CO TO ZNACZY... - ebook
CO TO ZNACZY... - ebook
Króciutkie i zabawne opowiadania, które składają się na tę książkę, znają już zapewne wszyscy czytelnicy piątkowego dodatku dla dzieci "Gazety Wyborczej" – "Komiksowo".
Do wydania tej książki zachęciły nas liczne głosy nauczycieli i rodziców, którzy odczuwali brak tego typu publikacji na polskim rynku.
Grzegorz Kasdepke – w sposób lekki i pogodny tłumaczy najpopularniejsze związki frazeologiczne, z jakimi na co dzień spotykają się dzieci. Jak zwykle u tego pisarza, dydaktyzm jest przesłonięty poczuciem humoru, dzięki czemu jego opowiadania bawią w równym stopniu najmłodszych czytelników, jak i osoby dorosłe.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-927-1 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
niektórzy dorośli zachowują się, jakby pozjadali wszystkie rozumy, prawda? To znaczy są strasznie przemądrzali i dziwią się, jeżeli czegoś nie wiecie. Jakby zapomnieli, że niedawno sami jeszcze byli dziećmi i nie zawsze rozumieli, co na przykład znaczy: dzielić włos na czworo, czuć do kogoś miętę lub mieć spóźniony zapłon. Nie przejmujcie się nimi. Jeżeli są na tyle niemądrzy, że nie chcą Wam czegoś wytłumaczyć, zawsze możecie sięgnąć po – uwaga, teraz będzie trudna nazwa! – słownik frazeologiczny. Tam znajdziecie wytłumaczenie wszystkich niezrozumiałych powiedzonek. Zaś w książce, którą trzymacie właśnie przed oczami, przeczytacie aż sto jeden króciutkich i zabawnych opowiadań tłumaczących najpopularniejsze wyrażenia. Na samym końcu znajdziecie ich spis. Możecie czytać te opowiadania po kolei – od pierwszego do ostatniego, możecie też czytać je na wyrywki – raz te, raz tamte, raz krótsze, raz dłuższe. Każde mówi o czym innym, więc nie musicie się obawiać, że czegoś nie zrozumiecie, jeśli przyjdzie Wam do głowy czytać tę książkę, powiedzmy, od końca. Tym, co je łączy, jest osoba bohatera. We wszystkich opowiadaniach występuje sympatyczny chłopiec o imieniu Bartuś. Jak i jego rodzina, koledzy i nauczyciele. Dobrze by było, abyście się zapoznali z nimi przed lekturą. Ale jeśli nie macie na to ochoty – Wasza sprawa. Tak czy siak na pewno będziecie bawili się dobrze. Czego Wam życzy...
Grzegorz Kasdepke
Ani na lekarstwo
Bartuś lubi jeździć do babci, bo babcia dokarmia go słodyczami. Po dwóch dniach jest zwykle grubszy o cztery kilogramy.
– Dużo zostało tych pierniczków? – zapytał Bartuś leżąc nieruchomo przed telewizorem.
Babcia zajrzała do miseczki.
– Ani na lekarstwo… – powiedziała.
Bartuś spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Z pierniczków robi się lekarstwa?…
Babcia roześmiała się.
– Ani na lekarstwo… – zaczęła wyjaśniać – to znaczy bardzo, bardzo mało, prawie nic.
– Czyli coś jeszcze zostało? – oblizał się Bartuś.
– Okruszki… – mruknęła babcia. I natychmiast je zjadła.Biały kruk
Dziadek Bartusia ma dwie życiowe pasje: jedną z nich jest jego żona, a drugą – czytanie książek. Nie przepada natomiast za zwierzętami.
Jakież więc było zdziwienie Bartusia, gdy dowiedział się, że dziadek trzyma w domu białego kruka!…
– Pokażesz mi?… – Bartuś aż podskakiwał z niecierpliwości.
Dziadek, dumny jak paw, ruszył do swego gabinetu, a po chwili wrócił z… rozpadającą się książką w ręku.
– Co to jest?! – Bartuś nie umiał ukryć zawodu.
– Prawdziwy rarytas!… – mlasnął z zachwytem dziadek. – Rzadkość na rynku, wydano ją ponad sto lat temu!…
Bartuś spojrzał na książkę krytycznym wzrokiem.
– Ale co ona ma wspólnego z białym krukiem?…
– Jak to co?! – zirytował się dziadek. – Znaleźć białego kruka byłoby równie trudno, jak tę książkę!… Rozumiesz?
Bartuś wzruszył ramionami. Ech, ci dorośli…Biec jak na skrzydłach
Tata Bartusia postanowił wziąć udział w maratonie. Co było tym bardziej zaskakujące, że nigdy wcześniej nie trenował. Teraz jednak codziennie po przyjściu z pracy zakładał dres – i biegał tam i z powrotem po osiedlowych alejkach. „Biegał” – to za dużo powiedziane. Przez pierwszych pięć minut truchtał, a potem już tylko powłóczył nogami – nie zapominając jednak o sportowej minie.
– A może powinieneś przełożyć start na przyszły rok?… – zaproponowała nieśmiało mama.
Tata jednak nie chciał o tym słyszeć.
– Maraton dopiero za miesiąc – wysapał ciężko. – Do tego czasu będę biegał jak na skrzydłach!…
Bartuś spojrzał pytająco na mamę. Jak na skrzydłach?!…
– To znaczy lekko, szybko, bez zmęczenia… – westchnęła mama patrząc na znikającego za blokiem tatę. Nie mogła uwierzyć w ten miesiąc…
Jakież więc było jej zdumienie, gdy po chwili ujrzała swego męża biegnącego z powrotem – i to w wielkim tempie.
Za nim – jeszcze szybciej – pędził bulterier sąsiadów.
– To jest właśnie bieg jak na skrzydłach?… – upewnił się Bartuś.
– Prawie… – wyjąkała mama. – Trochę za mało w nim radości…