Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Coaching zdrowia w chorobach przewlekłych - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 listopada 2025
22,21
2221 pkt
punktów Virtualo

Coaching zdrowia w chorobach przewlekłych - ebook

Autorka hołduje zasadzie psychosyntezy: „gdy coś przychodzi na czas — jest to edukacja; gdy za późno — to terapia”. W poprzedniej książce UPRZEDZIĆ CHOROBĘ, opisała możliwości zdrowienia, zanim zaistnieje choroba. A jeśli choroba już zamanifestowała się w ciele, czy jest jeszcze szansa zaingerować w postępujący proces? Ta książka daje nadzieję, aby temu sprostać. COACHING ZDROWIA, jako część coachingu życiowego, pokazuje możliwości. Ale to Ty musisz to ROBIĆ każdego dnia, aby zdrowieć!

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8440-032-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Opisy zawarte w książce służą wyłącznie celom informacyjnym i edukacyjnym.

Podstawowym odniesieniem jest własny organizm i konsultowanie swojego stanu zdrowia z odpowiednim specjalistą.

Stwierdzenia zawarte w tym przewodniku reprezentują profesjonalne opinie autorki, która poświęciła tej pracy ponad 50 lat swojego życia Książka jest zapisem wieloletnich badań naukowych i praktycznych autorki, mających na celu zrozumienie funkcjonowania własnego organizmu oraz innych, w tym wielu swoich klientów przez lata, aby wykorzystać informacje do celów edukacyjnych dla tworzenia „modelu edukacji dla przyszłości”, aby po pierwsze nie szkodzić”.

_Mojej Matce,_

_która pokazała mi kierunek,_

_jak tworzyć nowy system_

_dbania o zdrowie i dobrostan_.Przedmowa

Wydawać by się mogło, że zdrowie w żaden sposób nie pasuje do chorób przewlekłych, a ludzie borykają się z nimi całe kolejne lata życia, bez nadziei na zdrowie. Mimo funkcjonującego pojęcia służba zdrowia”, leczenie dotyczy choroby, a nie powrotu do zdrowia, utrzymując pacjenta w bardziej lub mniej stabilnym stanie jego przypadłości.

Niniejsza książka jest pewnego rodzaju prowokacją, przypominającą o zdrowiu jako fundamencie, na którym może zaistnieć choroba, podobnie jak drogowskazem dla drogi powrotnej z choroby do zdrowia.

Książkę tę można wykorzystać jako przewodnik, pozwalający na pewną orientację w przestrzeni, i to zarówno zdrowia jak i choroby i refleksję na temat wyboru właściwej drogi dla siebie oraz podążania nią w odpowiednim kierunku.

W obecnych czasach, mimo dostępności licznych źródeł wiedzy, mała jest świadomość społeczna odnośnie różnych możliwości powrotu do zdrowia. Przyjęta droga medycyny akademickiej — jako jedyny sposób leczenia — dotyczy likwidowania tymczasowo objawów, bez docierania do ich przyczyn, a stąd nie może w pełni spełnić warunków wyleczenia choroby. Jest natomiast sposobem ulżenia pacjentowi w chorobie, nie likwidując jej jednak od korzeni. Długoletnie obciążenie pacjenta przyjmowaniem środków farmakologicznych czy chemioterapii tłumaczone jest w medycynie wyborem mniejszego zła niż narażenie pacjenta na przewlekłe bóle i cierpienie.

Możemy jednak zarówno ubiec chorobę (o czym pisałam w poprzedniej mojej książce p.t. „Uprzedzić chorobę”, podobnie jak znajdować przyczyny jej zaistnienia czy utrzymywania się w organizmie, poprzez sięgnięcie do korzeni — a więc przyczyny jej powstania. Ten sposób, a właściwie wiele możliwości, nie ingeruje w przyjęte leczenie lecz staje się szansą na eliminowanie jej systematycznego „zasilania” poprzez złe nawyki, nałogi, jak też sposób myślenia o sobie i chorobie. Dotyczy także emocjonalnego reagowania w sytuacji stresu, jakim jest choroba oraz docierania do powodu jej powstania, w tym zarówno na skutek wewnętrznego, jak i zewnętrznego stresu.

We współczesnych czasach choroby cywilizacyjne takie jak autoimmunologiczne czy nowotworowe zbierają żniwa. Przyglądając się ich narastaniu przez lata, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mają one progresywną dynamikę, włączającą zarówno cierpienie własne osoby i jej najbliższych, jak i dramatyczne zakończenia. Mimo licznych doniesień, dotyczących wprowadzania coraz to nowych leków onkologicznych, ilość chorych wzrasta w postępie geometrycznym, co niestety nie przekłada się na podobny wskaźnik wyleczeń.

Coraz liczniejsze badania naukowe wskazują, że najgroźniejsze choroby, jakimi są nowotwory, mają liczne źródła, wśród których na pierwszy plan wysuwa się niezdrowy tryb życia, stres i zatrucie środowiska. Każde z tych źródeł może być w znaczący sposób ujęte pod kontrolę, jeśli, jako jednostki weźmiemy odpowiedzialność za nasze zdrowie, a stąd będziemy w stanie uprzedzić chorobę.

Stres jest wyjątkowo ważnym czynnikiem, który podnoszony jest w badaniach jako wyjątkowy element współczesnej egzystencji, który towarzyszy jednostkom już od zarania ich życia. Z racji tego, że system szkolny zignorował psychologiczne aspekty rozwojowe dziecka od wielu pokoleń, efekty tego zbieramy w postaci m.in. nieumiejętności radzenia sobie ze stresem, a w efekcie rozregulowania układów organizmu, w tym szczególnie: nerwowego, hormonalnego, krążenia i przede wszystkim odpornościowego.

Kolejnym źródłem poważnych chorób, uważanych za przewlekłe, postępujące, a nawet nieuleczalne jest niezdrowy tryb życia. Dotyczy on zarówno braku ruchu, jak i niewłaściwego żywienia. Żywność straciła swoje walory odżywiania, a więc dostarczania energii i odpowiednich składników odżywczych na rzecz zapychania. Efektem tego procesu jest reakcja organizmu w postaci problemów trawiennych: bólów żołądka, wzdęć, zaparć lub biegunek oraz niszczenia przyjaznych bakterii w przewodzie pokarmowym czy wręcz komórek jego wyściółki. Żywność surową i mało przetwarzaną zastąpiły fast-foody, grillowane produkty, półprodukty lub mieszaniny preparowanego pokarmu, do którego dodano licznych substancji chemicznych, świadomie lub nieświadomie. Dotyczy to np. ulepszaczy, poprawiających smak, spulchniających pieczywo, czy wreszcie — bez świadomości — półproduktów w postaci mięsa opakowanego w plastik, które wchodzi w reakcje z nim, tworząc toksyczne substancje chemiczne.

Ludzie przestali zwracać uwagę na to, co jedzą i jak jedzą — liczy się szybkość przygotowania i smak, a nie jakość produktu i jego wartość odżywcza. Tak więc pokarm stał się pełen różnych substancji, dodatkowych środków spulchniających, poprawiających barwę, zapach, a efektem tego stała się radykalnie zmieniona żywność, która szkodzi, zamiast odżywiać.

Kolejne źródło narastania chorób cywilizacyjnych można przypisać zatruciu środowiska m.in. pestycydami, które dostają się do wody, gleby, a w efekcie do produktów żywnościowych. To samo dotyczy powietrza, do którego przedostają się opryski chemiczne czy spaliny, i to zarówno z samolotów, jak i wszechobecnych samochodów.

Do zatrucia środowiska i człowieka zalicza się obecnie wszystko, to, czego używa on w swoim życiu, począwszy od środków codziennego użytku (kosmetyki, artykuły do mycia, prania, sprzątania, mebli, ubrań, składników ścian domów), które zawierają powiększającą się listę chemicznych substancji, powodujących często alergie.

Do zagrożeń dołączyły też używane nagminnie technologie, które z jednej strony ułatwiają życie, a z drugiej mają niekorzystny wpływ na zdrowie człowieka, coraz częściej określany jako wrażliwość na elektrosmog, jak również prowadząc do nowotworów.

Tak więc mamy ogromny obszar czynników, którym warto się przyjrzeć indywidualnie, a szczególnie w kontekście obejrzenia tego, co możemy kontrolować w swoim życiu już od zaraz, aby stwarzać warunki, które pozwolą zachować zdrowie pomimo tych licznych zagrożeń.

W tej właśnie książce przybliżę temat zmiany stylu życia, a przede wszystkim radzenia sobie ze stresem, szczególnie w groźnych chorobach cywilizacyjnych, dla których reakcja na stres jest przyspieszoną drogą do ich ujawnienia i dramatycznego zakończenia.

Choroba czy zdrowie jest stanem bytu, który podtrzymujemy nieświadomie lub świadomie żyjemy — żyjąc zdrowo. Jeśli rozumiemy swój wkład w utrzymywanie każdego z tych stanów, możemy, poprzez zmianę stanu ducha zmienić stan ciała, a tym samym zaingerować w dziejący się w organizmie niekorzystny proces. Jeśli dbamy o stan ducha, stan ciała staje się kompatybilny z tym pierwszym, a stąd utrzymujemy wewnętrzną harmonię, niezbędną do wspierania zdrowia i cieszenia się życiem przez kolejne lata.Coaching zdrowia — co to takiego i do czego służy?

Coaching zdrowia jest elementem całożyciowej edukacji zdrowotnej, prowadzonej przez profesjonalnego coacha, który wypraktykował na sobie wszystko to, czego uczy. Błędem jest wyuczenie technik przez tego, który używa miana coacha, nie mając osobistej z nimi praktyki, która potwierdziłaby, że one działają na przestrzeni czasu i we własnych problemach życiowych i zdrowotnych.

Praktykowanie na innych, bez weryfikacji własnej staje się wtedy nadużyciem słowa zdrowie i dobrostan w szerokim ich znaczeniu — biorąc pod uwagę aspekty fizyczne, emocjonalne, mentalne i duchowe. Te ostatnie powinny być szczególnie brane pod uwagę, gdyż dotyczą zrozumienia znaczenia i sensu zdrowia czy choroby w życiu człowieka — a to prowadzi do odpowiedzialności za swoje zdrowie i innych.

Coaching zdrowia jest niczym wbicie klina w nieustający proces samonapędzania się choroby na skutek nieświadomych działań człowieka. Jest jak zatrzymanie _perpetum mobile_, uświadomienie pacjentowi, że zdrowie jest jego zasadniczym celem, a on, mimo choroby, jest w stanie przestawić swoje myślenie na zdrowie i jego atrybuty. Jest uruchomieniem jego potencjalnych możliwości, drzemiących w nim od zawsze do samoleczenia i autoregulacji. Jest uświadomieniem jego kreatywnego sposobu myślenia dla udowodnienia samemu sobie, że nic nie jest stracone, jeśli zdrowie jest ustanowionym priorytetem, do którego zmierza pacjent. Jest włączeniem wyobraźni (która, zdaniem Alberta Einsteina jest silniejsza od wiedzy) oraz intuicji — do odkopania ukrytej w człowieku „wiedzy bez wiedzy” — dla nadania kierunku odkryciom zakopanych w nim możliwości.

Coaching zdrowia rozumianego całościowo (holistycznie) pozwala na dostrzeżenie wartości zdrowia na przestrzeni całego życia i usytuowania w nim własnego zdrowia w „tu i teraz”, jego istotnej części w życiu każdej osoby, nadania mu właściwego kierunku dla wzmacniania wszystkich jego elementów w obudzeniu własnej motywacji do zadbania o nie w każdej chwili swojego życia.

Ta dbałość opiera się na byciu w stałym kontakcie ze sobą, z własną fizycznością, komunikatami z ciała, jak też emocjami, myślami i duchowym sensem tego, co osoba przeżywa w „tu i teraz”. Jeśli osoba podlega np. stresowi, może sama, na bieżąco, obserwować jego skutki w postaci napięcia w ciele, suchości w ustach, bólu głowy czy żołądka, podwyższenia tętna czy ciśnienia, nadmiernego bicia serca, skurczu naczyń i wielu innych drobnych zmian. Są one zauważalne wtedy, gdy osoba zwróci na nie uwagę w chwili, kiedy powstają. Są to sygnały, które warto zauważać, gdyż narastając, stają się niczym bankowy depozyt, który procentuje, wywołując niekorzystne dla osoby problemy zdrowotne. Jest to ten moment, kiedy osoba, nie radząc sobie ze sobą, powinna trafić do coacha zdrowia i dobrostanu aby, poprzez zadawane przez niego pytania, zwrócić uwagę na obserwowanie siebie i znaleźć najbardziej optymalne dla siebie rozwiązania — jak temu zaradzić. Coach — znający siebie — jest niczym reflektor, który rzuca światło na scenę życia zgłaszającej się do niego osoby, a ona — osoba — ma dostrzec w nim wszystko to, co dotychczas zaniedbała, zignorowała, pominęła czy „zakopała”.

Warte jest zadanie sobie pytania czy coach zdrowia jest ważny w okresie, gdy choroba dotknęła już pacjenta. Jeśli nie wie ona, że jej tryb życia i środowisko ma znaczący wpływ na zdrowie, a szczególnie chorobę, to coach zdrowia jest niezbędny, aby jej to uświadomić. Żyje ona bowiem w poczuciu, że cała pomoc może pochodzić tylko z zewnątrz, a tymczasem to ona ma na nią przemożny wpływ. Dotyczy to zarówno samej diagnozy, która już od pierwszego momentu wzbudza w niej paniczny strach, a to jest objaw stresu. Stres jest wielokierunkowy i drąży ciało „do spodu”, rozpoczynając od psychiki i podejścia pacjenta do swojego stanu. Właśnie strach, szczególnie podsycany przez otoczenie, system leczenia czy historie rodzinne, staje się stymulatorem choroby, zasilając, jak ładowarka baterii, negatywnymi emocjami, które podkopują mechanizmy obronne i autoregulacyjne organizmu.

Ludzie zatracili wiarę w siebie, w inteligencję ciała, które jest w stanie uzdrowić siebie, gdy sytuacja jest jednorazowa i więcej się nie powtarza. Tymczasem, ponieważ pierwsza trauma zdarza się często już w czasie porodu, a bywa że w okresie prenatalnym, a potem kolejne, organizm już nieświadomie uruchamia mechanizmy przetrwania, które niestety zmieniają metabolizm na ochronę przed zranieniem. Ten system obronny wpływa kolejno na wszystkie organy i układy, które stopniowo poddawane są destrukcji. Dzieje się to na poziomie nieświadomym, dotyczy samych siebie i warte jest obejrzenia w każdej chwili życia, niezależnie od stadium choroby, aby nauczyć się je osłabiać, jak również odwołać. Działają one bowiem niczym program komputerowy, który raz wprowadzony, jest stale dostępny i działa, niezależnie od tego czy uświadamiamy sobie jego negatywne skutki — jak w przypadku traumatyzujących doświadczeń.

Ta zaniedbana w sferze kształcenia i wychowania sfera psychiki musi być wreszcie przywrócona do edukacji zdrowotnej — nie tyle przez nauczycieli wychowania fizycznego, którym ją przypisano (jako fizyczną), a przez psychologów czy coachów całościowo rozumianego zdrowia, a szczególnie psychologów transpersonalnych, pracujących z tym, co „zakopane”, jak i z tym, co „potencjalnie możliwe”. Tego rodzaju „edukację wspierającą zdrowie i dobrostan” opisałam w moich książkach wielokrotnie, stąd radzę po nie sięgnąć dla uświadomienia sobie, że w pędzie życia i dzielenia człowieka na części, zgubiliśmy jego całość, a więc kontekst tego, co dzieje się na poziomie tylko fizycznym. Samo przeżywanie choroby to bowiem fundament albo jej dalszego umocowywania w ciele, albo odkodowywania utrwalonego w nim programu i powrót do zdrowia. Wymaga on jednak „edukacji o sobie”, odkopania w sobie wiary we własne moce, jak i znalezienia właściwego doradcy czy coacha, który pomoże nam „odnaleźć siebie wewnątrz”.

Wielu ludzi nie ma cierpliwości do innych, a w tym dzieci, stale na nie krzycząc. Jest to oznaka, że nie ma cierpliwości do siebie, do tego, co w nich dzieje się niewłaściwego. Dlatego też zarówno nie korzysta z tego rodzaju edukacji lub rozpoczynając ją, nie ma cierpliwości do kontynuowania jej praktycznie — a więc „odrabiania pracy domowej” na sobie. Zdarza się, że uważają, że to na nich nie działa, ponieważ są marnymi uczniami w „szkole życia” i nie znajdują czasu dla siebie, aby je odrabiać. Efekty po latach mówią same za siebie: choroby psychosomatyczne, autoimmunologiczne czy wreszcie nowotwory — to teraźniejszość tych, co zaniedbali edukację.

W „Szkole życia” nie sposób nie odrabiać lekcji. Nasze osobiste doświadczenia i ich rezultaty są podłożem — glebą — na której wyrasta skutek — a jest nim choroba.

Ludzie chcą żyć na skróty. Wiele osób przychodzi do mnie za późno, gdy są już w okresie późnej dorosłości, „poranieni” psychicznie przez swoich partnerów, nie znalazłszy sensu swojego istnienia, a właściwie uważając swoje życie za klęskę. Już całe to jednowyrazowe podsumowanie świadczy o „chorobie”, która dzieje się w sferze psychiki przez lata, a ona przynosi także fizyczne choroby. Zamiast zabrać się za tę zaniedbaną sferę, tracą chęć do życia, stając się ofiarą losu, a to ściąga wszystkie okoliczności, aby ją umocować w wielu przestrzeniach życia. Osoba taka popada w depresję, a ona — depresja — manifestuje wszystkie fizyczne oznaki „hodowanych” przez lata nastrojów, przeżywanych emocji i powtarzanych sobie o sobie i innych myśli. Świat staje się dla takiej osoby nieprzyjazny, pełen niebezpiecznych, raniących ludzi, bo tak ocenia przez lata całą swoją rzeczywistość.

Tutaj musi taka osoba odwrócić bieg swoich myśli; nauczyć się zarządzać swoimi emocjami, znaleźć sens tego, co przeżywa od lat i zrozumieć czy to jej służy i czego powinna się z nich nauczyć „teraz”, jeżeli dotąd tego nie zrobiła.

Tu coach zdrowia ma wiele do oferowania, gdyż dzięki niemu może osoba zacząć wychodzić z depresji — odnajdując siebie prawdziwą „od środka”. Może „zawrócić” także mechanizmy autodestrukcji, szukając w sobie „zakopanych głęboko” wzorców zdrowia i dobrostanu. Może wreszcie zacząć rozumieć sens swojego istnienia, a w tym znaczenie swoich doświadczeń (szczególnie tych najbardziej dramatycznych) i stworzyć z ich zrozumienia pasję życia — a stąd „pracę życia”, którą odkryje w sobie i będzie mogła ofiarować ją innym, realizując przy okazji siebie. Ten proces transformacji siebie z poczucia „choroby” w poczucie zdrowia i sensu życia, uruchomi w niej nie używane lub osłabione możliwości i zacznie przywracać prawidłowe funkcjonowanie gospodarki hormonalnej, która zacznie produkować hormony szczęścia, zamiast stresu. Inteligencja ciała będzie wiedziała, co zrobić z całą resztą, a one, pracując w harmonijnej równowadze z innymi układami, zaczną przywracać powoli utraconą kiedyś homeostazę.

Osoba musi to zrobić jednak sama, przy ukierunkowaniu doradcy czy coacha, który poprowadzi ją do tego, jak to robić. Bez własnej pracy nie ma skutecznego działania. Im bardziej intensywne, tym szybszy i skuteczniejszy efekt. Przysłowie mówi: „bez pracy nie ma kołaczy” — jeśli nie wykonasz jej sama, to taki otrzymasz rezultat — brak efektu.

Mówienie, że to na mnie nie działa — jest oszukiwaniem siebie, asekuracją przed działaniem. Niestety, przynosi tylko sobie konsekwencje, a one są znacznie poważniejsze niż można sobie wyobrazić.

A więc zajmij się sobą już od zaraz! Nikt tego za ciebie nie zrobi! Tylko ty bowiem wiesz, co robisz, jak myślisz i reagujesz! To przyczyna — nie objaw — a ona daje efekt w postaci chorób ciała.

Warto przejść się po rodzinach, gdzie żyją cierpiący. Stań się wolontariuszem w szpitalach z przewlekle chorymi czy w hospicjach. Czy takiego rodzaju życia potrzebujesz w przyszłości? A może innej jego jakości — zadowolenia, satysfakcji, sensu i zdrowia?

To twój wybór i twoja decyzja właśnie teraz! Nie możesz tego odkładać na później. Im później tym gorzej dla ciebie! To twoja powinność, twój obowiązek względem samej siebie! Podejmij decyzję! Rób to! Ucz się siebie z siebie! Znajduj zdrowie w sobie!Historia własnego życia. Po co mi było jej odkopywanie?

Nie byłoby tej książki i wszystkich pozostałych, gdyby nie historia mojego życia, która zbudowała fundamenty pod „edukację do zdrowia”, aby nie trzeba było terapii.

Moje wczesne dzieciństwo rozpoczęło się od najważniejszej traumy, jaką może przeżyć dziecko — odrzucenia przez matkę i tego kolejnych konsekwencji, które przez lata zaważyły na „dostosowywaniu się” do okoliczności, w tym przegrywanej nieustannie z bratem walki o własne terytorium (prawo starszeństwa), a następnie relacji dorosłych kobiet o miejsce w rodzinie.

Urodziłam się w domu (nie w szpitalu) — na życzenie ojca — przy położnej, a ponieważ poród był ciężki (ze względu na ból, który zadałam matce), ona mnie odrzuciła psychicznie, traktując mnie jako dodatkowy przedmiot w domu, a nie jako podmiot miłości.

Jakby tego było mało, od drugiego roku życia przeżywałam liczne traumy, efekty których dawały znać o sobie zaraz w następnych latach. W tym okresie zaczęłam mieć coraz silniejsze bóle brzucha (okolice żołądka — splotu słonecznego). Było to spowodowane potwornym strachem, który przeżyłam zarówno tego dnia, gdy byłam świadkiem uwięzienia ojca, a w kolejnych latach jego nieobecności, „zaocznie” przeżywając jego dramatyczne doświadczenia i choroby. Dziecko, któremu zabrano brutalnie ojca, jest początkowo tego nieświadome, niemniej przeżywa to w snach, ale i na jawie, jako najbardziej traumatyczne przeżycie utraty źródła życia, niczym oddechu. Wiele np. razy powtarzały mi się sny lub obrazy jakby przypierania mnie do ściany i kierowania we mnie broni, aby mnie zabić. Z takiego snu trudno jest pozbierać się w ciągu jednego dnia, jak również kolejnych. Wtedy sen przychodził ponownie.

W międzyczasie matka przeżywała całą gehennę przetrwania, samotnie wychowując dzieci i doświadczając potwornego strachu każdego dnia, gdy musiała nas — dzieci — zostawiać same w domu, aby znaleźć pracę, a potem zostawiając nas w przedszkolu. Byłam tam najmłodszym dzieckiem. Matka musiała nas odebrać o czasie, gdyż przedszkole zamykano, a potem szła ponownie do pracy aby wykończyć to, co jeszcze było do zrobienia.

Pamiętam też wiele razy przebywanie nas dzieci samych w domu, gdy ktoś walił do drzwi w sprawie ojca, usiłując dokonać konfiskaty mienia — bo takie były konsekwencje wyroku, któremu ojciec podlegał. Nikt nie dbał o dzieci i rodzinę. Liczył się ten, którego zamknięto i usiłowano przymusić do zeznań, dotyczących działalności politycznej, traktując go jako wroga ludu.

Ojciec ze strachu zaczął chorować. Były to różne dolegliwości: przewodu pokarmowego, krążenia i serca, także płuc. Te problemy dotknęły mnie w kolejnych latach życia — jako „choroby genetycznie uwarunkowane” — pochodzące z rodziny, w której żyłam.

Zdrowie matki było już w tym okresie wyjątkowo nadwątlone. W poprzednich latach przeżyła rozstanie z bratem, który poszedł walczyć w Powstaniu Warszawskim, zaraz przed urodzeniem się mojego brata. Mój brat rodził się w momencie ostrzelania szpitala. Potem, w dwa tygodnie po jego urodzeniu, jako mieszkanka Mokotowa, matka przeszła wysiedlenie z Warszawy przez Niemców. Dostała wtedy zapalenia piersi i zatrzymania pokarmu, którą to pierś operowano w drodze do obozu przejściowego w Pruszkowie — na żywca. A potem było wyzwolenie obozu i zostawienie ludzi własnemu losowi. Pamiętam opowieść matki, że za obrączkę można było dostać bochenek chleba. A rok potem mama przeżyła śmierć własnej matki, która wybrała się z Częstochowy, w której tymczasowo zamieszkali, do Warszawy, gdzie babcia chciała zabezpieczyć dobytek, który ewentualnie ocalał. Moja potencjalna babcia (nigdy jej nie poznałam, bo umarła zanim się urodziłam) do Warszawy nie dotarła — umarła w Piastowie na zapalenie płuc.

Kilka miesięcy potem zostałam poczęta, choć moja matka, przeżywszy traumę z moim bratem, nigdy nie chciała mieć drugiego dziecka. Jej matka zawsze powtarzała jej jednak, aby nie miała jednego dziecka, gdyż, podobnie jak ona — może je stracić. Instynktownie czuła, że jej syn nie żyje. Nigdy zresztą nie dowiedziała się, że jej syn zginął w pierwszych dniach Powstania, rozstrzelany z całym oddziałem pod Boernerowem — na obecnym Bemowie. Moja mama dowiedziała się o tym, gdy była w ciąży ze mną, a stąd byłam także „naznaczona” tą traumą już u zarania swojego życia.

W międzyczasie, gdy moje traumy miały okazję mocno usadowić się w ciele, rozpoczęło się moje leczenie farmakologiczne i diagnozowanie, które po 14 latach określono jako „nerwica wegetatywna” — a ona objawiała się bólami w przewodzie pokarmowym. Mimo, że przyczyna została w przybliżony sposób dookreślona, stosowane leczenie skupiało się jedynie na oddziaływaniu na skutek — ból brzucha.

Pamiętam stojące stale w kuchni butelki z białym, mdłym płynem — Gelatum Alumini, który miał mi pomóc w opanowywaniu tego przewlekle istniejącego we mnie bólu. Psychosomatyczne podejście, szczególnie w Polsce było jeszcze „przed czasem”, a skutek w ciele miał podobno wyleczyć psychiczną przyczynę, która przez lata była — z powodu nieustannego stresu — „ożywiana na nowo” każdego dnia, każdą kolejną traumą, odrzuceniem, słowami ludzi, którzy „ranią”.

Tak poznawałam przez lata przyczyny swoich problemów zdrowotnych na sobie. Nie wiedziałam jeszcze, że także na sobie poznawać będę drogę powrotną do zdrowia. Musiały jednak zaistnieć kolejne zdarzenia, wybór mojej drogi — „poszukiwania recepty na zdrowie”, studia farmaceutyczne, poznawania immunologii i doktorat z niej, specjalizacja z diagnostyki klinicznej. Dopiero po latach zaczęłam rozumieć, że wszystko to, co działo się w moim życiu było skutkiem niewłaściwie użytego leczenia, a przyczyna zostawała stale „zakryta” i nienaruszona.

Mimo, że „lekcje życia” zaczęłam odrabiać dość późno, lecz pamiętając, że „lepiej późno niż wcale” — zajęłam się tymi lekcjami dopiero, gdy opuściłam środowisko medyczne. Dedykowałam naukom medycznym ponad 23 lata. Choć bardzo lubiłam pracę naukową i poszukiwanie nowych możliwości dla zdrowia, po latach dostrzegłam, że nie znajduję już tam dla siebie miejsca. To, co poznawałam i co opisywały podręczniki akademickie w żaden sposób nie dawało mi odpowiedzi na moje własne pytanie: dlaczego choruję? Miałam już wtedy całą listę diagnoz, epizod rocznego urlopu na poratowanie zdrowia i przeświadczenie, że nie tędy wiedzie moja droga.

Wtedy właśnie zetknęłam się z psychosyntezą — dzięki której odkrywałam poszczególne etapy mojej historii, jako drogowskazy do zrozumienia mojego życia. W tamtym czasie niewiele jeszcze z tego rozumiałam, choć „coś” mnie pchało nadal w tym kierunku — nowe badania — tym razem „na sobie” i stale nowe odpowiedzi na dręczące mnie pytania, nadające kierunek mojemu działaniu. W tym czasie — z pełną „mocą” — dostałam najsilniejszą lekcję, która skontaktowała mnie ze sobą — fibromialgię. Te diagnozę postawiłam dla siebie sama, a placówka szpitalna potwierdziła ją po pierwszym jej odrzuceniu. W tym czasie fibromialgia nie była zupełnie znana w Polsce.

Lekcje z własnego życia już w dorosłej egzystencji — mając własną rodzinę — przerabiałam równolegle z lekcjami, których uczyłam się od matki, z jej zarówno codziennych, jak i całożyciowych doświadczeń. Były one wyjątkowo bolesne, ponieważ przerabiane również na własnym ciele i psychice. Tu przywołam pewien okres, dotyczący jakości jej życia i ich konsekwencjom.

Doświadczenie, które spotkało ojca odbiło się silnym echem w organizmie mojej matki. Tak dramatyczne i silne przeżycia, trwające całe lata, miały znaczący wpływ na jej zdrowie. Początkowo były to tylko przeziębienia, które przechodziły w przewlekłe stany zapalne zatok, gdyż mama nie mogła ich normalnie wyleżeć, gdyż niezbędna była w pracy. Ponadto miejsce pobytu ojca było nieustannym pretekstem, aby go wykorzystać do jej zwolnienia, gdyby tylko była w pracy nieobecna. Tak więc „przechodzone” grypy i anginy (a w zasadzie osłabiony układ odpornościowy) przez psychiczne przeżycia powodował, że chorobom nie było końca. Ze stanów zapalnych zatok zaczęły powstawać zapalenia miedniczek nerkowych z wysoką temperaturą, zagrażającą życiu, ze względu na osłabienie mięśnia sercowego. Jako najmłodsze, wrażliwe dziecko stale drżałam więc o jej życie.

To było jednak tylko preludium do kolejnych problemów: jej serce nie mogło wytrzymać tak drastycznych napięć i w efekcie kolejną diagnozą było zapalenie wsierdzia. Ten horror trwał mniej więcej 10 lat, gdy wypuszczono ojca. Ja na niego czekałam, wielokrotnie przyglądając się mężczyznom na ulicach, czy któryś z nich nie jest przypadkiem moim ojcem. Miałam jego obraz w marzeniach. Gdy wrócił, pojawił się wychudzony, schorowany wrak człowieka, zamiast tego z marzeń.

Ojciec nigdy się nie odzywał, z reguły karcił, gdy przeszkadzało mu się w pracy, którą zajmował się każdego dnia, siedząc w piżamie przy stole kuchennym, — jedynym miejscu do jedzenia w domu — i pisał na kartkach papieru mitologiczne hasła. Potem zapełniał te kartki jakimiś zdaniami lub zgniatał w dłoni, gdy stworzony przez niego opis nie był, jego zdaniem, wystarczająco dobry.

Kuchnia była opalana węglem, który trzeba było przynieść z piwnicy i robiła to zwykle mama, gdy wracała objuczona siatami z zakupami, których dokonywała po drodze. Potem zabierała się za przyniesienie węgla, rąbanie drzewa na podpałkę i przygotowanie ognia pod kuchnią. Te pogniecione kartki — pamiętam do dziś — paliły się chwilę na palenisku, zwijając się w coraz większy kłębek, a potem gasły. Jeśli ich było wystarczająco dużo — ojciec rozsiewał je po podłodze, nigdy nie wrzucając do wiadra — obydwie zbierałyśmy je, rzucając na podpałkę.

W kilka lat później ojciec umarł na zawał serca. Z tego okresu pamiętałam wielką traumę z nim związaną, jak również pierwszy mój pobyt w górach — w Polanicy — w sanatorium, z całą rodziną. Było to w ciągu roku szkolnego, a my — dzieci — nie chodziliśmy wtedy do szkoły.

Wspomnianą traumę ojca udało mi się uzdrowić po wielu latach, niemniej o mało nie przypłaciłam jej życiem, gdybym nie usłuchała wewnętrznego głosu, który był podpowiedzią, co mam zrobić w tej sytuacji. To odrębna historia, niemniej wyjątkowo bezcenna dla odkrycia duchowego sensu naszych doświadczeń, związana z aspektem duchowego zdrowia, o którym piszę w innych moich książkach.

Matka, odchowawszy dzieci, powoli, wydawało się, że dochodzi do zdrowia, a tymczasem, któregoś dnia — jak grom z jasnego nieba otrzymała kolejną diagnozę — rak macicy. Określono go jako III stadium, nieoperacyjne, nadające się do radioterapii: napromieniowaniem radem i kobaltem.

Mama przeszła całą tę terapię. Już od początku widać było jej drastyczne skutki, ale to co przyszło potem: efekty oddziaływania promieniowania (choroba popromienna), pokazały prawdziwy obraz skutków tego „leczenia”. Było ono na ten czas obowiązującą procedurą leczniczą.

W niedługim czasie mama zaczęła mieć coraz większe problemy jelitowe — aż pewnego dnia trzeba było — ze względów życiowych — dokonać operacji kolostomii. W wyniku zastosowanego leczenia radioterapią esica uległa sklejeniu i zawartość jelit i powstające gazy mogły rozsadzić pacjentkę. Miał to być tylko tymczasowy zabieg wyprowadzenia odbytu na zewnątrz. Niestety nie podjęto decyzji, aby go przywrócić ponownie.

Był to czas, gdy w służbie zdrowia brakowało pieniędzy, nawet na zastrzyk znieczulający, a cóż dopiero codzienne oprzyrządowanie pacjenta w odpowiedni sprzęt. Nie było tego zresztą w Polsce.

Niestety, to nie był koniec gehenny mojej matki. Wkrótce potem zaczęły się problemy z „urodzeniem” moczu. Każda jego kropla, aby została wydalona, wzbudzała potworny ból, który trudno było wytrzymać. Badanie pęcherza wykazało jego zwłóknienie na całej długości. Ta kolejna diagnoza nigdy nie została wyjaśniona, z jakiego powodu powstały tego rodzaju problemy. Dla mnie był to ewidentny skutek wadliwie zastosowanego leczenia.

Podjęto za to kolejną decyzję — podwójnego wyprowadzenia drenów przez przebicie boków ciała, które co miesiąc miały być wymieniane w szpitalu, aby nie wrosły. Te wizyty wkrótce okazały się też drogą przez mękę, gdyż w szpitalu, w którym zrobiono operację, rozpoczął się remont, a w zastępstwie trzeba było jeździć do Wołomina. Bywało, że potrzebowałam zwolnić się z pracy, aby natychmiast jechać do szpitala, bo dreny czasem wypadały. Wtedy przyszywano je do ciała — na żywca — a obsługujący to lekarz wykrzykiwał do pacjentki — _czemu się pani wydziera?_

Zawsze tkwiło we mnie to pytanie: _Czy było to „mniejsze zło” dla pacjentki? Czy nikt nie pomyślał o skutkach, inwalidztwie, potwornych cierpieniach, trwających całe lata?_
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij