- promocja
Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno - ebook
Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno - ebook
Od zawsze unikam jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Dotykać może mnie tylko mama, mój brat Jake i... Liam. Od ośmiu lat co wieczór chłopak z domu naprzeciwko zakrada się przez okno do mojej sypialni i zasypiamy niewinnie przytuleni. Gdyby Jake wiedział, że Liam spędza u mnie każdą noc, chybaby go zabił. Liam to największe szkolne ciacho. Szaleją za nim wszystkie dziewczyny, a on zmienia je jak rękawiczki. Nie mogę go rozgryźć. W dzień zachowuje się jak megadupek, a w nocy jest ciepły i kochany. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać – związki Liama nie trwają dłużej niż kilka nocy...
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1938-9 |
Rozmiar pliku: | 684 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siedziałam na kuchennym blacie, patrząc, jak mama przygotowuje zapiekankę z makaronem. Była podenerwowana i co kilka minut zerkała na zegar: ojciec miał wrócić do domu za szesnaście minut, a lubił, żeby kolacja czekała na niego na stole.
Do kuchni wszedł Jake, bawiąc się figurką Spidermana.
− Mogę iść się pobawić do Liama? – poprosił, robiąc słodką minkę.
Mama znów spojrzała na zegar i stanowczo potrząsnęła głową.
− Nie teraz, skarbie. Zjemy szybko, ale musimy usiąść do stołu całą rodziną. – Wzdrygnęła się.
Jake posmutniał, ale pokiwał głową i usiadł obok mnie. Żeby go rozweselić, wyrwałam mu z ręki figurkę, na co westchnął i natychmiast z uśmiechem chwycił ją z powrotem. Był słodkim blondynkiem, miał szarobrązowe oczy, a ja, jego młodsza siostra, byłam dla niego najważniejsza na świecie. Opiekował się mną w domu i w szkole i nie pozwalał nikomu mnie zaczepiać. Dokuczać mi mógł tylko on sam oraz – w znacznie mniejszym stopniu – jego najlepszy przyjaciel i nasz sąsiad Liam.
− Uważaj, bo sama będziesz odrabiać pracę domową – powiedział, szturchając mnie ramieniem.
Miał już dziesięć lat, dwa więcej niż ja, więc zawsze pomagał mi w lekcjach
− Nic nam nie zadali. – Uśmiechnęłam się, machając nogami.
− Dzieciaki, nakryjcie do stołu. I pamiętajcie, że ma być idealnie równo, zgoda? – przykazała mama, po czym posypała makaron serem i wsunęła go do piekarnika.
Zeskoczyliśmy z blatu, zabraliśmy sztućce i talerze i ruszyliśmy do jadalni.
Ojciec był perfekcjonistą w każdym calu. Jeśli coś odbiegało od jego standardów, wpadał w złość. A tego za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć. Mama zawsze tłumaczyła, że to przez stresującą pracę. Jeśli tylko zrobiliśmy coś nie po jego myśli, od razu się irytował. Jego zdaniem dzieci miały milczeć, a do tego być niewidoczne. Codziennie wracał do domu o wpół do szóstej i od razu wspólnie siadaliśmy do kolacji. Po odejściu od stołu szliśmy z Jakiem do swoich pokoi, gdzie mogliśmy się cichutko pobawić, ale o wpół do ósmej musieliśmy być już w łóżkach.
Nienawidziłam tej pory dnia. Wszystko było w porządku, dopóki nie wracał. Kiedy przekraczał próg domu, wszyscy się zmienialiśmy. Jake milkł i przestawał się uśmiechać. Mama poważniała i zaczynała nerwowo się krzątać, poprawiając poduszki na sofie. Ja robiłam się osowiała i po cichu marzyłam, żeby schować się w swoim pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić.
W ciszy nakryliśmy do stołu i usiedliśmy przy nim bez słowa, czekając na delikatne trzaśnięcie drzwi. Czułam nerwowy ucisk w żołądku i pociły mi się dłonie. Modliłam się w duchu, żeby ojciec wrócił w dobrym humorze i żeby udało się nam zjeść normalnie.
Czasem miał nadzwyczajnie dobry nastrój. Przytulał mnie wtedy i zasypując pocałunkami, powtarzał, że jestem wyjątkową dziewczynką i że bardzo mnie kocha. Przeważnie wypadało to w niedzielę. Mama zabierała wtedy Jake'a na trening hokeja, a ja zostawałam z ojcem w domu. To były najgorsze chwile mojego dzieciństwa. Nigdy nikomu nie opowiedziałam, co dokładnie się wtedy działo: jak mnie dotykał albo jak powtarzał, że bardzo mu się podobam. Nienawidziłam tego i bałam się myśleć o tym, że zbliża się weekend. Naj chętniej zamieniłabym niedziele na zwykłe szkolne dni, kiedy spotykałam go tylko przy stole. Wolałam jego wściekły wzrok niż gdy patrzył na mnie z czułością. Robiło mi się wtedy nieswojo i dłonie zaczynały mi drżeć. Na szczęście był dopiero poniedziałek, więc miałam przed sobą cały tydzień spokoju.
Kiedy po kilku minutach tata wszedł do domu, Jake chwycił mnie za rękę pod stołem i rzucił mi surowe spojrzenie, jakby chciał mi przypomnieć, że mam być grzeczna.
Ojciec był blondynem o takim samym odcieniu włosów jak Jake. Miał brązowe oczy i wiecznie zmarszczone brwi.
− Cześć, dzieciaki – rzucił na powitanie tubalnym głosem, aż przeszył mnie dreszcz. Odstawił neseser i zajął miejsce u szczytu stołu.
Starałam się nie reagować i siedzieć w zupełnym bezruchu. Miałam wrażenie, że to ja zawsze robię coś nie tak i pakuję wszystkich w kłopoty. To zwykle przeze mnie obrywało się mamie i Jake'owi. Nasze życie nie zawsze tak wyglądało. Jeszcze trzy lata wcześniej byłam ukochaną córeczką tatusia. Kiedy dostał nową pracę, zmienił się: nadal mnie faworyzował, ale w inny sposób, a gdy wracał do domu, zupełnie nas ignorował. Na Jake'a czasem patrzył tak, jakby chciał, by zniknął. Robiło mi się wtedy tak przykro, że bolał mnie brzuch.
− Dzień dobry, tato – odpowiedzieliśmy chórem i w tej samej chwili do jadalni weszła mama z zapiekanką i talerzem chlebków czosnkowych.
− Wygląda zachęcająco, Margaret. – Ojciec pochwalił jedzenie.
Zaczęliśmy jeść w ciszy, a ja starałam się za bardzo nie wiercić.
− Jak tam było w szkole, synu? – Ojciec zwrócił się do Jake'a, a ten zdziwiony podniósł na niego wzrok.
− Dobrze, dziękuję. Próbuję się dostać do drużyny hokeja i razem z Liamem… − podjął.
Ojciec pokiwał głową i przerwał mu w pół słowa.
− To świetnie. A u ciebie, Amber? – zapytał, przenosząc na mnie wzrok.
O nie. Pilnuj się. Nie pleć bzdur.
− Dziękuję, dobrze – opowiedziałam nieśmiało.
− Głośniej, dziecko! – wrzasnął.
Zamarłam, zastanawiając się, czy mnie uderzy, czy wyśle do łóżka bez kolacji.
− W szkole było dobrze, dziękuję – powtórzyłam nieco głośniej.
Ojciec zmarszczył czoło i zwrócił się do mamy, która z nerwów wykręcała sobie palce i przygryzała dolną wargę.
− A ty Margaret, co dzisiaj robiłaś? – zapytał, przeżuwając.
Mama odchrząknęła.
− Byłam w supermarkecie i kupiłam ten szampon, który tak lubisz. A potem trochę prasowałam – wyrecytowała przygotowaną wcześniej odpowiedź.
Zawsze tak robiła: układała sobie w głowie, co powiedzieć, żeby nie palnąć czegoś, co mogłoby go rozzłościć.
Sięgnęłam po szklankę z wodą, ale przez nieuwagę ją potrąciłam, wylewając jej zawartość na stół. Wszyscy natychmiast spojrzeliśmy na ojca, który zerwał się na równe nogi.
− Co robisz, kretynko! – warknął, po czym chwycił mnie za bark i gwałtownie odciągnął od stołu, ciskając mną o ścianę.
Przeszył mnie ostry ból i musiałam przygryźć usta, żeby się nie rozpłakać. Łzy zawsze pogarszały sprawę. Ojciec nienawidził mazgajów i twierdził, że tylko słabi ludzie się rozklejają. Wziął zamach, patrząc na mnie surowo i pogardliwie. Wstrzymałam oddech, czekając na cios. Wiedziałam, że nie ma sensu się stawiać. W tej samej chwili Jake zerwał się z krzesła, rzucił się ku mnie i mocno mnie objął, zasłaniając własnym ciałem.
− Odsuń się, do cholery! Twoja siostra musi się w końcu nauczyć dobrych manier! – wrzasnął ojciec, po czym chwycił Jake'a za ubranie i go ode mnie odsunął. W kolejnej sekundzie jego dłoń wylądowała na moim policzku z taką siłą, że padłam na ziemię z piekącą twarzą.
Następnie nadepnął Jake'owi na udo, aż ten zawył z bólu i zwinął się w kulkę, usiłując chronić głowę.
– Nigdy więcej nie wchodź mi w drogę, gówniarzu! – wrzasnął.
Po policzkach cicho potoczyły mi się łzy. Nie mogłam patrzeć, jak Jake cierpi. Przecież chciał mnie tylko chronić. Za każdym razem, kiedy podpadłam ojcu, prowokował go, żeby wyżył się na nim zamiast na mnie.
Ojciec zmierzył nas oboje wściekłym wzrokiem, po czym zabrał talerz i wyszedł z jadalni. Pod nosem mruczał coś o tym, że jesteśmy najgorszymi bachorami na świecie i że jego życie to koszmar.
Kiedy tylko wyszedł, podpełzłam do brata i z całej siły go przytuliłam. Jake z jękiem podciągnął się, żeby usiąść, a następnie pogładził mnie dłonią po piekącym policzku i syknął przez zęby.
− Przepraszam, braciszku. Bardzo cię przepraszam – mamrotałam cicho, wypłakując mu się na ramieniu.
− Nic się nie stało. To nie twoja wina – wydusił z siebie i słabo się uśmiechnął, próbując wstać.
Zerwałam się i objęłam go w pasie, pomagając mu utrzymać równowagę. Nagle coś poruszyło się po mojej prawej stronie i aż podskoczyłam na myśl, że to ojciec wraca nam dołożyć. Zamiast niego zobaczyłam mamę, która pospiesznie sprzątała ze stołu i papierowym ręcznikiem wycierała rozlaną wodę.
− Zabierzcie talerze i zjedzcie u siebie, dobrze? – powiedziała, całując każde z nas w policzek.
Musiała uspokoić ojca, żeby znów nie wybuchł.
– Do zobaczenia rano. Bardzo was kocham. Proszę, bądźcie cicho i pamiętajcie: cokolwiek by się nie działo, zostańcie w pokojach – zarządziła, po czym znów nas pocałowała, podała nam niedojedzone porcje zapiekanki i popchnęła w kierunku korytarza.
Mieliśmy elegancki dom z czterema sypialniami rozlokowanymi na jednym poziomie. Ojciec dobrze zarabiał, więc mieszkaliśmy w przyjemnej okolicy. Oddałabym jednak to wszystko za normalność. Tęskniłam za życiem, jakie wiedliśmy, zanim zmienił pracę: za wyprawami do parku i wspólnymi zabawami.
Brat przyszedł do mojego pokoju i w milczeniu usiedliśmy do kolacji na podłodze obok łóżka. Nagle usłyszeliśmy krzyki i brzdęk tłuczonego szkła i Jake chwycił mnie za rękę, a ja wstrzymałam oddech przekonana, że to wszystko moja wina.
Kiedy wyobraziłam sobie, co ojciec robi mamie, moim ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch. Poczułam, jak Jake mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Zawsze zachowywał się bardzo dojrzale i odpowiedzialnie jak na swój wiek.
− Nic się nie stało. Wszystko będzie dobrze. Nie martw się – pocieszał mnie, głaszcząc po włosach.
Kiedy w końcu się uspokoiłam, a krzyki ucichły, zagraliśmy w karty.
Byliśmy w połowie rozgrywki, kiedy z korytarza dobiegł nas odgłos ciężkich kroków. Jake znieruchomiał i wbił wystraszony wzrok w klamkę. Na szczęście jednak tupanie ucichło i sekundę później usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi w sypialni rodziców. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech i wypuściłam powietrze, opadając na podłogę i zamykając oczy. Wiedzieliśmy, że tej nocy nic więcej już się nie wydarzy.
− Lepiej pójdę już do siebie, jest po siódmej – mruknął Jake, wskazując na budzik stojący na stoliku przy moim łóżku. – Zamknij drzwi. Widzimy się rano. – Podniósł się i kulejąc, ruszył ku wyjściu.
Ja też wstałam i patrzyłam, jak wychodzi z mojego pokoju i ukradkiem przemyka się przez korytarz. Zanim zniknął za drzwiami, odwrócił się i posłał mi nieśmiały uśmiech.
– Zamknij na klucz – poruszył bezgłośnie ustami.
Skinęłam głową i pomachałam mu na pożegnanie, a następnie zamknęłam drzwi i przystawiłam do nich ucho. Kiedy usłyszałam charakterystyczny trzask zamka u niego w pokoju, świadczący o tym, że on też jest bezpieczny, wskoczyłam do łóżka i zakopałam twarz w miękkiej poduszce. Do oczu napłynęły mi łzy, czułam, że znów przeze mnie wszystkim się dostało.
Płakałam z bezsilności i po raz setny rozważałam ucieczkę z domu. Jak zawsze jednak szybko odrzuciłam ten pomysł, bo przecież nie mogłam zostawić Jake'a, a on nie zgodziłby się opuścić mamy. Byliśmy w patowej sytuacji, zdani na łaskę człowieka bez serca.
Nagle od strony okna dobiegło mnie dziwne skrobanie i stukanie. Poderwałam się gwałtownie i zszokowana zobaczyłam za szybą Liama. Był to nasz sąsiad i najlepszy przyjaciel Jake'a – trzymali się razem, odkąd sprowadziliśmy się do tej okolicy cztery lata wcześniej. Wstrzymałam oddech i skoczyłam na równe nogi. Ogarnęła mnie panika, bo nawet nie chciałam myśleć, co zrobiłby ojciec, gdyby go u mnie przyłapał. Kolejna osoba nie mogła przeze mnie cierpieć. Zacisnęłam zęby, przekręciłam klamkę i uniosłam okno w górę, modląc się, żeby nie skrzypnęło. Kiedy wystawiłam głowę na zewnątrz, uderzyło mnie zimne, świeże powietrze.
− Co ty wyprawiasz? Idź stąd! – syknęłam. Ale ten głupek tylko położył dłoń na moim ramieniu i popchnął mnie do środka, po czym przełożył nogi przez parapet i wlazł do pokoju. Otworzyłam usta z zaskoczenia i odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na drzwi. Byłam przerażona. Jeśli ojciec by nas przyłapał, dostałby szału. Nie lubił, kiedy Liam przychodził do nas się bawić. Twierdził, że jest zbyt głośny.
Co on wyprawia? Czy pomylił mój pokój z pokojem Jake'a? Może zakradł się pod niewłaściwe okno?
Nieszczególnie go lubiłam, bo zachowywał się tak, jakby jego życiową misją było zadręczenie mnie na śmierć. Podstawiał mi nogę, ciągnął mnie za włosy i miał niewiarygodnie denerwujący zwyczaj nazywania mnie swoim aniołkiem. Wołał tak na mnie od chwili, kiedy się poznaliśmy. Doprowadzało mnie to do białej gorączki, ale on miał to gdzieś.
− Liam, spadaj stąd! – wyszeptałam, usiłując popchnąć go z powrotem w kierunku okna. On jednak nawet nie drgnął, tylko objął mnie i przycisnął do siebie. Szarpałam się, ale tylko mocniej mnie ścisnął.
− Wszystko będzie dobrze – szepnął i pogładził mnie po włosach.
Poczucie, że ktoś mnie rozumie, sprawiło, że łzy trysnęły mi z oczu ze zdwojona siłą. Liam wiedział o naszej sytuacji, bo pewnego razu Jake wyznał mu, skąd się wzięły siniaki na jego ciele. Błagaliśmy go, żeby nikomu się nie wygadał, i jak dotąd nie pisnął ani słowa.
Jęknęłam, zła na siebie, że znów się rozklejam, ale nie byłam w stanie przestać. Głośno pociągnęłam nosem i wytarłam twarz grzbietem dłoni. Podniosłam wzrok na Liama, który nie przestawał mnie mocno trzymać, i zobaczyłam, że w jego niebieskich oczach też lśnią łzy.
− Co ty tu robisz? – zapytałam z trzęsącą się brodą.
Westchnął i usiadł na krawędzi łóżka, po czym pociągnął mnie za sobą.
− Zobaczyłem cię przez okno. Chciałem sprawdzić, czy nic ci nie jest – wyszeptał.
Wyjrzałam na zewnątrz. Pokój Liama znajdował się na wprost mojego. Mogłam do niego zajrzeć, co oznaczało, że on też mnie widział od siebie. Przygryzłam usta, skinęłam głową i przytuliłam się do niego.
Liam miał na sobie koszulkę z Power Rangers i szorty do kompletu, co wydało mi się dziwne, bo na zewnątrz było przeraźliwie zimno. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to piżama i że szykował się już do spania. Rzuciłam okiem na budzik. Dochodziło w pół do dziewiątej, co oznaczało, że płakałam już od ponad godziny.
Minęła kolejna chwila i powoli się uspokajałam.
− Czuję się lepiej. Musisz iść – wyszeptałam, odpychając go, żeby wstał.
Liam potrząsnął stanowczo głową.
− Nie wyjdę, póki nie przestaniesz płakać – oznajmił, po czym chwycił mnie w pasie i pociągnął w dół, żebym położyła się obok niego. Ściskał mnie tak mocno, że nie mogłam odsunąć się od niego nawet o centymetr.
Mimo wszystko jednak było mi przyjemnie. Mocny uścisk sprawiał, że czułam się bezpieczna i chroniona. Przestałam walczyć i po prostu się poddałam, a po chwili przywarłam do niego całym ciałem i znów zaczęłam szlochać.
Obudziłam się rano, wciąż ciasno opleciona jego ramionami. Zaparło mi dech. Spojrzałam na zegar, była szósta dwadzieścia.
− Liam! – wyszeptałam, potrząsając nim.
− Co tam, mamo? – wymamrotał z zamkniętymi oczami.
Ścisnęło mnie w gardle.
− Cicho – syknęłam i zakryłam mu usta, zanim zdążył znów się odezwać.
Spojrzałam na drzwi, jakbym czekała, aż ojciec je wyważy i nas nakryje. Jak mogłam zasnąć? Co ja najlepszego zrobiłam?
Liam podniósł powieki i spojrzał na mnie oszołomiony. Omiótł wzrokiem wnętrze mojego pokoju i z niedowierzaniem otworzył usta.
− O nie. Czy ja zasnąłem? – zapytał szeptem, po czym usiadł i przeczesał palcami burzę czekoladowobrązowych włosów.
− Musisz iść do domu! Szybko! – syknęłam, po czym chwyciłam go za rękę i ciągnąc z całej siły zmusiłam, żeby wstał.
Liam, który miał teraz szeroko otwarte oczy, pokiwał głową, ruszył do okna i wyślizgnął się na zewnątrz. Kiedy sięgnął, żeby je zamknąć, chwyciłam jego dłoń i uśmiechnęłam się.
− Dziękuję – wyszeptałam.
Jego obecność podziałała na mnie kojąco. Najprawdopodobniej była to najmilsza rzecz, jaką Liam kiedykolwiek dla mnie zrobił.
Odwzajemnił uśmiech, a jego błękitne jak niebo oczy zamigotały w porannym słońcu.
− Nie ma za co, Aniołku.
Zamknął okno, odwrócił się i rzucił biegiem przed pokryty rosą trawnik, a następnie zniknął w dziurze w płocie oddzielającym nasze ogródki.
Kiedy po chwili zobaczyłam go znowu, wdrapywał się przez okno do swojego pokoju. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu na pożegnanie, po czym zaciągnęłam zasłony i westchnęłam z ulgą, ciesząc się, że nikt nas nie przyłapał. Na samą myśl, że ojciec mógłby skrzywdzić Liama, poczułam ucisk w żołądku. Mieliśmy wielkie szczęście. Nawet nie chciałam myśleć, co by się stało, gdyby rodzice Liama weszli do jego pokoju w nocy i zastali puste łóżko. Albo gdybym nie obudziła się wystarczająco wcześnie, by mógł się niepostrzeżenie wymknąć.Rozdział 2
Osiem lat później
Obudziłam się jak zwykle trochę zmięta. Zaczęłam się wiercić i prostować plecy, żeby zyskać odrobinę miejsca. Liam przytulał mnie od tyłu, oddychając spokojnie w moje włosy. Przygniatał mnie ciężkim ramieniem i trzymał za rękę, którą tuliłam do piersi. Dodatkowo przyciskał mnie jeszcze nogą, co skutkowało tym, że w lędźwie wbijał mi się jego poranny wzwód.
Szybko wyciszyłam budzik i szturchnęłam go łokciem.
− Już szósta – mruknęłam na wpół przytomna, z powrotem zamykając oczy.
− Jeszcze dziesięć minut, Aniołku. Nie wyspałem się – wymamrotał pod nosem i mocniej mnie przytulił.
− Nie ma mowy. Ostatnio dziesięć minut przeciągnęło się w godzinę i o mało Jake nas nie nakrył. – Ponownie go dźgnęłam.
W odpowiedzi przygwoździł mi dłonie do materaca obok twarzy.
− Tylko dziesięć minut – jęknął.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. Nie było sensu się z nim przekomarzać, o tej porze nie miałam na to siły. Oboje natychmiast znów zasnęliśmy.
− Amber, lepiej, żebyś była już na nogach! – wrzasnął Jake, waląc w drzwi.
Zerwaliśmy się z Liamem jak poparzeni. Dochodziło w pół do ósmej.
− Yyy… Tak, już wstałam! – skłamałam, patrząc ze złością na Liama, który właśnie, oszołomiony, pocierał dłońmi twarz.
− Masz szczęście. Idę na śniadanie. Rusz się. Liam nas dziś podrzuci, więc za pół godziny masz być gotowa – zawołał i odszedł.
− No to pięknie. Czemu mnie nie obudziłaś? – Liam ziewnął i się przeciągnął.
Z niedowierzaniem uniosłam brew.
− Próbowałam! Powiedziałeś: „Jeszcze dziesięć minut” i unieruchomiłeś mi ręce! – warknęłam, złośliwie naśladując jego ton głosu.
Liam parsknął śmiechem i pchnął mnie z powrotem na łóżko, po czym przycisnął mi dłonie do materaca nad głową i położył się na mnie.
− Przygwoździłem cię do łóżka? Czyżbyś znowu o mnie śniła? Mógłbym sprawić, że ten sen się spełni – żartował, przysuwając twarz do mojej. W jego błękitnych oczach zamigotały iskierki.
Prychnęłam i zacisnęłam dłonie w pięści, ale nie dałam się sprowokować. Nie byłam w nastroju do wygłupów.
− Możesz sobie pomarzyć! – rzuciłam. – A teraz złaź ze mnie, do cholery, i idź się szykuj. Podobno to ty bierzesz dziś samochód. – Skinęłam głową w kierunku okna na znak, że już powinien iść.
Westchnął ciężko i wstał, a następnie bez słowa się ubrał. Rzadko mieliśmy sobie coś miłego do powiedzenia, więc milczenie nie było niczym niezwykłym. Usiadłam, patrząc, jak gramoli się na zewnątrz i zamyka za sobą okno. Rozdrażniona rzuciłam okiem na budzik, zastanawiając się, czy zdążę jeszcze wziąć prysznic.
Dokładnie dwadzieścia sześć minut później dowlokłam się do kuchni, krzywiąc się na widok Liama, który jakby nigdy nic opierał się o blat i jak każdego rana wyglądał jak cholerny supermodel. Na głowie miał stylowy rozgardiasz, który uzyskiwał, jedynie przeczesując włosy palcami z odrobiną wosku. Ubrany był w luźne podarte dżinsy, które wisiały mu na biodrach, odsłaniając gumkę od bokserek – dziewczyny mdlały na ten widok. Do tego biały T-shirt, który opinał jego idealnie wyrzeźbione ciało, i rozpięta koszula z krótkim rękawkiem w pomarańczowo-szarą kratkę. Spojrzał na mnie z rozbawieniem i uniósł do ust pełną łyżkę płatków z mlekiem – jedynych, które lubiłam.
− Ciężki poranek? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem.
Mocniej zmarszczyłam brwi, ale to tylko go rozśmieszyło.
− Zamknij się, Liam! I dlaczego znowu wyżerasz mi płatki? Nie macie w domu jedzenia? – burknęłam, wyrywając mu z ręki miseczkę.
Liam uśmiechnął się tylko, wzruszył ramionami i kopnął czubkiem buta w podłogę, patrząc, jak w pośpiechu pochłaniam śniadanie.
− Rzeczywiście wyglądasz dziś niewyraźnie – powiedział Jake i pchnął w moim kierunku karton soku, który ledwie złapałam, ratując go przed lądowaniem na ziemi. − Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając mi się z troską.
− Zaspałam – mruknęłam zrezygnowana i zacisnęłam zęby, słysząc, jak Liam rechocze za moimi plecami.
Nic dziwnego, że wyglądałam niewyraźnie. Miałam pół godziny, żeby wziąć prysznic i się ubrać. Wszystko przez niego! Nie mogłam powiedzieć tego bratu. Jake nie miał pojęcia, że Liam u mnie nocuje. Wpadłby w szał, gdyby się dowiedział. Zawsze bardzo się o mnie troszczył, ale od kiedy ojciec od nas odszedł, zrobił się skrajnie nadopiekuńczy. „Odszedł” chyba nie jest najlepszym słowem. Jake i Liam prawie starli drania na miazgę, kiedy pewnego dnia przed trzema laty zastali go, jak pijany próbował się do mnie dobierać. Puściły im nerwy i omal nie zatłukli go na śmierć, a potem wyrzucili go z domu i zabronili mu wracać. Od tamtego czasu nie mieliśmy o nim żadnych wieści. Niedługo później mama dostała pracę w dużej firmie elektronicznej. Została asystentką prezesa i często wyjeżdżała służbowo. W zeszłym roku była dwa razy częściej poza domem niż z nami. Widywaliśmy ją na ogół przez tydzień raz w miesiącu. Jake był moim jedynym opiekunem, choć zdarzało się, że to ja musiałam się troszczyć się o niego.
Liam również bardzo się o mnie martwił, ale nie potrafiliśmy się dogadać. I nie zmieniał tego fakt, że co noc przez ostatnich osiem lat spał w moim łóżku, tuląc mnie do siebie. Pierwszy raz zakradł się do mojej sypialni, kiedy zobaczył, że płaczę. Kolejnego wieczoru znów przyszedł mnie pocieszyć i też zasnęliśmy razem. Po dwóch tygodniach stało się to regułą. Nie rozmawialiśmy o tym − po prostu zostawiałam mu otwarte okno, a on czekał, aż rodzice powiedzą mu dobranoc, i zakradał się do mnie. Nikt nigdy nas nie przyłapał, choć kilka razy mało brakowało. Parę lat wcześniej mama Liama nie zastała go w łóżku, ale udało mu się ją przekonać, że wymknął się na imprezę i został u kolegi. Nikt nie podejrzewał, że śpi u mnie. Choć minęło tyle lat, ciągle mi dokuczał i doprowadzał mnie do szału jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi. Wiedziałam jednak, że zawsze mogę na niego liczyć. Zupełnie jakby miał rozdwojenie jaźni. Za dnia mnie zadręczał i irytował, a nocą zamieniał się w najcudowniejszego chłopaka na ziemi, który tulił mnie i sprawiał, że czułam się bezpieczna.
− Wyglądasz dziś powalająco. – Zmierzył mnie powoli wzrokiem, uśmiechając się zuchwale.
Prychnęłam i włożyłam miseczkę do zlewu. Wiedziałam, że znowu chce mnie sprowokować. Nie wyglądałam „powalająco”. Wilgotne włosy związałam w niedbały kok − przez jego głupie „dziesięć minut” nie zdążyłam ich wysuszyć. Zrobiłam też szybki makijaż, ograniczając się do tuszu, który podkreślał moje szare oczy, i bezbarwnego błyszczyku do ust. Włożyłam dżinsy i bluzę z kapturem. Zaczekałam, aż Jake odwróci wzrok, i pokazałam Liamowi środkowy palec, po czym wymaszerowałam na zewnątrz i oparłam się o samochód, czekając aż łaskawie do mnie dołączą.
Droga do szkoły minęła nam jak zwykle. Chłopcy siedzieli z przodu i rozmawiali o piłce i imprezach, a ja na tylnym siedzeniu słuchałam muzyki z iPoda, starając się ignorować uśmieszki, które Liam posyłał mi we wstecznym lusterku. Kiedy wjechaliśmy na szkolny parking, tłum ludzi natychmiast okrążył nasz samochód. Liam i Jake mieli w szkole status celebrytów. Byli w ostatniej klasie i każdy chłopak chciał się z nimi trzymać, a każda dziewczyna marzyła, żeby wylądować w łóżku z którymś z nich. Robiło mi się od tego niedobrze.
Ku rozbawieniu Liama, wychodząc z auta, musiałam się kulić, żeby przebrnąć przez rój napalonych panienek gotowych się na niego rzucić. Jedna z nich naumyślnie wpakowała mi łokieć pod żebra. Spojrzałam na jej kusą spódniczkę i na jej bluzkę po pępek i aż się skrzywiłam. Matko, co za zdzira!
− Jessica, chyba zgubiłaś spódnicę! – zawołałam z udawanym przerażeniem.
Spojrzała na mnie spode łba, a Jake i Liam zarechotali.
− Bardzo śmieszne. A ty wiesz, że wyglądasz jak szara mysz, przeciętniaro? – odgryzła się.
Zaśmiałam się w duchu i odeszłam bez słowa. Codziennie obrzucałyśmy się tego typu uwagami. Jessica i Liam kiedyś chodzili ze sobą przez chwilę – jeśli chodzeniem można nazwać to, że kilka razy się ze sobą przespali, a potem on ją rzucił. Ciągle nie mogła się z tym pogodzić i próbowała go odzyskać, choć Liam nie odwzajemniał jej uczuć. Z jakiegoś powodu mnie nie lubiła.
Kiedy przemierzyłam połowę parkingu, niespodziewanie poczułam, jak ktoś otacza mnie ramieniem. Podskoczyłam i zdziwiona zobaczyłam, że to Liam.
− To nie było miłe – skarcił mnie, a następnie szepnął mi do ucha: – Przepraszam za rano.
Dźgnęłam go, żeby się odsunął.
– I nie przejmuj się Jessicą. Jeśli szare myszy wyglądają tak jak ty, to uważam, że są całkiem niezłe. – Puścił do mnie oko i w tej samej chwili zupełnie niespodziewanie oberwał w tył głowy.
− Stary, ogarnij się, to moja siostra! – rzucił Jake i chwycił przyjaciela za koszulę, żeby go ode mnie odciągnąć.
Liam zaśmiał się i mrugnął do mnie jeszcze raz. Potem nagle słysząc, że ktoś go woła, zostawił nas bez słowa i z uwodzicielskim uśmiechem ruszył prosto do dziewczyny stojącej w grupie koleżanek z jego rocznika.
− Ohyda – burknęłam, potrząsając głową i przyspieszając kroku, żeby nie patrzeć, jak ją podrywa.
Moi znajomi stali zagadani przy szafkach w korytarzu.
− Cześć wam – zaświergotałam, podchodząc bliżej.
− Hej, Amber. Dziś znowu przyjechałaś do szkoły z misterem i wicemisterem? – zapytała Kate, z rozmarzeniem gapiąc się na mojego brata, który przystanął w pobliżu z kolegą z drużyny hokejowej.
Roześmiałam się i potrząsnęłam głową.
− Nie. To tylko Jake i Liam. Ci sami, co zwykle.
Kate westchnęła.
− Nie wiem, jak mogą cię nie ruszać takie towary. Masz szczęście, że mieszkasz z Jakiem! Z przyjemnością całe dnie gapiłabym się na jego apetyczny tyłek – zamruczała, teatralnie wachlując twarz.
Udałam, że robi mi się niedobrze.
− Kate, to mój brat i jego przyjaciel idiota! Nie przeszkadza ci, że wyrywają wszystko, co się rusza? – Nie rozumiałam, dlaczego cała żeńska część szkoły się w nich kocha. Jake był dobrym chłopakiem, ale traktował dziewczyny jak przedmioty. A Liam? Cóż, Liam był po prostu dupkiem na całej linii.
Kate zrobiła dziwną minę.
− Najlepiej w całej szkole grają w hokeja i wyglądają jak bogowie seksu, jak mogłabym im odpuścić? – Sugestywnie uniosła brwi, szczerząc zęby w uśmiechu.
Parsknęłam śmiechem i pozwoliłam jej chwycić się jej pod ramię i pociągnąć do sali.
Lekcje jak zwykle minęły bezproblemowo. Popularność Jake'a i Liama przysparzała mi znajomych, choć odstraszała potencjalnych chłopaków. Bardzo mi to odpowiadało, bo nie miałam ochoty się z nikim umawiać. Większość dziewczyn chciała się ze mną przyjaźnić, żeby zbliżyć się do Jake'a. Od razu było wiadomo, która ma na niego chrapkę. Wystarczyło rzucić okiem na ubranie – jeśli nie miała na sobie za wiele, na pewno chciała zostać koleżanką Jake'a, nie moją.
Uwielbiałam chodzić do szkoły. Nauczyciele mnie lubili, a moje stopnie nigdy nie schodziły poniżej czwórki. Zawsze odrabiałam lekcje i nigdy się nie spóźniałam – byłam z tego dumna i nie uważałam się za kujona.
Kiedy podczas przerwy na lunch usiadłam wśród znajomych, wokół nagle rozległy się szepty i chichoty, a dziewczyny zaczęły poprawiać włosy i sprawdzać makijaż w lusterkach. Oznaczało to, że na stołówkę wszedł mój brat z resztą chłopaków z drużyny. Westchnęłam, patrząc, jak Kate i Sarah rzucają im rozanielone spojrzenia.
Nagle Sarah wyprostowała plecy i zrobiła wielkie oczy.
– Uwaga, gorący towar numer jeden idzie w naszą stronę! – zaśmiała się i szturchnęła Kate w bok.
Przewróciłam oczami, bo w tej samej chwili czyjaś ręka zwinęła mi garść frytek sprzed nosa.
– Hej, Aniołku. – Na szyi poczułam oddech Liam, który znów sięgnął do mojego talerza.
Trzasnęłam go w palce, zanim zdążył zwinąć kolejną porcję.
– Liam, na litość boską, idź sobie kupić własne jedzenie, ty sknero! – Zmarszczyłam brwi.
Zaśmiał się.
– Daj spokój. Przecież wiem, że chcesz się ze mną podzielić – rzucił i opadł obok na ławkę, trącając mnie biodrem, żebym zrobiła mu miejsce.
Westchnęłam i odsunęłam talerz, żeby nie pochłonął mi całego lunchu.
– Czego chcesz? – zapytałam zrezygnowana.
Objął mnie ramieniem.
– Chciałem tylko zobaczyć, co u mojej dziewczyny. Pewnie za mną tęskniłaś, nie widzieliśmy się przecież od rana – rzucił.
Na koleżanki zupełnie nie mogłam liczyć, bo wpatrywały się w niego oniemiałe, uśmiechając się i trzepocząc rzęsami.
– Możesz, do cholery, zabrać ode mnie swoje lepkie łapy? Nie chciałabym czegoś od ciebie złapać – warknęłam.
Zarechotał.
– Nie bądź taka, Aniołku – odparł słodko. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że odwożę cię dziś do domu. Twój brat ma randkę, więc… – urwał i mrugnął porozumiewawczo.
Świetnie, po prostu doskonale! Liam zawsze przedłużał wspólną jazdę, żeby wyprowadzić mnie z równowagi, a potem upierał się, że zaczeka u mnie na Jake'a, co oznaczało, że musiałam przygotowywać dla niego jedzenie.
– To świetnie, Liam. A teraz spadaj. Jestem pewna, że musisz dzisiaj sprzedać swoje zarazki jeszcze wielu szczęściarom – mruknęłam, machając niecierpliwie dłonią.
Zaśmiał się, a wstając, pocałował mnie w policzek.
– Możesz sobie udawać, ile chcesz, ale oboje wiemy, że będziesz mnie błagać, żebym spędził z tobą noc. – Puścił do mnie oko, a ja modliłam się, żeby nikt wyłapał podwójnego znaczenia jego słów.
– Jasne! W końcu jestem w tobie na śmierć zakochana. – Westchnęłam, pocierając dłonią policzek w miejscu, gdzie mnie pocałował.
– Też cię kocham. – Uśmiechnął się do mnie drwiąco, po czym ruszył w kierunku tej samej dziewczyny, z którą rozmawiał rano na parkingu.
Skrzywiłam się, widząc, jak otacza ją ramieniem i pochyla ku niej swoje obleśne usta, i przeniosłam wzrok z powrotem na przyjaciółki. Nie miałam zamiaru się przyglądać, jak obłapuje pannę na samym środku stołówki, choć Kate, Sarah i połowa pozostałych dziewczyn gapiła się na nich z zazdrością.
– Matko, ale ten gość działa mi na nerwy! Dlaczego mój brat musiał wybrać sobie na przyjaciela aroganckiego, zapatrzonego w siebie kretyna? – zawołałam, w desperacji unosząc ręce w górę.
Sarah podparła głowę na dłoni i westchnęła:
– Przestań jęczeć! Liam James przed chwilą cię objął i pocałował w policzek. Oddałabym wszystko, żeby poczuć te słodkie usta! – rozmarzyła się.
Potrząsnęłam głową. Nie wierzyłam, że udało mu się wszystkich omamić.
– Daj spokój. Chodźcie na lekcje – rzuciłam, zabierając tacę ze stołu i ruszając do wyjścia.
Po szkole niechętnie wyszłam na parking, gdzie Liam czekał już na mnie oparty o samochód.
– Cześć, piękna – rzucił i otworzył dla mnie drzwi od strony pasażera.
– Cześć. – Wsiadłam do środka zirytowana jego kokieteryjnym tonem. Żałowałam, że nie ma z nami Jake'a, bo od razu przywołałby go do porządku.
– Muszę wpaść do sklepu po drodze. – Liam usiadł za kierownicą, zapalił auto i wyjechał z parkingu.
– O, świetnie. – Postanowiłam wyglądać przez okno i go ignorować. Ciągle jeszcze nie wybaczyłam mu porannej wpadki z „dziesięciominutową” drzemką.
Kilka minut później zaparkowaliśmy przed sklepem.
– Idziemy, Aniołku – powiedział, wysiadając.
Zaplotłam ręce na piersi i potrząsnęłam głową, ale on trzasnął drzwiami, powoli przeszedł na moją stronę i nacisnął klamkę.
– Idziemy – powtórzył i wyciągnął ku mnie dłoń.
– Chyba nie musimy oboje tam wchodzić. Zaczekam – zaprotestowałam.
Na moje słowa podniósł mnie z siedzenia, wyciągnął z auta i przerzucił sobie przez ramię, po czym kopniakiem zamknął drzwi i ruszył w kierunku sklepu.
– Postaw mnie na ziemi, idioto! – wrzeszczałam, waląc go pięściami po plecach.
Liam skwitował moje protesty rechotem i szedł dalej. Kiedy weszliśmy do środka, w końcu postawił mnie na ziemi. Zawstydzona rozejrzałam się wokoło, sprawdzając, czy nikt nie patrzy. Wyglądało na to, że nie. Liam wyciągnął rękę i założył mi pasemko włosów za ucho, zostawiając na chwilę palec na moim policzku.
Gwałtownie odepchnęłam jego rękę i rzuciłam mu pełne złości spojrzenie.
– Narobiłeś mi wstydu! – syknęłam.
– O co ci chodzi? Większość dziewczyn dałaby się za to zabić. – Liam wzruszył ramionami i skierował się w kierunku stoiska z czasopismami.
Tupnęłam nogą i w tej samej chwili oblałam się rumieńcem, zdając sobie sprawę, że zachowuję się jak małe dziecko. Na szczęście Liam nie patrzył, bo w przeciwnym razie nie dałby mi żyć. Patrzyłam, jak chwyta magazyn sportowy oraz tabliczkę czekolady i rusza do kasy.
Beztrosko przeglądałam sobie „Vogue'a” dla nastolatek, kiedy niespodziewanie podeszło do mnie dwóch chłopaków. Zmroziło mnie.
– Witaj, maleńka – odezwał się jeden.
W odpowiedzi skinęłam głową, po czym odłożyłam pismo i ruszyłam w kierunku Liama.
– Hej, dokąd to? – Drugi z chłopaków chwycił mnie za rękę.
Rozglądałam się w popłochu, czując, że serce wali mi jak szalone.
– Szukam swojego faceta – skłamałam, usiłując brzmieć przekonująco.
– Faceta? Nie widzę tu żadnego – parsknął chłopak, który trzymał mnie za rękę, unosząc brew. – A może się gdzieś razem przejdziemy, żeby się lepiej poznać? – Delikatnie pociągnął mnie ku sobie.
Zrobiło mi się niedobrze. O Boże, Liam, ratunku! W głębi serca wiedziałam, że jestem żałosna, ale nienawidziłam takich zaczepek i nie znosiłam, kiedy ktoś mnie dotykał, zwłaszcza nieznajomy.
– Hej, Aniołku – rzucił Liam i stanął obok mnie z groźną miną.
Chłopak, który mnie trzymał, natychmiast puścił mój przegub i zrobił krok w tył. Przysunęłam się do Liama i przytuliłam się do niego z całej siły.
– Mam nadzieję, że nie zaczepiacie mojej dziewczyny. – W głosie Liama pobrzmiewała złość.
Zawsze stawał w mojej obronie. Pewnego razu, kiedy miałam siedem lat i jakiś chłopiec popchnął mnie w kałużę, Liam bez chwili namysłu odnalazł go i dał mu w nos.
– Coś ty, stary. Tylko rozmawialiśmy – odpowiedział jeden z napastników, unosząc dłonie na znak, że jest niewinny.
Liam pokiwał głową i objął mnie w talii.
– W takim razie w porządku. Chodź, Aniołku, odwiozę cię do domu. – Poprowadził mnie w stronę drzwi, obracając się przez ramię z zaciśniętymi zębami. Kiedy byliśmy na zewnątrz, spojrzał na mnie i ujmując moją twarz w dłonie, zapytał: – Wszystko okej?
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
– Dzięki. – U jego boku naprawdę czułam się bezpieczna, a na dźwięk jego głosu serce od razu przestawało mi łomotać.
Uśmiechnął się, otworzył dla mnie drzwi auta, zaczekał, aż wsiądę, i dopiero wtedy przeszedł na stronę kierowcy. Kiedy zapinałam pasy, rzucił mi coś na kolana.
– Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem od ucha do ucha, podnosząc swoją ulubioną czekoladę.
Liam lubił mi sprawiać miłe niespodzianki. Pomyślałam, że gdyby nie był palantem i nie zaliczał dziewczyn na wyścigi, pewnie mogłabym go polubić.
Kiedy dotarliśmy do domu, od razu zabrałam się za kolację – planowałam zrobić lasagne. Liam plątał mi się pod nogami i gapił się na mnie, jakby chciał pożreć mnie wzrokiem.
– Na litość boską, tu mam oczy! – przywołałam go do porządku.
Zaśmiał się i oparł się o blat.
– Matko! Ty naprawdę jesteś dziś na mnie cięta, co?
– Nie mogę uwierzyć w to, co odstawiłeś dziś rano. Nienawidzę się spieszyć. Cały dzień wyglądałam fatalnie i czułam się okropnie – odburknęłam.
Wzruszył ramionami i podniósł do ust odrobinę startego sera.
– Od rana nie mogę się na ciebie napatrzeć – odparł.
– Nie wierzę. Czy mógłbyś po prostu przestać się do mnie odzywać? Nie jestem w nastroju. – Wsunęłam lasagne do piekarnika i zajęłam się przygotowaniem sałatki.
– Jak sobie chcesz. – Znowu wzruszył ramionami i stanął obok, żeby pomóc z warzywami.
Byliśmy tak blisko, że czułam bijące od niego ciepło. Niespodziewanie podziałało to na mnie kojąco.
Kiedy skończyliśmy, włożyłam miskę sałatki do lodówki.
– Pójdę odrobić lekcje. Makaron będzie gotowy za kilkanaście minut. Zostajesz na kolację, tak? – To nie było pytanie, wiedziałam, że tak będzie. Liam zawsze ze mną zostawał i podejrzewałam, że Jake poprosił go, żeby miał na mnie oko.
– Jasne, skoro mnie tak ładnie zapraszasz – odparł ironicznie.
– Nie zapraszam. – Odwróciłam się na pięcie.
Nie zdążyłam jednak wyjść, bo chwycił mnie za nadgarstek i zatrzymał, a następnie zagrodził mi drogę. Stał tak blisko, że czułam, jak jego oddech omiata mi twarz.
– Aniołku, przepraszam cię za dzisiejszy poranek. Naprawdę. Proszę, przestań się tak zachowywać, bo to do ciebie nie pasuje – powiedział cicho.
Wzięłam głęboki oddech, bo mówił do mnie tym ciepłym głosem, który znałam z naszych nocnych spotkań.
– Dobrze. Ja też przepraszam. Chyba rzeczywiście byłam dziś dla ciebie niemiła – przyznałam i spuściłam wzrok, żeby nie patrzeć w jego piękne błękitne oczy.
Przechylił głowę i puścił mój nadgarstek.
– Więc mi wybaczasz?
Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Liam zmieniał się, kiedy byliśmy tylko we dwoje, i takiego go lubiłam – to on pilnował mnie w nocy.
Wydął usta, robiąc słodką minę, i mój upór zupełnie wyparował.
– Tak, wybaczam ci. – Trochę się od niego odsunęłam. – Idę odrobić lekcje, żeby zdążyć przed kolacją.
Z jakiegoś powodu jego bliskość mnie krępowała. Jeszcze kilka sekund później ciągle skóra mrowiła mnie w miejscu, w którym mnie dotknął, i czułam słodki zapach jego oddechu. Nie miałam pojęcia, dlaczego nagle zrobiło mi się tak nieswojo. Zdezorientowana potrząsnęłam głową i ruszyłam do swojego pokoju, żeby usiąść nad zadaniami.
Jedliśmy w milczeniu, a kiedy skończyliśmy, była dopiero ósma trzydzieści, więc Liam zaproponował, żebyśmy obejrzeli film. Wy braliśmy Oszukać przeznaczenie i usiedliśmy przed telewizorem. Poczucie skrępowania wróciło, choć siedziałam obok niego jak zwykle. Coś jednak wisiało w powietrzu. Przez cały film zerkałam na niego ukradkiem, próbując odgadnąć, czemu otacza go taka dziwna aura. On najwyraźniej zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy, bo obojętnie wpatrywał się w ekran, rozluźniony.
Kiedy pojawiły się napisy, stłumiłam ziewnięcie.
− Chyba położę się spać. Jestem trochę zmęczona. – Wstałam i przeciągnęłam się jak kot.
Liam zmrużył oczy i zawiesił wzrok na moich piersiach, przygryzając usta. Wyglądał jak zahipnotyzowany, więc odchrząknęłam, na co w końcu kilka razy zamrugał, jakby otrząsał się z letargu i przypominał sobie, gdzie jest.
− Dobrze. Skoczę szybko do domu. Będę z powrotem za jakieś pół godziny – powiedział w końcu i wstał.
Skinęłam głową i odprowadziłam go do drzwi, żeby za nim zamknąć. Kiedy wyszedł, ruszyłam do swojego pokoju. Przebrałam się w sportową koszulkę na ramiączkach i szorty, umyłam zęby, wyszczotkowałam włosy i wślizgnęłam się pod kołdrę. Choć moje łóżko nie należało do szerokich, i tak miałam wrażenie, że jest dla mnie za duże. Nie mogłam się ułożyć i długo rozgrzewałam zimną pościel.
Po około dwudziestu minutach usłyszałam dźwięk otwieranego okna. Liam niedbale rzucił ubranie na podłogę i nagle łóżko obok mnie się ugięło. Uderzyła mnie fala bijącego od niego ciepła i na usta zakradł mi się uśmiech zadowolenia.
− Hej, śpisz już? – szepnął, przysuwając się bliżej.
− Nie, jeszcze nie – powiedziałam i podniosłam głowę, żeby mógł wsunąć mi rękę pod szyję.
Oplótł mnie całym sobą i poczułam, jak skóra jego brzucha dotyka moich pleców w miejscu między koszulką a szortami. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, gotowa w końcu zasnąć.
Przycisnęłam do siebie jego dłonie i wtuliłam w nie twarz. Jego skóra miała niesamowity zapach, który co noc pomagał mi zasnąć.
Liam westchnął ciężko, wydychając powietrze w moje włosy.
− Wszystko w porządku? – zapytałam zmartwiona, bo nagle wydał mi się spięty.
− Tak. Po prostu jestem zmęczony – wymamrotał.
− W takim razie dobranoc. – Przekręciłam głowę i pocałowałam skórę po wewnętrznej stronie jego łokcia.
W odpowiedzi na mojej głowie wylądował delikatny pocałunek.
− Dobranoc, Aniołku.