Cienie między nami - ebook
Cienie między nami - ebook
„Ciała pierwszego i jedynego chłopca, który złamał mi serce, nigdy nie znaleziono. I nikt go nigdy nie znajdzie”.
Alessandra Stathos, druga córka lorda Masisa, ma dość bycia ignorowaną, dlatego opracowała doskonały plan, jak zdobyć władzę:
1) uwieść Króla Cieni,
2) poślubić go,
3) zabić go i zagarnąć jego królestwo dla siebie.
Nikt nie wie, na czym dokładnie polega moc niedawno koronowanego Króla Cieni. Niektórzy twierdzą, że potrafi on nakłonić wirujące wokół niego cienie, by wykonywały jego rozkazy. Inni zaś utrzymują, że te cienie do niego mówią, szepcząc mu na ucho myśli jego wrogów. Tak czy owak, Alessandra wie, że zasługuje na to, by zostać królową, i zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel.
Jednak nie tylko ona usiłuje zabić króla. W obliczu kolejnych prób zamachu na Króla Cieni, Alessandra postanawia za wszelką cenę dopilnować, by pozostał przy życiu, dopóki ona nie zostanie jego żoną, równocześnie ze wszystkich sił starając się nie stracić głowy i… serca. Odkrywa bowiem, że nie tylko ona byłaby dla niego idealną królową, lecz także on byłby idealnym partnerem dla niej. Oboje są równie podstępni, ambitni, bezwzględni, a także… samotni i spragnieni miłości.
„Najnowsza książka Tricii Levenseller, Cienie między nami, to dekadencka i diabelnie uzależniająca opowieść fantasy, pełna podstępnych intryg na królewskim dworze oraz zachwycających opisów jedzenia, które osobiście uwielbiam”.
Kendare Blake, autorka "Trzech mrocznych koron", bestsellera „New York Timesa”
„Ta piekielnie rozrywkowa historia, pełna gorsetów i sztyletów o wysadzanej szlachetnymi kamieniami rękojeści, rozgrzeje do czerwoności strony książki i wasze serca”.
Emily R. King, autorka "Setnej królowej"
„Cienie między nami to mój ulubiony rodzaj fantastyki: mroczna, hipnotyzująca i wciągająca bez reszty. Trzymająca w napięciu akcja, wielowymiarowi bohaterowie, błyskotliwa opowieść o miłości i pogoni za władzą. Krótko mówiąc: historia miłosna rodem ze Slytherinu, na którą wszyscy czekaliśmy”.
Kerri Maniscalco, autorka "Trylogii klątwy", bestsellerowej serii „New York Timesa” i „USA Today”
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2081-7 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Ciała pierwszego i jedynego chłopca, który złamał mi serce, nigdy nie znaleziono.
I nikt go nigdy nie znajdzie.
Zakopałam Hektora Galanisa w dole tak głębokim, że nawet diabły go tam nie dosięgną.
Śnił mi się dzień, w którym oznajmił mi, że świetnie się bawił, ale to już koniec. Wpadła mu w oko jakaś inna dziewczyna. Nawet nie pamiętam, jak miała na imię. Przez cały czas myślałam tylko o jednym. O tym, że oddałam Hektorowi wszystko: mój pierwszy pocałunek, moją miłość, moje ciało.
A kiedy wyznałam mu, że go kocham, miał mi do powiedzenia tylko tyle: „Dzięki, ale myślę, że przyszła pora, żeby każde z nas poszło w swoją stronę”.
Później miał do powiedzenia znacznie więcej. Kiedy wbiłam nóż w jego pierś, słowa płynęły z jego ust niemal tak szybko jak krew.
Nie potrafił tego zrozumieć. Ja zresztą też nie. Jak przez mgłę pamiętam moment, gdy chwyciłam lśniący srebrzyście nóż, który trzy miesiące wcześniej ojciec podarował mi na piętnaste urodziny, pamiętam natomiast doskonale, że krew Hektora miała ten sam odcień co zdobiące rękojeść rubiny.
Pamiętam także, co pomogło w końcu mojej głowie nadążyć za galopem serca: ostatnie słowo, jakie wydobyło się z ust Hektora.
Alessandra.
Jego ostatnim słowem było moje imię. Jego ostatnia myśl dotyczyła mnie.
Wygrałam.
Trzy lata później ta świadomość nadal mnie krzepi. Zapewnia mi poczucie sprawiedliwości i spokój ducha.
Unoszę ręce nad głowę i przeciągam się jak kot, po czym przewracam się na drugi bok.
Para brązowych oczu znajduje się jedynie kilkanaście centymetrów od moich.
– Do diabła, Myronie, dlaczego się tak na mnie gapisz? – pytam.
On zaś przyciska wargi do mojego nagiego ramienia.
– Bo jesteś piękna.
Myron leży na boku, głowę podparł na zaciśniętej pięści. Od pasa w dół zakrywa go kołdra. To cud, że mieści się w moim łóżku, taki jest wysoki. Loki miękko opadają mu na czoło, potrząsa głową, żeby nie przesłaniały mu oczu. Owiewa mnie zapach drzewa sandałowego i potu.
Przytrzymuję dłonią kołdrę na piersi i powoli siadam.
– To była bardzo przyjemna noc, ale powinieneś już iść. Mam dzisiaj mnóstwo spraw.
Myron wpatruje się w moją pierś, a ja przewracam oczami.
– Może później? – proponuję.
Patrzy mi w oczy, po czym znowu zerka znacząco na moją pierś.
Nie, zaraz. Nie na pierś. Na dłoń, którą przytrzymuję kołdrę, i na to, co mi teraz zaczyna ciążyć.
Na palcu mam pierścionek z brylantem. Jest piękny, owalny, oprawiony w złoto. Migocze w świetle poranka, gdy poruszam dłonią na boki. Ten pierścionek to zdecydowanie najkosztowniejsza błyskotka, jaką dostałam od Myrona.
– Alessandro Stathos, kocham cię. Czy zostaniesz moją żoną?
Mój śmiech wypełnia pokój, a Myron się wzdryga. Wolną dłonią szybko zakrywam usta.
– Co ty sobie myślałeś? – odzywam się chwilę później. – Oczywiście, że nie. – Raz jeszcze spoglądam na przepiękny pierścionek. Wraz z tym podarunkiem Myron automatycznie przeszedł do historii. Z jakiegoś powodu moi kochankowie przestają dawać mi kosztowne prezenty, kiedy już odrzucę ich oświadczyny.
Niestety.
– Ale przecież jesteśmy tacy szczęśliwi – mówi Myron. – Będę cię wielbił każdego dnia. Dawał ci wszystko, na co zasługujesz. Będę traktował cię jak księżniczkę.
Gdyby tylko wiedział, że moje ambicje sięgają nieco dalej i wyżej.
– To bardzo miła propozycja, ale nie jestem jeszcze gotowa wiązać się z nikim na stałe.
– Ale… dzieliliśmy twoje… łoże… – jąka się wstydliwie.
Tak, on i trzech innych chłopców w tym miesiącu.
– I nadszedł czas, żebyś je opuścił. – Podnoszę się, żeby wstać z łóżka, gdy nagle drzwi do mojej komnaty się otwierają.
Myron zamiera z ręką wyciągniętą w moją stronę, a mój ojciec, Sergios Stathos, lord Masis, obrzuca spojrzeniem nasze nagie, choć szczęśliwie częściowo przysłonięte kołdrą ciała.
– Wyjdź – rzuca zabójczo spokojnym tonem. Mój ojciec nie ma nawet mojego metra sześćdziesięciu ośmiu, ale jego postura sprawia, że wygląda jak byk o grubej szyi, szerokich barach i spojrzeniu, którym przeszywa człowieka na wskroś.
Myron usiłuje zabrać ze sobą kołdrę, ale ja trzymam ją mocno przyciśniętą do piersi. Gdy nie udaje mu się jej wyrwać, schyla się po swoje spodnie.
– Wyjdź w tej chwili – precyzuje mój ojciec.
– Ale…
– Rób, co mówię, albo każę cię wychłostać!
Myron wstaje. To znaczy w pewnym sensie. Kuli się, jakby mógł w ten sposób ukryć swój potężny wzrost. W połowie drogi do drzwi odwraca się:
– Mój pierścionek?
– Z pewnością chcesz, żebym go zatrzymała? Na pamiątkę?
Twarz Myrona się wykrzywia. Stoi z jedną stopą zwróconą w kierunku drzwi, drugą zaś w moim.
Mój ojciec warczy groźnie.
Myron ucieka w popłochu, omal się nie potyka o buty ojca, kiedy wypada z pokoju. Po jego wyjściu ojciec odwraca się do mnie.
– Trudno mi będzie znaleźć ci odpowiedniego kandydata na męża, jeśli co noc będziesz miała innego towarzysza łoża.
– Nie bądź śmieszny, ojcze. To była piąta z kolei noc Myrona.
– Alessandro! Musisz z tym skończyć. Pora, żebyś wydoroślała. Ustatkowała się.
– Czyżby zatem Chrysantha znalazła już męża?
Ojciec doskonale wie, że prawo zabrania mi wyjść za mąż, dopóki moja starsza siostra tego nie uczyni. Wszystko musi się odbywać we właściwym porządku.
Ojciec podchodzi do łóżka.
– Król Cieni odprawił z pałacu wiele panien na wydaniu, a wśród nich Chrysanthę. Miałem nadzieję, że twoja siostra, jako wyjątkowa piękność, wpadnie mu w oko.
A, tak. Chrysantha jest wyjątkową pięknością. Do tego głupią jak but.
– To nie było jej jednak pisane – konkluduje ojciec.
– Myron jest wolny – podsuwam mu myśl.
Ojciec piorunuje mnie wzrokiem.
– Chrysantha nie poślubi Myrona. Ona zostanie księżną. Jestem już po słowie z księciem Pholios. To starzejący się mężczyzna, który pragnie mieć u boku ładną dziewczynę. Sprawa załatwiona. Co oznacza, że nadeszła kolej na ciebie.
Wreszcie.
– Czyżbyś nagle zainteresował się moją przyszłością? – pytam, żeby się z nim podroczyć.
– Zawsze miałem na względzie wyłącznie twoje dobro.
Kompletna bzdura. Ojciec zwraca na mnie uwagę tylko wtedy, kiedy przyłapie mnie na czymś, czego jego zdaniem nie powinnam robić. Jego oczkiem w głowie zawsze była Chrysantha.
– Zamierzam się zwrócić do hrabiego Oricos, żeby porozmawiać z nim o tobie i jego synu, który pewnego dnia odziedziczy ojcowski tytuł i majątek. Pewnie całkiem niedługo, biorąc pod uwagę słabnące zdrowie Aterxesa. To powinno cię uszczęśliwić.
– Ale nie uszczęśliwia.
– Nie mogę przecież wiecznie mieć cię na głowie.
– Jestem wzruszona, ojcze, ale mam na oku innego mężczyznę.
– A kogóż to?
Wstaję, owijając się ciasno kołdrą.
– Króla Cieni oczywiście.
Ojciec wybucha gromkim śmiechem.
– Nie sądzę. Z twoją reputacją będzie cudem, jeśli w ogóle przekonam jakiegokolwiek szlachetnie urodzonego mężczyznę, żeby cię zechciał.
– Nikt nie zna mojej reputacji, nie licząc tych, których dotyczy ona bezpośrednio.
– Mężczyźni nie trzymają dla siebie swoich wyczynów w sypialni.
Uśmiecham się.
– Te związane ze mną owszem.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nie jestem głupia, ojcze. Mam jakiegoś haka na każdego mężczyznę, który widział wnętrze tej komnaty. Myron ma niefortunny problem z hazardem. Przegrał w karty rodzinny klejnot. Oskarżył służącego o zniknięcie wisiorka, kazał biedaka wychłostać i zwolnić. Jego ojciec nie ucieszyłby się, gdyby o tym usłyszał. A Damon? Tak się składa, że wiem o jego przynależności do grupy przemytników sprowadzających do miasta nielegalną broń. Trafiłby do więzienia, gdyby ktoś odkrył prawdę. Nie zapominajmy także o Nestorze, który upodobał sobie palarnie opium. Mogłabym tak wymieniać wszystkich moich kochanków, ale sądzę, że masz już wystarczający obraz sytuacji.
Choć twarz ojca nie zmienia wyrazu, widzę, że jego ramiona nieco się rozluźniają.
– Obracasz się w towarzystwie samych dżentelmenów, kochanie.
– Chodzi o to, ojcze, że wiem, co robię. I zamierzam nadal robić to, na co mam ochotę, bo jestem panią samej siebie. A ty? Ty wyślesz mnie do pałacu wraz z następną falą panien przedstawianych królowi, bo jeśli jestem w czymś dobra, to właśnie w nakłanianiu mężczyzn do oświadczyn. – Błyskam w jego stronę brylantem, który mam na palcu.
Ojciec mruży oczy.
– Od jak dawna to planujesz?
– Od lat.
– Nic nie mówiłaś, kiedy wysłałem Chrysanthę do pałacu.
– Ojcze, Chrysantha nie zdołałaby przyciągnąć uwagi nawet wściekłego psa. Poza tym sama uroda nie wystarczy, żeby zrobić wrażenie na Królu Cieni. Piękności różnej maści prezentują przed nim swoje wdzięki przez cały rok. – I dodaję: – Wyślij mnie. Wszyscy na tym skorzystamy.
W pokoju przez całą minutę panuje cisza.
– Będziesz potrzebowała nowych sukien – mówi w końcu ojciec – a ja dopiero za kilka tygodni dostanę wiano za twoją siostrę. Nie będzie dość czasu.
Zdejmuję pierścionek z palca i spoglądam na niego z czułością. A dlaczego niby mam tylu kochanków? Dostarczają mi rozrywki, jasna sprawa, ale co znacznie ważniejsze – sfinansują mój pobyt w pałacu.
Podsuwam pierścionek ojcu pod nos.
– Mam takich znacznie więcej.
Szycie zawsze było moim hobby, jednak w tak krótkim czasie nie zdołałabym stworzyć wszystkich nowych strojów, jakich będzie wymagał mój plan. Projektuję wraz z moją ulubioną krawcową i zamawiam u niej dziesięć nowych strojów dziennych i pięć wieczorowych sukni, do tego będę jeszcze miała trzy odpowiednio nieprzyzwoite koszule nocne (ale te szyję sama – Eudora nie musi wiedzieć, w jaki sposób zamierzam spędzać noce).
Ojciec nie bierze udziału w tym planowaniu, jest zdecydowanie zbyt zajęty zamartwianiem się o majątek ze swoim zarządcą. Rozpaczliwie stara się ukryć bankructwo. To nie jego wina. Jest całkiem kompetentny, tyle że nasze ziemie nie obradzają już tak jak kiedyś. Kilka lat temu choroba wytrzebiła większość żywego inwentarza. Co roku plony są mizerniejsze. Źródło dochodów całkiem już wyschło i coraz więcej dzierżawców odchodzi.
Majątek Masis podupada i ojciec musi dostać przyzwoite wiana za moją siostrę i za mnie, żeby całkiem go nie stracić.
Choć jestem świadoma tej sytuacji, dotąd jednak specjalnie się tym nie przejmowałam. Wszyscy moi kochankowie odczuwali potrzebę obdarowywania mnie ładnymi rzeczami. I bardzo kosztownymi. To była pasjonująca gra. Poznawanie ich sekretów. Uwodzenie ich. Sprawianie, że zasypywali mnie podarunkami.
Ale szczerze?
Znudziło mi się to.
Mam chrapkę na nową grę.
Zamierzam starać się o względy króla.
Przypuszczam, że rozkochanie go we mnie bez pamięci nie zajmie dłużej niż miesiąc. A kiedy mi się oświadczy, po raz pierwszy powiem „tak”.
A gdy już nasze małżeństwo zostanie oficjalnie przypieczętowane i skonsumowane?
Zabiję Króla Cieni i zagarnę jego królestwo dla siebie.
Tyle że tym razem nie będę musiała zakopywać ciała. Poszukam dogodnego kozła ofiarnego i zadbam o to, żeby ktoś znalazł Króla Cieni. A potem świat się dowie, że jestem ostatnią żyjącą członkinią rodziny królewskiej.
Ich królową.ROZDZIAŁ
2
Ojciec pierwszy wysiada z powozu i podaje mi rękę. Ujmuję ją dłonią w rękawiczce, drugą przytrzymuję ciężką suknię i schodzę po schodkach.
Pałac to ogromna budowla, pomalowana całkowicie na czarno. Ma naprawdę gotycką aurę, na kolumnach stoją skrzydlate stwory. Z obu stron strzegą go okrągłe wieże kryte gontem, zgodnie z najnowszym architektonicznym stylem.
Pałac na całej długości przylega do wierzchołka góry, a większość miasta opada z jej zboczy ku dołowi. Król Cieni jest wielkim zdobywcą, rozszerzającym powoli swoje wpływy na świecie, podobnie jak czynił to przed nim jego ojciec. Ponieważ sąsiednie królestwa próbują od czasu do czasu brać odwet, dobrze strzeżone miasto to sprawa kluczowa, sam pałac zaś jest ponoć nie do zdobycia. Straże z karabinami na ramionach patrolują teren wokół niego, co ma działać odstraszająco na naszych wrogów.
– Nie jestem pewny, czy czerń twojej kreacji to najlepszy wybór – mówi ojciec, prowadząc mnie po schodach ku głównemu wejściu. – Wszyscy wiedzą, że ulubionym kolorem króla jest zieleń.
– Każda spośród obecnych tu dziś panien będzie ubrana na zielono. Chodzi właśnie o to, żeby się wyróżniać, ojcze. A nie ginąć w tłumie.
– Obawiam się jednak, czy nie przedobrzyłaś.
Ja nie mam takich obaw. Po tym, jak król podbił Pegaj, część dam dworu postanowiła wypróbować pegajski styl – luźne wyszywane klejnotami spodnie, a do tego dopasowana góra. Po pewnym czasie ten styl wyszedł jednak z mody. Dla większości dam okazał się zbyt egzotyczny, by mogły go przyjąć.
Zaprojektowany przeze mnie strój łączy styl pegajski z naszym tradycyjnym naksońskim, z charakterystycznymi rozłożystymi sukniami. Mam na sobie długą do ziemi suknię z rozcięciem pośrodku, odsłaniającym dopasowane spodnie. Trzewiki na obcasach dodają mi centymetrów. Suknia ma krótkie rękawy, ale moje rękawiczki są tak długie, że sięgają ramion. Pod suknią jest wiązana z tyłu bluzka, której dekolt sięga tuż powyżej obojczyków. Skromnie, lecz nie matronowato.
Na szyi mam krótki wisiorek – czarną różę. Z płatków moich uszu zwisają kolczyki z takim samym motywem, włosy upięłam w luźny zwijany kok.
– Zakładam, że masz plan, co robić, gdy już zostaniesz przedstawiona królowi? – dopytuje ojciec. – Będzie przyjmował panny pojedynczo, siedząc na tronie na specjalnym podium. Na Chrysanthę ledwie spojrzał, gdy przyszła jej kolej. Król Cieni nigdy nie schodzi z podium, żeby obcować z uczestnikami balu. Nigdy nie prosi nawet żadnej panny do tańca.
– Oczywiście, że mam plan – odpowiadam. Kto idzie na bitwę nieprzygotowany?
– Zdradzisz mi szczegóły?
– To ciebie nie dotyczy. Nie musisz nic wiedzieć.
Mięśnie jego ramienia napinają się nieznacznie.
– Mógłbym jednak się włączyć. Jakoś ci pomóc. Nie tylko ty pragniesz, by ci się udało.
Przystaję u szczytu schodów.
– Czy kiedykolwiek wcześniej uwodziłeś mężczyznę?
Policzki ojca czerwienieją.
– Oczywiście, że nie!
– W takim razie nie rozumiem, dlaczego miałbyś mi pomagać. Możesz być pewien, ojcze, że gdybyś miał się okazać przydatny w jakikolwiek sposób, natychmiast ci o tym powiem. Na razie jednak poradzę sobie sama.
Ruszamy dalej nieśpiesznym krokiem. Lokaj wita nas przy drzwiach skinieniem głowy, kiedy go mijamy, po czym ojciec prowadzi mnie do sali balowej.
Nie możemy jednak dostać się do środka, bo przed wejściem stoi zielona kolejka, wypełniająca niemal cały hol. Prawie sto dziewcząt szczebiocze ze swymi rodzinami i ze sobą nawzajem, czekając, aż zostaną przedstawione królowi. Jestem przekonana, że nie wszystkie z nich to panny na wydaniu. Wiele wygląda na młodsze siostry starszych stojących w kolejce. Gdyby jednak król okazał choćby cień zainteresowania tymi młodszymi, ich ojcowie z pewnością bez wahania zrobiliby wszystko, żeby umożliwić im ożenek.
Ojciec usiłuje zaciągnąć mnie na koniec kolejki, a chociaż wygląda na to, że posuwa się ona całkiem szybko, nie zamierzam w niej stawać.
– Nie, nie będziemy czekać w kolejce – mówię.
– To jedyny sposób, by przedstawić się królowi.
– Wejdźmy najpierw do sali balowej.
– Tam zginiesz w morzu ludzi. Nie zdołasz zwrócić na siebie jego uwagi.
Wypuszczam powietrze nosem, po czym odwracam się do ojca.
– Jeśli nie możesz zrobić tego, co ci mówię, to najlepiej stąd wyjdź. Pamiętaj, ojcze, że twoja opieka nie przyniosła Chrysancie niczego dobrego. Twój sposób nie działa. To ja obmyśliłam ten plan i wykonam go tak, jak uznam za stosowne. Nie możemy przecież się kłócić po wejściu na salę, więc podejmij decyzję teraz.
Ojciec zaciska wargi w cienką linię. Nie lubi, gdy ktoś mu mówi, co ma robić, a już zwłaszcza ja, jego najmłodsza córka. Może gdyby mama wciąż żyła, byłby łagodniejszy i serdeczniejszy, ale choroba odebrała mu ją, kiedy miałam jedenaście lat.
Wreszcie ojciec kiwa głową i unosi ręce, pozwalając mi działać.
Ruszam zatem w stronę sali balowej.
Wesoła muzyka orkiestrowa dobiega z otwartych drzwi, które znajdują się kawałek dalej. Wygląda jednak na to, że są używane głównie do opuszczania balu. Widzę, jak dziewczęta, przyciskające chusteczki do twarzy, żeby stłumić szloch, oraz rozgniewane matki upominające je za to, wychodzą pośpiesznie i truchtają korytarzem w stronę wrót pałacu.
Czyżby król otwarcie odtrącał przedstawiane mu panny? Uśmiecham się na myśl o jego bezpośredniości. Sama tak właśnie bym postąpiła na jego miejscu.
Ojciec i ja przeciskamy się obok kilku kolejnych szlacheckich rodzin wychodzących z sali i wreszcie jesteśmy w samym środku balu.
Po parkiecie suną tańczące pary. Panowie popijają wino z kielichów, a matki plotkują pod ścianami. Grupki dziewcząt chichoczą, zasłaniając usta wachlarzami lub szalami, wpatrzone w podium.
W Króla Cieni.
Nigdy wcześniej go nie widziałam, a teraz mogę przyglądać mu się do woli, ukryta chwilowo wśród innych gości.
Wygląda na to, że w pełni zasłużył na swoje miano, a plotki, które słyszałam na jego temat, nie były przesadzone. Całą jego sylwetkę otaczają wijące się cienie. Wirują jak żywe, pieszcząc jego skórę i rozwiewając się po to tylko, by zaraz znów się pojawić.
Fascynujący widok.
Podobno Król Cieni ma jakąś szczególną moc, ale nikt nie wie, na czym ona dokładnie polega. Jedni twierdzą, że potrafi rozkazywać cieniom, że może je nawet wykorzystywać do zabijania swoich wrogów – przez uduszenie. Inni mówią, że stanowią one jego osłonę. Dzięki nim żadne ostrze nie może przebić mu skóry. Są nawet tacy, którzy sugerują, że te cienie do niego szepczą, wyjawiając myśli otaczających go osób.
Mam szczerą nadzieję, że to ostatnie nie jest prawdą.
Nie może się dowiedzieć, co planuję dla niego po naszej nocy poślubnej.
Kiedy już przyzwyczajam wzrok do tej cienistej otoczki, mogę mu się lepiej przyjrzeć. Włosy ma tak czarne jak spowijające go cienie. Z boku przycięte krótko, na górze jednak nieco dłuższe, z przedziałkiem z boku. Wyraziste brwi okalają oczy. Linie szczęki są tak ostre, że mogłyby ciąć szkło, a pokrywa je dorodny, krótki i gęsty zarost. Jeśli dodać do tego prosty nos i pełne wargi…
Jest najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałam, mimo że jego mina wyraża coś pośredniego między znudzeniem a rozdrażnieniem.
Uwiedzenie króla będzie zaiste upajającym wyzwaniem.
Pasujemy do siebie, zauważam, patrząc na jego ubiór. Podczas gdy wszystkie suknie wokół nas mienią się różnymi odcieniami zieleni, od miętowego przez seledyn po oliwkowy, my oboje jesteśmy od stóp do głów odziani w czerń. Król ma eleganckie wieczorowe spodnie, czarną koszulę, krawat, kamizelkę i marynarkę ze lśniącymi srebrnymi guzikami. Z kieszonki nad lewą piersią, niewątpliwie mieszczącej zegarek, zwisa łańcuszek. Czarne skórzane rękawiczki zakrywają jego dłonie, spoczywające na poręczach tronu, o który oparto rapier, przeznaczony niewątpliwie raczej dla ozdoby, a nie do rzeczywistego użytku.
Chociaż Król Cieni nie nosi korony, jego status nie ulega wątpliwości.
– Jest oszałamiający – odzywam się wreszcie. I młody. Wiedziałam, że został koronowany zaledwie przed rokiem, ale nie może być dużo starszy ode mnie.
– Pamiętaj, jeśli do niego podejdziesz, nie wolno ci się zbliżać bardziej niż na półtora metra.
Tak, znam obowiązujące prawo. Nikomu nie wolno dotknąć króla. Grozi za to kara śmierci.
Och, król jest owiany rozkoszną tajemnicą, a ja nie mogę się już doczekać, kiedy ją przeniknę.
– Zatańcz ze mną, ojcze.
Ojciec widocznie przyjął do wiadomości, że lepiej ze mną nie dyskutować, bo kładzie dłoń na mojej talii i bez protestów prowadzi mnie w wolnym naksońskim tańcu. Kręcimy się po obrzeżach parkietu, ale po chwili nakazuję ojcu przesunąć się bardziej na środek.
Po naszej lewej stronie dwaj panowie tańczą ze sobą. Wyższy z gracją obraca niższego w idealnym piruecie. Po naszej prawej stronie mężczyzna i kobieta pomykają nieprzyzwoicie blisko siebie, a ja kibicuję im w milczeniu. Buntowniczka we mnie uwielbia łamać zasady.
Po jakiejś minucie spostrzegam, że kilku mężczyzn zerka na mnie ponad głowami swoich tanecznych partnerek. Mój czarny strój doskonale spełnia swoją funkcję.
Głównie jednak, myślę, to zasługa moich odzianych w spodnie nóg, które są wyjątkiem na sali. Większość mężczyzn nie przywykła do takiego stylu. W dodatku zdecydowałam się na opięte spodnie, które najlepiej podkreślają moje krągłe kształty.
– Ludzie się gapią – oznajmia ojciec.
– I oto chodzi, czyż nie?
Wyobrażam sobie, jak ta scena musi wyglądać z wysokości tronu – czarny środek kwiatu pośród zielonych płatków.
Coraz więcej dziewcząt opuszcza salę po tym, jak zostały przedstawione królowi. Mam nadzieję, że kolejka wkrótce się skończy. Nie może być aż tyle dziewcząt szlachetnej krwi.
Nagle czuję na szyi gorącą iskrę, która powoli przesuwa się ku moim stopom. Jestem obserwowana.
– Powiedz mi, ojcze, czy przyciągnęliśmy już uwagę króla?
Ojciec kątem oka zerka na tron.
– Chyba tak.
– Doskonale. Tańczmy dalej.
– Ale…
– Ojcze – sykam ostrzegawczo.
A potem bez reszty skupiam się na krokach tanecznych. Uwielbiam tańczyć. Uwielbiam, gdy moje ciało staje się lekkie i płynne, wykonując te wszystkie ruchy, gdy w piruetach włosy opadają mi na ramiona, a suknia wiruje wokół moich nóg.
Gdy piosenka dobiega końca, pytam:
– Ile dziewcząt czeka jeszcze w kolejce?
– Dziesięć.
Piosenka się kończy, a orkiestra zaczyna grać kolejną.
– Czy…? – zaczyna ojciec.
– Zaschło mi w gardle. Podejdźmy do stołów po coś do picia.
– Ale…
Gdy piorunuję go wzrokiem, posłusznie podaje mi ramię i prowadzi mnie do stołu zastawionego kieliszkami z czerwonym płynem i maleńkimi przekąskami na tacach.
Wybieram kieliszek, ujmując w palce jego długą nóżkę, i przykładam go do ust.
– Lord Masis – odzywa się radosny głos z drugiej strony wąskiego stołu.
Podnoszę wzrok. Naprzeciwko nas stoi złotowłosy szlachcic. Wygląda na jakieś trzydzieści lat. Twarz wciąż ma młodą, lecz jest znacznie szerszy w barach niż mężczyźni, z którymi zazwyczaj się zadaję.
– Lord Eliades! – wita go ojciec, zapominając na chwilę o mnie. – Gdzie się podziewałeś? Od tygodni nie widzieliśmy cię w klubie.
Nie mam pojęcia, o jakim klubie mówi, ale pewnie powinnam się domyślić, że on nie spędza wieczorów w ramionach kochanki. Nadal nie otrząsnął się po śmierci mamy.
Ojciec sięga przez stół, żeby uścisnąć dłoń Eliadesa, a ja zauważam, że mężczyzna ma odciski na prawej ręce. Dość nietypowo jak na lorda. Sądząc jednak po mięśniach widocznych nawet przez spodnie od fraka, jest zapewne wytrawnym jeźdźcem.
– Niestety mój majątek wymagał ostatnio mojej pełnej uwagi. Musiałem…
Już znudzona tą rozmową nie słucham dalej. Odwracam się natomiast, żeby przyjrzeć się tańczącym. Jeden z panów podczas obrotu następuje na stopę swojej partnerce, bo gapi się na moje nogi.
– Au! – oburza się dziewczyna.
Uśmiecham się do mojego kieliszka i piję kolejny łyk, uważając, żeby nie kierować wzroku w okolice tronu. Mogłabym przysiąc, że wciąż czuję wiązkę ciepła padającą na mnie z tamtej strony.
– Wybacz moje grubiaństwo! – wykrzykuje nagle ojciec podniesionym głosem. – Orrinie, to moja córka Alessandra. Teraz, gdy Chrysantha jest zaręczona, mogłem jej pozwolić na wizytę w pałacu.
Tłumię jęk i się odwracam. Jeśli będę widziana, jak rozmawiam z innymi gośćmi, nie okazując królowi żadnego zainteresowania, wzbudzę być może jego zaciekawienie. Ale jestem też pewna, że towarzystwo jakiegokolwiek znajomego mojego ojca będzie nie do zniesienia.
Wolną ręką ujmuję suknię i dygam.
– Bardzo mi miło.
Oczy Eliadesa błyszczą, gdy składa mi głęboki ukłon.
– Jest równie piękna co jej starsza siostra. Czy usposobienie ma równie słodkie?
Zanim ojciec zdąży wymyślić odpowiedź na to pytanie, Eliades dodaje:
– Wciąż czuję się dotknięty, że nie oddałeś ręki Chrysanthy mnie. Moje pieniądze są równie dobre co pieniądze księcia!
– Jako hrabia z pewnością rozumiesz, że musiałem zadbać o to, by zyskała możliwie najlepszy tytuł. I chociaż bardzo sobie cenię naszą przyjaźń, moja najdroższa Chrysantha…
Z całej siły zaciskam powieki. Chrysantha stanowi ostatni temat do rozmowy, jakiego bym sobie dziś życzyła. To mój wieczór.
– Ojcze, zaczyna się kolejny taniec. – Odstawiam pusty kieliszek na stół i pociągam go za łokieć.
Przypomniawszy sobie cel naszej wizyty w pałacu, ojciec przeprasza hrabiego i ustawia się wraz ze mną w szeregu z innymi tańczącymi. Próbuję ukryć swój gniew. Nawet na balu, na którym Chrysantha jest nieobecna, a ojciec ma pomóc mnie przyciągnąć uwagę króla, nie może się powstrzymać, by nie mówić o swojej ulubienicy. O córce, która wygląda jak nasza mama i odziedziczyła jej delikatną naturę.
– Kolejka zniknęła – oznajmia ojciec, gdy wykonujemy pierwsze kroki, a on znów skupia się na naszej misji.
– Tańcz dalej. I nie patrz już w stronę króla.
– Ale on nas obserwuje.
– Nie zważaj na niego.
Kątem oka widzę, że król zmienia pozycję na tronie, jakby zdrętwiał, bo za długo siedział nieruchomo, zaprzątnięty czymś bez reszty.
Zaprzątnięty mną.
Ta myśl rozwiewa mój gniew. Melodia jest szybsza, wymaga większej zręczności i skupienia. Gdy twarz ojca rozmywa się przede mną, udaje mi się całkiem zapomnieć o królu. Czuję tylko łomot własnego serca bijący w rytm piosenki i podłogę umykającą mi spod nóg.
Zanim melodia dobiega końca, muzyka urywa się gwałtownie. Pary wokół nas rozpraszają się po sali, a ojciec zatrzymuje nas w tańcu.
Król idzie w naszą stronę, cienie suną za nim. Usiłuję uspokoić oddech po męczącym tańcu, a ojciec ujmuje moją dłoń w swoją i odwraca się, by powitać naszego władcę.
– Wasza Wysokość – mówi ojciec, składając ukłon.
Dygam obok niego.
– Lordzie Masis – odpowiada król, skinąwszy głową. – Nie wydaje mi się, żebym miał okazję poznać twoją partnerkę do tańca.
Skupiam wzrok w punkcie tuż obok głowy króla, z prawej strony. Chociaż tego nie widzę, czuję, że jego spojrzenie omiata mnie od stóp do głów. Obserwował mnie co najmniej od kwadransa, ale teraz może wreszcie przyjrzeć mi się z bliska.
– Proszę o wybaczenie – odzywa się ojciec. – Wasza Wysokość pozwoli, że przedstawię moją młodszą córkę, lady Alessandrę Stathos.
Król przechyla głowę.
– Nie ustawiłaś się w kolejce wraz z innymi pannami, lady Stathos. Czy taniec interesuje cię bardziej ode mnie? – Jego głos to głęboki baryton, może nie kojący, ale z pewnością mocny.
Staram się powściągnąć uśmiech, gdy po raz pierwszy odwzajemniam jego spojrzenie. Całe moje ciało przeszywa rozkoszny dreszcz.
Jego oczy mają odcień zieleni morza, z falami rozbijającymi się o brzeg i gwałtownymi wichrami. W ich głębi jest coś niebezpiecznego oraz ekscytującego zarazem i dociera do mnie, że niełatwo mi będzie udawać obojętność.
Kiedy wreszcie odrywam wzrok od tych oczu, pozwalam mu opaść niżej i otwarcie przyglądam się całej jego postaci – od koniuszków czarnych włosów aż po czubki lśniących butów.
– Tak – orzekam ostatecznie.
Ojciec wypuszcza powietrze z bolesnym piśnięciem.
Ale Król Cieni śmieje się cicho.
– Widziałam dziewczęta opuszczające tę salę we łzach – podejmuję. – Uznałam, że rozmowa z Waszą Wysokością to skuteczny sposób na to, by zostać stąd wyrzuconą. Nie zamierzałam na to pozwolić, dopóki nie potańczę choć chwilę.
– Lubisz zatem tańczyć? Czy szukasz jedynie sposobu, żeby pokazać swoje – zerka szybko na moje nogi – odzienie?
– Wasza Wysokość drwi z mojej kreacji? Sama ją zaprojektowałam.
– Przeciwnie. Bardzo mi się podoba. – Kąciki jego warg drżą w rozbawieniu. Dopuszczam możliwość, że śmieje się ze mnie, co wcale mi się nie podoba. Mówię więc:
– Jeśli Wasza Wysokość poda mi swoje wymiary, mogę dla niego zamówić podobny strój.
Usta króla znów rozciągają się w uśmiechu, a ja nie mogę nie dostrzec z podziwem, że dzięki temu staje się jeszcze przystojniejszy.
– Zatańcz ze mną – mówi.
Ojciec zamiera w bezruchu tak całkowitym, jakby przemienił się w kamień.
– To rozkaz czy prośba? Słyszałam, że Wasza Wysokość każe wieszać dziewczęta, które zbliżają się do niego za bardzo.
– Nie każę ich wieszać. Te dziewczęta są jedynie proszone, by opuściły salę balową. Jeśli jednak zachowasz odpowiedni dystans, nie zostaniesz odprawiona.
Ja jednak nie jestem jeszcze gotowa mu ulec.
– A czy ma się jakąkolwiek przyjemność z tańca, jeśli nie można dotknąć partnera?
– Przyjmij moje zaproszenie, a sama się przekonasz.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji