Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Cienie umysłu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cienie umysłu - ebook

Jest połowa grudnia 1981. W Polsce wybucha stan wojenny, natomiast w USA dochodzi do tragedii w pewnej tajnej placówce wojskowej ulokowanej w Dolinie Śmierci na pustyni Mojave. Sierżant Luc Kowalsky, Polak z pochodzenia urodzony w Ameryce, wraz ze swymi ludźmi ma eskortować trójkę specjalistów należących do rządowej organizacji LUNAR, aby sprawdzić co się stało w placówce wojskowej. Ich nadrzędnym zadaniem jest uratowanie kilkorga kluczowych naukowców oraz zlikwidowanie źródła tajemniczej anomalii wypaczającej strukturę czasu i rzeczywistości wokoło placówki. Ruszają zatem do dziwnej wizji piekła zdającej się być pokrętną wersją "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri, musząc stawić czoła nie tylko potworom, ale również własnym demonom.

 

Książka jest kolejną częścią Wojen Snów, uzupełniając tym samym historie poznane w "Piekle kosmosu", "Farreter" oraz "Zajeździe pod Cnotliwą Sekutnicą".

 

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67864-08-4
Rozmiar pliku: 973 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

W głębi korytarza zgasła pierwsza para świateł.

Młoda kobieta, ubrana w brudny biały kitel, zakrwawiony na wysokości lewego barku, starała się dobiec do drzwi. Wyraźnie utykała na prawą nogę. Jej umysł rejestrował nagłe zrywy bólu z każdym krokiem stawianym przez wycieńczone oraz przerażone ciało. Ale gdzieś z tyłu głowy brzęczał głos: Dasz radę. Jeszcze jeden krok. Jeszcze trochę wysiłku i będziesz bezpieczna.

Kłamstwo dodające skrzydeł, choć skutecznie. Stukot nierównomiernych kroków odbijał się od ścian wypełnionych metalem i betonem. Przyspieszony oraz płytki oddech palił płuca niemal żywym ogniem. Jednak to kłamstwo, ta iskierka nadziei dawała jej siłę, aby przeć naprzód. W stronę drzwi.

W głębi korytarza zgasła druga para świateł.

Kobieta zarejestrowała to kątem oka, na chwilę przed tym, jak rozległ się stłumiony krzyk przerażenia. Nie miała pewności, skąd dobiegał. Z nieprzeniknionej ciemności sunącej ciasnym korytarzem w jej stronę czy z jednego z pomieszczeń laboratoryjnych. A może wybrzmiał tylko w jej głowie. Niczym echo koszmarnych obrazów, których niedawno była świadkiem.

Dlaczego pozwoliła, aby im to zrobili? Dlaczego ich nie powstrzymała? Nie. To kłamstwo. Przecież mówiła, co się może zdarzyć. Ostrzegała, ale nie słuchali. Nikt jej nie słuchał. Ona tego nie chciała. Próbowała ich powstrzymać. Jest czysta. Niewinna.

– Jestem niewinna – wyszeptała sama do siebie. Nogi powoli odmawiały jej posłuszeństwa, a obraz przed nią zaczął się rozmazywać.

W głębi korytarza zgasła kolejna para świateł.

Upadła z łoskotem na okratowaną podłogę. Ból wdzierał się jej do głowy, przeszywał całe ciało, rozrywając mięśnie oraz wnętrzności, gotując krew w żyłach. Płuca spazmatycznie łapały powietrze, serce zaś w szaleńczym tempie pompowało krew do przerażonego mózgu, który ze wszystkich sił próbował zachować resztki rozsądku.

Jeszcze tylko kilka metrów. Jeszcze kawałek i będzie bezpieczna.

– Jestem niewinna. Jestem niewinna… – szeptała, niemal czołgając się po podłodze, na której raniła sobie dłonie oraz kolana.

Następna para świateł zgasła.

Przenikliwe zimno dotknęło jej stóp. Miała wrażenie, że miliardy cienkich, przeźroczystych igieł wdzierają się w jej ciało, paraliżując ruchy. Ostatkiem sił dotarła do metalowych, przesuwanych drzwi. Wstała powoli i oparła się o nie, walcząc o każdy oddech pośród pary wydostającej się z ust. Palce jej zesztywniały, co utrudniało wpisanie poprawnego kodu na klawiaturze numerycznej.

Pamiętała ten kod. Zawsze uważała, że to jakiś ponury żart ze strony jej przełożonych. Jak mogli to zrobić? Jak mogli tak wykorzystać coś, co było symbolem cierpienia spowitego całunem nieopisanego bólu. Kiedyś im to wypomniała, a oni tylko zaśmiali jej się w twarz.

Zgasła jeszcze jedna para świateł.

Cień sunął po ścianach korytarza. Wydawał się wręcz namacalny. Nie. On był namacalny. On tu był. On tu jest. ON TU JEST!!!

– Jestem niewinna! – wykrzyczała kobieta. Ostatkiem sił obróciła się i wyjęła z kieszeni fartucha pomarańczową racę sygnałową.

Mierząc na oślep prosto w paszczę ciemności, nacisnęła spust. Oślepiająca kula białego światła pomknęła przed siebie, rozpraszając cienie. Fala gorąca na ułamek sekundy otuliła kobietę, a umysł doznał szoku spowodowanego jasnością zalewającą wszystko dookoła. Oparta o drzwi, osunęła się na podłogę.

Powoli odzyskiwała ostrość widzenia, a paraliżujący chłód zaczął opuszczać jej ciało. Ból nadal był przeraźliwy, ale wykrzesała dość sił, aby go pokonać. Odruchowo spojrzała na opuchniętą prawą kostkę, przeklinając buty na koturnach. Powinna była ubrać coś wygodniejszego, ale bardzo je lubiła. On też je lubił.

Umysł wreszcie odzyskał sprawność, mimo trawiących go obrazów oraz lęków. Wymacała w kieszeni fartucha nabój do racy, przeładowała pospiesznie i wymierzyła przed siebie. Nie wiedziała, jak długo siedziała nieruchomo w tej pozycji. Wszystko ją bolało, ale teraz to nie miało znaczenia. Spoglądała na światła tlące się w dużych lampach otoczonych metalowymi osłonami. Musiała mieć pewność. Musiała wiedzieć, że znów jej się udało.

Wsłuchiwała się w ciszę i czekała. Gotowa do działania. By nacisnąć spust i przepędzić monstrum, które pomogła stworzyć.

Nie! Nie ona. Była niewinna. Ostrzegała ich, z czym igrają. Z czym mają do czynienia. Była głosem rozsądku, była tą dobrą. Nie zasłużyła na to. Nie ona.

Wstała powoli, nadal mierząc racą w głąb korytarza. Zerknęła na klawiaturę numeryczną i powoli zbliżyła prawą rękę; w lewej trzymała broń. Wymacała metalowe klawisze i powoli wcisnęła kilka z nich w dobrze znanej kombinacji.

Jeden… zero… dwa…

Na chwilę jej serce zabiło mocniej. Zdawało jej się, że coś słyszała. Że zauważyła ruch, ale nic się nie działo. Wpatrywała się w ciemność, stojąc w absolutnym bezruchu.

Czy wrócił? Czy on wrócił? A może to ona? Przecież mu pomagała. Pomogła mu, mimo że on ich wykorzystał.

Ostry brzęczyk odmowy przyjęcia kodu rozległ się w korytarzu. Kobieta aż podskoczyła, ale zdążyła zapanować nad sobą i nie wystrzeliła z racy. Opuściła broń, ciężko łapiąc powietrze. Wolną ręką wymacała w kieszeni fartucha pozostałe naboje. Zostały trzy plus ten, który załadowała. Razem cztery. Tylko cztery.

– Jestem niewinna – wyszeptała, a z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy.

Odetchnęła głęboko kilka razy, spojrzała na klawiaturę i wystukała kombinację.

Jeden, zero, dwa, cztery.

Drzwi z sykiem przesunęły się na bok, odsłaniając drogę ucieczki. Kolejny korytarz, ale tym razem prowadzący do wyjścia. Do światła.

Pospiesznie przekroczyła próg, a kiedy drzwi się zamknęły, wpisała kolejny kod, który je zablokował. Przez chwilę uderzyły ją wątpliwości. A jeśli ktoś przeżył? Jeśli nie była sama?

Nie. Oni byli winni. To wszystko stało się przez nich, zatem niech sczezną w tym mrocznym grobowcu. Ruszyła przed siebie najszybciej, jak umiała, ignorując ból. Jeszcze kawałek, jeszcze trochę wysiłku i będzie bezpieczna. Szła naprzód, nie oglądając się za siebie.

Tymczasem w głębi korytarza zgasła pierwsza para świateł.ROZDZIAŁ 1

Pułkownik John Sanders wszedł do niewielkiego pokoju, służącego za salę odpraw. Powinien siedzieć teraz w domu, przygotowywać się do rodzinnego spędzania świąt Bożego Narodzenia, ale zamiast tego przydzielono mu kolejną misję. I to z kategorii tych najgorszych, bo tajnych. Pal licho, jakby to była sprawa wyłącznie armii, ale nie tym razem. Rozkazy szły z LUNAR, a to oznaczało jedno: kłopoty.

Czekając na oddział wyznaczony do tej misji, zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Nie wątpił w umiejętności swoich ludzi, znał się z nimi od lat, razem przeprowadzili kilkadziesiąt operacji, ale tym razem było inaczej. Wcześniej wykonywali zadania na zlecenie US Army czy sporadycznie CIA. Zwykłe działania wywiadowcze w terenie, śledzenie celów, czasem ich likwidacja, akcje na tyłach wroga albo misje ratunkowe, podczas których trzeba było wyciągnąć dupska jakiś idiotów, co się wpakowali w sam środek wojny domowej w Afryce. Jednak LUNAR to była zupełnie inna liga.

Organizację pierwotnie powołano jako tajną komórkę OSS przy współpracy z MI6. Podczas wojny w Europie miała za zadanie pokonać Stowarzyszenie Thule, które oficjalnie przestało istnieć w 1937 roku, gdy na terenie Trzeciej Rzeszy wprowadzono zakaz formowania lóż masońskich i tym podobnych stowarzyszeń. Himmler miał jednak plany co do samej Thule i objął parasolem ochronnym wielu jej członków, tworząc własny zakon w ramach struktur SS. Zresztą w szeregach towarzystwa już wcześniej znajdowali się znamienici działacze NSDAP, między innymi Alfred Rosenberg, który był twórcą wielu założeń ideologicznych partii. Sam Hitler nie wierzył w większość jego teorii, jednak Himmler słuchał ich nad wyraz ochoczo. Szczególnie w odniesieniu do wyższości rasy aryjskiej oraz do tematów związanych z okultyzmem czy światami równoległymi. Jak się szybko okazało, niektóre z nich okazały się prawdą, o czym od dawna wiedziały pewne wysoko postawione osoby w Anglii, Francji czy USA.

Kiedy wojna ogarnęła cały świat, jeszcze przed grudniem 1941 roku władze w Waszyngtonie zdecydowały, że Thule zarządzane przez samego Himmlera stanowi zbyt duże zagrożenie, nie tylko na terenie Europy. Szczególnie że już wtedy wszystkie strony konfliktu wykorzystywały osoby obdarzone mocami parapsychicznymi, a w toku działań wojennych odkryto szereg starożytnych portali prowadzących do dwóch nowych światów, a w zasadzie planet: Delf i Arkadii.

Oczywiście władcy tego świata doskonale wiedzieli o istnieniu tamtych miejsc i rozwijających się w nich cywilizacji, między innymi elfów, krasnoludów i innych baśniowych ras. Jednak w wyniku masowych zniszczeń nie można było już dłużej ukrywać ich istnienia za zasłoną legend i baśni, a co gorsza niektóre ugrupowania pochodzące z innych światów postanowiły dołączyć do ziemskiej wojny po obu stronach konfliktu.

Tym sposobem stworzono LUNAR, który z czasem zyskał na znaczeniu, gdy w 1947 roku oficjalnie powołano do życia CIA. Agencja miała i tak pełne ręce roboty, a swoją tajną komórkę wysyłała do najbardziej pokręconych oraz makabrycznych spraw. W kilka lat LUNAR zyskał złą sławę do tego stopnia, że nawet ci z Moskwy zaczęli się bać legend z nim związanych. Niestety nie były one totalnie wyssane z palca.

W skład komórki LUNAR wchodzili przedstawiciele różnych ras współpracujących z CIA, osoby nieraz o wyjątkowo niebezpiecznych talentach parapsychicznych czy magicznych, a do tego najemnicy z Delf oraz Arkadii. Wszystko w imię utrzymania pokoju na świecie. A właściwie w trzech światach.

Sanders prychnął z pogardą na tę myśl. Pokój na świecie. Co za hipokryzja w ustach tych, którzy rozpętali więcej wojen niż cała średniowieczna Europa. Zresztą obecnie na starym kontynencie też nie było spokojnie. Wczoraj dotarła do pułkownika wiadomość, że w Polsce niedawno wybuchł stan wojenny. Zapewne szychy z CIA już zacierały ręce, jak wykorzystać ten fakt, jednocześnie mając w dupie mieszkańców tego kraju. Zresztą czy jakakolwiek władza przejmuje się swoimi obywatelami?

Rozmyślania przerwał mu wesoły kobiecy śmiech, któremu wtórowały męskie głosy. Sanders spojrzał w stronę otwartych drzwi, w których pojawiły się znajome twarze. Wiedział, że za chwilę uśmiechy znikną z ust podwładnych, bo zamiast pojechać do domów na zasłużony świąteczny odpoczynek, wyruszą do miejsca, które nawet z nazwy nie cieszy się dobrą sławą.

– Pieprzysz głupoty, Sanchez – rzuciła wesoło niska, wysportowana kobieta, mierząca może ze sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Zdawała się mikrusem przy dwóch rosłych osiłkach.

– Pieprzyć to mogę ciebie – odpowiedział jeden z nich, typowy Meksykanin. Brakowało mu tylko wąsów.

– To obietnica czy znów dasz dupy jak ostatnio?

– Byłem zmęczony…

– Tak to sobie tłumacz.

– Jak się nie postarasz następnym razem, to wykorzystam zastępstwo. – Puściła oczko do drugiego towarzysza. – Lubię czekoladki. Szczególnie z nadzieniem.

– To było rasistowskie, Lana – odparł z przekąsem postawny czarnoskóry mężczyzna z idealnie przystrzyżonym wąsem oraz o krótko ściętych włosach.

– Bo mam uwierzyć, że nie chciałbyś spróbować tej mlecznej skórki – dodała zawadiacko.

– Ej, bez takich! – oburzył się Sanchez. – Raz mi się zdarzyło, a poza tym rozmiar nie jest oznaką męskości. Liczy się technika.

– Powiedział, co wiedział – zaśmiał się kolega.

– Stul dziób, Brownie.

– Panowie – wtrącił się pułkownik Sanders, po czym zwrócił się do ich koleżanki. – I panie. Proszę zająć miejsca.

– Pułkownik coś wyjątkowo poważny – zachichotała Lana, gdy usiedli na rozkładanych, metalowych krzesełkach.

– Gdzie reszta?

– Obecni! – padło od strony drzwi.

Do pomieszczenia weszło jeszcze trzech mężczyzn i posłusznie zajęło miejsca. Sanders przyjrzał się podwładnym, czując ucisk w sercu. Miał nadzieję, że dobrze zrobił, wybierając akurat ten oddział. Wierzył w ich umiejętności oraz zdolność adaptowania się do najbardziej złowrogich warunków. Cholera, gdyby nie był ich pewien, nie posłałby ich do tej akcji. Inni mogliby nie wrócić, a on nie należał do tych, którzy posyłają ludzi na pewną śmierć. Dbał o nich jak o własną rodzinę.

– Witam wszystkich. Wiem, że to nie najlepszy czas na wyruszanie w teren, ale sytuacja jest gardłowa.

– Niech pan powie coś nowego, pułkowniku – zagaił pogodnie wysoki, szczupły rudzielec o twarzy usianej piegami, a reszta kompanów odpowiedziała wesołym śmiechem.

– Zaraz zrzedną wam miny – dodał Sanders, tym razem spoglądając na siedzącego naprzeciw niego sierżanta.

– Zatem w czym możemy pomóc naszemu pięknemu krajowi, pułkowniku? – spytał dowódca oddziału. Był to dobijający czterdziestki postawny mężczyzna o ciemnych włosach, z kilkudniowym zarostem na twarzy. Zapewne mógłby łamać serca wielu kobiet, jednak, jak sam mawiał, jego żoną była armia, a kochanką wojna, choć tej drugiej w ostatnich latach poświęcał zdecydowanie mniej uwagi.

– Sprzątnąć bałagan pozostawiony po tych, których nie lubimy.

– Znowu jakaś akcja we współpracy z CIA?

– Nie do końca – odparł Sanders, obserwując frustrację na twarzach podkomendnych. – Tym razem rozchodzi się o LUNAR.

– Ja pierdolę, znów mamy nadstawiać dupy dla tych pojebów – jęknął Sanchez.

– Ty to chyba lubisz – rzucił zadziornie Brownie.

– Spierdalaj.

– Spokój tam! – rozkazał sierżant. – No dobra, pułkowniku, jest jak jest. Zatem słuchamy.

– Najpierw prezentacja. – Sanders posłał mu kwaśny uśmiech, a na sali znów rozległy się jęki niezadowolenia. Kilka osób wymieniało się uwagami na temat niańczenia tajnych agentów i dzieliło się sposobami na pozbycie się natrętów podczas akcji.

Pułkownik ruszył do drzwi prowadzących do pokoiku na zapleczu, otworzył je i zaprosił troje swoich „gości”. Gdy wszyscy obecni skupili na nich uwagę, we wnętrzu zapadła niemal absolutna cisza. Czuć było wyraźne napięcie w powietrzu. Żadna ze stron nie pałała chęcią współpracy, jednak w takich sytuacjach nie miało to znaczenia i trzeba było wykonywać rozkazy.

– Zanim zacznę, pragnę zwrócić uwagę wszystkich na jedną, najistotniejszą rzecz – zaczął Sanders, wyraźnie kierując te słowa w stronę postawnego elfa o spiczastych uszach oraz srebrnych długich włosach, związanych z tyłu aksamitną czarną wstążką. – To operacja Armii Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie, dowodzi sierżant Kowalsky. – Skinął na dowódcę oddziału. – Jego głos jest decyzyjny, wy zaś robicie za turystów. Czy to jest jasne?

– A jeśli mam inne zdanie? – spytał elf, a na ułamek sekundy szyderczy uśmiech zagościł mu na ustach.

– Wtedy idziecie sami. Piechotą – oznajmił pułkownik z powagą. Nie było złudzeń, kto dominował w tej rozmowie.

– Mam rozkazy z…

– Wiem, skąd macie rozkazy, jednak generał Fortnet wydał mi jasne instrukcje. To operacja US Army. Albo się dostosujecie, albo zapominamy o sprawie.

– Mogę się odwołać.

– Owszem, a ja chętnie poczekam, aż biurokraci w końcu przemielą stosy papierków. Do tego czasu wiele może się wydarzyć. – Sanders spojrzał wymownie na elfa, ten zaś zrobił nietęgą minę. Widać było po nim, że nie może się pogodzić z porażką.

Tymczasem sierżant przeczuwał wiszące w powietrzu kłopoty. Nie lubił takich „turystów”, bo zawsze musieli postawić na swoim. Na szczęście czasem zdarzały się „wypadki”, a w takich sytuacjach nikogo nie pociągano do odpowiedzialności.

– Zechce nam pan przedstawić swoich ludzi, pułkowniku? – westchnął elf, ustępując ostatecznie pola gospodarzowi.

– Z przyjemnością. – Sanders niemal wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Sierżant Luc Kowalsky, dowódca grupy. Jest małomówny, za to niezwykle sumienny w powierzonych mu obowiązkach. Radzę go nie drażnić. Z pochodzenia jest Polakiem, a ten naród słynie z zajadłości.

– Słyszałem – mruknął elf.

– Ten rudzielec to Olaf Larsen, radiotelegrafista i niezastąpiony majsterkowicz.

– Myślałem, że Skandynawowie są blondynami.

– Matka jest Irlandką – wyjaśnił Olaf.

– Ci dwaj wesołkowie to Ernesto Sanchez oraz Marcus „Brownie” Bowman. Pomiędzy nimi jest nasza wybitna snajperka, Lana Whitman.

– Jak widzę, humory im dopisują.

– Korzystamy z życia, ile tylko można – zaśmiała się Lana.

– Czasem aż za bardzo – prychnął Olaf żartobliwie.

– Ten milczek w kącie to David Fenter. – Pułkownik wskazał na niskiego mężczyznę o niemal białych oczach. – W połowie Arkadyjczyk. Potrafi wywęszyć magię z kilku kilometrów, do tego bardzo zdolny saper.

– Ciekawe, że nie udało mi się wyczuć jego aury – odparł elf z nieukrywanym zainteresowaniem.

– Widocznie nie dość się pan starał – mruknął cicho David nieludzko spokojnym głosem.

– Jak rozumiem, ręczy pan za swoich ludzi?

– Gdyby tak nie było, to byśmy nie rozmawiali – prychnął pułkownik.

– Dobrze, zatem pozwoli pan, że również dokonam prezentacji mojego zespołu. – Elf zlustrował wymownie swoich towarzyszy, po czym wskazał w stronę krępej, umięśnionej kobiety o błękitnych oczach, które odznaczały się na tle ciemnej skóry. – Unara Soter, delfijska likantropka. Niech nie zwiedzie was jej urokliwa twarz. Kiedy trzeba, potrafi przeistoczyć się w prawdziwe monstrum.

– Lubię silne kobiety – zażartował Sanchez.

– Zatem popracuj nad techniką – rzuciła kąśliwie Lana.

– Spokój tam! – rozkazał Kowalsky. – Przepraszam za nich. Proszę kontynuować.

– Albert Strus – przedstawił elf szczupłego mężczyznę w średnim wieku. – Specjalista runiczny, znający również starożytne pisma występujące w trzech światach. Ja natomiast nazywam się Elenter Volyren i pochodzę z jednego z najstarszych arkadyjskich rodów elfickich stojących na straży połączeń pomiędzy naszymi światami.

– Jak rozumiem, dobór nie jest przypadkowy – stwierdził z powagą Kowalsky, kierując te słowa bezpośrednio do pułkownika Sandersa.

– Niestety nie. Waszym celem jest placówka wojskowa zlokalizowana na terenie starej kopalni złota w Dolinie Śmierci.

– Super, lecimy do Kalifornii! – zawołał wesoło Olaf. – Ponoć w grudniu jest tam nawet znośnie.

– Nie bądź taki wyrywny – zrugał podwładnego pułkownik Sanders. – W sezonie zimowym na pustyni Mojave występują deszcze, a na szczytach górskich zalega śnieg. To miejsce nie bez powodu zyskało miano Doliny Śmierci. Co prawda latem jest najgorętsze na Ziemi, ale zimą wcale nie bywa bardziej gościnne.

– Zatem to idealne miejsce na zbudowanie super-duper tajnej bazy wojskowej, gdzie opracowywano mordercze wynalazki – podsumował Olaf.

– Naoglądałeś się za dużo filmów – zarechotał Brownie.

– Skończcie już z tymi wygłupami. – Mimo wszystko pułkownik zdawał się dobrze bawić, obserwując nietęgą minę Elentera. – Ku naszej radości, oraz być może naszych towarzyszy z LUNAR, generał Fortnet rozkazał rozegrać tę partyjkę w otwarte karty.

– Cóż za miła niespodzianka – parsknął Sanchez.

Kowalsky nie podzielał entuzjazmu podwładnego. Zdawał sobie sprawę, że okoliczności musiały być wyjątkowo poważne, a on miał poprowadzić swoich ludzi oraz grupę „turystów” prosto do jaskini pełnej wściekłych lwów.

– Nie będę owijał w bawełnę i powiem wprost, że sprawa nie rysuje się kolorowo. Tydzień temu odebraliśmy komunikat SOS z placówki o kodowej nazwie Cerber. Zajmowano się tam projektami mającymi rozwinąć sieć portali łączących Ziemię z Arkadią oraz Delf. Wraz z pomocą Srebrnej Akademii z Arkadii oraz Instytutu Runów z Delf prowadzono badania nad skonstruowaniem zupełnie nowego typu portalu. Takiego, co pozwoliłby nam przenosić się do innych światów zdatnych do życia.

– Czyżby konkurencja dla NASA, pułkowniku? – zakpił Sanchez.

– Raczej próba zbadania nowych światów – wtrącił się Elenter. – Oczywiście w celach czysto naukowych.

– I dlatego pracowało nad tym wojsko? No i wykorzystanie do tego najbardziej niegościnnego zakątka świata oczywiście nie ma nic do rzeczy.

– Każdy z nas zna zasady tej gry. – Pułkownik zrobił wymowną minę. – My jedynie sprzątamy po innych oraz staramy się, aby cały ten bajzel nie przerodził się w coś, czego wszyscy będziemy żałować.

– Mówił pan, że wezwanie o pomoc wysłano tydzień temu – wrócił do tematu Kowalsky.

– Tak. Wysłaliśmy tam oddział marines, ale straciliśmy z nimi kontakt. Aż do niedawna. Tę wiadomość otrzymaliśmy trzy dni temu.

Sanders wyjął z kieszeni przenośny dyktafon, w którym znajdowała się kaseta i włączył przycisk play. W sali rozległ się przerażony męski głos, wyraźnie łamiący się przy każdym słowie.

– Oni… oni to naprawdę zrobili… Boże drogi, oni to zrobili… Nie mieliśmy pojęcia, w co się pakujemy. Nie byliśmy gotowi. Nie na to… Z początku wszystko wydawało się normalne, ale potem… potem przyszła ciemność. Pożarła ich wszystkich, a ja na to patrzyłem… Boże miłosierny, patrzyłem i nie mogłem nic zrobić. Tak bardzo się bałem. Na razie jestem bezpieczny, ale nie wiem jak długo. Ciemność kroczy pośród nas. Ona łaknie. Jest nienasycona, ale ja się nie poddam… Nie pozwolę się pochłonąć. Nie pozwolę, nie pozwolę, nie pozwolę…

– Wybaczy pan, pułkowniku, ale to brzmi jak z jakiegoś taniego horroru klasy C – stwierdził Brownie, a inni przytaknęli, uśmiechając się pod nosem. Jedynie Kowalsky zachował powagę.

– Wiem, jak to brzmi, ale to nie wszystko. Kilka godzin później otrzymaliśmy kolejny komunikat. – Sanders ponownie włączył kasetę.

– Udało mi się. Udało się ją zamknąć… Pomogła mi, ale została w tym piekle. Powiedziała, że musi znaleźć klucz, aby dokończyć dzieła. Inaczej on się uwolni, a wraz z nim jego cienie. Kazała mi zostać i pilnować wejścia. Nikt nie może się wydostać. Nikt nie ma prawa wyjść, bo każdy jest skażony ciemnością. Ja też jestem skażony… Jestem niegodny. Jestem niegodny, niegodny…

– Kim jest ta „ona”?

– Podejrzewamy, że chodzi o doktor Sarę Holt – odpowiedział Elenter. – Była jedną z głównych badaczek projektu i nadzorowała jego przebieg. Otrzymaliśmy od niej kilka wiadomości tuż przed zdarzeniem.

– Powie nam pan, jakiej były treści? – Kowalsky zmierzył wzrokiem elfa.

– Podobno szef projektu, profesor Vinetril, zignorował ostrzeżenia doktor Holt. W rezultacie otworzył przejście do innego wymiaru.

– Piekła? – zaśmiał się Sanchez. Widząc poważną minę elfa, szybko spoważniał. – Kurwa, bez żartów.

– Nie od dziś snuje się przypuszczenia, że tak zwane piekło albo niebo, czy ogólnie pojęte zaświaty, to po prostu inna sfera, podobna do naszego wymiaru, ale rządząca się nieco odmiennymi prawami fizyki. Projekt Hades badał tę poszlakę, a baza Cerber była jego kluczową placówką.

– Czy ja dobrze rozumiem? Mamy się naparzać z jebanymi demonami? – Sanchez zrobił duże oczy.

– Można tak to ująć, choć z naszych badań wynika, że to raczej istoty z innego świata podobnego do Ziemi czy Delf. W każdym razie stąd obecność osób wrażliwych na magię w naszym oddziale.

– Moim oddziale – sprostował sierżant Kowalsky.

– Ma się rozumieć. Pańskim oddziale – poprawił się Elenter, a na ustach zagościł mu złośliwy uśmiech.

– Wasze zadanie jest proste – wtrącił się pułkownik, chcąc zamknąć spotkanie. – Macie sprawdzić, co się stało z poprzednią drużyną, uratować ocalałego, który nadał wiadomość, oraz zdobyć informacje o prowadzonych badaniach. Jeśli to możliwe, macie odszukać personel bazy i skierować go do punktu ewakuacji. W razie krytycznego zagrożenia wynosicie się, nie oglądając się za siebie. Gdy będziecie już na zewnątrz, macie zawalić wszystkie wejścia do bazy i zamienić ją w grobowiec.

– Z całym szacunkiem, pułkowniku, ale skoro jest posądzenie, że otworzono tam portal do piekła czy czegoś w tym rodzaju, to czemu zwyczajnie lotnictwo nie zrzuci tam prezentów i nie zapomnimy o sprawie?

– Niestety, Brownie, ale cała placówka mieści się pod ziemią w starej kopalni złota. Walenie bombami z powietrza nic nie da. Co najwyżej zmiecie kilka budynków zewnętrznych, jednak nie będzie pewności, że przejście zostało zapieczętowane. Baza jest co prawda wyposażona w system autodestrukcji, ale w obecnych warunkach trzeba odpalić go ręcznie. Dlatego idziecie. Jeszcze jakieś pytania?

– Gdzie lądujemy? – spytał dowódca.

– Śmigłowce wysadzą was najbliżej, jak się da. Niestety w pobliżu bazy zarejestrowaliśmy anomalię, która zakłóca wszelką elektronikę, dlatego czeka was nieco spaceru.

– Ile dokładnie?

– Jakieś trzy i pół mili, w najgorszym wypadku cztery. Oczywiście zakładając, że anomalia się nie powiększyła.

– Cudownie. Marzyłem o przebieżce po pustyni w grudniu – zakpił Olaf.

– Pakujcie sprzęt i za dwie godziny widzimy się wszyscy na lądowisku. Będę nadzorował operację z centrali. Dostaliśmy też zgodę z samej góry co do wyboru sprzętu na misję, zatem lećcie rozpakować prezenty.

– Gwiazdka przyszła wcześniej w tym roku – zaśmiał się Sanchez.

– Myślałam, że chcesz poczekać z rozpakowaniem prezentu, aż wrócimy.

– O Boże, a ci znów zaczynają – jęknął Brownie, po czym ruszył z resztą drużyny w stronę wyjścia.

– Luc, pozwól na chwilę – rzucił Sanders w stronę sierżanta. Gdy zostali sami, zwrócił się do niego ściszonym głosem: – Słyszałem, co się dzieje w Polsce. Twoi rodzice zdążyli wrócić?

– Na ostatnią chwilę – przyznał Kowalsky. – Już wcześniej chodziły słuchy, co planują władze, ale nikt do końca nie dawał temu wiary.

– Ponoć jest paskudnie.

– Wiem tylko tyle, że doszło do starć z górnikami. Ojciec niemal cały czas wisi na telefonie i próbuje dodzwonić się do brata w Katowicach. W każdym razie jest źle. Proszę się jednak o mnie nie martwić. Wiem, co mam robić.

– To dobrze. Pamiętaj, ty dowodzisz i jeśli uznasz, że gra nie jest warta świeczki, natychmiast się wycofujecie.

– A jeśli turyści będą przeszkadzać?

– Wtedy niech radzą sobie sami.

– Zrozumiałem – odparł Kowalsky i pierwszy raz tego dnia się uśmiechnął.SŁOWO OD AUTORA O WOJNIE SNÓW

Multiwersum Snów zrodziło się w mojej głowie dawno temu, bo jego fundamenty zacząłem budować w latach 1997–2004. Wiele lat zajęło mi porządkowanie, przebudowywanie i modyfikowanie zarówno świata przedstawionego, jak i poszczególnych historii, nim faktycznie poskładałem wszystko w sensowną całość. Można powiedzieć, że udało mi się stworzyć takie moje malutkie MCU, czyli Marvel Cinematic Universe, w którym mogę połączyć wszystkie ulubione gatunki oraz motywy z filmów, komiksów oraz gier. Wiecie, takie spełnienie marzeń starego nerda wychowanego na D&D, Spider-Manie, Batmanie i anime, które leciały na Polsacie i Polonii 1.

Cienie umysłu to czwarta moja książka wydana w ramach projektu Wojen Snów, głównego konfliktu rozgrywającego się w Multiwersum Snów. Jednocześnie książka otwiera ostatni cykl pierwszej fazy. Tak, pierwszej, całość bowiem jest podzielona aż na pięć faz, z czego tylko pierwsze dwie będą naprawdę obszerne, jeśli idzie o liczbę pozycji literackich. Z czasem poszczególne cykle zaczną się zazębiać, prowadząc do czegoś na wzór Avengersów i ich walki z Thanosem. W każdej książce pojawia się jedna lub czasem kilka postaci istotnych dla przebiegu całych Wojen Snów. Bohaterowie ci będą przewijać pomiędzy poszczególnymi seriami i pchać do przodu główną oś fabularną, aż ku wielkiemu finałowi, który wpłynie bezpośrednio na dalsze losy Multiwersum Snów.

Jeśli zatem tak samo jak ja lubicie filmy Marvela, a przy okazji macie ochotę zobaczyć, co by się stało, gdyby połączyć ze sobą D&D z Mass Effectem, Gwiezdnymi wrotami, a całość doprawić sporą dawką mitologii, to jest spora szansa, że zostaniecie w moim multiwersum na dłużej. Jak wspominałem, realizuję swoje nerdowskie marzenie, zatem najpewniej nie stworzę nic nowego czy wybitnego, ani tym bardziej oryginalnego. Jednak nie uważam, że moja literatura jest pozbawiona jakiejkolwiek wartości. Od lat wiele dzieł kultury rozrywkowej potrafi przemycać trudne tematy i robi to w przystępny dla odbiorcy sposób. Mam nadzieję, że mnie ta sztuka również się uda.

Zatem zapraszam Was do poznania bohaterów Multiwersum Snów oraz odkrywania jego sekretów, które ostatecznie doprowadzą do czegoś na kształt Endgame. Spisanie tego wszystkiego zapewne zajmie mi lata, ale lepiej tworzyć coś wolniej i dokładniej, niż niepotrzebnie się spieszyć.

Artur TojzaKSIĄŻKI WCHODZĄCE W SKŁAD PIERWSZEJ FAZY WOJEN SNÓW:

Seria Trzynaste Królestwo

● Zajazd pod Cnotliwą Sekutnicą

● Rajska wyspa

● Wojna Pierworodnych

● Klucze serafinów

Seria Hellspace (cykl 1)

● Piekło kosmosu

● Piekło kosmosu: Opowieści z pogranicza

● Piekło kosmosu: Demony przeszłości

Seria Alicja w Krainie Zbrodni (cykl 1)

● Farreter

● Domek dla lalek

● Lilith

Seria Cienie Snów

● Cienie umysłu

● Psychodelika

● Zakamarki lęków

● Marionetki strachu
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: