Co nas nie zabije - ebook
Co nas nie zabije - ebook
Wim Hof, holenderski guru sprawności fizycznej, utrzymuje, że potrafi kontrolować temperaturę swojego ciała oraz panować nad reakcjami układu odpornościowego wyłącznie za pomocą siły umysłu. Kiedy dziennikarz śledczy Scott Carney zobaczył zdjęcie niemal nagiego Hofa siedzącego na lodowcu, potraktował je z zawodowym sceptycyzmem. Postanowił wziąć udział w szkoleniu prowadzonym przez Hofa, aby „zdemaskować szarlatana” i napisać o tym artykuł. Szkolenie opuścił jednak jako zagorzały zwolennik metody Hofa, a zamiast artykułu powstała książka.
Co nas nie zabije jest opowieścią o tym, jak Carney poznawał metodę Hofa, jak również relacją ze spotkań z osobami, które dzięki niej odzyskały witalność, wyleczyły się z chorób (również autoimmunologicznych) oraz straciły zbędne kilogramy. Rezultaty metody Hofa są fascynujące i byłyby wręcz niewiarygodne, gdyby nie fakt, że Hof i jego uczniowie biją rekord za rekordem, a także biorą udział w licznych eksperymentach medycznych, które potwierdzają skuteczność metody. Co nas nie zabije to zatem po części książka popularnonaukowa, a po części wciągająca opowieść o przesuwaniu granic ludzkich możliwości.
Kategoria: | Zdrowie i uroda |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7579-585-1 |
Rozmiar pliku: | 6,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NATURA PRZEKAZAŁA NAM dar samoleczenia. Narzędziami, za pomocą których możemy kontrolować własny układ odpornościowy, regulować nastrój i zwiększać energię, są świadome oddychanie oraz trening z wykorzystaniem środowiska przyrodniczego (dalej: trening środowiskowy). Uważam, że każdy z nas jest w stanie uzyskać dostęp do tych podświadomych procesów i sterować reakcjami autonomicznego układu nerwowego. Jest to odważne stwierdzenie, owszem, i niektórzy słusznie podchodzą z rezerwą do mojej pewności siebie i entuzjazmu. Sceptycyzm jest potrzebny, pozwala bowiem wyjść na jaw prawdzie. Nie wiem jednak, czy byłem gotowy na spotkanie z aż tak wielkim sceptykiem, jakim okazał się Scott Carney. Ponieważ Scott przyjechał do Polski udowodnić światu, że jestem oszustem.
Prowadzę niewielki ośrodek szkoleniowy w Karkonoszach. Uczę w nim, jak poprzez ćwiczenia na śniegu i lodzie dotrzeć do najgłębszych aspektów własnej fizjologii. Większość chętnych przyjeżdża do mnie z motywacją do nauki. Scott był jednak inny. Jako antropolog i dziennikarz śledczy ma w zwyczaju dociekać dopóty, dopóki nie dotrze do sedna sprawy. Gdy tylko ujrzałem go na lotnisku, od razu wiedziałem, że tydzień z nim nie będzie należał do najłatwiejszych.
Po raz pierwszy zetknąłem się z jego analitycznym umysłem przy okazji partii szachów. Siedzieliśmy do późna, sprawdzaliśmy skuteczność obrony przeciwnika, jednocześnie rozmawiając o tym, co to znaczy nauczyć się kochać zimno. Pokonał mnie – ale też obiecał, że da mojej metodzie szansę.
Następnego dnia rozpoczął przyswajanie technik. Przyleciał prosto z wiecznie ciepłego Los Angeles, a mimo to postanowił bez zwłoki razem z resztą grupy przystąpić do nauki oddychania i leżenia niemal nago na śniegu. Wcale nie sądzę, żeby tak naprawdę miał ochotę to robić. Niemniej dwa dni po naszym pierwszym spotkaniu stał już boso na śniegu i widać było, że czuje budzącą się w nim pierwotną siłę.
Zachodni styl życia sprawia, że łatwo przestajemy doceniać naturę. Podstawowa fizjologia wszystkich ssaków jest właściwie taka sama, ale w ludzkich wielkich mózgach kotłuje się tak wiele wielkich myśli, że uwierzyliśmy, iż różnimy się od wszystkiego, co nas otacza. Jasne, potrafimy budować drapacze chmur, latać samolotami i podkręcać termostat, kiedy robi się zimno, ale okazuje się, że technika, którą uznajemy za swoją największą siłę, jest niczym kule, na których się opieramy i nie potrafimy ich odrzucić To, co stworzyliśmy dla własnej wygody, czyni nas słabymi.
Wystarczy jednak kilka dni, abyśmy zaczęli uwalniać się od tej zależności od komfortu. Świadome oddychanie oraz koncentracja umysłu mogą się okazać katalizatorem przemiany chemicznej służącej uzasadowieniu organizmu. Natomiast zanurzenie się w zimnej wodzie stanowi niejako odzwierciedlenie naszej umysłowej i fizycznej reakcji „walcz albo uciekaj”. Wrażenia towarzyszące tej zmianie są przejmujące.
Od tamtej pory utrzymywałem ze Scottem stały kontakt mailowy i jednocześnie pracowałem nad uprzystępnieniem mojej metody. W lipcu 2014 roku ukazał się w „Playboyu” sześciostronicowy artykuł Scotta o mnie. No proszę – ja, prawie goły facet na łamach „Playboya”! W artykule opowiadam o tym, że ćwiczenia z oddychania aktywizują pień mózgu, w którym skupiają się najbardziej podstawowe odruchy ciała, takie jak zastyganie w bezruchu, walczenie, uciekanie, seks. Wkrótce potem w czasopismach naukowych zaczęły się pojawiać raporty z badań, z których wynikało, że metody te się sprawdzają. Scott wiedział, że nadeszła pora, by napisać o tym książkę. Miała to być prosta i skuteczna analiza. Żadnego gdybania. I udało się!
Scott spędził u mnie w Holandii trzy tygodnie. Przekonał się, jak sądzę, że nie jestem żadnym dogmatykiem, tylko człowiekiem stanowczym w dążeniu do celu, jakim jest umożliwienie każdemu z nas stania się bardziej ludzkim.
Scott postanowił wspiąć się razem ze mną na Kilimandżaro i mam nadzieję, że nie zepsuję nikomu przyjemności z lektury, jeśli napiszę, że, do diabła, zrobiliśmy to, w dodatku w rekordowym czasie: dotarliśmy na szczyt w zaledwie dwadzieścia osiem godzin. Nie znajdziesz tu bajek ani dyrdymałów, a jedynie prawdziwe świadectwa tego, co potrafi osiągnąć człowiek, jeżeli zaangażuje w wysiłek cały swój umysł i ciało.
Pora przywrócić sile Matki Natury należne jej miejsce w naszej świadomości. Jesteśmy wojownikami, którzy walczą o siłę i szczęście dla każdego. Razem odzyskujemy to, co straciliśmy. Pozostaje mi powiedzieć tylko: „Oddychaj, skurwielu!”.
Pozdrowienia,
Wim Hof
Stroe, Holandia, 28 kwietnia 2016 roku