modelka.
_Ekskluzywna obsługa, czyli pracuje w dziale kredytów udzielanych na wysokie kwoty —_ domyśliła się. — _Niektórym ładna buzia po drugiej stronie biurka znacząco ułatwia podejmowanie finansowych decyzji…_
— Nie! O niczym takim nie wspominała — zaprotestowała żywiołowo Tomoko Fujimoto, potrząsając długimi włosami. W dłoniach ściskała nerwowo torebkę. Sprawiała wrażenie szczerze zmartwionej.
— Czy wie pani, dokąd mogła pojechać? — indagowała ją dalej Aiko.
— Już mówiłam, nie mam pojęcia. To do niej zupełnie niepodobne…
— W jakim sensie?
— Prawie nigdy nie brała wolnego. Nigdy też nie chorowała. Nie sprawiała innym kłopotu. Myślę, że musiało jej się coś stać — wyjaśniła Tomoko.
Gdy przesłuchanie dobiegło końca, a Aiko szła z przesłuchiwaną do wyjścia, odprowadzały je spojrzenia wszystkich policjantów zebranych w pomieszczeniu. Tu, na komendzie, nie byli przyzwyczajeni do takich widoków. Kaori, obserwując tę scenę, uśmiechnęła się pod nosem.
— Kontaktowałam się z rodzicami zaginionej, ale nie mają pojęcia, gdzie może być Misako, nie utrzymują regularnego kontaktu — wyjaśniła Aiko, gdy chwilę później podeszła do Kaori. – U nich w każdym razie się nie pojawiła. Pojadę do nich, choć pewnie niewiele się dowiem. Ja swoich nie widziałam od miesięcy, nie mam czasu do nich jechać. Och… — Aiko spojrzała na Kaori z zakłopotaniem. — Bardzo przepraszam, nie chciałam…
— W porządku. Podzwonię po szpitalach, może gdzieś ją znajdę. Jeśli nie, pojadę do jej biura.
Dotarcie do firmy, w której pracowała zaginiona, zajęło Kaori godzinę. Żałowała, że nie zdecydowała się na podróż metrem. Nawet jeśli miało dziś opóźnienia, prawdopodobnie i tak znalazłaby się na miejscu szybciej… Spojrzała na zegarek.
_Zbliża się pora lunczu…_
Wjeżdżając na firmowy parking wypatrzyła knajpkę serwującą jedzenie na wynos, usytuowaną naprzeciwko biurowca. Wysiadła z samochodu i ruszyła w jej kierunku.
Jakiś czas później, niosąc w rękach kilka porcji smażonej wieprzowiny z imbirem, wmieszała się w tłum ludzi wracających z marketu. Odbiła kartę otrzymaną od recepcjonistki i ustawiła się w kolejce do windy. Gdy wreszcie udało się jej wsiąść, natychmiast została „wessana” w tłum. Wrażenie było takie, jakby trafiła do opakowania próżniowego. Całe szczęście, że ktoś wcisnął za nią guzik z numerem 9. Z trudem hamowała się, by nie wbić współpasażerowi łokcia pod żebro i wywalczyć dodatkową przestrzeń.
_Aż dziwne, że jeszcze nie zatrudnili tu oshiya_⁴.
Kiedy znalazła się na korytarzu, w powietrzu czuć już było zapachy zupek instant, sałatek z supermarketu i smażonego kurczaka, które zmieszały się w jeden duszny, intensywny aromat. Aromat nieodmiennie kojarzący się z przestrzenią biurową, z białymi kołnierzykami, z rzeczywistością, która dla niektórych, pracujących od rana do późnych godzin wieczornych, była tą prawdziwą – stanowiła najważniejszy punkt odniesienia.
Kaori wkroczyła do stołówki rozglądając się po zatłoczonym, gwarnym wnętrzu. Były tu same kobiety; wszystkie rozmawiały o zaginięciu Misako.
_Yukiko Shimizu_ — odczytała tę najgłośniejszą, była ubrana w nieciekawy uniform, szare spodnie o luźnym kroju, szarą marynarkę i buty na niewysokim obcasie. Jedyne, co w jakiś sposób wyróżniało ją na tle innych, to usta pociągnięte pomadką o odcieniu głębokiej czerwieni.
_Żadna z nich nie wygląda jak Tomoko Fujimoto _— wspomniała kobietę, którą rano przesłuchiwała Aiko.
— Bardzo o siebie dba, czasami zastanawiałam się, czy nie ma na tym punkcie obsesji — powiedziała Yukiko.
— To prawda, nikt tak o siebie nie dba jak Misako! — zawtórowała jej druga kobieta. — Dorównać może jej tylko Tomoko — dodała.
— Ciekawe, która z nich awansuje… Wiadomo, że albo jedna, albo druga…
— Bezdzietnym łatwo o awans… Mają czas i siłę, by brać nadgodziny i punktować…
— Może po prostu są pracowite? — zasugerowała Kaori, stawiając wieprzowinę z imbirem na blacie jednego ze stołów.
— Och, po prostu chcą być we wszystkim najlepsze — odpowiedziała Yukiko i natychmiast się zreflektowała. — Kaori Nakamura, nie znam cię, jesteś tu nowa?
Policjantka przyglądała się jej przez chwilę, nie spiesząc się z odpowiedzią. Yukiko wyglądała na co najmniej czterdzieści kilka lat. Na jej palcu dostrzegła obrączkę. Doszła do wniosku, że kobieta sprawia wrażenie wścibskiej. Sugerowały to bystre oczy, którymi omiatała wszystkie twarze, próbując zarejestrować jak najwięcej szczegółów.
Niedbałym ruchem wyjęła odznakę.
— Oficer Kaori Nakamura. Policja. Komu wieprzowiny?