Cienka granica - ebook
Ustabilizowane życie Mai zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy dostaje pierwszy anonim. Uruchamia on serię niespodziewanych zdarzeń, a kiedy gra się kończy, już nic nie jest takie samo. Całkowitej zmianie ulega też życie Eweliny, kiedy pewnego lata dla zabawy podpala wrak samochodu po wyjściu z dyskoteki. Jest jeszcze coś, co łączy Maję i Ewelinę – tajemnica sprzed kilkudziesięciu lat. Gdy jedna z kobiet ją pozna, z uporem będzie dążyć do konfrontacji z tą drugą.
Wystarczy jedna niewłaściwa decyzja, żeby doświadczyć na własnej skórze, że niektórym tragediom trudno jest zapobiec, a czasu nie da się cofnąć. Cienka jest granica między niebem a piekłem. Co się stanie, gdy zostanie przekroczona?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368261752 |
| Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MAJA
Pracę zaczynam o siódmej trzydzieści. Jeżeli za moment nie wyjdę z domu, nie zdążę. Spoglądam w lustro, wyjmuję parę kosmyków z koka luźno upiętego na środku głowy, pociągam usta delikatnym błyszczykiem i jestem gotowa.
– Mamuś! Mamuś! Zobacz! – Radosny głos Adama niesie się po całym domu.
Mój trzyletni syn, tupiąc po podłodze bosymi stópkami, zmierza z pokoju dziecięcego do sypialni. W ręce trzyma arkusz papieru, na którym widnieje duża żółta plama. Jego twarz i dłonie są brudne od akwareli.
– Piękne słonko, synku – chwalę dzieło mojego dziecka. – Ale chodź już. Musimy umyć rączki i buzię. Jeżeli spóźnisz się do przedszkola, pani Lidia będzie zawiedziona.
Usta Adama układają się w podkówkę.
– Ale przecież ty się nie spóźnisz, prawda? – dodaję, uśmiechając się pokrzepiająco. – Raz, dwa, trzy, kto w łazience będzie pierwszy?
* * *
Wysoki biurowiec wznosi się nad ziemią niczym strażnik nad swoim terytorium. Góruje nad innymi budynkami. Unoszę wzrok, by spojrzeć w okna. W większości włączone jest światło, co oznacza, że praca wre. A ja znów jestem spóźniona. Wścibskie oczy Zuzki pewnie spoglądają teraz na zegarek, a ona liczy każdą minutę. Jest jak monitoring – rejestruje czas przyjścia i wyjścia. Interesuje ją, co jem na drugie śniadanie, ile minut spędzam w toalecie. Bywa, że mam ochotę ją zrugać, ale dla spokoju odpuszczam – Zuzka jest siostrą szefa...
Wchodzę do biurowca i kieruję się do windy, mijając po drodze stróża. Rzucam krótkie „dzień dobry”, kiedy przechodzę obok, ale on nie zauważa niczego poza stojącą naprzeciwko niego pracownicą jednego z biur. Ewidentnie rozmowa z nią uśpiła jego czujność.
Staję przed drzwiami windy. Kilkakrotnie naciskam przycisk przywołania, jakby miało to cokolwiek zmienić. Elektroniczny wyświetlacz informuje, że dźwig zatrzymuje się na każdym piętrze. Rezygnuję z przejażdżki i wybieram schody. Po pokonaniu trzynastu pięter wpadam do biura zdyszana.
– Cześć. Adam się dzisiaj wyjątkowo guzdrał... – tłumaczę, łapiąc oddech między kolejnymi słowami.
– Już to kiedyś słyszałam – odpowiada Zuzka; nawet nie zerka w moją stronę.
– Zrobię szybko kawę i zabieram się do roboty, okej?
Nie liczę na odpowiedź – wychodzę do kuchni. Przystaję obok ekspresu do kawy. Czekam na cichy dźwięk zwiastujący gotowość napoju. Z radia niosą się dźwięki utworu _All I Want for Christmas Is You_ Mariah Carey. Kilka dni temu zapalaliśmy znicze na grobach, celebrując Wszystkich Świętych, a teraz miejsce świeczek na półkach sklepowych zastąpiły kalendarze adwentowe, mikołaje z czekolady i ozdoby choinkowe. Promocje zachęcają do wcześniejszych zakupów, a ludzie w galeriach kłębią się, jakby jutra miało nie być.
Świat oszalał, myślę i ruszam z parującą kawą. Na moim biurku piętrzy się stos dokumentów. Przesuwam go nieco dalej, by zrobić miejsce dla kubka. Zuzka z krzywym uśmiechem zerka w moją stronę, mrucząc coś niezrozumiałego.
Kiedy siadam w fotelu, dobiega mnie dźwięk dzwonka przy kontuarze. Petent uderza dłonią w przycisk raz po raz. Nerwowo podnoszę się z miejsca i rozlewam kawę na część dokumentów.
– Cholera – bąkam pod nosem, sięgając po chusteczkę.
– Puk, puk. Jest tam ktoś?
– Momencik, zaraz do pana podejdę! – wołam zza biurka.
Wycieram resztki kawy, spod których wyłaniają się beżowe plamy. Zrezygnowana wyrzucam papier do kosza i wychodzę z pokoju.
Przy kontuarze stoi mężczyzna. Nie ma więcej niż czterdzieści lat. Czarne jak smoła włosy okalają twarz, a bystre zielone oczy spoglądają spod wachlarza ciemnych rzęs.
– Dzień dobry, słucham pana. – Staję naprzeciwko.
– Zastałem pana komornika? Mam wyrok, chciałbym...
– Komornik jest na czynnościach w terenie. Pomogę panu. Ma pan klauzulę wykonalności?
– Klauzulę wykonalności? – pyta zaskoczony.
– Klauzula to taki zapis umieszczany w wyroku sądowym. Upoważnia organy egzekucyjne do egzekwowania orzeczenia – wyjaśniam.
Mężczyzna tylko przechyla głowę i zerka na mnie, uśmiechając się z lekka.
– Proszę pokazać wyrok. Zaraz to sprawdzę. – Wyciągam dłoń.
Facet grzebie chwilę w teczce, po czym kładzie przede mną dokument. Sprawdzam orzeczenie pod względem merytorycznym, czy zawiera wszystkie niezbędne elementy. Z wyroku wynika, że stojący przede mną mężczyzna nazywa się Sebastian Kamiński.
– Panie Sebastianie, wszystko w porządku. Będzie mi potrzebny wypełniony przez pana wniosek egzekucyjny.
– Mogę go wypełnić tutaj?
– Jasne.
Wyciągam z tacki formularz, podaję Kamińskiemu i tłumaczę, w jaki sposób uzupełnić poszczególne rubryki.
– W razie potrzeby proszę wołać. – Wskazuję na dzwonek, w który wcześniej tak namiętnie uderzał.
Wracam za biurko i porządkuję papiery. Wypijam resztki zimnej kawy, potem idę z powrotem do petenta. Przeglądam wypełniony wniosek i przybijam na nim pieczątkę z datownikiem.
– W ciągu najbliższych dni otrzyma pan wezwanie do uiszczenia zaliczki na korespondencję i płatne zapytania do urzędów. Są one niezbędne do ustalenia majątku dłużnika – informuję.
Kamiński kiwa głową.
– Ach, zapomniałabym. – Odkładam wniosek na ladę. – Proszę jeszcze wpisać numer telefonu do kontaktu. W razie pytań będziemy dzwonić.
Mężczyzna pochyla się nad formularzem i wpisuje rząd dziewięciu cyfr.
– Mam nadzieję, że uda się wam dopaść drania. – Przesuwa pismo w moją stronę.
– Jeżeli posiada majątek, to z pewnością – odpowiadam, kompletując dokumenty.
– Mogę o coś zapytać? – Opiera się o ladę i przygląda z żywym zaciekawieniem. Jego wzrok kryje w sobie coś niepokojącego.
– Słucham – odpowiadam niepewnie.
– Jak ma pani na imię?
To pytanie mnie zaskakuje. Milknę na chwilę. Wreszcie odzyskuję rezon i odpowiadam oficjalnym tonem:
– Nazywam się Maja Skrzydlewska.
– Maja, ładnie... – wypowiada z rozmarzeniem. – Do zobaczenia, pani Maju. Mam nadzieję wkrótce – mówi i znika za drzwiami kancelarii.
* * *
Biorę do ręki akta jednej ze spraw, do której zabierałam się od jakiegoś czasu. Czekałam na odpowiedni moment. Nie jestem pewna, czy właśnie nadszedł, ale niektórych rzeczy nie można odwlekać w nieskończoność.
Kiedy ślęczę nad sprawą, staje mi przed oczami dłużniczka.
Kilka dni temu w kancelarii stawiła się kobieta, mniej więcej w moim wieku. Jej twarz nosiła ślady ciężkich przeżyć, a z niebieskich oczu wyzierał smutek.
– Moje nazwisko Wilczewska. Chciałabym porozmawiać z komornikiem – powiedziała na wstępie, po czym położyła na ladzie dowód osobisty.
– Szef ma dzisiaj posiedzenie w Izbie Komorniczej. Ale może ja będę mogła jakoś pomóc.
Oczy miała pełne łez. W drżących rękach dzierżyła grubą teczkę. Jej palce nerwowo przesunęły się na sznurek przy krawędzi akt. Po chwili go rozsupłała i na podłogę wysypały się dokumenty. Wyszłam przed ladę i podniosłam plik papierów.
– Proszę powiedzieć, w czym problem? – zapytałam, kiedy wróciłam za kontuar.
– Nie wiem, od czego zacząć... – powiedziała łamiącym się głosem. – Dwa lata temu pochowałam dziecko. Krzyś miał tylko trzy lata, nie zasłużył na śmierć.
– Przykro mi. – Gula ścisnęła moje gardło. Nie tego rodzaju opowieści się spodziewałam.
– Pani jest przykro? Naprawdę? A ja mam iść mieszkać pod most, tak? – Wilczewska położyła przede mną całą dokumentację, która jeszcze przed momentem leżała rozsypana na podłodze. – Kredyt, który wzięliśmy z mężem, nie był przeznaczony na przyjemności. Proszę spojrzeć, mam wszystkie papiery.
Dłużniczka wylała swój żal. Wspomniała dzień, w którym po raz pierwszy jej dziecko trafiło do szpitala z silnym bólem brzucha. Podejrzenia były różne, począwszy od zatrucia pokarmowego, po wyrostek. Zlecono kilka podstawowych badań. Nic z tego nie wynikło. Dopiero gdy Krzyś ponownie wylądował na SOR-ze z krwiomoczem i wysoką gorączką, lekarze pochylili się nad problemem. Badanie USG wykryło guza nerki. Wyniki biopsji były nie do podważenia – zdiagnozowano zaawansowany nowotwór. Taka wiadomość była dla rodziców ciosem. Lekarze już na samym wstępie nie dawali Krzysiowi żadnych szans, zaproponowali hospicjum. Leczenie paliatywne miało przedłużyć życie dziecka o kilka tygodni. Wilczewscy nie dawali za wygraną. Szukali pomocy w Polsce i za jej granicami. Niemiecki profesor o nazwisku Schneider dał im nadzieję. Leczenie było kosztowne. Aby pomóc synowi, Wilczewscy musieli zdobyć sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. Część pieniędzy pożyczyli od rodziny i znajomych. Brakowało im stu tysięcy. Wtedy podjęli decyzję, że zaciągną kredyt w banku. Operacja przebiegła pomyślnie, jednak tydzień później pojawiły się komplikacje. Nerki nie pracowały prawidłowo, a dializy nie dawały żadnych efektów. Po ciężkiej walce dziecko zmarło.
Kiedy Wilczewska kończyła opowieść, jej ciałem wstrząsał nerwowy dreszcz.
– Teraz, po tym, co przeszliśmy, chcecie nas pozbawić dachu nad głową? – Głos dłużniczki drżał jak napięta struna. – Gdzie jest ludzka życzliwość? Gdzie komornik ma serce? Gdzie...
– Pani Joanno – weszłam jej w słowo – proszę mnie posłuchać. Rozumiem panią, mam dziecko w wieku Krzysia. – Zatrzymuję się na chwilę, by przełknąć ślinę. – Ale musi pani coś zrozumieć. To nie komornik wystąpił z pozwem do sądu, tylko bank, który udzielił pani kredytu. Bank jako wierzyciel jest dysponentem tego postępowania. Jeżeli wierzyciel wnosi o egzekucję, komornik musi ją wszcząć, jeżeli wniesie o umorzenie sprawy, komornik ją umorzy. Komornik stanowi rolę pośrednika, mówiąc kolokwialnie, jest tylko pionkiem w tej grze. Rozumie pani?
Skinęła nieznacznie głową.
– Proszę udać się do banku – ciągnęłam. – Być może przychyli się do pani prośby i tymczasowo zawiesi egzekucję z nieruchomości. Zyskacie wtedy czas, by zdobyć pieniądze na spłatę długu.
– To na nic. – Machnęła ręką. – I tak nie mam skąd wziąć tych pieniędzy. Nikt nie pomoże ludziom takim jak my. Niektórzy mają wszystko, inni nic. Wyrzucą nas na zbity pysk. – Przetarła grzbietem dłoni zaczerwienione oczy.
Jej słowa uderzały we mnie. Mam wszystko – kochającego męża, cudownego synka, w garażu nowe BMW, wakacje spędzam, zwiedzając najpiękniejsze miejsca na świecie...
– Majka, jesteś tam? Mówię do ciebie. – Zuzka wyrywa mnie z zadumy. W jej głosie wyczuwam irytację.
– Przepraszam, zamyśliłam się. – Spoglądam na nią nieobecnym wzrokiem. – Próbuję się skupić nad sprawą Wilczewskich. To nie takie proste – dodaję na usprawiedliwienie.
– Gruba sprawa, nie? A już myślałam, że marzysz o tym gościu, który tak się wdzięczył do ciebie. – Śmieje się perliście. – Na marginesie: całkiem przystojny.
Zastanawiam się chwilę, zanim dochodzę do wniosku, że mówi o Kamińskim.
– Daj spokój! – Przewracam oczami.
– Wracając do sedna, pytałam, czy zamawiamy coś do jedzenia. Umieram z głodu, a zapomniałam wziąć drugie śniadanie.
– Co zamawiamy? Chińczyka? Chyba że wolisz kebaba z Zahiru. Jedzenie mają tam niczego sobie. – Odrywam z tablicy korkowej ulotkę i podaję ją Zuzce.
– Tak, kebab z serem – mówi z rozmarzeniem, dotykając palcem jednej z pozycji. – Właśnie tego mi trzeba.
Kieruję się do pokoju chłopaków. Piotrek i Rysiek klikają w klawiatury, nie zauważają mojej obecności. Dopiero machająca przed monitorem dłoń zwraca uwagę jednego z nich. Ale nie, nie są głodni, nie chcą ani chińszczyzny, ani kebaba, ani nic innego.
– Majka, czekaj chwilę! – woła za mną Piotrek, kiedy wychodzę z pokoju. – A zołza?
Spoglądam na niego krzywo.
– To znaczy Zuza. W humorze? – pyta, śmiejąc się między słowami.
Moja „współlokatorka” wszystkim już zalazła za skórę. Jej huśtawka nastrojów potrafi doprowadzić człowieka do szewskiej pasji.
– Chyba dzisiejszej nocy miała dobry seks. – Puszczam oko.
Od chłopaków bije luźna aura. Dzisiaj jest czwartek, dziesiąty listopada. Za kilka godzin zacznie się długi weekend.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------