- nowość
Consider Me - ebook
Consider Me - ebook
HIT BOOKTOKA
Najlepszy hokeista NHL stanie się romantykiem, by zdobyć dziewczynę, której desperacko pragnie.
Gorący romans sportowy. Pierwszy tom popularnej serii „Playing for Keeps”.
Dla miłości zrobi wszystko...
Carter Beckett to najlepszy zawodnik NHL – jest w szczytowej formie zarówno na lodzie, jak i poza nim, a jego drużyna radzi sobie lepiej niż kiedykolwiek. Nie brakuje dziewczyn, które chciałyby spędzić z nim noc. Czego mógłby chcieć więcej?
Olivia Parker jest popularna wśród zawodowych hokeistów dzięki znajomości z chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki, ale sama nie jest zainteresowana randkowaniem z którymkolwiek z nich – bez względu na to, jak seksowny by był. Dlaczego zakochana w swojej pracy nauczycielka chciałaby spędzać czas na adorowaniu sportowca z wybujałym ego?
Kiedy Carter poznaje Olivię, nie może przestać o niej myśleć. Na nieszczęście dla niego Olivia woli trzymać go na dystans i nie ma zamiaru ulec jego urokowi. Być może nadszedł czas, aby Carter spróbował zmienić taktykę… W końcu nikt nie powiedział, że musi grać fair.
Carter zrobi, co w jego mocy, aby Olivia zwróciła na niego uwagę.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68283-89-1 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Pechowa trzynastka
Carter
– KURWA.
Przewracam się na plecy i daję sobie chwilę na złapanie oddechu, przy okazji zdejmując kondom z szybko kurczącego się kutasa. Zlizuję językiem kropelkę potu, która przylgnęła do mojej górnej wargi i przejeżdżam palcami po włosach. Jestem, kurwa, wykończony.
– Nie – jęczy Laura, niemal rzucając się na łóżko, kiedy próbuję wstać. – Jeszcze nie idź, Carter.
Podnoszę prezerwatywę. To chyba wystarczająco sugestywne, prawda?
– Tylko wyrzucam gumkę, Lauro.
Marszczy brwi.
– Lacey.
Duszę w sobie śmiech. Ups.
– Jasne. Przepraszam. Lacey.
Lacey to blond rakieta, która była na okładce „Maxima” w sierpniu zeszłego roku. Tyle zapamiętałem, bo powtórzyła mi to dzisiaj przy barze trzynaście razy. Zacząłem liczyć po trzecim.
– Może druga runda? – woła, kiedy wyrzucam kondom do kosza w łazience.
Opieram się przedramieniem o ścianę i odlewam, podczas gdy ona papla coś o spędzeniu razem całej nocy. To możliwe, ale wolałbym, żeby już wyszła. Wbrew powszechnej opinii cenię sobie czas spędzany w samotności, nawet jeśli alternatywą jest wsadzenie pewnej części ciała w atrakcyjną dziewczynę.
Nie zrozumcie mnie źle, Lacey jest typem laski, z którą idziesz do łóżka, nie zastanawiając się dwa razy. To dlatego pieprzyliśmy się jak króliki przez ostatnie pół godziny, po tym, jak zmacałem ją w windzie w drodze na górę, bo, Chryste, chciałem, żeby przestała gadać. Zrozumiałem po pierwszych dwunastu razach – była na okładce magazynu.
Myślałem, że trzynastka to szczęśliwa liczba, a nie zły omen.
– Nie mogę – odpowiadam w końcu, myjąc ręce i przeglądając się w lustrze. Mam paskudne rozcięcie na spuchniętej dolnej wardze. Dzisiaj poszło mi łatwo, drugiemu facetowi nie. – Mam lot wcześnie rano.
Lecimy dopiero po południu. Po prostu nie chcę, żeby została.
Krzyżuję ramiona na klatce piersiowej, opieram się o framugę i patrzę, jak Lacey wtula się w koc. Tak, zdecydowanie nic z tego.
– Chyba powinnaś już iść.
Wkładam bokserki i kładę ręce na biodrach. Czekam. Nic nie robi, tylko wpatruje się we mnie szeroko otwartymi, niebieskimi oczami. Chyba ma wrażenie, że im są większe, tym łatwiej mnie przekona. Nawet nie wiem, jak dać jej do zrozumienia, że jest w błędzie.
Drapię się po głowie. Kołyszę się na piętach, uderzam kilka razy pięścią w dłoń, klikam językiem i czekam aż coś, kurwa, zrobi.
– Mogę zostać? – pyta w końcu.
Ech, kurwa. Znowu to pytanie. Słyszę je za każdym razem. Nie wiem, czy to dlatego, że naprawdę chce zostać, czy po prostu skrycie wierzy, że będzie dziewczyną, która przekona Cartera Becketta do ustatkowania się. Czasami mam wrażenie, że toczy się o to jakaś gra ze specjalną nagrodą.
Och, już wiem, jaka to nagroda. Ośmiocyfrowa pensja kapitana drużyny Vancouver Vipers.
Za każdym razem moja odpowiedź jest taka sama:
– Nie oferuję noclegów.
– Ale… – Jej podbródek drży, a w oczach pojawiają się łzy. Do kurwy nędzy. Poznaliśmy się raptem dwie godziny temu, o co ta histeria? – Myślałam, że dobrze się dogadujemy. Myślałam… myślałam, że może ci się podobam.
– Podobał mi się dzisiejszy wieczór. – Próbuję jakoś z tego wybrnąć. Seks oceniłbym na solidne siedem na dziesięć. – Dobrze się bawiłem.
Czas przeszły ma podkreślać, że w tym miejscu się rozstajemy i prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczymy, ale osiągam odwrotny efekt.
Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
– Może umówimy się na randkę.
Opieram się chęci uderzenia dłonią w czoło. Naprawdę. Zamiast tego przeciągam nią po twarzy w wolnym tempie, a następnie z powrotem w górę, jednocześnie tłumiąc jęk. Punkt dla mnie.
– Mieszkamy w innych krajach.
– Może mogłabym przylecieć do Van…
– Ja nie randkuję. – Podnoszę spodnie, które rzuciłem przy drzwiach pokoju, wyciągam telefon i otwieram aplikację Ubera. – To nic osobistego. Po prostu nie szukam teraz niczego poważnego.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego wciąż muszę to powtarzać. Nie kryję się ze swoim życiem osobistym.
Nie, gówno prawda. Ludzie nic nie wiedzą o moim życiu osobistym, wyjątkiem są koledzy z drużyny i rodzina. Ale ten czas pomiędzy meczami i samotnym leżeniem w łóżku? Nie wstydzę się go. W każdy weekend jestem fotografowany z inną kobietą. Dziewczyny wiedzą, co ode mnie dostaną. Powstały nawet specjalne fora internetowe. Narzekają, że traktuję je jak przygodę na jedną noc, bo w głębi duszy liczą na drugą przejażdżkę na moim drążku.
Ale tym dla mnie są, wszystkie. Przygodą na jedną noc. Doskonale wiedzą, co dostaną, a wychodzą rozczarowane, kiedy dokładnie tak się to kończy.
Odkładam telefon i ponownie skupiam się na kobiecie w łóżku. Bawi się jedwabistą, czerwoną tkaniną i patrzy na mnie.
– Zamówiłem ci Ubera. Będzie za pięć minut.
– Ale…
– Słuchaj, Lauren…
– Lacey.
– Lacey, jasne, przepraszam. Słuchaj, Lacey, wspaniale się z tobą dzisiaj bawiłem, ale za dużo podróżuję, żeby utrzymać coś poważnego.
– I to jedyny powód? – Wsuwa swoją dłoń w moją i pozwala ściągnąć się z łóżka. – Jesteś zbyt zajęty swoim hokejowym terminarzem?
– Tak – kłamię. – Nie mam czasu.
Pewnie mógłbym go znaleźć. Gdybym chciał. Ale nie chcę.
– Och. – Chyba załagodziłem sytuację. Może dzięki temu jej samoocena pozostanie nienaruszona. Nie, żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło. – Cóż, dasz mi swój numer?
_Kurwa, no nie._
– Nie podaję swojego numeru.
_Nigdy._
Zanim zdąży odpowiedzieć, coś pika dwa razy i drzwi do mojego pokoju się otwierają.
– Jesteś na nogach, Beckett? Masz czas na szybką gierkę przed… nosz kurwa mać. – Mój kolega z drużyny i najlepszy kumpel Emmett Brodie zatrzymuje się w progu i spogląda to na mnie, to na Lauu… Lacey. Potem podnosi rękę, żeby zasłonić dziewczynę. Pewnie wychodzi z założenia, że Cara utnie mu jaja, jeśli chociaż spojrzy na inną kobietę. Szczerze mówiąc, mogłoby tak być. Ostra z niej laska. – Właśnie dlatego jestem w pokoju z Lockwoodem.
Taka sytuacja utrzymuje się od około roku, odkąd poznał Carę. Chyba nie chce mieć przypadkowych nagich dziewczyn w pokoju, gdy jesteśmy w trasie. Rozumiem to. Tak myślę. To znaczy, nic nie wiem o związkach, poważnych czy jakichkolwiek.
– Wychodzi – mówię, zerkając na Lacey. Wciąż jest naga. I chyba gówno ją obchodzi, że Emmett tu stoi. Co więcej, pożera go wzrokiem.
TO NORMALNE U WIĘKSZOŚCI DZIEWCZYN, które spotykam. Mają w dupie, z kim sypiają, dopóki jest w drużynie i zarabia miliony. Dlatego nazywa się je króliczkami hokeja, skaczą z jednego gracza na drugiego.
– Uber już tu jest – mówię jej. – Może się ubierz, mała.
– Cóż, ja…
– On ma dziewczynę, a ja nie jestem zainteresowany. – Szczęka mi się trzęsie z irytacji. Chcę po prostu pograć z kumplem w Call of Duty, zjeść całe opakowanie Oreo i walnąć się twarzą na poduszkę. O za dużo proszę?
Lacey łaskawie wkłada sukienkę przez głowę, czerwony jedwab idealnie układa się na jej biodrach. Kurwa, jest dobra. Jej imię wyleci mi z głowy tuż po tym, jak wyjdzie, ale to na pewno zapamiętam.
– Mogę dać ci swój numer? Zadzwoń do mnie, kiedy następnym razem będziesz w mieście, albo jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciał, żebym przyleciała do…
– Pewnie. – Wskazuję papier hotelowy i długopis leżące na stoliku nocnym. – Pisz.
Emmett szerzej otwiera oczy, a kącik jego ust unosi się, kiedy mija mnie i wchodzi do łazienki.
Lacey idzie za mną do drzwi z miną zagubionego szczeniaka. Może się dąsać ile chce, nie zabiorę jej ze sobą do domu.
– Cóż, dzięki… za dzisiaj. Może jeszcze się zobaczymy.
Jej uśmiech jest tak pogodny, że aż prawie mi jej szkoda. Ale potem pochyla się, żeby pocałować mnie w usta, a ja w ostatniej chwili odchylam głowę. Trafia w moją szczękę.
– Cześć, Lauren. – Zamykam drzwi i przekręcam zamek.
– Lacey! – Zdążyła jeszcze krzyknąć z korytarza.
Emmett wychodzi z łazienki, trzęsąc się ze śmiechu.
– Jesteś dupkiem, Carter.
Padam na kanapę, a on włącza Xboxa.
– Dziewczyny tego nie rozumieją. Nie szukam związku. – Chwytam na wpół opróżnione pudełko Oreo, odkręcam jedno i zlizuję nadzienie. – Oferuję przygodny seks, a nie oświadczyny.
– Czyli masz w dupie ich nadzieje i marzenia o szczęśliwym życiu u boku kochającego mężczyzny?
_Nadzieje i marzenia? Co, kurwa?_
– Cara całkowicie pozbawiła cię jaj. Mogą marzyć, ile chcą, ale nie o mnie.
– Bo nigdy się nie ustatkujesz?
Wzruszam ramionami.
– Nie wiem. Może, może nie. Na pewno nie w najbliższym czasie.
Emmett śmieje się i rzuca kontroler na moje kolano.
– Pewnego dnia jakaś dziewczyna wkroczy do twojego życia, wywróci świat do góry nogami i jedyne, o czym będziesz w stanie myśleć to klęknięcie przed nią i błaganie, żeby nigdy nie odeszła.
Kiwam głową, wrzucając do ust kolejne ciastko.
– I to będzie dzień, w którym się ustatkuję.ROZDZIAŁ 2. ŁÓŻKO > SEKS
2
ŁÓŻKO > SEKS
Carter
MINUSEM PODRÓŻY MIĘDZYNARODOWYCH jest brutalny szok dla organizmu, gdy wracasz do domu do Kolumbii Brytyjskiej w połowie grudnia po kilku dniach na Florydzie i Karolinie Północnej.
Temperatura jest bliska skrajnego mrozu. To bardzo nietypowe dla zachodniego wybrzeża, a przecież jeszcze nie mamy zimy. Mieszkam w północnym Vancouver, gdzie zima jest rzeczywiście trochę bardziej typowo kanadyjska, ale na pewno nie aż tak. Wydaje się, że to zły omen, ale zazwyczaj ignoruję oczywiste znaki.
Jest zimno jak w psiarni, mam kaca i spędziłem pięć i pół godziny w samolocie, grając w karty z kolegami z drużyny, wygrywając tylko jedną, cholerną partię. Dzisiaj wypada jedna z tych rzadkich sobót, kiedy hokej dla nas nie istnieje, ale zamiast siedzieć w domu w dresach, przy maratonie z Disneyem i ogromnej pizzy, spędzam wietrzny wieczór, idąc na urodzinową imprezę-niespodziankę.
– Ale jestem zjebany. – Wkładam ręce do kieszeni wełnianego płaszcza i naciągam zębami szalik na brodę.
– Ja też. – Garrett Andersen, prawoskrzydłowy, daje się ponieść swojemu wschodniemu akcentowi i przeciąga samogłoski. Robi to wtedy, gdy jest zmęczony albo pijany. Akurat w tej chwili, to pierwsze. – Prawie odpuściłem, ale na szczęście zastanowiłem się dwa razy. Dziękuję bardzo, ale wolałbym, żeby moje jajca zostały na swoim miejscu.
Podzielam jego zmartwienie. Solenizantka wielokrotnie groziła nam kastracją za znacznie łagodniejsze przewinienia. Nadepnięcie na odcisk Carze to ostatnia rzecz, jaką chcę zrobić na jej dwudzieste piąte urodziny. Jest dość przerażająca na co dzień, a teraz przegapiliśmy jeszcze tę część imprezy, kiedy wyskakujemy zza kanapy i krzyczymy „niespodzianka!”. Liczę na to, że jest już po trzech drinkach i będzie wystarczająco zadowolona z zawartości błyszczącej, różowej torby prezentowej, którą mam przewieszoną przez ramię, żeby zapomnieć, że jest na nas zła.
– Zawijam się wcześniej – mówię mu.
Garrett przewraca oczami.
– Ta, jasne.
– No co? Naprawdę. Tęsknię za moim łóżkiem.
– Yhy.
– Dam radę trzymać go w spodniach przez jedną noc.
Podbiega przez ulicę, w stronę baru, do którego wchodzi przede mną.
– Wątpię!
Bar wygląda tak, jak się spodziewałem: kurewsko różowy i kurewsko przeładowany. Zwykle rozkwitam w chaosie, ale dziś chcę po prostu usiąść w rogu z kolegami z drużyny i wysączyć piwko albo dwa.
Oprócz różu jest dużo złota i kwiatów. Chwała przyjaciółce Cary, bo prawie zostaliśmy wezwani do pomocy z dekoracjami, ale Emmett przekazał nam, że dziewczyna ma wszystko pod kontrolą. Nie poznałem jej, ale musi być odważna, skoro dobrowolnie wzięła na siebie dekorowanie przyjęcia dla solenizantki, która prowadzi własną firmę zajmującą się planowaniem imprez. Ja nie ryzykowałbym rozczarowania Cary, patrz wspomniane wcześniej grożenie kastracją.
– Gare-Bear! Carter! – Jakieś ciało wciska mi się w ramiona i owija długimi kończynami, pozbawiając tchu.
– Sto lat, Care – śpiewam, gdy solenizantka ześlizguje się ze mnie, żeby teraz zmiażdżyć Garretta.
Cara patrzy na małą, różową torebkę, którą trzymam i podskakuje w swoich niebotycznie wysokich szpilkach.
– Ooooch, daj mi, daj mi!
– Eee. – Odsuwam torbę. – Gdzie twoje maniery?
Przewraca niebieskimi oczami i kładzie dłoń na wypiętym biodrze.
– Dawaj mój jebany prezent, proszę.
Parskam, a ona wyrywa mi torbę z rąk i nie traci czasu, od razu rozrywając ją na strzępy. Otwiera małe, aksamitne pudełko i piszczy, wyciągając z niego platynowy łańcuszek z wysadzaną brylantami literą C. Potrząsa mi nim przed twarzą.
– Załóż, załóż!
Patrzę, jak się obraca, przeciągając sięgające do pasa miękkie, złote loki przez swoje ramię. Mój wzrok wędruje w dół jej kręgosłupa do krągłego tyłka. _Sukienka bez pleców_. _Nieźle_.
Dobra, to dziewczyna jednego z moich najlepszych kumpli. Nigdy w życiu bym jej nie tknął, ale nie mam kłopotów ze wzrokiem. Potrafię docenić kobiece piękno bez chęci zadziałania.
Garrett ładuje łokieć w moją klatkę piersiową, przez co prawie upadam z głośnym stęknięciem, po czym wyrywa łańcuszek z wyciągniętej ręki Cary i zapina go na jej szyi. Cara podskakuje i całuje nas obu w policzek, a potem prowadzi do baru.
– Będziecie się świetnie bawić. Moi znajomi są zajebiści, szczególnie moja najlepsza przyjaciółka. Nie mogę się doczekać, aż ją poznacie! – Rzuca mi spojrzenie mówiące, żebym nie świrował, zanim jeszcze cokolwiek zdążyłem zrobić. – Macie się dobrze zachowywać.
Wyrzucam ręce w górę.
– I co to ma, kurwa, znaczyć?
– Doskonale wiesz. Nie kombinuj z Liv.
– Kim jest Liv?
Cara prycha.
– Olivia! Moja najlepsza przyjaciółka!
– Aaach, tak, tak. Ona. – Jakimś cudem przez rok udało mi się uniknąć spotkania z nią, co prawdopodobnie wyszło na dobre, a to wszystko z powodu Emmetta. Wspominał coś między wierszami o ruchaniu jej i łamaniu serca, co w jakiś pokręcony sposób doprowadziło do tego, że Cara z nim zerwała i była to moja wina. Czyli chyba nie wolno mi jej dotykać czy coś w tym stylu.
Nie mam z tym problemu. Wiadomości od Lacey na Instagramie notorycznie przypominają mi, dlaczego powinienem zrobić sobie przerwę od kobiet na tydzień lub dwa. Trudno zapomnieć, jak ma na imię, skoro wysyła trzynaście wiadomości na godzinę, czyli dokładnie tyle, ile razy wspominała, że była na okładce „Maxima”. Przypadek? No, kurwa, nie sądzę.
Cara opuszcza nas z obietnicą, że złapiemy się później, a ja i Garrett znajdujemy resztę naszych niesfornych kolegów z drużyny stojących w rogu. Wygląda na to, że trochę już popili. Moje chłopaki i wolna sobota.
– Jak udało wam się wymigać z niespodzianki? – Zbijam piątkę z naszym bramkarzem Adamem Lockwoodem, który podaje mi piwo. – Farciarze.
– Utknąłem u matki. – Prawie zawsze popełniam ten błąd. Moja mama to jedna z tych osób, które tuż przed końcem wizyty przypominają sobie, że miały coś ważnego do powiedzenia i to nie może zaczekać. Buzia jej się nie zamyka, ale zaprzecza, że tak jest i że przekazała tę cechę mnie. Była dziewiętnasta, kiedy w końcu wyszedłem, a musiałem jeszcze wrócić do domu i wziąć prysznic.
– Ej, Woody. – Szturcham Adama, bo widzę, że nie ma z nim rudzielca, który normalnie jest przyklejony do jego ramienia. – Gdzie twoja dziewczyna?
Przeczesuje dłonią swoje ciemne loki i kręci głową.
– Court miała inne plany.
– Ach. – Wygląda na to, że to już u niej standard. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ją widziałem. Zanim udaje mi się to skomentować, ciężka łapa ląduje na moim ramieniu, przez co rozlewam trochę piwa.
Od razu wiem, że to Emmett, bo łapie mnie w jeden z tych swoich niedźwiedzich uścisków. Do tego jest pijany, mówi niewyraźnie w stronę mojego policzka.
– Spóźniłeś się.
– Przepraszam, stary. – Mierzwię jego włosy, głównie dlatego, że fajnie jest drażnić takiego dużego i silnego faceta. – Troszkę się upiłeś, wielkoludzie?
Odtrąca moją dłoń.
– Dla twojej wiadomości, nie wolno ci sypiać z koleżankami Cary.
Jęczę i odchylam głowę.
– Dobrze, tato. – Moje spojrzenie wędruje do długiego baru za morzem ludzi poruszających się na parkiecie. – To i tak nie ma znaczenia. Nie czuję… eee, ja nie… – Słowa grzęzną mi w gardle, kiedy mój wzrok pada na _nią_. – Eee, to znaczy nie… dzisiaj. – Gestykuluję dłonią, w której trzymam piwo, bo to wszystko, na co mnie teraz stać.
– Słucham?
Patrzę na Emmetta, a potem znowu na nią. Zapominam, o czym rozmawialiśmy, bo nic nie jest ważniejsze od drobnej, olśniewającej brunetki tańczącej z Carą.
Mówiąc szczerze, „taniec” to mało dokładna definicja tego, w jaki sposób ta dwójka wspólnie się porusza. Nie wiem, jak to nazwać, ale _ja pierdolę_.
Coś we mnie iskrzy, kiedy wpatruję się w tę nieznajomą, oszałamiającą, małą istotę przerzucającą ciemne włosy przez ramię i przeciągającą językiem po górnej wardze. Wyrzuca ręce w górę i przechyla głowę, żeby usłyszeć to, co Cara szepcze jej do ucha. Patrzę z zachwytem, jak odchyla się i wybucha śmiechem.
Jestem oczarowany i zafiksowany. Mam obsesję. Nie mogę oderwać wzroku, a kiedy Cara łapie ją za talię i powoli przesuwa dłonie w dół jej bioder, powstrzymuję się, żeby nie jęknąć, bo chyba chciałbym zrobić z nią to samo.
– Nawet o tym nie myśl, Carter.
Jakoś udaje mi się spojrzeć na Emmetta.
– Co?
Emmett kręci głową.
– Nie. Nie ona.
Nie ona? A kto to? Znów spoglądam na nią, akurat gdy jakiś mężczyzna przyciąga ją do siebie.
_Chłopak? Kurwa_.
Czuję ulgę, kiedy uśmiecha się zmieszana, kręci głową i mówi mu „nie, dziękuję”, po czym odwraca się tyłem do niego. I do mnie.
I słodki Jezu, ten tył. Kręgosłup w kolorze mleka prowadzący do kremowych ramion w świetle migoczących lamp. Jej talia łagodnie przechodzi w piękną krzywiznę szerokich bioder, a czarna skórzana spódnica przywiera do niej niczym druga skóra. Jakim, kurwa, cudem ją na siebie wcisnęła? I jak, do cholery, mam ją z niej później ściągnąć? Ważne pytania, na które potrzebuję natychmiastowej odpowiedzi.
_Nożyczki_, postanawiam. Przetnę ją, a później wyślę nową.
Garrett dotyka mojego podbródka i zamyka mi usta.
– Chryste, Beckett. W porządku?
Wyciągam rękę w jej kierunku.
– Chłopie. – Tylko tyle potrafię z siebie wydusić. _Oni też to widzą_?
Garrett podąża za moim spojrzeniem i mruczy pod nosem z uznaniem, ale Emmett psuje całą zabawę. Przewraca oczami, co jest w jakiś dziwny sposób słyszalne.
– Mówię poważnie, Carter. Cara nakarmi cię twoimi własnymi jajami, jeśli ją dotkniesz.
– Poradzę sobie z Carą.
Emmett parska, Garrett chichocze, a Adam uderza się pięścią w klatkę piersiową, krztusząc się ze śmiechu. Nikt nie radzi sobie z Carą. Nawet Emmett.
– Jak ma na imię?
Emmett wciąż kręci głową. Pajac.
– Nie. Nic ci nie powiem.
Patrzę, jak przerzuca ciemne loki przez ramię i staje na palcach, żeby szepnąć coś Carze do ucha, a potem idzie po parkiecie poruszając biodrami na boki. Siada na stołku i uśmiecha się do barmana. Ten podsuwa jej piwo i puszcza oczko, a ona rumieni się i odwraca wzrok. Urocze.
Jestem dziwnie urzeczony sposobem, w jaki zakłada jedną nogę na drugą i przysuwa szklankę do ust, opróżniając połowę jednym haustem, jakby robiła to na co dzień. Rozgląda się po pomieszczeniu, a ja już układam tekst na podryw. Patrzy za mnie i obok mnie.
A potem prosto na mnie.
Robi się czerwona na szyi i policzkach, więc rzucam jej mój popisowy uśmiech, uwydatniając dołeczki i śmieję się, kiedy odwraca głowę. Przykleja wzrok do telewizora i udaje, że mnie nie widziała.
– Sam się dowiem, jak ma na imię. – Klepię kumpla w plecy i puszczam oczko do reszty kolegów z zespołu. – Panowie wybaczą.
– Powodzenia, Beckett. – Emmett zagłusza swój podirytowany śmiech szklanką z piwem. – Gwarantuję ci, że tego nie kupi. Nie wyrwiesz jej.
Nie wyrwę jej? Szczerze wątpię. Jestem kapitanem drużyny i jednym z najlepiej opłacanych graczy NHL w historii. Nie mogę nawet wyjść do sklepu bez dostania numeru albo propozycji matrymonialnej, więc korzystam z dostaw do domu.
Nie boję się też wyzwań.ROZDZIAŁ 3. PIERWSZE RAZY SĄ DO DUPY
3
PIERWSZE RAZY SĄ DO DUPY
Carter
OOOCH, TO CIEPŁO, które bije od mojej nowej ulubionej brunetki. Aż skwierczy.
Na pewno wie, że tu stoję, ale doskonale udaje, że jest zainteresowana reklamą w telewizji, jedną z tych o schronisku z Sarah McLachlan i pierdyliardem słodkich szczeniaków. Wyraźnie widać, że serce jej się kraje, to chyba ten typ, który płacze przy takich rzeczach.
Zajmuję miejsce na stołku obok i zahaczam ją udem, kiedy siadam w stereotypowo męskiej pozycji, której nienawidzi moja siostra. Jej wzrok pada na miejsce dotyku. To niesamowite, że może rumienić się jeszcze bardziej, ale robi się ciemnoczerwona, kiedy spogląda z powrotem na telewizor.
Nie wiem, w co gra, ale wchodzę w to. Mogę na nią patrzeć cały, pieprzony, dzień.
Kładę łokieć na bar oraz podbródek na pięść i planuję wpatrywać się w jej twarz dłużej niż na cokolwiek innego w życiu.
Długie gęste rzęsy okalają ładne brązowe oczy, ciepłe i szerokie, jak filiżanka espresso. Jej kości policzkowe i dół nosa są delikatnie obsypane piegami. Są równie smakowite, co reszta jej ciała. Do tego wygięte w łuk usta, pomalowane wiśniową szminką, prezentujące idealny grymas. Szkoda, bo wyglądałyby niesamowicie wokół mojego…
– _Co_?
Marszczę brwi na jej kąśliwy ton i ostre spojrzenie.
Zamyka oczy i cicho wzdycha, jakby potrzebowała chwili, żeby się uspokoić.
– Przepraszam. Nie chciałam być niegrzeczna. Mogę w czymś pomóc?
Unoszę drink do ust.
– Nie.
Obraca się, rozpychając moje kolana swoimi.
– Nie? Przyszedłeś tu, żeby się na mnie gapić?
– Na to wychodzi. – Chyba nie można mnie za to winić? Poza tym, ona też nie może oderwać ode mnie wzroku, przygląda mi się od góry do dołu, co łechce moje ego. – Mogę postawić ci drinka?
Patrzy na mnie, jakby zapomniała, że jestem żyjącą, oddychającą istotą.
– Nie, dzięki. – Bierze łyk piwa, po czym wystawia język, żeby zlizać kropelkę bursztynowego napoju z górnej wargi. – Mam już jeden.
– W takim razie po tym, jak go skończysz. – Czyli za jakieś dziesięć sekund, biorąc pod uwagę tempo, w jakim opróżnia szklankę.
– Potrafię sama kupować drinki – warczy. – Ale dziękuję – dodaje cicho. – Ponownie spogląda w stronę baru, jakby liczyła, że zniknę, jeśli nie będzie na mnie patrzyła.
– Nie insynuowałem, że nie potrafisz. Po prostu chciałem kupić ci drinka i siedzieć obok, kiedy będziesz go piła.
– Jasne. Ale już to robisz. – Przekręca głowę i przygląda mi się z taką zdrową dozą podejrzliwości, że jestem gotowy przyznać się do przestępstwa, którego nie popełniłem.
– Skąd znasz Carę?
– Jest moją najlepszą przyjaciółką – odpowiada chłodno, jakby nie miała ochoty ze mną rozmawiać.
Ach, trudna do zdobycia psiapsiółka. Teraz już wiem, dlaczego Emmett kazał mi trzymać się od niej z daleka.
– Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej, co? Cara trzymała cię tylko dla siebie. – Unoszę dwa palca do barmana, a potem wskazuję na szklankę mojej nowej koleżanki. – Jak masz na imię? – Wiem, że Cara mi to mówiła, ale wtedy miałem to w nosie. Teraz już nie mam.
Ciężko wzdycha, kiedy przed nią pojawia się nowe piwo. Zdążyłem się domyślić, że je uwielbia, więc naprawdę musi nie mieć ochoty poświęcać mi czasu. To tylko sprawia, że mam na nią jeszcze większą ochotę.
Wciąż czekam, żeby podała mi swoje imię, więc siedzę cicho, popijając piwo, bo jeśli teraz się odezwę, to na pewno to spieprzę. Wiele razy słyszałem, że brakuje mi hamulców, czyli czegoś, co ma większość zwykłych ludzi. Ja nie jestem zwykły, jestem Carter Beckett.
Kolejne westchnienie, tym razem zrezygnowane.
– Olivia.
Imię dryfuje delikatnie w przestrzeni pomiędzy nami. Mruczę pod nosem, powtarzając je najpierw w głowie.
– Miło cię poznać, Olivia. Później możesz mi podziękować za to piwo, jeśli chcesz. – Puszczam jej oczko, a ona, kurwa, prycha. Co gorsza, w chuj mi się to podoba.
– Wolałabym już wsadzić głowę w górę śniegu przed domem. – Unosi szklankę. – Zatrzymam piwo, bo nie mam zamiaru marnować dobrego trunku, a ty musisz zadowolić się zwykłym „dziękuję”.
_Oooch, chyba mi się podoba_. Minęło w chuj czasu odkąd musiałem zapracować, żeby pójść z kimś do łóżka. Nie lubię, kiedy mój talent się marnuje, a trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej godnego wysiłku niż soczysta brunetka, która wciąż mi się przypatruje.
– Nie wiesz, kim jestem, prawda?
Olivia patrzy na mnie swoimi ciemnymi oczami znad krawędzi szklanki.
– Uwierz, doskonale wiem, kim jesteś.
– Czyli kim, słodka?
– Carter Beckett. – Chyba nigdy nie słyszałem tych dwóch słów wypowiedzianych w tak pusty sposób i nie wiem, czy zrobić smutną minę czy się zaśmiać, kiedy odwraca się z powrotem do telewizora, jakby miała kompletnie w dupie to, kim jestem. – Kapitan Vancouver Vipers. A tą „słodką” możesz sobie wsadzić w dupę.
Piwo wpada w złą dziurkę, a ja, krztusząc się, uderzam pięścią w klatkę piersiową.
– Nie jesteś fanką hokeja, co?
W prawym rogu ust widzę zalążek uśmiechu.
– Uwielbiam hokej. Grałam piętnaście lat.
Unoszę brwi.
– Bez jaj. – Przejeżdżam kciukiem po brodzie na myśl o wygłupianiu się z dziewczyną, która ma pojęcie o hokeju, a do tego jeszcze w niego grała. – Młodzieżówka?
Znowu prycha. Jakie to jest kurewsko urocze.
– No dobra. Biorę to za „nie”. – Patrzę na jej krągłości, opalone łydki i czarne szpilki. – Jesteś malutka. Musieli cię tam nieźle przestawiać.
– Proszę się nie martwić, panie Beckett. Potrafię o siebie zadbać.
– Pewnie spędziłaś trochę czasu na ławce kar?
– Prawie tyle samo, co ty – odpowiada, a w jej czekoladowych oczach pojawia się błysk, kiedy spogląda na moją rozciętą wargę po bójce, w którą wdałem się podczas wczorajszego meczu.
Uśmiecham się. Nie wierzę, że nie jest mną chociaż trochę zainteresowana.
Przysuwam się bliżej, nie mogąc się oprzeć jej magnetyzmowi.
– Moje mieszkanie jest niedaleko stąd.
– Dobrze dla ciebie.
– Dziesięć minut na piechotę.
Olivia unosi szklankę do swoich całuśnych ust.
– Tak blisko.
– Mogę zamówić Ubera, jeśli wolisz.
Krztusi się ze śmiechu i zasłania dłonią buzię, żeby nie wypluć piwa. Z zafascynowaniem patrzę, jak wyciera kąciki ust i blat wokół siebie. Widzę rozbawienie w jej oczach, więc jestem całkiem pewny kierunku, w którym będziemy dzisiaj zmierzać – prosto, ulicą, do mojego mieszkania.
– Panie Beckett, jest pan równie naiwny, co atrakcyjny. – Klepie mnie protekcjonalnie w klatkę piersiową. – Twój dom to ostatnie miejsce, do którego się wybieram.
– Dlaczego? – Przysuwam twarz bliżej i zauważam dokładny moment, kiedy jej oddech się zatrzymuje. Wysuwa język i oblizuje dolną wargę, co tylko prowokuje mnie do wypowiedzenia moich następnych słów: − Chcę cię zerżnąć. Może posadzić cię na ławce kar.
Twarz Olivii wykrzywia się, co jest równie urocze, co samo parsknięcie.
– Nie powiesz mi, że wyrywasz wszystkie te dziewczyny tekstami tego typu?
– Oczywiście, że nie.
– Tak myślałam.
Uśmiecham się.
– Zazwyczaj moje nazwisko i ładna buzia w zupełności wystarczają.
Przewraca oczami, a ja chwytam kosmyk jej ciemnobrązowych włosów z nutą karmelu i owijam go wokół palców. Ma piękne włosy. Piękne usta. Piękne uda. Kurwa, po prostu jest piękna.
Delikatnym szarpnięciem przysuwam ją do siebie i uśmiecham się, czując, że nieświadomie mi się poddaje.
– Możemy być u mnie za osiem minut, jeśli wskoczysz mi na barana – szepczę. – Owiniesz mi te śliczne, małe nóżki wokół pasa, zanim ja owinę je sobie wokół twarzy.
Bije od niej ciepło, odrobinę rozwiera usta, bierze oddech, ale nagle się odsuwa. Odchrząkuje, wyciąga telefon i zaczyna przeglądać Instagram, jakby była potwornie znudzona.
– Fatalny pomysł.
– Pozwolę się nie zgodzić.
Odwzajemnia moje spojrzenie z błyskiem w oku.
– Masz rację. Bolą mnie stopy od tego całego tańczenia. Jazda na barana brzmi wspaniale. – Uśmiecha się, kiedy ja chichoczę, a potem dodaje poważniejszym tonem: – Nie bawię się w przygody na jedną noc, Carter.
Kurwa.
Muskam zębami dolną wargę, obserwując, jak jej palce bębnią w kieliszek, jak zerka na mnie co kilka sekund, żeby sprawdzić, czy nadal na nią patrzę i jak rumieniec pojawia się na jej policzku, kiedy zdaje sobie sprawę, że to właśnie robię. Jej mowa ciała i nerwowe kręcenie się pod wpływem mojego spojrzenia nie pasują do kąśliwych komentarzy, co w jakiś sposób czyni ją jeszcze bardziej intrygującą.
– No dobra – mówię, zanim jeszcze to dobrze przemyślałem, ale w sumie pieprzyć to, czemu nie? Jeśli istnieje jakaś kobieta, z którą chciałbym zobaczyć się jeszcze raz, to równie dobrze może to być Olivia. Po co poprzestawać na jednej nocy? Mam przeczucie, że jest typem piosenki, którą puszczałbym na okrągło. Mogę nawet rozważyć zawieszenie mojej zasady o nienocowaniu. Możemy spędzić razem cały jutrzejszy dzień zanim odeślę ją do domu. Uderzam dłonią w blat i pokazuję głową w kierunku drzwi. – Chodźmy, piękna.
Jej szczęka się rozluźnia.
– Żartujesz.
– Rano nawet zabiorę cię na śniadanie. – Uśmiecham się do niej w sposób, który kiedyś opisano jako czarujący.
Olivia mamrocze pod nosem coś, co brzmi dokładnie jak „pieprzony, zarozumiały dupek” i przeciąga dłonią po twarzy.
– Chyba źle mnie zrozumiałeś.
Dopija resztkę piwa, zeskakuje ze stołka i nachyla się przy mojej twarzy. Ładnie pachnie, jak świeżo upieczony chleb bananowy. Czy to dziwne? Wiem tylko, że chcę jej spróbować.
– Nie mam absolutnie żadnych chęci – zaczyna powoli, akcentując każde słowo, żebym lepiej zrozumiał, jak podejrzewam – być twoją kolejną zdobyczą. Jestem przekonana, że ta niechlujna fryzura, ładne zielone oczy i szelmowski uśmiech ściągnęły wiele majtek, ale na pewno nie ściągną moich.
Opuszczam głowę i uśmiecham się.
– Czyli przyznajesz, że jestem atrakcyjny.
Przewraca oczami.
– Nie jestem nawet odrobinę zaskoczona, że to z tego zrozumiałeś. – Pokazuje za siebie. – Możesz mieć tu każdą dziewczynę. Idź i zaproponuj śniadanie komuś innemu.
Cóż, to nie przejdzie. Oferta śniadaniowa była przeznaczona tylko dla niej.
– Ale ja chcę ciebie – jęczę figlarnie, łapiąc ją za dłoń. Jest taka ciepła i malutka, momentalnie znika w mojej. − Nie mogę oderwać od ciebie wzroku, znasz się na hokeju, kazałaś mi spieprzać na przynajmniej trzy różne sposoby i nie pamiętam, kiedy ostatnio tak mnie do kogoś ciągnęło.
Podchodzi bliżej, a mój puls przyspiesza. Opuszki jej palców tańczą po moim ramieniu i muskają szczękę. Jej twarz unosi się w tym samym momencie, w którym moja opada, a ogień w jej spojrzeniu obiecuje niezapomnianą noc.
– Czy ktoś kiedykolwiek był w stanie ci odmówić? – pyta szeptem.
Dumnie wypinam klatkę piersiową.
– Nigdy.
Uśmiecha się i Chryste, to wspaniały widok.
– Cóż, zawsze musi być pierwszy raz.
Marszczę czoło, a ona odchodzi.
– Co?
– Miłej reszty wieczoru! – woła przez ramię i znika w tłumie. Jezu Chryste, naprawdę będę musiał wrócić do domu i zrobić to, co mi kazała: samemu się pieprzyć.
Kurwa. Nie podoba mi się to.ROZDZIAŁ 6. ROZBUCHAJ MOJEGO EGO
6
ROZBUCHAJ MOJEGO EGO
Carter
JESTEM W EKSTAZIE po wygranej, unoszę się w powietrzu i czuję się niezniszczalny. To mocne i uzależniające uczucie. Czuję głód, który chcę zaspokoić i, Chryste, dokładnie wiem, jak.
Jednak Emmett nie jest tak pozytywnie nastawiony, jak ja.
– Liv wydłubie ci oczy widelcem – mówi, wycierając się ręcznikiem w szatni.
Brzmi jak coś, co mogłaby zrobić. Ale i tak pytam „dlaczego?”.
– Dlaczego tak myślisz?
Powodów może być multum. Wszystko, co robię, wydaje się ją wkurwiać. Ale gdybym miał zgadywać…
– Bo przeze mnie wylądowała na telebimie?
– Bingo.
Wyciągam ramiona.
– Ja tylko pokazałem światu, jaka jest piękna.
Adam parska.
– Dobre. Zostaw to na moment, kiedy będzie dziabała cię tym widelcem. Może to cię ocali.
Emmett kręci głową, ale się śmieje.
– Zdradziłeś też całemu światu jej imię.
– Och, przestań. – Kładę dłonie na biodrach, bo naprawdę, jeśli nie mogę o niej mówić w pomeczowych wywiadach, bo jeden z reporterów zapytał, kim jest, to po cholerę mi to wszystko? – Której dziewczynie by się to nie spodobało?
Próbuję zapunktować i uważam, że na razie dobrze mi idzie. Z daleka czułem jej wściekłość. A dlaczego się wściekała? Bo jestem nieustępliwy i doprowadzam ją do szału? _Niewykluczone_. Ale moim zdaniem przede wszystkim dlatego, że mnie pragnie i w chuj jej się to nie podoba.
– To ta dziewczyna, która olała cię w zeszły weekend? – pyta Garrett.
Emmett szczerzy zęby.
– Dwa razy.
– Nie olała mnie. – Wycieram mokre włosy ręcznikiem przed włożeniem czapki.
– Dwa. Razy. – Dwa palce, które przystawia mi do twarzy są kompletnie niepotrzebne.
– Dopiero się poznajemy. – Wzruszam ramionami. – Jeszcze nie jest pewna.
– Chłopie. Kiedy zaproponowałeś, że dasz jej swój numer, powiedziała „nie, dziękuję” i zamknęła ci drzwi przed nosem.
Garrett rechocze.
– Nieee. Zrobiła ci Randy’ego Jacksona? Przezabawne. Pewnie nie spałeś całą noc.
No dobra, przyznaję, to było śmieszne. Kiedy już się otrząsnąłem, gęba mi się śmiała. Jest coś w Olivii, co przykuwa moją uwagę. Nie tylko jej bezczelność i sarkastyczność, ale też delikatność czająca się tuż pod skorupą. Założę się, że pluje całym tym jadem, żeby jej fasada nie runęła jak zamek z piasku. Kieruje się zasadą „wszystko albo nic”, pewnie dlatego nie lubi przygód na jedną noc.
Mam to gdzieś. Chcę tylko, żeby polubiła mnie.
Może dlatego, gdy docieramy do baru, moje spojrzenie od razu kieruje się w stronę dzikiej grzywy ciemnoczekoladowych loków z nutami karmelu. Wygląda jak pieprzony deser lodowy, a ja muszę jej posmakować.
Prześlizguję się przez tłum, ignorując ludzi, którzy chcą ze mną pogadać i podążam za uniesionymi głosami Cary i Olivii.
– Po prostu udawaj, że to się nie wydarzyło.
– Oooch. Udawać, że to się nie wydarzyło. Super. Super, super, super. Wspaniała rada, Care. – Olivia wychodzi z loży. – Udam, że Carter Beckett nie podał mojego imienia w telewizji. Udam, że nie zadedykował mi strzelonej bramki przed całą Ameryką Północną.
Cara unosi brew i uśmiecha się, co daje mi do zrozumienia, że jest taką samą fanką charakterku Olivii jak i ja.
– No dobra, tygrysie. Gdzie się wybierasz?
Olivia unosi rękę i idzie dalej.
– Muszę się napić.
Cholera, podoba mi się. Lubię patrzeć, jak się porusza…
Autentycznie, przechylam się w prawo i patrzę jak biodra podskakują, kiedy idzie przez bar. Ma idealne krągłości i zajebistą, krągłą dupę. Dżinsy są jak druga skóra i przedstawiają ładny obraz tego, co mam nadzieję, czeka mnie podczas nadchodzących nocy.
Emmett szturcha mnie łokciem zanim zdążę za nią ruszyć.
– Zachowuj się.
Mógłbym, ale nie taką mam naturę.
Sposób, w jaki stoi przy barze, trzymając łokcie na blacie i kołysze tyłkiem w przód i w tył nucąc pod nosem, to widok, który mógłbym podziwiać całą noc. Ale zamierzam zrobić rysę na tej fasadzie, którą tak lubi się zasłaniać, więc zmniejszam dzielący nas dystans i uśmiecham się, kiedy nieruchomieje. Jakby czuła, że nadchodzę.
Nachylam się nad jej uchem i rozkoszuję się tym, jak drży.
– Zimno?
Obraca się tak szybko, że potyka się o stołek. Nagle patrzymy sobie prosto w oczy. Opiera się o mnie, żeby złapać równowagę, a ja z radością obejmuję ją ramieniem w talii. Szeroko otwiera oczy, a jej klatka piersiowa spoczywa na mojej. Nie chcę odnieść sromotnej porażki, więc zachowuję komentarze na temat jej reakcji dla siebie.
Ale podoba mi się to przedstawienie.
A mówiąc przedstawienie mam na myśli sposób, w jaki te głębokie brązowe oczy wypalają mi twarz, a potem powoli – _w chuj powoli_ – znowu patrzą w moje. Przygryza dolną wargę, a jej opuszki palców wbijają się w moje przedramię.
– Skończyłaś?
Marszczy brwi, jest zmieszana.
– Skończyłaś, Olivio? – powtarzam, puszczając ją i odrywając palce od przedramienia. Zostawiła ślady, ale nie dbam o to. Pozwolę jej wyryć swoje imię na mojej skórze, jeśli dostanę to, czego chcę. – Skończyłaś mnie obczajać?
Otwiera usta i macha głową.
– Ja… ja… co? Ja cię… nie obczajałam… co?
Mhm, a ja nie wyruchałem właśnie przeciwnego zespołu. To pierwszy taki przypadek. Zdecydowanie wie, jak rozbuchać mojego ego, kiedy tego nie potrzebuję.
Patrzy na mój pewny siebie uśmiech i ta chwila kończy się szybciej, niż bym chciał. Wyrywa się i odwraca w stronę baru, wracając do ignorowania mnie na pełen etat.
Oczywiście zajmuję miejsce obok, bo lubię jej reakcje. W ogóle lubię przebywać w jej towarzystwie. Świetnie pachnie i bije od niej ciepło. Poza tym uwielbiam, kiedy kwituje moje złe zachowanie tym swoim przewracaniem oczami. To najlepsza nagroda.
Odsuwa się, kładzie dłoń na policzku i piorunuje mnie wzrokiem, a ja wykorzystuję tę okazję, żeby po raz enty przyjrzeć się jej ubiorowi.
Wygląda zajebiście w obcisłej bluzce, znad pasa dżinsów z dziurami wystaje odrobinę kremowej skóry, wokół bioder ma owiniętą koszulę w kratę, a na nogach trampki Chuck Taylor.
Podążam za krzywizną bioder, kiedy wypycha jedno z nich, i mój wzrok pada na jej doskonałe cycki, na których krzyżuje ramiona. Nie miałbym nic przeciwko, żeby wsadzić tam co nieco dziś w nocy.
Unosi idealnie wydepilowaną brew, a ja się uśmiecham.
– Co? Ty możesz patrzeć, ale ja nie? – Opieram podbródek na pięści. – Podwójne standardy. A co z równością płci i tak dalej?
Zaciska usta, jakby z całych sił powstrzymywała uśmiech. Szkoda. Widziałem, jak uśmiechała się do Cary podczas meczu i to rozświetliło całą arenę. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zrobiła to samo dla mnie.
Chwytam za rękawy koszuli w kratę i przyciągam ją do siebie. Nie opiera się, jej palce przesuwają się po moich przedramionach.
– Jak to w ogóle możliwe, że wyglądasz jeszcze lepiej niż w zeszły weekend? Koszula w kratę, dżinsy z dziurami, Chucksy? Kurwa… – mamroczę i odchylam głowę. – Jesteś pieprzonym dziełem sztuki. Mógłbym zabrać cię do domu i całą noc przytulać się na kanapie. Jak to się nazywa… Netflix and chill? – Owijam rękawy wokół pięści i zginam szyję. Ona unosi głowę i stykamy się czubkami nosów. – Dawaj, Olivio. Zróbmy to.
Dotykam kącika jej ust, dokładnie tam, gdzie się wyginają.
– Gdybym nie znał cię lepiej, pomyślałbym, że to przygryzanie wargi jest desperacką próbą powstrzymania uśmiechu. No dawaj, Liv. Pokaż go. Daj niegrzecznemu chłopcu się wykazać.
Robi to, pozwalając uśmiechowi eksplodować na twarzy. Wyrywa jej się też słodki chichot, ale od razu zasłania usta.
– Och, kurwa – szepcze, odwracając się.
Zatrzymuję barmana zanim Olivia zdąży go zobaczyć. Niestety odwraca się w samą porę, żeby przyłapać mnie na płaceniu za drinki, które postawił na barze i uśmiech znika z jej pięknej twarzy.
– Hej! To dla mnie i Cary.
– Dostaniesz je z powrotem, jeśli poświęcisz mi czas.
– Nie jestem ci nic winna, a już na pewno nie pozwolę ci płacić za moje drinki. – Pięści: poznajcie biodra. Jej oczy w kolorze whiskey niebezpiecznie się zwężają. Olivia wyprowadza zaskakująco silny cios. – Mam pracę, jeśli chciałbyś wiedzieć.
– Płacą ci trzynaście milionów dolarów rocznie?
– Mam w nosie to, ile zarabiasz.
Naprawdę wygląda, jakby nic jej to nie obchodziło. Próbuje dosięgnąć drinków, które trzymam nad głową, podskakując i ocierając się o mnie.
– A tak w ogóle, to czym się zajmujesz?
Olivia kwęka coś pod nosem, ale zdołałem wychwycić tylko „Boże”, „dupek”, „seksowny”. Szkoda, że nie usłyszałem całości.
– Dobra, nieważne. Zamówię drinki przy stoliku. – Wyrzuca ręce nad głowę, dając do zrozumienia, że ze mną skończyła.
Problem polega na tym, że ja jestem daleki od skończenia z nią. Dlatego idę tuż za nią, kiedy wraca do loży.
– Nazwałaś mnie dziwkarzem? – pytam, siadając obok niej i wyłapując końcówkę jej rozmowy z Carą.
– Nigdy bym cię tak nie nazwała – twierdzi, wyrywając mi piwo z ręki.
– Ta. – Cara z uśmiechem przyjmuje swój trunek. – Nazwała cię panem dziwkarzem.
Olivia ukrywa swój skruszony uśmiech za brzegiem szklanki.
– To znacznie bardziej wyrafinowane.
Delikatnie szczypię ją w łokieć.
– Ale z ciebie gówniara, co?
– Ze mnie? To ty nigdy nie przestajesz.
– Jestem jak szczeniaczek – mówię jej.
– Irytujący, niewychowany i wymagający dużo pracy?
Nachylam się do niej i obniżam głos.
– Niesamowicie uroczy i uwielbiający być w centrum uwagi.
Kolejny chichot, szczery, słodki, lekki. Uśmiecham się.
– Drugi raz – zauważam.
– Drugi raz, co?
– Drugi raz sprawiłem, że się zaśmiałaś.
Unosi brew, popijając piwo.
– Mhmm. Prowadzimy jakąś statystykę?
– Dokładnie. Celuję w dziesięć.
– Cóż, powodzenia, chłopaku. To był ostatni raz.
– Zobaczymy – mruczę i patrzę Emmetta, który właśnie nadchodzi.
– Ollie! Dwa tygodnie z rzędu! – Podnosi ją prosto z siedzenia i mocno ściska, czyli coś, co ja chciałbym robić. Chętnie bym sprawdził, jak wpasowuje się w moje ramiona. Kiedy sadza ją z powrotem, Olivia przytrzymuje się mojego uda.
Ledwie daję radę, ale pomagam jej się wyprostować, trzymając dłoń na dolnej części jej pleców, zamiast zasugerować, żebyśmy poszli się pieprzyć i obniżyli to napięcie, które wibruje między nami od tygodnia.
– Ollie? – pyta, a Cara wylicza na palcach przydomki Olivii.
– Tak, no wiesz, Liv, Livvie, Ol, Ollie, Ollie Wallie. I oczywiście, mój ulubiony. – Odrzuca głowę i stęka. – Och, pani Parkerrr.
Ciepło bije od drobnej kobiety siedzącej obok mnie. Zasłania twarz dłońmi.
Patrzę na nią, muskając kciukiem dolną wargę.
– Jest pani nauczycielką, pani Parker?
Wpatruje się w stół, cały czas obejmując twarz dłońmi.
– Nie?
– W liceum – wtrąca się Cara. - Wszyscy chłopcy ze starszych klas chcą dostać się między jej soczyste uda.
– Żaden uczeń nigdy nie dostanie się… fuj. – Jej ręce znowu wędrują do twarzy.
Chryste, jest dokładnie taką nauczycielką, jaką chciałem mieć w liceum. Przepiękna, z idealnym pełnym tyłkiem i sarkastyczna.
– Zgadzam się, Ollie. Oprócz oczywistych względów, potrzebujesz mężczyzny, który wie, jak się tobą zaopiekować. – Moje palce wędrują w górę jej uda, a jej owijają się wokół mojego bicepsa i trzymają się go, kiedy magnetyzm instynktownie przyciąga nas bliżej. – Kogoś, kto zna wszystkie właściwe… miejsca.
Zapada cisza, a ja wytrzymuję jej spojrzenie i zauroczenie, które w nim tańczy, nawet jeśli nie chce tego przyznać.
– Okej… – Kątem oka widzę, że Emmett macha między nami palcem. – Co tu się dzieje?
Olivia mruga i zaklęcie pryska. Odsuwa się, zabierając ze sobą swoje ciepło.
– Nic – twierdzi.
– Ollie zgrywa niedostępną – mówię w tym samym momencie.
Cara macza nachosa w sosie śmietanowym i wycelowuje go we mnie.
– Nie zgrywa. Jest niedostępna.
Olivia szturcha mnie w ramię.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki