Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Cień w żarze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cień w żarze - ebook

Choć nosiła mnie w łonie przez dziewięć miesięcy i wydała na ten świat, nigdy nie należałam do niej. I nigdy nie byłam księżniczką swojego ludu. Od zawsze należałam do Pierwotnego Śmierci.

Seraphena Mierel znała swoją przyszłość od urodzenia. Była Panną, Wybraną, oblubienicą przeznaczenia. Na mocy umowy zawartej przez przodka miała się stać Królową Małżonką Pierwotnego Śmierci i uratować kraj przed zagładą.

Spraw, by się w tobie zakochał, stań się jego słabością i go zabij.

Jednak prawdziwe przeznaczenie Sery jest inne, wie o nim tylko garstka osób. Dziewczyna to wyszkolona zabójczyni, perfekcyjna i opanowana. Jej jedynym celem jest zgładzenie Pierwotnego. Zachowanie oblubieńca podczas pierwszego spotkania niweczy ten misterny, przygotowywany od dawna plan.

– Ty – powiedział Pierwotny przydymionym, cienistym głosem, pełnym wszystkiego, co czekało na człowieka po tym, jak już wyda ostatnie tchnienie. – Nie potrzebuję małżonki.

Otoczenie to ją obwinia za porażkę, matka nieustannie okazuje jej swoje rozczarowanie. Dla Sery życie traci sens. Czuje tylko pustkę i chłód. Do czasu, gdy poznaje jego – boga o przenikliwym spojrzeniu, któremu los śmiertelników nie jest obojętny…

 

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-2714-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– Nie zawiedziesz nas dzisiaj, Sero. – Słowa dobiegły z pogrążonej w mroku części komnaty. – Nie zawiedziesz Lasanii.

– Nie. – Zacisnęłam razem dłonie, by powstrzymać ich nieprzerwane drżenie, i wzięłam głęboki oddech. Zatrzymałam go w płucach i popatrzyłam na swoje odbicie w zwierciadle opartym o ścianę. Nie miałam powodu do zdenerwowania. Powoli wypuściłam powietrze. – Nie zawiodę was.

Oddychałam głęboko i miarowo, ledwie rozpoznawałam osobę, która spoglądała na mnie z lustra. Nawet w przyćmionym, mrugającym świetle licznych kandelabrów, porozstawianych w niewielkiej komnacie, mogłam dostrzec, że moja skóra była tak różowa, że niemal nie dało się zauważyć garstki piegów rozsianych po policzkach i grzbiecie nosa. Niektórzy mogliby powiedzieć, że z tym pąsem promienieję, ale zieleń moich oczu była zbyt wyrazista, zbyt gorączkowa.

Moje serce wciąż łomotało, więc znów wstrzymałam oddech, tak jak uczył mnie sir Holland, gdy dopadało mnie wrażenie, że brak mi tchu, że nie kontroluję tego, co dzieje się wokół mnie ani ze mną. Wdech, powolny i zrównoważony. Zatrzymaj powietrze, aż poczujesz, jak twoje serce się uspokaja. Wydech. Przerwa.

Sztuczka nie zadziałała tak jak zazwyczaj.

Czesano mnie dzisiaj tak długo, aż zaczęła mnie piec głowa. Wciąż mrowiła. Połowę moich jasnoblond włosów zagarnięto i upięto wysoko w taki sposób, by kaskada loków opadała mi na plecy. Skórę szyi i ramion również miałam zarumienioną. Uznałam, że to z powodu perfumowanej kąpieli, w której musiałam się wcześniej moczyć przez wiele godzin. Może dlatego oddychanie przychodziło mi teraz z takim trudem. Woda była do tego stopnia przesycona olejkami, że – jak się obawiałam – pachniałam, jakbym utopiła się w jaśminie i słodkim anyżku.

Stojąc nieruchomo, wzięłam kolejny wdech, powolny i głęboki. Po ablucji wypielęgnowano mnie prawie na śmierć. Powyrywano i wydepilowano mi woskiem włoski z najróżniejszych miejsc i tylko balsam wtarty w nogi, ręce i wszędzie pomiędzy nimi łagodził pieczenie. Raz jeszcze zatrzymałam powietrze w płucach, opierając się nagłej pokusie, by spuścić wzrok niżej i ujrzeć coś więcej niż odbicie własnej twarzy. Wiedziałam, co bym tam zobaczyła, a było to – no cóż – prawie wszystko.

Moja suknia – jeśli ten strój można było tak nazwać – została uszyta z prześwitującego szyfonu i niemalże niczego poza nim. Jej rękawy miały jedynie kilka centymetrów długości i znajdowały się tuż poniżej barków, a cienka tkanina o barwie kości słoniowej spowijała luźno ciało, udrapowana tak, że jej kraniec spływał na posadzkę u moich stóp. Nienawidziłam i sukni, i kąpieli, i pielęgnacji, która po niej nastąpiła, choć rozumiałam, czemu to wszystko miało służyć.

