Chłopak z pustyni - ebook
Chłopak z pustyni – opowieść o miłości, która nie zna granic… dosłownie. W sercu rozgrzanej słońcem Sahary spotykają się dwa światy – ona, kobieta z Polski, zmęczona życiem w rytmie zgiełku dużego miasta i on – młody nomada z pustyni, o spojrzeniu, które pamięta się całe życie. To historia prawdziwa, surowa i namiętna – o uczuciu, które przyszło nagle, zupełnie nie w porę, a jednak nie pozwoliło o sobie zapomnieć. To więcej niż romans. To historia zderzenia kultur, marzeń i lęków. Miłość, która rozgrywa się między Europą a Afryką, między rozsądkiem a sercem, między „nie wypada” a „nie mogę inaczej”. Dla kogo? Dla tych, którzy wierzą, że miłość może przyjść nieoczekiwanie. Dla tych, którzy chcą poczuć zapach przypraw w marokańskiej medynie i usłyszeć ciszę pustyni. Dla tych, którzy choć raz zakochali się tam, gdzie „nie powinni”.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788396940926 |
| Rozmiar pliku: | 548 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dedykuję ją również mojej kochanej córce Adzie. Tak dzielnie znosiłaś moje codzienne pisanie, kiedy ze słuchawkami w uszach odcinałam się od świata na godzinę lub dłużej. I byłaś przy mnie podczas stawiania ostatnich zdań, kiedy trzęsły mi się ręce, a łzy gęsto płynęły po policzkach. Dziękuję!
Chciałabym także zadedykować tę powieść pamięci mojej zmarłej nauczycielce języka polskiego z dawnego Gimnazjum nr 1 w Środzie Wielkopolskiej - pani Katarzynie Kalisz. To ona pierwsza zauważyła i doceniła to moje pisanie oraz postarała się, by o moim ówczesnym opowiadaniu „Złudna nadzieja” zrobiło się głośno.Rozdział I
Noc, środek lata. Lał gęsty deszcz, ziemia ciężko parowała zbita ostatnimi upałami. Wszystkie okna otwarte, jak szeroko, w tym drzwi balkonowe. Próba zrobienia jakiegokolwiek przewiewu była marna. Powietrze i tak stało w miejscu. Tak samo gęste, jak jej nastrój. Piątek wieczór, lato - powinna teraz gdzieś szaleć ze znajomymi. Bawić się i korzystać z wolnego weekendu bez dziecka. Pytanie tylko, jakimi znajomymi? Wszystkie kontakty już dawno się pourywały, odkąd się rozwiodła. Nikt nie chce się zadawać z samotnymi matkami. Kobiety się boją, że taka odbiłaby im faceta, bo przecież rozwódki według powszechnego mniemania na pewno polują, jak wygłodniałe hieny, a mężczyźni z kolei boją się zmierzyć z jej przeszłością, bagażem oraz odpowiedzialnością związaną z akceptacją nie swojego dziecka. I o wiele, wiele więcej. Zrobiła zatem to, co zazwyczaj - kupiła wino, przekąski i włączyła jakiś film na Netflixie. To był zawsze pewny plan na samotny weekend. Zdawała sobie sprawę, że to może nie najzdrowsze, ale w tym momencie życia dające chociaż jakąś, chwilową radość. Nie chciała tak dłużej spędzać czasu. Zwłaszcza z tym alkoholem. Zaczynała się nawet obawiać, czy nie wpadła w uzależnienie. Praktycznie, jak z zegarkiem w ręku - minął tydzień z dzieckiem, wszystkie obowiązki odhaczone, więc można się przejść do najbliższego sklepu i oprócz jedzenia kupić także jakieś wino lub piwo. To było już niebezpiecznie regularne. Czasami wypijała jedną butelkę w ciągu piątku i soboty, a nierzadko jedną w ciągu tylko jednego, zwykle piątkowego wieczoru. I tak było tym razem. Musiała się znieczulić. Niedawno wróciła z urlopu i zamiast poczuć nową energię do działania, poczuła tylko wstręt przed koniecznością ponownego wejścia w ten kołowrotek oraz panikę przed tkwieniem w nim do końca roku. A była dopiero połowa lipca. Nie mogła się pogodzić z wizją spędzenia reszty lata przed komputerem. Wypijała kolejne kieliszki oglądając film, lecz myślami odlatywała gdzieś daleko. Im więcej wina we krwi, tym mocniejszą czuła presję, że musi jakoś się wybronić przed kołowrotkiem nim minie lato. Że musi gdzieś pojechać. Gdziekolwiek. Byleby, jak najdalej od tej szarzyzny. I samotnie. Urlop z dzieckiem już był, teraz niech się ojciec dziecka martwi o zorganizowanie reszty wakacji. Teraz jest czas tylko dla niej.
Minęło pół butelki. Poczuła tę moc, jaką zawsze się czuje, gdy alkoholu jest za dużo. Odwagę, brak granic, swoją najlepszą wersję siebie. Film nadal leciał i stanowił tylko tło. Na pierwszym planie była już w dłoni odpalona aplikacja biura podróży. We filtrach tylko jedna osoba i data na połowę sierpnia. Wtedy mogłaby wyłuskać niezły urlop wliczając święto na piętnastego. A kierunek? Im bardziej egzotyczny, tym lepiej. I nagle jest - Maroko. Wycieczka objazdowa na tydzień po południowej części kraju. Tak pięknie nazwana - „Magiczne Południe”. Cena była wyjątkowo korzystna. Wszystko inne również. Program jawił się rzeczywiście bajecznie. W tym przejazd na wielbłądach po pustyni. Ten punkt sprawił, że podjęła decyzję natychmiastowo, chociaż był to fakultatywny wypad i dodatkowo płatny. Nie wiedzieć jednak czemu, to właśnie ten punkt programu zauroczył ją szczególnie. Może dlatego, że uwielbiała zwierzęta? I że nigdy nie widziała wielbłądów? Ani pustyni? Zresztą, to bez sensu, ponieważ równie obce dla niej było wszystko w planie tej wycieczki. Ona nigdy wcześniej nie była w Afryce ani w żadnym kraju muzułmańskim. Nigdy nie wyjeżdżała poza Europę. W każdym razie, wielbłądy zadecydowały. Wyklikała wycieczkę i od razu wpłaciła zaliczkę. A potem zalała ją euforia. Prawie fruwała po pokoju z radości. Poczuła nagle taką wolność. I piła dalej. Tym razem, by oblać tę decyzję i uratowane lato. Butelka szybko została opróżniona do dna. A film się urwał.
Nazajutrz, po tym jak się ocknęła około dwunastej w południe, zaczynała powoli łączyć kropki, by się zorientować, jaki jest dzień, godzina oraz generalnie, co z tym dniem i sobą zrobić. Nie musiała długo myśleć, by zdać sobie sprawę z rezerwacji, której dokonała. I w tym właśnie momencie rozpoczął się jej ból głowy. Wcale niezwiązany z winem, aczkolwiek i ono nie strawiło się tak lekko. Ponownie wpadła w panikę. Dotarło do niej, że właśnie zamówiła sobie samotny wyjazd do odległego, muzułmańskiego kraju poza Europą. Zaczęła wyliczać problemy - jak się ubrać, skąd wziąć walutę, jak będzie z Internetem? Puls coraz bardziej przyspieszał. Szczególnie, gdy zerknęła na stan karty kredytowej, z której to opłaciła ową zaliczkę. W pierwszej chwili pomyślała, że zwariowała do reszty, że już nigdy nie wypije grama alkoholu i że musi jakoś tę wycieczkę odmówić. Potem jednak stwierdziła, że może da się to jakoś przeżyć, tylko trzeba się dowiedzieć więcej na temat tego kraju. Niewiedza wywołuje strach, zatem trzeba ją było jakoś załatać. I tak, rzuciła się w toń artykułów o Maroku w calutkim Internecie. Dowiedziała się, że wskazanym byłoby chodzić w ubraniach o długości minimum do łokci oraz kolan. Przewiewnych koniecznie. Dowiedziała się również, że walutę można wymienić na lotnisku, zaraz po przylocie. Nigdzie indziej poza Marokiem nie ma takiej możliwości, jaki i nie ma możliwości wywożenia lokalnej waluty z kraju. I żeby lepiej sobie przygotowała sporo euro na wymianę, ponieważ w Maroku rzadko, gdzie można płacić kartą. To był dla niej szok. Od dawna nie nosiła przy sobie jakiejkolwiek gotówki i prawie zapomniała, jak wyglądają banknoty. Jeżdżąc po Europie nie musiała się interesować, gdzie jest kantor, bo i tak płaciła własną kartą bankową i to jeszcze zazwyczaj zbliżeniowo z telefonu. Niestety, w Maroku takie coś, by nie przeszło, a na pewno nie wszędzie. Kolejny problem to roaming oraz Internet. Koniecznym było zdobycie jakiejś marokańskiej karty SIM i wyczytała, że i to można załatwić na lotnisku. W opisach tych wszystkich poradników to było takie proste. Lecz dla niej w ogóle. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby tyle ważnych rzeczy pozostawić do zrealizowania dopiero tam na miejscu. Ona zawsze musiała mieć załatwione wszystko z góry. Pewne. Wizja radzenia sobie dopiero na miejscu - w obcym i odległym, również kulturowo kraju była dla niej paraliżująca. Nie, wcale się nie uspokoiła po zgłębieniu wiedzy na temat Maroka. Jeszcze bardziej się zestresowała i pogrążyła w wyrzutach za to alkoholowe szaleństwo. Nie miała pojęcia, co zrobić. Musiała to rozchodzić, więc postanowiła doprowadzić się do porządku i wyjść na jakieś zakupy. Najlepiej do dalszego sklepu, aby spacer potrwał chociaż pół godziny. I koniecznie z muzyką w uszach.
Kręciła się między regałami wrzucając jakieś losowe artykuły, które wydawało jej się, że zje. Nie miała apetytu na nic szczególnego. Od jakiegoś dłuższego czasu cierpiała na bardzo kiepski apetyt. Niby czuła głód i wiedziała, że coś powinna zjeść, ale jak stawała przed lodówką albo zastanawiała się na co, by miała ochotę, to natychmiastowo eliminowała kolejne dania i produkty. Jadła więcej tylko wtedy, gdy było u niej dziecko, bo wtedy musiała gotować oraz przygotowywać regularne posiłki. Lecz kiedy dziecko opuszczało jej dom, by na kolejny tydzień zamieszkać z ojcem, to cała ta regularność niknęła w sekundzie. Sama nie miała ani ochoty, ani motywacji, by w ogóle wyciągać z szafy jakiś garnek. Jadała zwykle dwa dania dziennie - śniadanie oraz obiadokolację. O ile na śniadanie jeszcze miała jakąś ochotę, to ten drugi posiłek bywał wymuszony. Nierzadko stanowił jakiegoś gotowca, co to tylko podgrzać w mikrofali wystarczy albo danie na dowóz z restauracji, często pizzerii. Dlatego, jak zobaczyła w sklepie serię słynnych, ostrych, koreańskich zupek, to chwyciła je z zapałem. Nie dość, że szybkie danie, to jeszcze wyjątkowo pikantne. Uwielbiała wszystko, co było hojnie przyprawione chili albo inną, ostrą papryką. Dla dziecka nie mogła tak gotować, to też dawała sobie upust w jedzeniu pikantnego zawsze wtedy, gdy gotowała tylko dla siebie. A teraz postanowiła kupić te zupki z jeszcze jednego powodu - by się otrzeźwić i tak trochę ukarać za wycieczkę do Maroka. Czuła, że zasłużyła na karę, bo to co zrobiła oceniła na skrajnie nieodpowiedzialne. Pikantność pikantnością, lecz gdy brakuje tchu po jednym kęsie, to wówczas zaczyna się walka o przetrwanie. I ona wybrała właśnie takie zupki - z podwójną dawką chili oraz habanero.
Wracając do domu nie potrafiła myśleć o niczym innym tylko o tej wycieczce. Z jednej strony próbowała sobie wyobrazić taki samotny wyjazd wraz ze wszelkimi szczegółami i kiedy tylko składało jej się to w całość oraz nabierała entuzjazmu, to zaraz potem oblewał ją paraliż lęku i obaw. Każdy kontrargument wysuwał się momentalnie naprzeciw każdej, najmniejszej nadziei. Miała zwyczajny mętlik w głowie. Popołudniowe słońce świeciło jej prosto w oczy i oblewało swoim żarem. Zupełnie, jakby chciało jej się wtrącić w tę mieszaninę myśli. Ignorowała je z początku, ale po czasie coś zaczęło jej świtać. Jakiś nowy pomysł. Całkiem nawet chytry. O tak! Już wiedziała, co zrobi!
- Cześć Karolina, co tam u ciebie? - zapytała energicznie i radośnie, jak tylko usłyszała głos przyjaciółki.
- Cześć Kasiu! Miło, że dzwonisz! A wiesz, jakoś tak po staremu. Nic się u mnie ostatnio ciekawego nie dzieje, no może, poza tym, że mój kotek choruje.
- Ojej, a co mu się stało?
- No wiesz, ma już swoje lata i przyplątało mu się parę schorzeń typowych w tym wieku. Musi być pod stałą opieką weterynarza przez co nie mogę się za bardzo wyrwać z domu. Boję się o niego. Nawet anulowałam sobie urlop, bo nie mam sumienia wyjechać i go zostawić z kimś obcym. I tak dobrze, że mam zdalną pracę. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go musiała zostawiać samego na cały dzień.
- Rozumiem, to faktycznie przykra sytuacja - Kasia wyraźnie posmutniała w głosie.
- A co u ciebie? Widziałam zdjęcia z Majorki - przecudne! Rozumiem, że już jesteś po urlopie?
- Tak i nie… No właśnie, bo ja dzwonię dokładnie w tej sprawie. Chodzi o to, że nie mogę dojść do siebie po powrocie z ostatniego urlopu i chyba zrobiłam, coś głupiego…
- Opowiadaj! Zawsze, jak tak mówisz, to znaczy, że wydarzyło się coś epickiego. Czekaj tylko chwilę, skoczę po zimną colę do lodówki i się wygodnie rozsiądę - oznajmiła w pełni ekscytacji.
- Racja, lepiej usiądź.
- Już. No to dawaj! Co tam masz za historię? Czyżbyś poznała tam jakiegoś gorącego Hiszpana?
- Daj spokój… Gorzej!
- Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności!
- Chodzi o to, że się wczoraj dość mocno upiłam… A właściwie to wypiłam całą butelkę wina.
- No wiesz, mnie też się zdarza. To raczej dość normalne u samotnych kobiet w naszym wieku. W końcu wczoraj był piątek, należało ci się po ciężkim tygodniu w pracy. Zwłaszcza ubolewając zakończony urlop w tak pięknym miejscu! Ja cię tam absolutnie rozumiem i wspieram!
- Dzięki, ale to nie wszystko.
- O Boże, Katarzyno, tylko mi nie mów, że po pijaku zadzwoniłaś do byłego?! - zapytała przerażona Karolina.
- Nie, no skąd! Nie wiem, jak bardzo musiałabym być pijana, żeby zrobić coś takiego!
- Całe szczęście! No to w takim razie nie mogło się stać nic złego.
- Ale się stało… Słuchaj, zarezerwowałam wycieczkę do Maroka… Wyjazd już za miesiąc! I nie wiem, co mam teraz zrobić.
- I to ma być ta tragedia? - Karolina wybuchnęła śmiechem. - Jak to nie wiesz, co masz zrobić? No oczywiście, że masz jechać!
- No to powiedz mi jak? Sama? Do muzułmańskiego kraju? To niby zorganizowana objazdówka, ale wiesz, jak to jest - będzie czas wolny w takim o, dajmy na to Marrakeszu i co ja tam biedna zrobię? Ukamienują mnie albo porwą albo…
- Tak i co jeszcze? - przerwała jej Karolina. - Chyba się za dużo serwisów informacyjnych naoglądałaś i naczytałaś bzdur. Wiesz kochana, że to jest normalny, cywilizowany kraj? Ok, mają inną kulturę i religię, ale rozumieją, że przyjeżdżają do nich turyści i szanują ich odmienność. Szczególnie, kiedy mogą na takowych zarobić.
- No tak, ale mimo wszystko…
- Weź, daj spokój! Jedź i się naciesz kolejnym urlopem w pięknym miejscu! I pamiętaj, że to jest zorganizowana wycieczka z polskiego biura podróży, więc na pewno nie będziesz sama.
- Widzisz, bo ja właśnie do ciebie w tej sprawie zadzwoniłam. Pomyślałam, że może chciałabyś się tam wybrać ze mną? Są też wyloty z Warszawy, więc mogłabyś sobie wylecieć ze swojego miasta, ja ze swojego i spotkałybyśmy się na miejscu. A wcześniej przy rezerwacji mogłybyśmy napisać, że chcemy być razem w pokoju. Na pewno dałoby radę to załatwić, nawet jeśli ty sobie teraz zrobisz osobną rezerwację.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chętnie bym pojechała - westchnęła ciężko Karolina. - Maroko od zawsze mi się marzyło. Ale tak jak już wspomniałam, nie mogę zostawić kota nikomu obcemu, kiedy on jest w takim stanie. Wybacz, ale naprawdę nie mam sumienia narażać zwierzaka. Może za dwa albo lepiej trzy miesiące on będzie na tyle stabilny, że uda mi się gdzieś wyrwać. Jednak nie mogę nic obiecać.
- Wiem, rozumiem cię doskonale. Z kolei za dwa miesiące będzie już wrzesień, mała rozpocznie szkołę, więc to nie będzie najlepszy czas na urlop dla mnie.
- Słuchaj Kasia, niczym się nie przejmuj i jedź. Zarezerwowałaś sobie wycieczkę, więc skorzystaj z urlopu tylko dla siebie i jedź koniecznie! Zobaczysz, będziesz zachwycona. Czytałam sporo o Maroku i tam jest naprawdę magicznie!
- Ta… nawet ta wycieczka się tak nazywa - „Magiczne Południe” - odparła od niechcenia Katarzyna.
- A wiesz, co? Przyszedł mi do głowy pewien niecny pomysł!
- Jaki? Słucham z zapartym tchem - dodała lekko ironicznie Kasia.
- Może napisz na firmowym czacie, że szukasz kompana do wyjazdu? Wiesz, to będzie świetna okazja, aby zwabić pewnego osobnika… Wiesz, kogo mam na myśli, prawda? - zapytała tajemniczo Karolina.
- Myślisz, że on się akurat zgłosi? Że nie ma planów i w ogóle? Że będzie zainteresowany mną na tyle?
- Tego nie wiemy, ale masz okazję, by się dowiedzieć. Jeśli się zgłosi, to znaczy, że odpowiedź na te pytania jest tylko jedna i twierdząca, co da nam piękny początek romantycznej historii - zachichotała podniecona z radości Karolina.
- A co, jeśli się zgłosi jakiś nudziarz? Albo typ, z którym wolałabym nigdy słowa nie zamienić?
- No to się wtedy jakoś wykręcisz. Powiesz, że jednak zmieniasz plany. Zawsze jest jakieś wyjście!
- No to ci powiem kochana, że to nie jest według mnie dobre wyjście - ucięła Kasia.
- Przemyśl to jeszcze. Serio.
- Okej, przemyślę. Odkąd się tylko dziś ocknęłam to nie robię niczego innego tylko ciężko myślę o tym wyjeździe…
Pomysł Karoliny napełniał ją nadzieją oraz lekkim dreszczykiem ekscytacji. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby faktycznie zapytała na firmowym czacie o towarzystwo i zgłosiłby się ten konkretny człowiek? Byłaby to wspaniała okazja do zacieśnienia relacji, lepszego poznania się i być może narodzin pięknego uczucia. A to wszystko na tle marokańskiego, gorącego słońca i piasków Sahary. Szybko jednak ta wizja spełzła jej z powiek. Zdała sobie sprawę, że takie ogłoszenie może mieć wyjątkowo desperacki wydźwięk i tylko by się skompromitowała pośród współpracowników. W końcu firma to nie miejsce na takie anonse towarzyskie. Podkreśliłaby tylko w ten sposób, jak bardzo jest samotna, a to nigdy nie jest dobrze odbierane. Poza tym, gdyby obiekt jej westchnień był naprawdę nią zainteresowany, to ona teraz nie musiałaby kombinować, jak stworzyć mu okazję do lepszego poznania się. Po prostu sam już dawno zaprosiłby ją na kawę, nawet jeśli miałaby to być niezobowiązująca, koleżeńska kawa w biurowej kuchni. Takie rzeczy każdy czuje - że się komuś wpadło w oko. Zatem i on musiał to od niej dawno wyczuć. Skoro do tej pory nie zrobił nic, to wyrok jest tylko jeden - on nie jest nią w żaden sposób zainteresowany. I nie ma sensu kombinować oraz napawać się złudną nadzieją. A ta spontanicznie wykupiona wycieczka po pijaku jest nawarzonym piwem, które po prostu trzeba wypić. I albo będzie to przełamanie się na wyjazd albo pogodzenie się ze stratą pieniędzy. Tymi wnioskami zakończyła dzisiejszą rozprawę myślową. Nie miała i tak więcej sił, aby rozkładać ten temat na czynniki pierwsze. Kac dawał się we znaki, a ostra zupka zmaltretowała jej przełyk i żołądek. Czuła, że to i tak łagodny wymiar kary. Nie marudziła. Starała się za to jakoś zregenerować, odpocząć, a potem zaprowadzić porządek w mieszkaniu. Powoli nastawał wieczór, robiło się przez to nieco przyjemniej, chłodniej, a co za tym idzie łatwiej szło wykrzesać z siebie siły do sprzątania. Nic tak nie oczyszcza umysłu, jak dźwięk odkurzacza, gimnastyka wokół ceramiki łazienkowej w oparach mleczka do kafelek oraz zapach środka do ścierania brudów z mebli.
Nazajutrz wstała całkiem wypoczęta i energiczna. Pierwsze, co przyszło jej do głowy to ubolewanie nad głupotą picia bez umiaru. Krótka euforia, a potem dzień spisany na straty. Co prawda, zdołała chociaż wyjść z domu na zakupy i trochę posprzątać, lecz i tak czuła się do końca dnia totalnie nie w formie. A teraz z całego weekendu została jej tylko ta niedziela, która ma w zwyczaju bezczelnie zaginać czasoprzestrzeń i kończyć się zbyt szybko. Kołowrotek nadchodzącego tygodnia pracy już wyglądał zza winkla i roztaczał swoje mroczne widmo. Trzeba się wziąć w garść i postarać wycisnąć z każdej minuty maksimum relaksu, wolności, ale i produktywności. Dlatego uznała, że po porannej kawie i śniadaniu zgłębi raz jeszcze wiedzę na temat Maroka. Tym razem może jednak taką bardziej życiową i praktyczną. Z perspektywy kogoś, kto zanurzył się w ten kraj z pasji, a kto niekoniecznie jest profesjonalnym podróżnikiem. I szybciej niż by się spodziewała nawinął jej się wywiad z Polką, która zafascynowana tym krajem postanowiła odwiedzać go samotnie, na własną rękę, a co najciekawsze - ta fascynacja przyprowadziła jej również marokańskiego męża. Kasia czytała ten wywiad z zapartym tchem. Dowiedziała się, że ta kobieta prowadzi swojego bloga, więc zaraz po przeczytaniu wywiadu weszła prosto na jej stronę oraz profile w mediach społecznościowych. Pełne barwnych zdjęć z Maroka oraz opisów niesamowicie fascynujących niuansów kulturowych. Wątek miłosny niewątpliwie rozpalił jej ciekawość jeszcze bardziej oraz zwrócił szczególną uwagę. Z początku się z tego śmiała - no bo to takie niby typowe, że jak Polka jedzie na południe, to zaraz zostanie „porwana” przez czarującego smagłego, gdyż to powszechnie wiadomo, że panowie z tamtych rejonów świata mają słabość do jasnych karnacji, blond włosów i niebieskich oczu. Ale i my Polki nierzadko mamy słabość do przystojnych i opalonych, ciemnookich brunetów. Kasia jednak podchodziła do tego stereotypu z przymrużeniem oka, zwłaszcza, że jej typ mężczyzny od zawsze był totalnie różny od urody Arabów czy mieszkańców południowej Europy. Ona z kolei traciła rozum na widok wysokich blondynów z niebieskimi oczami. Była absolutnie pewna, że żaden brunet nie jest w stanie jej zbić z tego tropu. To też tym bardziej się roześmiała po przeczytaniu, jak to ta blogerka się zakochała nie tylko w Maroku, ale i w Marokańczyku. Mimo wszystko coś w tej historii ją jakby ukłuło. Coś się w niej zakotwiczyło. To samo coś kazało jej mieć tę opowieść na uwadze.
Zgłębiona wiedza ciągle jej nie uspokajała. Wahała się. Gdy była wypoczęta i świeżo po wypitej kawie uważała, że to będzie świetna wyprawa, nie przejmowała się absolutnie niczym i napawała ją radość oraz ekscytacja na myśl o zbliżającej się podróży. Lecz kiedy nastawał zmrok, w jej głowie znów zaczynał panować chaos pod dowództwem strachu kreującego rozmaite, czarne scenariusze i potencjalne problemy. Męczyło ją to. Dlatego kolejnego dnia, będąc już w pracy, w biurze, uznała, że ostatecznie i definitywnie wyśle rezygnację z wycieczki. Nie była pewna konsekwencji, ale jako że wpłaciła samą zaliczkę, to miała nadzieję, że uda się ją odzyskać. I tak, wysłała maila ze swoim oświadczeniem. Po niedługim czasie otrzymała odpowiedź od kogoś z obsługi klienta, kto nie był głównym opiekunem tej wycieczki. Okazało się, że rezygnacja nie obędzie się bez konsekwencji. Z otrzymanej informacji wynikało, że nie dość, że cała zaliczka, by przepadła, to na dodatek trzeba było jeszcze dopłacić. Sumaryczna kwota wyniosłaby ponad tysiąc złotych, a kolejnego dnia byłaby jeszcze wyższa. Coś jej się tutaj nie zgadzało. Zestresowała się i napisała kolejnego maila z prośbą o wyjaśnienie. Przecież do wyjazdu nie zostało wcale aż tak mało czasu, by przepadła aż tak spora suma. Otrzymała następną odpowiedź od jeszcze innej osoby. Tym razem podana informacja była jeszcze inna i wybrzmiały nowe kwoty. Mniejsze na szczęście, ale nadal wysokie. Postanowiła znów poprosić o wyjaśnienie i opisała swój konkretny przypadek. Nie wiedzieć czemu, ta komunikacja była coraz bardziej niespójna. Każdy wysłany przez nią mail trafiał do innej osoby, która od nowa zapoznawała się ze sprawą. Sama była przekonana na początku, wysyłając pierwszego maila, że posyła go do opiekuna wycieczki. Tymczasem wiadomość trafiła do jakiejś ogólnej linii wsparcia. Zrobił się z tego niezły mętlik. Ciśnienie jej się wyraźnie podniosło i pomimo swojego wrodzonego lęku przed rozmowami telefonicznymi, w końcu zdecydowała się takową wykonać. W tym momencie wszelkie lęki ustąpiły miejsca determinacji oraz zwyczajnemu wkurzeniu.
- Dzień dobry, w miniony weekend zarezerwowałam wycieczkę do Maroka i wpłaciłam zaliczkę. Niestety, zrobiłam to dość pochopnie i spontanicznie, a potem przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie tam pojechać. Jestem sama, a to jednak daleki i muzułmański kraj. Po prostu się boję oraz czuję, że za bardzo bym się podczas tego wyjazdu stresowała. W jaki sposób mogę zrezygnować z wyjazdu oraz z jakimi konsekwencjami się to wiąże na tym etapie?
- Dzień dobry, rozumiem. Proszę mi tylko podać numer rezerwacji albo nazwisko. Będę wtedy mogła sprawdzić wszystkie szczegóły.
Głos konsultantki był miły, spokojny oraz dało się w nim wyczuć pewność siebie. Kasia się trochę uspokoiła i podała potrzebne dane rezerwacji.
- Dziękuję bardzo, już wszystko mam. Widzę, że na tym etapie koszt rezygnacji wynosi siedemset złotych, a z każdym kolejnym dniem będzie wzrastał. Zatem jeśli pani jest zdecydowana zrezygnować z wycieczki dziś, to niestety będziemy mogli zwrócić jedynie trzydzieści procent zaliczki, którą pani wpłaciła. Do wyjazdu został równo miesiąc, dlatego jest to zbyt krótki czas, aby mogła pani zrezygnować bezkosztowo.
- Ech, rozumiem - westchnęła ciężko Kasia. - Zdaję sobie z tego sprawę. I nawet nieźle, że to jest jednak taka kwota, ponieważ wcześniej pisałam maile w tej sprawie i otrzymałam rozbieżne informacje. Z jednego z nich wynikało, że jeszcze musiałabym do tej zaliczki dopłacić, by móc zrezygnować.
- Będzie to konieczne, jeśli pani postanowi zrezygnować później. Zasada jest taka, że im później, tym niestety wyższy koszt rezygnacji.
- No tak, to dość oczywiste.
- To co robimy pani Katarzyno? Czy ostatecznie chce pani zrezygnować?
- Wie pani - zeszło z niej powietrze, całe to zdenerwowanie mailowym zamieszaniem oraz pojawił się jakiś żal - gdybym tylko miała towarzysza, kogokolwiek z kim mogłabym pojechać, to bym pojechała. Bo to jest mój jedyny powód tej rezygnacji - że jestem sama.
- Ależ pani Katarzyno, niech pani zatem to jeszcze przemyśli - powiedziała spokojnym i łagodnym głosem konsultantka. - To jest naprawdę rewelacyjna wycieczka. Szczerze pani powiem, że ona jest naszym hitem sprzedażowym, ponieważ nasi klienci wracają zachwyceni. I co najważniejsze - nie będzie pani tam sama. To jest wycieczka objazdowa, będzie pani w grupie. Proszę się jeszcze zastanowić. Przynajmniej dziś do końca dnia.
- No tak, ja wiem, ale wie pani jak to jest - w takiej grupie są pewnie same pary albo rodziny i gdy będzie czas wolny, to oni będą się trzymać ze sobą, a ja zostanę sama gdzieś w centrum Marrakeszu. I tego się strasznie obawiam.
- Ależ skądże! - zaprzeczyła wyraźnie rozentuzjazmowanym i pełnym optymizmu tonem konsultantka. - Niech mi pani wierzy, mnóstwo singli jeździ na takie wycieczki oraz na tę wycieczkę konkretnie. Nie było do tej pory grupy, gdzie nie byłoby żadnego singla. A nawet jeśli, by się tak stało, że będzie pani jedyna, to i tak myślę, że taka mniejsza, rodzinna grupka chętnie się panią zaopiekuje. Jestem przekonana, że nikt tam pani samej nie zostawi, a już szczególnie w tak zatłoczonym mieście, jak Marrakesz.
- Hm, może to i racja? - Kasia poczuła spokój i przypływ pozytywnej energii oraz nadzieję na to, że ten wyjazd może nie być taki zły. - Może faktycznie powinnam jechać, uruchomić swoje wszystkie umiejętności towarzyskie i jakoś uda mi się nawiązać z kimś kontakt?
- Oczywiście, że tak! Szkoda marnować okazję na tak wyjątkową i całkiem egzotyczną wycieczkę. Jeśli powodem rezygnacji jest jedynie brak towarzysza, to naprawdę uważam, że to nie będzie stanowiło żadnego problemu. To jak będzie? Zastanowi się pani jeszcze? - zapytała z wyczuwalnym serdecznym uśmiechem.
- No dobrze, jeszcze sobie to przemyślę - odpowiedziała Kasia z jakimś nagłym przypływem optymizmu. - Dziękuję pani bardzo za wyrozumiałość.
- Nie ma za co! Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. Mam nadzieję, że pani decyzja będzie pozytywna. Ale oczywiście, jeśli będzie pani chciała zrezygnować, to proszę to zrobić, jak najszybciej, aby nie ponieść zbyt dużych kosztów. W takiej sytuacji proszę najlepiej zadzwonić i wszystko załatwimy.
- Jasne, przemyślę to sobie jeszcze raz na spokojnie i dziś podejmę decyzję.
- Dobrze pani Katarzyno. W takim razie trzymam kciuki i ze swojej strony bardzo polecam pani tę wycieczkę.
- Dziękuję bardzo!
Po tej rozmowie Kasia się zwyczajnie roześmiała. I to wcale nie, dlatego, że tak naprawdę nie wierzyła konsultantce w jej zapewnienia. Zdawała sobie sprawę, że ona pewne rzeczy musiała jej powiedzieć, by tylko sprzedać wycieczkę. To przecież normalne. Ale zawierzyła jej spokojności oraz łagodności. Oraz temu, że pokazała jej scenariusz, którego ona w ogóle nie brała pod uwagę - że mogą pojechać inni samotni albo że będzie można się po prostu doczepić do jakiejś pary czy rodziny, chociażby jedynie na czas wolny w miejscu, w którym poczułaby się niepewnie. Teraz to wyglądało tak banalnie. Wcześniej widziała wszystko tylko na czarno, ewentualnie na szaro. Zignorowała to, co białe. To było po prostu głupie. Roześmiała się, bo wiedziała co zrobić. Chwilę później była już zalogowana do banku. I przelała do biura podróży resztę brakującej kwoty. A jeszcze chwilę wcześniej wybrała i dokupiła sobie konkretne miejsca w samolocie. Klamka zapadła.