Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Choroby z autoimmunoagresji a ciało-umysł-dusza - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 grudnia 2025
78,75
7875 pkt
punktów Virtualo

Choroby z autoimmunoagresji a ciało-umysł-dusza - ebook

Choroba Hashimoto, alergie, nietolerancje pokarmowe oraz fibromialgia stają się obecnie chorobami epidemicznymi. Autorka przywołuje dziesiątki prac naukowych, ale drąży temat głębiej, włączając ciało, umysł i duszę. Z tej wielkiej syntezy wyłania się nie tylko obraz nas jako wielowymiarowych, ale także przyczyn oraz możliwości profilaktyki dla siebie i na kolejne pokolenia. Ignorancja opisanych problemów już zbiera „żniwa” w postaci tzw. „złamanego mózgu”, który ogarnia biliony osób na świecie.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8440-054-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Powyższe opisy służą wyłącznie celom informacyjnym i edukacyjnym. Podstawowym odniesieniem jest własny organizm i konsultowanie stanu zdrowia z odpowiednim specjalistą.

Książki Autorki, pisane na przestrzeni omal 30 lat są efektem jej naukowej pracy oraz docierania do przyczyn chorób dla tworzenia modelu „Edukacji dla przyszłości”, aby „po pierwsze nie szkodzić w nauczaniu i leczeniu”.

Medycyna stała się w praktyce leczenia bezsilna, widząc chory narząd, a nie człowieka, będącego jednością i całością.

&

Duchowy aspekt doświadczeń ludzkich zjednoczy się nie tylko w medycynie jutra, ale także w zintegrowanych naukach technicznych, biologicznych i humanistycznych oraz ścisłych.

_Prof. dr n. med. Julian Aleksandrowicz_

&

_Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęku,_

_tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie._

Prof. dr n. med. Antoni KępińskiKilka słów o książce

Książka powstała jako odzew na powtarzanie w środowiskach związanych z medycyną, dawno obalonej „prawdy”, że choroby w większości nie mają znanych przyczyn. Dotyczy to szczególnie chorób z autoimmunoagresji.

Już ponad 30 lat temu, pracując naukowo w medycynie, nie mogłam uwierzyć twierdzeniom, że przyczyny chorób są nieznane. _Czy to w ogóle jest możliwe? Kto głosi takie „prawdy”? Kto zatwierdza taką fikcję? Gdzie jest nauka? Od czego jest nauka? Czyżby nie od tego, aby dochodzić do prawdy, poszukiwać zrozumienia tego, co nieznane? Czy istotnie tego nie bada? A może istnieje ogromna luka w wiedzy powszechnej i zjawisko istniejące w całym społeczeństwie (fakt, że ludzie w większości nie czytają) odnosi się też do osób związanych z medycyną, szczególnie lekarzy?_ A przecież ich obowiązkiem jest uczyć się nieustannie!

_A może nauka nie używa wszystkich narzędzi badawczych do odkrycia tego co subtelne, ignorując np. badania fizyki kwantowej? Podobnie ignoruje intuicję, wglądy, prekognicję, a wreszcie emocje i myślenie, przyjmując „stadne myślenie” za swoje i powtarzając dawno nieaktualne poglądy przez długie lata? Kto widział drzewa rosnące bez korzeni? Kto widział skutek bez przyczyny?_

_Czy indywidualna świadomość zatrzymała się ponad 300 lat temu, kiedy przyjęto za dogmat, że człowiek to tylko ciało fizyczne, bezduszna maszyna? Gdzie odnajdujemy się w tym obrazie my, jako jednostki (świadome podmioty), z naszym mózgiem, ale też strukturami przetwarzającymi dane elektryczne na biochemiczny metabolizm? Czy nikt nie myśli, a ten, który odważy się myśleć, jak np. Włodzimierz Sedlak — twórca bioelektroniki, zostaje „wykopany” z niej i nie znajduje w niej miejsca nawet wiele lat po śmierci, bo miał odwagę myśleć „inaczej”?_

Wiele lat temu, przebywając w jednej z wiosek ekologicznych — Findhorn Foundation — w tamtejszej księgarni zauważyłam książkę dr Ursuli Anderson, (brytyjskiej lekarki o dwóch specjalizacjach: psychiatrii i pediatrii, długoletniej przedstawicielki przy WHO) — IMMUNOLOGY OF THE SOUL. THE PARADIGM FOR THE FUTURE. Będąc immunologiem, sięgnęłam po nią natychmiast. Wykształcona jednak w starym paradygmacie, a więc tylko fizyczności, nie zdawałam sobie sprawy, że dusza — moja dusza — w jakiś sposób może być związana z immunologią. Po pierwszym przeczytaniu tej książki już wiedziałam, że jest inaczej.

Ale stare nawyki, poglądy, uwarunkowania są wrośnięte w społeczną tkankę i muszą być z niej wyplenione oraz zastąpione innym paradygmatem, gdyż nie pasują do współczesności, do epoki rozwoju duchowego, zrozumienia istoty Życia i ratowania go przed zagładą czynioną ręką ludzką — w ignorancji ich skutków. Już wtedy byłam psychosyntetykiem — „uprawiałam” psychologię z duszą. Natomiast specjalizacja — immunologia była częścią mnie znacznie wcześniej. Musiałam ją zweryfikować na samej sobie, zrozumieć, po co mi ona była, uświadomić sobie, że nie jestem tylko ciałem, ale całą moją głębią, pokoleniową głębią, a przede wszystkim przekazaną mi pamięcią — _skąd przychodzę, kim jestem i dokąd zmierzam?_

Dr Ursulę Anderson poznałam osobiście w Oksfordzie, gdzie na World Forum w 2012 roku wygłaszała po mnie wykład o „edukacji dla przyszłości” (którą zajmowałam się od lat). Obydwie mówiłyśmy o sprawach podobnych — o traumie dzieci: ja — o swojej — jak wpłynęła na jakość mojego życia i moje badania z tym związane, a ona — o setkach, a może tysiącach innych dzieci, które z powodu swoich traum, zamiast otrzymywać wsparcie i uzdrowienie na poziomie ich duszy — immunizację duszy — są leczone środkami z poziomu fizyczności — nieskutecznie. Pogarsza to dramatycznie ich fizyczny i psychiczny stan, powodując zresztą społeczne zagrożenia w postaci kopiowania pokoleniowych wzorców. O tym pisałam w poprzedniej książce p.t. „_Lustra na pokolenia_”. A przecież ten problem powstał na innym poziomie niż ten, na którym „leczone” są jego skutki — dlatego otrzymujemy takie efekty — brak efektów!

Istnieje na świecie wiele przypowieści, mówiących o tym, gdzie Bóg zakopał w człowieku sekret jego istnienia, istoty życia — miłości. Szukamy ciągle na zewnątrz, ponieważ trudno nam zrozumieć samemu, że on jest zakopany w każdym z nas — w naszej duszy.

Jako immunolog oraz wieloletni naukowiec „z pasji” mam „w genach” poczucie, że stale „wiem, że nic nie wiem”. W związku z tym potrzebuję nieustannie dokształcać się, aby „być na bieżąco”, kopać głębiej, docierając w końcu do istoty problemu — jego przyczyny, pierwszej przyczyny.

Tymczasem wielu absolwentów studiów medycznych kształcenie kończy na studiach, gdzie w podręcznikach znajduje zdezaktualizowane informacje, nieadekwatne do nieustannego postępu wiedzy, natomiast kontynuuje szkolenie w firmach farmaceutycznych, które ukierunkowane są na sprzedaż leków. W czasach moich studiów i pracy zawodowej nie było możliwym, a wręcz nieetycznym, aby lekarz czy farmaceuta zajmował się reklamą leków, gdyż służyły one wyłącznie chorym na określone schorzenia i były „z przepisu lekarza”. Pozostałe produkty apteczne wspomagały proces leczenia, będąc dostępnymi bez recepty, i można o nich było zasięgnąć informacji u farmaceuty w aptece.

Teraz jest inaczej — całe społeczeństwo leczy się samo, a telewizja stała się źródłem informacji o lekach — do stosowania na co dzień, jak też ludzie robią w każdej, nawet dramatycznej sytuacji. A przecież sami nie wiedzą, czy to nie doprowadzi ich do tragicznych skutków na wielu poziomach własnego „ja”!

W przeciągu mojego życia z pewnym niepokojem, a następnie z przerażeniem obserwowałam, jak zawody medyczne same się deprecjonowały, a ich przedstawiciele stawali się sprzedawcami, a wręcz „agitatorami” do zakupu leków, które przecież nie są zwykłymi produktami, jak np. żywność czy kosmetyki, a ponadto mają wiele objawów ubocznych i niepożądanych. Dotyczy to szczególnie sytuacji, gdy są przyjmowane „hurtowo”, od kilku różnych specjalistów. Ci specjaliści nie znają przecież wszystkich preparatów i nie są świadomi nie tylko tego, co przyjmuje pacjent od kogoś innego, ale również tego, jakie mogą zachodzić pomiędzy lekami interakcje. Ponadto ważnym elementem „leczenia” jest wiek pacjenta, i to zarówno dziecka, jak i starszej osoby. Każdy z leków ma tutaj swoje ograniczenia, szczególnie używany „w zespole”.

Z tymi samymi negatywnymi odczuciami obserwowałam przeklasyfikowanie np. środków przeciwbólowych, mających szczególnie wiele wspominanych wyżej ograniczeń, do tzw. preparatów OTC — ogólnodostępnych dla każdego człowieka bez recepty. Ludzie przyzwyczaili się „leczyć samych siebie” oraz rodzinę (w tym dzieci!!!). Serwują im środki, które dawniej były absolutnie zabronione w dawkach, w których obecnie są używane, które również nie były podawane dzieciom ze względu na ich niekorzystne działania na ich rozwój i wpływ na przemiany metaboliczne. Podobnie było z antybiotykami, które lekarze przepisywali przy każdej okazji na przeziębienie czy wirusowe infekcje!

Na skutki nie trzeba było długo czekać. Mamy obecnie kolejne generacje antybiotyków, które nie działają, ponieważ na przestrzeni lat mało kto zlecał badanie zwane antybiogramem. Mamy też „nieznane pokłady” antybiotyków w mięsie drobiu i innych zwierząt rzeźnych, które pobudzają nie tylko antybiotykooporność, ale także są przyczyną wielu alergii i to odzywających się już w kolejnych pokoleniach. A wszystko to miało miejsce w imię skutecznego „leczenia”, jak również pod sztandarem „nauki”, zresztą licznych jej dziedzin.

W przeszłości nauka, a szczególnie medycyna, nie była finansowana przez firmy farmaceutyczne. Każdy naukowiec „uprawiał” naukę jako część swoich zainteresowań. To był jego zawód, za który dostawał pieniądze w ramach swojej pensji. Obecnie nie dość, że robi to na zlecenie, to dodatkowo otrzymywane wyniki mają być zgodne z oczekiwaniami, co zostaje wynagrodzone dodatkowymi profitami. _Gdzie zostały zgubione moralne aspekty pracy, gdzie podziała się etyka osób, które za pieniądze są w stanie zrobić wszystko, nawet zaprzeć się siebie, swojej duszy?_

Jest to zarówno tragiczne, jak i żenujące, ponieważ podstawową zasadą medycyny jest przysięga Hipokratesa — „_primum non nocere_”, a więc etyczne działanie względem człowieka, któremu trzeba pomóc i zrobić wszystko we własnej mocy, aby „nie szkodzić”. Podstawowym wymogiem więc jest nieustanna edukacja, trwająca przez całe życie zawodowe: jest ona etycznym wymogiem względem samego siebie. Dotyczy to szczególnie absolwenta kończącego studia, który bierze na siebie ogromną odpowiedzialność za jakość życia, a nawet życie czy śmierć drugiego człowieka.

Moje wieloletnie dociekania, dotyczące problemów zdrowia/choroby i ich uwarunkowań leżących w różnych sferach życia, doprowadziły do sytuacji, w której moja wiedza i refleksja, a szczególnie praktyka znacznie oddaliły się od tego, co proponuje się nadal pacjentowi, uwikłanemu w przeróżne indywidualne życiowe sytuacje. Tymczasem właśnie pacjent — niepowtarzalna jednostka ze swoją historią — otrzymuje „pomoc” w postaci zbiorowego działania dla grupy „astmatyków, alergików, cukrzyków” itp., opartą na likwidowaniu objawów.

Warto, aby świat medyczny przyjął do wiadomości, że każdy choruje inaczej. Osobiste doświadczenie pacjenta, jego historia życia i przodków, sposób myślenia o sobie i świecie oraz emocjonalnego reagowania mają zasadniczy wpływ na to, jak długo choroba zasiedla się w jego ciele i czy w ogóle jest szansa na jej zlikwidowanie. Może też istnieć ryzyko przekazania jej kolejnemu pokoleniu i konieczność przemyślenia, jak temu zapobiec.

W medycynie przyjęło się bowiem za „leczenie” — usuwanie z pola widzenia objawu danego problemu, nawet, gdy znika on jedynie na kilka godzin. W konsekwencji prowadzi to do przyjmowania leków „przewlekle” do końca życia. Warto by uświadomić sobie, _czy to jest leczenie? — Czego? Jeśli objaw pojawia się za kilka godzin?_ Ponadto sama forma używanego czasownika „leczenie” urąga procesowi: jest to bowiem forma niedokonana, wiecznie trzymająca pacjenta w poczuciu „trwającego procesu”, ale nigdy nie osiągającego „ukończenia”.

Z punktu widzenia psychologicznego słowo „leczenie” (podobnie zresztą jak „pacjent” — osoba podległa, przyporządkowana, nieudolna, niesamodzielna), to umocowywanie osoby w chorobie, myśleniu o niej, złudnej nadziei na coś, co nie chce przyjść i nigdy nie przyjdzie, bo on — pacjent — ma w umyśle zakodowane, że jest „leczony” — ale efektu nie doczeka się nigdy. _Jaki to daje wizerunek tego, co/kto leczy, całej medycyny jako przywracającej zdrowie, którego pacjent nigdy nie ogląda?_

_Dlaczego tymczasem pojawiają się jak grzyby po deszczu nowe zawody, jak np. coachów zdrowia, których zadaniem jest uświadamianie klientom, że ich sposób myślenia ma zostać zmieniony na „sprawczy”, pozytywny, odpowiedzialny za swoje zdrowotne wybory? Co one pokazują medycynie — co dopełniają, a może coś odbierają? A może warto zainteresować się tą przestrzenią, włączyć ją do sfery „służby zdrowiu”, zamiast okopywać się na swoich, dawno już nieefektywnych pozycjach „leczenia” chorób?_

Może warto także zwrócić uwagę na pedagogów, psychologów zdrowia, absolwentów wychowania fizycznego, rehabilitantów, socjologów, doradców zrównoważonego rozwoju w sferze ekologii, weterynarzy, rolników, biologów, technologie sprzyjające zdrowiu, chroniące przed smogiem, w tym elektromagnetycznym, uzdatnianie wody, powietrza, gleby, ochrony roślin i zwierząt przed masową chemizacją, aby nie szkodzić sobie i innym. Te wszystkie dziedziny rozwijają się równolegle i nie są oddzielone od medycyny, ponieważ nie są odizolowane od człowieka i warunków, w jakich żyje, czym oddycha, czym się też odżywia. Warto więc pomyśleć o medycynie jako części wielkiego systemu ŻYCIA, wspierającej Życie jako całość, i zrekonstruować ją, włączając specjalistów z różnych dziedzin w SŁUŻBĘ ZDROWIU, a nie chorobie.

Życie, podobnie jak i zdrowie, a szczególnie człowiek ma wiele wymiarów siebie. Człowiek to przecież trój-jednia — ciała, umysłu i duszy. Nie sposób o nich zapomnieć, żyjąc; nie powinno się też zapominać o tym, lecząc chorych.

Dotychczasowy paradygmat nauki, w tym także medycyny, zagubił tymczasem te wszystkie wymiary, nie dopuszczając ich do siebie już od kilku co najmniej pokoleń. Choć w starożytności uważano, że ciało i dusza stanowią jedność, współczesne czasy nadal nie zaakceptowały, że jesteśmy wielopoziomowi; że to, co stanowi o człowieku to także, a może szczególnie jego _duchowy wymiar_.

A przecież oddzielone od człowieka jego sfery duchowe znalazły się podobno w psychologii. Ona jednak ograniczyła duszę do zachowań, natomiast duchowy wymiar życia przekazała religii, tym razem oddzielając człowieka od duchowego wymiaru we własnym wnętrzu. Wiara stała się więc czymś poza człowiekiem, do czego on sięga „od święta”, lub odkłada to na bliżej nieokreślony czas w przyszłości; a tymczasem dusza w sferze psychologii zubożała do weryfikowalnego ludzkiego zachowania. Pozostała prawdziwa duchowa pustka, a duchowość nie znajduje swojej przestrzeni w codziennym życiu człowieka, nie łącząc go ani z innymi ludźmi, ani szczególnie z Kosmosem czy wreszcie Bogiem, którego jest przecież emanacją, lub dzieckiem.

Można by zadać pytanie — _czy na przestrzeni tylu setek lat człowiek pozostał niezmienny, podobnie jak jego środowisko życia? Dlaczego mimo tak wielkiego postępu technologicznego oraz tworzenia coraz to nowych leków i procedur medycznych życie i zdrowie człowieka podupada, a ilość chorób rośnie w postępie geometrycznym? Czemu mimo odkrycia tylu leków na choroby nowotworowe czy psychiczne wzrasta liczba chorych, a nowe pokolenia żyją coraz krócej, borykając się z alergiami czy nowotworami już od najmłodszego wieku? Co człowiek robił i robi nadal, że zamiast poprawiać jakość życia, stale ją pogarsza?_ Dotyczy to zarówno sfery własnego zdrowia, podobnie jak życia w rodzinie, społeczności i świecie. _Jak doprowadziliśmy do tego, że teraz borykamy się ze zmianami klimatu, terroryzmem, agresją i przemocą w domu, szkole i na ulicach?_

Na te i kolejne pytania będę starała się odpowiedzieć w tej książce, przyglądając się sposobom „wyrażania się” chorób, szczególnie tych z autoimmunoagresji. To one mogą pokazać, gdzie kumulują się negatywne emocje (energia!) i jaki mają wpływ na funkcjonowanie człowieka w jego indywidualnym i zbiorowym życiu oraz jak są one „kalkowane” na kolejne pokolenia.

Wszystkie te odpowiedzi można znaleźć w przebogatej literaturze naukowej, pochodzącej z różnych dziedzin, szczególnie obcojęzycznej. Bycie „na bieżąco” pozwala na szerokie spojrzenie na życie, podobnie jak na refleksję nad kondycją człowieka i świata i kierunkiem, w którym zmierza człowiek i dokąd steruje światem. Wymaga to zarówno indywidualnej świadomości, odkopywania pamięci i zaangażowania własnej energii, jak i zbiorowego zrozumienia, _co robimy sobie i na pokolenia?_

Mimo że my sami odejdziemy zanim zaistnieją wszelkie możliwe scenariusze katastrof i zagłady samego człowieka, _warto zastanowić się jaki los zgotujemy następnym pokoleniom — pokoleniom naszych wnuków i prawnuków?_ A my i tak zdamy rachunek tam, skąd przyszliśmy _— bo przecież wierzymy w nieśmiertelność duszy, o której mówią religie?_

Ale ona, dusza jest nie tam, gdzieś daleko — i do tego przypominana o sobie od święta. Ona jest w nas, każdego dnia, w każdej chwili naszego życia i odpowiadamy za nią, za jej wzrastanie. Jeśli tego nie robimy, doświadczamy zresztą tego konsekwencji. O tym także będę pisać w dalszej części książki.

W międzyczasie warto ustanowić fundamentalny wymóg dla siebie — nieustannej, całożyciowej edukacji, a przede wszystkim samo-edukacji, polegającej na śledzeniu pojawiającej się literatury i wyciąganiu wniosków dla siebie i swojego podejścia do człowieka-podmiotu, zamiast „przedmiotu” do leczenia. Nasze życie jest tego warte, zarówno przy cząstkowym, jak i całkowitym bilansie życia. Musimy o tym myśleć już teraz.

Tego też życzę wszystkim, którzy sięgną po tę książkę, gdyż dzięki niej zaczną rozumieć nie tylko przyczyny chorób z autoimmunoagresji, ale przede wszystkim to, czego mają się z tego nauczyć dla siebie i na pokolenia i zacząć tym żyć już od zaraz.

_Autorka_2. Stres: oddziaływanie i objawy

Stres definiowany jest zwykle jako stan napięcia psychicznego lub emocjonalnego wynikający z niekorzystnych lub wymagających okoliczności. Naukowcy mają jednak trudności z określeniem, co można uznać za stres, ponieważ jest to wyjątkowo subiektywne doświadczenie. Kiedy myślimy o stresie, zazwyczaj przywołujemy cierpienie, a nie tylko reakcję organizmu na wymuszane zmiany w ciele i zachowaniu. Już tylko to określenie stresu jako doświadczenia świadczy, że stres jako proces odbywa się na wielu poziomach siebie i nie można ograniczać go jedynie do reakcji ciała na stresory — czynniki wywołujące stres.

Niektóre osoby radzą sobie znacznie lepiej od innych po narażeniu na stres, na przykład mając do wykonania ćwiczenia fizyczne lub będąc pod presją pracy, doświadczają zwiększonej motywacji i mobilizacji organizmu.

Tutaj chcę jednak odnieść się do stresu jako chronicznego, negatywnego czynnika, który ma swoje skutki na poziomie fizycznym, aby potem przejść do kolejnych poziomów: emocjonalnego i mentalnego, a także duchowego oddziaływania. Wszystkie te doświadczenia powodują szkodliwe efekty zdrowotne. Będę to wyjaśniała po kolei w miarę przechodzenia od pierwszego poziomu do następnego.

Wiadomo, że stres powoduje rozregulowanie osi PPN. Oś ta kontroluje reakcję organizmu na zewnętrzne czynniki stresogenne, oparte na reakcji „walcz lub uciekaj”. Jednak w przypadku przewlekłego stresu, oś ta może być nadmiernie pobudzona lub zablokowana, a organizm nie jest w stanie odpowiednio zareagować, adaptując się do sytuacji.

Jest szczególnie istotne zrozumieć działanie stresu zarówno krótkotrwałego, jak przede wszystkim długotrwałego, mającego wpływ na pojawienie się poważnego ryzyka wystąpienia chorób przewlekłych także w przyszłości. Dotyczy to szczególnie stresorów obecnych we

wczesnym okresie życia (noworodki, niemowlęta), które zdaniem A. Zannas zwiększają ryzyko późniejszego rozwoju chorób związanych ze starzeniem się organizmu, w tym choroby wieńcowej, miażdżycy i białaczki.

Ryzyko wystąpienia chorób przewlekłych wiąże się także z surowym wychowaniem dzieci i młodzieży i tego konsekwencji na zdrowy ich rozwój, o czym pisała także A. Miller. Jest to bowiem wyjątkowo silny bodziec stresujący, oddziałujący na młody organizm, i to pochodzący od najbliższych dziecku osób, stąd tym bardziej przez nie niezrozumiany. Natomiast E. Williamson oraz D. Kaufer i współpracownicy uważają, że surowe postępowanie rodziców wobec dziecka ujawnia we wczesnym okresie jego życia nie tylko drażliwość i zaburzenia sprawności poznawczych, ale szczególnie depresje. Zdaniem wspomnianych autorów depresje są nawracającymi rodzinnymi zaburzeniami, które powtarzają się w wieku dorosłym. Często mogą towarzyszyć im inne zaburzenia psychiczne.

Wspomniane badania wnoszą wiele światła do świadomości społecznej odnośnie efektów oddziaływania wychowawczego na dziecko. Pozwalają także na tworzenie programów profilaktycznych dla rodziców dla złagodzenia i ewentualnej eliminacji efektów ich zachowań i to zarówno w występowaniu chorób przewlekłych, jak i przyspieszając starzenie potomstwa. Opisane rezultaty uprawomocniają też kontynuację tego rodzaju badań u dzieci po traumatycznych doświadczeniach w ich dorosłym życiu.

Stres może być również zdefiniowany jako nierównowaga pomiędzy wewnętrznym i zewnętrznym światem. Manifestuje się ona trzema różnym i drogami:

— wywołuje zmiany w fizjologicznych funkcjach ciała — prowadzące do fizycznych chorób. Uważa się przy tym, że 85- 90% wszystkich chorób jest spowodowanych reakcją na stres;

— subiektywnie — poprzez prowokowanie myśli i emocji, prowadząc do kolejnej jego fazy, pogłębiając skutki;

— w zachowaniu — wywołując osobowościowe i interpersonalne zmiany aktywności człowieka.

Sama reakcja stresowa wywodzi się z najstarszej pamięci ciała — stanowi przygotowanie do „walcz lub uciekaj”, a więc konkretnej reakcji na stresor — np. drżenie mięśni.. Hans Seyle, badacz stresu, zauważył, że niespecyficzna odpowiedź wywołuje biochemiczną, hormonalną zmianę w systemie nerwowym, zależnie od natury stresora — ujawniającą się jako fizyczna, chemiczna czy emocjonalna reakcja lub jako mieszanina tych trzech. Nazwał to _objawem ogólnej adaptacji _— a więc procesem wewnętrznego dostosowania, ukierunkowanym na przywrócenie harmonii w funkcjonowaniu ciała i jego systemów. Tego rodzaju adaptacja działa niezależnie od specyficznych stresorów, które ją spowodowały. Tę zmianę nazywa się _odpowiedzią na stres_. Na przykład występuje ona jako wzrost częstotliwości bicia serca, oddechu, ciśnienia czy napięcia mięśni.

To, co dzieje się na poziomie aktywności i energii ciała w trakcie stresu, jest jednak bardziej skomplikowane. Następuje bowiem uwolnienie różnych chemicznych substancji, np. hormonów i neurotransmiterów z mózgu, co powoduje zmiany metaboliczne.

I tak nadnercza uwalniają adrenalinę, kortyzol i sterydy, które mają wpływ na glikogen z wątroby, a ten podwyższa poziom cukru we krwi. Ten sprowokowany wzrost cukru i adrenaliny oraz innych substancji przygotowuje ciało do walki lub ucieczki, a to jest głównym celem odpowiedzi na stres. W dawnych wiekach był to wyjątkowo skuteczny mechanizm w mobilizacji człowieka do działania w sytuacji zagrożenia. Obecnie nie ma dokąd uciekać, stąd wszystkie te uwolnione substancje nie zostają wykorzystane. Aby podtrzymać tę reakcję, powstaje potrzeba ciała do dostarczenia mu aminokwasów, witamin i innych mikroelementów, a to prowadzi do zmiany jego metabolizmu.

Przewlekły stres wywołuje dysfunkcje autonomicznego systemu nerwowego. Jest on bowiem kontrolowany przez podwzgórze i system limbiczny oraz poprzez wiele połączeń nerwowych, komunikując się z innymi częściami istnienia człowieka, podobnie jak różnymi poziomami świadomości.

Elementem kontrolnym autonomicznego układu nerwowego jest wspomniane wyżej podwzgórze. Jest ono określane jako czynnik spajający elektrochemiczną i przekaźnikową odpowiedź na bodziec, dopasowaną do specyficznej sytuacji. Odpowiedź ta współgra z komunikatem z układu limbicznego — najstarszej części mózgu, która kontroluje emocje oraz z sygnałem pochodzącym z kory mózgowej, gdzie przetwarzane są myśli.

Podwzgórze komunikuje się z układem hormonalnym poprzez połączenie z przysadką, jak i poprzez specjalne neuronowe połączenia z całym systemem odpornościowym, który w trakcie stresu spowalnia swoją funkcję: spada ilość limfocytów T, immunoglobulin, natomiast wzrasta stężenie kortyzolu.

Pod wpływem stresu wydzielane są hormony stresu — adrenalina i noradrenalina, następnie kortykoliberyna i kortykotropina oraz wspomniany kortyzol. W stresie organizm zwalnia procesy trawienne, podnosi się ciśnienie i tętno, źrenice się rozszerzają, odczuwalny jest wzrost energii.

Układ współczulny odpowiedzialny jest za odpowiedź organizmu na stres. Układ przywspółczulny tymczasem pozwala na obniżenie tętna i ciśnienia krwi, zwężenie źrenic, przywraca prawidłową pracę układu trawiennego. Włącza się on po przeminięciu niebezpiecznej sytuacji stresowej.

W zdrowym organizmie oba wymienione wyżej układy pozostają w równowadze. Układ współczulny zaangażowany jest w sytuacji stresowej, a przywspółczulny pozwala na powrót do stanu wyjściowego. Problemy pojawiają się, kiedy równowaga zostaje zachwiana i organizm jest nieustannie pod wpływem stresu.

Przewlekły stres prowadzi do poważnych dolegliwości zdrowotnych, w tym chorób autoimmunologicznych.

W obecnych czasach jesteśmy narażeni na chroniczny stres i organizm pracuje na najwyższych obrotach. Pozostając cały czas w gotowości, produkuje hormony stresu, stąd kortyzol jest na wysokim poziomie, prowadząc do zmęczenia nadnerczy. To powoduje także negatywne skutki dla tarczycy. Powstaje błędne koło — jedna reakcja napędza drugą, a w efekcie dochodzi do rozregulowania wielu systemów w ciele. Pojawia się chaos, który objawia się w postaci chociażby chorób z autoimmunoagresji.

Przeglądając wiele artykułów, podobnie jak dostępnych książek naukowych, znajdujemy nieustannie informacje, że „przyczyna chorób autoimmunologicznych jest nieznana”. Podobnie jest, gdy pytamy lekarza pierwszego kontaktu lub specjalistę endokrynologa.

Gdy postanawiamy jednak szukać dalej, zaczynamy natrafiać na coraz to liczniejsze informacje i artykuły, świadczące o tym, że takie

twierdzenie nie jest całą prawdą, a raczej oznaką braku wiedzy na ten temat. Istnieją bowiem dowody popierające istnienie różnych potencjalnych czynników wyzwalających, które wraz z podatnością genetyczną mogą wpływać na rozwój choroby autoimmunologicznej lub powodować jej znaczące pogorszenie. Zasadniczym i przeważającym czynnikiem stymulującym ich manifestację jest właśnie stres.

Większość ludzi zdaje sobie sprawę z podstawowych form stresu, ale nie uświadamia sobie, że mają one wpływ na funkcjonowanie całego organizmu, prowadząc do wyczerpania nadnerczy. Działanie ich rozpoczyna się od codziennych stresorów — wiecznego pośpiechu, niewłaściwych zachowań dzieci, korków komunikacyjnych na ulicy, problemów finansowych, napiętych terminów w pracy, kredytów, co napędza konflikty rodzinne lub niepowodzenia w pracy lub powoduje jej utratę.

Sama zmiana sytuacji rodzinnej, taka jak ślub, rozwód czy odejście bliskiej osoby to dramat odbijający się na wielu poziomach ludzkiej egzystencji, wpływający na cały metabolizm i głębię przeżyć każdej osoby.

Ale na tenże metabolizm, szczególnie w przypadku zewnętrznego stresu ma wpływ też stres wewnętrzny, który serwujemy sobie sami poprzez tempo życia, które wymuszamy na sobie, a w związku z tym niewłaściwe odżywianie czy brak odczytania sygnałów ciała, które „mówi” nam np. o wahaniach cukru we krwi, alergiach na pewne substancje czy leki, nietolerancjach pokarmowych (np. na gluten).

Ważnym sygnałem wewnętrznego stresu są problemy z jelitami, stany zapalne, ostre i przewlekłe infekcje, wreszcie zakażenia pasożytami czy grzybami, o których nie mamy pojęcia, nie zwracając uwagi na to co i jak jemy, a także w konsekwencji zatrucie toksynami. Wszystkie te sytuacje powodują, że nadnercza produkują więcej hormonów stresu, prowadząc do ich zmęczenia. Objawy zmęczenia są zróżnicowane i niespecyficzne, ponieważ nadnercza oddziałują na każdy system w organizmie.

Do typowych objawów wyczerpania nadnerczy można zaliczyć np. bóle głowy, poranne i ogólne zmęczenie, zmniejszoną odporność, trudności z zasypianiem, wybudzanie się w nocy, wahania nastroju i przewlekłe rozdrażnienie, pragnienie słodyczy, zaburzenia trawienne (biegunki, wzdęcia, zaparcia, refluks, mdłości, skurcze jelit), alergie i nietolerancje pokarmowe, zaostrzenia stanu zapalnego i choroby wrzodowej. Pojawia się także astma, męczliwość i napięcie mięśni, utrata masy kostnej (osteoporoza), stany zapalne niewiadomego pochodzenia, wypadanie włosów, bóle w różnych miejscach ciała, problemy z koncentracją i uwagą, gonitwa myśli, napady paniki, a nawet paranoi, uczucie przytłoczenia, zaburzona gospodarka hormonalna, problemy z płodnością, przybieranie na wadze, w końcu depresja.

Zauważono w badaniach, że podwzgórze ma dużo więcej receptorów kortyzolu niż jakakolwiek inna część mózgu. Jest ono odpowiedzialne także za pamięć i wspomnienia. To sugeruje dlaczego stres powoduje osłabienie pamięci. Warte zastanowienia jest jednak, czy jest to „winą” samego stresu czy może odpowiedzią organizmu na sytuacje stresujące i ochroną siebie przed nadmiernym dostępem do takich wspomnień, które „bolą”. Ten temat poruszę w jednym z kolejnych rozdziałów.

W normalnych warunkach organizm potrzebuje 90 minut, aby noradrenalina uspokoiła metabolizm i jej poziom spadł do normy. W

chronicznym stresie nie ma możliwości na odpoczynek i regenerację organizmu.

Objawy osłabionych nadnerczy są podobne do objawów Hashimoto czy innych problemów związanych z niedoczynnością tarczycy bez problemów z nią samą. Przyczyny jednak, jak widać, leżą znacznie głębiej.

STRES, A TARCZYCA I NADNERCZA

Często nie zdajemy sobie sprawy, czym jest stres i rozpoznajemy tylko niektóre jego aspekty. Ponadto nie mamy świadomości, jakie mogą być konsekwencje stresu. Stres może być w pewnych sytuacjach naszym sprzymierzeńcem, np. gdy trzeba walczyć lub uciekać, ale — zwłaszcza długotrwały — może też powodować choroby. W pierwszej kolejności nadnercza i tarczyca mogą ponieść tego konsekwencje.

Zanim u pacjentów zostanie zdiagnozowane np. autoimmunologiczne zapalenie tarczycy Hashimoto czy fibromialgia, zazwyczaj przez wiele lat narażeni są na działanie długotrwałego stresu. Wielu z nich pisze o tym na różnych forach społecznościowych (też blogach), poświęconych tym zagadnieniom. W okresie przeżywania stresu mogą pojawiać się u nich problemy z układem immunologicznym, kostnym, hormonalnym i trawiennym, niemniej leczone są one oddzielnie, objawowo, bez włączania ich — jako skutków wspólnej przyczyny — w całość procesu leczenia, ale i zapobiegania.

Nadnercza, jak pisałam powyżej, produkują adrenalinę i zarządzają reakcją „walcz albo uciekaj”, lecz również jako element układu hormonalnego wytwarzają hormony, wpływające na wiele procesów metabolicznych. Pomagają więc regulować ciśnienie krwi, normować układ trawienny, przywracać równowagę węglowodanową, elektrolitową i

immunologiczną. Tak jak tarczyca, nadnercza kontrolowane są przez podwzgórze i przysadkę mózgową.

Stres aktywuje oś podwzgórze-przysadka-nadnercza, wydzielając duże ilości hormonu adrenokortykotropowego i kortyzolu. Stres skutecznie zaburza pracę tej osi, a co za tym idzie wszystkie czynności, na które ma wpływ — trawienie, układ odpornościowy, wykorzystanie energii, nastrój i popęd seksualny. Każdy stres to dla organizmu sytuacja zagrożenia życia. On nie jest w stanie odróżnić, czy dane zagrożenie jest realne. Działa to podobnie jak nasza reakcja na obrazy w telewizji — włączamy emocje i wyobraźnię oraz przygotowujemy organizm do walki o przetrwanie, nawet, gdy tygrys nie jest w pokoju, tylko na ekranie. Warto mieć to na uwadze przy częstym oglądaniu horrorów.

Hormon adenokortykotropowy ma swój dobowy rytm wydzielania. Rano jest najwyższy i z biegiem czasu maleje, aby wieczorem osiągnąć najniższy poziom. Jest wrażliwy na stres, zarówno fizyczny jak i emocjonalny. Rozregulowanie tego rytmu ma zasadniczy wpływ na funkcjonowanie osi PPN, czego skutki odczuwamy w ciele.

Niedoczynność tarczycy prowadzi do podwyższonego poziomu kortyzolu i zaburzonej pracy osi PPN. Wszystko to, co zakłóca pracę tej osi, hamuje również czynność tarczycy. Tarczyca wpływa na nadnercza, a one odwrotnie — na tarczycę. Wykazano, że podawanie syntetycznych hormonów tarczycy może wywołać też wyczerpanie nadnerczy. Jeżeli przemiana T4 w T3 nie odbywa się prawidłowo, organizm zostaje przeładowany T4. Z drugiej strony zbyt wysoki poziom kortyzolu powoduje, że receptory nie mogą przechwycić T3 i hormon nie może wejść do komórek, krążąc nieustannie we krwi. W badaniach stwierdzono także, że wysoki poziom T3 we krwi może stać się toksyczny

dla wątroby, ponieważ przemiana T4 w T3 odbywa się właśnie w tym organie.

Dla wytworzenia hormonów tarczycy potrzebny jest aminokwas _tyrozyna_. Neuroprzekaźniki, takie jak _dopamina i noradrenalina_ są niezbędne do zachowania uważności i utrzymywania pozytywnego nastroju. Inny aminokwas — tryptofan jest konieczny do produkcji nikotynamidu — witaminy PP, która jest czynnikiem ochronnym przed stresorami. W mózgu jest on konieczny do wytwarzania neuroprzekaźników m.in., _serotoniny _— hamulca impulsywności, oraz _melatoniny _— regulującej sen. Działanie stresu upośledza wchłanianie tych i innych ważnych składników odżywczych (witamin, minerałów itp.), a tym samym zaburza wiele przemian metabolicznych, prowadząc do rozregulowania całej gospodarki organizmu.

Ze wspomnianej wyżej tyrozyny powstaje również kortyzol. Niemniej, gdy dochodzi do zagrożenia życia (a tak bywa w stresie). tyrozyna w większej ilości zostaje przeznaczona do produkcji kortyzolu, nie trafiając do tarczycy.

Kortyzol dodatkowo zwiększa produkcję T3, nazywanego hamulcem stresu. Kortyzol może również wpływać na receptory T3 i pomimo wystarczającej ilości T3 we krwi, w tkankach będzie go brakowało. Nazywa się to _opornością na hormon_. Niestety nie dotyczy ona tylko hormonów tarczycy, ale również insuliny, progesteronu, estrogenu i testosteronu. Gdy dochodzi do uaktywnienia stanu zapalnego, cytokiny zapalne mogą spowodować tłumienie receptorów tarczycy. Podobnie dzieje się w przypadku insulinooporności, w której komórki tracą wrażliwość na insulinę.

POZIOM CUKRU A NADNERCZA

Poziom cukru we krwi jest nierozerwalnie związany z nadnerczami i na odwrót. Przewlekle podwyższony poziom kortyzolu powoduje niewrażliwość receptorów insuliny, co prowadzi do insulinooporności. Cukier nie może wejść do komórek i krąży we krwi, a następnie zaczyna odkładać się w postaci tłuszczu, zwłaszcza na brzuchu, biodrach i udach. Efektem tego jest zwiększona produkcja insuliny przez trzustkę oraz otyłość, a w konsekwencji cukrzyca.

Ponadto kortyzol hamuje wydzielanie TSH, poprzez zaburzenie całej osi podwzgórze- przysadka– nadnercza.

W trakcie suplementacji hormonem tarczycy, bez wiedzy na temat wyczerpania nadnerczy (bywa tak często, ze względu na to, że endokrynolodzy wyjątkowo rzadko zlecają badania w tym kierunku, zajmując się jedynie tarczycą), stan organizmu pogorszy się, ponieważ nadnercza nie będą w stanie poradzić sobie z kolejnym bodźcem, który odczytany zostanie jako stresor.

Nadnercza mogą powodować osłabienie systemu immunologicznego i przy wyczerpanym stanie przestają reagować na hormony tarczycy.

Podczas stresu organizm, jak już pisałam, wycisza układ odpornościowy, gdyż koncentruje się na walce ze stresorem. Jednak stłumiony układ odpornościowy może aktywować utajoną infekcję wirusową, która może wywołać chorobę autoimmunologiczną. Takim przykładem jest np. wirus Epsteina-Barra. W okresie aktywności wirus poszukuje schronienia wewnątrz komórek, po czym przechodzi w stan uśpienia, kryjąc się przed układem immunologicznym. Wirus może zostać aktywowany pod wpływem stresu: wtedy układ odpornościowy próbuje zwalczyć infekcję, wywołując stan zapalny. Nieukierunkowany do niczego konkretnego stan zapalny (gdyż wirus na powrót kryje się w komórkach) uszkadza tkanki, prowokując sytuację stresową. Tworzy się efekt błędnego koła.

NADNERCZA A BARIERY CIAŁA

Tłumienie układu odpornościowego przez kortyzol osłabia bariery ciała takie jak bariera krew-mózg, krew-łożysko, płuca i barierę jelitową. Bariera krew-mózg pozwala więc przedostać się różnym toksynom uszkadzającym mózg, a osłabiona bariera krew-łożysko umożliwia zatruwanie płodu produktami metabolizmu w wyniku stresu, lekami czy narkotykami lub alkoholem, używanym przez ciężarną. Ponadto może pozwolić przedostać się patogenom, normalnie blokowanym przez tę barierę.

Osłabiona bariera jelitowa prowadzi tymczasem do objawów nieszczelnego jelita, tzn. przenikania niestrawionych resztek pokarmu do krwioobiegu, np. glutenu. Wytworzone do obrony przeciwciała mogą atakować tarczycę.

WYCZERPANIE NIE TYLKO PSYCHICZNE

Zdaniem J. Willsona, autora książki o wyczerpanych nadnerczach, aż 80% ludzi na całym świecie może cierpieć na zmęczenie nadnerczy. Obecny styl życia — wyścig szczurów, praca ponad miarę — powodują stres już od najwcześniejszych godzin rannych.

Zmęczone nadnercza, to stan w którym narządy te nie radzą sobie z ilością stresorów. Objawy są nieswoiste i często pacjent pozostaje bez diagnozy, gdyż. medycyna na chwilę obecną rozpoznaje tylko dwa skrajne stany: chorobę Addisona (ciężką niedoczynność nadnerczy) lub Cushinga (nadczynność i zwiększone wydzielanie hormonów nadnerczy). Osoby z objawami pomiędzy tymi skrajnościami pozostają bez pomocy.

WAHANIA POZIOMU KORTYZOLU

Wysoki poziom kortyzolu objawia się podobnie jak jego niedobór, tworząc sytuacje takie jak: problemy z pamięcią, kojarzeniem, myśleniem, koncentracją, bezsenność, spadek libido, depresja. Wysoki poziom kortyzolu poprzedza stan wyczerpania nadnerczy.

POSZUKIWANIE PRZYCZYN

Rozregulowanie metabolizmu organizmu, niezależnie od postawionej diagnozy wymaga pozbierania faktów i zrobienia bilansu, opartego na rachunku strat, których doświadcza ciało, wyraźnie ujawniających się we wszelkich układach.

Przyglądając się jedynie codzienności każdej osoby, jej stanowi psychicznemu, nastrojom, którym podlega, pesymizmowi i strachowi, którym wypełnione jest jej życie, sytuacjom wywołującym w niej stres i przewlekłe przeciążenia, a wreszcie traumatycznym doświadczeniom, które ją dotknęły w życiu, jesteśmy w stanie postawić znak równości między jej psychiczną kondycją a fizycznym efektami w ciele. Gdy dodamy do tego jeszcze niewystarczającą ilość snu (niedosypianie), niewłaściwą dietę i nieprawidłowe nawodnienie organizmu, przeciążenie toksynami ciała i otoczenia (także środowiska), wszechobecny smog mechaniczny i elektromagnetyczny oraz małą ilość ruchu, to podsumowanie pozwoli nam na wyciągnięcie konkretnych wniosków. W ten właśnie sposób zbliżamy się do następnej odsłony naszych poszukiwań i znajdowania odpowiedzi w sferze najmniej odkrywanej i rozumianej, ponieważ zupełnie pominiętej — sferze duszy. O niej będę pisać w kilku rozdziałach.

STRES, KORTYZOL A CHOROBY DUSZY

W książce „_Stres i choroba: nowe perspektywy_” dr Harrison Wein, opisuje związki między mózgiem a układem odpornościowym. Przywołuje

w niej badania z ostatniej dekady zeszłego stulecia dr Esther Sternberg, dyrektor NIMH (National Institute of Mental Health), dotyczące zintegrowanego programu neuro-immunologicznego.

Badania te odkrywają, że wszystkie typy komórek odpornościowych koordynują swoje działania, wysyłając sobie nawzajem sygnały wewnątrz komórek. Oprócz tej sygnalnej komunikacji, korzystają one z krwiobiegu aby dotrzeć do innych części ciała. Dzięki temu współdziałaniu następuje także zmiana funkcji mózgu. Może to prowadzić do całego szeregu zachowań, które nazywa się _zachowaniami chorobowymi_. Tego rodzaju zachowania mogą pomóc oszczędzać energię, gdy jesteśmy chorzy, aby móc lepiej ją wykorzystać do walki z chorobą.

Te cząsteczki sygnałowe z układu odpornościowego mogą także aktywować podwzgórze, które kontroluje odpowiedź na stres. Poprzez kaskadę uwalnianych z przysadki i nadnerczy hormonów, podwzgórze wpływa na wzrost poziomu kortyzolu we krwi. Kortyzol jest, jak już wiadomo, głównym hormonem steroidowym wytwarzanym przez ciało, aby pomóc przetrwać stresujące sytuacje.

Dopiero niedawno naukowcy zdali sobie sprawę, że mózg wykorzystuje także kortyzol do tłumienia układu odpornościowego i łagodzenia stanu zapalnego w ciele.

Ten kompletny cykl komunikacji od układu odpornościowego do mózgu i z powrotem, pozwala układowi odpornościowemu „rozmawiać” z mózgiem, a mózg wyłącza odpowiedź immunologiczną, gdy nie jest już potrzebna.

Jeśli jesteśmy natomiast przewlekle zestresowani, podwzgórze, które kontroluje reakcję na stres, będzie nieustannie wypompowywać do krwiobiegu wiele hormonów stresu. Komórki odpornościowe zaczynają być wręcz „kąpane” w substancjach, które zasadniczo każą im zaprzestać walki.

W sytuacjach przewlekłego stresu komórki odpornościowe stają się więc mniej zdolne do reagowania na zagrożenia. Ta teoria tłumaczy zarówno oddziaływanie krótkoterminowego, jak i przewlekłego stresu. Ludzie, będący nieustannie w stresie, wykazują przedłużony czas gojenia ran, obniżoną zdolność układu odpornościowego do reagowania na szczepienia, jak i zwiększoną podatność na infekcje wirusowe czy zwykłe przeziębienia.

Reakcja stresowa, jak wiadomo, oddziałuje na wiele rodzajów komórek, takich jak te tworzące mózg, układ nerwowy, mięśnie i powięzi, serce, żołądek, trzustkę, jelita i cały system rozrodczy.

Jeśli mózg nie jest w stanie wytworzyć wystarczającej ilości hormonów, aby wyłączyć układ odpornościowy, może to prowadzić do chorób autoimmunologicznych.

Zdaniem dr E. Sternberg, rosnąca liczba badań naukowych pokazuje, że do pewnego stopnia możemy użyć swojego umysłu, by pomóc leczyć ciało. O tym świadczą chociażby grupy wsparcia, czy różnorodne techniki medytacji, które mogą zmieniać poziomy hormonów stresu, pomagając układowi odpornościowemu. Udowodniono chociażby, że kobiety chore na raka piersi, przebywając w grupach wsparcia, mają dłuższą przeżywalność niż kobiety bez takiej psychologicznej pomocy.

Badania pokazują także, że uzyskanie poczucia kontroli nad sobą może pomóc pacjentom radzić sobie z ich różnymi chorobami.

Warto wiedzieć, że przewlekły stres może być związany z zaburzeniami psychicznymi, takimi jak depresja i zaburzenia lękowe, a także z problemami fizycznymi. (źródło: National Institutes of Health „World on Health”)

Patrząc z perspektywy badania chorób psychicznych, ich korzenie mogą być umocowane w takich emocjach jak: niepokój, strach, osamotnienie, smutek, żal. Każda z nich może świadczyć o oddzieleniu własnego „ja” od źródła swojej tożsamości. Powyższe źródła sugerują, że może to być wynikiem zmiany chemicznej i wzorca energii w mózgu. Tutaj dużą rolę w rozpoznaniu mogą odegrać obserwacje, ale i opisy pacjentów, będących w trakcie różnorodnych terapii skierowanych na połączenie umysł-ciało.

W psychiatrii uważa się, że przyczyny chorób psychicznych leżą w zmianach elektrochemicznych, które im towarzyszą. Staje się więc coraz bardziej oczywiste, że zmiany elektrochemiczne są odpowiedzią na stres i jednocześnie konsekwencją oddziaływania bodźców, które zmieniają normalną energię i elektrochemiczne wzorce mózgu i ciała, wywołując tym samym również dysfunkcje duszy.

Wiadomo także, że nie istnieją bariery w krążeniu energii w obrębie ciała, umysłu i duszy, a stąd skutek stresu nie jest ograniczony do jednej czy drugiej przestrzeni, lecz dociera wszędzie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij