- W empik go
Chloe. Made Man. Tom 3 - ebook
Chloe. Made Man. Tom 3 - ebook
Trzeci tom bestsellerowej serii „Made Men”!
Chloe już praktycznie nie pamięta dawnego życia. Życia sprzed „blizny”. Nie pamięta też, jak wygląda dzień bez strachu. Ale przecież to, co jej się przytrafiło, było wypadkiem. Dlaczego więc nawiedzają ją koszmary, w których ktoś wyrządza jej krzywdę? Ktoś, kogo w myślach nazywa Diabłem.
Chloe ma na twarzy bliznę. Z tego powodu w szkole mówią na nią „dziwadło”. Ponadto właśnie ta skaza przykuwa uwagę pewnego bardzo niebezpiecznego człowieka, którego później Chloe nazwie Boogiemanem. Przeraża ją prawie tak samo jak Diabeł.
W jej życiu pojawia się ktoś jeszcze – Amo. Temu chłopakowi z kolei dziewczyna nada przydomek Bestia. Dwóch mężczyzn będzie chciało ją ocalić. Z jednej strony Bestia – młody mafioso – z drugiej Boogieman – następca szefa mafii.
Któremu z nich Chloe na to pozwoli?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-495-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Demon po nią przyszedł
Teraźniejszość
Chloe wpatrywała się w pustą, białą ścianę przed łóżkiem, wciąż ściskając kurtkę, którą Amo ostrożnie założył jej na ramiona. Było w tej kurtce coś, co trzymało demony w ryzach. Może chodziło o to, że został na niej jego zapach, a może o ciepło, które sprawiało, że czuła się, jakby wciąż trzymał ją w…
TRZASK!
Odgłos łamanych kości zaatakował jej uszy, gdy kij bejsbolowy uderzył w bezwładne ciało. Przez ułamek sekundy widziała tę scenę przed sobą, jakby wyświetloną na ścianie.
Wróciła do rzeczywistości, niemal zapominając, dokąd zmierzały jej myśli. Gdyby nie męski zapach Amo wydobywający się z drogiej tkaniny, faktycznie podążyłyby w tamtym kierunku. Przyszło jej do głowy, że ta kurtka działa na nią uspokajająco, ale nie doświadczyła czegoś takiego już od dawna. Wydawało jej się tak tylko dlatego, że dręczące ją lęki powinny były już nią zawładnąć, zmuszając ją do oglądania na nowo tego, co…
TRACH!
Ponownie obraz kija trafiającego w nogę mężczyzny, leżącego na podłodze praktycznie bez życia, błysnął na ścianie, po czym znikł.
Przejechała kciukiem po tkaninie, nie rozumiejąc, dlaczego jej ciało nie zastyga bez ruchu, tak jak milion razy do tej pory, kiedy koszmary przewijały się jej przed oczami.
Raz jeszcze gładząc miękki materiał, doszła do wniosku, że w dotyku wydawał się równie drogi, jak…
Para złych, niebiesko-zielonych oczu spojrzała na nią z białej ściany, mrożąc krew w żyłach. Patrzyła, jak mężczyzna ściska kij w dłoni z taką siłą, że była pewna, iż drewno pęknie w jego uścisku, zanim broń opadnie po raz ostatni.
CHRUP!
Kurtka Amo nie była już w stanie wyrwać jej z tego koszmarnego snu.
Demon po nią przyszedł.ROZDZIAŁ DRUGI
Cofając się w czasie
Cztery lata wcześniej
Obudziła się, czując pieczenie na twarzy i ból w całym ciele. Chciała krzyczeć, ale za bardzo zaschło jej w gardle. Nie dość, że pomieszczenie wokół zdawało jej się obce, to jeszcze wypełniał je dziwny, sterylny zapach.
Nie potrafiła nic sobie przypomnieć ani odgadnąć, gdzie może się teraz znajdować; miała wrażenie, że czymś ją naszprycowano.
Półprzytomna spróbowała unieść powieki, ale wszystko rozmywało się jej przed oczami. Stanęła przed nią jakaś postać.
– Chloe – powiedział mężczyzna, kładąc jej dłoń na ramieniu.
W chwili, gdy męska dłoń dotknęła jej skóry, jej umysł zalały wspomnienia okropności, przez które dopiero co przeszła, jakby cofnęła się w czasie, żeby przeżyć je po raz kolejny.
Rozpaczliwie spróbowała wydobyć z siebie krzyk, ale stać ją było tylko na słaby, ochrypły szept.
Kiedy dłoń nieco mocniej zacisnęła się na jej ramieniu, zaczęła na oślep wymachiwać rękami i nogami. Nie była pewna, czy zdoła raz jeszcze przetrwać przemoc, której dopiero co doświadczyła.
–To ja, Chloe, twój ojciec. Już nic ci nie grozi – powtarzał cicho mężczyzna, próbując ją uspokoić.
Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to dłoń na jej ramieniu, jakby wciąż przechodziła przez wcześniejsze męczarnie. Chciała tylko, żeby to się skończyło. W końcu zdołała krzyknąć:
– Puść mnie!
Ale ojciec tylko złapał ją mocniej, obiema rękami.
– Cii! Nic ci już nie grozi… Jesteś w szpitalu – zaczął, ze wszystkich sił próbując powstrzymać ją przed ściągnięciem czyjejś uwagi.
Gorące łzy popłynęły jej po policzkach, a potem salę wypełniło szuranie stóp i więcej par rąk przyparło ją do łóżka.
– Proszę, dłużej nie wytrzymam! – krzyknęła.
– Ma atak paniki. Podajcie jej coś! – rzucił ojciec szybko, zanim Chloe zdążyła powiedzieć coś jeszcze.
Chloe poczuła, jak igła kłuje ją lekko w ramię. Siły zaczęły ją opuszczać i nie była w stanie dłużej stawiać oporu. Niestety, w odrętwienie popadło tylko jej ciało, nie umysł. Wciąż czuła na sobie dłonie swojego oprawcy, a nie ludzi dookoła.
Wbiła spojrzenie załzawionych oczu w pustą, białą ścianę za plecami pielęgniarek.
Proszę, niech nikt mnie już nie dotyka.
– P-przestańcie! – wykrztusiła Chloe chyba po raz setny, znów czując na sobie czyjeś dłonie.
Ukłucie igły przebijającej obolałą skórę było niczym w porównaniu z ich uściskiem. Policzki zapiekły ją od łez i zdała sobie sprawę, że musiała płakać przez sen, bo nigdy nie dawali jej zachować przytomności nawet na pięć minut, zanim znów wstrzykiwali jej środki nasenne.
Kiedy leki przejmowały władzę nad jej ciałem, jej ostatnią myślą było, że chciałaby być zrozumianą.
Oni myśleli, że krzyczy, żeby przestali ją usypiać, ale tak naprawdę krzyczała, żeby zabrali ręce z jej ciała.
Budziła się; mgła spowijająca jej umysł ustępowała. Chloe po raz kolejny odzyskała przytomność. Nie wiedziała, od jak dawna leży w szpitalu ani ile miała już za sobą takich przebudzeń, kończących się zawsze krzykami i bólem. Tym razem leżała bez ruchu, bojąc się nawet otworzyć oczy.
Bolała ją twarz. Chciała coś zrobić, żeby ból ustąpił.
Nie ruszaj się.
Wspomnienie tamtego mężczyzny…
Nie płacz. Nie krzycz.
Chloe musiała stłumić odruchowe reakcje i pomyśleć rozsądnie, jak powstrzymać ich przed dalszym szprycowaniem jej lekami.
Inaczej nic ze mnie nie zostanie… O ile w ogóle jeszcze coś zostało.
Nawet z zamkniętymi oczami czuła czyjąś obecność w pomieszczeniu. To pewnie ojciec, w końcu był tu za każdym razem, kiedy się budziła. Nie wiedziała nawet, czy w ogóle stąd wychodził. Pytanie brzmiało – dlaczego?
Ojciec chciał rozmawiać, ale gdy tylko wpadała w histerię, nie dawał jej nawet szansy się wykrzyczeć, tylko traktował ją jak wariatkę.
Dlaczego?
Usłyszała, jak porusza się w odległym kącie sali, i wiedziała, że nie śpi, więc postanowiła wykorzystać dzielącą ich odległość na swoją korzyść.
