Co słonko widziało - ebook
Co słonko widziało - ebook
"Patataj, patataj, pojedziemy w cudny kraj...", a w trakcie tej podróży dowiemy się, co widziało słonko, wędrując po niebie, i kto namalował tęczę... Tajemniczy świat przyrody stanie się w ten sposób bliższy i bardziej zrozumiały dla każdego młodego czytelnika, a o dobrą zabawę zatroszczy się sam Stefek Burczymucha. Co słonko widziało to zbiór wierszy dla dzieci, stanowiących lekturę obowiązkową dla uczniów szkół podstawowych. Opowiadają o życiu na wsi, o przyrodzie i różnych sytuacjach z nią związanych.
Lektura dla klasy I Szkoły Podstawowej
Kategoria: | Podstawówka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7791-549-3 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Daneczkowi, choć tak mały,
Dziwnie ciasne się zdawały
Bielonego domku ściany,
Dziwnie niski dach słomiany,
Więc pomyślał: „Wiem, co zrobię,
Podróżnikiem będę sobie!”
No i poszedł. – Stał nad rzeką
Domek Danka niedaleko,
A że zwykle do podróży
Jest potrzebny statek duży,
O czym łatwo z Robinsona
Każdy, kto chce, się przekona,
Więc skierował Danek kroki
Nad brzeg stromy i wysoki.
Tutaj wszakże niespodzianie
Osobliwsze miał spotkanie
Z boćkiem w własnej swej osobie,
Który trzymał kiełbia w dziobie.
Danek w prośby: – Mój bocianie,
Gdzie okrętów tu dostanie?
– Statków nie ma tu ni łodzi,
Ale jeśli o to chodzi,
To po dawnej znajomości
Grzbietem służę jegomości.
Tu zatrzepał w wielkie loty.
No, cóż było do roboty?
Danek skoczył jak na konia
I pomknęli het, nad błonia!
Szczerze powiem moje zdanie:
Licha podróż na bocianie!
Ledwie rzekę przelecieli,
Ledwo wioska się zabieli,
Ledwie żaby skrzekną w błocie,
Już ustaje bocian w locie
I z klekotem w trawy spada:
– Popas tutaj! Niech pan zsiada!
Bardzo jeszcze wielka łaska,
Jeśli dziobem choć zaklaska
I ostrzeże pierwej o tym,
Że popasać chce nad błotem!
Bo gdy żabie się, niebodze,
Zdarzy spotkać z nim na drodze,
To o jeźdźca ani pyta:
Prosto w moczar brnie, i kwita!
A cóż! Każdy ma gospodę:
Dom – kto dom, a bocian wodę.
Sprzykrzył Danek te reduty:
Mokre nogi, mokre buty…
Gdy więc bocian krąg zatoczył,
Puścił go się, z grzbietu skoczył
I zmęczony długim lotem
Za domowym stoi płotem.Parasol
Wuj parasol sobie sprawił,
Ledwo w kątku go postawił,
Zaraz Julka, mały Janek
Cap! za niego, smyk! na ganek.
Z ganku w ogród i przez pola
Het, używać parasola!
Idą pełni animuszu:
Janek, zamiast w kapeluszu,
W barankowej ojca czapce,
Julka w czepku po prababce,
Do wiatraka pana Mola!…
A wuj szuka parasola.
Już w ogrodzie żabka mała
Spod krzaczka ich przestrzegała:
– Deszcz, deszcz idzie! Deszcz, deszcz leci!
Więc do domu wracać, dzieci!
Mała żabka, ta na czasie
Jak ekonom stary zna się
I jak krzyknie: – Deszcz! – to hola!
Trza tęgiego parasola!
Lecz kompania nasza miła
Wcale żabce nie wierzyła.
– Deszcz, deszcz idzie! Deszcz, deszcz leci!
Taka żaba!… Wielkie rzeczy!
Co nam wracać za niewola!
Czy nie mamy parasola?
Wtem się wicher zerwie srogi,
Dzieci w krzyk i dalej w nogi…
Szumią trawy, gną się drzewa,
To już nie deszcz, to ulewa;
A najgorsza teraz dola
Nieszczęsnego parasola.
W górę gną się jego żebra,
Deszcz nań chlusta jakby z cebra,
Pękł materiał… Aż pod chmury
Wzniósł parasol pęd wichury.
Darmo dzieci krzyczą: – Hola!
Łapaj! Trzymaj parasola!
Nie wiem, jak się to skończyło,
Lecz podobno niezbyt miło;
Żabki o tym może wiedzą,
Co pod grzybkiem sobie siedzą.
– Prosim państwa, jeśli wola,
Do naszego parasola!