- W empik go
Cień i błysk - ebook
Cień i błysk - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 154 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W więzy owej wyjątkowej przyjaźni zaplątał się również ktoś trzeci: krótki, gruby, krępy i leniwy. Niestety, tym trzecim byłem ja. Paul i Lloyd zdawali się być stworzeni do ciągłej rywalizacji, ja zaś do występowania zawsze z różdżką oliwną pokoju. Wszyscy trzej wzrastaliśmy razem I nieraz na moje plecy spadały ciosy, które jeden z przyjaciół przeznaczał dla drugiego. Tamci dwaj nieustannie współzawodniczyli, ciągle walczyli o pierwszeństwo i w walce tej nie znali granic pragnień ani namiętności.
Ów zawzięty duch rywalizacji panował zarówno w naukach, jak w zabawach. Jeśli Paul pamiętał dwie strofki jakiegoś słynnego poematu, Lloyd zjawiał się natychmiast z trzema, po czym Paul uczył się czterech, aż wreszcie obaj umieli całość. Pamiętam pewien incydent, który miał miejsce podczas pływania – incydent tragicznie znamienny dla walki całego ich życia. Chłopcy zabawiali się wesoło: nurkowali na dno jeziorka dziesięciostopowej głębokości i chwytali za korzenie wodorostów, zakładając się, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Paul i Lloyd uparli się, że dadzą nurka razem. Kiedym ujrzał ich twarze, zacięte i zdecydowane, znikające szybko pod wodą – poczułem, że stanie się coś strasznego. Chwile mijały, fale uspokoiły się na wodzie, jeziorko leżało gładkie i niezmącone, lecz ani czarna, ani jasna głowa nie wychylały się, żeby zaczerpnąć powietrza. My wszyscy, stojący na brzegu, zaczęliśmy się niepokoić. Najdłuższy rekord najwytrzymalszego chłopca został dawno pobity – lecz spod wody nie dochodził żaden ślad życia. Pęcherzyki powietrza bulgotały miarowo, wydostając się na powierzchnię i dawały znać, że płuca nurków procujq jeszcze. Po chwili ustały nawet sygnały pęcherzyków. Każda sekunda stała się nieznośnie długa. Nie mogłem dłużej wytrzymać napięcia. Sam dałem nurka.
Znalazłem obu chłopców na dnie, wczepionych kurczowo w wodorosty. Głowy trzymali w odległości kilku cali jedna od drugiej, oczy mieli szeroko rozwarte i wpatrzone przenikliwie w oczy przeciwnika. Cierpieli nieznośnie, wijqe się w męce dobrowolnego duszenia, żaden jednak nie chciał wypłynqć pierwszy i uznać się za pobitego. Spróbowałem oderwać rękę Paula od wodorostów, ale opierał się rozpaczliwie. Poczułem, że się duszę i wypłynqłem na powierzchnię, mocno podrapany. Szybko wytłumaczyłem kolegom, o co chodzi. Sześciu nas dało nurka i wreszcie przemocq wyciqgnęiiśmy zajadłych przeciwników. Byli już jednak nieprzytomni i dopiero po długim stosowaniu sztucznego oddychania, bicia i kołysania udało nam się przywołać ich do życia. Byliby utonęli, gdyby nikt nie przybył na pomoc.
Kiedy Paul Tichlorne wstqpił na uniwersytet, mówiono ogólnie, że ma zamiar studiować nauki społeczne. Llyod Inwood, zapisujqc się jednocześnie, wybrał tenże fakultet. Paul jednakże w tajemnicy przed wszystkimi nosił się z zamiarem studiowania nauk przyrodniczych, zwłaszcza zaś chemii. Toteż w ostatniej chwili przerzucił się niespodziewanie. Wobec tego Lloyd, chociaż już zorganizował sobie plan nauk i zaczął uczęszczać na wykłady – nagie poszedł w ślad za Paulem i zapisał się na przyrodę, ze szczególnym uwzględnieniem chemii. Rywalizację dwóch nowo przybyłych zauważyli wkrótce wszyscy koledzy. Jeden stanowił ostrogę dla drugiego. Zapuścili się w tajniki chemii głębiej niż którykolwiek z kolegów, tak głęboko, że zanim doczekali się tradycyjnej uroczystości „skoku przez skórę”, zagnać już mogli w kozi róg niejednego z dawnych chemików, nie wyiqczajqc znanego wśród kolegów specjalisty,
„starego” Mossa. Wreszcie prace Lloyda nad „bakteriami śmierci” znajdującymi się w ciele żaby morskiej oraz doświadczenia robione nad tymi bakteriami przy pomocy cyjanku potasu, przyniosły sławę zarówno badaczowi, jak całej uczelni. Paul jednak nie pozostał ani o krok w tyle, zdołał bowiem wyprodukować laboratoryjnie pewne koloidy, wydzielane dotychczas jedynie przez ameby. Poza tym, otworzył nowe możliwości produkowania nawozów sztucznych, przez swe znakomite doświadczenia z wpływem roztworów chloranów sodu i magnezu na najniższe formy fauny morskiej.
W czasie najgłębszego pogrążenia się w chemii, w okresie walki o stopień naukowy – w życie obu kolegów weszła nagle panna Doris Van Benschoten. Lloyd spotkał jq pierwszy, ale w przeciągu dwudziestu czterch godzin Paul postarał się również o zawarcie tej znajomości. Rzecz prosta, zakochali się od razu i panna Doris stała się jedyną treścią życia, jedynym celem, dla którego warto żyć. Otaczali ją swym uwielbieniem z jednaką namiętnością i oddaniem, i tak intensywna stała się ich walka o tę kobietę, że cały uniwersytet zainteresował się jej przebiegiem' i czynił nawet zakłady. Nawet „stary” Moss po jakimś wspaniałym pokazie naukowym w prywatnej pracowni Paula założył się o całomiesięczny zarobek, że prędzej czy później zostanie z ramienia Paula drużbą panny Doris Van Benschoten.
Wreszcie panna rozstrzygnęła zagadnienie po swojemu, ku zadowoleniu wszystkich, prócz Paula i Lloyda. Zawezwała ich obu razem i oświadczyła, że wybrać pomiędzy nimi nie może, bo obaj są jej równie mili, ponieważ zaś, niestety, wielomęstwo nie jest w Stanach Zjednoczonych dozwolone, przeto zmuszona jest wyrzec się zaszczytu i szczęścia poślubienia jednego z nich.
Odtąd jeden oskarżał drugiego o swe niepowodzenie, wobec czego gorycz, dzieląca ich, zgorzkniała jeszcze mocniej.