Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Cicha woda brzegi rwie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cicha woda brzegi rwie - ebook

Trzeci tom uwielbianej przez czytelników serii JEMIOŁKI

W Jemiołkach od zarania dziejów żyją sami życzliwi ludzie, którzy dzielą się dobrym słowem jak chlebem, a codzienność jest niczym stół z miejscem dla strudzonego gościa.

Do czasu…

Jemiołki to miejsce, gdzie wszelkie nowiny niosą się szybciej niż zapach chleba z piekarni pani Wargoniowej. Tu wypowiedziane słowa są jak kamień spoczywający na rozdrożu — mają swoją wagę — i jak nurtu rzeki nie da się ich cofnąć.

Do czasu…

W Jemiołkach sekrety mają to do siebie, że rzadko pozostają sekretami, dlatego stara studnia przy chałupie babci Pogody wydaje się lepszą powierniczką niż sąsiedzi i krewni.

Do czasu…

To wszystko tworzy opowieść o ludzkiej naturze — tej dobrej i tej mniej szlachetnej. O tym, jak łatwo coś zniszczyć i jak trudno potem to naprawić. I że wszystko ma swój czas.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-6908-2
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Mał­go­sia Pod­ho­recka zwana bab­cią Po­godą od świtu krzą­tała się po swoim po­dwórku, pró­bu­jąc ogar­nąć chaos, który zo­sta­wiły po so­bie kury. Miała ich za­le­d­wie trzy, ale po­tra­fiły na­ro­bić nie­złego ba­ła­ganu, w który le­piej było nie wdep­nąć, zwłasz­cza błysz­czą­cym miej­skim bu­tem. A tak się skła­dało, że tego dnia bab­cia Po­goda spo­dzie­wała się go­ścia, który na praw­dziwą wieś miał za­wi­tać po raz pierw­szy.

Zrzą­dze­niem losu tra­fił wła­śnie do Je­mioł­ków. A że nic na świe­cie nie dzieje się bez przy­czyny, na­le­żało się z tym po­go­dzić i przy­jąć wę­drowca z ho­no­rami, jak przy­stało na do­brą go­spo­dy­nię. Dla­tego Mał­go­sia po­sta­no­wiła po­sprzą­tać obej­ście, po­tem cha­łupę, a na ko­niec ude­ko­ro­wać ku­chenny stół kwia­tami wsta­wio­nymi do sta­rego gli­nia­nego wa­zonu. Choć wy­szczer­biony i pe­łen rys, na­dal speł­niał swoje za­da­nie i nie po­trze­bo­wała in­nego. Do czasu, aż za­cznie wy­cie­kać z niego woda, bez któ­rej kwiaty nie prze­żyją. Wtedy nie bę­dzie in­nego wyj­ścia, jak wy­mie­nić go na nowy. Tak jak inne przed­mioty, które ni stąd, ni zo­wąd prze­sta­wały dzia­łać, choć przez lata słu­żyły wielu po­ko­le­niom.

Zmiany, o któ­rych bab­cia Po­goda roz­my­ślała co­raz czę­ściej, miały to do sie­bie, że były nie­unik­nione. Ina­czej czas mu­siałby sta­nąć w miej­scu. A ten nie­ustan­nie mi­jał, dla­tego na­le­żało się po­śpie­szyć i nie dać się mu wy­prze­dzić. Wielka ta­jem­nica, którą po­wie­rzyła Mał­gosi bab­cia Nela, po­winna wresz­cie tra­fić do wła­ści­wej osoby.

Z tego po­wodu Mał­go­sia pra­gnęła zrzu­cić z sie­bie jej cię­żar. Co prawda raz już pró­bo­wała, ale jej słowa, wy­po­wie­dziane w nie­od­po­wied­nim mo­men­cie, uto­nęły w studni i nie spo­sób było ich stam­tąd wy­do­być bez ry­zyka, że zo­sta­nie się po­chło­nię­tym przez głę­bię. Mu­siała za­tem po­szu­kać po­mocy. I wła­śnie na nią li­czyła, cze­ka­jąc na go­ścia, który wkrótce miał się po­ja­wić.

Jemu rów­nież za­le­żało, aby wie­lo­letni se­kret tra­fił w od­po­wied­nie ręce. A wraz z nim hi­sto­ria, którą Nela opo­wie­działa uko­cha­nej wnuczce. Choć Mał­go­sia nie wszystko wtedy zro­zu­miała, to nie uro­niła ani jed­nego słowa, sta­ra­jąc się za­pa­mię­tać jak naj­wię­cej. Od tam­tej pory no­siła tę hi­sto­rię w so­bie, nie mó­wiąc o niej ni­komu – poza starą stud­nią, która była naj­lep­szą po­wier­niczką, bo ta­jem­nice były w niej bez­pieczne.

Hi­sto­ria ta, choć nie jej wła­sna, z cza­sem stała się dla niej brze­mie­niem. Mał­go­sia wkła­dała mnó­stwo wy­siłku w to, by jak naj­le­piej wy­peł­niać swoją mi­sję, ale nie­kiedy by­wało to trudne. Słowa i opo­wie­ści prze­ka­zy­wane z ust do ust miały ten­den­cję do spla­ta­nia się ze sobą, jak ko­rze­nie lub ko­nary sta­rych drzew. W ten spo­sób po­wsta­wały nowe, cza­sem nie­stwo­rzone hi­sto­rie i za­czy­nały żyć wła­snym ży­ciem, wy­my­ka­jąc się tym, któ­rzy nie­chcący pu­ścili je w świat.

Za­sie­wały one w ludz­kich ser­cach i du­szach ziarna wąt­pli­wo­ści, któ­rych z cza­sem było wię­cej niż tego, co pewne. Gdy upa­dły na po­datny grunt, kieł­ko­wały i mno­żyły się jak po­lne chwa­sty. Nie­które wię­dły, inne roz­ra­stały się z dnia na dzień co­raz bar­dziej, pod­le­wane desz­czem nie­do­mó­wień, prawd i kłamstw, cza­sem do­brych, a cza­sem złych in­ten­cji. Z ich mio­do­daj­nych kwia­tów ro­dziły się owoce – jedne słod­kie i so­czy­ste, inne gorz­kie, cierp­kie i kwa­śne. Ich smak jed­nak tra­cił zna­cze­nie w ob­li­czu tego, że ni­gdy nie można było być pew­nym, które okażą się za­trute.

Po­dob­nie jest z ludźmi. Czę­sto trudno od­gad­nąć, co kryje się w ich wnę­trzu, zwłasz­cza gdy ro­bią wszystko, by to ukryć. Na szczę­ście nie za­wsze im się udaje. W prze­ciw­nym ra­zie sami ska­za­liby się na sa­mot­ność, a ta nie leży w ludz­kiej na­tu­rze. Tak samo za­sty­głe mil­cze­nie i prze­cią­ga­jąca się ci­sza. Nie mogą trwać w nie­skoń­czo­ność, bo coś prę­dzej czy póź­niej je prze­tnie. Nie wszystko da się za­cho­wać tylko dla sie­bie, obo­jęt­nie, co ktoś so­bie po­sta­nowi.

Każdy czło­wiek nosi w so­bie ja­kąś ta­jem­nicę, która chce zo­stać od­kryta, nie­opo­wie­dzianą hi­sto­rię, która ma na­dzieję być usły­szana.

Każda opo­wieść ma swego bo­ha­tera, który nie wie, jaki bę­dzie jej ko­niec. Wtedy nie po­zo­staje nic in­nego, jak za­cze­kać, aż prze­szłość wyj­dzie z cie­nia i da znak, że pora wy­znać prawdę.☙

– O Matko Bo­ska!

Gaja ze­rwała się rap­tow­nie i usia­dła na łóżku odrę­twiała, spa­ra­li­żo­wana na­głym nie­zro­zu­mia­łym lę­kiem. Gwał­tow­nie wy­bu­dzona ze snu nie mo­gła so­bie przy­po­mnieć, gdzie się znaj­duje. Nie trwało to długo, ale wy­star­czyło, by wpa­dła w po­płoch.

Przez kilka na­stęp­nych chwil nie była w sta­nie uspo­koić od­de­chu ani ko­ła­ta­nia serca, od któ­rego dud­niło jej w uszach. Ma­so­wała obu­rącz pul­su­jące skro­nie, usi­łu­jąc zro­zu­mieć, co się stało – na ja­wie bądź we śnie.

Przy­cho­dziło jej to z tru­dem, po­nie­waż w ogóle nie pa­mię­tała, o czym śniła. Gdyby jed­nak to był zwy­kły kosz­mar, po prze­bu­dze­niu po­winna po­czuć ulgę. A skoro ulga nie na­de­szła, przy­czyna lęku, który wciąż nie opusz­czał Gai, le­żała gdzie in­dziej. Było to coś dużo bar­dziej rze­czy­wi­stego, jak krzyk, który ją obu­dził – jej wła­sny, z czego zdała so­bie sprawę z nie­ja­kim zdu­mie­niem. Ni­gdy wcze­śniej jej się to nie zda­rzyło, nie li­cząc cał­kiem świa­do­mych i jak naj­bar­dziej uspra­wie­dli­wio­nych wrza­sków w środku nocy, na przy­kład wtedy, gdy po jej czole spa­ce­ro­wał pa­jąk.

Co prawda dźwięk, który wy­do­był się z jej gar­dła, nie był tak prze­raź­liwy ani do­no­śny i nie po­sta­wił na nogi po­łowy wsi. Jed­nak po­śród ci­szy brzmiał prze­szy­wa­jąco. Gaja na­dal czuła nie­przy­jemne kłu­cie w uszach, a także w in­nych, mniej oczy­wi­stych czę­ściach ciała. Jed­no­cze­śnie coś się nie zga­dzało. Taki krzyk, na­wet nie­zbyt gło­śny, po­wi­nien obu­dzić ko­goś, kto znaj­do­wał się znacz­nie bli­żej niż po­łowa wsi, bo tuż obok.

„Może jed­nak mi się tylko wy­da­wało?” – za­sta­na­wiała się. Ale nie. Krzyk był rze­czy­wi­sty. Śpiący obok niej Ra­dek rów­nież, choć cza­sem na­dal trudno było jej w to uwie­rzyć. Bu­dząc się przy nim, wiele razy szczy­pała się w ra­mię, by się upew­nić, że to nie sen. Jed­nak te­raz wiele by dała, by to, co na­dal od­czu­wała, jej się po pro­stu przy­śniło.

Uszczyp­nęła się mocno, po­zo­sta­wia­jąc na ra­mie­niu krwi­sty ślad. Nie, to nie był sen. Za­tem snem nie mo­gło być też to, co tak mocno za­wład­nęło jej cia­łem, umy­słem i sta­nem du­cha, cho­ciaż na­dal wy­da­wało się nie­re­alne.

Po­zo­sta­wała jed­nak na­dzieja, że po se­rii nie­po­wo­dzeń wszystko się ułoży, a to, co po­zor­nie nie­wia­ry­godne, da się ra­cjo­nal­nie wy­ja­śnić. Jak wtedy, gdy w Je­mioł­kach wy­bie­rano nie­wła­ści­wego soł­tysa albo kiedy stary Wa­lenty spo­tkał na roz­drożu swoją zmarłą na­rze­czoną, a pe­wien młody Fran­cuz, przy­były na Pod­la­sie w po­szu­ki­wa­niu przod­ków, od­krył nie­sły­chaną i zdu­mie­wa­jącą ta­jem­nicę swo­jej babki.

Tamte zda­rze­nia, mimo po­cząt­ko­wych po­tknięć i splotu sy­tu­acji po­zor­nie bez wyj­ścia, przy­nio­sły dużo do­brego. Na­to­miast to, co nad­cho­dziło, nio­sło zu­peł­nie nowy prze­kaz, nie­stety dla Gai nie do końca czy­telny.

To „coś” było inne, więk­sze, bar­dziej za­gma­twane i mętne jak dno roz­le­wi­ska...

Gaja gwał­tow­nie na­brała po­wie­trza, gdy zdała so­bie sprawę, że to ona bę­dzie mu­siała się z tym zmie­rzyć, i wstrzy­mała od­dech, kiedy do­tarło do niej, że je­żeli nic nie zrobi, ucier­pią na tym nie­mal wszy­scy.

To jej przyj­dzie sta­wić temu czoła w pierw­szej ko­lej­no­ści, jak za­wsze, po­nie­waż dzięki nad­zwy­czaj­nej in­tu­icji do­wia­dy­wała się o wielu rze­czach na długo przed in­nymi. Do­ty­czyły róż­nych, zwy­kle przy­pad­ko­wych osób, każ­dego, tylko nie jej. I wła­śnie to przy­pra­wiało ją o naj­więk­sze dresz­cze.

Gdy po­czuła, że jesz­cze chwila i się udusi, ze świ­stem wy­pu­ściła po­wie­trze, a wraz z nim po­zbyła się resz­tek złu­dzeń.

Po­wstrzy­ma­nie jed­nego go­spo­da­rza przed po­peł­nie­niem błędu, na­wet gdy ten był świa­dom jej umie­jęt­no­ści, sta­no­wiło nie lada wy­zwa­nie. O ra­to­wa­niu wszyst­kich, gdyby za­szła taka po­trzeba, Gaja nie chciała na­wet my­śleć.

Nie­stety z każdą chwilą co­raz go­rzej jej szło. Im bar­dziej ucie­kała od na­tręt­nych i, co gor­sza, prze­ra­ża­ją­cych my­śli, tym szyb­ciej one ją do­ga­niały. Za­glą­dały w naj­dal­sze za­ka­marki jej umy­słu, o któ­rych ist­nie­niu zdą­żyła za­po­mnieć, a przy­naj­mniej tak jej się zda­wało. To tam ro­dziły się prze­czu­cia, kie­dyś licz­nie, po­tem mniej, aż w końcu prze­stały się po­ja­wiać. Gaja są­dziła, że już ich tam nie ma, a one były tylko uśpione. Cze­kały na wła­ściwy mo­ment, który wła­śnie nad­szedł...

– O Matko Bo­ska... – po­wtó­rzyła peł­nym grozy szep­tem, gdy w pełni zdała so­bie z tego sprawę.

– Która? – usły­szała wy­mam­ro­tane sen­nym to­nem py­ta­nie.

Tym ra­zem pa­dło na­tych­miast, cho­ciaż Gaja wy­po­wie­działa swoją kwe­stię nie­po­rów­na­nie ci­szej od po­przed­niej. Po­nadto było tro­chę dziwne. Czło­wiek, który je za­dał, rzadko py­tał o go­dzinę. Sam też nie spo­glą­dał zbyt czę­sto na ze­ga­rek. Nie mu­siał. Miesz­kał na wsi od za­wsze, dla­tego jej rytm znał na pa­mięć i nie­za­leż­nie od pory wie­dział, która mniej wię­cej jest go­dzina. A ta zde­cy­do­wa­nie była wcze­sna.

Świt do­piero miał na­stać. W sy­pialni pa­no­wał pół­mrok i nie sły­chać było jesz­cze od­gło­sów po­ran­nej krzą­ta­niny ani dźwię­ków, które zwy­kle za­po­wia­dały po­ra­nek – świer­gotu ptac­twa, pia­nia ko­gu­tów ani brzę­cze­nia much obi­ja­ją­cych się o szyby.

To, co żywe, na­dal spało, z wy­jąt­kiem noc­nych stwo­rzeń i psów go­spo­dar­skich, które prze­szcze­ki­wały się wza­jem­nie jak co noc. Oraz prócz Gai i Radka, który wresz­cie ob­ró­cił się w jej stronę, wy­raź­nie ocze­ku­jąc od­po­wie­dzi.

– Jest jesz­cze za wcze­śnie na po­budkę... – od­parła lekko zbita z tropu.

– Chyba ra­czej za późno na nie­spa­nie. – Za­śmiał się lekko. – Zwłasz­cza tu, na wsi wy­pada cho­dzić spać z ku­rami i wsta­wać wraz z pierw­szym pia­niem ko­guta.

– On po­trafi piać na­wet w środku nocy – przy­po­mniała.

Ra­dek przez chwilę z uwagą wsłu­chi­wał się w ci­szę.

– Wła­śnie jest śro­dek nocy, gdy­byś nie za­uwa­żyła – uzu­peł­nił.

– Ja? – zdu­miała się. – To chyba ty! Ina­czej nie za­da­wał­byś głu­pich py­tań.

– Ja­kich głu­pich py­tań?

Prze­wró­ciła wy­mow­nie oczami, czego nie mógł do­strzec, dla­tego do­dat­kowo wes­tchnęła z prze­sadną re­zy­gna­cją.

– O to, która jest go­dzina.

– Ale ja nie py­ta­łem o go­dzinę, tylko o Matkę Bo­ską.

– Jak to? – Tym ra­zem Gaja nie zro­zu­miała.

– Je­stem cie­kaw, którą wo­ła­łaś. Wło­ściań­ską czy szla­checką? Chyba że przed­tem, za pierw­szym ra­zem wo­ła­łaś jedną, a te­raz drugą.

– Za pierw­szym ra­zem? – spy­tała mi­mo­wol­nie.

Za­tem usły­szał krzyk, prze­mknęło jej przez głowę. To dla­czego nie re­ago­wał i zro­bił to do­piero te­raz?

– Albo za któ­rymś z ko­lei – od­parł. – Wcze­śniej też coś mam­ro­ta­łaś, ale kiedy do­py­ty­wa­łem, o co cho­dzi, nie chcia­łaś ze mną ga­dać.

– Co mam­ro­ta­łam? – spy­tała.

– No wła­śnie nie wiem – od­parł, uda­jąc na­dą­sa­nego. – W każ­dym ra­zie nic, co mia­łoby sens. Do­póki nie zwró­ci­łaś się do Ma­donny, choć nie do­da­łaś do któ­rej.

Jego py­ta­nie o dwie Matki Bo­skie w każ­dym in­nym miej­scu wy­da­łoby się bzdurne, ale nie w Je­mioł­kach. Tu­taj miało to swoje wy­tłu­ma­cze­nie. W po­dzie­lo­nej od wie­ków wsi, na gra­nicy mię­dzy górną a dolną czę­ścią stał ko­ściół, w któ­rego bocz­nych na­wach wi­siały dwa iden­tyczne ob­razy Ma­donny. Do jed­nego mo­dlili się po­tom­ko­wie wło­ścian, a do dru­giego – szlachty. Zgod­nie z tra­dy­cją, która ja­kimś cu­dem prze­trwała kilka wie­ków.

Gaja przez dłuż­szą chwilę za­sta­na­wiała się nad od­po­wie­dzią, mimo że ta wy­da­wała się oczy­wi­sta. Za­równo Ra­dek, wy­wo­dzący się z rodu szlach­ci­ców, jak i Gaja – for­mal­nie po­tom­kini wło­ścian, ni­gdy nie za­wra­cali so­bie tym głowy. On, kiedy uczest­ni­czył w nie­dziel­nej mszy, sia­dał za­zwy­czaj tam, gdzie było wolne miej­sce. Na­to­miast ona od­wie­dzała świą­ty­nię zwy­kle po to, by na osob­no­ści uciąć so­bie po­ga­wędkę tylko w cztery oczy raz z jedną, raz z drugą Ma­donną. W za­leż­no­ści od tego, z czego chciała się zwie­rzyć, czy­ich rad wy­słu­chać albo kiedy po­trze­bo­wała po pro­stu po­roz­ma­wiać jak ko­bieta z ko­bietą.

– My­ślę, że przy­da­łyby mi się obie na­raz – od­parła z wa­ha­niem. – Cho­ciaż... Wszystko jedno. Na­wet wspól­nie nic nie zdzia­łają. Ani one, ani nikt – do­dała i opa­dła bez sił na chłodną po­duszkę.

– Z czym so­bie nie po­ra­dzą? – spy­tał Ra­dek ostroż­nie, nie­zbyt pe­wien, czy chce po­znać od­po­wiedź.

– No wiesz, z tym, co nas czeka. – Gaja znów zni­żyła głos do szeptu tłu­mio­nego ro­giem koł­dry, który przy­ci­skała so­bie do ust.

– Nas? – zdzi­wił się, jesz­cze bar­dziej sko­ło­wany.

– No, tak – po­wtó­rzyła znie­cier­pli­wiona. – Cie­bie, mnie... Wszyst­kich. Całą wieś. Nie wiem, czy ko­go­kol­wiek to omi­nie i czy ko­mu­kol­wiek uda się to za­trzy­mać. To za­szło za da­leko...

– Czyli co? We wsi kroi się ko­lejna afera? Kto tym ra­zem wy­stąpi w roli głów­nej? – Ra­dek usi­ło­wał żar­to­wać, by zła­go­dzić na­pię­cie, któ­remu sam też się pod­dał.

– To nie bę­dzie zwy­czajna afera – od­parła su­cho. – Tym ra­zem to coś o wiele więk­szego. Bar­dziej zło­żo­nego, za­gma­twa­nego, trud­nego do roz­wi­kła­nia. A bo­ha­te­rów bę­dzie wielu... Zbyt wielu, żeby nad tym za­pa­no­wać.

– Prze­stań, po­ra­dzimy so­bie. Już na star­cie mamy fory. Wiemy, co się wy­da­rzy. To zna­czy ty wiesz – po­pra­wił się.

– Wcale nie po­wie­dzia­łam, że wiem – za­pe­rzyła się.

– To po co wo­ła­łaś je­mioł­kow­skie Ma­donny?

– Chyba... od­ru­chowo – wy­ja­śniła za­kło­po­tana. – Mnó­stwo lu­dzi bez­wied­nie wzywa Matkę Bo­ską, kiedy się cze­goś prze­stra­szy.

– A jesz­cze wię­cej mówi coś w stylu „no nie” albo po pro­stu krzy­czy, zwłasz­cza kiedy przy­śni im się coś złego...

– To nie był sen! – prze­rwała mu nie­cier­pli­wie. – To...

Umil­kła spe­szona, lecz Ra­dek sam do­my­ślił się reszty.

– In­tu­icja? – spy­tał dy­plo­ma­tycz­nie, bo te­mat był grzą­ski i od dawna żadne z nich go nie ty­kało. Głów­nie dla­tego, że Gaja prze­stała mie­wać prze­czu­cia, dzięki któ­rym uda­wało jej się prze­wi­dzieć nie­które lo­sowo wy­brane zda­rze­nia. – A może tylko ci się wy­daje? – za­gad­nął z na­dzieją. – Od dawna się nie od­zy­wała, zna­czy w ta­kim sen­sie jak kie­dyś. Może po pro­stu od­wy­kłaś...

Gaja wes­tchnęła ciężko i spoj­rzała na niego z po­li­to­wa­niem.

– No tak – wy­mam­ro­tał tylko tyle, po­nie­waż skoń­czyły mu się ar­gu­menty. Oczy­wi­ście nie li­cząc tych idio­tycz­nych, które jesz­cze się w nim tliły, ale nie śmiał wy­po­wie­dzieć ich na głos.

– Nie­wiele bra­ko­wało, a uwie­rzy­ła­bym, że mi to mi­nęło – wy­znała ża­ło­śnie Gaja.

Miała ku temu po­wody. Przez rok żyła spo­koj­nie i pra­wie bez­tro­sko, bo bez cię­żaru od­po­wie­dzial­no­ści za lu­dzi, któ­rym po­wie­działa, co ich czeka. Oni też z cza­sem prze­stali ją wy­py­ty­wać, jakby przy­jęli do wia­do­mo­ści, że to ko­niec.

– Ale dla­czego wró­ciło? Wła­śnie te­raz?

– Nie wiem, może nie­po­trzeb­nie uwie­rzy­łam, że mogę żyć jak inni?

– Prze­cież ży­jesz jak inni. – Ra­dek nie krył zdzi­wie­nia. – Poza tym każdy żyje nieco ina­czej niż po­zo­stali lu­dzie. To nor­malne.

– Wła­śnie! – pod­chwy­ciła. – My­śla­łam, że od­zy­ska­łam nor­mal­ność dzięki to­bie.

– Dzięki mnie? – Ro­ze­śmiał się zdzi­wiony nie­co­dzien­nym wy­zna­niem. – Chyba żar­tu­jesz. Nie mam aż ta­kich mocy... – Urwał z nie­wy­raź­nym po­czu­ciem, że pal­nął coś nie­po­trzeb­nie.

– Też tak uwa­żam – od­parła Gaja z po­wagą. – Dla­tego nie od razu na to wpa­dłam. Do­piero nie­dawno uświa­do­mi­łam so­bie, że nie mie­wam prze­czuć od mo­mentu, gdy... – Spoj­rzała wy­mow­nie na Radka.

– Od kiedy się za­rę­czy­li­śmy? – spy­tał nie­pew­nie, ale ona za­prze­czyła.

– Wtedy by­łam zbyt za­pra­co­wana i prze­jęta wła­sną przy­szło­ścią, dla­tego świa­do­mie je igno­ro­wa­łam. Znik­nęły na do­bre do­piero, kiedy drugi raz po­wie­dzie­li­śmy so­bie „tak”.

– W sen­sie, przed księ­dzem?

– Przed księ­dzem, przed ludźmi i przed ca­łym świa­tem – od­parła z wiele mó­wią­cym uśmie­chem, jaki po­ja­wiał się na jej twa­rzy za­wsze, gdy wspo­mi­nała dzień, w któ­rym zo­stali mę­żem i żoną.

Do­kład­nie w rocz­nicę za­rę­czyn. Tego sa­mego dnia, o tej sa­mej po­rze, choć nie w tym sa­mym miej­scu, ale tam, gdzie po raz pierw­szy wy­znali so­bie mi­łość.

Wcze­śniej obojgu wy­da­wało się to nie­re­alne. Długo ukry­wali przed sobą na­wza­jem to uczu­cie, lę­ka­jąc się od­rzu­ce­nia. Do­piero ko­rzystny dla obojga bieg zda­rzeń po­pchnął ich ku so­bie. Zdo­byli się w końcu na szcze­rość wo­bec sie­bie, a wtedy ich mi­łość roz­kwi­tła z całą mocą. Nie po­trze­bo­wali do­wo­dów na to, że są dla sie­bie stwo­rzeni, a mimo to zy­skali ich wiele dzięki temu, co działo się wów­czas w Je­mioł­kach. Oświad­czyny tylko to przy­pie­czę­to­wały.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: