Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Chłonę, jestem przestrzenią - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 września 2020
4,04
404 pkt
punktów Virtualo

Chłonę, jestem przestrzenią - ebook

Jak sama autorka określa swoją poezję, jest to spacer ulicą pośród zwyczajnych ludzi z niezwyczajnymi problemami. Pasje łączy z działalnością charytatywną, która daje jej siłę do życia i tworzenia, podczas niekończącej się podróży przez fale błękitu pośród rajskich ptaków, którymi jest otoczona każdego dnia.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-569-4
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

miło że wróciłaś

długo cię nie było

gdybym to czuła bardziej

niż wiedziała

pewnie bym tęskniła

ktoś jednak pisał wiersze

za ciebie

z nich płynął spokój

jak krystaliczna łza

z oczyszczonego wnętrza

wprost do tunelu

o wielu twarzach

do którego doleciałaś

zostawiając puszysty balast

na progu

tego samego świata

o innej gęstości

gdzie lekkie skrzydło narodzin

i ciężkie prawe śmierci

unieść cię chciały

w przeciwnych kierunkach

zatrzymana na siatce

pod własnym napięciem

gubiłaś ciągle pióra

w oceanie wyschniętego atramentu

stąd wyglądały jeszcze piękniej

niczym oprószone śniegiem

gołębie

rozcieńczające ciemne niebo

nad wszystkim z czego

wszechświat cię namalowałczekając na autumn leaves

zakwitła zgodnie z naturą

przytulona odgłosami

rozwijającej skrzydła

wiosny

uwiła gniazdo

zbyt blisko gwiazd

by nas pomieścić

była silna jak orzeł

czujna jak sowa

taka o jakich tylko wcześniej

w książkach czytałam

gdy chmury z oczu przetarłam

byłam przez chwilę nią

ornamentalną wiśnią

tai haku od zawsze

wypatrującą

ciebie

przez okno z dala od domu

rzucającą białe jak

śnieg płatki

pod rozpędzony

wiatr niepewności

który gral na saksofonie

znany fragment

wspomnieniem

będziesz nazwana

częstotliwość w której

żyjesz nie uniosła kolejnej

duszyuzależnienie nie do wyleczenia

zanim

lekki podmuch liczby froude’a zrzucił

cię z wysokiego c najwyższego komfortu

na samo dno zagadki życia pośród

zranionych od tępych uderzeń łabędzi

ze sklejonymi bezradnością skrzydłami

trzymającymi smutne głowy w zaroślach

wspomnień byłeś kropką nad i w definicji

o marzeniach

wyniesionych poza legowisko

żmij powoli wsuwających się w gniazdo

okoliczności łagodzących w relacjach pomiędzy

kochankami za cenę kompromisu zawieszenia snu

przed zamknięciem oczu po ciężkim dniu

na nie twojej grani z cementu

byłeś i pozostaniesz

okrętem pośród skłębionych fal

podświadomie szukającym burzy z dala

od srebrzystych pajęczyn z migoczącą latarnią

śniegiem gaszącym pragnienie

skałą lecącą między milczącymi głowami

z najpiękniejszym uśmiechem odbitym

na miękkiej poduszce zbierającej twój zapach i smak

do kolejnej wyprawy

zostawiając ślady szaleństwa nad ranem

zabierałeś część drugą opowieści o postaci

w oknie dialogowym z księżycem wspólnym

negocjatorem niedomkniętych drzwi

niedopitą kawą

z wiarą w cudastary rozkład jazdy

noc minęła

bez wyjścia ewakuacyjnego

przez wiatr przepędzona

po długim czuwaniu nad miastem dogorywa

z butelką przy łóżku łzawi deszcz

wychudzone żebra zawisły nad centrum

filtry zawodzą brunatnym ściekiem

spływają do kanałów podziemnych armii

wyrażających odmienny pogląd na następne

dwadzieścia cztery godziny

boli odwrócony krwiobieg ulic

niegdyś beztroskie lata dzieciństwa

potem pokoiki hotelowych usług

cisza i spokój zostawiły na nich swój podpis

by nad ranem w cudownych okolicznościach

wyjąć publiczną przestrzeń spod boskich paragrafów

wykradziony będzie dzień następny

z dala od głodnych zombie

wciągających przez otwarte drzwi opary z historii

znanych tylko z sitcomu

chłonących sproszkowane życie

pozwalających miastu zająć się sobotnim

rozkładem jazdy

jej okres jak najbardziej zimowy

w tym gorącym zakątku pół

światadopuszczone do głosu

w ciszy między wierszami

ukryłam nasze myśli

pod wierzbą płacząca ze śmiechu

nad samotnością skłóconą

z sumieniem zajętym

szorstkim głosem

rozumu i woli

pośród upartej natury

maluję nas na niebie

w splocie krystalicznym

rozgrzanymi opuszkami

wyciągamy miękkie ciernie

uwolnione ciała

wypełniają jaskrawe barwy

blednie łąka

wierzba nie moczy listowia

strumień milknie

jestem gliną w nie swoich rękach

z sercem płynącym pod prądowoc zbuntowanych aniołów

w połowie drogi pomiędzy

rozlaną na talerzu czerwienią

malinowego poranka

a cytrynową lemoniadą

gaszącą pragnienie

kwitniemy i owocujemy

jednocześnie

spragnieni siebie

jak gwiazdy papirusu

kołyszące biodrami

na czystej kartce

patrząc

w nieprzytomne oczy

pomarańczowego słońca

rozpalonego jak

pełna pasji papaja

stajemy się jej

soczystymi połówkami

przytulonymi by chronić

to co mamy najcenniejsze

czarne perły

oszlifowane słowem

jak diamenty morskie

patrzące na świat

przez wszystkie odcienie

bezsennych głębingasnące świeczki

to gorzkie spojrzenie

miało kiedyś smak

słodkich bakalii

kołysało krople szczęścia

z egzotycznych podroży

pomiędzy światami

nocą wysadzaną świeczkami

a zdjęciami z księżycem w tle

na błękitnym projektorze

płynącym z chmurami

za wzrokiem

rozjaśniającym przyszłość

jak święte łzy apacza

wyciągające na światło dzienne

to co trwać mogło wiecznie

gdyby nie

teraźniejszość

martwa sucha i łatwopalna
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij