Co to był za ślub - ebook
Co to był za ślub - ebook
Zaręczona przed laty z księciem Louisem Zorzim Sabrina Summerville studiuje medycynę i pracuje naukowo. Nie szuka żadnych rozrywek ani miłości, bo wie, że w jej życiu nie ma na to miejsca. Jednak gdy dzień ślubu nadchodzi, narzeczony Sabriny ucieka z inną kobietą. Rodziny wpadają na pomysł, by jego miejsce zajął brat Louisa – czarna owca, nieprzewidywalny i niepokorny książę Sebastian Zorzi…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4267-7 |
Rozmiar pliku: | 669 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sabrina ostrożnie zamknęła drzwi sypialni, żeby nie obudzić dwóch współlokatorek, które odsypiały nocną zmianę na oddziale ratunkowym, i podeszła do drzwi wyjściowych, trzymając w jednej ręce kawałek grzanki, a w drugiej wielką torbę. Naraz zadzwonił jej telefon. Zaklęła cicho, gdy grzanka, którą próbowała przełożyć do drugiej ręki, upadła na dywan posmarowaną stroną w dół. Dlaczego zawsze tak się działo?
Z grymasem rzuciła torbę na podłogę, podniosła grzankę i zerknęła na ekran. Rozmowa była krótka. Asystent z laboratorium podał jej wyniki, na które czekał cały zespół badawczy. Wyniki przeszły wszelkie oczekiwania! Wyrzuciła grzankę do kosza, zarzuciła torbę na ramię, w przelocie sięgnęła po jabłko, żeby złagodzić burczenie w brzuchu, wyciągnęła ciężkie pasma miodowych włosów zza kołnierza kurtki i tyłem wyszła z domu.
Zaraz za drzwiami uderzył ją hałas, solidna ściana dźwięku. Ze wszystkich stron słyszała swoje imię. Odwróciła głowę i oślepił ją blask fleszy. Podniosła rękę, żeby osłonić oczy, jednocześnie próbując się odsunąć od wycelowanych w nią mikrofonów i cofnąć do wnętrza domu, ale było już za późno. Napierający tłum odsunął ją od drzwi i wypchnął na ulicę. Była otoczona.
– Lady Sabrino, kiedy będzie ślub?
– Czy ślub odbędzie się przed zjednoczeniem wyspy, czy już po?
– Kiedy książę Louis się pani oświadczył?
– Czy to jest aranżowane małżeństwo?
– Doktor Summerville, jaki przekaz wysyła pani młodym kobietom?
Stała jak sparaliżowana pośród gradu pytań. Miała wrażenie, że weszła prosto w sam środek koszmaru. Nie mogła oddychać i poczuła narastającą panikę. Zamknęła oczy, spuściła nisko głowę i czekała, aż rozstąpi się pod nią ziemia, ale nic takiego się nie zdarzyło. A potem nagle ktoś złapał ją za przegub i chwycił wpół, odciągnął od tłumu i bezceremonialnie wrzucił jak worek kartofli do wielkiego czarnego samochodu.
Próbowała usiąść, powtarzając sobie, że nie można nikogo porwać na oczach reporterów i setek kamer. Porywacz – a może wybawca – usiadł z tyłu obok niej i zatrzasnął drzwiczki, odcinając ich od zgiełku.
– Jedź, Charlie – mruknął ze znużeniem.
Kierowca ruszył z piskiem opon, nie zważając na ludzi, którzy stali tuż przed maską. Napotkała w lusterku wstecznym jego małe, niedobre oczka i szybko odwróciła wzrok, ale wówczas zauważyła smoka wytatuowanego na grubym karku. Wiedziała wszystko o fizycznych i chemicznych reakcjach, które prowadzą do nadprodukcji adrenaliny, zdawała z tego egzamin, ale dopiero teraz po raz pierwszy w życiu rzeczywiście poczuła siłę tego procesu. Rzuciła się na drzwi, rozpaczliwie naciskając wszystkie przyciski, i zaszlochała z frustracji, gdy drzwi nawet nie drgnęły. Zaczęła uderzać pięściami w okno, z czystej desperacji i bez żadnej nadziei, że ktokolwiek zwróci na to uwagę. Jechali szybko, a szyby były przyciemnione.
– Jeśli próbujesz wybić szybę, to muszę cię ostrzec, że są kuloodporne, chociaż masz niezły prawy sierpowy, cara, i bardzo się cieszę, że nie nosisz butów na obcasach.
Zaciśnięte dłonie Sabriny osunęły się po szybie. Oparła czoło o chłodne szkło, wzięła głęboki oddech i odwróciła się do porywacza, kryjąc strach pod maską chłodnego lekceważenia, choć twarz miała mokrą od łez i zapewne rozmazał jej się tusz.
– Nie jestem dla ciebie cara… nie jestem dla ciebie nikim, ale jeśli mnie nie wypuścisz, stanę się twoim najgorszym koszmarem – obiecała. – W tej chwili zatrzymaj ten samochód i wypuść mnie, bo… – Urwała nagle, gdy rozpoznała tego mężczyznę. Siedział wciśnięty w kąt z jedną ręką na podłokietniku. W drugiej trzymał telefon. Z uśmiechem na twarzy wyglądał jak upadły anioł na dopalaczach. Zawsze jej się wydawało, że diabeł musi być przystojny, bo inaczej nie potrafiłby nikogo skusić. Ale ten diabeł nie miał u niej żadnych szans!
W niebieskich oczach błysnęło rozbawienie. Książę Sebastian Zorzi przechylił głowę na bok i lekko dotknął palcem jej twarzy. Sabrina z głośnym westchnieniem odwróciła głowę. Gdy go rozpoznała, w pierwszej chwili poczuła ulgę na myśl, że nie została porwana, ale kpiący wzrok przyszłego szwagra wzbudził w niej głęboką niechęć.
Miał pięknie skrojony grafitowy garnitur. Marynarka opinała się na szerokich ramionach, a pod spodem zamiast koszuli z krawatem widać było białą bawełnianą koszulkę. Sebastian był twardszy niż szkło kuloodporne. Bracia Zorzi w ogóle nie byli do siebie podobni, również fizycznie, ale w tym akurat nie było nic dziwnego. W końcu Sabrina i Chloe też wyglądały zupełnie inaczej. Ale bracia Zorzi pod każdym względem byli skrajnymi przeciwieństwami. Louis wzbudzał poczucie bezpieczeństwa, o Sebastianie nikt chyba nie mógłby tego powiedzieć.
– Właśnie tak, lady Sabrino. To ja jestem twoim wybawcą. – Podniósł rękę i powiedział coś do telefonu. Palce miał bardzo długie, paznokcie przycięte kwadratowo.
– Tak, mam ją. – Niebieskie oczy na chwilę zatrzymały się na jej twarzy. – Jest cała i zdrowa, choć wygląda, jakby ją przeciągnięto przez żywopłot. Więc tak, wszystko w porządku.
Powinna się chyba poczuć obrażona, ale dobrze wiedziała, jaki typ kobiet przemawia do Sebastiana, i w gruncie rzeczy cieszyła się z jego dezaprobaty. Zapewne nie wszystkie wysokie i długonogie blondynki, z którymi go widywano, były zupełnie głupie, Sabrina jednak bezlitośnie sądziła, że musiały takie udawać. Sebastian nie poradziłby sobie z kobietą, która stanowiłaby dla niego wyzwanie intelektualne. Jako książę nieustannie dostarczał argumentów zwolennikom zastąpienia monarchii republiką.
Właściwie dziwne było, że nigdy dotychczas nie spotkali się osobiście. Przez wiele lat relacje między dwoma rodami panującymi na wyspie Vela były chłodne i napięte, ale czasy się zmieniły i rodziny przeszły od wrogości do przyjaźni, a poza tym łączyły je wspólne cele. Jednak Sebastian nigdy się nie pojawiał. Sabrina podejrzewała, że rodzina zabroniła mu wstępu na takie uroczystości. Chyba tylko raz znaleźli się w tym samym miejscu, na jakimś wielkim przyjęciu, ale zanim jeszcze zostali sobie przedstawieni, książę Sebastian Zorzi zniknął, a razem z nim młoda żona starszego dyplomaty. Gdy król Ricard, surowy i budzący respekt, szukał młodszego syna, jego starszy brat Louis starał się jakoś usprawiedliwić tę nieobecność. Wydawało się, że był to stały wzorzec w tej rodzinie: Sebastian łamał zasady, a Louis próbował go kryć.
– Czy ktoś widział, jak odjeżdżaliśmy? – powtórzył Sebastian pytanie tego, z kim rozmawiał. – Powiedziałbym, że kilka osób. – Jego wzrok znów zatrzymał się na twarzy dziewczyny. – Właściwie nie liczyłem, ale nie, nic nie powiedziała, to znaczy nic oprócz przekleństw. Chyba nauczyłem się czegoś nowego! – Skrzywił się i odsunął telefon od ucha. – Oczywiście, że tylko żartuję. Zachowała stosowny dystans, jak prawdziwa księżniczka z chowu wsobnego. – Uśmiechnął się i wsunął telefon do kieszeni.
Sabrina wciąż nie rozumiała, co się właściwie dzieje.
– Następnym razem, kiedy oskarżysz kogoś o pochodzenie z chowu wsobnego, powinieneś najpierw popatrzeć na własne drzewo genealogiczne.
Sebastian zaśmiał się cicho.
– Trafiony, chociaż na pewno wiesz, że przez jakiś czas istniały wątpliwości co do mojego pochodzenia.
Powiedział to zupełnie swobodnie, ale Sabrina poczuła się nieswojo. Oczywiście wiedziała, co Sebastian ma na myśli. Plotki o romansie nieżyjącej królowej trafiły do wszystkich gazet, gdy pisane przez nią listy miłosne ujrzały światło dzienne po śmierci kochanka. Niedługo potem ukazała się książka napisana przez byłą żonę tego człowieka oraz niańkę, która pierwsza skojarzyła daty romansu oraz urodzenia drugiego syna królowej i podzieliła się swoimi podejrzeniami z tabloidami.
Rodzina Zorzich prezentowała wspólny front. Królowa, piękna i krucha, pojawiała się publicznie u boku męża w towarzystwie dwóch małych promiennych książąt.
– Ale teraz już nikt w to nie wierzy – powiedziała Sabrina ze zmieszaniem.
Sebastian popatrzył na nią ironicznie.
– Och, cara, mnóstwo ludzi w to wierzy, a jeszcze więcej chciałoby, żeby to była prawda. – Uniósł brwi i wzruszył ramionami. – Włącznie ze mną.
Sabrina nie potrafiła ukryć zdumienia.
– Chciałbyś być bękartem? To znaczy, najmocniej przepraszam, ale… – Urwała i zarumieniła się, Sebastian jednak zupełnie nie wydawał się urażony.
– Powiedzmy po prostu, że nieszczególnie cieszę się z tego, że w moich żyłach płynie krew Zorzich.
– Cóż, Louis jest dumny ze swojej rodziny – odrzekła obronnie.
– Mój brat ma w sobie więcej miłosierdzia niż ja.
– Miłosierdzia wobec kogo?
Kpina znikła z jego oczu. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę z nieprzeniknioną twarzą.
– Choć ta głęboka rozmowa sprawia mi ogromną przyjemność, wydaje mi się, że są inne pytania, które powinnaś zadać najpierw.
Sabrina potrząsnęła głową.
– Na przykład: co się właściwie stało?
Poczuła się głupio.
– Więc co się stało?
Sebastian wybuchnął gardłowym śmiechem.
– Właśnie zaczęła się reszta twojego życia, cara.
– Przecież nie zamierzam spędzić reszty życia z tobą.
– Z pewnością to moja strata – mruknął.
Sabrina zazgrzytała zębami.
– Skąd się tam wzięli ci wszyscy reporterzy i kamery? Nie rozumiem.
– Naprawdę? A słyszałem, że jesteś inteligentna. Ale widocznie inteligencja nie zawsze idzie w parze z bystrością. Był przeciek.
Sabrina patrzyła w jego niebieskie oczy, w tej chwili błyszczące kpiną. Słowo „przeciek” kojarzyło jej się tylko z awarią w łazience, która zdarzyła się ostatniej zimy i którą właściciel mieszkania naprawił dopiero po miesiącu.
Sebastian westchnął. Dla Sabriny to była ostatnia kropla, która przelała czarę.
– Posłuchaj, ty na pewno jesteś przyzwyczajony do tego, że codziennie ktoś wpycha ci mikrofon w twarz i biega za tobą, żeby zrobić ci zdjęcie, ale ja nie, więc spróbuj może choćby udawać, że masz odrobinę empatii. Przeszłam traumę i jak sam zauważyłeś, nie jestem zbyt bystra! – wybuchnęła.
Zapadło milczenie. Sabrina nigdy nie krzyczała!
– Słyszałaś kiedyś o tym, że można mówić ciszej?
Milczała z obawy, że jeśli znów otworzy usta, to się rozpłacze.
Popatrzył na nią i z jego wzroku zniknęło rozbawienie.
– Ktoś z wtajemniczonych sprzedał całą historię prasie. ślub, zjednoczenie, cały wielki plan.
Potrząsnęła głową i przełknęła wielką kulę w gardle.
– Po co ktoś miałby to robić?
– Nie wiem, może dla pieniędzy? Ale nie martw się, wiemy, że to nie ty.
Otworzyła szeroko oczy i pobladła jeszcze bardziej.
– Co?
– No cóż, w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że może zmęczyłaś się już czekaniem, aż Louis ci się oświadczy, i postanowiłaś nieco przyśpieszyć bieg rzeczy.
– Dlaczego miałabym zrobić coś takiego? To znaczy… – Opamiętała się i odwróciła wzrok.
– Zdaje się, że trafiłem w twój czuły punkt. To ciekawe. – Jeden kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. – Zdaje się, że to nie jest najlepsza chwila?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Nie wstydź się. Pewnie masz gdzieś na boku jakiegoś chłopaka, któremu chciałabyś przekazać nowiny. Czy on wie, że masz zostać ofiarą złożoną na ołtarzu wspólnego dobra?
– Nie jestem żadną ofiarą.
– W takim razie chętną współuczestniczką. Jak sądzisz, ile baryłek ropy warte jest małżeństwo z moim bratem?
– Nie jestem ofiarą…
– I złoża ropy naftowej w naszym małym kamienistym królestwie nie mają zupełnie nic wspólnego z tym nagłym pragnieniem, żeby zjednoczyć naszą uroczą wyspę? Chociaż właściwie nie było takie nagłe. Ile miałaś lat, kiedy wyjawiono ci ten plan? Królewski ślub miał uciszyć tradycjonalistów po obu stronach granicy, którzy wciąż tęsknią do dawnych czasów, kiedy nasze rodziny nienawidziły się do szpiku kości. Na pewno czujesz się wyjątkowo. Trzeba było dziesięciu lat, żeby przygotować umowę ślubną.
– Zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy. W mojej rodzinie nie ma żadnego męskiego dziedzica – powiedziała szczerze. – Poza tym niektórych ludzi łatwiej jest nienawidzić niż innych.
Podniósł głowę. Uśmiech miał niesłychanie atrakcyjny.
– Śmiało – powiedział i rzucił jej telefon, który odruchowo złapała. – Będę udawał, że jestem głuchy.
Zacisnęła usta i odrzuciła telefon w jego stronę.
– Dziękuję, ale mam własny telefon i nie mam chłopaka. – Podczas studiów spotykała się z kilkoma chłopakami, ale to nie było nic poważnego. Jej najlepsza przyjaciółka poznała swojego wybranka, zakochała się w nim i zaręczyła w ciągu miesiąca. Sabrina nie potrafiła sobie wyobrazić, by mogła się tak zakochać, zastanawiała się jednak, co by było, gdyby tak się stało. Czy naprawdę chciała odnaleźć bratnią duszę tylko po to, by potem się z nią rozstać?
– Nie spotykam się z nikim. Ludzie chodzą ma randki, bo mają nadzieję, że poznają tę jedyną osobę, a ja po co miałabym to robić? – wybuchnęła, po czym opamiętała się i spuściła wzrok. – Poza tym praca nie zostawia mi czasu na nic innego.
– A teraz z tego również zamierzasz zrezygnować, bo jesteś grzeczną dziewczynką i zawsze chcesz zadowolić innych. Teraz rozumiem, dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, że przeciek mógł wyjść od ciebie. Wszyscy są przekonani, że nigdy w życiu nie złamałaś żadnego przepisu.
Jego lekceważenie bolało, choć to, co mówił, było przygnębiającą prawdą. Sabrina zawsze była grzeczną dziewczynką i nie miała zamiaru za to przepraszać.
– Mówisz tak, jakby to była wada.
– W przeciwieństwie do czego, do cnoty? – Zamilkł na chwilę i nagle dodał dziwnie bezbarwnym tonem: – Winowajca to jeden z naszych. Został odkryty i właśnie w tej chwili ponosi konsekwencje tego, co zrobił.
Zabrzmiało to bardzo złowieszczo.
– Konsekwencje? – powtórzyła Sabrina.
Uśmiech Sebastiana nie sięgał oczu.
– Nie martw się. Mamy kiepską opinię, ale nie wykonaliśmy żadnej egzekucji od jakichś stu lat, a ściskanie palców w imadle nie przynosi dobrych efektów, więc po prostu wyrzuciliśmy go z pracy.
– Stracił pracę?
Sebastian syknął z irytacją.
– Martwisz się o człowieka, który rzucił cię na pożarcie wilkom? Skarbie, jeśli rzeczywiście masz wejść do naszej rodziny, to powinnaś trochę stwardnieć. Ale nie musisz się obawiać, że zostanie bez grosza. Jego opowieść o tym, co się działo za zamkniętymi drzwiami, z pewnością zostanie rozpowszechniona w niedzielnych gazetach, a potem trafi na listę bestsellerów.
Twarz Sabriny znowu okryła się rumieńcem.
– To okropne!
– Ale przecież to nic nowego – odrzekł Sebastian zupełnie spokojnie. – To nie jest żadna tajemnica, że moja macocha zawsze ma pod ręką chirurga plastycznego, podobnie jak to, że ojciec w złości rzuca wszystkim, co wpadnie mu pod rękę.
– Więc co się właściwie teraz dzieje?
– Teraz jedziesz na przymiarkę ślubnej sukni. Rozmiar osiem, jeśli się nie mylę? A może dziesięć na górze, a osiem w biodrach? – Powoli powiódł wzrokiem po jej ciele i zatrzymał spojrzenie na skrzyżowanych kostkach. Sabrina dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że rytmicznie pociera łydką o łydkę. Znieruchomiała.
Wzrok Sebastiana wrócił na jej twarz.
– Ciekaw jestem, czy kiedyś w życiu przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć „nie”? A może odpowiada ci rola pionka?
– Nie rozumiem, o czym mówisz.
– Naprawdę? Może jeszcze mi powiesz, że kochasz Louisa i że to on jest twoim jedynym?
Usłyszała w jego głosie pogardę i zacisnęła usta.
– Nie mam zamiaru nic ci mówić. Nie sądzę, żeby ktoś taki jak ty mógł to zrozumieć.
Sebastian pochylił się w jej stronę.
– Czego właściwie ktoś taki jak ja nie jest w stanie zrozumieć?
– Poczucia obowiązku – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Zaśmiał się ironicznie.
– No tak, oczywiście. Poczucie obowiązku.
– Co w tym takiego śmiesznego?
– Najmocniej cię przepraszam, ale czy powinienem być pod wrażeniem twojego poświęcenia? Wcale nie uważam, że to śmieszne, cara. Myślę, że to tragiczne, że z takim entuzjazmem zgodziłaś się zostać męczennicą. Może masz wyprany mózg, ale bardziej prawdopodobne, że po prostu zawsze byłaś grzeczną dziewczynką.
Sabrina syknęła ze złością.
– W przeciwieństwie do ciebie ja dorosłam i nie uważam się za męczennicę! – zawołała drżącym głosem. – Możesz się wyśmiewać z poczucia obowiązku i służby, ale wolę być, jak to nazywasz, grzeczną dziewczynką niż egoistką i hedonistką szukającą przygód. Czy zdarzyło ci się chociaż raz, żeby własna przyjemność nie była dla ciebie najważniejsza?
W jego oczach błysnęło coś w rodzaju uznania. Przechylił głowę na bok i zastanowił się.
– Chyba nie – przyznał.
– No cóż, nie wszyscy możemy sobie pozwolić na taki luksus.
– Możesz się cieszyć własną wyższością moralną. Mam nadzieję, że za kilka lat, kiedy już będziesz nosić koronę, uznasz, że to było warte wszelkich poświęceń.
– Niczego nie poświęcam.
– A twoja praca? Po co traciłaś pieniądze, energię i czas, żeby zostać lekarzem, skoro nie masz zamiaru korzystać ze swoich umiejętności?
Sabrina spuściła wzrok.
– Badania są ważne.
– Owszem, ale będą musiały poradzić sobie bez ciebie, bo ja mam zawieźć cię prosto do ambasady. Do naszej ambasady.
– Nie jestem paczką, tylko człowiekiem!
– No tak, oczywiście. I masz uczucia. Gdzie moje dobre maniery? Proszę, to jest ramię, na którym możesz się wypłakać. – Pochylił się w jej stronę.
– Nie potrzebuję żadnego ramienia, a nawet gdybym potrzebowała…
– To i tak byłbym tylko zastępstwem – przerwał jej i westchnął dramatycznie. – Doskonale to rozumiem. Oszczędzasz się dla mężczyzny, który będzie nosił koronę.
Zacisnęła dłonie w pięści i przeszyła go płonącym spojrzeniem.
– Jesteś okropny, wiesz?
– A ty jesteś bardzo piękna. – Na jego twarzy odbiło się niedowierzanie. – Zaraz, czy naprawdę? – Wsunął dłoń pod jej brodę i podniósł jej twarz do siebie. – Tak, zarumieniłaś się!
– Nie zarumieniłam się! Czy ty coś piłeś?
– Nie, a w każdym razie nie w ciągu ostatnich dwóch godzin. Charlie, o której wyjechaliśmy? – zawołał do mężczyzny siedzącego za kierownicą.
– O czwartej rano, sir – odpowiedział uprzejmie mężczyzna z tatuażem.
– Naprawdę? To znaczy, że jestem zupełnie trzeźwy. No cóż, może nie tak całkiem. Jesteśmy już na miejscu. – Samochód zatrzymał się przed ambasadą. – Aha, zapomniałbym. Louis prosił, żeby ci przekazać wyrazy miłości oraz to.
Nieoczekiwanie pochylił się w jej stronę i pocałował ją. Pocałunek był powolny i zmysłowy i Sabrina sama nie wiedziała, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego, spragniona jak wędrowiec na pustyni. Wypełniła ją dziwna tęsknota, oszałamiająca potrzeba, żeby… właśnie, żeby co? Na szczęście, zanim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, Sebastian odsunął się od niej, wpatrując się w nią hipnotycznym spojrzeniem.
– Jak śmiałeś? – Poruszona do głębi, usłyszała klaśnięcie własnej dłoni, która uderzyła go w policzek.
– Nie bij posłańca, cara – westchnął, podnosząc dłoń do twarzy.
– Jesteś podły! – wykrztusiła i omal nie wypadła z samochodu, gdy jakiś mężczyzna w wojskowym mundurze otworzył drzwi.
Poszła sztywno w stronę schodów prowadzących do wejścia, słysząc za plecami jego śmiech.