Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Chopin - ebook

Data wydania:
3 kwietnia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,00

Chopin - ebook

Kolejne wydanie popularnej monografii poświęconej osobie i twórczości F. Chopina Monografia ujęte w nowej szacie graficznej. Iwaszkiewicz kreśląc biografię najwybitniejszego polskiego kompozytora, stara się wyjaśnić nieporozumienia i legendy, którymi ona obrosła. Opiera się przede wszystkim na korespondencji od i do Chopina oraz na wszelkich tekstach współczesnych Fryderykowi. W wyborze i ocenie przedstawianych osób, sytuacji Iwaszkiewicz kieruje się subiektywizmem, jednak mając przed sobą bardzo wyraźnie wytyczony cel: stworzyć prawdziwy obraz życia i wewnętrznego rozwoju Chopina. Jego sylwetka jest mocno osadzana w środowisku, w którym w danym momencie życia przebywał, czy to warszawskie czy paryskie także podlega indywidualnej ocenie Iwaszkiewicza. Pomaga to Autorowi pokazać, w jaki sposób określone warunki bytowe i towarzyskie wpływały na pracę twórczą kompozytora. Nie ma tu trudnych analiz muzykologicznych, są anegdoty, ciekawe, czasem bardzo cięte charakterystyki osób, zdarzeń. Uderza miłość do muzyki i niesamowity szacunek dla Chopina i jego twórczości.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-224-5298-1
Rozmiar pliku: 9,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jarosław Iwaszkiewicz

OD AUTORA

Moja nowa książka o Chopinie, trzecia z kolei, nie ma pretensji do naukowości. Jest to podanie czytelnikowi mojej wiedzy o Chopinie – i moich domysłów o Chopinie – w literackiej formie. Praca ta zaledwie w paru miejscach z domysłów tych robi coś w rodzaju momentów powieściowych, na przykład na początku i na samym końcu książki. Poza tym ogranicza się do podawania faktów. Chociaż pisanie tego dziełka poprzedziły dość spore lektury, pisząc, usiłowałem o nich zapomnieć. Natomiast starałem się bardzo usilnie rozszyfrować treść tego, co nam własne słowa Chopina, zawarte w jego listach, podają. Pomocne były mi również słowa współczesnych, piszących do Chopina i o Chopinie. Minione od śmierci naszego wielkiego artysty lata stworzyły przykre nawarstwienia legend i nieporozumień na jego biografii i w ocenie jego dzieła. Starałem się i życie to, i dzieło oczyścić z tych nalotów, podzielając zdanie Teofila Kwiatkowskiego, że „Chopin był czysty jak łza”. Spod pleśni i narośli wyłania się postać artysty o bardzo przejrzyście zarysowanym profilu: szlachetność tej osobowości, jej niezwykła bezkompromisowość, świadomość własnego życia i swego zadania – mało mają sobie równych. Chciałem polskiemu czytelnikowi raz jeszcze przypomnieć niezwykłe cechy charakteru tego człowieka, a zarazem zamyślić się nad losami jego dzieła. Przyznam się, że nie najmniejszą pokusą do napisania tej książki była chęć przebywania w atmosferze Chopina, chęć rozmawiania z nim i odpowiadania na pytania, jakie zadaje. W ten sposób – z pomieszania powodów osobistych i obiektywnych – powstała książka, która nie ma pretensji ani do tytułu monografii, ani do tytułu pracy naukowej. Jest to rezultat miłości do sztuki Chopina i do jego osobowości i chęci podzielenia się tym przemożnym uczuciem z moimi czytelnikami.

(Przedmowa do I wydania, 1955)ROZDZIAŁ I

Czasami drobne zdarzenia wywołują całe morza atramentu.

Kiedy wikary parafii Brochów pod Sochaczewem powrócił w drugi dzień Wielkanocy do swego kościoła z chrzcin, które się odbyły w Żelazowej Woli, i począł spisywać metrykę dopiero co ochrzczonego dziecięcia – nie wiedział, jakie skutki mieć będzie jego roztargnienie.

– A kiedy to dziecię na świat przyszło? – spytał organistę.

Organista miał już w czubie. Ojciec nowo narodzonego dziecięcia, jako Francuz prawdziwy, znał się na winie.

– A czy ja wiem? – odpowiedział. – Mówili, że ma dwa miesiące.

– Właśnie – namyślał się ksiądz – dwa miesiące? To znaczy, urodził się 23 lutego. Pisz waść 23 lutego…

– No, może nie tak okrągło miał dzieciak dwa miesiące?

– No to pisz waść 22 lutego.

– Słusznie – powiedział organista – i zaczął pisać, mówiąc głośno, co pisze:

„Ja, jak wyżej , spełniłem obrzędy nad niemowlęciem urodzonym z Wielmożnego Mikołaja ”.

– Jak to się pisze to nazwisko? – spytał księdza.

– A Bóg raczy wiedzieć. Jakieś to nieszlacheckie nazwanie. Pisz waść, jak chcesz.

– Syna imć pana Choppen…

Tak sobie łatwo wyobrazić scenę w zakrystii wieżastego, starego obronnego kościoła brochowskiego i można przypuszczać, że taki ona miała przebieg. A co potem się nasprzeczano o tę datę, ile nagadano i napisano. A skądże ksiądz mógł wiedzieć, że ochrzcił właśnie największego, najsławniejszego polskiego muzyka i że dzień jego urodzin stanie się na długie lata dla wszystkich Polaków bardzo ważną datą?

W rzeczywistości Fryderyk Franciszek Chopin urodził się prawdopodobnie 1 marca 1810 roku, przynajmniej sam Chopin stwierdził to kilkakrotnie; tę samą datę wymienia w swym liście również jego matka, a ona chyba o tym najlepiej wiedziała. Decydująca jest w tej sprawie moim zdaniem wzmianka Jane Stirling w liście do Ludwiki Jędrzejewiczowej, pisanym dnia 1 marca 1851 roku. Panna Stirling, mówiąc o tym, że była w tym dniu na cmentarzu Père­Lachaise, dodaje: „Zaniosłyśmy tam kwiaty. Dzisiejsza rocznica nieznana nikomu i cieszę się z tego… On powiedział mi kiedyś: Tylko moja matka, to znaczy moja rodzina, gospodyni pensjonatu i pani znacie dzień moich urodzin, i pani o nich przypomni…” (tekst trudny do przetłumaczenia ze względu na złą francuszczyznę panny Stirling).

Takie błędy przy spisywaniu metryk zdarzały się bardzo często. Jednym z powodów było i to, że chrzty odbywały się w domach prywatnych, po czym dopiero prowadzący księgi organista sporządzał u siebie w parafii potrzebny dokument i wpisywał nowo narodzonego do ksiąg parafialnych. Popełniano przy tym mnóstwo omyłek. Autor niniejszych słów jest również ofiarą takiej pomyłki, z której wyplątać się nie może przez całe życie i która do dziś dnia bywa powodem nieoczekiwanych trudności. Unikanie takich błędów miał na celu dekret wprowadzający dopiero w dwudziestych latach naszego stulecia obowiązek chrzczenia dzieci tylko w kościołach. W Polsce Ludowej musi się meldować narodzenie dziecka w ciągu tygodnia po zjawieniu się jego na świat. Miejmy nadzieję, że przyszły Chopin – a niechże ich będzie jak najwięcej – nie będzie już miał podobnych kłopotów, a biografowie dziś urodzonych wielkich ludzi nie będą prowadzili niepotrzebnych sporów, jakie się toczą przy ustalaniu dnia urodzin Chopina czy Beethovena.

Przede wszystkim nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, czy Chopin się urodził 22 lutego, czy 1 marca. Natomiast rok jego urodzin przypada na bardzo znamienną epokę. Jest to chwila największego rozkwitu gwiazdy napoleońskiej, poprzedzająca epokę rozczarowań. W latach tych rodziło się wielkie pokolenie romantyków, drugie pokolenie romantyków, tych, co zawiedli się w swoich dążeniach, przeżywając rok 1830 i 1848. Wtedy rodzili się Schumann, Liszt, Wagner, Słowacki, Krasiński. Niespotykana plejada geniuszów. Epoka ta w bardzo silnym stopniu oddziałała na kształtowanie się osobowości Chopina, tworzyła jego charakter – obdarzyła go też tym dźwiękiem jedynym, dźwiękiem mocy i smutku, po którym tak łatwo poznać każde jego dzieło.

Dzieciństwo i młodość Chopina zwykło się wiązać z Żelazową Wolą i z jej mazowieckim pejzażem. Ze spokojnym nurtem Utraty, która przepływa tędy, z wierzbami przy drodze do Sochaczewa, z równiną, na której wznoszą się okrągłe wieże brochowskiego kościoła. Zapomina się o tym, że Chopin, zaledwie półroczny, przeniesiony został, a raczej przewieziony do Warszawy, i odtąd los jego aż do dwudziestego pierwszego roku życia związany jest ze stolicą Polski. Jeżeli chodzi o jego wiejskie powiązania z ziemią ojczystą, to widzimy, że więcej ich wybiega w stronę Kujaw, a nawet Pomorza. Kujawy odgrywają specjalną rolę w życiu naszego muzyka. Stąd pochodziła jego matka, z jej ust na pewno słyszał pierwsze kujawiaki, owe najbardziej polskie melodie, pełne słodkiej mocy wewnętrznej i wewnętrznego smutku, opiewające dolę chłopa z ubogich, bezleśnych, równinnych okolic ojczyzny naszej. Na Kujawy wyjeżdżał na wakacje, owe pamiętne wakacje, z których przywoził zapas zdrowia i dobrego humoru, a zapewne i zapas piosenek. Zresztą znał i Mazowsze, i Łowickie, i Lubelskie. Bywał u Marylskich w Pęcicach, w tym samym zapewne dworze, który dziś widać z grodziskiej kolei elektrycznej między Regułami a Tworkami, we dworze stojącym w zarośli starych drzew jak w bukiecie. Bywał u pani Pruszakowej we wspaniale zagospodarowanych Sannikach, za Sochaczewem, za Bzurą, bywał u Tytusa Woyciechowskiego w Poturzynie, gdzie go oczarowała brzoza stojąca pod oknami. Znał całą Polskę.

Ale przede wszystkim – od przeniesienia się jego rodziców z Żelazowej Woli aż do ostatniej chwili swego pobytu w ojczyźnie – był mieszkańcem Warszawy. I jeżeli nazywa siebie „ślepym Mazurem” – to myśli o Warszawie jako o stolicy Mazowsza. Posunąłbym swoje twierdzenie jeszcze dalej: Chopin do końca życia pozostał nie tylko Polakiem, ale właśnie warszawiakiem, jak to w nekrologu stwierdza Norwid. Miał wszystkie dodatnie cechy mieszkańców Warszawy. Ujemnych niewiele. Jak wiadomo, warszawiacy nie zawsze cieszą się dobrą opinią u swoich rodaków z innych części Polski. Mówi się o nich „blagier warszawski”. Otóż Chopin tej cechy nie miał w najmniejszej mierze. Nie mówiąc już o jego twórczości, gdzie cały materiał jest tak szlachetny, gdzie nie ma ani jednego zablagowanego taktu – w życiu osobistym, w listach, w stosunku do swej osoby i do swojej sztuki Chopin ani przez chwilę nie jest blagierem.

Humor ma jednak warszawski i to usposobienie do widzenia wszędzie czegoś dobrego lub zabawnego. Stosunek do ludzi także. Ani Thalberg, ani inne wydęte wielkości nie nabiorą go; on nie z takich, co by się dali wziąć na jego piana oddawane pedałem i na jego brylantowe spinki. Nabujać się nie da, w tym jest prawdziwie warszawski.

Ale nie tylko w tym. W znacznie większych i poważniejszych rzeczach. Chowała go Warszawa pomiędzy 10. a 30. rokiem XIX stulecia, w epoce „burzy i naporu”, w epoce rodzenia się tendencji rewolucyjnych i demokratycznych, w epoce wzrastania patriotyzmu i coraz jaśniejszych myśli o drogach do wyzwolenia ojczyzny, walce na całym świecie o sprawiedliwość społeczną i polityczną. Chowała go Warszawa pełna gwaru kawiarni i podziemnego szczęku broni. Chowała go Warszawa prowincjonalna, upokorzona, pełna oburzających kontrastów, ale zawsze żywa, ostro reagująca na każde zdarzenie i o każdym zdarzeniu mająca swoją niezależną opinię. Chopin nie był politykiem i nie bardzo rozumiał, co się właściwie naokoło niego dzieje. Ale wrażliwym sercem Polaka i artysty wchłaniał tę atmosferę, wyczuwał ją nerwami, odgadywał artystyczną intuicją.

Tak samo wyczuwał atmosferę Europy, i jego romantyczna twórczość jest także odbiciem ogólnych, europejskich prądów nurtujących te zadziwiające dziesięciolecia wielkiego wieku. Nacisk atmosfery samej sprawiał, że Chopin stał się jej wyrazicielem – podnosząc czasowe, przemijające do wartości wiecznych i ogólnoludzkich. Pośrednikiem pomiędzy Chopinem a szerokim światem i jego myślą była Warszawa. Pośrednikiem pomiędzy nim a Warszawą był jego dom rodzinny. Warto się nad tym osobliwym domem poważnie zastanowić. Od niego bowiem zależała niejedna determinanta losu Chopina i losu jego muzyki.

W dotychczasowych pracach o Chopinie zbyt mało zastanawiano się nad tym, jaką drogą formował się charakter, umysł i uczucia tego niezwykłego człowieka. Zbyt często Chopin zjawia się w książkach jak Minerwa z głowy Zeusa, całkiem gotowy. Był to rzeczywiście geniusz bardzo wcześnie dojrzały, ale przecież kształtowały go dom, szkoła, środowisko warszawskie. Wreszcie i styl jego muzyki nie był tylko jego własnym stylem i chociaż od samego zarania nurtowała go – jak pisał do Elsnera – „myśl utworzenia sobie nowego świata”, to przecież do utworzenia tego świata używał materiałów znanych już przed nim i zapożyczonych. Czerpał pełnymi garściami z dzieł Hummla, Fielda, Marii Szymanowskiej. Tak samo jego świat wewnętrzny, jego sposób myślenia i czucia, składał się z elementów wykształconych w nim przez otoczenie, przez społeczeństwo.

Nazwałem dom Chopinów domem osobliwym. Jest to jeden z nielicznych przykładów domu rodzinnego, w którym poszczególnych jego członków łączył stosunek wprost niezwykłego zżycia się i przywiązania. Podczas kiedy Beethoven musiał walczyć z ojcem-pijakiem, Bach, osierocony tak wcześnie, zdany był na łaskę i niełaskę brata, Chopin w gnieździe rodzinnym otoczony był serdeczną miłością matki, ojca i sióstr. Chociaż o tym wie każdy chopinolog, jednak uwaga, jaką dotychczas poświęcano rodzinie Fryderyka, była niedostateczna. Brak nam na przykład jakichś obszerniejszych prac o jego siostrach. A przecież stosunek Chopina do Ludwiki Jędrzejewiczowej, powiernicy jego młodości, świadka jego miłości do George Sand i świadka jego śmierci, upoważnia nas chyba do tego, aby zająć się tą kobiecą indywidualnością. Jeżeli tak wiele pisuje się o żonach i kochankach wielkich ludzi, o ich matkach, to dlaczego tak mało mówi się o ich siostrach? A przecież właśnie od sióstr zależała atmosfera dzieciństwa takich artystów, jak Chopin lub Szymanowski.

Bardzo mało uwagi poświęcono również rodzicom Chopina. Ostatnio dzięki odnalezieniu młodzieńczego listu Mikołaja Chopina i ostatecznemu ustaleniu jego pochodzenia wiemy coś niecoś o ojcu Fryderyka, lecz jeszcze stanowczo za mało. A przecież samo przestudiowanie jego listów do syna daje nam już obfity materiał do charakterystyki jego osobowości. O matce Chopina nie wiedzieliśmy do ostatnich czasów nic; trochę światła na jej pochodzenie rzuciło odnalezienie metryki, ustalając zarazem ostatecznie datę jej urodzin.

Mimo wszystkie świeżo wydobyte dokumenty losy ojca Fryderykowego, Mikołaja Chopina, nie są dla nas całkiem jasne. Wiemy już teraz, że urodził się w wiosce Marainville w Lotaryngii (dzisiaj departament Vosges), z ojca Franciszka i matki Małgorzaty z domu Deflin. Wiemy także, że Marainville stanowiło jeden z majątków Michała Paca, wielmoży polskiego, który zapewne znalazł się w Lotaryngii dzięki tym więzom, jakie łączyły to księstwo z Polską przez króla Leszczyńskiego. Tym sposobem młody Mikołaj Chopin znalazł się od samego dzieciństwa w zasięgu zainteresowań polskich. Z administratorem interesów Michała Paca, niejakim Adamem Weydlichem, już jako młodziutki chłopiec przybywa do Polski. Zajmuje się tutaj sprawami Paców, pracuje widocznie w zarządzie ich dóbr. W liście pisanym z Warszawy do rodziców w roku 1790 pisze, że ostatnio „miał właśnie udać się do Strasburga, aby zakończyć wspomniane interesa w imieniu Pana Weydlicha”, ale przeszkodził mu w tym wybuch rewolucji francuskiej. Widać, że już mając dziewiętnaście lat, zasługiwał na całkowite zaufanie swych przełożonych, skoro powierzano mu załatwienie spraw pieniężnych za granicą. Z czasów tego urzędowania datuje się zapewne obznajomienie Mikołaja Chopina ze sprawami bankowo-finansowymi, jako też i zainteresowanie się nimi. Bo że jego zamiłowanie do oszczędzania, do którego wielokrotnie i bezskutecznie namawiał syna, można położyć na karb jego francuskiego pochodzenia, to jest rzecz niewątpliwa.

Ale tutaj kończą się wszystkie zdarzenia młodości Mikołaja Chopina, o których wiemy. Dalej zaczynają się same znaki zapytania. Przede wszystkim skąd wzięła się ta kultura umysłowa, którą Mikołaj Chopin przejawia w swoich listach do syna? Skąd ta ogłada i wykształcenie, które sprawiły, że pensjonat dla chłopców prowadzony przez państwa Chopinów był tak „renomowany” w Warszawie, a Fryderyk był jednym z najlepiej wychowanych ludzi w Europie? Że Mikołaj Chopin musiał się kształcić w jakiś sposób już w czasie pobytu w Polsce, to nie ulega wątpliwości. Wystarczy porównać jego francuszczyznę z listu pisanego w roku 1790 z francuszczyzną bezbłędną i wykształconą na świetnej prozie XVIII wieku, jaką pisał listy do syna w czterdzieści lat później. Miał wybitne zdolności językowe – u Francuzów dość rzadkie – skoro mógł w późniejszych czasach być wykładowcą języka niemieckiego. ­Język polski opanował całkowicie i czasem łatwiej mu było pisać po polsku niż po francusku. Wierszyk, który ze wzruszającą czułością i niepokojem skomponował po polsku dla Fryderyka, świadczy także o tym, że czytywał polskich poetów XVI wieku, a co najmniej kantyczki polskie drukowane po książkach do nabożeństwa, skoro używa w tym wierszu rymu „piórem” – „już wiem”. Bo chyba to jeszcze nie jest próba asonansu ani też przewidywanie poezji „skamandrytów”.

W dalszym ciągu wciąż jeszcze nasuwają się pytania. Dlaczego Mikołaj, który we wspomnianym liście do rodziców lęka się zmobilizowania do armii francuskiej i pisze, że „będąc tu na obcej ziemi i robiąc na niej pomalutku moją karierę (mon petit chemin), porzuciłbym ją z żalem, aby zostać żołnierzem nawet chociażby i w ojczyźnie” – w trzy lata potem wstępuje w szeregi insurekcji kościuszkowskiej i bierze udział w walkach na Pradze jako żołnierz Kilińskiego? Czy czyni to dla owego opiekuna, Weydlicha, który go zasypuje łaskami – „n’a que trop de bontés pour moi” – czy też powodowany uczuciami patriotyzmu w stosunku do przybranej, na całe już życie ukochanej ojczyzny?

Jeśli tyle pytań musimy postawić, gdy chodzi o zewnętrzne fakty z życia Mikołaja Chopina, to jego umysłowość i charakter rysują się w zachowanych po nim listach zupełnie wyraźnie. Pomimo swego pochodzenia od lotaryńskich wieśniaków i małżeństwa z polską szlachcianką Mikołaj Chopin jest typowym przedstawicielem mieszczaństwa, tego mieszczaństwa, które odniósłszy zwycięstwo we francuskiej rewolucji, na pewien czas staje się elementem postępu w całej Europie i pomiędzy rokiem 1815 a 1848 wywiera decydujący wpływ na jej losy. Zagnany do Warszawy i związany z rozwojem burżuazji polskiej, Mikołaj Chopin staje się takim samym warszawskim mieszczaninem jak i inni – zupełnie przypadkowo w Warszawie zamieszkali – przedstawiciele tej klasy, którzy taki wpływ mieli na rozwój naszej kultury. Nie darmo jednym z najbliższych znajomych Chopinów i częstym gościem w ich salonie był Samuel Bogumił Linde – twórca słownika polskiego – typowy mieszczanin warszawski, tak samo jak Kolberg czy Elsner.

Umysł Mikołaja Chopina odznacza się wielką jasnością, niepozbawioną pewnej oschłości; posiada zdolność właściwej oceny ludzi, umiejętność chwytania egoistycznych i czysto materialnych pobudek ich czynów. Umie godzić się z faktami dokonanymi i przystosowywać do nowych warunków. Wydaje się również, że Mikołaj sceptycznie odnosi się do wiary, chociaż nigdy nie zabiera otwarcie głosu w tej materii – zapewne nie chcąc urażać żony. Cytata, zresztą nieścisła, z Woltera z powołaniem się na utwór (Candide), zdradza źródło tego sceptycyzmu, a może i całego ukształtowania umysłu. Rzeczowe, bardzo skrupulatne traktowanie spraw pieniężnych wynika po prostu ze struktury charakteru. Umiejętność oszczędzania zadziwiająca: z nauczycielskiej pensji i z zarobków w prowadzonym przez siebie pensjonacie potrafi zebrać 20 tysięcy rubli, pożyczonych – oczywiście na wieczne nieoddanie – pupilowi swojemu, Michałowi Skarbkowi. Otoczony jest miłością żony i dzieci, nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że w stosunku tym nad miłością przeważa szacunek. I żona, i dzieci boją się trochę oschłego papy. Pani Justyna zaciąga dług, o którym woli nie mówić mężowi; raczej już zwróci się do przebywającego tak daleko i ciężko pracującego syna – w domu nie przyzna się do tego pieniężnego przestępstwa. Możemy sobie wyobrazić, jak solidny Lotaryńczyk traktował tak lekkomyślną sprawę, jak zaciąganie długów bez widoku na ich oddanie.

Kultura jego, jak cała kultura mieszczańska, podług określenia Hipolita Taine’a, opierała się na „zaufaniu do rozsądku indywidualnego i na kulcie rzeczowości, konkretu, spraw niewątpliwie pewnych”. Stąd jego oportunizm.

Osiemnastowieczny w całej swej strukturze – Mikołaj Chopin i w swoich gustach muzycznych pozostał wierny swej epoce: jak Fryderyk II, protektor Bacha i twórca pruskiej potęgi, grywał na flecie. Podziwu godna jest jednak jego kultura i inteligencja, której dał dowody, doceniając wartość sztuki syna, choć ta, ściśle biorąc, należała już zupełnie do innej epoki. Widać z tego, że Mikołaj Chopin nie ograniczał swojego horyzontu myślowego.

Jak z najrozmaitszych okoliczności wnioskować by należało, ojciec Fryderyka należał do owoczesnej masonerii warszawskiej. Prawdę powiedziawszy, mało kto z wybitniejszych działaczy tej epoki „Królestwa Polskiego” do tajnych stowarzyszeń nie należał. Chopin-ojciec zapewne brał udział w zebraniach kółek o konserwatywnym charakterze, gdyż opinie polityczne wyrażane w listach do syna tchną kompletnym niezrozumieniem ruchów wolnościowych. Czy sam Fryderyk należał do masonów – pozostaje kwestią otwartą. Stosunki przyjacielskie z Wojciechem Grzymałą, z bankierem paryskim Léo – zdawałyby się na to wskazywać.

Silna indywidualność starego Chopina, doskonałego ponadto pedagoga, który potrafił utrzymać w ryzach powierzonych jego opiece paniczyków, dominowała w domu. Jego tonowi, wykwintnemu, powściągliwemu w okazywaniu uczuć, jego chłodnemu opanowaniu przeciwstawiał się całkowicie ton matki, gospodyni domu. Że Mikołaj doceniał wartość jej uczucia, że czuł może nawet swoje braki w tym względzie, dowodzą fragmenty jego listów. „Znasz przecie jej tkliwość” – pisze w jednym z nich do Fryderyka o matce.

Niestety, jak już wspominaliśmy, z całej rodziny Chopina najmniej o niej wiemy, a powinniśmy przecie wiedzieć najwięcej. Wpływ matki na Fryderyka musiał być najtrwalszy i najznaczniejszy. Niedostatek wiadomości, jakie o niej mamy, pochodzi stąd, że odznaczała się widocznym piórowstrętem. Pomiędzy listami Mikołaja Chopina i sióstr Fryderyka listów pani Justyny zachowało się zaledwie parę. A że nie zaginęły one, lecz w ogóle nie powstały, świadczy to, iż Mikołaj zawsze przemawia w jej imieniu, a w zakończeniu wielokrotnie dodaje: „Twa matka i ja ściskamy cię serdecznie”.

Do niedawna nie wiedzieliśmy nawet, kiedy i gdzie się urodziła. Powiadano tylko, że była krewną Skarbków. A juścić, była, widać, krewną, skoro ją Skarbkowie, Eugeniusz i Justyna – skądinąd zdaje się nieznani – do chrztu trzymali i nawet po pani Skarbkowej imię swoje, tak bardzo sentymentalno-osiemnastowieczne, Karpińskiego przypominające, otrzymała. Ale widać, że z rodziny była „podupadłej”, skoro nazwisko jej matki wcale nie jest wymienione. Nie wiemy także, w jakim charakterze bawiła u pani Skarbkowej w Żelazowej Woli, gdzie już jako starzejąca się na owe czasy panna (dwadzieścia cztery lata!) poślubiła o jedenaście lat od siebie starszego „guwernera”, Francuza, co dla szlachcianki było wtedy wielkim mezaliansem; nawet wziąwszy pod uwagę, że pani Skarbkowa, przy której „na respekcie” przebywała panna Justyna, sama była mieszczanką, córką toruńskiego bankiera, a na dobitek rozwódką i tylko Fenger z domu. Ze wszystkiego można wnioskować, że było to małżeństwo z miłości. Świadczy o tym niezwykle zgodne pożycie, harmonijny i łagodny stosunek obojga małżonków i ten ciepły ton, jaki panował przy ich ognisku domowym. Świadczy też o tym kult, jaki zachowali do miejsca pierwszych swych spotkań, do Żelazowej Woli, i do kościoła w Brochowie, gdzie ślub brali. Gdy przyszła chwila małżeństwa Ludwiki, najstarszej ich córki, wyznaczyli na miejsce obrzędu ten właśnie kościół. Ludzie nieszczęśliwi w małżeńskiej miłości nie pragną, aby ich dzieci wchodziły w życie przez te same co i oni wrota.

Fryderyk był bardzo przywiązany do matki. Teresa Wodzińska pisze w jednym z listów do niego: „ty, który tak dobrym jesteś synem”. Na miłość tę zasłużyła swą dobrocią i swoim uczuciem. Kiedyś syn sąsiadki Chopinów, w tym samym mieszkający domu, jako emigrant zabłąkał się do Paryża. Na prośbę matki pisze Ludwika Fryderykowi, aby go zechciał przyjąć u siebie, bo na cudzej ziemi tak miło jest spotkać kogoś znajomego. Fakt ten świadczy o wielkiej delikatności uczuć pani Chopinowej, ale także o wielkim jej piórowstręcie, skoro w tej sprawie sama do syna nie pisze, tylko wyręcza się córką. Z zachowanych słów samej pani Justyny wynika, iż była ona osobą bardzo religijną, po staroświecku pojmując religię. Poza tym wiemy, że była muzykalna, grała na fortepianie i pięknie śpiewała…

Niewątpliwie jednym z najpilniejszych zadań naszych chopinologów będzie zajęcie się szczegółowe zarówno biografią, jak i charakterystyką matki naszego kompozytora. Pomimo burz, które raz po raz szaleją nad naszą ojczyzną, pomimo straszliwych spustoszeń, jakich dokonała ostatnia wojna pośród materiałów chopinowskich – od czasu do czasu odnajdują się jeszcze bezcenne dokumenty ocalałe od pożogi. Dość powiedzieć, że tak kapitalne papiery, jak metryka chrztu pani Justyny i list Mikołaja do rodziców, odnalazły się już po ostatniej wojnie, ten ostatni co prawda we Francji, ale i Francja przechodziła przez wielkie wojenne tarapaty, zwłaszcza rodzinna okolica pana Mikołaja.

Tak samo bardzo mało wiemy o siostrach Chopina. A wiązała go z nimi serdeczna zażyłość, to jakieś koleżeństwo, zżycie się i rozumienie, które jedynie pośród kochającego się rodzeństwa jest możliwe. Coś z tej czarownej atmosfery, którą tylko Tołstoj potrafił odtworzyć. Kiedy się czyta listy rodzeństwa Chopinów, kiedy się słyszy o ich zabawach, naradach, przedstawieniach teatralnych, mimo woli przypomina się rodzeństwo Rostowów z Wojny i pokoju – mimo całej różnicy obyczajowości, mimo olbrzymiej różnicy sfery: tam jest to magnateria, tu skromne mieszczaństwo. Ale ta sama kultura, to samo życie umysłowe – wyhodowane na francuszczyźnie – i do pewnego stopnia to samo oderwanie się od rzeczywistości. Nawet jest tutaj odpowiednik Sonieczki, owa Zuzka, na której temat Nowaczyński nazmyślał tyle nieprawdopodobnych bredni, obciążając nimi na dobitkę starego Kolberga.

Zuzka była zapewne nie służącą, wiejską dziewczyną, ale krewną pani Justyny, przyjętą do domu dla pomocy w zarządzaniu kłopotliwym bądź co bądź pensjonatem dla paniczyków. Chopin wspomina o niej w swych listach parę razy, ale w tych wzmiankach traktuje ją na równi z siostrami, czego mimo wszystko nie czyniłby, gdyby to była „niania”, „mamka”, „piastunka” czy coś w tym rodzaju.

Jane Stirling, dobrze poinformowana o stosunkach rodzinnych Chopinów, w listach do Ludwiki nazywa ją tante Susanne i widać uważa ją za pełnoprawnego członka rodziny, skoro składa w jej imieniu wieniec na grobie Fryderyka, tak jak to czyniła w imieniu wszystkich pozostałych. Chopin nie potrzebował też od Zuzki uczyć się wiejskich piosenek. Wystarczyły mu na to Żelazowa Wola, Szafarnia, Pęcice – a wreszcie sama pani Justyna, która na pewno śpiewała przy fortepianie nie tylko wiejskie piosenki, ale też i dworkowe, i miejskie, warszawskie, sentymentalne czy patriotyczne – które miały dla twórczości Frycka olbrzymie znaczenie, o czym się bardzo rzadko dotychczas mówiło. Ludwika jest typową warszawianką: gadatliwa, sentymentalna, ale inteligentna. To, że mogła zaprzyjaźnić się z tak wysoko na szczeblu kultury umysłowej stojącą osobą, jak George Sand, świadczy bardzo pozytywnie o jej zdolnościach, o jej wykształceniu.

Ludwika, jako starsza siostra, była poniekąd opiekunką Chopina, udzielała mu pierwszych wskazówek przy fortepianie. Była bardzo muzykalna. Była powiernicą Chopina i często ona jedynie znała młodzieńcze sekrety brata, tajemnice jego serca i kieszeni, słuchała zwierzeń twórczych i wirtuozowskich Fryderyka. Ona go odwiedzała w Nohant i w Paryżu, ona pośpieszyła na bolesne wezwanie brata, aby być przy jego śmierci. Odblask wielkiego serca i promiennego umysłu Fryderyka, odblask jego muzycznego geniuszu padał przede wszystkim na tę siostrę. Ważniejsza od kochanek, bardziej oddana od najbliższych przyjaciół – była właściwie tą „kobietą Chopina”, której nie dane mu było znaleźć wśród tych, co go kochały miłością zmysłową, wyimaginowaną i szybko gasnącą.

Osobie tej poświęcano dotychczas słowa pośpieszne i dorywcze. Norwid tylko ołówkiem narysował jej profil, tak przypominający rysy brata. Nie zastanawiano się nad tym, jak olbrzymią rolę odegrała ona w życiu Fryderyka. Na razie była to pannica, którą Frycek, bardzo kochając, nieco może lekceważył. Obie siostry Chopina były bardzo kobiece, gadatliwe – nazywał je „babami plotkarkami” – z najmilszym wszakże uśmiechem. Ale małżeństwo, dzieci zmieniły ją, stała się z wolna matroną, damą, poważną kobietą. George Sand, Jane Stirling kochały ją. Ona była reprezentantką rodziny po śmierci Mikołaja Chopina i głową osieroconej familii. W jednym ze swoich listów Izabela Barcińska tak pisze do brata o Ludwice: „Żałuję, zawsze żałuję, że Ty Ludwiki jako kobiety w towarzystwie już pewną funkcję piastującej, to jest żony i matki, nie znasz; ­przywiązanie do niej Twoje bez wątpienia zwiększyłoby się, bo trudno znać ją i co dzień mocniej jej nie kochać, nie cenić jej duszy!”.

Ma Ludwika swoistą filozofię, zresztą bardzo francuską, czy to wrodzoną, czy wykształconą przez czytanie francuskich klasyków XVII wieku, La Rochefoucaulda i La Bruyère’a. Interesuje ją ogromnie człowiek, charakter człowieka i stosunki międzyludzkie. W listach jej co chwila z tych zastanawiań się wynikają sentencje – bardzo galickie. Mówiąc o dawnych wychowankach Mikołaja Chopina – Michale i Fryderyku Skarbkach – powiada na przykład: „Najlepszy sposób zepsucia ludzi jest najczęściej, żeby im się dobrze ; w miarę, jak przybywa kruszcu, serce twardnieje i z wolna także się w minerał albo i kamień przeistacza”. Takich sentencji u Ludwiki jest dużo. Widać z nich, że nie ma żadnych złudzeń co do ludzi.

Listy jej są zadziwiające. Są one istną, jak gdyby utrwaloną na płycie gramofonowej notacją żywej mowy. Czasami wprost się nie rozumie zdań w nich napisanych. Dopiero gdy je głośno odczytamy, trafimy na cały ich sens. Dla historyków języka, dla pisarzy, którzy by chcieli odtworzyć tok mowy z owej epoki, listy Ludwiki Jędrzejewiczowej to skarb prawdziwy. Znajdujemy w nich świeże, znakomite warszawskie wyrażenia. Skróty zdań przewyborne, mające jeszcze coś z XVIII wieku, z Zabłockiego na przykład, a już zdrowe i jędrne po naszemu. Nic sztuczności, nic pozy. Musiała to być osoba o niezwykłej naturalności, miała też zapewne trochę tego czaru wykwintnej prostoty, tak charakterystycznej dla jej brata. „Elsner powiada, że gdyby innym sposobem ta propozycja była zrobiona, nie tak prędko by się na niej było można poznać, ale tak widać łapkę” – powiada Ludwika w jednym z listów o oburzającej propozycji Kalkbrennera kształcenia Chopina „na artystę” jeszcze przez trzy lata. Owo „tak widać łapkę” – znakomite powiedzenie, godne Fredry.

Bardzo interesująca ta kobieta, powiernica Chopina, z dumą donosi bratu, że dopisek w liście do rodziców, dla niej tylko przeznaczony, natychmiast mimo ich gniewu zmazała. A w innym, zdefektowanym liście powiada: „ potrzebę, to do mnie osobną włóż karteczkę…; domyślając się, nie wszyscy na jedną myśl wpaść mogą, lepiej będzie, jak jedno prawdę wiedzieć będzie”.

Być może – ona jedna o Chopinie „prawdę wiedziała”.

Zupełnie inna, o wiele prostsza jest Izabela Barcińska. Wydana za kostycznego urzędnika, o którego charakterze Feliks Wodziński niepocieszające pisze zdania do Fryderyka, bezdzietna, trochę zmęczona oschłością ojca i „wiecznym zmartwieniem” pani Justyny – pisze pewnego razu: „stąd więc dobry humor i rozkosz (jakkolwiek u nas rzadka)”. W tym jednym westchnieniu wiele się zamyka z losu biednej kobiety. Frycka nie widziała po jego wyjeździe z Warszawy nigdy. Zawsze była jak gdyby na dalszym planie, w uczuciach swych ograniczająca się do uwielbiania rodziców, a zwłaszcza obojga rodzeństwa. Muzykalna, uczyła się utworów brata „dla siebie”. Pisząc kiedyś o tym grywaniu utworów Chopina, powiada: „Nb. nikt tego nie słucha, tylko my, bo Ciebie kochamy; bo ja nie dla kogo, a raczej nie dla popisu się Twoich rzeczy uczę, tylko żeś mój brat i że nic nie odpowiada mej duszy tyle, ile Ty”.

A o biednej Emilce tak mało wiemy! Mamy tylko jedną, jakże nieładną jej podobiznę. W albumie Chopin w kraju mamy szereg jej listów dziecinnych. A przecież pisywała i wiersze, i komedyjki, i po francusku, i po polsku. Co byśmy dzisiaj za to dali, gdybyśmy mieli jakąkolwiek fotografię czy rysunek z owych dramacików grywanych dla rodziców na imieniny przez Frycka i Emilkę, przy akompaniamencie fortepianowym poważnej Ludwiki!

Ale chociaż nie znamy żadnych szczegółów tych przedstawień, wiemy, że Fryderyk kochał najmłodszą siostrzyczkę: datując list w rocznicę jej zgonu, wspomina ją z westchnieniem. Wszystko to razem daje nam jednak wejrzenie w to środowisko domowe, ładne, „gemütlich”, spokojne – bynajmniej nie dramatyczne i bardzo mieszczańskie. Dom i rodzina nadawały dzieciństwu i młodości Chopina ów miękki ton szczęścia, owo ciepło, którego mu potem w życiu tak bardzo miało brakować.

Do rodziny tej wszedł nowy człowiek, z którym się Chopin, jak pisze Elsner, „przez kochaną Ludwikę połączył”, szwagier jego, Kalasanty Jędrzejewicz: potem przybywa drugi, Antoni Barciński. Obu znał Fryderyk od dzieciństwa, z obydwoma łączyły go zażyłe, ale niekoniecznie bliskie stosunki. Kalasanty – „le bon Calasante” – jak go George Sand nazywa – był żywszą, bardziej interesującą postacią. Miał pewne zainteresowania intelektualne i techniczne. Barciński, któremu przypadła poważna funkcja zawiadomienia Chopina o zgonie ojca i opisania jego śmierci, zdaje się być bardzo oschłym człowiekiem, traktującym swe listy jak urzędowe raporty. Zresztą listowi jego niepodobna odmówić zalet literackich.

Jednakże jak bardzo daleki on jest od dramatycznego wykrzyku Ludwiki, piszącej do męża po śmierci Fryderyka: „O mój najdroższy – już go nie ma”!dawniej osoba dzierżawiąca coś od kogoś (przyp. red.)

Chodzi o lokalną odmianę tańca z ziemi dobrzyńskiej (przyp. P.M.).

Frycek żartobliwie zapisuje fonetycznie zwroty francuskie: un mal de nez – ból nosa, un coup de râteau – cios grabiami, estampe – tutaj: rycina (przyp. P.M.).

kiulotki – z fr. culotte, majtki, gatki; kort – gatunek tkaniny; rojalny – królewski (przyp. P.M.)

Tak czasem nazywał Białobłockiego Fryderyk (przyp. P.M.).

„Lustige Blätter” (z niem. komiczne strony) – wydawany w Berlinie od około 1885 roku humorystyczny tygodnik oparty na satyrycznych rysunkach (przyp. P.M.).

Pragnąłbym Pana jak najrychlej w doskonałym zdrowiu uściskać i serdecznie ucałować, pozostaję z prawdziwą miłością i poważaniem, twój wierny przyjaciel – Wojciech Żywny.

przyjaciel i sługaZ aktu chrztu wynika, że najpierw odbył się chrzest „z wody”, zapewne w domu, pośpiesznie, wkrótce po urodzeniu, uroczyste dopełnienie ceremonii, z udziałem księdza, mogło zaś nastąpić bądź w Żelazowej Woli (jak chce Autor), bądź w kościele brochowskim. Wówczas sporządzono metrykę chrztu oraz cywilny akt urodzenia.

Spór o datę urodzenia pozostaje nierozstrzygnięty. Dwa zachowane do dziś dokumenty (metryka chrztu i cywilny akt urodzenia) wskazują na 22 lutego 1810, co stoi w sprzeczności z kultywowaną w rodzinie i bliskim otoczeniu Chopina datą 1 marca. Istnieje też wątpliwość co do roku: oficjalnie przyjmuje się dziś datę 1810, podczas gdy liczne świadectwa i przesłanki wskazują na rok 1809 (podawany zresztą w najwcześ­niejszych pracach o Chopinie). Szczegółową analizę źródeł dotyczących daty urodzin kompozytora znajdzie czytelnik w artykule P. Mysłakowskiego i A. Sikorskiego Okoliczności urodzin Fryderyka Chopina. Co mówią źródła, „Ruch Muzyczny” 2002, nr 20.

Chodzi o „pensję”, czyli domowy internat z nauczaniem, prowadzony zwyczajowo dla kilku–kilkunastu uczniów przez profesorów Liceum, także przez Mikołaja Chopina. Pensje stanowiły element systemu edukacyjnego i były pod nadzorem inspektorów szkolnych. Najliczniejsze z nich miały do sześćdziesięciu pensjonariuszy; pensja Chopinów liczyła zaledwie kilku, przez co cieszyła się wysoką reputacją, m.in. ze względu na „rodzinny” charakter opieki.

Już wprowadzony w 1807 roku Kodeks Napoleona nakładał na ojca obowiązek zgłoszenia narodzin dziecka w terminie do trzech dni, później przedłużonych do siedmiu.

W rzeczywistości chodzi o prawobrzeżną ziemię dobrzyńską, w różnych epokach łączoną administracyjnie z lewobrzeżnymi Kujawami, skąd pochodziła matka Chopina.

Pęcice nabyli Marylscy wiele lat po wyjeździe Chopina z kraju. Odwiedziny u Marylskich w Książenicach (ich poprzednim majątku) sugeruje, jednak bez dowodów, T. Frączyk, Warszawa młodości Chopina, Kraków 1961.

Pisze o tym P. Mysłakowski, Środowisko wychowawcze Fryderyka Chopina, w: Jan Ekier. Artysta stulecia w darze Chopinowi. Księga dedykowana Janowi Ekierowi z okazji jubileuszu setnej rocznicy urodzin, red. I. Poniatowska, Warszawa 2013.

Siostrom – głównie Ludwice i Emilce – poświęcił swe prace belgijski badacz André Clavier: Emilia Chopin. Questions critiques suivies d’une édition complète de témoignages et documents, Lens 1974 oraz Dans l’entourage de Chopin, Lens 1984. Sporo wiadomości znajdzie czytelnik w Korzeniach.

Szczegółowe losy francuskiej rodziny Chopina opisuje P. Mysłakowski, Rodzina ojca Chopina. Migracja i awans, Warszawa 2002, natomiast losy rodzin polskiej i francuskiej – P. Mysłakowski i A. Sikorski, Korzenie.

Michał Jan Pac był jednym z głównych przywódców konfederacji barskiej i po jej upadku schronił się przy dworze francuskim; jego sekretarzem (a później administratorem zamku w Marainville) był Adam Weydlich. Po śmierci Paca (1787, Strasburg) Weydlich z rodziną wyjechał do Warszawy w końcu 1787 roku, zabierając ze sobą szesnastoletniego Nicolasa Chopina, w którego wykształcenie włożył sporo osobistego wysiłku.

Jest to mało prawdopodobna legenda rodzinna. Jako młody mieszkaniec Warszawy Mikołaj Chopin raczej został urzędowo wcielony do oddziałów „milicji mieszczańskiej” (cywilnej obrony stolicy), powołanej przez prezydenta miasta w obliczu spodziewanego szturmu wojsk rosyjskich. Mógł tutaj pełnić funkcję „setnika”, która nie istniała w oddziałach regularnych wojsk Kościuszki. Zob. Korzenie, s. 151–155.

Michał Skarbek dług ten odziedziczył po swojej matce, wraz z Żelazową Wolą. Po jego samobójczej śmierci przez pewien czas toczyły się spory z Chopinami. W końcu dług został uregulowany przez nowego nabywcę majątku, Józefa Wiśniewskiego. Pisze o tym Mariola Wojtkiewicz, Dług Skarbków zaciągnięty u Mikołaja Chopina, „Ruch Muzyczny” 2008, nr 4. Osobną sprawą są pożyczki udzielane Fryderykowi Skarbkowi przez Mikołaja Chopina – sam Skarbek notuje, że co miesiąc chadzał do państwa Chopinów, by oddać ratę sto złotych z odsetkami. Zob. F. Skarbek, rękopisy w zbiorach Biblioteki Ossolineum we Wrocławiu, sygn. BOss 5542 i nast.

Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu na „masońskie filiacje” Mikołaja Chopina ani tym bardziej Fryderyka. Faktem jest jednak, że obaj żyli wśród wybitnych wolnomularzy polskich, których wpływ intelektualny musiał być znaczny. Rozważa ten temat Iwona Siedlaczek w: Masońskie korzenie osobowości artystycznej Fryderyka Chopina, „Wolnomularz Polski” 2000, nr 30.

Wiedza o pochodzeniu Justyny Tekli Chopinowej, z domu Krzyżanowskiej (1782–1861), poszerzyła się w znacznym stopniu w ostatnim dwudziestoleciu. Justyna była młodszą córką niezamożnego szlachcica Jakuba Krzyżanowskiego (ok. 1729–1805) i Antoniny Kołomińskiej (1742–1812). Urodziła się w Długiem, w dobrach izbickich należących do Skarbków, gdzie jej ojciec przez ostatnie ćwierć wieku XVIII pracował m.in. jako administrator i dzierżawca folwarków. Przypuszczalnie po śmierci ojca w 1805 roku Justyna znalazła się w Żelazowej Woli, zatrudniona przez hrabinę Skarbkową do pomocy w gospodarowaniu i opiece nad dziećmi. W pół roku później zawarła małżeństwo z guwernerem Mikołajem Chopinem. Wbrew uporczywej legendzie nie ma pokrewieństwa między Justyną Chopinową a Skarbkami, jedynie dawna zażyłość między tymi rodzinami na przestrzeni dwóch–trzech pokoleń. Był to stosunek pracodawcy do pracownika o charakterze bliskiej przyjaźni. Zob. Korzenie, s. 25–39.

Justyna z Dąmbskich Skarbkowa była pierwszą żoną Kacpra Skarbka i bratową Eugeniusza, starszego syna kasztelana inowrocławskiego Jana, właściciela dóbr izbickich. Eugeniusz ożeniony był z Agnieszką z Dąmbskich, z którą miał córkę Wiktorię, znaną nam z dedykacji pierwszego drukowanego utworu Chopina, Poloneza g-moll (1817). Z pamiętników Fryderyka Skarbka wiemy, że Agnieszka po separacji z mężem, wraz z córkami Izabelą (zmarłą wkrótce) i Wiktorią, przez jakiś czas przygarnięte przez hrabinę Skarbkową, mieszkały w Żelazowej Woli w czasie, gdy urodził się tam Fryderyk Chopin. Skłania to do hipotezy, że obecność Wiktorii przy narodzinach Fryderyka była asumptem do późniejszej dedykacji jego pierwszego utworu.

Ludwika Fenger w rzeczywistości nie była rozwódką – natomiast rozwodnikiem był jej mąż Kacper.

Przekonanie, że Justyna Chopinowa w ogóle grała na fortepianie (i to pięknie) nie bierze pod uwagę faktu, że do swego ślubu częściowo żyła w warunkach zbliżonych do chłopskiej chaty. Z fortepianem mogła spotkać się dopiero, gdy pod koniec pobytu na Kujawach zamieszkała z rodzicami przy dworze Skarbków w Izbicy (przy czym inwentarze nie notują tam obecności fortepianu). Należy raczej sądzić, że nigdy nie otrzymała typowego wychowania panienki z dworu szlacheckiego, w tym gry na fortepianie.

Postulat Iwaszkiewicza spełniają, przynajmniej częściowo, prace A. Sikorskiego i P. Mysłakowskiego: Rodzina matki Chopina – mity i rzeczywistość, Warszawa 2000, Korzenie oraz Matka Chopina. Pejzaż biograficzny, Warszawa 2022.

Zob. przyp. 8.

Zuzanna Bielska (ok. 1802–1869) była córką Leona Bielskiego i Marianny Krzyżanowskiej, starszej siostry Justyny Chopinowej. Wcześnie osierocona przez matkę (1811), znalazła się w domu Chopinów, gdzie pomagała w prowadzeniu pensji. Kilkakrotnie wspominana w listach jako „Zuzia” lub „ciocia Zuzia”.

Józef Kalasanty Jędrzejewicz (1803–1853) – prawnik, profesor Instytutu Agronomicznego na Żoliborzu.Ziemia dobrzyńska, często kojarzona z Kujawami, jest regionem, gdzie Chopin zetknął się z kulturą ludową. Na ten temat zob.: P. Mysłakowski, Ziemia dobrzyńska w życiu rodziny Chopinów, Warszawa 2010.

W zbiorach Muzeum Fryderyka Chopina zachowały się tylko trzy numery „Kuriera Szafarskiego” oraz fragmenty dwóch innych, zaginionych, opublikowanych przed drugą wojną światową. Więcej na ten temat w: Korespondencja, t. 1: 1816–1831, noty źródłowe do listów 1, 9, 12–15.

Rękopis prawdopodobnie spłonął w 1918 roku w Żytomierzu wraz z biblioteką abp. Michała Godlewskiego. O losach tego listu zob. Korespondencja, t. 1, s. 115.

Chodzi o Salomeę Borzewską z Ugoszcza i jej córkę Teklę, późniejszą żonę Kazimierza Dziewanowskiego. (W Korespondencji Fryderyka Chopina podano mylnie, że Tekla nie była córką Salomei; zob. Korespondencja, t. 1, s. 115, przyp. 7).

Honorata z Borzewskich (ok. 1800–1868) – córka Ludwika i Salomei (zob. przyp. 4), druga żona Juliusza Dziewanowskiego z Szafarni.

Zapewne Jozafat Borzewski (przed 1777 – po 1825) – brat stryjeczny Tekli Borzewskiej z Ugoszcza (zob. przyp. 4).

Franciszek Ksawery Christiani (1772–1842) – znany inżynier i budowniczy mostów, działający w Królestwie Polskim. Jego córkę Amalię poślubił Konstanty (Kostuś) Pruszak, przyjaciel Chopina.

Jest to całkiem prawdopodobna hipoteza, jednak w pismach Oskara Kolberga nie znajdujemy bezpośredniego jej potwierdzenia.

List ten znany jest tylko z przedruku w „Myśli Narodowej” (Pietrograd 1917, t. 3, nr 1). Autograf do dziś nie został odnaleziony, więc przyczyna błędów w zapisie pozostaje nierozstrzygnięta.

Wyrazem tego jest fakt, że Wilhelm był inicjatorem i pierwszym projektantem epitafium nad sercem Chopina w kościele św. Krzyża. Zob. K. Dorcz, P. Mysłakowski, Dzieje serca Fryderyka Chopina, „Rocznik Chopinowski”, t. 26, Warszawa 2018.

W późnych latach życia Oskar Kolberg mocno się angażował w sprawy biografii Chopina, którą zamierzał napisać. Skończyło się tylko na bogatej wymianie listów z Marcelim A. Szulcem z Poznania, któremu korygował liczne fragmenty jego książki Chopin (Poznań 1873). Korespondencję tę opublikowano w: O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 66: Korespondencja, Wrocław 1968, cz. 3, aneks 7, s. 724–729. Warto przypomnieć, że Kolberg opublikował dłuższe wspomnienie o Chopinie już w kilkanaście dni od śmierci artysty. Zob. Rozmaitości. Fryderyk Chopin, „Gazeta Warszawska” 1849, nr 293 (5.11), s. 3–4 oraz nr 294 (6.11), s. 3–4.

Jan Białobłocki (ok. 1806–1828) był synem Jana i Katarzyny Zbijewskiej, późniejszej żony kapitana Antoniego Wybranieckiego, właściciela Dobrzynia i Sokołowa w pobliżu Szafarni. Kolega Fryderyka z pensji i z Liceum, studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

Iwaszkiewicz, pisząc o „półtorarocznej luce w korespondencji”, ma na myśli okres między wysłaniem omawianego listu do Białobłockiego z marca 1827 roku a listem do Tytusa Woyciechowskiego z 9 września 1828 roku. Nowsze badania wskazują, że pomiędzy nimi Chopin napisał przynajmniej jeden list, wysłany z Kowalewa do rodziny w Warszawie, datowany przez badaczy znanych Iwaszkiewiczowi na 1825 rok (na podstawie informacji od siostry kompozytora Izabeli). Wacław Kmicic-Mieleszyński w 1963 roku wykazał jednak, że list ów powstał 6 lipca 1827 roku. Świadczą o tym data stempla pocztowego (8 lipca – w 1825 roku Fryderyk był jeszcze uczniem Liceum Warszawskiego i wakacje zaczynał dopiero pod koniec miesiąca, nie mógłby więc przebywać wtedy w Kowalewie) oraz pytanie Chopina dotyczące nowej stancji, co wskazuje na czas po przeprowadzce rodziny do pałacu Krasińskich. Zob. Wacław Kmicic-Mieleszyński, Sprawa pobytu Chopina w Gdańsku, w: The Book of the First International Musicological Congress devoted to the Works of Frederick Chopin, ed. Zofia Lissa, Warszawa 1963, s. 559; Korespondencja, t. 1, s. 224–225. Zapewne w owym półtorarocznym okresie powstał też krótki, niedatowany list do Jana Matuszyńskiego w Warszawie, który na podstawie wzmianki Chopina o przepisywaniu na czysto Wariacji B-dur op. 2 autorzy Korespondencji datują na koniec 1827 lub pierwszą połowę 1828 roku. Zob. Korespondencja, t. 1, s. 231, przyp. 1.

Tytus Woyciechowski (1808–1879) był synem Józefa i Marii Balickiej. Po ukończeniu Liceum i Wydziału Prawa i Administracji objął gospodarowanie w odziedziczonych po matce dobrach Poturzyn w Hrubieszowskiem. Starszy nieco od Fryderyka, stał się dla niego wyrocznią i autorytetem. Obszerny jego życiorys zob. Korespondencja, t. 1, s. 618–622.

To, czy obiektem miłości Tytusa, jak przypuszczali jego znajomi, była rzeczywiście Olesia Pruszakówna, nie znajduje potwierdzenia – w liście Chopina do Woyciechowskiego z 31 sierpnia 30 roku znajdujemy wręcz fragment zaprzeczający tym powszechnym przypuszczeniom: „Wszyscy o Olesi, a nikt o ktosiu mi nie gada” – pisze Fryderyk. „A mnie cieszy, że w mym sercu utopiła się tajemnica, że we mnie koniec tego, czego u Ciebie początek”. Według Bronisława Edwarda Sydowa tajemniczy „ktoś” to Alojza Marianna Petronela Anna Poletyło, przyszła żona Tytusa. Anna miała jednak wówczas dopiero około piętnastu lat, zatem wątpliwe, aby to ona była owym „ktosiem” (zob. Korespondencja, t. 1, s. 390, przyp. 27) (przyp. K.S.K.).

W rzeczywistości Tytus wynajmował kawalerkę w pałacu Chodkiewicza (por. przyp. 7 do rozdz. VI) przy ul. Miodowej 14 (nr hip. 484). W kamienicy Teppera, znajdującej się przy tej samej ulicy (nr hip. 495), zamieszkała po ślubie w 1832 roku Konstancja Gładkowska. Por. P. Mysłakowski, Warszawa Chopinów, Warszawa 2012, s. 133 oraz przyp. 7 do rozdz. IV.

Nie zachował się żaden rękopis Poloneza g-moll. Natomiast wcześniejszego o kilka miesięcy Poloneza B-dur spisał nie Wojciech Żywny, lecz Józef Elsner. Zob. J. Ekier, P. Kamiński, Komentarz źródłowy (skrócony), s. 6–7, w: F. Chopin, Polonezy wydane pośmiertnie, seria „Wydanie Narodowe Dzieł Fryderyka Chopina”, red. J. Ekier, t. 26 B II (przyp. K.S.K.).

Nazwa „konserwatorium” potocznie odnosi się do szkół muzycznych, średnich i wyższych. Warszawskie szkolnictwo muzyczne przechodziło liczne i częste transformacje, a odpowiedzialne za nie instytucje funkcjonowały pod różnymi nazwami. W czasach Chopina „Konserwatorium” był zwykle nazywany Instytut Muzyki i Deklamacji, ulokowany w dawnym klasztorze Panien Bernardynek. O kierowanie Instytutem toczył się spór między Carlem Solivą i Józefem Elsnerem. W rezultacie tego sporu Elsner założył swoją Szkołę Główną Muzyki, na poziomie szkoły wyższej. Umieszczono ją w strukturach Uniwersytetu, a sam Elsner otrzymał tytuł profesora uniwersytetu. Trzyletni kurs, głównie kompozycji, nie wymagał matury (jak Uniwersytet) ani nie prowadził do dyplomu magisterskiego. Chopin nigdy nie uczył się w Instytucie, był natomiast studentem w Szkole Głównej. Ją właśnie – zgodnie z potocznym znaczeniem, a nie nazewnictwem z czasów Chopina – ma na myśli Iwaszkiewicz, pisząc o „Konserwatorium”. Szczegółowe losy warszawskich uczelni muzycznych omawia Z. Helman w: Konserwatorium a Królewski Uniwersytet Warszawski w latach 1821–1831, „Rocznik Chopinowski”, t. 27, Warszawa 2019, s. 87–102.

Iwaszkiewicz czyni tu aluzję do fragmentu listu Chopina do Juliana Fontany z 8 sierpnia 1839 roku: „Woyciechowski do mnie pisał, żebym oratorium komponował. W liście do rodziców odpisałem, czemu fabrykę cukru zakłada, a nie klasztor kamedułów albo dominikanek”; cyt. za: Listy Chopina. Do Juliana Fontany w Paryżu, , czwartek, , w: Korespondencja Fryderyka Chopina, oprac. Bronisław Edward Sydow, Warszawa 1955, t. 1, s. 354.

Zob. przyp. 18.

Temat ten podjęto przy okazji XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w 2005 roku, kiedy to zorganizowano wystawę Fryderyk Chopin i bracia Kolbergowie na tle epoki. Wydano wówczas książkę-album pod tym samym tytułem autorstwa Hanny Wróblewskiej-Straus i Katarzyny Markiewicz. Tamże szczegółowe biogramy Kolbergów i Chopinów oraz bogata ikonografia.

Zob. przyp. 13 do rozdz. I.

Seweryna z Żochowskich, 1° v. Pruszakowa, 2° v. Duchińska (1816–1905) – bratowa Konstantego (Kostusia) Pruszaka, przyjaciela Chopina. Literatka, prowadziła w Warszawie znany salon. Działaczka patriotyczna, po powstaniu styczniowym emigrowała do Paryża.

Zagadnienie to zgłębił Franciszek German m.in. w pracach: Chopin i literaci warszawscy, Kraków 1960, i Muzycy warszawscy okresu młodości Chopina, Katowice 1977.

O. Kolberg, Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, t. 1–86, Warszawa–Kraków–Poznań–Wrocław 1857– . Za życia autora wydano trzydzieści trzy tomy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: