Co cię zabije - ebook
Co cię zabije - ebook
Ojciec Nasha, chłopaka Penny, został skazany za brutalne morderstwo czworga nastolatków. Wtedy rodzice zmusili dziewczynę do rozstania z ukochanym. Od tamtego strasznego wydarzenia minął rok, ale jej wciąż trudno zapomnieć o byłym chłopaku i o tragedii, która wstrząsnęła dotychczas spokojnym miasteczkiem. Zwłaszcza że wszystko wskazuje na to, że historia może się powtórzyć…
Zbliża się Halloween. To święto zawsze obchodzono tutaj hucznie, ale tym razem zmienia się w prawdziwy horror. Gdy Penny znajduje zakrwawione ciało koleżanki z klasy, demony przeszłości powracają. Wygląda na to, że schwytany przed rokiem zabójca znalazł wiernego naśladowcę.
Penny jest pewna, że to nie przypadek, a jej przyjaciele znowu są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Czy zdoła odkryć tożsamość mordercy i rozszyfrować mroczne tajemnice miasteczka?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67931-29-8 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Sobota 23 października
Jak zapytać swojego chłopaka, co czuje w związku ze zbliżającą się rocznicą zabójstw, których w minione Halloween dokonał jego ojciec?
Swojego _byłego_ chłopaka, bo – rzecz jasna – od tamtego czasu nie wolno mi się z nim spotykać ani rozmawiać.
Nash nie wrócił do szkoły po tym, jak jego ojciec – mężczyzna, który zawsze, gdy do nich przychodziłam, robił mi gorącą czekoladę z górą pianek Marshmallows – zabił pięciu moich rówieśników.
Jackson Whitmore połączył w sobie dwie skrajne osobowości: sympatycznego ojca i pozbawionego skrupułów zabójcy. Dopasowanie do siebie tych dwóch postaci zajęło mi sporo czasu.
To, co zrobił, wciąż prześladuje wszystkich mieszkańców i na każdym kroku coś przypomina nam o tych wydarzeniach. Na głównym placu postawiono pomnik upamiętniający ofiary – to tam znaleziono część z nich. Jest widoczny z każdego miejsca w mieście.
Właśnie na niego patrzę. Przedstawia brązowego feniksa z dużymi skrzydłami skierowanymi w stronę nieba. Pod spodem wygrawerowano pięć imion i nazwisk. Przebiegam palcem po każdym po kolei.
_Mac Johnson_
_Caitlin Howard_
_Kelsie Allen_
_Brodie Edwards_
_Jia Yang_
Nie da się uciec od tego, co zrobił Whitmore. Pamięć o tym została wykuta w kamieniu.
Morderczy szał Jacksona trwał tydzień, ale czasami odnoszę wrażenie, że nigdy się nie skończył. Wiosną burmistrzyni kazała obsadzić całe miasto kwiatami, ale w powietrzu wciąż unosi się zapach śmierci.
Już od kilku tygodni zastanawiam się, co powiedzieć Nashowi. Każda opcja wydaje się potwornie głupia. Nie zdołałam o nim zapomnieć, a im bliżej Halloween, tym częściej o nim myślę.
Po raz ostatni rozmawialiśmy jakieś pięć miesięcy temu, gdy któregoś deszczowego, wiosennego dnia wpadliśmy na siebie przed szkołą. Pędziłam gdzieś spóźniona, a on szedł odebrać zgubioną kurtkę, która właśnie się znalazła.
Powiedzieliśmy sobie, gdzie każde z nas idzie i rozmowa szybko się urwała. Spotkanie było krótkie i _bardzo_ niezręczne. Wciąż pamiętam, że starał się unikać kontaktu wzrokowego, jakby spojrzenie mi w oczy mogło sprawić mu ból. Ja z kolei miałam ogromne wyrzuty sumienia, że odsunęłam się od niego, podobnie jak cała reszta mieszkańców naszego miasteczka.
Niebo pokryły ciemnoszare chmury w kolorze moich oczu. Prawdopodobieństwo deszczu jest równie wysokie jak tego, że zaraz się rozpłaczę. Ostatnio nie radzę sobie z emocjami. To źle, że myślę o Nashu. Moje uczucia do niego powinny zgasnąć w momencie, w którym zerwaliśmy kontakt.
Odchodzę od pomnika i idę do restauracji Gina’s, gdzie umówiłam się z Adi na śniadanie. Wciąż kurczowo trzymam w ręce telefon, na wypadek gdyby przyszedł mi do głowy jakiś dobry tekst. Mijam dwa udekorowane strachy na wróble. Jeden jest przykryty białą płachtą i wygląda jak duch z rozmazanymi czarnymi okręgami zamiast oczu. Drugi ma na sobie zniszczony czarny płaszcz ze szpiczastym kapturem, a jego twarz jest zniekształcona. Ta złowieszcza postać przyprawia mnie o ciarki. Po duchu od razu widać, że zrobiły go dzieciaki z podstawówki. Ten straszniejszy na pewno jest dziełem uczniów ze szkoły średniej.
Kiedy wchodzę do restauracji, wszyscy odwracają się w moją stronę. Kilka osób szepcze coś do siebie. Chyba wciąż nie mogą pogodzić się z widokiem byłej dziewczyny syna mordercy.
Czuję się, jakbym występowała w spektaklu jednej aktorki.
W spektaklu tchórzliwej aktorki, która ignoruje to, co podpowiada jej intuicja i udaje, że zerwanie kontaktu z Nashem było normalną reakcją.
Pochylam lekko głowę i siadam przy pustym stoliku. Gina’s to restauracja w stylu country, w której stoły są przykryte obrusami w czerwono-białą kratę. Przewijam wiadomości w telefonie, żeby nie myśleć o tym, że nagle na ustach wszystkich pojawiło się imię Nash.
Moi rodzice bardzo się ucieszyli, gdy przestałam się z nim widywać, choć tak naprawdę to oni mnie do tego zmusili. A ja chciałam, żeby uwierzyli, że już mi na nim nie zależy. Jest o wiele łatwiej, gdy o niczym nie mają pojęcia. Gdyby dowiedzieli się, że wysłałam do niego wiadomość, zaczęliby świrować. I to na epicką skalę. Ich córka, piątkowa uczennica, która niedługo pójdzie na prestiżową uczelnię, brata się – tak, _właśnie tego_ słowa użył mój tata – z Whitmore’em.
Nie wolno mi nawet myśleć o czymś takim.
Wszyscy członkowie naszej zżytej społeczności, włącznie z moimi najlepszymi przyjaciółmi, uważają, że byłoby najlepiej, gdyby reszta rodziny Whitmore’ów nie wychodziła poza granice swojej dużej posiadłości na przedmieściach.
A przecież Nash i jego siostra Grace nie są winni tego, co w zeszłym roku zrobił Jackson. Jednak z jakiegoś powodu to bez znaczenia. Wszyscy w tym mieście uważają, że na dzieciach mordercy ciąży odpowiedzialność zbiorowa.
Pieprzenie.
Podejrzewam, że mogę być ostatnią osobą, której wciąż zależy na Nashu i Grace.
Nie wolno mi jednak nic z tym zrobić, więc cała ta sytuacja zżera mnie od środka.
Muszę się z nim skontaktować i dać mu do zrozumienia, że nie jest sam, ale nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć.
„No dalej, wymyśl coś…”. Nadchodząca rocznica jest wyzwaniem dla wszystkich, ale tej dwójce jest pewnie dziesięć razy trudniej. Mogę tylko sobie wyobrażać, jak to jest być obwinianym za coś, czego się nie zrobiło.
Stracili wszystko przez to, co zrobił ich tata.
Penny:
wiem że minęło sporo czasu ale wciąż mi na tobie zależy
Usuń.
Nie, to jest beznadziejne.
Penny:
Co u ciebie i grace? Wszyscy was obwiniają ale ja nie.
Usuń.
Penny:
Nie chcę żebyś mnie nienawidził.
Usuń.
Nie dałoby się wymyślić durniejszej wiadomości.
Penny:
Możemy się spotkać?
Usuń. Usuń. Usuń.
To nie powinno być takie trudne! Kiedyś rozmawialiśmy o _wszystkim_. Ciągle wymienialiśmy wiadomości, wysyłając sobie nawzajem długie eseje albo prowadząc rozmowy złożone wyłącznie z GIF–ów, bo czasem nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Jednak wydaje mi się, że w obecnej sytuacji coś takiego byłoby nie na miejscu. _Przykro mi, że twój tata jest mordercą, oto GIF z Tomem Hanksem machającym z łodzi._
No nie wydaje mi się.
Ostatecznie nic nie wysyłam. I co najgorsze, tak jest za każdym razem.
– Hej – mówi moja przyjaciółka Adeline i siada obok mnie. – Wiesz, że Gina ma posypkę do lodów w kształcie małych dyń?
Odkładam telefon na stół ekranem do dołu i staram się ignorować narastającą frustrację. Czuję się, jakbym czekała, aż Nash odpowie na wiadomość, której… nie wysłałam.
– Zamówiłaś nam desery lodowe? – pytam, chociaż nie jestem głodna. Ostatnio zdarza mi się to często.
Nie mogę jeść, bo w brzuchu mam jeden wielki kłębek niepokoju.
Nie mogę spać, bo w brzuchu mam jeden wielki kłębek niepokoju.
Nie mogę się skupić na szkole ani na ćwiczeniu gry na pianinie, bo… wiadomo.
Nigdy jednak nie próbowałam zjeść lodów na śniadanie.
– No pewnie – odpowiada, związując swoje cieniutkie rude loki na czubku głowy.
– Widzę, że poważnie podchodzisz do kwestii deserów.
– Wiem. Zamówiłam podwójne porcje. – Adi milknie na chwilę, żeby mi się lepiej przyjrzeć. – Co się stało? Kiepsko wyglądasz i grasz palcami _Dla Elizy_.
Spoglądam w dół i widzę, że rzeczywiście nerwowo pukam w obudowę telefonu. Zaciskam palce w pięść.
– Nic mi nie jest. Po prostu ćwiczę, gdy tylko mam okazję.
Zazwyczaj potrafię wmówić ludziom każdą bzdurę. Wystarczy powiedzieć kłamstwo w przekonujący sposób, ale tym razem mój najbardziej przydatny talent mi nie pomaga. Poza tym nie gram na pianinie już od jakiegoś czasu.
Adi unosi brwi i patrzy na mnie podejrzliwie swoimi jasnozielonymi oczami, po czym opada plecami na ścianę z ciemnego drewna. Dobrze wiem, co oznacza ta postawa: nie zamierza mi odpuścić.
Wie, że ją okłamuję i nie chce marnować czasu na udawanie.
– Myślałam o nim – wzdycham.
Nie muszę podawać imienia, żeby Adi się domyśliła, o kogo mi chodzi. Ostatnio tylko tak o nim mówię.
_On_ to Nash.
_Ona_ to Grace.
_Ten człowiek_ to Jackson.
Jak gdyby wypowiedzenie ich imion na głos miało sprawić, że wypuszczą Jacksona z więzienia, żeby znów mógł zabijać.
– Nie rób sobie tego, Pen – ostrzega mnie przyjaciółka.
Czuję silne ukłucie w sercu. Nie na taką reakcję liczyłam, ale skłamałabym mówiąc, że jestem zaskoczona. W tej kwestii zawsze miałyśmy odmienne zdanie. To jedyna sprawa, w której nie mogę liczyć na wsparcie Adi.
– To nie była jego wina.
– Zgadzam się, ale wasz związek prawdopodobnie i tak był bez szans. Niedługo idziesz do Julliard, a Nash prędzej padłby trupem niż przeprowadził się do dużego miasta, nawet na obrzeża. To nie mogło się udać.
Ale to nie znaczy, że od razu powinnam zerwać z nim kontakt. Poza tym nie wiem, czy dostanę się do Julliard – teraz już nie – ani nawet, czy w ogóle chcę zostać zawodową muzyczką. W zeszłym roku odpuściłam sobie granie na pianinie, ale jeszcze nie jestem gotowa się do tego przyznać na głos. Moi rodzice nie będą zadowoleni.
– Za kogo chcesz się przebrać? – pytam.
– Widzę, że próbujesz zmienić temat. I to niezbyt subtelnie. Jeszcze nie wiem. Zobaczę, co dostanę w Party Town. A ty wciąż zamierzasz być gnijącą panną młodą?
– Chyba tak – odpowiadam. W życiu jej nie zdradzę, że w tym roku Nash miał przebrać się za gnijącego pana młodego.
W ostatnie Halloween byliśmy parą już od roku i zdążyliśmy wybrać sobie kostiumy… Ale żadne z nas ich nie założyło, bo policja zabroniła zbierać cukierki po domach i aresztowała tatę Nasha. Chcieliśmy się przebrać za więźniów.
Co za ironia.
Teraz jedynym więźniem jest Jackson Whitmore. W sumie Nash i Grace również, jeśli wziąć pod uwagę ostracyzm miasta i ich domową izolację. Ja biorę.
– Penny, spróbuj o nim nie myśleć – prosi mnie łagodnie Adi.
Łatwo jej mówić. Nash był jej kolegą, ale szybko przestała go odwiedzać, podobnie jak Zayn i Omar, czyli reszta naszej paczki.
– Chcę do niego napisać.
– To jest dokładne przeciwieństwo tego, o czym przed chwilą mówiłam.
– Nie mogę tak po prostu wyciszyć swoich myśli. Sama zauważyłaś, że niedługo jest rocznica. Pomyśl, jak on musi się teraz czuć!
Adi wzrusza ramionami.
– To już nie jest twoja sprawa.
Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Chciałabym, żeby Adi była po mojej stronie. Zazwyczaj jest, ale ona lubi tylko te dramy, które jej nie dotyczą.
Jemy lody razem. Adi pochłania swoją porcję, a ja moją powoli skubię łyżeczką. Po śniadaniu idziemy do Party Town. Zaraz otworzą sklep. Nasze miasteczko zawsze ożywa podczas świąt, a Halloween jest najważniejsze ze wszystkich.
Dynie, pająki, duchy i nietoperze ozdabiają wszystkie sklepowe drzwi i witryny. Małe dzieci biegają w kostiumach po ulicy, mimo że Halloween wypada dopiero w przyszły weekend. Tak naprawdę chodzą poprzebierane już od dwóch tygodni.
Pamiętam, że gdy byłam młodsza, nosiłam halloweenowe kostiumy od pierwszych dni października. Uwielbiałam okres przygotowań, kupowania strojów i ozdabiania domu. Razem z mamą zawsze malowałyśmy sobie różne przerażające motywy na paznokciach. Najbardziej podobały mi się białe duchy na czarnym tle, a mamie małe pomarańczowe dynie na białym.
Wtedy to było moje ulubione święto.
Mijamy grupkę osób, które próbują wyjąć jabłka z wody bez użycia rąk, chyba w ramach jakiejś akcji charytatywnej. Burmistrzyni, przebrana za Cruellę de Mon, wkłada jasnozielone owoce do kolejnych wiader.
Gdy patrzę na świętujących ludzi, nie mogę uwierzyć, że zaledwie rok temu nasze miasteczko przeżyło prawdziwy koszmar. Jackson zawsze był typem samotnika, w przeciwieństwie do Nasha i Grace, bardzo popularnych w szkole. Zamiast uprawiać ziemię, wolał składować na niej złom. Był bardzo zamknięty w sobie.
W mieście zjawiał się rzadko, zwykle na zakupy albo gdy miał sprawy do załatwienia. Moi rodzice nie byli zadowoleni, gdy jeździłam do Nasha, bo tak naprawdę nigdy nie poznali jego ojca. Ale Jackson zawsze był dla mnie miły i nie ma nic złego w tym, że ktoś ceni sobie prywatność.
Dopóki nie zacznie mordować dzieci.
Nash powiedział, że jego tata był szczęśliwy i miał przyjaciół, którzy mieszkali daleko stąd.
Nigdy ich nie widziałam i nie wiem, jak mógł być szczęśliwy, skoro ciągle był sam. Pomimo tego zawsze witał mnie uśmiechem i kubkiem gorącej czekolady. Czasami prowadziliśmy luźne rozmowy i zachęcał mnie, żebym poszła do Julliard.
Ponownie mijam feniksa. Nie chcę, żeby Adi wróciła do tematu Nasha, więc tym razem spuszczam wzrok.
Tuż za pomnikiem znajduje się sklep spożywczy z żółtej cegły, przed którym jest stoisko z gazetami.
Nagłówek na pierwszej stronie dzisiejszej gazety przypomina: ROCZNICA PIERWSZEGO Z SERII BRUTALNYCH MORDERSTW W HALLOWEEN.
Adi bierze mnie pod rękę.
– Wiem, że bardzo przeżyłaś sprawę Nasha – mówi, gdy zauważa, że ukradkiem zerkam na pomnik.
Wszyscy moi znajomi w odniesieniu do tamtych morderstw używają określenia „sprawa Nasha”. Mam ochotę krzyczeć na nich, że to była „sprawa Jacksona”, ale zawsze, gdy zwracam na to uwagę, źle to się kończy.
Zginęli nasi rówieśnicy i tylko to się liczy.
Nash i Grace są przypadkowymi ofiarami tamtych wydarzeń.
_Do dupy_.
– Dlaczego nagle cię to obchodzi? Pół godziny temu radziłaś mi, żebym o nim zapomniała.
Marudzę jak pięciolatka.
– Bo _powinnaś_ to zrobić. Ja tylko staram się być dobrą przyjaciółką. Przepraszam, że tak szorstko cię potraktowałam. Jeśli tego potrzebujesz, możemy o nim porozmawiać.
– Skąd taka nagła zmiana?
– Bo widzę, że jesteś smutna.
Super, czyli wystarczy na mnie spojrzeć, żeby zauważyć, jak się czuję. Nie zliczę, ile razy słyszałam za plecami szepty: „Ona jest dziewczyną Nasha”, od kiedy Jackson został aresztowany.
– Penny? – pyta Adi i lekko mnie szturcha.
– Nic mi nie jest.
– Świetnie, w takim razie możesz zacząć znów chodzić na randki – Adi uśmiecha się figlarnie, sugerując, że blefuję.
Nie, dzięki.
– W Party Town nie ma dużo klientów – zauważam. – Myślę, że szybko sobie coś znajdziemy.
– Kolejny unik.
Ignoruję ją i sięgam do drzwi pokrytych łuszczącą się bladoniebieską farbą. Na szybie jak wieniec wisi coś, co wygląda na gargulca.
– Zamknięte.
Adi zagląda przez okno.
– Nie jesteśmy za wcześnie, to pani Vanderford się spóźnia.
Opieram się o ceglaną ścianę między duchami i szkieletami i czekam.
– Pewnie Karter znowu coś odwalił.
Syn właścicielki sklepu, z którym mam trzy wspólne lekcje, często znęca się nad innymi uczniami. Zawsze chodzi wściekły, wszczyna bójki i próbuje wszystkimi rządzić. Gdy byli w pierwszej klasie, Adi spotykała się z nim przez moment, ale szybko zrozumiała, że to dupek.
– Czekajcie, już idę! – woła pani Vanderford z drugiej strony ulicy.
Dołącza do nas kilka osób, które również czekają na otwarcie sklepu. Jest wśród nich Mae, dziewczyna z naszej szkoły, grupka jej koleżanek, a także kilkoro młodszych dzieci.
– Bardzo was wszystkich przepraszam. – Właścicielka sklepu otwiera drzwi i ciężko dyszy. – Miałam problemy z samochodem. Wchodźcie do środka.
Przeczesujemy wzrokiem asortyment. Pani Vanderford mamrocze pod nosem, że Karter znów zapomniał włączyć alarm poprzedniego dnia.
Kątem oka widzę, że kobieta kręci głową, narzekając na nieodpowiedzialnego syna. Nie trzeba było mu ufać. Ja nie oddałabym mu pod opiekę nawet jajka.
Na wszystkich ścianach i stojakach wiszą kostiumy. W długiej alejce można znaleźć dekoracje. Pani Vanderford wchodzi za ladę, a chwilę później z głośników dobiegają przerażające dźwięki organów.
Z sufitu zwisają pajęczyny z czarnymi plastikowymi pająkami.
Adi prowadzi nas w głąb sklepu. Stajemy po dwóch stronach jednego stojaka.
Zaczynamy od środka, gdzie wiszą wszystkie najlepsze kostiumy. Jestem pewna, że znajdę tam falbaniaste suknie dla gnijących panien młodych.
Nagle podchodzi do mnie Mae.
– Cześć, Penny.
– Cześć. Czego szukasz?
– W tym roku chcemy się przebrać za cheerleaderki w zakrwawionych strojach – wyjaśnia i przewraca oczami. – To nie mój pomysł, ale na pewno będzie super.
– Fajnie. A właśnie, potrzebujesz moich notatek z geografii?
– O, tak! Przyniesiesz mi je do szkoły w poniedziałek?
– Jasne.
Mae macha do mnie raz jeszcze, po czym wraca do swojej grupki. Jedna z dziewczyn trzyma w ręku niebieski strój cheerleaderki, a druga wybrała czerwony.
Zaraz zacznie się kłótnia.
Marszczę nos i odzywam się do Adi, która wciąż stoi po drugiej stronie stojaka.
– Czujesz ten dziwny zapach?
– To pewnie stamtąd – odpowiada i wskazuje panią Vanderford, która ze skrzywioną miną wyrzuca do śmieci pudełko po jedzeniu na wynos.
Domyślam się, że to był obiad Kartera.
– Ej, mam coś niezłego. Połączenie czerni i bieli – mówi Adi i podnosi kostium do góry, ale niewiele widzę.
Stoję dokładnie pośrodku alejki, która ciągnie się prawie przez cały sklep. Rozsuwam ubrania na stojaku – tak będzie szybciej, niż iść dookoła.
Stawiam krok, a wtedy moja stopa uderza w coś twardego.
– Auć. Czekaj – mamroczę do Adi i spoglądam w dół.
Pierwszą rzeczą, którą dostrzegam, jest ręka. Mózg stara się z całej siły mnie przekonać, że ramię należy do jakiegoś manekina.
Ale to nieprawda. Wiem to, bo widzę czerwoną plamę krwi na białej koszuli.
Odskakuję z krzykiem i zakrywam usta dłonią.
– Penny, o co chodzi? – Głos Adi dobiega z dala, jakby dzieliło nas kilka kilometrów.
Robię krok do tyłu i prawie potykam się o własne nogi. W końcu opieram się o ścianę i zsuwam się powoli na podłogę. Nie mogę oderwać wzroku od ciała, które leży przede mną. Nie jestem w stanie nawet mrugnąć.
Pani Vanderford podbiega do mnie razem z jeszcze jednym pracownikiem sklepu, a inni klienci wyciągają szyje, żeby sprawdzić, czemu ta histeryczka zaczęła nagle wrzeszczeć.
Zatykam usta pięścią, żeby nie zwymiotować i dostrzegam martwe oczy człowieka skierowane w nicość. Rozpoznaję go – to Noah, chłopak z naszej klasy.
Adi krzyczy i podaje mi rękę, żebym wstała.
– O Boże! Co tu się… Czy on _nie żyje_?
Przez dzwonienie w uszach ledwo słyszę jej głos.
Tak, on _naprawdę_ nie żyje. Cała jego koszula jest zakrwawiona, a teraz dostrzegam również kilka ciemniejszych plam. I ten zapach. Dochodził stąd, a z nie pojemnika z resztkami obiadu Kartera.
Wygląda na to, że Noah został zadźgany.
– Przestań się gapić, Penny! – strofuje mnie Adi i pomaga mi wstać. Moje nogi drżą, jakby nie były w stanie utrzymać ciężaru ciała.
– Proszę opuścić sklep – nakazuje pani Vanderford głosem, który z powodu szoku brzmi mechanicznie. – No dalej, wychodzimy. Karen, zadzwoń… Zadzwoń na policję.
Adi i ja niepewnym krokiem zmierzamy do wyjścia. Oszołomiona wychodzę na rześkie jesienne powietrze. Robię głęboki wdech i zauważam, że ręce mi się trzęsą. Patrzę na feniksa na placu i próbuję zrozumieć, co właśnie zobaczyłam.
– To znów się zaczęło – szepcze Adi i przytula się do mnie.
Mrugam kilka razy i wsłuchuję się w rytmiczne pulsowanie w uszach. Ciągle nie dociera do mnie, co się dzieje wokół. Przed sklepem zgromadził się niewielki tłum, a ludzie szepczą do siebie z niedowierzaniem.
Mae i jej koleżanki mają ślady łez na policzkach. Pewnie też zobaczyły _zwłoki_, gdy wychodziły ze sklepu.
– Penny! – woła Adi i szarpie mnie za ramię. – Wróć na ziemię!
Kręcę głową, odwracam się do niej i mamroczę:
– C–co?
– Zaczęło się. Kolejna seria morderstw.
– Nie. – Robię głęboki oddech i prostuję się – Nie. Jackson siedzi w _federalnym_ więzieniu w Pensylwanii, gdzie odbywa karę dożywocia. Dzielą nas od niego całe dwa stany – dodaję.
– No tak… Ale jego dzieci tu zostały.
Wyszarpuję się jej. Marzę o tym, żeby pójść gdzieś, gdzie będę daleko od Adi i całej reszty. Patrzę na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
– Nash tego nie zrobił.
Próbuję wciągnąć w płuca więcej tlenu, ale one stawiają opór. Czuję się kompletnie bezsilna.
Adi nie odpowiada, tylko odsuwa się ode mnie i podchodzi do grupki Mae, która wciąż stoi przed sklepem.
Nie wierzę, że Nash byłby w stanie kogokolwiek skrzywdzić.
To nie może być on.
W _niczym_ nie przypomina swojego taty.
Nie zrobiłby tego.
Odwracam się, żeby jak najbardziej oddalić się od Adi i jej bezsensownych insynuacji. To wtedy go dostrzegam. Stoi między księgarnią a apteką, przodem do Party Town, i patrzy prosto na mnie.
Nash.ROZDZIAŁ 2
2
Gdy nawiązujemy kontakt wzrokowy, moje serce na chwilę przestaje bić. Chociaż stoję po drugiej stronie ulicy, dostrzegam znajomy, udręczony wyraz twarzy. Zanim zaczęliśmy się spotykać, byliśmy przyjaciółmi. Znam go od przedszkola. A teraz dzieli nas ogromny dystans i wcale nie mam na myśli fizycznej odległości.
Co on tu robi? _Nie może_ tu być.
Nash kręci głową, co sprawia, że jego ciemnobrązowa czupryna się rozwiewa. Po chwili się odwraca się i znika w cieniu. Zaciskam palce w pięści. Tak bardzo chciałabym za nim pobiec.
Gdyby zobaczył go ktokolwiek inny, Nash już siedziałby w radiowozie.
Przed sklepem zatrzymują się z piskiem opon dwa policyjne samochody. Są tak głośne, że aż podskakuję. Niebieskie światła odbijają się od witryny sklepu i duchy, które wiszą na szybie, zaczynają lśnić.
Tym razem już się nie waham, żeby napisać do Nasha. Wreszcie mam mu do powiedzenia coś, co nie ma nic wspólnego z tym, że za nim tęsknię albo jak bardzo jest mi przykro z powodu naszej rozłąki. Wyciągam telefon z kieszeni i wysyłam mu wiadomość, zanim zdążę przekonać samą siebie, że to zły pomysł.
Penny:
nic ci nie jest?
Na pewno się martwi. W zeszłym miesiącu ktoś zbił szybę w sklepie spożywczym i wszyscy uznali, że to musiał być Nash, pomimo braku jakichkolwiek dowodów oraz faktu, że niedaleko widziano Kartera.
Pewnie teraz o tym myśli.
Podejrzewam, że się boi. Wie, że jedyną osobą, która stoi po jego stronie, jest jego siostra. Są we dwoje przeciwko całemu miasteczku. Niezbyt korzystny rozkład sił.
– Penny, policjanci chcą z nami porozmawiać. – Adi przerywa tok moich myśli i ciągnie mnie z powrotem do zwłok podrzuconych w Party Town.
– Dobra – odpowiadam. Po raz ostatni spoglądam w puste miejsce, w którym przed chwilą stał Nash.
Policjanci stoją przed sklepem. Przepytują oddzielnie Adi i mnie. Nie mam im zbyt wiele do powiedzenia. Tylko to, że przypadkowo kopnęłam ciało, kiedy je znalazłam. I że to był najgorszy moment w moim życiu.
Według policjanta fakt, że to ja znalazłam Noah, jest trochę podejrzany. Ale przecież gdybym nie natknęła się na jego zwłoki, zrobiłby to ktoś inny.
Mam wrażenie, że po tym argumencie policjant łagodnieje, ale tylko trochę. Wciąż patrzy na mnie tak, jakby zamierzał trzykrotnie podkreślić moje imię w swoich notatkach, a po powrocie na komisariat zawiesić na tablicy podejrzanych moje zdjęcie. Ale może wpadam w paranoję i doszukuję się czegoś, czego nie ma.
Rodzice zdążyli już do mnie zadzwonić. Mają spotkania kilka godzin drogi stąd, więc szybko nie wrócą. Nigdy nie cieszyłam się tak bardzo, że są poza miastem.
Nie potrzebuję ich przesadnej troski. Na milion sposobów próbuję im wytłumaczyć, że nic mi nie jest. Nie chcą, żebym wracała do domu sama, więc obiecuję, że pójdę do Adi i zostanę u niej aż do ich powrotu.
Oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru tego robić.
Gdy tylko uda mi się zgubić Adi, pójdę prosto na farmę Nasha.
– Jejku, to takie surrealistyczne – mówi moja przyjaciółka. Mama mocno ją obejmuje, jakby ciało Noah miało ją zaraz zaatakować i zjeść jej mózg.
– To prawda. Jak się czujesz? – pytam. Próbuję zachować spokój, ale jestem niespokojna, podenerwowana i desperacko pragnę uciec z tego miejsca.
– W porządku. W końcu to nie ja znalazłam…
Macham ręką i przenoszę ciężar ciała z jednej stopy na drugą.
– To było straszne, ale nic mi nie jest. Jak tylko nas stąd wypuszczą, pójdę do domu i wezmę prysznic.
I to akurat jest coś, co _naprawdę_ chcę zrobić.
– Rozmawiałam z funkcjonariuszem Grayem. Powiedział, że możemy iść. Możliwe, że będą chcieli jeszcze o coś zapytać, ale znają nasze adresy – mówi mama Adi. – Przyjdziesz do nas, Penny?
– Chyba tak. – Muszę, bo obiecałam to rodzicom. – Ale najpierw wrócę do domu, wezmę prysznic i przebiorę się. Będę u was za godzinę.
Wszystko zajmie najwyżej dwadzieścia minut. Zostanie mi jeszcze mnóstwo czasu, żeby zobaczyć się z Nashem.
– Dobrze, kochanie. Adi, idziemy. Nie chcę, żebyś włóczyła się po mieście.
Adi przewraca oczami w reakcji na sposób, w jaki jej mama wypowiedziała słowo „włóczyła”.
Pomimo tego dobrze wiem, że zeszłoroczne morderstwa i dzisiejszy trup nieźle ją wystraszyły.
Wszyscy się boimy.
Wsiadam do starego jeepa, którego dostałam od dziadka, i jadę do domu. Nash mieszka po drugiej stronie miasta, ale gdyby Adi zobaczyła, że skręciłam w lewo, zastanawiałaby się, dokąd jadę. A właściwie… _doskonale_ zdawałaby sobie sprawę, dokąd.
Dlatego zamierzam pojechać okrężną drogą.
Wyjeżdżam z centrum miasta. Już po chwili mijam ostatnie sklepy i znajduję się pomiędzy domami. Jadę dalej, w stronę pobliskich farm i pól kukurydzy. Przez kilometr wlekę się za traktorem i w końcu skręcam na długą drogę gruntową.
Dobrze znam wyboistą trasę, która prowadzi na farmę. Jechałam nią wiele razy, żeby obejrzeć z Nashem film albo przejechać się z nim quadem po polach. Po lewej znajduje się złomowisko, które wciąż jest odgrodzone policyjną taśmą. Nie wiem, co Nash i Grace planują zrobić z farmą, ale gdyby postanowili ponownie otworzyć składowisko złomu, raczej nie mogliby liczyć na wsparcie mieszkańców.
Za moim autem ciągnie się chmura dymu, więc będą wiedzieli, że ktoś przyjechał. Jestem świadoma, że Grace nie może na mnie patrzeć. Ostatnio, gdy rozmawiałam z Nashem przez telefon, siedziała obok niego i namawiała go, żeby się rozłączył. Twierdziła, że jestem wredna i nielojalna.
_Nielojalna_.
A ja swoim zachowaniem pokazałam, że ma rację.
Parkuję przed dużym czerwonym domem i wysiadam z samochodu. Wszystkie rośliny, które rosły na froncie, zwiędły. Jackson był zapalonym ogrodnikiem.
Jak można przejść od podlewania słoneczników do rzucania się z nożem na licealistów?
Zamykam auto i podchodzę do drzwi wejściowych. Na drewnie widać plamy błota, którego najwyraźniej nikomu nie chciało się zmyć. Nerwowo zaciskam dłonie i modlę się, żeby drzwi otworzył Nash, a nie Grace.
Powinna już studiować, ale ludzie plotkują, że przez to, co zrobił jej ojciec, nigdzie się nie dostała.
Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Inna możliwość jest taka, że Grace nie chciała zostawić Nasha samego. W to akurat wierzę.
Dzieli ich tylko rok. Zawsze byli blisko. Pięć lat temu, gdy zmarła ich mama, Grace przejęła część jej obowiązków. Przez pewien czas była dla mnie jak siostra. Zawsze się o wszystkich troszczy i jest bardzo ufna. Chyba że ktoś sprawi jej zawód.
Naciskam dzwonek, ale nic nie słychać, więc pukam i czekam.
Wiem, że ktoś jest domu – słyszę trzaśnięcie drzwiami i jakieś szuranie po podłodze. Może Nash zobaczył, że to ja, więc postanowił się ukryć i w pośpiechu przewrócił krzesło, na którym siedział.
Nie miałabym mu tego za złe.
Sekundę później drzwi otwierają się, a na progu staje Nash. Patrzy na mnie ze spuszczoną głową.
Ręce ma skrzyżowane na piersiach. Jest o wiele bardziej umięśniony niż kiedyś, jakby cały wolny czas spędzał w domowej siłowni ojca.
Jestem zażenowana tym, jak trudno jest mi sformułować jakieś zdanie. W jego ciemnoniebieskich oczach z jaśniejszymi plamkami, które przypominają konstelacje, widać tylko złość.
A nawet _wielką_ złość.
Przeczesuje włosy dłońmi i wypuszcza powietrze.
– Czego chcesz, Penny?
Dlaczego czuję się tak samo głupia i oszołomiona jak wtedy, gdy byłam w nim zakochana? Gdybym potrafiła zmusić się do tego, żeby przestać go lubić, już dawno bym to zrobiła. Tęsknota za kimś, od kogo musisz trzymać się z daleka, to okropne uczucie.
– Chyba… widziałam cię w mieście?
– Brawo. Byłem w mieście. A teraz powiedz, _czego chcesz_.
– Noah nie żyje – szepczę.
– Kim, do cholery, jest Noah? – pyta Nash wyzywająco. Jego spojrzenie jest chłodne i widzę, że mięśnie jego szczęki się napinają. Czeka, aż go obwinię. Dobrze wie, kim jest Noah.
– Chodzi z nami do szkoły.
„Ty też powinieneś być z nami w szkole, ale przeszedłeś na lekcje online”.
Żaden z nauczycieli nie chce nam powiedzieć, co u niego. Najwyraźniej szanują jego prywatność. Dlatego o niczym nie wiem i jest mi z tym bardzo źle. Pozostaje mi wyobraźnia, która uwielbia tworzyć negatywne wizje.
Nash wzrusza ramionami. Wciąż trzyma klamkę tak mocno, że opalona skóra na jego knykciach robi się o dwa odcienie jaśniejsza.
– Był w drużynie futbolowej – przypominam mu. „Razem z tobą”.
– No tak. Czyli stąd to zamieszanie w mieście. Dlaczego mi to mówisz?
W tej chwili już nie jestem pewna. Może nie powinnam była przyjeżdżać, ale musiałam to zrobić.
– Nie wiem. Chyba pomyślałam, że… tak trzeba. Przepraszam, to był błąd. Nie powinno mnie tu być.
Próbuję się odwrócić, ale Nash robi krok do przodu i zagradza mi drogę.
– W takim razie dlaczego przyjechałaś? Czemu teraz? Myślisz, że mam z tym coś wspólnego? Mój ojciec zabijał ludzi z zimną krwią, więc ja też muszę być mordercą? Tak?
– Nie.
Nash unosi jedną brew. Naciska mnie, podpuszcza. Jakby chciał, żebym potwierdziła jego słowa i w ten sposób przyznała, że jestem tak samo zaściankowa jak cała reszta naszego miasta.
– Nie?
– Gdybym uważała, że jesteś zabójcą, to chyba nie byłoby mnie tutaj, prawda?
– Gdybym zaczął mordować ludzi, akurat ciebie musiałbym oszczędzić, bo od razu by mnie złapali.
Auć.
– To jest jedyny powód, dla którego byś mnie nie zabił?
„Dlaczego, do cholery, zadajesz mu takie pytanie?”.
– Zapomnij. – Podnoszę rękę, zanim zdąży odpowiedzieć. – Już sobie idę.
– Prosto na policję, żeby zrelacjonować im naszą rozmowę o tym, kogo bym zabił?
– Naprawdę takie masz o mnie zdanie?
Nash patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, jakbym powiedziała coś niewiarygodnie niedorzecznego, choć to on głupio się zachowuje. Z jednej strony chcę być dla niego miła, ale z drugiej mam ochotę czymś go porządnie trzepnąć.
Rozumiem, że jest zły, ale przynajmniej ze mną rozmawia.
– To skomplikowane – odpowiadam na pytanie, którego nie zadał. – I tak nie zamierzałam tu zostać, ale co innego mogłam zrobić?
– No tak, bo tutaj chodzi tylko o ciebie.
– Wcale nie twierdzę, że…
– Masz rację – przerywa mi w pół słowa. – Powinnaś pójść. Grace wścieknie się, jeśli zejdzie na dół i cię zobaczy.
Gryzę się w język, żeby nie zapytać, co u niej. Mam przeczucie, że nie chcę znać odpowiedzi.
– Fajna ciężarówka. – Wskazuję na czerwonego chevroleta na podjeździe.
– Nie moja.
W takim razie musi należeć do Grace, ponieważ nie widzę jej starego samochodu, a czarna ciężarówka jej brata stoi w otwartej stodole.
Nash odprowadza mnie do auta i przygląda się, gdy otwieram drzwi.
– Przepraszam, że tu przyjechałam – rzucam przez ramię. – Ale naprawdę za tobą tęsknię i strasznie mi z tym źle. Naprawdę strasznie.
Zaraz potem wsiadam do samochodu.
Dlatego tu przyjechałam. Zawsze był moją ostoją, nawet zanim zostaliśmy parą. Wiem, że cierpi i chcę mu jakoś pomóc. Boję się, że ktoś wpadł na pomysł powtórzenia czynów jego taty. Nie wiem, jak to może się skończyć dla Nasha.
Patrzę na niego w lusterku wstecznym. Jego spojrzenie jest puste. Nie mam pojęcia, o czym teraz myśli.ROZDZIAŁ 3
3
Rodzice zadzwonili do mnie, zanim wzięłam prysznic. Skoro za chwilę i tak miałam pojechać do Adi, powiedziałam im, że już tam jestem. Niczego nie podejrzewają.
Teraz siedzę razem z nią w jej pomalowanym na fioletowo pokoju. Włączyła delikatne światełka rozwieszone na całym suficie i zapaliła świecę o zapachu wiśni.
Bierze do ręki włochaty różowy długopis i bazgrze coś w notatniku.
Zerkam na nagłówek: PODEJRZANI.
– Adi…
– Ile minęło, zanim policja aresztowała Jacksona w zeszłym roku? – przerywa mi pytaniem.
– Pracowali nad tą sprawą przez prawie tydzień, ale agenci FBI aresztowali go na drugi dzień po przyjeździe do miasta. Odłóż ten notatnik, Nancy Drew.
Adi już wie. Wszyscy wiedzą.
Czy tym razem FBI znów włączy się do śledztwa? Pamiętam ich przybycie rok temu. Wszyscy powariowali, to był kompletny cyrk. Nigdy nie widziałam tylu ludzi na ulicach. Każdy chciał zobaczyć ich w pracy. Niektórzy się cieszyli, że FBI przyjechało nam pomóc, ale według innych nasza policja też w końcu dopadłaby zabójcę.
Może i tak, ale przecież nie mogli ryzykować życiem kolejnych nastolatków.
– Wiem, ale czy daliby radę go złapać, gdyby nie znaleźli jego włosa? Naprawdę liczymy, że nowy morderca popełni podobny błąd?
Podnoszę rękę.
– Mam pytanie.
– Przestań, Pen. To się znowu dzieje. Przecież to oczywiste.
– Naprawdę?
– Pewnie.
– Doskonały argument. Powinnaś dołączyć do kółka dyskusyjnego w naszej szkole.
– Co innego mamy do roboty przez cały weekend? Za tydzień jest Halloween. Rok temu było tak identycznie. To dokładnie ta sama pora, nie możesz zaprzeczyć.
To prawda, nie mogę.
Żałuję, że nie przychodzi mi do głowy żadna celna riposta. Powód jest prosty: Adi ma całkowitą rację. Pora jest identyczna. Możemy tylko mieć nadzieję, że policja znajdzie sprawcę, kimkolwiek on jest, zanim skopiuje następne morderstwo. W zeszłym roku w tygodniu poprzedzającym Halloween zginęły dwie osoby; później było podwójne morderstwo w noc diabła¹ i wreszcie morderca został aresztowany bladym świtem w samo Halloween.
Nash zadzwonił do mnie tego dnia o szóstej rano i spanikowany powiedział mi, że agenci FBI wyważyli drzwi do jego domu i aresztowali tatę. Prosiłam, żeby się nie martwił, mówiłam, że to musi być pomyłka, a Jackson szybko wróci do domu.
Adi włącza staroświecki radioodbiornik i razem słuchamy relacji nadawanej na żywo przez lokalną stację. Do rozgłośni ciągle dzwonią ludzie, którzy chcą się wypowiedzieć. To absolutnie w niczym nie pomaga i tylko wzmaga strach i nienawiść. Cieszę się, że Adi nie lubi oglądać telewizji, bo nie mam ochoty patrzeć na twarze znajomych osób, które udzielają wywiadów na ulicy.
Nie muszę długo czekać, aż pojawią się sugestie na temat Nasha i Grace. Ludzie nie mówią o nich po imieniu, tylko wygłaszają niezbyt subtelne uwagi w stylu „przecież wiadomo, że on ma dzieci”. Zaczynam przez nie kipieć ze złości.
Adi wyczuwa moje zdenerwowanie, więc nawet nie sugeruje, że to może być ich sprawka. Jednak ja dobrze wiem, co myśli. Ustawiła notatnik pod takim kątem, żebym nie mogła zobaczyć jej zapisków.
Pewnie zgadza się z słuchaczami radia, bo unosi brwi za każdym razem, gdy ktoś mówi, że policja powinna pojechać na farmę.
Zapomniała już o swojej przyjaźni z Nashem? To ona zachęciła go, żeby zaprosił mnie na randkę i pomagała mu wybrać prezent urodzinowy dla mnie.
Mam ochotę porządnie nią potrząsnąć.
Obie przeglądamy telefony przy dźwiękach radia. Adi przeskakuje między telefonem a swoim notesem. Nie wiem, do kogo pisze, ale to nie jest żadna z grup, do których należę. Nasz czat kompletnie ucichł po wiadomościach od Omara i Zayna, że wpadną do nas, jak tylko wrócą do miasta.
Omar i Zayn, dwaj kumple, którzy uzupełniają naszą paczkę – od kiedy Nash… odszedł – wyjechali na weekend. Omar pojechał do rodziny, która przygotowuje się do ślubu jego siostry, a Zayn z mamą odwiedzali dziadków. Obaj mieli wrócić dopiero jutro, ale podejrzewam, że ich rodzice chcą się dowiedzieć, co się wydarzyło.
Przerażająca seria morderstw z zeszłego roku dostarczyła ludziom dużo tematów do dyskusji i okazji do postawienia pomników. Nasze miasteczko nigdy nie było tak ożywione, jak wtedy, gdy jego ziemia przesiąkła krwią.
To trochę chore.
Mój telefon wydaje dźwięk powiadomienia. Adi podnosi wzrok, ale nie odzywa się. Normalnie zapytałaby, kto do mnie napisał. Podejrzewam, że tego nie robi, bo rozmawia z kimś o Nashu. Wie, że jeśli mnie zapyta, ja zrobię to samo.
Wzdrygam się, gdy na ekranie telefonu wyświetla się imię Nash.
Odpowiedział mi. _Nigdy_ bym się nie spodziewała, że to zrobi, zwłaszcza po mojej porannej wizycie. Miałam wrażenie, że najchętniej pogoniłby mnie z widłami.
Nash:
nie zabiłem go.
Ogarnia mnie taka ulga, że czuję, rozluźnienie we wszystkich moich mięśniach. Oczywiście wiedziałam o tym, ale _musiałam_ usłyszeć te słowa. Musiałam je usłyszeć to od niego. Z powodów, nad którymi raczej nie powinnam się zastanawiać, poczuł potrzebę, żeby mi powiedzieć, że jest niewinny.
Penny:
przecież wiem. jak się czujesz?
Nash:
nie powinnaś ze mną rozmawiać.
Penny:
to nieprawda. nigdy nie powinnam przestać z tobą rozmawiać. przepraszam.
Nash:
rozumiem.
Po tej odpowiedzi czuję się jeszcze gorzej. Powinnam dostać nagrodę za najgorszą dziewczynę roku… _byłą_ dziewczynę. Ale jak miałam przy nim zostać, gdy każda osoba w moim życiu nakazywała mi trzymać się od niego z daleka?
Penny:
co mogę zrobić, nash?
Nash:
spotkajmy się wieczorem.
Penny:
kiedy i gdzie?
Nash:
w starym kinie. o północy.
O północy. To będzie już dwudziesty czwarty października, czyli dokładnie rok, od kiedy Jackson odebrał życie swojej drugiej ofierze, dziewczynie o imieniu Cait. Jeśli naprawdę jakiś morderca postanowił naśladować Jacksona, ktoś może zginąć o północy.
Nash:
??
Penny:
będę.
Moi rodzice chodzą spać o dwudziestej drugiej, bo wstają do pracy już o piątej, więc raczej bez problemów wymknę się z domu. Nash o tym wie. Zeszłego lata – jeszcze przed zabójstwami – często spotykałam się z nim bez wiedzy rodziców i włóczyliśmy się razem po pobliskim parku.
Po moim potwierdzeniu już mi nie odpowiada, więc odkładam telefon i skupiam się na Adi. Mój nastrój się poprawia.
– Policja właśnie jedzie na farmę Whitmore’ów – mówi Adi.
Nie zajęło im to długo, ale nietrudno było przewidzieć, że tak zrobią. Ktoś zginął dokładnie rok po tym, jak ich tata dokonał pierwszego zabójstwa. To było tylko kwestią czasu.
Jackson zabijał za pomocą noża i Noah również został zadźgany. Tak mi się przynajmniej wydaje. Na jego klatce piersiowej były ślady, które wyglądały jak rany kłute.
– To było do przewidzenia – odpowiadam i znów biorę do ręki telefon.
Nash pewnie spodziewa się tej wizyty, ale chcę go ostrzec, że będą u niego już za chwilę. Szybko wysyłam wiadomość, która niemal natychmiast zostaje odczytana. Nie odpowiada, ale przynajmniej już wie.
– Myślisz, że mają jakieś porządne alibi? – pyta Adi, zerkając na mój telefon. Wie, co zrobiłam. Po raz pierwszy mam wrażenie, że naprawdę się o nich martwi.
– Nie mam pojęcia. Mam taką nadzieję, bo jeśli po prostu byli w domu, policji może to nie wystarczyć.
– Mogą sprawdzić lokalizację ich telefonów.
– I dojść do wniosku, że najwyraźniej nie zabrali telefonów ze sobą – odpowiadam.
– Na takiej podstawie nie skaże ich żaden sąd. Nie panikuj, Pen.
– Mam nadzieję. Gdy słucham tego, co mówią ludzie w radiu, mam wrażenie, że wszyscy chcieliby zobaczyć następne pokolenie Whitmore’ów za kratkami razem z ich ojcem.
Adi przechyla głowę.
– Nie myśl tak, to nieprawda. Oni po prostu się boją. Czy można ich winić po tym, co się stało w zeszłym roku?
– Jeśli uważasz, że _wszyscy_ się boimy, to czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak teraz mogą się czuć Nash i Grace?
– No tak.
Przez chwilę obie milczymy, aż nagle Adi się ożywia.
– Zobacz, ktoś napisał na Facebooku na grupie naszego miasta, że pod farmę podjechały dwa radiowozy. Szybko im poszło.
Wcześniej rzadko zaglądałyśmy na Facebooka, ale w zeszłym roku to się zmieniło, gdy dorośli zaczęli dyskutować o morderstwach na naszej lokalnej grupie.
Teraz wszyscy będą wyglądać z okien swoich domów z telefonami w rękach w oczekiwaniu, aż coś się wydarzy, żeby natychmiast poinformować całą grupę. Nie znoszę tego.
– Muszę iść – mówię. – Moi rodzice niedługo wrócą. Umówiłam się z nimi, że poczekam na nich w domu.
– Na pewno? Możesz tu zostać tak długo, jak tylko chcesz.
Wstaję i sięgam po telefon oraz torbę.
– Dzięki, ale muszę trochę odpocząć, zanim wrócą. Na pewno zarzucą mnie pytaniami.
Mój tata, prezes klubu „Nienawidzimy Nasha”, będzie miał dużo do powiedzenia na jego temat. A potem każe mi obiecać, że już _nigdy_ się do niego nie zbliżę.
A ja złamię tę obietnicę kilka godzin później.
Okropna ze mnie córka i była dziewczyna…
– Rzeczywiście powinnaś się zrelaksować. W końcu to ty znalazłaś Noah. Jeszcze w tym tygodniu siedzieliśmy z nim w sali na lekcjach, a teraz… no wiesz.
Tak, nie żyje. Dobrze wiem, co chciała powiedzieć.
– Obiecuję, że tak zrobię.
Adi i jej rodzice machają mi na pożegnanie, a wraz z nimi… wielki balon w kształcie ducha, który buja się na wietrze na ich podwórku. Znów wybieram dłuższą trasę. Mijam drogę prowadzącą do mojego domu i skręcam w stronę farmy Nasha. Nie zbliżam się do podjazdu, bo policja mogłaby mnie zauważyć, ale chcę zobaczyć, co się dzieje.
Gdy już jestem blisko domu Whitmore’ów, mijam radiowóz.
Nie!
Nash siedzi z tyłu.
Gwałtownie wciskam hamulec i z sercem w gardle zjeżdżam na pobocze. Radiowozu już nie ma. O co chodzi? Był sam, więc gdzie jest Grace? Dlaczego chcieli przesłuchać tylko jego?
Momentalnie wracam myślami do wydarzeń sprzed roku, do chwili, w której Nash powiedział mi, że FBI zabrało jego tatę. „Wsadzili go na tylne siedzenie radiowozu. Nie wiem, co robić”.
Dlaczego go zabrali? Przecież mogli go przesłuchać w domu. Z Grace chyba tak zrobili, bo nie minęłam żadnego innego auta, a radiowozy już odjechały.
Dlaczego tylko jego? Wciąż powtarzam sobie to pytanie w myślach.
Nikogo by nie skrzywdził. Wiem o tym.
Głęboko oddycham i zastanawiam się, co powinnam zrobić w dalszej kolejności i jak mogłabym mu pomóc. Jeżeli to jest w ogóle możliwe. Cokolwiek postanowię, nie mogę pogorszyć sytuacji ani jego, ani swojej.
Nie ma sensu w tym momencie jechać na komisariat, więc ruszam w stronę domu Nasha. Grace pewnie każe mi spadać, ale muszę z nią porozmawiać. Może jednak mogłabym jakoś pomóc.
Kiedy podjeżdżam, widzę, że Grace stoi w drzwiach.
Na widok mojego samochodu krzyżuje ręce na piersi, a jej ciemnoniebieskie oczy zwężają się w wąziutkie szparki, z których aż bije nienawiść. Wygląda, jakby chciała mnie udusić i wrzucić do rzeki.
Oj, nie jestem tu mile widziana.
Wyskakuję z auta i zanim Grace zdąży na mnie nakrzyczeć, pytam ją:
– Dlaczego go zabrali?
Dziewczyna drwiąco wykrzywia usta.
– Nie udawaj, że cię to obchodzi.
– Obchodzi. Dlaczego go zabrali?
Wzięli go na przesłuchanie czy został aresztowany? To dwie kompletnie różne rzeczy.
Grace zakłada kręcone brązowe włosy za uszy i wzdycha poirytowana.
– Ktoś im powiedział, że widział go, jak obserwował sklep z kostiumami. Jakby samo przebywanie w tym miejscu było przestępstwem! Zabrali go na komisariat. No dalej, idź rozsiewać plotki. Zresztą w społecznościówkach i tak już huczy. Wszyscy uważają, że Nash jest winny.
– Nie po to tu przyjechałam. Ja też widziałam go wtedy w mieście, ale nie wiedziałam, że ktoś jeszcze go zauważył.
Grace sztywnieje i automatycznie robi się wyższa.
– Gdzie konkretnie?
Czyli nie miała pojęcia, że nie było go wtedy w domu. Wcale nie musiała tego wiedzieć – zawsze byli blisko, ale nie aż tak, żeby tłumaczyć się sobie z każdego kroku. Oboje rzadko jeżdżą do miasta. Dlatego nie wygląda to dobrze, gdy akurat podczas jednego z tych nielicznych dni, kiedy Nash był w centrum, ktoś został zamordowany.
– Naprzeciwko Party Town, między księgarnią a apteką.
Grace patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Teraz troska o brata jest silniejsza niż złość na mnie.
– O Boże, Penny. Jeżeli ta druga osoba też go tam widziała, to nie wygląda za dobrze. Tylko on mi został. A ludzie już wydali wyrok. – Bierze długi, nierówny wdech, jakby zaraz miała dostać ataku paniki. – Wszyscy w mieście byliby _przeszczęśliwi_, gdyby się okazało, że to sprawka Nasha.
– Oddychaj, Grace. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek go oskarżał. On tego nie zrobił.
– Nie pozwolisz? – prycha Grace. – Wątpię, żebyś miała odwagę powiedzieć to samo komukolwiek poza mną lub nim.
Niespodziewanie się odwraca i wchodzi do domu, z głośnym trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Słyszę jeszcze tylko, jak krzyczy:
– Nie mogę go stracić!