Zaczęła rozchylać wargi, nie otwierając oczu z obawy, że jeśli to zrobi, histeria weźmie nad nią górę i cały ten okrutny cykl zacznie się od nowa.
– Ja… nie chcę, żeby ktokolwiek więcej mnie dotykał – wyszeptała najwyraźniej, jak mogła.
Dobiegł ją dźwięk, jakby ojciec wstawał z miejsca.
Wspomnienie jakiejś twarzy przemknęło jej przez głowę i poczuła niewidzialne dłonie zaciskające się na jej szyi.
– Nie! – Otworzyła szeroko oczy i zobaczyła wokół siebie pogrążoną w półmroku szpitalną salę. Wzięła głęboki wdech, próbując wyrównać głos i zachować spokój. – Nie podchodź bliżej… Proszę.
Po chwili ojciec usiadł z powrotem na krześle.
W pomieszczeniu panowała niesamowita cisza. Chloe nie rozumiała, dlaczego on o nic jej nie pyta, nie docieka, co się stało, ani – co ważniejsze – kto jej to zrobił.
Czy tata już wie? Czy tamten człowiek siedzi już za kratkami?
Postanowiła, że od tego zacznie.
– Wiesz, co mi się stało, prawda?
Wyraz jego zmęczonej twarzy wystarczył jej za odpowiedź.
Ojciec uniósł ręce i powoli wstał.
– Nie dotknę cię. Chcę tylko podejść bliżej. Dobrze?
Bardzo starała się być silna, więc skinęła głową, a potem wstrzymała oddech, gdy powoli szedł w jej kierunku. Rozluźniła się tylko odrobinę, gdy stanął koło łóżka, nie próbując jej dotknąć.
Spuścił na nią wzrok, przyglądając się na nowo swojej córce.
Jej milczące pytania pozostawały bez odpowiedzi, więc zmusiła się, aby wyszeptać:
– Złapaliście go?
Spojrzał na nią z niezrozumieniem, unosząc krzaczastą brew.
– Kogo?
Zdumiona Chloe zamrugała kilka razy, zastanawiając się, czy to aby nie sen, ale piekący ból twarzy zaraz utwierdził ją w przekonaniu, że nie.
– Kto mi to zrobił? – wykrztusiła.
– Chloe, miałaś wypadek samochodowy. – Jego słowa brzmiały jak wyćwiczona kwestia.
– Nie było żadnego wy…
– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. – Jego głos był spokojny i opanowany.
Chloe zaczęła gwałtownie kręcić głową. Do oczu napłynęły jej łzy.
– Nie, wcale nie. On zrobił…
– Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził.
– N-nie! – krzyknęła, a policzki znów zapiekły ją od łez.
– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził. – Jego głos zaczął brzmieć hipnotyzująco.
Teraz już nie tylko kręciła głową, ale też cała się trzęsła.
– NIE! NIE! NIE!
Tym razem do sali weszła jedna pielęgniarka ze strzykawką, zamykając za sobą drzwi.
Ojciec podszedł i przytrzymał Chloe w miejscu. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć co sił w płucach, rozpaczliwie próbując odepchnąć od siebie ich ręce, w końcu jednak igła przebiła obolałą skórę ramienia.
Ignorując jej krzyki, mówił wciąż tym samym, melodyjnym głosem:
– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził…ROZDZIAŁ TRZECI
Czy robi ci się niedobrze na jej widok?
Siedziała na szpitalnym łóżku, nie ruszając się i nie odzywając ani słowem. Tkwiła nieruchomo, godzinami robiąc tylko jedno: patrząc. Wpatrywała się w białą ścianę przed sobą i tylko w nią. Widziała na niej swoją przeszłość, swoje koszmary.
Miałam wypadek samochodowy.
Stukot obcasów zbliżających się do drzwi nie wyrwał jej z transu.
Do pokoju weszła ubrana w strój biznesowy kobieta o krótkich, czarnych włosach ułożonych w idealną fryzurę. Na szyi miała lśniący, perłowy naszyjnik. Widziała Chloe po raz pierwszy od „wypadku”, więc poświęciła chwilę, żeby się jej przyjrzeć.
– To niefortunne, co zrobili… To znaczy, co się stało z jej twarzą. Myślę, że moglibyśmy obrócić to na naszą korzyść i jakoś skorzystać na tej sytuacji. – Zjechała wzrokiem niżej. – Ale chyba lepiej, żeby nie odsłaniała ramion; nie chcemy, żeby ludzie za bardzo się nad nami litowali.
Tylko tyle wiem.
Odwróciła się i ruszyła w stronę ojca Chloe, który wyglądał przez okno.
– Może pójdziesz do domu i trochę odpoczniesz, Maxwell? Wyglądasz na zmęczonego. Ja wrócę do biura i będę dalej zajmować się wszystkim. Resztę zostaw pielęgniarkom.
Maxwell nawet nie odwrócił się w jej stronę.
– Czy kiedykolwiek kochałaś naszą córkę, czy tylko robi ci się niedobrze na jej widok?
– Już o tym rozmawialiśmy. – Matka Chloe westchnęła.
Obrócił głowę i spojrzał na nią z obrzydzeniem.
– Co czujesz, kiedy teraz na nią patrzysz?
Miałam wypadek.
– Proszę, nie zaczynaj tego tematu w jej obecności.
– Co w niej widzisz, Elaine? Swoją siostrę czy może dumę ze swojej kobiecości, którą straciłaś, kiedy dowiedziałaś się, że nie możesz w naturalny sposób urodzić dziecka?
– No tak, zdaje się, że wybrałeś nie tę siostrę, którą powinieneś – prychnęła Elaine.
Maxwell z powrotem przeniósł wzrok na okno.
– Wiem o tym.
Elaine ze złością ruszyła w stronę drzwi.
– Powiedziałabym ci, żebyś mnie dla niej zostawił, ale możesz podziękować swojej córce za to, że ją zabiła.
Kiedy trzasnęły zamykane drzwi, oderwał wzrok od okna i spojrzał na Chloe.
Jedna, jedyna łza spłynęła mu po policzku.
– Nie słuchaj jej. – Wstał, podszedł do jej łóżka i otworzył fiolkę z lekarstwem.
Nikt mnie nie skrzywdził.
Położył małą, białą pigułkę na łyżeczce i przysunął jej do ust.
– Od tego zrobi ci się lepiej.
Wypis ze szpitala powinien był ją ucieszyć, ale te małe, białe tabletki, które zapisał jej lekarz, sprawiały, że trudno jej było poczuć cokolwiek. Nie zmieniały jej w nieruchome, bezwładne warzywo, ale sprawiały, że czuła się pusta w środku jak wydrążona skorupa.
– Umyj się. Wciąż cała cuchniesz szpitalem – wypluła z siebie jej matka, marszcząc nos z niesmakiem.
Chloe poszła do łazienki, włączyła światło i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że aż do tej chwili unikała luster.
Co prawda potężna dawka leków tłumiła emocje, ale żółć wzbierająca w gardle mówiła jej, że powinna coś czuć.
Prawą stronę twarzy wciąż miała opuchniętą i znaczyła ją szrama zaczynająca się około pięć centymetrów powyżej brwi i sięgająca aż do zapadniętego policzka. Druga rana ciągnęła się na dwa centymetry powyżej i poniżej prawego kącika ust. Obydwa ślady były świeże i pokraczne; jasna, zaogniona czerwień skóry stopniowo bladła i przechodziła w odcienie różu.
Chloe spuściła wzrok i powoli zdjęła z siebie resztę ubrań. W szpitalu była tak zaabsorbowana bólem twarzy, że nie zauważyła nawet, że ma też rany na ramionach.
Miałam wypadek samochodowy; tylko tyle wiem. Miałam wypadek. Nikt mnie nie skrzywdził.
– Nie słyszę płynącej wody. – Matka zamaszyście otworzyła drzwi i zastała ją przyglądającą się sobie ze łzami w oczach. Natychmiast weszła do łazienki, zamknęła drzwi i ruszyła prosto w stronę wanny, żeby odkręcić kran. – Wchodź do środka.
Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca, tylko nadal przyglądała się sobie w szoku, więc kobieta podniosła głos.
– Chloe. Wchodź. Do środka.
Zaszklone oczy Chloe napotkały w lustrze spojrzenie kobiety.
– Sama mogę się umyć. – Minęły lata, odkąd ostatni raz kąpała ją matka. Mimo spowijającej jej umysł mgły pamiętała, jak brutalnie to robiła; w jej rękach myjka zdawała się zmieniać w druciany zmywak. Zaczęła się myć pod prysznicem najszybciej jak tylko mogła. Ale to było przed „wypadkiem”, kiedy jeszcze nie przeszkadzał jej dotyk.
– Więc zrób to tak, żeby nie zamoczyć sobie szwów.
Szybko weszła do lodowato zimnej wanny. Sięgnęła po myjkę i podłożyła ją pod strumień wody.
– Już je moczysz… – stwierdziła Elaine szorstko.
Chloe próbowała bardziej uważać, ale przeszkadzały jej napływające do oczu łzy.
– Daj mi to. – Matka wyrwała jej myjkę i uklękła na podłodze, żeby sięgnąć do wanny.
Dziewczyna zaczęła płakać, bojąc się chwili, kiedy dotknie jej skóry.
– Sama mogę to zrobić!
– Najwyraźniej nie. – Elaine zaczęła szorować jej plecy, pchając Chloe do przodu.
– Proszę! Poradzę sobie! – Próbowała unikać obcego dotyku, ale bez skutku. Im bardziej się starała, tym mocniej matka tarła jej skórę. Żadna ilość łez, protestów i próśb nie była w stanie jej uratować. Tak jak wtedy, kiedy została porwana, wszystko to sprawiało tylko większą przyjemność oprawcy.
Było dużo gorzej, niż pamiętała, ale może to tylko dlatego, że teraz każdy dotyk był dla niej niepożądany.
Spojrzała na szorującą zawzięcie matkę i w jej miejscu ujrzała mężczyznę, którego wspomnienie już zawsze miało ją dręczyć nie tylko w koszmarnych snach, ale i na jawie.ROZDZIAŁ CZWARTY
Co czujesz, kiedy teraz na nią patrzysz?
Sen nie nawiedzał więcej Chloe, bo niebezpiecznie było spać. Kiedy leżała sama w swojej sypialni, czuwając wpatrzona w białą ścianę, przed oczami przewijały jej się sceny z porwania, jakby oglądała film.
Jasne, cholernie ją to przerażało, ale z dwojga złego to było lepsze.
Kiedy leżała sama w swojej sypialni, pogrążona we śnie, z zamkniętymi oczami, nie oglądała filmu ze swojego porwania. Przeżywała je na nowo.
Czuła dłonie zaciskające się na jej szyi…
Ostrze przebijające moją skórę…
To przerażało ją jeszcze bardziej.
Pokręciła głową ze znużeniem.
Nikt mnie nie skrzywdził.
Minęło już sporo czasu, odkąd ostatnio zażyła lekarstwo i myślała teraz przytomniej.
Może to, co ją dręczyło, nie było okropnym koszmarem, tylko rzeczywistością.
Mijały godziny, a ona siedziała, rozmyślając w udręce, co było prawdą, a co snem. Wreszcie usłyszała za drzwiami czyjeś kroki i wiedziała, że wkrótce uwolni się od tych myśli – od jakichkolwiek myśli, prawdę mówiąc.
Zapach, który poczuła, kiedy ojciec wszedł do pokoju, sprawił, że zmarszczyła nos. Patrzyła, jak Maxwell zbliża się do łóżka chwiejnym krokiem, kilka razy o mało się nie przewracając.
– Tato, wszy-wszystko w porządku?
– Tak. Co do ch-ch-cholery miałoby być nie w porz-rz-rządku? – wybełkotał ostrym tonem.
Na widok pijanego ojca serce Chloe zaczęło z nerwów szybciej bić. Nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie.
Siedziała cicho, cierpliwie czekając, aż uda mu się otworzyć fiolkę z lekarstwem.
– T-ty to z-zrób. – Rzucił buteleczkę na łóżko.
Podniosła ją i otworzyła, starając się opanować drżenie, po czym wytrząsnęła z niej jedną małą, białą tabletkę. Zakręciła fiolkę i szybko odstawiła ją na szafkę nocną, bo bała się podać ją ojcu i ryzykować, że go dotknie.
Maxwell gwałtownym ruchem porwał buteleczkę, wypełniając pokój grzechotem pigułek, i zataczając się wyszedł z powrotem na korytarz.
Chloe siedziała w szoku, wpatrzona w zamknięte drzwi, i modliła się w duchu, żeby ojciec nigdy więcej nie wszedł przez nie w takim stanie.
Wydawał się w pewien sposób…
Brutalny, tak samo, jak on…
Rozchyliła dłoń, odsłaniając spoczywającą w niej małą, białą tabletkę.
Szybkim ruchem wsadziła ją sobie do ust i przełknęła. Miała nadzieję, że zacznie działać jak najprędzej.
– Miałam wypadek samochodowy, tylko tyle wiem. Miałam wypadek. Nikt mnie nie skrzywdził.
Niedługo potem wizyty ojca w jej pokoju stały się rzadsze, a za każdym razem, kiedy przynosił jej lekarstwo, był bardziej pijany i opryskliwy niż poprzednio. Stopniowo odstawiając tabletki, Chloe musiała się nauczyć sama radzić sobie z bólem. Nie wiedziała, co przerażało ją bardziej: rozpędzony pociąg pełen emocji, który uderzał w nią, ilekroć ustępowało działanie leków, czy widok ojca wchodzącego przez drzwi. Żeby zdecydować, co jest gorsze, równie dobrze mogłaby rzucić monetą. I jedno, i drugie przyprawiało ją o koszmary.
Coś się w niej popsuło i tabletki nie były w stanie tego naprawić. Działały tylko jak plaster, tymczasowe rozwiązanie pozwalające jej nie czuć emocji, które ją wykańczały. Nie leczyły jej, lecz sprawiały, że gniła od środka. W głębi duszy wiedziała o tym. Poczuła to w chwili, gdy przestała działać ostatnia dawka leku, i wtedy właśnie podjęła decyzję.
Podskoczyła na łóżku, słysząc dźwięk naciskanej klamki.
Maxwell wszedł do pokoju, cuchnąc alkoholem. Był w strasznym stanie. Podszedł bliżej i praktycznie rzucił w nią fiolką.
Nie podnosząc głowy, Chloe powiedziała:
– J-już ich nie ch-chcę.
– Słu… słu-u-cham?
Przełykając żółć wzbierającą w gardle, powtórzyła:
– J-już ich nie chcę.
Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedział:
– No to… Skoro już ich-ch nie potrzebujesz, możesz-sz-sz wracać do sz-sz-szkoły.
Odetchnęła głośno, podnosząc głowę i spoglądając na niego.
– P-proszę, nie każ mi tam wracać!
– Tak…
– Nie! – krzyknęła mimo woli.
Maxwell wymierzył palcem w jej twarz, a ona przestraszyła się, że zaraz ją złapie.
– Nigdy więcej… nie mów do mnie takim tonem, dziew-w-czynko. – Porwał fiolkę z lekarstwem z łóżka. – Jutro wracasz, kurwa do sz-sz-szkoły. Miałaś tylko cholerny wypadek… pam-m-miętasz?
Chloe nie słyszała nawet, jak drzwi zamykają się za nim. Przesiedziała tak całą noc, obejmując się mocno ramionami.
Kiedyś ojciec był dla niej jedynym źródłem miłości i zaufania. Teraz śmiertelnie się go bała.
Ewidentnie nie tylko ją odmienił ten „wypadek”.
Tymczasem musiała na nowo zmierzyć się ze światem, jakby jej życie rodzinne nie było dostatecznie popieprzone. Przez długi czas nie wychodziła nie tylko z domu, ale nawet z własnej sypialni, a teraz miała wylądować z powrotem w liceum, jakby w ogóle nic się nie wydarzyło.
Kiedy nastał ranek, Chloe poszła do swojej łazienki. Jedno spojrzenie w lustro wystarczyło, żeby dokładnie wiedziała, jak będą ją traktować dzieciaki w szkole.
Czy robi ci się niedobrze na jej widok?
Pamiętała, jak wyglądała jeszcze nie tak dawno temu. Kiedyś uważała się za ładną.
Co czujesz, kiedy teraz na nią patrzysz?
Teraz jedyne, co widziała, to brzydota, która do niej przylgnęła.