Miałam nęcić, uwodzić.

Szelest spódnic rozbrzmiał bliżej, a ja powoli wypuściłam powietrze. W zwierciadle pojawiła się twarz mojej matki. Nie było między nami żadnego podobieństwa. Przypominałam ojca. Wiedziałam o tym, bo wpatrywałam się w jego jedyny, ocalały portret wystarczająco często, by zdawać sobie sprawę, że on też miał piegi, a zarys jego szczęki zdradzał upór równy mojemu. Odziedziczyłam po nim również oczy – nie tylko kolor, ale także to samo nachylenie ich zewnętrznych kącików. Tylko dzięki temu obrazowi ukrytemu w prywatnych komnatach matki wiedziałam, jak wyglądał mężczyzna, który dał mi życie.

Matka na krótką chwilę skrzyżowała ze mną w lustrze spojrzenie swoich ciemnobrązowych oczu, po czym okrążyła mnie, a tkwiąca na jej skroniach korona ze złotych liści zalśniła w świetle świec. Otaksowała mnie uważnie, szukając zbłąkanych kosmyków, skaz lub innych oznak zdradzających, że nie byłam perfekcyjnie przygotowaną oblubienicą.

Zapłatą przyrzeczoną dwieście lat przed moimi narodzinami.

W gardle zaschło mi jeszcze bardziej, ale nie ośmieliłam się poprosić o wodę. Nałożono mi na usta różaną farbkę, która nadała im wygląd muśniętych rosą. Gdybym popsuła makijaż, matka byłaby niezadowolona.

Zerknęłam na jej oblicze, gdy poprawiała rękawy mojej sukni. Wąziutkie zmarszczki w kącikach jej oczu wydawały się głębsze niż wczoraj, a skóra wokół warg pobielała z napięcia. Jej twarz jak zwykle miała nieprzenikniony wyraz, a ja nie byłam nawet pewna, czego w niej szukam. Smutku? Ulgi? Miłości? Brzęk obijających się o siebie cienkich złotych łańcuszków sprawił, że moje serce zatłukło o żebra jeszcze mocniej.

Dostrzegłam błysk welonu, który ktoś podał matce. Ten widok przywiódł mi na myśl białego wilka, którego widziałam przy jeziorze wiele lat temu, gdy z jakiegoś dziwacznego powodu, którego teraz nie mogłam sobie przypomnieć, zbierałam tam kamyki. Zwierzę było ogromne, więc uznałam, że to jeden z rzadkich wilków kiyou, które czasami przemierzały Ciemne Wiązy, otaczające tereny zamku Wayfair. Spojrzałam mu wtedy w oczy, przerażona, że rozerwie mnie na strzępy. Ale on, zanim odbiegł, sadząc długie susy, zerknął jedynie na kamienie w moich rękach, jakby miał mnie za dziecko słabujące na umyśle.

Matka włożyła mi na głowę welon Wybranej. Zwiewny materiał zafalował wokół moich ramion, po czym opadł tak, że nie zasłaniał jedynie moich ust i podbródka, jego dłuższa część zaś spływała wzdłuż moich pleców. Na czubku głowy umocowano mi cienkie łańcuszki, które przytrzymywały zasłonę w miejscu. Choć ledwie widziałam przez delikatną tkaninę, welon nie był nawet w połowie tak gruby jak ten, który nosiłam, gdy znajdowałam się w obecności kogoś innego niż moja najbliższa rodzina lub sir Holland. Nie zakrywał też w całości mojej twarzy.

Może nie jesteś Wybraną, ale przyszłaś na ten świat spowita welonem Pierwotnych. Jako Panna obiecana przez Duchy Losu. I opuścisz ten świat dotknięta życiem i śmiercią, powiedziała mi kiedyś moja stara niania Odetta.

Ale teraz znów wyglądałam jak Wybrani – urodzeni w czepku trzeci synowie i trzecie córki, których przeznaczeniem było służyć Pierwotnemu Życia na jego Dworze. Odkąd pamiętam, ukrywano mnie za welonem. Chociaż także urodziłam się w czepku i pod wieloma względami traktowano mnie tak, jak większość Wybranych, byłam zarazem Panną. Wybranych po Ascendencji czekał najwyższy honor, który mógł przypaść w udziale śmiertelnikom w dowolnym królestwie. Jak świat długi i szeroki wyprawiano na ich cześć uczty, by przygotować się na noc ich Rytuału, podczas którego byli poddawani Ascendencji, a potem wkraczali do Ilizjum, by służyć Pierwotnym i bogom. Natomiast los przeznaczony mnie stanowił najpilniej strzeżony sekret w całej Lasanii. Dla mnie nie było świętowania ani uczt. Dzisiejszego wieczoru, w moje siedemnaste urodziny, zostanę Królową Małżonką Pierwotnego Śmierci.

Poczułam ucisk w gardle. Czym się tak niepokoiłam? Przecież byłam gotowa. Gotowa, by wypełnić umowę. Gotowa, by zrobić to, po co przyszłam na świat. Musiałam być.

Część mnie zastanawiała się, czy Wybrani denerwowali się w dniu swojego Rytuału. Na pewno. Każdy by się niepokoił nawet w obecności pomniejszych bogów, a co dopiero wtedy, gdy pojawiał się jeden z Pierwotnych – istot tak potężnych, że stały się fundamentalne dla samej materii naszej egzystencji. A może Wybrani byli po prostu szczęśliwi, że w końcu wypełniało się ich przeznaczenie? Widziałam, jak podczas Rytuału szczerzyli zęby z radości i śmiali się z odsłoniętymi jedynie dolnymi połowami twarzy, wyraźnie chętni, by zacząć nowy rozdział w swoim życiu.

Ja nie szczerzyłam zębów. Nie śmiałam się.

Wdech. Przytrzymaj powietrze. Wydech. Przerwa.

Matka nachyliła się ku mnie.

– Jesteś gotowa, księżniczko Serapheno.

Seraphena. Tak rzadko ktokolwiek wypowiadał moje imię w pełnej formie. I nigdy z oficjalnym tytułem. Miałam wrażenie, jakby ktoś przestawił dźwignię. W mgnieniu oka łomotanie mojego serca ustało, a ucisk w piersi zmalał. Dłonie przestały mi drżeć.

– Jestem.

Przez welon dostrzegłam, że królowa Calliphe się uśmiechnęła, a przynajmniej uniosła kąciki ust. Nigdy nie widziałam, by uśmiechnęła się do mnie naprawdę, choć obdarzała tą łaską moje przybrane rodzeństwo i swojego męża. To dlatego, że choć nosiła mnie w łonie przez dziewięć miesięcy i wydała na ten świat, nigdy nie należałam do niej. I nigdy nie byłam księżniczką swojego ludu.

Od zawsze należałam do Pierwotnego Śmierci.

Matka otaksowała mnie wzrokiem po raz ostatni, odsunęła kosmyk, który opadł mi na niewłaściwą stronę ramienia, po czym bez słowa wyszła szybkim krokiem z komnaty. Drzwi zamknęły się za nią z cichym szczęknięciem, a moje zmysły, doskonalone przez lata, się wyostrzyły.

Cisza w pomieszczeniu trwała jedynie kilka uderzeń serca.

– Siostrzyczko – usłyszałam. – Stoisz nieruchomo jak posągi bogów w naszym ogrodzie.

Siostrzyczko? Usta skrzywiły mi się w ledwie powstrzymywanym obrzydzeniu. To nie był mój brat, ani poprzez krew, ani więź. Był synem mężczyzny, którego matka poślubiła niedługo po śmierci mojego ojca. Tavius nie miał w sobie ani kropli krwi rodu Mierelów, ale jako że lud Lasanii nie wiedział o moim istnieniu, został obwołany następcą tronu. Wkrótce miał objąć władzę, a ja byłam pewna, że nawet gdy już wypełnię umowę, nasi poddani będą musieli zmierzyć się z kolejnym kryzysem – przez niego.

Z powodu swojego prawa do korony był jednak jedną z nielicznych osób, które znały prawdę o królu Rodericku – pierwszym monarsze z rodu Mierelów i moim przodku, którego desperacka decyzja, by za wszelką cenę ratować swój lud, nie tylko przypieczętowała mój los, ale też skazała na potępienie przyszłe pokolenia poddanych królestwa, które usiłował ochronić.

– Na pewno się denerwujesz. – Tavius podszedł bliżej. – Wiem, że księżniczka Kayleigh jest bardzo spięta. Martwi się naszą nocą poślubną.

Oderwałam palce od swoich boków. W milczeniu zmierzyłam go wzrokiem.

– Obiecałem jej, że potraktuję ją łagodnie. – Tavius pojawił się w polu mojego widzenia. Dzięki jego jasnobrązowym włosom i niebieskim oczom powszechnie uważano go za przystojnego. Byłam gotowa się założyć, że księżniczka Irelone pomyślała to samo, gdy go poznała. Pewnie uważała, że poszczęściło jej się tak, jak żadnej innej. Wątpiłam, by wciąż była tego zdania. Obserwowałam, jak Tavius okrąża mnie niczym jeden z wielkich, srebrnych jastrzębi, które często widywałam nad drzewami w Ciemnych Wiązach. – Nie sądzę, by on przyrzekł ci to samo. – Nawet przez welon dostrzegłam jego szyderczy uśmieszek. Czułam na sobie jego spojrzenie. – Wiesz, co o nim mówią. Jaki jest powód tego, że nigdy się go nie maluje ani nie rzeźbi jego podobizn w kamieniu. – Tavius zniżył głos, przesycając go udawanym współczuciem. – Podobno jest potworny, a skórę ma pokrytą łuskami, tak jak bestie, które go strzegą. Ma kły zamiast zębów. Twoje zadanie na pewno cię przeraża.

Nie byłam pewna, czy Pierwotny Śmierci miał ciało porośnięte łuską, ale oni wszyscy – bogowie i Pierwotni – rzeczywiście mieli długie, ostre kły. Na tyle ostre, by rozedrzeć ciało.

– Jak sądzisz, czy krwawy pocałunek sprawi ci niesamowitą rozkosz, jak twierdzą niektórzy? – zakpił Tavius. – Czy też przyniesie ci straszliwy ból, gdy Pierwotny zatopi swoje zębiska w twojej nietkniętej skórze? – W jego głosie pojawił się nowy ton. – Pewnie to drugie.

Nienawidziłam go jeszcze bardziej niż tej sukni.

Tavius znów zaczął krążyć wokół mnie niczym drapieżnik. Postukiwał palcem w brodę. Skóra mi ścierpła, ale nawet nie drgnęłam.

– Ale z drugiej strony wyszkolono cię, żebyś doprowadziła tę sprawę do końca, czyż nie? Byś stała się jego słabością, sprawiła, by się w tobie zakochał, a potem go zabiła. – Mój przybrany brat raz jeszcze zatrzymał się przede mną. – Wiem, że spędziłaś pewien czas na pobieraniu nauk u Mistrzyń Jadeitu. Więc może wcale się nie denerwujesz – ciągnął. – Może wręcz nie możesz się doczekać, by zacząć mu służyć…

Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja złapałam go za nadgarstek i wbiłam mu palce w ścięgna. Jego ciało przeszył spazm bólu. Zaklął.

– Tylko mnie tknij, a połamię każdą kosteczkę w tej twojej łapie – ostrzegłam go. – A potem dopilnuję, by księżniczka Kayleigh nie musiała się obawiać ani swojej nocy poślubnej, ani żadnej innej, którą będzie zmuszona spędzić w twoim towarzystwie.

Tavius napiął rękę i spiorunował mnie wzrokiem.

– Nie masz pojęcia – warknął – jakie masz cholerne szczęście.

– Nie, Taviusie. – Odepchnęłam go, przypominając mu, że mój trening nie obejmował jedynie lekcji u Mistrzyń. Mój przybrany brat zatoczył się, ale zdołał odzyskać równowagę, zanim wpadł na lustro. – To ty masz szczęście.

Nozdrza rozdęły mu się z furii. Bez słowa potarł wnętrze nadgarstka, a ja ponownie zamarłam w bezruchu. Mówiłam prawdę. Byłam w stanie złamać mu kark, zanim zdołałby podnieść na mnie rękę. Z powodu mojego przeznaczenia przeszłam lepszy trening niż większość strzegących go członków Gwardii Królewskiej. Mimo to był wystarczająco arogancki i rozpuszczony, by ze mną zadzierać.

Po cichu na to właśnie liczyłam.

Tavius zrobił krok do przodu, a ja rozciągnęłam usta w uśmiechu…

Pukanie do drzwi powstrzymało go przed wcieleniem w życie niezwykle głupiego planu, który właśnie wykluł się w jego głowie.

– Czego? – warknął, opuszczając dłonie.

Zza drzwi dobiegł nas zdenerwowany głos zaufanej damy dworu mojej matki.

– Kapłani zapowiadają, że Pierwotny wkrótce się zjawi.

Przepychając się koło mnie, Tavius posłał mi szyderczy uśmiech.

– Czas, żebyś w końcu na coś się przydała – powiedział.

Otworzył drzwi i wyszedł niespiesznie, świadomy, że nie odgryzę mu się w obecności lady Kali. O wszystkim, co robiłam przy tej kobiecie, dowiadywała się matka, która z sobie tylko znanego powodu troszczyła się o mojego przybranego brata, jakby był tego wart. Zaczekałam, aż Tavius zniknie w jednym z licznych, mrocznych i krętych korytarzy Świątyni Cienia, położonej tuż za Dzielnicą Ogrodów, u stóp Klifów Smutku. Korytarzy było tyle, ile usytuowanych pod nimi tuneli, które łączyły zamek Wayfair ze wszystkimi świątyniami w stolicy Lasanii, Carsodonii.

Pomyślałam o Sotorii, śmiertelniczce, która według legendy zrywała kwiaty na skraju urwiska, po czym, przestraszona przez boga, spadła i zginęła. To właśnie tej historii Klify Smutku zawdzięczały swoją nazwę.

Może to nie był najlepszy czas, by myśleć właśnie o niej.

Uniosłam prześwitujące spódnice, odwróciłam się i ruszyłam boso po zimnej posadzce.

Sylwetka lady Kali była niewyraźna w mroku korytarza, ale widziałam, jak dama prędko obróciła głowę, by na mnie nie patrzeć.

– Chodź – powiedziała. Ruszyła przed siebie, ale zatrzymała się po kilku krokach. – Widzisz cokolwiek w tym welonie?

– Odrobinę – przyznałam.

Lady Kala sięgnęła do tyłu i wzięła mnie pod rękę. Ten nieoczekiwany kontakt sprawił, że się wzdrygnęłam i nagle poczułam wdzięczność za to, że skrywa mnie zasłona. Tak jak w przypadku wszystkich Wybranych, moje ciało nie powinno mieć styczności z żadnym innym, nie licząc osób, które brały udział w moich przygotowaniach. To, że mnie dotknęła, znaczyło bardzo wiele.

Dama dworu powiodła mnie przez kręte, niekończące się korytarze, w których nie było nic prócz drzwi i niezliczonych kinkietów pełnych rozjarzonych świec. Już zaczęłam się zastanawiać, czy się czasem nie zgubiła, gdy przy kolejnych drzwiach dostrzegłam dwie niewyraźne postaci odziane w czerń.

Kapłani Cienia.

Ci ludzie wynieśli złożoną przez siebie przysięgę milczenia na nowe wyżyny: zdecydowali się na zaszycie swoich ust. Zawsze zastanawiałam się, jak jedzą i piją. Patrząc na ich wynędzniałe, zapadnięte ciała, skryte pod czarnymi szatami, można było wysnuć wniosek, że jakkolwiek to robili, przyjęta przez nich metoda nie była skuteczna.

Gdy otworzyli drzwi prowadzące do dużej, okrągłej komnaty rozświetlonej setkami świec, powstrzymałam drżenie. Nagle u mojego boku zmaterializował się kolejny Kapłan Cienia, który zajął miejsce lady Kali. Jego kościste palce nie dotknęły mojej skóry, ale naparły na środek osłoniętych cienkim materiałem pleców. Drażniło mnie to. Miałam ochotę odsunąć się, uwolnić od chłodu jego dłoni, ale wiedziałam, że nie wolno mi tego zrobić. Zmusiłam się, by zaczerpnąć powietrza, i wbiłam wzrok w kształty wyryte w gładkim kamieniu.

Okrąg z przecinającą go linią. Symbol ten wypełniał każdą kamienną płytę. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc nie byłam pewna, co oznacza. Powędrowałam spojrzeniem ku szerokiemu podestowi przede mną. Kapłan poprowadził mnie wzdłuż nawy i znów poczułam ściskające mnie w piersi napięcie. Nie patrzyłam w stronę pustych świątynnych ław. Gdybym naprawdę była Wybraną, wszystkie te siedziska zajmowałaby szlachta najwyższej rangi, a na ulicach na zewnątrz tłum wznosiłby radosne okrzyki. Cisza, która tu panowała, zmroziła mi skórę.

Zawsze stał tu tylko jeden tron, stworzony z tego samego budulca co świątynia: cienistego kamienia o kolorze najciemniejszej godziny nocy, cudownego materiału, który dało się wypolerować tak, by odbijał wszelkie źródła światła. Można go było także zaostrzyć do tego stopnia, że stworzona zeń broń była w stanie przebić ciało i kość. Tron lśnił, pochłaniał blask świec w taki sposób, że kamień zdawał się buzować wewnątrz ciemnym ogniem. Oparcie miało kształt sierpa księżyca.

Tak samo wyglądało znamię, które miałam tuż nad lewą łopatką. Znak zdradzający, że jeszcze zanim przyszłam na świat, moje życie już do mnie nie należało.

Dzisiejszego wieczoru w sali stały dwa trony.

Gdy podprowadzono mnie do podwyższenia, a potem po schodach w górę, naprawdę żałowałam, że nie poprosiłam o szklankę wody, gdy jeszcze mogłam to zrobić. Kapłani skierowali mnie do jednego z tronów, usadzili na nim i odeszli.

Oparłam dłonie na podłokietnikach i obrzuciłam wzrokiem ławy pode mną. Nie było tu żywej duszy. Poddani Lasanii nie wiedzieli nawet, że ich los, a także los ich dzieci, bez reszty zależy od tego, co wydarzy się dziś wieczorem, i od tego, co muszę zrobić potem. Gdyby lud kiedykolwiek odkrył, że Roderick Mierel – ten, którego zwano Złotym Królem – wcale nie spędzał dni i nocy na polach ze swoimi poddanymi i nie zdzierał zrujnowanej przez wojnę gleby, by dogrzebać się do czystej, żyznej ziemi… Że nie obsiewał pól wespół z nimi, że jego krew, pot i łzy nie stanowiły podwalin królestwa… Gdyby lud dowiedział się, że wychwalające króla pieśni i poematy są utkane z wymysłów, wszystko to, co jeszcze ostało się z dynastii Mierelów, rozsypałoby się w proch.

Ktoś zamknął drzwi. Podążyłam wzrokiem ku krańcowi komnaty, gdzie w blasku świec dostrzegłam ciemne sylwetki mojej matki i Taviusa. Obok nich majaczyła trzecia postać. Król Ernald. Moja przybrana siostra, księżniczka Ezmeria – Ezra – stała obok swojego ojca i brata. Nie musiałam widzieć jej miny, by wiedzieć, że nienawidziła każdego aspektu tego, co właśnie się działo. Sir Hollanda nie było. Żałowałam, że nie zdołałam się z nim pożegnać, choć wcale nie spodziewałam się, że się tu zjawi. Jego obecność sprawiłaby, że w głowach Kapłanów Cienia zrodziłoby się zbyt wiele pytań.

Zbyt wiele by zdradziła.

Ujawniłaby, że nie jestem świetlistym przykładem królewskiej czystości, tylko wilkiem w ofiarnej owczej skórze.

Moim zadaniem nie było wyłącznie dopełnienie umowy, którą zawarł król Roderick, ale zerwanie jej raz na zawsze, zanim zniszczy ona moje królestwo.

Determinacja wypełniła moją klatkę piersiową ciepłem, tak jak działo się to za każdym razem, gdy używałam mojego daru. To było moje przeznaczenie. Mój cel. To, co miałam uczynić, było ważniejsze ode mnie. Robiłam to dla Lasanii.

Siedziałam więc na tronie z nogami skromnie skrzyżowanymi pod suknią i z rozluźnionymi rękami, opartymi na podłokietnikach. Czekałam spokojnie.

I czekałam.

Sekundy zmieniły się w minuty. Nie wiedziałam, ile ich minęło, ale w brzuchu zaczęły mi się formować maleńkie ziarenka niepokoju. Został wezwany do swojej świątyni. Czy nie powinien… nie powinien się zjawić?

Wnętrza moich dłoni zwilgotniały, węzły obaw zaś pęczniały, rozpychając się w mojej piersi. Napięcie wzrosło. A jeśli nie przybędzie?

Ale dlaczego miałby nie przybyć?

To była jego umowa.

Gdy król Roderick stał się już na tyle zdesperowany, że był gotów na wszystko, by ocalić swoje zniszczone przez wojnę ziemie i uratować głodujący lud, który i tak już zbyt wiele wycierpiał, spodziewał się pewnie, że na jego wezwanie odpowie któryś z pomniejszych bogów, co zdarzało się wcale nie tak rzadko w przypadku ludzi dość śmiałych, by się na to poważyć. Ale Złotemu Królowi odpowiedział Pierwotny Śmierci.

A gdy spełnił prośbę Rodericka, zażądał w zamian, by pierworodna córka z rodu Mierelów została jego małżonką.

Więc musiał się teraz zjawić.

A jeśli tego nie zrobi?

Zacisnęłam palce na chłodnym kamieniu tronu, a serce dudniło mi w piersi.

Wdech. Przytrzymaj powietrze. Wydech. Przerwa.

Jeśli nie przybędzie, wszystko przepadnie. Wszystko, co dał królowi Roderickowi, pójdzie na marne. Jeśli się o mnie nie upomni, nie wypełnię swojej misji i skażę moje królestwo na powolną śmierć spowodowaną Zgnilizną. Zaraza zaatakowała w chwili, gdy przyszłam na świat. Najpierw był to tylko mały spłachetek ziemi w sadzie. Z drzew, które zaczęły tracić liście, opadły niedojrzałe jabłka. Gleba wokół nich poszarzała, a trawa i korzenie jabłoni obumarły. Potem Zgnilizna zaczęła się rozpełzać, powoli zawłaszczała cały sad. Od tamtej pory spustoszyła jeszcze kilka farm. W ziemi raz nią skażonej nie dało się już niczego posiać. Wszystko umierało.

Plaga nie wpływała jedynie na uprawy. Zmieniła pogodę, sprawiła że lata stały się gorętsze i suchsze, a zimy mroźniejsze i nieprzewidywalne jak nigdy dotąd.

Ludność Lasanii nie miała pojęcia, że Zgnilizna była zegarem odliczającym czas. Wskazywała datę wygaśnięcia umowy, którą zawarł Złoty Król, uaktywnioną przez moje narodziny. Prawdopodobnie Roderick Mierel nie zdawał sobie sprawy, że to porozumienie wygaśnie bez względu na wszystko. Tę wiedzę zdobyliśmy dopiero w ciągu dziesięcioleci, które nastały po jego zawarciu. Jeśli zawiodę, królestwo…

W komnacie rozbrzmiał niski pomruk. Przypominał odległe odgłosy furmanek i powozów turkocących po wybrukowanych ulicach Carsodonii, ale narastał tak bardzo, że poczułam, jak rezonuje w tronie, na którym siedziałam… i w moich kościach.

Dudnienie ustało i wszystkie świece zgasły, pogrążając salę w ciemności. Podmuch wiatru o ziemistym zapachu poruszył skrajem welonu, okalającego mi twarz, i rąbkiem mojej sukni.

Świece znów ożyły, jakby omiotła je fala ogników wznosząca się od posadzki do pochyłego sklepienia. Utkwiłam wzrok w centralnej nawie, gdzie powietrze rozdarło się i buchnęło trzaskającym białym światłem.

Ze szczeliny zaczęła się sączyć mgła, lizała kamienną podłogę i zalewała ławy. W reakcji na ten widok całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. Niektórzy zwali tę mgłę magią Pierwotnych. To był eter. Potężna esencja, która nie tylko stworzyła krainę śmiertelników i Ilizjum, ale też krążyła we krwi bogów, dawała nawet nieznanym i pomniejszym z nich niewyobrażalną moc.

Mrugnęłam. Tylko tyle. Mrugnęłam i przestrzeń przed podwyższeniem nie była już pusta. Stał tam mężczyzna odziany w pelerynę z kapturem, spowity pulsującymi, wirującymi mackami głębokich cieni poprzetykanych lśniącymi żyłkami srebra. Nie pozwoliłam sobie na powrót myślami do tego, co powiedział o Pierwotnym Tavius. Nie mogłam. Zamiast tego wytężyłam wzrok, by dostrzec, co znajduje się za mglistą zasłoną przydymionych cieni. Zobaczyłam jedynie, że mężczyzna był niesamowicie wysoki. Nawet ze swojego miejsca na tronie widziałam, że będzie nade mną górował, a przecież sama nie byłam niska i niemalże dorównywałam wzrostem Taviusowi. Jednakże miałam przed sobą jednego z Pierwotnych, a w historiach, które o nich pisano, czasami znajdowały się wzmianki o tym, że byli niczym giganci pośród śmiertelników.

Zauważyłam szerokie ramiona, a przynajmniej wydawało mi się, że tym właśnie była głębsza masa mroku, przypominająca kształtem… skrzydła. Mężczyzna odchylił do tyłu zakapturzoną głowę.

Momentalnie zapomniałam o swojej sztuczce z oddychaniem. Nie widziałam twarzy przybysza, ale poczułam intensywność jego spojrzenia. Przeszywał mnie wzrokiem na wylot i przez krótką, wypełnioną paniką chwilę zlękłam się, że wiedział o mnie więcej, niżbym chciała. Że nie spędziłam siedemnastu lat na przygotowaniach do roli Królowej Małżonki. Że moje szkolenia obejmowały także inne zajęcia. Że uleg­łość, ta potulność, w której mnie wytrenowano, była jedynie kolejnym welonem, skrywającym prawdziwą mnie.

Gdy siedziałam na tronie przeznaczonym dla Królowej Małżonki władcy Krainy Cieni, jednego z Dworów Ilizjum, moje serce na moment zamarło. Kiedy patrzyłam na Pierwotnego Śmierci, po raz pierwszy w życiu poczułam prawdziwe przerażenie.

Pierwotni nie potrafią czytać śmiertelnikom w myślach. Wiedziałam o tym. Miałam tę świadomość z tyłu głowy, w której wciąż jeszcze kryły się resztki rozsądku. Mężczyzna przede mną nie miał powodu przypuszczać, że nie jestem tym, na kogo wyglądam. Nawet gdyby obserwował moje dorastanie albo wysłał szpiegów do Lasanii, moja tożsamość, dziedzictwo i rodowód pozostawały tajemnicą. Nikt nawet nie podejrzewał, że po świecie chodzi księżniczka z dynastii Mierelów. Wszystko, czym się zajmowałam, odbywało się w sekrecie, w sposób zaplanowany do ostatniego szczegółu – począwszy od treningów z sir Hollandem, a skończywszy na czasie, który spędziłam z Mistrzyniami Jadeitu.

Ten mężczyzna nie mógł wiedzieć, że w ciągu dwustu lat, które upłynęły, zanim przyszłam na świat, zdobyliśmy wiedzę, jak zabić Pierwotnego.

Miłość.

Pierwotni mieli jedną śmiertelnie niebezpieczną słabość, która czyniła ich na tyle podatnymi, by dało się ich zgładzić. I była to miłość.

Spraw, by się w tobie zakochał, stań się jego słabością i go zabij.

Takie było moje przeznaczenie.

Odzyskałam kontrolę nad swoim łomoczącym sercem i zaczerpnęłam ze studni wiedzy, którą zgromadziłam podczas godzin spędzonych z matką na nauce tego, czego będzie się ode mnie oczekiwać, gdy już zostanę Królową Małżonką. Jak się poruszać, jak mówić, jak się zachowywać w obecności Pierwotnego. Jak stać się osobą, której będzie pożądał. Byłam na to gotowa, nawet jeśli okazałoby się, że jest od stóp do głów pokryty łuską, tak jak skrzydlate bestie chroniące Pierwotnych.

Moje palce rozluźniły się, oddech uspokoił, a ja ułożyłam usta w nieśmiały, niewinny uśmiech. Skąpana w blasku świec, podniosłam się na zdrętwiałe stopy. Splotłam luźno dłonie na wysokości brzucha, by nie zasłonić niczego przed jego wzrokiem, tak jak przykazała mi matka. Zgięłam nogi, by opaść na kolana w powitaniu należnym Pierwotnym.

Podmuch wiatru stanowił jedyne ostrzeżenie, że mężczyzna się poruszył.

Zanim z moich ust zdołał się wyrwać okrzyk zaskoczenia, zdusił go szok: Pierwotny nagle znalazł się tuż przede mną. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Wirujące światło sprawiło, że powietrze wokół mnie zafalowało. Pierwotny był zimny jak zimy na północy i wschodzie. Jak zima w Lasanii, nieubłaganie mroźniejsza z każdym mijającym rokiem.

Gdy podniosłam wzrok i spojrzałam w próżnię w miejscu, w którym powinna się znajdować jego twarz, nie byłam pewna, czy w ogóle oddycham. Pierwotny Śmierci przysunął się bliżej. Jedna z jego cienistych macek musnęła nagą skórę mojego ramienia. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, czując jej lodowaty dotyk. Pierwotny opuścił głowę i wszystkie mięśnie w moim ciele się napięły. To przez jego obecność? A może z powodu posiadanego przez wszystkich śmiertelników instynktu, który ostrzegał nas przed tym, byśmy nie uciekali, nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów w obecności drapieżnika?

– Ty – powiedział Pierwotny przydymionym, cienistym głosem, pełnym wszystkiego, co czekało na człowieka po tym, jak już wyda ostatnie tchnienie. – Nie potrzebuję małżonki.

Wzdrygnęłam się na całym ciele i szepnęłam:

– Słucham?

Pierwotny odsunął się i jego cienie spowiły go ciaśniej. Potrząsnął głową. O co mu chodziło?

Zrobiłam krok do przodu.

– Słucham…? – powtórzyłam.

Wiatr znów zadął, tym razem zza moich pleców, zgasił świece i pogrążył komnatę w mroku. Dudnienie rozległo się ciszej niż poprzednio, ale i tak nie śmiałam się ruszyć, bo nie miałam pojęcia, gdzie był Pierwotny. Nie byłam nawet pewna, w którym miejscu znajdował się skraj podwyższenia. Ziemista woń ulotniła się, płomienie świec powoli znów się rozjarzyły, z ociąganiem wracając do życia…

A on… już przede mną nie stał.

Wątłe smużki eteru unosiły się z na powrót zasklepionej szczeliny w podłodze.

Pierwotny Śmierci zniknął.

Odszedł. Nie zabrał mnie ze sobą i w głębokim, ukrytym zakamarku mojego serca poczułam rozkwitającą ulgę, która jednak szybko rozsypała się w proch. Pierwotny nie wypełnił swojej części umowy.

– Co… co to było? – dotarł do mnie głos matki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że podeszła do mnie. – Co się stało?

– N-nie wiem. – Gdy obróciłam się ku królowej, obejmując się ramionami, panika zatopiła we mnie swoje szpony. – Nic nie rozumiem.

Matka otworzyła szerzej oczy, a ja dostrzegłam w nich tę samą nawałnicę uczuć, która przetaczała się przeze mnie.

– Powiedział ci coś? – wyszeptała.

– Powiedział… – Próbowałam przełknąć ślinę, ale coś ścisnęło mnie w gardle. Na skraju mojego pola widzenia pojawiły się białe plamki. Żadna liczba ćwiczeń oddechowych nie mogła mi pomóc, gdy poddawałam się ogarniającej mnie trwodze. – Nie rozumiem. Zrobiłam wszystko, co…

Nagle poraził mnie szok piekącego bólu: matka mnie spoliczkowała. Nie spodziewałam się tego, nie brałam takiej ewentualności pod uwagę. Przycisnęłam rozdygotaną dłoń do policzka i stałam oszołomiona, niezdolna pojąć, co zaszło… co wciąż się działo.

Ciemne oczy matki wydawały się teraz jeszcze większe, a jej skóra przybrała odcień upiornej bladości.

– Coś ty zrobiła? – Królowa znów przytknęła rękę do piersi. – Sero, coś ty zrobiła?

Nic. Tylko to, czego mnie nauczono. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie mogłam powiedzieć jej dosłownie niczego. Słowa zawiodły mnie, bo coś w moim wnętrzu roztrzaskało się i uschło.

– Ty – rzekła matka. Choć jej głos nie był dymem ani cieniem, wydawał mi się równie ostateczny jak one. Oczy matki błyszczały. – Zawiodłaś nas. I teraz wszystko… wszystko… przepadło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: