Chwilowo panna - ebook
Chwilowo panna - ebook
Przyjmij niepowtarzalny Boży plan na to, jak być szczęśliwą
Smutek i zazdrość, które nie pozwalają cieszyć się ślubem przyjaciółki? Dręcząca, przychodząca falami samotność? Niepokój i ciągłe zastanawianie się, czy powinnam coś w sobie zmienić? Czy problem leży we mnie? Udawanie przed światem, że nie przejmuję się kolejnym rokiem jako panna? Albo, przeciwnie, nieustanne zamartwianie się tym? A za tym wszystkim obsesyjne pytanie – kiedy w końcu znajdzie się ON? Bo kolejny rok mija, a ja niczyja…
Znasz to?
Najwyższa pora skończyć z takim myśleniem i zacząć żyć tak, jak zostałaś stworzona – jako piękna, najukochańsza Córka Króla, który zawsze Ci błogosławi! Chwilowo panna to pierwszy taki poradnik napisany dla chrześcijańskich singielek przez… chrześcijańską singielkę.
Dowiesz się z niego m.in.
. czy warto tworzyć listę cech przyszłego męża,
. jak być szczerze wdzięczną za swoje życie,
. jak żyć według jedynego w swoim rodzaju Kodeksu Córki Króla.
Nie daj się pognębić, przyjmij błogosławieństwo od najlepszego Taty i żyj w pełni!
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65706-87-4 |
Rozmiar pliku: | 761 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O tym, że nasza córka Magdalena pisze książkę, długo wiedzieliśmy tylko my dwoje. Przyznam, że było to dla nas pewne zaskoczenie. A przecież wcale nie powinno nas to zaskoczyć! Sami wpoiliśmy jej prawdy, o których pisze: bezkompromisowe życie z Bogiem na co dzień owocujące czystością i radością. Nauczyliśmy ją nawyku twórczego inwestowania i zagospodarowywania wszystkiego, co dostaje.
To, że napisała książkę, jakiej dotąd w Polsce nie było, jest zatem najnormalniejsze w świecie. O, pardon, najnormalniejsze w Bożym Królestwie!
W nim bowiem nie do przyjęcia jest postawa trzeciego sługi (z biblijnej przypowieści o talentach), który darowane od Pana zasoby jedynie przechował w stanie nienaruszonym. Jezus surowo ostrzega, że tego nie toleruje.
Magdusiu! Z radością czekamy na spełnienie się innych Twoich projektów, również tych wydawniczych!
Mariola Wołochowicz, 31 lipca 2015 roku
Moja Żona napisała te słowa, gdy książka Magdy była prawie na finiszu. Wtedy nawet nie przypuszczaliśmy, że rok później moja Ukochana będzie już w wieczności z Jezusem, a tutaj na Ziemi nie doczeka wydania tej książki.
W ramach przedmowy pragnę dodać od siebie, że to miód na serce ojca, gdy widzi swoją córkę jako dorosłą kobietę żyjącą głęboką wiarą i dobrymi wartościami. I to, jak ona nie tylko w dojrzały sposób podchodzi do przedłużającego się panieńskiego okresu życia, ale jest też w stanie pioniersko podjąć tak niezwykle trudny i aktualny temat po to, by pomóc innym młodym kobietom. Niech ta książka będzie błogosławieństwem dla jej Czytelniczek!
Piotr Wołochowicz, 21 stycznia 2017 roku
PS. Ta przedmowa jest dla mnie wyjątkowo cenna. To, że Mama zaczęła ją pisać, kiedy ja jeszcze kończyłam książkę, dowodzi po raz kolejny, że zawsze była o krok do przodu.
Od 10 lipca 2016 roku moja ukochana Mama jest już z Jezusem, dlatego tym większym przywilejem jest dla mnie fakt, że zdążyła napisać jeszcze tych parę słów.
Od początku wiernie mi towarzyszyła w moim pisaniu, ale przede wszystkim była dla mnie inspiracją, jak żyć pełnią życia.
Jezu, przekaż jej, proszę, że się udało!
Magdalena Wołochowicz, 3 marca 2017Wstęp
Oddaję w Twoje ręce pewien skarb.
Odkąd pamiętam, Pan Bóg uczył mnie, jak cenić życie. Jednak w ostatnich latach było to o wiele większe wyzwanie. Inaczej sobie wyrobrażałam życie w tym wieku (trzydzieści trzy lata!). Moje czekanie na założenie rodziny jakby „się przeterminowało”. Bóg jednak szczególnie w tym czasie pomaga mi cieszyć się życiem i wypełniać to, do czego mnie powołał.
I to właśnie ta umiejętność życia w pełni – mimo jeszcze niespełnionych pragnień – jest sztuką, którą krok po kroku nabywam. I jest to skarb, którym chciałabym się z Tobą podzielić.
Na przestrzeni ostatnich lat trzy razy byłam świadkową, cztery razy prowadziłam albo współprowadziłam wesele (łącznie z wystawianiem oryginalnych scenek na temat państwa młodych), zorganizowałam kilka wieczorów panieńskich, wspierałam wiele panien młodych w przygotowaniach (w tym jedną Żydówkę), czytałam czytania mszalne i komentarze (które napisałam) na ślubie jednej z bliskich koleżanek, a do tego bawiłam się jako gość na wielu weselach. We wszystko to włożyłam wiele serca i miłości do każdej z tych osób. Także do moich dwóch kochanych młodszych (!) braci (w nagrodę zostałam ciocią Jozuego). Pośród rodzeństwa jako jedyna zostałam niezamężna. Moi znajomi, w tym mężowie moich koleżanek, nie mogą się nadziwić, co jest tego przyczyną. Taka zaradna i ładna dziewczyna, a sama?! Ale co ja na to poradzę? Sama też się dziwię.
I nie jestem jedyna w tej sytuacji.
Zapewne też mi towarzyszysz, skoro sięgnęłaś po tę książkę.
Od zawsze marzę o tym, żeby wyjść za mąż, ale na razie nie widzę konkretnych perspektyw.
Co nie oznacza, że od chłopaków stronię. Wręcz przeciwnie, nawiązuję z nimi przyjacielskie relacje. Kilka lat temu jedna z nich nawet wydawała się zmierzać w kierunku małżeństwa.
Gdyby w trakcie moich nastoletnich lat ktoś spytał mnie, jak myślę, kiedy wyjdę za mąż, odpowiedziałabym, że w wieku dwudziestu, może dwudziestu dwóch lat. Absolutnie nie przypuszczałam, że po trzydziestce wciąż będę singielką.
W grupie młodych ludzi w mojej wspólnocie jest wiele dziewczyn, które również nadal czekają na męża. Co więcej, w wielu wspólnotach w całej Polsce zauważam ten sam „problem”. Ale może to nie jest problem, lecz błogosławieństwo na ten czas?
W tej sytuacji bardzo motywuje mnie jedna z piosenek Michaela W. Smitha, w której śpiewa: „You are working in our waiting” („Ty działasz w naszym czekaniu”)¹. Może się wydawać, że w jakiejś dziedzinie nic się nie dzieje, a jednak Bóg czyni swoje dzieło.
Oczywiście nie oznacza to, że mam siedzieć i biernie czekać, aż książę zapuka do moich drzwi.
Co ciekawe, nawet z czysto matematycznego punktu widzenia mamy spore szanse na spotkanie odpowiedniej osoby, o ile nie ograniczymy się do szukania nieistniejącego ideału. Czytałam na ten temat ciekawy artykuł². Autor przywołuje wykład i książkę Hannah Fry Matematyka miłości. Jedną ze wskazanych przez nią przyczyn, dlaczego tak trudno jest nam znaleźć drugą połówkę, jest... brak pracy nad sobą i wybredność. Gdybyśmy to troszkę zmienili, nasze szanse (statystycznie) zdecydowanie wzrastają. Fry zauważa też, że bardzo często nawet nie wiemy, czego oczekujemy, i dużo czasu zajmuje nam szukanie ideału, zamiast w pewnym momencie stać się roztropnym i zakończyć „łowy”, zanim wszystkie dobre partie będą już zajęte.
Patrząc od innej strony – z Bożej perspektywy, wierzę, że On chce, aby nasze pokolenie, a za nami kolejne, nie żyły tylko egoistycznie, dla siebie, ale miały konkretny wpływ na nasze otoczenie, a szerzej patrząc – na kraj. Skoro tak, to On MUSI nas do tego PRZYGOTOWAĆ. Musi być też pewien, że gdy już da nam mężów/żony, to nasza miłość i pasja do Niego nie znikną ani nie ostygną. Potrzebuje też przygotować odpowiednio mnie i Ciebie, abyśmy ze swoją przyszłą „drugą połową” wypełnili to, do czego zostaliśmy stworzeni: aby przez nasze małżeństwa inni ludzie mogli zobaczyć Boga i Jego działanie.
Może czasem czujesz się jak samotna, a nawet zdesperowana, księżniczka w wieży czekająca na swojego księcia? Jeśli tak, to dla Ciebie w pierwszej kolejności jest przeznaczona ta książka. Zapraszam Cię w podróż, która – mam nadzieję – zachęci Cię do szerszego spojrzenia na Twoją sytuację i doda odwagi, aby żyć pełnią życia i to już, TERAZ.
Swoimi przeżyciami podzielę się z Tobą nie tylko ja, ale też kilka moich przyjaciółek, które również zmagają się z tematem czekania.
Książkę tę kieruję szczególnie do dziewczyn niemających jeszcze męża, a pragnących żyć w prawdziwej przyjaźni z Bogiem. Myślę jednak, że może stać się też pomocą dla innych – tych, którzy jeszcze Boga nie znają, a pragną coś zmienić w swoim życiu.
Sądzę, że znajdą się mężczyźni, których też zaciekawi ten temat. Jeśli tak, proszę, podejdźcie poważnie do tego przesłania. Może pozwoli Wam to bardziej zrozumieć nas – kobiety, które na Was czekają.Przedłużające się panieństwo. I co teraz?
Istnieje pewna grupa młodych kobiet z różnych środowisk, wierzących i niewierzących, z małych i większych miast oraz wiosek rozsianych po całej Polsce, ba, po całej Europie (i świecie), które łączy jedno – choć wcale tego nie chcemy, do dziś nie wyszłyśmy za mąż. I obecnie nie widzimy konkretnych perspektyw na zmianę tego stanu.
Niektóre z nas w desperacji nie są w stanie o niczym innym myśleć i mówić, inne mają już tego zupełnie dość i rezygnują.
Kiedy rozmawiamy między sobą, temat nieoczekiwanie przedłużającego się panieństwa często dominuje i wzbudza wiele emocji. Mnożą się pytania: czy coś jest ze mną nie tak, czy jestem za mało otwarta, czy istnieją jeszcze wolni mężczyźni „na poziomie”, gdzie konkretnie mam znaleźć męża i wiele podobnych.
Te spośród nas, które są wierzące, do listy powyższych pytań dodałyby jeszcze zapewne: czy Bóg o mnie zapomniał?
Pan Bóg zajmuje szczególne miejsce w moim życiu. Wierzę mocno w Jego dobre plany względem każdej z nas. I właśnie z tej perspektywy chciałabym podzielić się tym, jak nie tylko przetrwać ten czas pełen wyzwań, ale także nauczyć się żyć pełnią życia tu i teraz, bez względu na to, jak długo jeszcze potrwa okres panieństwa.
Czas mija, a ja niczyja
Moja przyjaciółka Agnieszka, która jeszcze do niedawna należała do naszego grona (do jej historii jeszcze wrócę), podsumowywała często pół żartem, pół serio miniony rok kalendarzowy zdaniem: „Kolejny rok mija, a ja niczyja”. A takich podsumowań przyszło jej czynić bardzo dużo – wyszła za mąż, gdy miała trzydzieści osiem lat. Podobnie jak ona bardzo dobrze znam to uczucie zawodu, kiedy patrzę na jeszcze jeden rok życia za mną bez przełomu dotyczącego poznania przyszłego męża.
Skąd bierze się problem tak wielu dziewczyn długo czekających na założenie rodziny?
Myślę, że czynników składających się na tę sytuację jest bardzo wiele. Na niektóre z nich możemy mieć konkretny wpływ, a na inne nie.
Faktem jest też, że przedłużające się oczekiwanie może rodzić ból. W końcu nawet Księga Przysłów o tym wspomina: „Przewlekłe czekanie jest raną dla duszy” (Prz 13, 12a).
Ten ból jest faktem, ale to my decydujemy, jak się z nim obejdziemy – czy popadniemy w rozgoryczenie, czy pomimo trudności zaufamy Bogu, że to jeszcze nie katastrofa, a przed nami obiecana dobra przyszłość (por. Jr 29, 11).
Podstawowym pytaniem do każdej z nas jest: Jakie mam nastawienie do problemu przedłużającego się panieństwa?
Nasza postawa ma istotne znaczenie dla naszej przyszłości. Ma też bardzo konkretny wpływ na to, czy ułatwimy sobie, czy utrudnimy odnalezienie naszego „księcia”.
Zaobserwowałam kilka najczęstszych postaw radzenia sobie z wyzwaniem samotności:
- szukanie męża misją numer jeden – wszystko w życiu temu podporządkowane, desperacja, duża aktywność w szukaniu;
- pójście na kompromis – w związku z brakiem widocznych perspektyw odejście od swoich wcześniejszych (zazwyczaj mądrych!) oczekiwań, byleby znaleźć jakiegokolwiek męża;
- rezygnacja i poddanie się beznadziejności, a co za tym idzie – smutne i niespełnione życie;
- rezygnacja i ucieczka w jakąś aktywność – udawanie, że problemu w ogóle nie ma;
- zaakaceptowanie obecnej sytuacji i życie w pełni, ale też z nadzieją, że przyjdzie ten wyczekiwany kolejny etap – małżeństwo.
Część z tych postaw może pomóc, a część utrudnić, założenie rodziny. Pokazują one także, co w życiu jest naszym priorytetem i na ile mamy zbudowane poczucie własnej wartości.
Zanim przyjrzymy się powyższym postawom, zastanówmy się, po co w ogóle wychodzi się za mąż i dlaczego każda z nas tak bardzo za tym tęskni?
Już słyszę, jak podpowiadacie:
- żeby dzielić się życiem z drugą osobą,
- żeby mieć dzieci,
- żeby być kochaną,
- żeby mieć poczucie bezpieczeństwa.
Na razie tyle wystarczy.
Większość z tych motywacji mówi o tym, co MY dostajemy w takim związku. A jak często zastanawiamy się nad tym, że skoro obie strony chcą coś dostać, to obie strony powinny coś dawać? To ważna perspektywa, którą powinnyśmy wziąć pod uwagę, myśląc o zamążpójściu.
Wróćmy do sposobów radzenia (albo nieradzenia) sobie z przedłużającą się samotnością. Jakimi kandydatkami na żonę stajemy się, przyjmując dane postawy?