- W empik go
Cogito Trybik - ebook
Cogito Trybik - ebook
Ukazany w krzywym zwierciadle obraz życia rodzinnego. Agnieszka ulega sprytnemu adoratorowi, który wykorzystując jej łagodny charakter, w niedługim czasie nakłania ją do ślubu. Od samego początku małżeństwa Aga jest praktycznie służącą swojego męża i jego krewnych, jednak przez wiele lat nie ma siły wyrwać się z toksycznego związku. Kiedy wreszcie w tej całej machinie przestaje być obracanym przez innych trybikiem i bierze sprawy w swoje ręce, musi walczyć już nie tylko o siebie, ale o godne warunki życia dla trójki dzieci. W kontaktach z sądami i szkołą odkrywa, że prawnikiem oraz nauczycielem musi być właściwie ona sama, gdyż na państwowe instytucje powołane do pomocy rodzinom nie ma co liczyć.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-653-5 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teraz nie jest już tamtą dziewczyną i zbyt myślami błądziła na temat niedojrzałych owoców swojego małżeństwa. Jesteśmy psychicznie oraz fizycznie zobowiązane i obciążone wieloma sprawami. Nad nią stała ciotka, która była pośrednikiem wymiaru sprawiedliwości. Miała swoją rolę, jako ławnik, lecz w innym mieście.
– Mówię tobie, pisz, to wreszcie napisz! – udziela rady ciotka trybem rozkazującym, bez wahania.
– Nie mogę… nie mam siły – cedziła Agnieszka, szlochając.
– Pisz wszystko, co było i jest ważne, przecież walczysz o wasz godny los – przemawiała jej długo do rozsądku ciotka Teresa. – Przecież walczysz o to, co się dzieciom należy.
– Muszę?… Ale… ja nie chcę go więcej widzieć na oczy. Musimy sami, bez niego sobie poradzić – tłumaczyła się z naiwnym przekonaniem, że on i tak niczego nie musi.
– Musisz, jak wiele kobiet przed tobą, zadbać o los swoich dzieci, bo to o nie się rozchodzi. Co to za pomysł, że dzieci są tylko twoje? Chociaż mężczyzna nic nie musi, ani urodzić, ani wychować… i jeszcze będzie śmiał się tobie prosto w twarz… Zamiast małych kroczków zrób jeden duży. Nie rozdrabniaj się.
– Jeszcze te sądy. Ja tylko znam się na wychowaniu dzieci oraz na swoim zawodzie. Gdyby nie chorowały, to rzuciłabym się w wir pracy i kariery.
Ona włosy ma do ramion, które ją zawsze pocieszały, dotykając jej policzków jakby czyjaś dłoń, domatorka. Twardo próbuje stąpać po trzydziestce, próbując się odnaleźć w rodzinnej rzeczywistości i w erozji małżeńskiej.
– Skup się na pisaniu pozwu alimentum. Kobiety od ponad stu lat już musiały działać i pozywać o to, co należy się ich dzieciom. Zabawne, faceci niekoniecznie przyznają się do swoich dzieci – tłumaczyła jej, wymachując rękami. – Już Gabriela Zapolska w Moralności… wspominała o alimentach oraz Reymont. Młoda, naiwna dziewczyna wykorzystana przez mężczyznę dla własnych przyjemności i rzekomo w imię miłości. Chociaż to były trudne i heroiczne początki w tym prawie, na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, zanim kobiety uzyskały prawa społeczne i wyborcze. Walka o uzyskanie jakichkolwiek równych praw przypominała dżumę. Kobieta ze swoim podopiecznym i potomkiem siłą rzeczy była skazana, jak zaraza, na społeczne odrzucenie. Dobrze, że to zaczęło się zmieniać.
– Teraz pozew o alimenty, a potem będę musiała pisać o rozwód. To za dużo jak na moje siły i obowiązki.
– To oznacza „nakarmić” z łaciny, więc to, co zwykle musisz. Tylko zaczerpniesz z dostępnego kotła waszą porcję. Sięgnij, wykonując niezbędny ruch, aby go otworzyć, i zaufaj wymiarowi sprawiedliwości. Wydział Rodzinny jest dla nieletnich po to, abyś ich reprezentowała.
– Boję się, że nie mam wystarczających kwalifikacji, ty mnie rzucasz na głęboką wodę. Teraz tonę w pieluchach i lekach, a później w tonie papierkologii.
– Możesz stać się silną, dumną kobietą i matką zamiast wieczną marionetką. To ty dałaś nić życia i ty możesz pociągać za sznurki, a tym razem jednak powinno być po twojemu. Nie możesz być wiecznie ofiarą.
– Za dużo jest tego, że… muszę! – protestowała, okręcając się na fotelu przy biurku.
– Koniec chowania się pod stół. Agnieszka, siadaj i pisz! – Nie na żarty zirytowana złapała ją za ramię. Zdecydowanie chce jej pomóc, przecież po to się spotkały.
– Nie mogę, nie mam sił… – rzekła z apatią wyczerpanej macierzyństwem, próbuje oponować, wspierając się opuszczonymi rękami o fotel.
– Skoro uważasz, że do kierowania twoim życiem potrzebujesz mężczyzny, to jesteś za słaba – tłumaczyła jej ciotka.
– Wiem, teraz chcę odpocząć od wszystkiego. To, co czuję teraz, to bezsilność – westchnęła.
– Oni usypiają twoją czujność. Ty tylko reprezentujesz nieletnich w ich imieniu. Wszystko jest przed nimi i zanim obejrzysz się, to tobie wyrosną – perorowała, chodząc z założonymi rękami po pokoju.
– Nigdy nie skarżyłam się i nie użalałam się nikomu na mój los. – Aga zaczynała się otwierać.
– Walczysz o swoją prawdę. Poza tym nic samo się nie zrobi. Pamiętaj o innej filozofii, tej teologicznej. Uwierz, wywalczysz za czterdzieści i osiem tez. Głodnych nakarmić, grzeszących napominać, strapionych pocieszać. Uczynki pod tym względem, także istnieją. Jeszcze więcej będziesz mieć na głowie. Teraz to są początki, jeszcze szkoła będzie od ciebie wymagać. Wyuczyć i posłać na nową drogę życia. A potem będziesz musiała wyposażyć, uposażyć każde z osobna – ripostując, objaśniała.
– Dlaczego wszystko muszę, wszystko ja! Czy kobieta musi być wielozadaniowa? – odparła wymijająco.
– Nie ma takiej instytucji, żeby ci ulżyła, a prawnicy to zawód cieni. Dają cień nadziei, a potem wychodzi różnie. Jeszcze się przekonasz. Adwokat nie jest ci potrzebny, ty najlepiej wiesz, co jest najważniejsze. Nie licz szczególnie na nich. Mają przywileje i tylko to się liczy. Wszystkie pisma nie będą do ciebie przychodziły, tylko do niego, i nie będziesz mogła odpowiednio zareagować ww właściwym czasie. Może nie o wszystkim ciebie poinformować, a nawet zignorować istotne rzeczy, które są dla ciebie ważne. Podobnie nauczyciele będą ci wmawiali, że ty jesteś od nauczania. Nauczanie znowu powraca do domów. Chociaż w historii była pewna grupa, która miała bardzo duże przywileje i to się źle skończyło dla kraju. Można się przebrać w długie szaty jak kontusze i twierdzić, że się wiele robi dla innych – wieloznacznie rozprawiała ciotka.
– Już mi kilka osób życie zmarnowało, to jeszcze na dokładkę właściciel żony, posłusznej uniżonej – otrzeźwiła się ze zwątpienia, że ona nie jest od mocy sprawczej jako słaba kobietka.
– Właśnie, dlatego musimy mu przypomnieć i wskazać jego minimalny wkład w twoje wysiłki. Rozpocznij ten krok. Zacznij pisać ten pozew, tylko od początku, jak było. Najważniejsze wasze dane, akty urodzenia dzieci i PESEL-e. Wnosisz o zasądzenie kwoty od dnia wpłynięcia pozwu. Nawet pod jego nieobecność, żeby nie przeciągał. Składasz akty urodzenia oraz oświadczenie majątkowe w załączeniu – wymieniła.
– Tylko tyle albo aż tyle do zapamiętania. Z rodzica mam zamienić się w prawnika? – Przeciągała jeszcze jakiś czas, jakby on miał uleczyć rany. A reszta już jest zbędna.
– Nie zapomnij o uzasadnieniu waszej sytuacji, kosztach i tam opisujesz jego zaangażowanie i wkład. Schematycznie to jest proste. Dołącz akty urodzenia dzieci i skopiuj pozew w trzech, a załączniki w dwóch egzemplarzach – odrzekła, uzupełniając.
– Ja, ciociu, ci mówię, że jestem pechowa, to nie będzie takie proste… – użalała się płaczliwie.
– Uczucia się skończyły i wypaliły dawno. Jeśli czujesz jakieś sentymenty z przyzwyczajenia… O wszystko prosić, błagać i bronić się – upominała bardziej doświadczona krewna.
– To nie tak było. Ja go nie kochałam. Jemu śpieszyło się z małżeństwem. Miał starszych rodziców. Wtedy pracowałam w sezonie letnim świątek piątek i niedziela. A on dzień w dzień przesiadywał przed barkiem. Nie wiedziałam, że wtedy mogę na swoim postawić. Po miesiącu ciągnął mnie i chciał kupić pierścionek. Uczepił się po prostu – wyznała.
– Oczywiście nachalny i natręt, jak to kobietę w małżeństwo wkopać. Taki ma gotowego wielozadaniowego robota domowego z ciepłym łóżkiem. Już ci kiedyś opowiadałam, jak po miesiącu mój się mi oświadczył. Właśnie tak samo. Denerwowała mnie w nim ta nachalność i upierdliwość. Ale myślałam, że kobieta nie może na swoim postawić. Myliłam się, że tak ma być.
– Wiecznie zamykał drzwi dzieciom przed nosem – stwierdziła Aga.
Zdecydowany napór na usilną zależność od niego. Miał starszych rodziców z pierwszą grupą. Ale niczego mu nie brakowało. Być może namawiali go, żeby ułożył sobie szybciej życie. Teraz mieszka ze schorowaną matką, ale jak wcześniej nie miała dla niego czasu, tak teraz to nadrabiają. Był obrzydliwy z tymi jego prymitywnymi instynktami. Ale to okazało się później. Jednocześnie bała się go i to ze strachu bała się ponownie protestować, że go nie chce.
– Może powiedział, że się zabije? – dopytywała ciotka.
Przyszła rozwódka skinęła głową.
– Znana sztuczka – oznajmiła Teresa, otwierając drzwi do ogrodu.
– Nie chciałam nikomu o tym mówić. Właśnie wziął mnie pod włos, ale chyba miał na myśli, że to mnie zabije. Dobrze wyszukiwał swoje przyszłe kandydatki, aby je zmusić siłą. Cały czas myślał o sobie, jaki to dobry ubije interes, dosłownie i w przenośni – rozpaczała.
– Żona się mu opłaci, szczególnie na zimę. Zawsze pod ręką podane, doniesione z dokładką gorących pośladków – kontynuowała wywody na ten sam temat.
– Jak on się odezwał, to nie mogłam go słuchać. Co on z życia będzie miał?! Tylko tego chciałem… A dzieciom drzwi przed nosem zamykał. Nie potrafił z nimi rozmawiać. Słowo „my” nie istniało.
– Niczego na siłę nie zmienisz, masz dzieci wychowywać, a nie jego – doradzała ciotka.
– Zmusił mnie, i to do wszystkiego, a ja bałam się sprzeciwić. Teraz już wiem, dlaczego zależało mu tak na małżeństwie. Wygodnicki. Myślałam, że małżeństwo to jedna drużyna. Porozumienie bez słów – wywnętrzała się Agnieszka.
– Koniec codziennej walki z tyranem. Koniec ciągłego chowania się pod stół. Teraz mogę ci pomóc. Potem ci nie poradzę, jak już wyjedziesz, musisz w tej walce być sama – przestrzegła ją ciotka i nie zapraszając jej do ogrodu, trzymała straż w drzwiach, aby było jasne, że będzie konsekwentnie dążyła do ukończenia zaplanowanego zadania. W końcu napisały pismo według standardowego wzoru.