- W empik go
Conclave - ebook
Conclave - ebook
Nowelka ze świata „Devil’s Night”!
Will przepadł i nikt nie wie, co się z nim dzieje. Przyjaciele od miesięcy go nie widzieli. Wiadomości, które dostają z jego numeru, z pewnością nie są wysyłane przez niego. Coś jest nie tak, a oni nie mają pojęcia, o co chodzi. Jakby tego było mało, Rika coś ukrywa, a ojciec Winter wciąż jest zagrożeniem.
Jeżeli ich grupa ma przetrwać, powinni szybko działać. Teraz są zbyt słabi, zbyt odsłonięci, przez co łatwo im zadać cios. I to jest właśnie ten moment, kiedy Michael Crist, Kai Mori oraz Damon Torrance muszą wymyślić sposób, aby zająć w końcu należne im miejsca.
Wszyscy, łącznie z Riką, spotykają się na jachcie i próbują opracować plan działania. Są jednak rzeczy, których Rika nie chce pamiętać, o których nie chce wspominać i o których mężczyźni nie mają pojęcia.
Czy uda im się przetrwać konklawe?
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8320-330-0 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wydarzenia opisane w Conclave dzieją się pomiędzy tymi rozgrywającymi się w Kill Switch a tymi z Nightfall, czyli między trzecim i czwartym tomem serii „Devil’s Night”. Zostały tu rozwinięte pewne szczegóły fabularne z poprzednich części cyklu, więc jeśli macie te książki już za sobą, to zapraszam. Nowelę znajdziecie na mojej stronie internetowej: https://pendouglas.com – w dziale BONUS – jednak dla kolekcjonerów przygotowałam też wersję papierową i e-book.
Przyjemnej lektury!CZĘŚĆ I
Damon
Wchodzę do środka, rzucam klucze na stolik w korytarzu i kieruję się do kuchni. Spoglądam w górę.
Na piętrze jest ciemno.
Kurwa, jeśli mnie zostawiła, spalę cały świat, aż w końcu ją znajdę. A jeżeli zabrała ze sobą dzieciaka, to dopiero dam jej popalić. Co za pojebana sytuacja.
Masz odbierać, kiedy dzwonię. A gdy któryś z moich ludzi podaje ci telefon, to bierzesz od niego cholerny telefon!
Nie wiem, co takiego znów, do diabła, zrobiłem, ale chyba będę musiał coś rozpieprzyć, żeby nie skręcić jej tego drobnego, cennego karku.
Musiałem skrócić wyjazd, aby popędzić do domu, bo ona postanowiła ignorować moje telefony i zrobić ze mnie kłębek nerwów. Kurwa mać. Trzeba było zostać singlem. Wiedziałem przecież, jakie są kobiety. Niby wszystko ładnie, pięknie, aż w pewnym momencie orientujesz się, że tak naprawdę jesteś w potrzasku…
Zaciskam pięści, kręcąc głową.
Ja pierdolę. Co za bzdura!
Pędzę do kuchni, by stamtąd przejść do garażu i wziąć kawał sznura, za pomocą którego przypomnę jej, w kim się zakochała. Po drodze jednak zatrzymuję się, bo zauważam kogoś na patio.
Przecież pada. Kto to?
Kieruję się do okien. To Heath Davis, jeden ze strażników z nocnej zmiany zatrudnionych przez pana Garina. Stoi oparty o ścianę domu, kryjąc się przed deszczem pod markizą. Ręce trzyma w kieszeniach, a w ustach ma papierosa. Nad jego głową unosi się kłąb dymu. Czuję gryzącą chęć, żeby samemu zapalić, jednak oblizuję wargi, aby ją przegnać. Zerwanie z nałogiem jest cholernie trudne, jeśli nie zrobi się tego raz a dobrze.
Davis ma czarne, starannie zaczesane do tyłu włosy, które pobłyskują w świetle docierającym z werandy. Obserwuje coś na podwórzu swoimi niebieskimi oczami.
Podążam wzrokiem za jego spojrzeniem. Zwrócona do nas tyłem Winter stoi zanurzona do pasa w basenie, a włosy przykleiły jej się do pleców. Taflę wody wzburzają spadające krople deszczu.
Wypuszczam powietrze. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstrzymałem oddech.
Jest tu.
Podnosi ręce, mokre od wieczornej mżawki, następnie robi krok w prawo, wymach ramionami, krok w lewo.
Tańczy. Często ćwiczy w basenie, by wzmocnić zmysł równowagi.
Wtem odgarnia włosy, odsłaniając plecy. Spoglądam niżej, na jej nagą talię i biodra. Opuszczam nieco brodę. Czuję przypływ żaru. Winter nie ma na sobie żadnych ubrań.
Zerkam na Davisa. Wpatruje się w nią bez mrugnięcia. Nie to miałem na myśli, gdy kazałem mu bez przerwy jej pilnować.
Winter odwraca się, wciąż ściskając włosy dłońmi, tak że zakrywa piersi ramionami. Dostrzegam, że ma na twarzy białą woalkę. Odnoszę wrażenie, jakby moje serce biło dziesięć razy szybciej. To część kostiumu z jej nadchodzącego przedstawienia. Będzie w nim ćwiczyć, żeby potem czuć się swobodniej.
Wkurwia mnie, że ma na sobie tylko tę jedną rzecz – przecież wiedziała, że mnie tu nie będzie.
Patrzę, jak opuszcza ręce i przechyla się na bok, po czym wyciąga ramiona przed siebie, obracając nimi w deszczu. Dziko zmierzwione włosy, prześwitujący materiał na twarzy, idealne piersi i skóra…
Boże, jest jak z jakiegoś jebanego snu. W dodatku ma w sobie coś takiego, co zawsze będzie nadawać jej tę aurę niewinności. Nagle ciszę rozrywa grzmot. Nie obchodzi mnie już, że się gniewa ani dlaczego. Chcę znaleźć się w tym basenie.
Podchodzę do lodówki, wyciągam kanapkę, a później kroję ją na pół nożem rzeźniczym wyjętym ze stojaka. Wychodzę na zewnątrz. Biorę kęs, nadal trzymając nóż w drugiej ręce.
Davis natychmiast mnie zauważa. Prostuje się i przydeptuje papierosa. Patrzę na Winter, na jej smukłe, wyginające się ponętnie ciało. Kusi mnie i jest w tym kurewsko dobra. Kutas nabrzmiewa mi w spodniach. Spoglądam na Davisa. Założę się, że jemu też stoi.
Odchrząkuje.
– Kazał pan pilnować jej nieustannie.
Biorę kolejny kęs i ocieram ostrze o żelazny pręt ogrodzenia, by pozbyć się musztardy.
– Przepraszam, proszę pana.
Kątem oka widzę, jak opuszcza głowę i zaczyna odchodzić. Zatrzymuję go.
– Daj mi swój pasek.
Zamiera.
– Słucham?
Wbijam nóż w ziemię znajdującą się w stojącej przede mną doniczce.
Davis ponownie odchrząkuje, ale wtem słyszę pobrzękiwanie klamry i odgłos skórzanego paska wysuwanego ze szlufek. Podaje mi go.
– Jeśli jeszcze raz znieważysz moją kobietę – oznajmiam – twoje oczy posłużą mnie i mojemu synowi jako przynęta na ryby.
– Tak jest, proszę pana.
To nie wina Winter. Ma przecież prawo do prywatności we własnym domu, zwłaszcza o tak późnej porze.
Wyrzucam resztę kanapki w krzaki i przewlekam końcówkę paska przez klamrę.
– Wracaj do domu – zwracam się do Davisa.
Po chwili rozbrzmiewa trzask tylnych drzwi.
Ruszam do basenu z paskiem w dłoni. Pada, jest ciemno, a wokół znajdują się drzewa… Podchodzę do Winter cicho i spokojnie. Jakbyśmy znów byli dzieciakami. Uwielbiam tak się z nią chować na zewnątrz.
Tańczy powoli, wykonując podłużne, senne ruchy. Nie odtwarza żadnej konkretnej sekwencji. Improwizuje do delikatnej, urzekającej melodii wydobywającej się z głośników. Jej mokra skóra błyszczy w słabym świetle padającym z wnętrza domu. Rozbieram się, nie odrywając od niej oczu. Zostawiam ubrania na ziemi, po czym wskakuję do basenu z czarnym paskiem Davisa w dłoni. Winter zamiera na moment, a potem obraca głowę w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Nie odwraca się jednak do mnie ani nie odzywa.
Wie, że to ja.