Co wiemy o miłości - ebook
Co wiemy o miłości - ebook
Wes wierzy, że miłość to wynik reakcji chemicznej. Krótka chwila oszołomienia, która odbiera nam rozum. Jest sceptyczny, gdy Vivian, jego podwładna, prezentuje mu aplikację dla sfrustrowanych singli szukających partnera. Wystarczy smartfon, by znaleźć szczęście? Bzdura, ale na pewno można na tym sporo zarobić. Zgodne zainteresowania to gwarancja udanego związku? Tak twierdzi Vivian, gdy wspólnie analizują ten projekt. Każde broni swoich racji, ale może zamiast szukać definicji miłości, powinni się skupić na własnych uczuciach.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9335-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czyli mam rozumieć, że ta mała ikonka z sercem i kluczykiem zrewolucjonizuje zwyczaje randkowe całego narodu. Wystarczy, żebym dotknął jej palcem, a ona magicznie zaprowadzi mnie do kobiety, którą pokocham od pierwszego wejrzenia. – Wesley Robinson odsunął smartfon z drwiącym prychnięciem. – Co za stek bzdur.
Vivian Blair spojrzała gniewnie na mężczyznę siedzącego za szerokim mahoniowym biurkiem. Nie obchodziło jej, że jest jej przełożonym, a zarazem kierownikiem działu badań i rozwoju w Robinson Tech. Ani że nigdy przedtem nie spotkała tak seksownego faceta. Ten projekt był jej dzieckiem.
– Słucham? – zapytała, nie kryjąc oburzenia. – Ta mała ikonka, którą właśnie nazwał pan stekiem bzdur, jest produktem pana firmy. Firmy należącej do pańskiej rodziny. Zapomniał pan, że sam pan zaakceptował ten projekt miesiące temu?
Wesley zignorował jej wybuch.
– O niczym nie zapomniałem, Vivian.
Przez sześć lat jej pracy w firmie Wes Robinson tylko kilka razy zwrócił się do niej po imieniu, co za każdym razem robiło na niej potężne wrażenie.
– W takim razie dlaczego tak lekceważąco się pan o nim wypowiada? Był pan przekonany, że zarobimy na nim kupę kasy.
Wes nonszalancko odchylił się na fotelu. Zsunął z nosa szylkretowe okulary i spojrzał na nią z zadowolonym uśmieszkiem. Vivian poczuła bardzo nieprofesjonalną pokusę, żeby pokazać mu język.
– Nadal uważam, że zarobimy na tej aplikacji – odparł. – I to sporo. Ale jestem gotów się założyć, że po kilku miesiącach popularność aplikacji zacznie spadać, ponieważ ludzie uświadomią sobie, że nie spełnia obietnic. Zaryzykuję założenie, że początkowa sprzedaż aplikacji zrekompensuje jej krótką żywotność.
Pochyliła się do przodu.
– Proszę wybaczyć moją śmiałość, panie Robinson, ale pan się myli – oświadczyła. – Moje badania dowodzą, że zgodność charakterów jest kluczem do znalezienia idealnego partnera. Aplikacja przedstawi użytkownikowi listę pytań. Jeśli odpowie zgodnie z prawdą, algorytm połączy go z idealnym partnerem.
– Wybacz, ale to pic na wodę. Jak myślisz, czy kiedy mężczyzna dosiada się do kobiety w barze, to ma w głowie listę pytań? Oczywiście, że nie. Interesuje go tylko odpowiedź na jedno pytanie: uda się, czy się nie uda. Nie obchodzi go, że ta kobieta jada rybę dwa razy w tygodniu, chodzi piechotą milę dziennie i ma kota.
– Przypominam, że ta aplikacja nie jest instrumentem do zawierania znajomości na jedną noc! To pomoc dla samotnych ludzi, którzy szukają partnera na całe życie. Słyszał pan już kiedyś o takiej koncepcji?
Wes skrzywił się ironicznie i Vivian pozwoliła sobie przez moment podziwiać jego rysy. Doszła do wniosku, że w wieku trzydziestu trzech lat zdecydowanie osiągnął szczyt atrakcyjności. Wielu kolegów i koleżanek Vivian z Robinson Tech miało problem z odróżnianiem Wesa od jego brata bliźniaka, Bena, nowo mianowanego dyrektora operacyjnego firmy. Ale Vivian nigdy ich nie pomyliła. W odróżnieniu od brata, Wes rzadko chodził w garniturze i pod krawatem, częściej w dżinsach lub bojówkach. Styl ubierania się nie był jedynym, co ich odróżniało. Trudno byłoby znaleźć dwa bardziej odmienne charaktery. Bena był energiczny i towarzyski, Wes cichy i pełen rezerwy.
– Rozumiem, że mówisz o małżeństwie – powiedział wyraźnie znudzony. – Przez ostatni miesiąc tyle się o tym nasłuchałem, że wystarczy mi na całe życie.
Vivian domyśliła się, że mówi o ślubie Bena, który miał odbyć się za dwa tygodnie, w walentynki. Wes nigdy nie miał dziewczyny na stałe, a na pewno nie był zaręczony. Ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co ten mężczyzna robi w wolnym czasie. Była tylko jedną z wielu osób, które pracowały dla rodziny Robinsonów.
– Co innego mogę mieć na myśli? Jeśli ktoś znajdzie swoją drugą połówkę, małżeństwo to naturalna kolej rzeczy – stwierdziła. Podniosła wzrok na swojego pracodawcę, który skrzywił się z niezadowoleniem. Zdała sobie sprawę, że przypadkiem dowiedziała się całkiem sporo o jego życiu prywatnym, choć nigdy nie planowała, żeby ta rozmowa zamieniła się w debatę o randkowaniu, miłości i seksie. Vivian nie rozmawiała na takie tematy z mężczyznami.
– Małżeństwo nie jest powodem, dla którego konsumenci będą kupować tę aplikację – powiedział cierpko. – Ale niezależnie od ich motywów, ten koncept nie zadziała. W relacjach między kobietą i mężczyzną chodzi o chemię. To ta iskra łączy ludzi, a nie zgodne upodobania.
Iskry? Vivian pomyślała, że może i byłoby fajnie, gdyby mężczyzna wziął ją w ramiona i rozpalił jej zmysły, ale namiętność nie trwa wiecznie. Miała okazję zobaczyć na przykładzie rodziców, co się dzieje, kiedy namiętność wygasa i zastępuje ją codzienność. Jej matka wypruwała sobie żyły, żeby wychować trójkę dzieci, gdy ojciec odszedł i związał się z młodszą kobietą. Teraz jej matka żyła samotnie, zbyt rozczarowana, żeby szukać szczęścia.
– Może pociąg fizyczny zbliża ludzi, ale to nie on sprawia, że ich związek przetrwa próbę czasu – utrzymywała. – I to jest problem, który rozwiąże Mój Idealny Partner. Dlatego aplikacja odniesie sukces. Trwałe związki naszych użytkowników będą najlepszą reklamą.
– Doceniam pani entuzjazm, pani Blair.
Wyraźnie się z nią nie zgadzał i ten fakt denerwował Vivian o wiele bardziej, niż powinien. Niby rozumiała, że ten projekt nie ma nic wspólnego z osobistymi poglądami, chodziło o zyski. Jednak cyniczne opinie Wesa na temat relacji damsko-męskich wciąż doprowadzały ją do szału.
– Mimo to uważa pan, że się mylę – odparła. – Jeśli jest pan taki pewny, że to będzie niewypał, to dlaczego zaakceptował pan ten projekt? Za dwa tygodnie, w walentynki, aplikacja zadebiutuje. Nie uważa pan, że jest trochę za późno, żeby się wycofać?
– Skąd pomysł, że chcę się wycofać? Pani Blair, przede wszystkim jestem biznesmenem. Wierzę, że konsumenci są naiwni, i nabiorą się na te głupoty. Jeśli chodzi o mnie, to skuteczność aplikacji niezbyt mnie interesuje.
Wes patrzył, jak Vivian Blair prostuje się, sięgając do górnego guzika bluzki. Wyglądało na to, że udało mu się wyprowadzić ją z równowagi, co nieco go zaskoczyło. Dotąd zawsze była w jego obecności chłodna i opanowana. Przez sześć lat pracy dowiodła, że jest zaangażowaną, pomysłową i inteligentną pracownicą. Jej praca zawsze robiła na nim wrażenie, ale jako kobieta nigdy go nie interesowała. Aż do teraz, kiedy spiorunowała go wzrokiem.
Zaskoczony, na moment zapomniał, że ma przed sobą podwładną. Nigdy nie myślał o Vivian Blair jako o kimś więcej niż koleżance z pracy, mądralińskiej programistce z głową na karku. Ubierała się schludnie i skromnie. Jedyna biżuteria, jaką nosiła, to skromny sznur pereł albo krzyżyk na delikatnym złotym łańcuszku. Jej pantofle były płaskie i nudne. Jej błyszczące, miodowobrązowe włosy sięgały ramion, ale rzadko nosiła je rozpuszczone.
Nie, Vivian Blair nie należała do kobiet, za którymi mężczyźni oglądają się na ulicy. Ale teraz pasja błyszcząca w jej oczach zaintrygowała Wesa…
Pochylił się do przodu, oparł łokcie na blacie biurka i zmusił ją, żeby spojrzała mu w oczy.
– Ma pani z tym problem? – zapytał.
– Niby dlaczego? Pana praca to zarabianie pieniędzy. Moja to tworzenie produktu, na którym można zarobić. Dzięki mojej aplikacji odniesiemy sukces.
Wyraźnie walczyła o odzyskanie spokoju. Wes odkrył, że obmyśla ripostę, która znów wytrąciłaby ją z równowagi. Oglądanie tego byłoby zabawne. Ale nie był tutaj po to, żeby się dobrze bawić, i nie miał na to czasu. Nie, kiedy jego brat bliźniak, dyrektor operacyjny Robinson Tech, oczekiwał od Wesa, że każdego dnia położy na jego biurku nowy lukratywny projekt.
– Wróciła pani na właściwe tory, pani Blair.
Sięgnęła po mały notes i długopis.
– Czy dalej planujemy jutro udzielić wywiadu na żywo?
– Oczywiście. Dzisiaj rano rozmawiałem z producentem _Dzień dobry, USA._ Wchodzimy o dziewiątej piętnaście czasu centralnego. Spodziewam się, że będzie pani gotowa.
– Gdzie chcą to nakręcić? W sali konferencyjnej?
– Tutaj, w moim gabinecie. – Wskazał okno za sobą. – Będziemy siedzieć przed szybą, żeby tłem była panorama miasta. Wiesz, ludzie zbyt zajęci i zaganiani, żeby znaleźć partnera na randkę, więc pomagają sobie aplikacją – dodał z przekąsem.
– Chodzi o coś więcej niż o znalezienie partnera na randkę. To…
Wes podniósł rękę, zanim zaczęła kolejne kazanie o zgodności charakterów i stałych związkach. Nie chciał niczego na stałe i z całą pewnością nie szukał żony. Oglądanie matki, cierpiącej przez zbyt wiele lat w pozbawionym miłości małżeństwie, upewniło go, że nie chce tego samego dla siebie.
– Proszę zostawić te wykłady na jutro – poradził. – To konsumentów ma pani przekonać, nie mnie.
Vivan przycisnęła notes do piersi i Wes mimowolnie zastanowił się, czy kiedykolwiek trzymała tak mocno mężczyznę. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Ale przecież nie miał pojęcia, jak wygląda jej życie prywatne. Całkiem możliwe, że poza murami Robinson Tech porzucała profesjonalny wizerunek i zamieniała się w dziką kocicę. Uśmiechnął się na tę myśl.
– Ma pan pojęcie, jakie pytania będzie zadawał prowadzący? Chciałabym jak najlepiej się przygotować.
– Podczas tego spotkania miałaś mnóstwo do powiedzenia na temat swojego produktu – przypomniał jej. – I jestem pewien, że jutro też nie zabraknie ci słów. Po prostu wyjaśnisz, na czym polega nasz produkt i jak działa. Ja natomiast będę promował naszą firmę. To będzie świetna reklama.
Vivian położyła notes na kolanach, odsłaniając subtelną krzywiznę swoich piersi pod białą koszulą. Wes skarcił się w duchu. Do diabła, co z nim było nie tak? Naprawdę nie musiał ukradkiem pożerać wzrokiem koleżanek z pracy. Miał mnóstwo kobiet gotowych w każdej chwili pójść z nim na randkę. Na pewno nie powinien interesować się Vivian.
– Tak, reklama jest tym, czego potrzebuje również nasza aplikacja – odparła sztywno. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.
– Dlaczego miałoby nie pójść?
– Nigdy wcześniej nie występowałam w telewizji.
– Jest na pewno wiele rzeczy, których nigdy pani nie robiła, pani Blair. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
– Świetny sposób, żeby kogoś uspokoić!
– Nie jestem pani niańką, pani Blair.
– Dzięki Bogu.
Powiedziała to tak cicho, że w pierwszej chwili Wes myślał, że się przesłyszał. A kiedy doszedł do wniosku, że usłyszał dobrze, zirytował się.
– Co pani powiedziała? – zapytał ostro.
– Pytałam, czy jest jeszcze coś, co chce pan ze mną przedyskutować.
W każdej innej sytuacji pracownik, który wyskoczyłby z takim tekstem, dostałby od Wesa naganę. Ale z jakiegoś powodu postanowił odpuścić Vivian Blair.
– Nie. Proszę być w moim gabinecie nie później niż o ósmej czterdzieści pięć. Nie chcę żadnych błędów ani wpadek.
– Obiecuję, że będę na czas. – Vivian wstała i ruszyła w stronę drzwi.
– Pani Blair! – zawołał za nią, zanim zdążył się powstrzymać. – Czy jutro, podczas wywiadu, mogłaby pani nie wyglądać tak… poważnie? Byłoby dobrze, gdyby pani strój był bardziej… odpowiedni do prezentacji takiej romantycznej aplikacji.
Wyprostowała się jak struna, patrząc na niego z oburzeniem i niedowierzaniem.
– Innymi słowy, seks się sprzedaje – syknęła. – To właśnie próbuje mi pan powiedzieć?
Wes uświadomił sobie, że pewnie zabrzmiało to prostacko. Ale Vivian powinna rozumieć, że biznes to biznes. Mimo to coś w jej oburzeniu sprawiło, że zalała go fala gorąca. Miał nadzieję, że w przyćmionym świetle Vivian nie zauważyła jego zażenowania.
– Pani Blair, nie ma powodu, żeby czuła się pani urażona. Nie próbuję wykorzystać pani ani tego, że jest pani kobietą. Próbuję sprzedać produkt. Pani atrakcyjny wygląd może pomóc, a na pewno nie zaszkodzi.
Vivian była kilka metrów od niego, ale i tak widział, jak westchnęła ciężko. Przez ułamek sekundy czuł pokusę, żeby znowu zobaczyć ten ogień w jej oczach. Najwyższym wysiłkiem woli zmusił się, żeby zostać na miejscu i zachowywać się, jak przystało na przełożonego.
– A jaki będzie pana udział w tym przedstawieniu, panie Robinson? Planuje pan wydepilować pierś i rozpiąć koszulę do talii?
Minęła chwila, zanim Wes przetrawił jej pytanie, ale kiedy mu się to udało, wybuchnął śmiechem.
– _Touché_, Vivian. Sądzę, że na to zasłużyłem.
– Owszem, zasłużył pan – odparła sucho, po czym obróciła się i wyszła z pokoju.
Patrząc, jak zamykają się za nią drzwi, Wes uświadomił sobie, że minęły całe dni, odkąd się z czegoś śmiał. Dziwne, że to przemądrzała kobieta wywołała uśmiech na jego twarzy.
Kręcąc głową z niedowierzaniem, obrócił się z powrotem do biurka i sięgnął po stertę raportów.
Vivian była pewna, że wszyscy zauważą jej wzburzenie. Aż do dzisiaj nigdy nie pozwoliła sobie myśleć o Wesie Robinsonie jako o kimś więcej niż swoim szefie. Starała się być odporna na jego urok. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, że aby go dojrzeć ze swojej ligi, musiałaby użyć lornetki. Ale ich spotkanie tego ranka pozwoliło jej zobaczyć go w innej odsłonie niż zwykle. I nie podobało jej się to, co zobaczyła.
– Cześć, Viv. Gotowa na lunch?
Vivian przycisnęła palce do czoła i obejrzała się na George'a Townsenda stojącego przy jej biurku. Był wysokim, tęgim mężczyzną po pięćdziesiątce, o rudych włosach i gęstej brodzie w tym samym kolorze. Poza rodzicami, mieszkającymi tysiąc kilometrów od niego, nie miał żadnej rodziny. Wydawało się, że traktowanie współpracowników jako swojej rodziny mu wystarcza. Prawie wszyscy w dziale traktowali George'a jak dziwaka. Poza Vivian.
Przez lata wspólnej pracy zbliżyła się do George'a. Teraz traktowała go bardziej jak brata niż współpracownika. Ceniła sobie relację z człowiekiem, którego uważała nie tylko za komputerowego geniusza, ale też za dobrego człowieka. Nie obchodził go jej wygląd, ani stan konta bankowego.
– To już? Nie jestem jeszcze głodna. – Właściwie to w tej chwili czuła się tak źle, że wątpiła, czy przez resztę dnia uda jej się cokolwiek przełknąć. Wspomnienie zarozumiałych odzywek Wesa Robinsona wciąż sprawiało, że gotowała się z oburzenia.
– Już prawie dwunasta – odparł, marszcząc brwi. – Kupiłem nam ciasto z jeżynami – dodał kusząco.
Vivian westchnęła, odłożyła ołówek i wstała. Dla George'a była w stanie się poświęcić.
– No dobrze – powiedziała. – Wyloguję się i możemy iść.
Razem przeszli przez biuro i weszli do sporego pokoju socjalnego wyposażonego w rząd szafek, lodówkę, mikrofalówkę, kuchenkę i ekspres do kawy. Mimo że była pora lunchu, przy długich stołach siedziało tylko kilka osób. Siedziba Robinson Tech mieściła się w centrum Austin, więc większość pracowników z działu Vivian jadła lunch na mieście. W promieniu kilkuset metrów było kilka dobrych restauracji, które potrafiły sprawnie obsłużyć spieszących się klientów. Ale Vivian zwykle przynosiła swoje jedzenie i zostawała w biurze.
– Wygląda na to, że większość twoich koleżanek wyszła – stwierdził George, kiedy usiedli naprzeciwko siebie. – Najwyraźniej nie przeszkadza im zimno.
Vivian też nie przeszkadzało zimno, ale nie lubiła siedzieć przy stoliku z grupą rozchichotanych kobiet, które rozmawiały o modzie i facetach.
– Wiatr dzisiaj rano był bardzo zimny – zgodziła się. – Dotarłam do pracy, zanim moje auto w ogóle zdążyło się nagrzać.
Ubierając się tego ranka, zdecydowała się na cieplejszy strój: ciemnoszare spodnie i oksfordki. Szary sweter, który włożyła na białą bluzkę koszulowaą, wydawał jej się całkowicie odpowiedni, ale teraz, patrząc na siebie, zaczęła wątpić w swoje wyczucie stylu.
Niech diabli wezmą Wesa Robinsona! Co on w ogóle wiedział o kobietach, seksie i romantyzmie?
Pewnie więcej, niż ty, Vivian, przyznała w duchu. Minęły tygodnie od twojej ostatniej randki, która była równie ekscytująca, co oglądanie gąsienicy wspinającej się na źdźbło trawy.
– No, w gabinecie pana Robinsona musiało być bardzo ciepło – skomentował George między kęsami kanapki. – Wyglądałaś na zgrzaną, kiedy wróciłaś do siebie.
Vivian obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem.
– Zauważyłeś?
George uśmiechnął się.
– Po prostu akurat podniosłem głowę. Coś poszło nie tak?
– Po prostu nie zgadzam się z jego poglądami, to wszystko. Szczerze mówiąc, będę szczęśliwa, kiedy kampania mojej aplikacji się skończy. Jestem programistką, George. Nie pracuję w marketingu.
– Ale udzielisz tego wywiadu dla telewizji?
Grymas na twarzy Vivian dokładnie wskazywał, co myśli o wystąpieniu w ogólnokrajowej telewizji oglądanej przez miliony ludzi.
– Nie mam wyboru. Pan Robinson chce, żebym wytłumaczyła, jak działa aplikacja.
– To ma sens. W końcu to twoje dziecko – zauważył George.
Vivian wyciągnęła rękę przez stół i poklepała go po ramieniu.
– Nigdy nie stworzyłabym tej aplikacji bez twojej pomocy, George. To ty jesteś czarodziejem. Moim zdaniem jesteś w stanie wytłumaczyć, jak to działa.
George zaśmiał się.
– Tylko pod względem technicznym.
Vivian stała tego ranka prawie dziesięć minut w Garcia's Deli tylko po to, żeby kupić jedną z pysznych kanapek z wieprzowiną, ale teraz każdy kęs zdawał się utykać jej w gardle.
– Pytania dla korzystających z aplikacji zostały opracowane przez zespół psychologów. Wierzę, że to ma sens. I ty też powinieneś wierzyć, George. Inaczej nasze dziecko będzie niewypałem.
George wzruszył ramionami.
– Nie martwię się. Już mieliśmy kilka wpadek i przeżyliśmy. Nie wszystko, co tworzymy, musi odnieść sukces.
Tak, w czasach ekspresowego rozwoju technologii trudno było przewidzieć, na co klientela wyda swoje ciężko zarobione pieniądze. Ale Vivian wiedziała z własnego doświadczenia, jak bolesna jest samotność. Jej wielokrotne nieudane próby odnalezienia prawdziwej miłości popchnęły ją do stworzenia aplikacji dla singli. W wieku dwudziestu ośmiu lat nie musiała jeszcze uważać się za starą pannę, ale zaczynała mieć dość randkowania, które nigdy nie kończyło się poważną relacją. Jej własna frustracja nasunęła jej myśl, że jest wielu samotnych ludzi, którzy chętnie skorzystają z aplikacji.
– To prawda. Ale dla tego projektu naprawdę nadstawiłam karku. Jego sukces jest dla mnie ważniejszy, niż cokolwiek innego. Dlatego nie mogę zawalić tego wywiadu jutro.
Dobroduszna twarz George’a rozciągnęła się w uśmiechu..
– Nie myśl o stresie. Po prostu patrz w kamerę i udawaj, że mówisz do mnie. Wypadniesz świetnie.
Świetnie? Siedząc przed kamerą telewizyjną z Wesem Robinsonem? Będzie miała szczęście, jeśli się nie skompromituje.ROZDZIAŁ TRZECI
Pięć minut później Wes i Vivian siedzieli obok siebie w czarnych fotelach i patrzyli w ustawiony przed nimi monitor. Kilka kroków od nich stał Antonio, wskazując ekran.
– Przygotujcie się – poinstruował. – Kiedy ta reklama się skończy, Ted was przywita i przedstawi.
Nagle serce Vivian zaczęło walić tak mocno, że nie słyszała własnych myśli. Ale choć bardzo chciała przykucnąć za krzesłem i schować się przed kamerą, musiała pozostać u boku Wesa i stawić czoła publiczności.
Jej ręce były splecione na podołku; miała wrażenie, że jej usta są pełne kredy. Właśnie kiedy usiłowała przekonać samą siebie, że nie będzie panikować, poczuła dłoń na policzku.
Obróciła się i zdała sobie sprawę, że ręka należy do Wesa, który delikatnie wsunął jej kosmyk włosów za ucho.
– Żeby lepiej było widać twoją twarz – wyjaśnił szeptem.
Jakby Vivian nie była już dostatecznie zdenerwowana, ten mężczyzna dotykał jej, jakby byli parą kochanków!
– Myślę, że…
– Zaraz wchodzimy – przerwał jej Antonio. – Trzy, dwa, jeden… już!
Vivian wyprostowała się sztywno i wbiła wzrok w ekran. Czuła się kompletnie ogłuszona. Obok niej Wes wygodnie odchylił się na krześle i uśmiechnął do kamery.
Właśnie kiedy pomyślała, że Wes powinien był zostać aktorem, na ekranie pojawił się Ted Reynolds. Ubrany był w ekstrawagancką, jaskrawoczerwoną marynarkę i niebieski krawat we wzory. Przez słuchawkę słyszała, jak zwyczajowo wita ją i Wesa w programie i przedstawia ich widzom.
Kiedy uprzejmie odpowiedzieli na jego powitanie, Ted rozpoczął wywiad. Poprosił Wesa, żeby pokrótce opowiedział o firmie, a ten gładko opisał, czym zajmuje się Robinson Tech i jakie postępy poczynili w ostatnich latach.
Vivian walczyła, żeby skupić się na rozmowie między dwójką mężczyzn. Ale przegrywała tę walkę. Zamiast kontrolować sytuację, jej umysł zaczął schodzić na manowce. Takie, jak cierpki zapach drogiej wody kolońskiej, który roztaczała biała koszula Wesa. Jego zmierzwione loki i smukłe palce. Na prawej ręce miał ciężki pierścień z onyksem, ale lewa była pusta. Nie, pomyślała ironicznie. Wes nigdy nie będzie nosił obrączki na lewej ręce. Chyba że natknie się na perfekcyjną księżniczkę, która zawróci mu w głowie.
Po chwili skupiła wzrok na monitorze. Może jeśli będzie patrzeć na Teda Reynoldsa, zapomni, że obok niej siedzi Wes.
Tymczasem popularny gospodarz programu kontynuował wywiad.
– W ostatnich kilku latach Robinson Tech dało nam kilka świetnych produktów. Te tablety dla dzieciaków… Kiedy pojawiły się na rynku, moja córka bez przerwy marudziła, żeby go jej kupić. Uwielbia go, tak przy okazji. Myślisz, że ta nowa aplikacja odniesie taki sam sukces?
Vivian spojrzała na Wesa i zastanowiła się, ile gry aktorskiej będzie to wymagało od jej szefa. Sukces? Zacisnęła usta, żeby nie zaśmiać się nerwowo. Czemuż nie miałby postawić na szczerość i powiedzieć Tedowi, że to stek bzdur?
Wes uśmiechnął się tak szeroko, że zrobił mu się dołeczek w policzku, a Vivian stłumiła jęk frustracji. Dotąd nigdy nie wysilił się, żeby pokazać tę czarującą stronę w jej obecności. Właściwie to nie sądziła, że w ogóle potrafi być czarujący. Szybko uczyła się, że Wes ma wiele oblicz, których wcześniej nie widziała.
– Jestem pewien, że nasza nowa aplikacja odniesie sukces – odparł gładko. – Przyda się osobom w każdym wieku. Ostatecznie miłość nie ma limitu wiekowego. Nie sądzi pan?
– Lepiej, żebym się zgodził, Wes. Inaczej moja żona każe mi dzisiaj spać w budzie.
Zauważyła, że Wes i Ted śmieją się, jakby połączyło ich jakieś telepatyczne, męskie porozumienie. To odkrycie wzburzyło ją nie mniej niż bliskość Wesa.
Tymczasem Ted kontynuował.
– Czyli mówisz, że wszyscy ludzie zainteresowani znalezieniem partnera, niezależnie od wieku, mogą osiągnąć to za pomocą waszej aplikacji _Idealny_ _Partner_?
– Jestem tego pewien – odparł bez wahania Wes.
Prowadzący wydawał się nieco zaskoczony pewnością Wesa. Vivian oniemiała. Spodziewała się, że zostawi sobie pole do manewru, na wypadek gdyby aplikacja okazała się porażką. Czy to była część jego gry? Jeśli tak, to co jeszcze udawał?
– Wow, odważne słowa – odparł Ted. – Zwłaszcza ze strony wiceprezesa firmy.
– Wiceprezesa działu badań i rozwoju – poprawił Wes.
– Och, okej. No dobrze, możesz mi powiedzieć, jak to ma działać? – Mężczyzna uśmiechnął się chytrze. – Powiedzmy, że jestem samotnym facetem, szukającym kobiety, z którą mógłbym się ustatkować. Jak ta aplikacja ma mi pomóc?
– No, na pewno oszczędzisz na drinkach – zażartował Wes, łagodząc swoją odpowiedź kolejnym szerokim uśmiechem. – A tak poważnie, myślę, że Vivian jest w stanie lepiej odpowiedzieć na to pytanie.
Vivian fizycznie poczuła, jak miliony oczu skupiają się na jej twarzy. Jej puls przyspieszył jeszcze bardziej, sprawiając, że usłyszała głośny szum w uszach. Zerknęła na Wesa, po czym spojrzała szeroko otwartymi oczami na uśmiechniętego Teda.
– Witam ponownie, Vivian.
Vivian przełknęła ślinę, ale to niewiele pomogło. Jej głos brzmiał bardziej jak pisk.
– Dzień dobry.
Gospodarz obdarzył ją szerokim, sztucznym uśmiechem. Vivian obiecała sobie w duchu, że nigdy więcej nie włączy _Dzień dobry, USA_.
– Słyszałem, że to ty jesteś mózgiem, stojącym za tym nowym technicznym sposobem znajdowania miłości – powiedział. – Czy możesz wyjaśnić naszej publiczności, jak działa ta aplikacja?
Vivian poruszyła się na krześle, pokonując ochotę, żeby znowu przełknąć śliną.
– Eee… tak. Aplikacja łączy cię z właściwymi osobami. To znaczy, właściwą osobą.
– Możesz rozwinąć? – zachęcił Ted.
– Och, chodzi o pytania. I o to, jak na nie odpowiadasz. Coś takiego.
O Boże, pogrążam się, pomyślała panicznie. Musiała wziąć się w garść, zanim zrobi z siebie kompletną idiotkę!
– No dobrze, powiedzmy, że odpowiedziałem na wszystkie pytania, jakie zadał mi program – kontynuował prowadzący. – A co potem? Kobieta szukająca swojego idealnego mężczyzny zdecyduje, czy podobają jej się moje odpowiedzi? Czy to nie jest to samo założenie, które stoi za wszystkimi serwisami randkowymi?
– Nie. _Idealny Partner_ to co innego. Kobieta nie będzie decydować, czy jej się podobasz – komputer zrobi to za nią – spróbowała wyjaśnić Vivian.
Celebryta zaśmiał się i Vivian nie mogła zdecydować, czy chce schować się pod fotelem, czy rzucić butem w monitor.
– Nie jestem pewien, czy nadążam – powiedział. – Komputer ma mi powiedzieć, która kobieta jest dla mnie idealna? Posłuchaj, jestem całym sercem za nowymi technologiami, ale kiedy chodzi o życie miłosne, to brzmi trochę zimno.
– Zimno, ciepło. W aplikacji nie ma pytania o temperaturę.
– W takim razie co jest? Pytanie o przeszłość kryminalną? – zapytał i zaśmiał się z własnego prymitywnego żartu.
– Tego rodzaju kandydaci zostaną automatycznie usunięci z systemu – odparła Vivian przez zaciśnięte usta. I takie dupki, jak ty, dodała w myślach.
– Dobrze wiedzieć – odparł Ted. – Ale wciąż szukam idealnej kobiety. Powiedz mi dokładnie, jak _Idealny Partner_ ją znajdzie?
– Myślę, że… – Vivian urwała i zerknęła błagalnie na Wesa.
Na szczęście dokończył jej zdanie tak płynnie, jakby mieli to zaplanowane.
– Vivian chciała powiedzieć, że aplikacja usuwa z randkowania element niepewności. Chodzi o kompatybilność, a nie o wygląd czy chemię między ludźmi. Tak, Viv?
Spojrzał z uśmiechem na Vivian, która poczuła się, jakby tonęła w jego oczach. Nigdy dotąd nie zauważyła, że są tak ciepłe i tak intensywnie niebieskie.
– O tak – zaszczebiotała. – Dokładnie.
– No, muszę przyznać, że to nowa koncepcja. I wydajesz się przekonany co do jej możliwości – powiedział Ted do Wesa. – Byłbyś gotów powierzyć swoje życie miłosne aplikacji?
– Oczywiście – odparł gładko Wes.
Gospodarz programu wydawał się zaskoczony jego odpowiedzią.
– Mówisz, że sam planujesz używać aplikacji?
– Planuję zacząć jutro.
Vivian spojrzała ze zdziwieniem na Wesa. Czyżby oszalał? Dopiero co twierdził, że aplikacja się nie sprawdzi. Ted Reynolds i publiczność tego nie wiedzieli, ale ona tak. Dlaczego Wes złożył tak szaloną obietnicę? I to na antenie ogólnokrajowej telewizji!
– Słyszeliście? Wes Robinson nie boi się wkroczyć na rynek matrymonialny! Właśnie zapowiedział, że użyje aplikacji, żeby znaleźć idealną kobietę. Obiecuję, że _Dzień dobry, USA_ będzie śledziło z zapartym tchem tę romantyczną historię!
Podczas gdy Vivian starała się zrozumieć to, co właśnie się stało, prowadzący podsumował spotkanie i rozłączył się. I nawet kiedy jeden z członków ekipy wyjął jej słuchawkę z ucha, wciąż siedziała ogłuszona, tępo patrząc na techników wynoszących sprzęt.
Kiedy w pomieszczeniu zapadła cisza, Wes podszedł do szklanej ściany i westchnął ciężko. Dopiero wtedy Vivian zmusiła się, żeby wstać.
– No, to było cholernie chaotyczne – powiedział.
Vivian wzdrygnęła się. Oczywiście, że był rozczarowany. Zawiodła go i zrobiła z siebie kompletną idiotkę.
– Przepraszam – powiedziała. – W chwili, kiedy weszliśmy na antenę, poczułam, że mam kompletną pustkę w głowie. A Ted Reynolds nie pomagał. Zachowywał się…
– Jak dupek – dokończył.
– Zauważyłeś?
– Do diabła, pewnie, że zauważyłem.
– Wszystko, co chciałam powiedzieć o aplikacji, wyszło źle.
– Zapomnij o tym, Vivian. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. To, co powiedziałaś, nie ma znaczenia. To ja zrobiłem z siebie idiotę.
– O czym pan mówi? Nawet się pan nie zająknął.
Wes przewrócił oczami.
– Wiem, że byaś na innej planecie, ale na pewno słyszałaś, jak powiedziałem, że sam użyję aplikacji.
– Słyszałam. Ale nie rozumiem pana frustracji. Ted Reynolds nie dowie się, czy faktycznie użył pan aplikacji.
– Gdyby to była tylko lipna obietnica złożona wrednemu facetowi z telewizji, nie przejmowałbym się. Ale mówiłem też do widzów. Wiele z tych osób kupuje i używa produktów Robinson Tech. Oczekują od nas szczerości. Wszyscy będą obserwować moje poczynania.
Vivian potarła zmarszczone brwi. Powinna się cieszyć, że jej szef postawił się w takiej sytuacji. Jego nieszczęście było odpowiednią karą za drwiny z aplikacji. Ale co dziwne, udręka na jego twarzy nie przyniosła jej najmniejszej satysfakcji.
– Rozumiem, co ma pan myśli – powiedziała z zamyśleniem. – Jako reprezentant Robinson Tech czuje się pan w obowiązku spełnić obietnicę.
– Cieszę się, że pani mózg znowu pracuje, pani Blair.
– No, jeżeli tak pan uważa… To znaczy, jeżeli naprawdę planuje pan użyć aplikacji, to ja też powinnam.
– Pani? Użyje aplikacji?
– A co? Boi się pan, że udowodnię jej skuteczność?
– Mam nadzieję, że ta cholerna aplikacja odniesie olbrzymi sukces – odparł, po czym zmierzył ją sceptycznym spojrzeniem. – Po prostu nie wiedziałem, że szuka pani idealnego mężczyzny.
Na pewno nie mam go w tej chwili przed sobą, miała ochotę powiedzieć Vivian, ale ugryzła się w język.
– W dzisiejszych czasach próba znalezienia idealnego mężczyzny wydaje się skazana na porażkę, ale jeszcze się nie poddałam – powiedziała z wyższością, po czym poprawiła okulary. – A teraz mam nadzieję, że go znajdę.
Do chytrego uśmieszku, błąkającego się po ustach Wesa, dołączył sugestywny błysk w oku.
– Właśnie uczyniła pani tę klapę dużo bardziej znośną i interesującą. Jestem gotów się założyć, że znajdę moją idealną kobietę na długo przed tym, niż pani znajdzie idealnego dla siebie mężczyznę.
Podekscytowana perspektywą udowodnienia mu, że się myli, Vivian wyciągnęła rękę.
– Zgoda.
– Świetnie – odparł Wes. – Wygra lepszy.
– Nie rozumie pan, panie Robinson. Trzeba mieć nadzieję, że wygra miłość.
Wes odprowadził Vivian zamyślonym wzrokiem. Ledwo zniknęła na korytarzu, kiedy w drzwiach jego gabinetu pojawiła się Adelle.
Sekretarka nie wchodziła do jego prywatnej przestrzeni, chyba, że miała dobry powód. Wes wiedział, że coś musiało się stać. Biorąc pod uwagę zły początek dnia, raczej nie było to nic dobrego.
Zapadł się w pluszowy fotel i przejechał dłonią po twarzy. Adelle energicznie podeszła do jego biurka, stukając szpilkami.
– No dobrze, co się stało? Jest za kwadrans dziesiąta, a ty już wyglądasz, jakbyś potrzebowała się napić.
Adele zatrzymała się przed jego biurkiem i zastukała ołówkiem w wiśniowe drewno.
– No, teraz to się panu udało – oświadczyła. – Jak mam cokolwiek zrobić, kiedy bez przerwy ktoś dzwoni?
– Adelle, wiedziałaś, że dzisiaj będzie wywiad. Miałaś wszystkim mówić, że do nich oddzwonię.
– To nie są zwykłe telefony, panie Robinson. To telefony od gazet, stacji telewizyjnych, radia i wszystkich możliwych mediów. Wszyscy są podekscytowani tym, co mówił pan o aplikacji. Robię, co mogę, żeby ich spławić, ale…
– Czego chcą? Jeśli są zainteresowani reklamowaniem aplikacji, to powinnaś ich przekierować do działu marketingu.
– Dzięki za tę pomocną radę. – Adelle rzuciła mu znudzone spojrzenie. – Jak pan myśli, od kiedy tu pracuję? Od tygodnia?
– Pewnie od ery kamienia łupanego – powiedział Wes, nie kryjąc zniecierpliwienia.
– To prawda. Dłużej, niż jest pan w stanie zliczyć. Sądzę, że zdążyłam załapać, w jaki sposób mam przekierowywać telefony – poinformowała go. – Ale powinien pan wiedzieć, że te telefony dotyczą pana życia prywatnego. Z tego, co rozumiem, media planują zrobić materiał o pana randkach.
– Och, niech to szlag!
– Dokładnie, niech to szlag. Co pan sobie myślał?
Od chwili, kiedy wywiad się skończył, Wes zadawał sobie dokładnie to samo pytanie.
– Najwyraźniej nic myślałem – mruknął, po czym potarł zamknięte powieki. – Ted Reynolds wychodził ze skóry, żeby wyśmiać naszą aplikację. Chciałem mu pokazać, gdzie jego miejsce.
I, co zaskakujące, chciał bronić Vivian. Mimo jej niedorzecznych wypowiedzi rozumiał, że pracowała bez wytchnienia długie godziny, żeby dać konsumentom aplikację. Nie zasługiwała na to, żeby jej wysiłki zostały wyśmiane na antenie ogólnokrajowej telewizji.
– Hm. Podejrzewam, że jeśli znajdzie pan kobietę, która będzie pasować jak rękawiczka do ręki, to zrobi pan z Teda Reynoldsa jeszcze większego głupca. I udowodni pan, że teoria Vivian jest słuszna. Co byłoby dobre – stwierdziła Adelle. – I teraz, kiedy Ben bierze ślub, pana kolej na znalezienie sobie żony.
– Wiesz, nigdzie nie jest napisane, że bliźnięta muszą robić wszystko tak samo – mruknął.
Telefon na biurku Wesa zadzwonił, uniemożliwiając Adelle kąśliwą ripostę. Wes podniósł telefon, żeby odebrać, ale zauważył, że Adelle wychodzi z biura.
– Jeszcze chwilka, Adelle.
Przystanęła w drzwiach i obejrzała się na niego. Z jakiegoś powodu Wes zastanowił się, jak wyglądała, kiedy była w wieku Vivian. Czy była zakochana na zabój w swoim mężu? Czy też facet bardziej przypominał ojca Wesa, Geralda? Co, jeśli aplikacja zaprowadzi Vivian do podobnego łajdaka?
– Coś jeszcze?
Pytanie Adelle pomogło Wesowi się otrząsnąć. Życie osobiste Vivian nie było jego sprawą.
– Tak. Jeśli chodzi o mój osobisty test aplikacji, możesz poinformować media, że zacznę od jutra. Aha, możesz też przekazać, że Vivian również będzie używać aplikacji.
– Vivian? Aprobuje pan to?
– Dlaczego miałbym nie aprobować?
– No właśnie, dlaczego? – parsknęła Adelle. – Ta słodka dziewczyna rzucona na pożarcie wilkom? Nawet nie chcę myśleć, z kim mogłaby się zadać.
Wes jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Vivian wplątanej w pościel z jakimkolwiek mężczyzną. Była zbyt sztywna i wyrachowana, żeby pozwolić sobie na coś tak lekkomyślnego.
– Uwierz mi, Adelle, ta słodka dziewczyna dokładnie wie, co robi.
Sekretarka przewróciła oczami i wyszła z pokoju, a Wes przeniósł uwagę na telefon w swojej dłoni. Zanim zdążył sprawdzić listę nieodebranych, na ekranie wyświetliło się kolejne połączenie przychodzące.
Widząc, że dzwoni Ben, Wes wziął głęboki oddech i usiadł za biurkiem. Jego brat na pewno słyszał o deklaracji Wesa i tarzał się po podłodze ze śmiechu.
Kiedy Vivian wróciła do działu badań i rozwoju, George i Justine już czekali w jej boksie. Po ostrożnym wyrazie ich twarzy poznała, że oglądali jej występ.
Podniosła rękę, uprzedzając ich uwagi.
– Nie musicie mi mówić. To była kompletna porażka.
George współczująco poklepał ją po ramieniu.
– Nie było tak źle.
– Wcale nie – dodała Justine. – I wyglądałaś super w tej fryzurze.
Vivian zmarszczyła brwi.
– Jestem rozczochrana?
– Nie – odparła z chichotem Justine. – Z tymi włosami wsuniętymi za ucho. .
– Moja fryzura była błędem. A moja wypowiedź jeszcze gorszym – dodała z jękiem rozpaczy. – Każde słowo, jakie padło z moich ust, zrobiło ze mnie idiotkę! Pewnie zrujnowałam jakąkolwiek nadzieję na sukces aplikacji.
– Nie uważam tak – odezwał się George. – I co powiedział po wszystkim pan Robinson?
– Pewnie był zły? – dodała Justine, zanim Vivian zdążyła odpowiedzieć.
Vivian westchnęła ciężko, wyminęła ich i opadła na krzesło.
– Nie do końca. Nie jest typem, który okazuje dużo emocji. Widzieliście kiedykolwiek, żeby był zły?
George i Justine pokręcili głowami.
– Nie mamy tyle szczęścia, co ty, Viv – powiedziała Justine. – Rzadko go widujemy.
– Ja nie potrzebuję widywać go częściej – zaznaczył George. – Denerwuję się, kiedy muszę rozmawiać z szefem.
Justine lekceważąco machnęła ręką.
– Technicznie rzecz biorąc nie jest naszym szefem, George.
– Nie oszukuj się – odparł sucho. – Zadrzesz z Wesem Robinsonem, to wylatujesz.
– Jego brat, Ben, jest nowym dyrektorem operacyjnym. Z tego, co słyszałam, Wes był nieźle wkurzony, że nie dostał tej roboty.
Vivian potarła bolącą skroń.
– Justine, proszę, daj spokój. Każdy w tym budynku, kto ma na nazwisko Robinson, jest naszym szefem. Proste i oczywiste. A teraz wybaczcie, ale muszę wracać do pracy.
– Och? Polecenie od szefa? – zapytała Justine.
– Nie do końca. Zamierzam korzystać z aplikacji. Im szybciej, tym lepiej.
– Co? – George spojrzał na nią ze szczerą troską.
Justine zachichotała.
– Ty? Żartujesz, Viv?
– Ani trochę. Wes jest gotowy dać temu szansę. Ja też.
Troska na twarzy George'a pogłębiła się. Podszedł do Vivian.
– Robisz to tylko dlatego, że on to robi?
Dobre pytanie.
– Jeśli twórca nie chce używać swojego własnego produktu, George, to jaki sygnał wysyła konsumentom? Muszę pokazać Wesowi i wszystkim innym, że naprawdę w to wierzę.
– Dobrze, że nie jesteś projektantką trumien – zażartowała Justine.
George posłał jej znużone spojrzenie, po czym znów przeniósł wzrok na Vivian.
– Jesteś pewna, że wiesz, co robisz, Viv?
W odpowiedzi na jego pytanie Vivian podniosła telefon i przescrollowała aplikacje, aż znalazła swoją.
– Nigdy nie byłam pewniejsza. Znajdę mężczyznę mojego życia. Nasze upodobania będą do siebie pasować. Nie będziemy mieli innego wyjścia niż zakochać się w sobie.
Justine jęknęła przeciągle.
– Och, daj spokój. To ja już wolę wracać do pracy.
George musiał pomyśleć to samo, bo obrócił się w stronę wyjścia z boksu.
– Żadnych rad od ciebie, George? – zapytała Vivian.
– Mogę tylko życzyć ci szczęścia, Vivian. Będziesz go potrzebować.
– Co to ma znaczyć?
– Tylko tyle, że wysoko mierzysz.
– Gdzieś jest mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę życia. A aplikacja go dla mnie znajdzie.
– No, jeśli faktycznie tak jest, to Wes Robinson znajdzie kobietę, z którą zechce spędzić resztę życia.