- W empik go
Choinka cała w śniegu - ebook
Choinka cała w śniegu - ebook
Chwytająca za serce opowieść o ludziach, których w święta połączy wyjątkowa więź.
W bloku przy ulicy Weissa prym wiedzie pani Michalska – dozorczyni zawsze gotowa służyć pomocą. Mieszkańcy przychodzą do niej po rady i wsparcie, a kiedy nadchodzi ten niezwykły czas, to jej najbardziej zależy na tym, by sąsiedzi byli sobie bliscy jak rodzina. Zanim jednak wszyscy zaczną świętować, muszą wyjaśnić sobie kilka spraw. Pomoc potrzebującym nie tylko ich zjednoczy, ale i sprawi, że odkryją w końcu, co jest naprawdę ważne. W codziennym zabieganiu warto na chwilę przystanąć i zachwycić się magią świątecznego drzewka.
Blask lampek choinkowych, iskrzący się biały puch za oknem, spotkania i rozmowy z najbliższymi… Niech te święta będą niezapomniane!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66431-48-5 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Choć piwniczne boksy tonęły w mroku, tajemniczy gość nie sięgnął do włącznika światła. Zamiast tego naciągnął na dłonie grube robocze rękawice i cicho pogwizdując, po omacku ruszył przed siebie. Tak, dobrze wiedział, dokąd i po co zmierza!
Pod ścianą zamajaczył niewysoki, ciemny kształt.
Człowiek przystanął nad nim, w zamyśleniu drapiąc się po brodzie. Potem przykucnął i objąwszy ramionami pękaty przedmiot, z głośnym stęknięciem wyprostował się. Powoli, noga za nogą, powlókł się w kierunku wyjścia. Sapał przy tym i prychał, a od czasu do czasu posykiwał przez zęby, czując ukłucia bólu. W końcu jednak pokonał schody i zataczając się pod wpływem ciężaru, dotarł do drzwi wyjściowych. Niezauważony przez nikogo opuścił blok i odśnieżonym chodnikiem ruszył w głąb osiedla.
Mieszkańcy piątki smacznie spali.
Tylko w oknie na parterze lekko poruszyła się firanka.Przyjaciółki
W sobotę ósmego grudnia cztery przyjaciółki z ulicy Weissa wybrały się na popołudniowe ploteczki do kawiarni Pysia. Oficjalnie spotykały się, by spróbować nowej specjalności lokalu: firmowej herbaty z dodatkiem pomarańczy, goździków i imbiru, która kilka dni wcześniej podbiła serce Anny. Nieoficjalnie: usiłowały odciągnąć Marzenę od ciągłej opieki nad synkiem, by trochę się zrelaksowała. Pomysł ten wyszedł, naturalnie, od Zuzanny.
– Uwielbiam spotykać się z Marzeną – tłumaczyła Annie i Monice, zabawnie przewracając oczami. – I naprawdę nie przeszkadza mi, że piję kawę wciśnięta między przewijak a nawilżacz powietrza, a obok mojej filiżanki stoi słoiczek na wpół wyschniętego kremu na odparzenia. W dodatku o dość podejrzanej barwie.
– Ale? – Anna nie kryła rozbawienia.
– Ale trudno rozmawia się z kimś, kto nie odrywa wzroku od wózka, a zapytany o cukierniczkę odpowiada nieprzytomnie: „Mamusia zaraz ci poda!”.
– Mówisz tak, jakbyś nigdy nie sfiksowała na punkcie macierzyństwa! – Monika próbowała tłumaczyć przyjaciółkę.
– I przecież w zeszłym tygodniu Marzena zostawiła Stasia pod opieką teściowej. Przyszła do ciebie na kawę! – dodała Anna.
– Owszem. – Zuza pokiwała głową. – A potem klęczała z uchem przy ścianie, nasłuchując płaczu dziecka! Ja dziękuję za takie spotkanie! Dziewczyny, naprawdę musimy wyciągnąć ją z domu. Spędza ze Stasiem dwadzieścia cztery godziny na dobę, powinna odpocząć od pieluszek, zafajdanych kaftaników i rozpinania biustonosza na zawołanie!
– Może i powinna, ale czy zechce? – Anna miała wątpliwości. – Sama słyszałam, jak mówiła, że nikt tak dobrze nie zajmie się małym jak ona!
Misja wyciągnięcia Marzeny z domu wydawała się niemożliwa do zrealizowania, nieoczekiwanie jednak trzem przyjaciółkom przyszedł w sukurs Maciek. Oświadczył, że chętnie zaopiekuje się chłopcem, aby jego mama mogła zażyć popołudniowej przyjemności w gronie koleżanek. Jeśli mały zgłodnieje, nakarmi go butelką, jeśli się zmoczy, zmieni mu pieluszkę, jeśli pojawi się grubsza sprawa… Nie no, bądźmy dobrej myśli, z pewnością się nie pojawi. Opieka nad takim berbeciem to pestka, zapewniał Maciek, nieświadom morderczego spojrzenia, jakim właśnie obrzucała go żona.
Najważniejsze jednak, że udało się doprowadzić do babskiego spotkania w Pysi. Zuza, która wprost uwielbiała wszystko planować i niczego nie pozostawiała losowi, zaraz po otwarciu kawiarni zadzwoniła do właściciela i zarezerwowała wygodną lożę pod ścianą. W notesiku z błękitną okładką wypisała także propozycje gorących napojów i deserów, po które powinny sięgnąć. Nie ośmieliła się zaprezentować zapisków przyjaciółkom, choć miała wrażenie, że ukryty w torebce notes pali jej bok żywym ogniem. Pocieszała się za to, że kiedy przyjdzie do składania zamówienia, będzie mogła z czystym sumieniem polecić słodkie co nieco.
Kiedy zajęły już miejsca na obitych kremową skórą kanapach, Zuza potoczyła wzrokiem po zebranych i zawołała wesoło:
– Jak dobrze! W końcu możemy spokojnie pogadać!
– Zuza! – syknęła Anna.
– Co? – Pani Kropczyńska-Fijus zrobiła zdziwioną minę. – Przecież to prawda! Niby mieszkamy w jednym bloku, ale ostatnio coś nam nie po drodze, żeby się spotkać i wymienić ploteczkami. Nie wpadłyście nawet na karmelowy sernik, który upiekłam na andrzejki! – wytknęła. – Całe szczęście, że Karolina rozstała się akurat z tym swoim fircykiem, bo by się zmarnował!
– No wiesz co… – parsknęła Monika.
Zuza uśmiechnęła się półgębkiem i lekko wzruszyła ramionami.
– No co? Nie lubię wyrzucać ciasta! Przecież wiecie, że w każdy wypiek wkładam kawałek serca. – Poklepała się po piersi. – À propos, zaplanowałyście już, co upieczecie na święta?
Anna ukryła twarz w dłoniach.
– Zuza, zlituj się! Nie przyszłyśmy tu, aby rozprawiać o świątecznych przygotowaniach!
– Ale ja pytam tylko o placki…
– Jak cię znam, od piernika przejdziesz do piekarnika! A stąd już niedaleka droga do trzepania dywanów i szorowania parapetów! A ja naprawdę nie chcę o tym myśleć.
Zuza przygryzła dolną wargę i skinęła głową.
– W porządku, nie musimy rozmawiać o świątecznych wypiekach i sprzątaniu. Powinnyśmy jednak ustalić, co z tegoroczną Gwiazdką. Przyszykujemy coś dla mieszkańców bloku?
Pozostałe kobiety poruszyły się nerwowo. Anna zerknęła przelotnie na siedzącą pod ścianą Monikę. Ta spuściła wzrok na trzymaną na kolanach torebkę i zaczęła ją przetrząsać w poszukiwaniu portmonetki. Tylko Marzena nie unikała wzroku Zuzanny. Z tej prostej przyczyny, że odkąd zrzuciły okrycia i usadowiły się w loży, nie odrywała oczu od ekranu swojego smartfona. Zuzanna pokiwała głową.
– Pewnie nie macie czasu, co? – Westchnęła.
– Nie bardzo – przyznała Anna. – Mam na głowie tę przeprowadzkę, wiesz…
– Wiem – mruknęła Kropka i spojrzała pytająco na sąsiadkę spod ósemki. – A ty?
Monika potrząsnęła głową.
– Ja też nie znajdę czasu w tym roku. Uczestniczę w parafialnej akcji niesienia pomocy potrzebującym, a i w pracy przed świętami będzie urwanie głowy…
– Parafialna akcja niesienia pomocy potrzebującym? – Zuzanna obrzuciła koleżankę podejrzliwym spojrzeniem. – Pierwsze słyszę! A przecież na ogół słyszę o wszystkim jako pierwsza!
– A bo tę akcję organizuje sąsiednia parafia. Teściowa mnie wrobiła. Pracuje na tamtejszej plebanii i jak zwykle musiała wyrwać się przed szereg! – ze złością wyjaśniła młoda pani Kwiatek.
Zuza pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Przynajmniej zyskasz poczucie, że robisz coś dobrego – stwierdziła filozoficznie i przeniosła wzrok na pochyloną nad ekranem komórki Marzenę. Westchnęła teatralnie. – Ciebie nawet nie pytam…
– Co? – Świeżo upieczona matka powiodła nieprzytomnym spojrzeniem po koleżankach. – Pytałaś o coś?
– Nieważne. – Zuza potrząsnęła czupryną. – Może uda mi się zaangażować panią Michalską? Albo panią Malinowską? Ta sąsiadka spod trójki też wygląda na sensowną, choć kupuje surówki w słoikach i prawie nigdy nie wietrzy pościeli.
Anna wybałuszyła na przyjaciółkę oczy, a Monika parsknęła śmiechem.
– Prowadzisz rejestr wietrzenia pościeli?
– E tam. – Zuza machnęła ręką, rumieniąc się po cebulki włosów. – Czasem mi się rzuci w oczy… A może pogawędzimy o czymś innym? Na nudę przecież nie narzekamy, co? Anna się przeprowadza, by zamieszkać z Felicjanem, Marzena pretenduje do tytułu mamuśki roku, Monika spełnia się charytatywnie. Co jeszcze?
– Do mieszkania Anny wprowadzą się nowi lokatorzy – przypomniała Monika.
Oczy Zuzy rozbłysły.
– Rzeczywiście! – Klasnęła w dłonie. – To będzie arcyciekawe!
– No wiesz! – Anna zrobiła urażoną minę. – Bo pomyślę, że nie będziesz za mną tęsknić…
– Wyprowadzasz się do bloku naprzeciwko – przypomniała Zuza, zabawnie marszcząc nos. – Jeśli dobrze wytężę wzrok, będę w stanie policzyć nakrycia na twoim stole.
– Cóż, mam nadzieję, że sobie to podarujesz.
– A może naszą miłą pogawędkę będziemy kontynuować przy herbacie i czymś słodkim? – Zuza spojrzała pytająco na koleżanki, a kiedy te zgodnie pokiwały głowami, wyciągnęła szyję, by przyciągnąć uwagę właścicielki lokalu. – To co? Herbata firmowa, jak było mówione? A do tego sernik? Może szarlotka?
– Ja poproszę sernik. Lepszego nie jadłam… – Monika oblizała się łakomie. Widząc oburzone spojrzenie Zuzy, szybko dodała: – Poza twoim, oczywiście.
– No! – Kropka uśmiechnęła się z satysfakcją. – Anna?
– Babeczka z owocami. Przymila się do mnie, odkąd weszłyśmy.
– Świetnie. Codzienna porcja owoców i warzyw to podstawa. Marzenko? Ma-rzen-ko! Marzena! – wrzasnęła do pogrążonej w kontemplacji ekranu smartfona przyjaciółki. Siedzący przy pobliskich stolikach klienci spoglądali w kierunku loży pod ścianą z mieszaniną zaciekawienia i niepokoju. Marzena podniosła nieprzytomny wzrok znad ekranu i utkwiła go w twarzy podminowanej Zuzy. Ta przyoblekła blady uśmiech i zapytała słodkim głosem: – Co zamówisz? Szarlotkę? Sernik? Jeśli mogę ci coś doradzić, to… – Zaczerpnęła tchu, szykując się do dłuższej przemowy.
Marzena przerwała jej bezceremonialnie. Zwinnym ruchem uniosła się z siedziska i zarzuciła na szyję miękki szal w miodowym kolorze.
– Właściwie to ja muszę już iść – oświadczyła, uśmiechając się przepraszająco.
Zuzanna zamarła z uchylonymi ustami, wpatrując się w twarz tamtej z konsternacją.
– Ale przecież… – wykrztusiła.
Monika i Anna wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
– Tak, tak, muszę wracać. – Marzena pokiwała głową i sięgnęła po leżącego na blacie smartfona. Potem pochyliła się w kierunku przyjaciółek i wycisnęła na ich policzkach po pożegnalnym całusie. Na koniec pomachała niemrawo przez ramię. – Zdzwonimy się, tak? – I nie oglądając się na koleżanki, niemal wybiegła z kawiarni.
Zuzanna dłuższą chwilę trwała w osłupieniu. Dopiero pojawienie się właścicielki lokalu, która podeszła do stolika, aby przyjąć zamówienie, wyrwało ją z odrętwienia. Wtedy uśmiechnęła się szeroko i bez najmniejszego zająknięcia wyrecytowała listę słodkich deserów i gorących napojów, na które miały ochotę. Kiedy kobieta zniknęła za wahadłowymi drzwiami, Zuza posłała przyjaciółkom wstrząśnięte spojrzenie.
– No to tyle, jeśli chodzi o ploteczki bez asysty przewijaka wbijającego się w bok – zauważyła wesoło Anna.
– I kawę bez posmaku Sudocremu – dorzuciła Monika.
Zuza przygryzła wargę i pokręciła głową. Nie rozumiała, jak przyjaciółki mogą z tego żartować. Jej zachowanie Marzeny nie bawiło ani trochę. Przed rokiem przyjaciółka odsunęła się od nich, ukrywając swój odmienny stan. Dziś pochłonięta opieką nad dzieckiem znów zamykała się w czterech ścianach mieszkania.
Gdyby choć promieniała tym niezwykłym blaskiem, prezentowanym na stronach miesięczników dla młodych mam i ulotkach porozrzucanych w poczekalniach gabinetów ginekologicznych!
Ale nie, Marzenie macierzyństwo wyraźnie nie służyło. Miała zmęczoną, poszarzałą twarz i sine podkowy pod oczami. A do tego była nieobecna duchem, spięta, nerwowa. Ewidentnie potrzebowała relaksu, przed którym tak się wzbraniała. Zuzanna obiecała sobie w duchu, że jej go zapewni!
CIĄG DALSZY W WERSJI PEŁNEJ