Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Cichy dom za furtką - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
20 czerwca 2025
E-book: EPUB,
50,00 zł
Audiobook
60,00 zł
50,00
5000 pkt
punktów Virtualo

Cichy dom za furtką - ebook

Książka opowiada o losach dwóch braci, którzy trafiają z rodzinnego domu do tajemniczej posiadłości. Tam niespodziewanie rozpoczyna się ich walka o przetrwanie...

Tytuł porusza psychologiczne aspekty wychowania, uwarunkowań genetycznych i czynników środowiskowych, które determinują przyszłość każdego z nas.

Polecamy tego autora: „Wspomnienia introwertyka”.

Piotr Latała:

Twórca internetowy, popularność zyskał dzięki krótkim filmikom, w których obnaża absurdy codzienności i w humorystyczny sposób komentuje życie społeczne w Polsce.

Autor książek autobiograficznych. Standuper.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397029910
Rozmiar pliku: 656 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Każdy z nas dźwiga jakiś ciężar, który bardzo często ma ogromny wpływ na nasze życiowe decyzje, pragnienia i rozmaite potrzeby emocjonalne. Ile zależy od nas, a w jakim stopniu jesteśmy już zaprogramowani w kodzie DNA? To ważne pytanie i niestety zagadnienie to nierzadko jest powodem błędnych interpretacji podczas oceny człowieka i jego życiowych osiągnięć. Oceny te bywają ogromnie krzywdzące. Czy na podstawie czyjegoś dorobku i codziennego stylu życia możemy wydawać wyroki, kto jest lepszy, a kto gorszy? Oczywiste dla wielu osób jest to, że narkoman, alkoholik czy bezdomny jest gorszy od człowieka, który mija ich na ulicy. Ludzie często porównują się z tymi, którym się nie powiodło, i dzięki temu są jeszcze bardziej dumni ze swoich osiągnięć oraz przekonani, że są one wyłącznie ich zasługą. Niestety losy człowieka są zdeterminowane przez bardzo wiele czynników, na które nie ma on wpływu i nie zawsze zdaje sobie z nich sprawę. Dźwigamy bowiem ciężar wpływu środowiska, w którym się wychowaliśmy, i przeżyć z okresu dzieciństwa. To w połączeniu z uwarunkowaniami genetycznymi sprawia, że w naszym życiu nie ma decyzji dobrych ani złych, po prostu stajemy się niewolnikami schematów stworzonych przez plastyczne neuroprzekaźniki i całą biochemię mózgu bulgoczącą w naszym układzie nerwowym, co razem z wpływem środowiska, w którym się wychowujemy, stwarza swego rodzaju klątwę. Ta przez jakiś czas jest uśpiona, ale swe żniwa zbiera w dorosłym życiu.

Historia opowiedziana w tej książce wydarzyła się naprawdę. To opowieść o ciągnącej się przez pokolenia klątwie, z której nikt nie wyciągał wniosków i która do dziś jest potężna i powszechna. Ten problem dotyka niewinnych, a ci z czasem stają się winowajcami.ROZDZIAŁ I

Obudziłem się rano i zobaczyłem, że mój starszy brat wspina się po taborecie na blat kuchenny.

– Co robisz? – zapytałem.

– Cicho bądź, łap!

Rzucił mi dwa cukierki. Sam delikatnie zwinął torebkę i schował z powrotem do wiszącej wysoko szafki, która dla nas była niczym Mount Everest.

Tego poranka Mount Everest został zdobyty przez śmiałka, który wiedział, że nagroda w postaci cukierków zrekompensuje ryzyko.

Wczesne dzieciństwo to ciekawy czas, z którego pamiętamy tylko parosekundowe epizody, one składają się na nasze wspomnienia z tamtych dni. Pamiętam, jak zadławiłem się małym samochodzikiem i jak wisiałem głową do dołu, gdy ojciec ratował mnie od uduszenia. Innym razem kąpaliśmy się z bratem w wannie i nagle zasłabłem, a brat postanowił przeprowadzić akcję ratunkową. Niestety próba wyciągnięcia mnie za nogi, podczas gdy głowa cały czas znajdowała się pod wodą, była dużym błędem. Gdy brat zdał sobie sprawę, że jego misja ratunkowa jest chybiona, postanowił zawołać ojca, a on w końcu wyciągnął mnie z wanny. Pewnego dnia mój brat stał się też ofiarą dziecięcej ciekawości – postanowił poszerzyć swoje kulinarne doznania, spożywając proszek Ajax do czyszczenia powierzchni kuchennych. Możliwe, że widok proszku skojarzył mu się z oranżadką. Było to jednak wielkie rozczarowanie, bo w kubki smakowe brata uderzyły okropne związki chemiczne. Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś kiedykolwiek sporządził statystyki, ile razy dziennie w dzieciństwie człowiek ociera się o śmierć. Pokus jest wiele, począwszy od włożenia widelca do gniazdka po oblizywanie podpiętego do prądu blendera, który trzyma młodszy brat i koniecznie chce wcisnąć ten mały kolorowy guziczek.

Rodzice w latach dziewięćdziesiątych także nie mieli łatwego życia i paradoksalnie, chcąc zyskać troszkę spokoju, pogarszali nieświadomie sytuację, kupując zabawki, które miały przynieść chwilę wytchnienia, a zamieniały dom w schizoidalną dyskotekę. Mowa tutaj oczywiście o wszelkich pojazdach, zwierzakach i przede wszystkim modnych wówczas pistoletach dla dzieci. Wszystkie te przedmioty wydawały serie tak głośnych i potwornych dźwięków, że jedynym ratunkiem dla ojca było wyjęcie po kryjomu baterii i wciśnięcie nam kitu, że hipopotam się zmęczył i musi iść spać. Nieocenioną zaletą, której w dzieciństwie nie byliśmy świadomi, jest niewiedza. Jest to stan, za który wiele osób w życiu dorosłym dałoby się pokroić, by odciążyć przerażoną głowę.

Nastała jesień. Pewnego dnia wybraliśmy się z ojcem do parku. Oczywiście szuranie nogami w liściach było wielką atrakcją. Dotarliśmy na miejsce, gdzie cały park niczym na obrazie olejnym mienił się żółto-czerwonymi barwami jesieni. Warstwa liści była tak gruba, że w pewnych miejscach brodziliśmy zanurzeni w nich po pas. Wybuchom śmiechu nie było końca. W pewnym momencie znaleźliśmy z bratem kije i zaczęliśmy pokaz improwizowanej szermierki. Nagle zorientowałem się, że obok nas nie ma ojca. Przerwaliśmy walkę na kije i spostrzegliśmy go w oddali. Rozmawiał z jakąś obcą postacią. Zbliżyliśmy się na bezpieczną odległość i z zaciekawieniem obserwowaliśmy dyskusję naszego taty ze starszym panem w czarnym kapeluszu i długim jesiennym płaszczu. Rozmowa była bardzo burzliwa, wydawało się, że starszy pan jest ostrożny i chłodno kalkulujący każde słowo, ojciec zaś był stanowczy i zdecydowany, nieco rozdrażniony. Nagle spostrzegliśmy z bratem, że obok starszego nieznajomego stoi mała dziewczynka z czarnymi warkoczami, miała kamienny wyraz twarzy. Było w niej coś tak przerażającego, jakby była z zupełnie innej planety, nie okazywała żadnych emocji. Podeszliśmy do niej, by zbadać sytuację, i zapytaliśmy, kim jest – nie odpowiedziała. Nadal patrzyła na nas i hipnotyzowała kamiennym spojrzeniem. Zaczęliśmy demonstrować swoje harce w jesiennej scenerii, czekając na jej reakcję, bezskutecznie. Wiatr się nasilał, słońce zaczęło powoli zachodzić, park przybierał coraz mroczniejszy, ponury i tajemniczy wyraz. W pewnym momencie ojciec zawołał nas, abyśmy natychmiast przyszli do niego, bo musimy już wracać do domu. Pośpiesznie złapał mnie za rękę i krzyknął do brata, że naprawdę musimy już wracać. Nie mieliśmy pojęcia, dlaczego tak nagle i w pośpiechu mamy stamtąd odejść, kiedy dopiero co poznaliśmy nową koleżankę i mieliśmy nadzieję, że zacznie się z nami bawić. Próbując nadążyć za krokami ojca, trzymając go za rękę, odwróciłem się i zobaczyłem sylwetkę starszego pana w płaszczu i stojącą obok niego dziewczynkę. Z daleka ich widok napawał mnie przerażeniem, stonowany czarny płaszcz, kapelusz, czarne warkoczyki i kamienne twarze na tle jesiennego parku i zbliżającego się zmierzchu patrzące z daleka w naszą stronę.

– Nie odwracaj się! – krzyknął ojciec.

Wróciliśmy do domu.ROZDZIAŁ II

Zima w 1996 roku była bardzo mroźna. W oczekiwaniu na święta przez okno w kuchni patrzyliśmy na zimowy puch, który jednolitą, gładką warstwą okrył cały krajobraz typowego blokowiska. Gdy przychodził czas spania, ojciec opowiadał nam, jak to będzie, kiedy już nadejdą święta, ubierzemy choinkę, będzie padał śnieg i wkrótce przyjdzie do nas Mikołaj. Słuchaliśmy jak zaczarowani, dopóki powieki nie zaczęły nam opadać i nie odpłynęliśmy w krainę snów. Nie zawsze jednak usypianie dzieci jest takie łatwe.

Któregoś wieczoru dorwaliśmy z bratem paczkę gum. Nie pytajcie jak, ale skleiliśmy sobie całe włosy. Warto dodać, że w latach dziewięćdziesiątych wśród dzieci obowiązkowa była fryzura na grzybka, więc mieliśmy dosyć długie czupryny. Tym sposobem siedzieliśmy w środku nocy na taboretach, a ojciec strzygł nas wbrew naszej woli niczym owce. Niestety rodzic musi być gotowy na każdą ewentualność o każdej porze, czasem trzeba improwizować.

Mamę jakoś znacznie mniej pamiętam z tamtego okresu, często leżała lub siedziała w milczeniu. Była bardziej rozmowna, kiedy zdarzały nam się wspólne spacery całą czwórką. Często znikała na całe dnie nie wiadomo gdzie.

Pewnego dnia rozległo się pukanie do drzwi naszego domu, ojciec prawdopodobnie był wtedy w pracy. Mama poszła otworzyć. Po chwili odwróciła się i poleciła mi i bratu, byśmy zamknęli się w pokoju. Brat był starszy ode mnie o rok i to on decydował o wszystkich strategicznych posunięciach w naszym dziecięcym świecie, a tym razem zadecydował, że będziemy podsłuchiwać. Po chwili usłyszeliśmy rozmowę.

– Musisz do nas wrócić, długo tak nie dasz rady – odezwał się kobiecy głos nieznajomej stojącej w przedpokoju.

– Dlaczego nie dasz nam spokoju?! Zostaw nas! – odpowiedziała mama, a w jej głosie słychać było zdenerwowanie.

Wymiana zdań trwała chwilę i niewiele udało nam się usłyszeć, a jeszcze mniej zrozumieć. Jedno jest pewne: rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Mama zaczęła na siłę zamykać drzwi, a tajemnicza kobieta, wychodząc, powtarzała jeszcze na klatce:

– Nie mów mu, że tu byłam, zastanów się, tak będzie lepiej.

Drzwi powoli się zamknęły i w tym samym momencie my także przymknęliśmy swoje i szybko zapomnieliśmy o całej sytuacji.

Święta minęły błyskawicznie i nie pamiętam ich zbyt dobrze, jednak później przyszła pora wizyty księdza po kolędzie, a ją zapamiętałem. Pojawienie się nieznajomego w czarnej pelerynie było nie lada wydarzeniem dla nas, małych dzieci. Rodzice zaprosili duszpasterza do dużego pokoju, a my obserwowaliśmy rozwój wydarzeń z kuchni, bawiąc się wierzbowymi gałązkami. Nie wiedząc, jak zareagować na wizytę pana w czarnej sukience, rozradowani wbiegliśmy do salonu i bez namysłu wymierzyliśmy ciosy wierzbowymi gałązkami w dolną część sutanny, po czym nastąpił szybki odwrót. Wtedy wydawało nam się to przezabawne, jednak dla rodziców z pewnością była to mało komfortowa sytuacja, nie wspominając o księdzu.

Kolejny dzień dobiegł końca, po wielu wrażeniach zasnęliśmy bardzo szybko. W środku nocy obudziło mnie uczucie silnego pulsowania w uszach, w dodatku za łóżko wpadł mój mały krasnal, więc postanowiłem go wydobyć. Wraz z bratem spaliśmy w kuchni, gdyż nasza rodzina zajmowała mieszkanie jednopokojowe. Próbując wydostać krasnala zza łóżka, zobaczyłem, że w salonie rodziców włączony jest telewizor.

– Jeszcze troszkę… Jest! Krasnal uratowany.

Podniosłem głowę i zauważyłem, że w pokoju panowała już całkowita ciemność. Zastygłem, wpatrując się w mrok. Zaczęły się z niego wyłaniać czarny kapelusz i ciemna postać, obok niej mała dziewczynka z czarnymi warkoczykami, lecz jej twarz nie była kamienna, tym razem malował się na niej nieznaczny szyderczy uśmiech.

– Mamo! – krzyknąłem.

Światło się zapaliło i do kuchni wpadł ojciec.

– Co się dzieje? – zapytał.

– Znowu ma jakieś koszmary – odpowiedział Paweł.

Rozejrzałem się po kuchni i spojrzałem w stronę pokoju, lecz nikogo obcego tam nie było. To tylko koszmar? Krasnala trzymałem cały czas w dłoni. Wciąż widząc te dwie postacie w swojej wyobraźni, powoli zacząłem odwracać się na drugą stronę.

– Śpijcie już – powiedział ojciec i zgasił światło w kuchni.

Bardzo długo wpatrywałem się w ścianę i zmieniające się na niej smugi światła wpadające przez żaluzje w oknach.

– Ciekawe, kim są?

– Kto? – zapytałem.

– No ten starszy pan i mała dziewczynka z parku – odpowiedział brat.

– Nie mam pojęcia – odparłem.

Że też akurat teraz o to zapytał. Wtedy chyba po raz pierwszy, nieświadomie, doświadczyłem tego, czym jest ironia, która zresztą jeszcze nie raz da o sobie znać.

Wkrótce nadeszło lato i zaczęły się zabawy przed blokiem z rówieśnikami. Kiedy ma się brata, jest się w nieco lepszej sytuacji, bo człowiek zawsze czuje się trochę pewniej. Któregoś razu, krążąc po osiedlu, znaleźliśmy na śmietniku plastikowy motor. Decyzja była błyskawiczna: zabieramy go do domu. Nie zważając na nic, złapaliśmy go po obu stronach i czym prędzej taszczyliśmy zdobycz w stronę naszej klatki.

Nastał wieczór i pora kąpieli. Oczywiście kluczową atrakcją było to, że motor kąpał się razem z nami.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij