- nowość
- promocja
Cicha woda brzegi rwie - ebook
Cicha woda brzegi rwie - ebook
Trzeci tom uwielbianej przez czytelników serii JEMIOŁKI
W Jemiołkach od zarania dziejów żyją sami życzliwi ludzie, którzy dzielą się dobrym słowem jak chlebem, a codzienność jest niczym stół z miejscem dla strudzonego gościa.
Do czasu…
Jemiołki to miejsce, gdzie wszelkie nowiny niosą się szybciej niż zapach chleba z piekarni pani Wargoniowej. Tu wypowiedziane słowa są jak kamień spoczywający na rozdrożu — mają swoją wagę — i jak nurtu rzeki nie da się ich cofnąć.
Do czasu…
W Jemiołkach sekrety mają to do siebie, że rzadko pozostają sekretami, dlatego stara studnia przy chałupie babci Pogody wydaje się lepszą powierniczką niż sąsiedzi i krewni.
Do czasu…
To wszystko tworzy opowieść o ludzkiej naturze — tej dobrej i tej mniej szlachetnej. O tym, jak łatwo coś zniszczyć i jak trudno potem to naprawić. I że wszystko ma swój czas.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-271-6908-2 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Małgosia Podhorecka zwana babcią Pogodą od świtu krzątała się po swoim podwórku, próbując ogarnąć chaos, który zostawiły po sobie kury. Miała ich zaledwie trzy, ale potrafiły narobić niezłego bałaganu, w który lepiej było nie wdepnąć, zwłaszcza błyszczącym miejskim butem. A tak się składało, że tego dnia babcia Pogoda spodziewała się gościa, który na prawdziwą wieś miał zawitać po raz pierwszy.
Zrządzeniem losu trafił właśnie do Jemiołków. A że nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny, należało się z tym pogodzić i przyjąć wędrowca z honorami, jak przystało na dobrą gospodynię. Dlatego Małgosia postanowiła posprzątać obejście, potem chałupę, a na koniec udekorować kuchenny stół kwiatami wstawionymi do starego glinianego wazonu. Choć wyszczerbiony i pełen rys, nadal spełniał swoje zadanie i nie potrzebowała innego. Do czasu, aż zacznie wyciekać z niego woda, bez której kwiaty nie przeżyją. Wtedy nie będzie innego wyjścia, jak wymienić go na nowy. Tak jak inne przedmioty, które ni stąd, ni zowąd przestawały działać, choć przez lata służyły wielu pokoleniom.
Zmiany, o których babcia Pogoda rozmyślała coraz częściej, miały to do siebie, że były nieuniknione. Inaczej czas musiałby stanąć w miejscu. A ten nieustannie mijał, dlatego należało się pośpieszyć i nie dać się mu wyprzedzić. Wielka tajemnica, którą powierzyła Małgosi babcia Nela, powinna wreszcie trafić do właściwej osoby.
Z tego powodu Małgosia pragnęła zrzucić z siebie jej ciężar. Co prawda raz już próbowała, ale jej słowa, wypowiedziane w nieodpowiednim momencie, utonęły w studni i nie sposób było ich stamtąd wydobyć bez ryzyka, że zostanie się pochłoniętym przez głębię. Musiała zatem poszukać pomocy. I właśnie na nią liczyła, czekając na gościa, który wkrótce miał się pojawić.
Jemu również zależało, aby wieloletni sekret trafił w odpowiednie ręce. A wraz z nim historia, którą Nela opowiedziała ukochanej wnuczce. Choć Małgosia nie wszystko wtedy zrozumiała, to nie uroniła ani jednego słowa, starając się zapamiętać jak najwięcej. Od tamtej pory nosiła tę historię w sobie, nie mówiąc o niej nikomu – poza starą studnią, która była najlepszą powierniczką, bo tajemnice były w niej bezpieczne.
Historia ta, choć nie jej własna, z czasem stała się dla niej brzemieniem. Małgosia wkładała mnóstwo wysiłku w to, by jak najlepiej wypełniać swoją misję, ale niekiedy bywało to trudne. Słowa i opowieści przekazywane z ust do ust miały tendencję do splatania się ze sobą, jak korzenie lub konary starych drzew. W ten sposób powstawały nowe, czasem niestworzone historie i zaczynały żyć własnym życiem, wymykając się tym, którzy niechcący puścili je w świat.
Zasiewały one w ludzkich sercach i duszach ziarna wątpliwości, których z czasem było więcej niż tego, co pewne. Gdy upadły na podatny grunt, kiełkowały i mnożyły się jak polne chwasty. Niektóre więdły, inne rozrastały się z dnia na dzień coraz bardziej, podlewane deszczem niedomówień, prawd i kłamstw, czasem dobrych, a czasem złych intencji. Z ich miododajnych kwiatów rodziły się owoce – jedne słodkie i soczyste, inne gorzkie, cierpkie i kwaśne. Ich smak jednak tracił znaczenie w obliczu tego, że nigdy nie można było być pewnym, które okażą się zatrute.
Podobnie jest z ludźmi. Często trudno odgadnąć, co kryje się w ich wnętrzu, zwłaszcza gdy robią wszystko, by to ukryć. Na szczęście nie zawsze im się udaje. W przeciwnym razie sami skazaliby się na samotność, a ta nie leży w ludzkiej naturze. Tak samo zastygłe milczenie i przeciągająca się cisza. Nie mogą trwać w nieskończoność, bo coś prędzej czy później je przetnie. Nie wszystko da się zachować tylko dla siebie, obojętnie, co ktoś sobie postanowi.
Każdy człowiek nosi w sobie jakąś tajemnicę, która chce zostać odkryta, nieopowiedzianą historię, która ma nadzieję być usłyszana.
Każda opowieść ma swego bohatera, który nie wie, jaki będzie jej koniec. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak zaczekać, aż przeszłość wyjdzie z cienia i da znak, że pora wyznać prawdę.☙
– O Matko Boska!
Gaja zerwała się raptownie i usiadła na łóżku odrętwiała, sparaliżowana nagłym niezrozumiałym lękiem. Gwałtownie wybudzona ze snu nie mogła sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Nie trwało to długo, ale wystarczyło, by wpadła w popłoch.
Przez kilka następnych chwil nie była w stanie uspokoić oddechu ani kołatania serca, od którego dudniło jej w uszach. Masowała oburącz pulsujące skronie, usiłując zrozumieć, co się stało – na jawie bądź we śnie.
Przychodziło jej to z trudem, ponieważ w ogóle nie pamiętała, o czym śniła. Gdyby jednak to był zwykły koszmar, po przebudzeniu powinna poczuć ulgę. A skoro ulga nie nadeszła, przyczyna lęku, który wciąż nie opuszczał Gai, leżała gdzie indziej. Było to coś dużo bardziej rzeczywistego, jak krzyk, który ją obudził – jej własny, z czego zdała sobie sprawę z niejakim zdumieniem. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło, nie licząc całkiem świadomych i jak najbardziej usprawiedliwionych wrzasków w środku nocy, na przykład wtedy, gdy po jej czole spacerował pająk.
Co prawda dźwięk, który wydobył się z jej gardła, nie był tak przeraźliwy ani donośny i nie postawił na nogi połowy wsi. Jednak pośród ciszy brzmiał przeszywająco. Gaja nadal czuła nieprzyjemne kłucie w uszach, a także w innych, mniej oczywistych częściach ciała. Jednocześnie coś się nie zgadzało. Taki krzyk, nawet niezbyt głośny, powinien obudzić kogoś, kto znajdował się znacznie bliżej niż połowa wsi, bo tuż obok.
„Może jednak mi się tylko wydawało?” – zastanawiała się. Ale nie. Krzyk był rzeczywisty. Śpiący obok niej Radek również, choć czasem nadal trudno było jej w to uwierzyć. Budząc się przy nim, wiele razy szczypała się w ramię, by się upewnić, że to nie sen. Jednak teraz wiele by dała, by to, co nadal odczuwała, jej się po prostu przyśniło.
Uszczypnęła się mocno, pozostawiając na ramieniu krwisty ślad. Nie, to nie był sen. Zatem snem nie mogło być też to, co tak mocno zawładnęło jej ciałem, umysłem i stanem ducha, chociaż nadal wydawało się nierealne.
Pozostawała jednak nadzieja, że po serii niepowodzeń wszystko się ułoży, a to, co pozornie niewiarygodne, da się racjonalnie wyjaśnić. Jak wtedy, gdy w Jemiołkach wybierano niewłaściwego sołtysa albo kiedy stary Walenty spotkał na rozdrożu swoją zmarłą narzeczoną, a pewien młody Francuz, przybyły na Podlasie w poszukiwaniu przodków, odkrył niesłychaną i zdumiewającą tajemnicę swojej babki.
Tamte zdarzenia, mimo początkowych potknięć i splotu sytuacji pozornie bez wyjścia, przyniosły dużo dobrego. Natomiast to, co nadchodziło, niosło zupełnie nowy przekaz, niestety dla Gai nie do końca czytelny.
To „coś” było inne, większe, bardziej zagmatwane i mętne jak dno rozlewiska...
Gaja gwałtownie nabrała powietrza, gdy zdała sobie sprawę, że to ona będzie musiała się z tym zmierzyć, i wstrzymała oddech, kiedy dotarło do niej, że jeżeli nic nie zrobi, ucierpią na tym niemal wszyscy.
To jej przyjdzie stawić temu czoła w pierwszej kolejności, jak zawsze, ponieważ dzięki nadzwyczajnej intuicji dowiadywała się o wielu rzeczach na długo przed innymi. Dotyczyły różnych, zwykle przypadkowych osób, każdego, tylko nie jej. I właśnie to przyprawiało ją o największe dreszcze.
Gdy poczuła, że jeszcze chwila i się udusi, ze świstem wypuściła powietrze, a wraz z nim pozbyła się resztek złudzeń.
Powstrzymanie jednego gospodarza przed popełnieniem błędu, nawet gdy ten był świadom jej umiejętności, stanowiło nie lada wyzwanie. O ratowaniu wszystkich, gdyby zaszła taka potrzeba, Gaja nie chciała nawet myśleć.
Niestety z każdą chwilą coraz gorzej jej szło. Im bardziej uciekała od natrętnych i, co gorsza, przerażających myśli, tym szybciej one ją doganiały. Zaglądały w najdalsze zakamarki jej umysłu, o których istnieniu zdążyła zapomnieć, a przynajmniej tak jej się zdawało. To tam rodziły się przeczucia, kiedyś licznie, potem mniej, aż w końcu przestały się pojawiać. Gaja sądziła, że już ich tam nie ma, a one były tylko uśpione. Czekały na właściwy moment, który właśnie nadszedł...
– O Matko Boska... – powtórzyła pełnym grozy szeptem, gdy w pełni zdała sobie z tego sprawę.
– Która? – usłyszała wymamrotane sennym tonem pytanie.
Tym razem padło natychmiast, chociaż Gaja wypowiedziała swoją kwestię nieporównanie ciszej od poprzedniej. Ponadto było trochę dziwne. Człowiek, który je zadał, rzadko pytał o godzinę. Sam też nie spoglądał zbyt często na zegarek. Nie musiał. Mieszkał na wsi od zawsze, dlatego jej rytm znał na pamięć i niezależnie od pory wiedział, która mniej więcej jest godzina. A ta zdecydowanie była wczesna.
Świt dopiero miał nastać. W sypialni panował półmrok i nie słychać było jeszcze odgłosów porannej krzątaniny ani dźwięków, które zwykle zapowiadały poranek – świergotu ptactwa, piania kogutów ani brzęczenia much obijających się o szyby.
To, co żywe, nadal spało, z wyjątkiem nocnych stworzeń i psów gospodarskich, które przeszczekiwały się wzajemnie jak co noc. Oraz prócz Gai i Radka, który wreszcie obrócił się w jej stronę, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
– Jest jeszcze za wcześnie na pobudkę... – odparła lekko zbita z tropu.
– Chyba raczej za późno na niespanie. – Zaśmiał się lekko. – Zwłaszcza tu, na wsi wypada chodzić spać z kurami i wstawać wraz z pierwszym pianiem koguta.
– On potrafi piać nawet w środku nocy – przypomniała.
Radek przez chwilę z uwagą wsłuchiwał się w ciszę.
– Właśnie jest środek nocy, gdybyś nie zauważyła – uzupełnił.
– Ja? – zdumiała się. – To chyba ty! Inaczej nie zadawałbyś głupich pytań.
– Jakich głupich pytań?
Przewróciła wymownie oczami, czego nie mógł dostrzec, dlatego dodatkowo westchnęła z przesadną rezygnacją.
– O to, która jest godzina.
– Ale ja nie pytałem o godzinę, tylko o Matkę Boską.
– Jak to? – Tym razem Gaja nie zrozumiała.
– Jestem ciekaw, którą wołałaś. Włościańską czy szlachecką? Chyba że przedtem, za pierwszym razem wołałaś jedną, a teraz drugą.
– Za pierwszym razem? – spytała mimowolnie.
Zatem usłyszał krzyk, przemknęło jej przez głowę. To dlaczego nie reagował i zrobił to dopiero teraz?
– Albo za którymś z kolei – odparł. – Wcześniej też coś mamrotałaś, ale kiedy dopytywałem, o co chodzi, nie chciałaś ze mną gadać.
– Co mamrotałam? – spytała.
– No właśnie nie wiem – odparł, udając nadąsanego. – W każdym razie nic, co miałoby sens. Dopóki nie zwróciłaś się do Madonny, choć nie dodałaś do której.
Jego pytanie o dwie Matki Boskie w każdym innym miejscu wydałoby się bzdurne, ale nie w Jemiołkach. Tutaj miało to swoje wytłumaczenie. W podzielonej od wieków wsi, na granicy między górną a dolną częścią stał kościół, w którego bocznych nawach wisiały dwa identyczne obrazy Madonny. Do jednego modlili się potomkowie włościan, a do drugiego – szlachty. Zgodnie z tradycją, która jakimś cudem przetrwała kilka wieków.
Gaja przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, mimo że ta wydawała się oczywista. Zarówno Radek, wywodzący się z rodu szlachciców, jak i Gaja – formalnie potomkini włościan, nigdy nie zawracali sobie tym głowy. On, kiedy uczestniczył w niedzielnej mszy, siadał zazwyczaj tam, gdzie było wolne miejsce. Natomiast ona odwiedzała świątynię zwykle po to, by na osobności uciąć sobie pogawędkę tylko w cztery oczy raz z jedną, raz z drugą Madonną. W zależności od tego, z czego chciała się zwierzyć, czyich rad wysłuchać albo kiedy potrzebowała po prostu porozmawiać jak kobieta z kobietą.
– Myślę, że przydałyby mi się obie naraz – odparła z wahaniem. – Chociaż... Wszystko jedno. Nawet wspólnie nic nie zdziałają. Ani one, ani nikt – dodała i opadła bez sił na chłodną poduszkę.
– Z czym sobie nie poradzą? – spytał Radek ostrożnie, niezbyt pewien, czy chce poznać odpowiedź.
– No wiesz, z tym, co nas czeka. – Gaja znów zniżyła głos do szeptu tłumionego rogiem kołdry, który przyciskała sobie do ust.
– Nas? – zdziwił się, jeszcze bardziej skołowany.
– No, tak – powtórzyła zniecierpliwiona. – Ciebie, mnie... Wszystkich. Całą wieś. Nie wiem, czy kogokolwiek to ominie i czy komukolwiek uda się to zatrzymać. To zaszło za daleko...
– Czyli co? We wsi kroi się kolejna afera? Kto tym razem wystąpi w roli głównej? – Radek usiłował żartować, by złagodzić napięcie, któremu sam też się poddał.
– To nie będzie zwyczajna afera – odparła sucho. – Tym razem to coś o wiele większego. Bardziej złożonego, zagmatwanego, trudnego do rozwikłania. A bohaterów będzie wielu... Zbyt wielu, żeby nad tym zapanować.
– Przestań, poradzimy sobie. Już na starcie mamy fory. Wiemy, co się wydarzy. To znaczy ty wiesz – poprawił się.
– Wcale nie powiedziałam, że wiem – zaperzyła się.
– To po co wołałaś jemiołkowskie Madonny?
– Chyba... odruchowo – wyjaśniła zakłopotana. – Mnóstwo ludzi bezwiednie wzywa Matkę Boską, kiedy się czegoś przestraszy.
– A jeszcze więcej mówi coś w stylu „no nie” albo po prostu krzyczy, zwłaszcza kiedy przyśni im się coś złego...
– To nie był sen! – przerwała mu niecierpliwie. – To...
Umilkła speszona, lecz Radek sam domyślił się reszty.
– Intuicja? – spytał dyplomatycznie, bo temat był grząski i od dawna żadne z nich go nie tykało. Głównie dlatego, że Gaja przestała miewać przeczucia, dzięki którym udawało jej się przewidzieć niektóre losowo wybrane zdarzenia. – A może tylko ci się wydaje? – zagadnął z nadzieją. – Od dawna się nie odzywała, znaczy w takim sensie jak kiedyś. Może po prostu odwykłaś...
Gaja westchnęła ciężko i spojrzała na niego z politowaniem.
– No tak – wymamrotał tylko tyle, ponieważ skończyły mu się argumenty. Oczywiście nie licząc tych idiotycznych, które jeszcze się w nim tliły, ale nie śmiał wypowiedzieć ich na głos.
– Niewiele brakowało, a uwierzyłabym, że mi to minęło – wyznała żałośnie Gaja.
Miała ku temu powody. Przez rok żyła spokojnie i prawie beztrosko, bo bez ciężaru odpowiedzialności za ludzi, którym powiedziała, co ich czeka. Oni też z czasem przestali ją wypytywać, jakby przyjęli do wiadomości, że to koniec.
– Ale dlaczego wróciło? Właśnie teraz?
– Nie wiem, może niepotrzebnie uwierzyłam, że mogę żyć jak inni?
– Przecież żyjesz jak inni. – Radek nie krył zdziwienia. – Poza tym każdy żyje nieco inaczej niż pozostali ludzie. To normalne.
– Właśnie! – podchwyciła. – Myślałam, że odzyskałam normalność dzięki tobie.
– Dzięki mnie? – Roześmiał się zdziwiony niecodziennym wyznaniem. – Chyba żartujesz. Nie mam aż takich mocy... – Urwał z niewyraźnym poczuciem, że palnął coś niepotrzebnie.
– Też tak uważam – odparła Gaja z powagą. – Dlatego nie od razu na to wpadłam. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że nie miewam przeczuć od momentu, gdy... – Spojrzała wymownie na Radka.
– Od kiedy się zaręczyliśmy? – spytał niepewnie, ale ona zaprzeczyła.
– Wtedy byłam zbyt zapracowana i przejęta własną przyszłością, dlatego świadomie je ignorowałam. Zniknęły na dobre dopiero, kiedy drugi raz powiedzieliśmy sobie „tak”.
– W sensie, przed księdzem?
– Przed księdzem, przed ludźmi i przed całym światem – odparła z wiele mówiącym uśmiechem, jaki pojawiał się na jej twarzy zawsze, gdy wspominała dzień, w którym zostali mężem i żoną.
Dokładnie w rocznicę zaręczyn. Tego samego dnia, o tej samej porze, choć nie w tym samym miejscu, ale tam, gdzie po raz pierwszy wyznali sobie miłość.
Wcześniej obojgu wydawało się to nierealne. Długo ukrywali przed sobą nawzajem to uczucie, lękając się odrzucenia. Dopiero korzystny dla obojga bieg zdarzeń popchnął ich ku sobie. Zdobyli się w końcu na szczerość wobec siebie, a wtedy ich miłość rozkwitła z całą mocą. Nie potrzebowali dowodów na to, że są dla siebie stworzeni, a mimo to zyskali ich wiele dzięki temu, co działo się wówczas w Jemiołkach. Oświadczyny tylko to przypieczętowały.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
BESTSELLERY
- EBOOK
27,90 zł 31,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK31,90 zł
- EBOOK
32,90 zł 37,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: Prószyński MediaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: RomansNajnowsza powieść Stephena Kinga Dallas '63, która trafi do polskich czytelników w dniu światowej premiery 8 listopada 2011, odwołuje się do klasycznego motywu literatury fantastycznej, czyli podróży w czasie. Korzystając z ...EBOOK
33,90 zł 39,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: Sonia DragaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: RomansIch gorący i zmysłowy romans zakończył się złamanym sercem i wzajemnymi pretensjami, ale Christian Gray nie może uwolnić się od Anastazji Steele, która uparcie tkwi w jego umyśle, krwi. Zdeterminowany by ją odzyskać, próbuje ...33,50 złEBOOK33,50 zł