Copywriter. Tom I - ebook
Pełna swobodnej narracji podróż przez lata 1962–1977 (tom I) oraz 1978–1992 (tom II). Ówczesne wydarzenia w kraju i na świecie przeplatają się z sytuacjami, które były, które być może były i które mogłyby być. Lektura dla wszystkich podróżników, którzy pamiętają tamte lata, oraz dla tych, którzy pragną poczuć nie tylko klimat młodości swoich rodziców, babć i dziadków, ale także smak kraju, który, mimo wielu przeciwności i upokorzeń, istnieje głównie w naszych sercach. Nie jest to powieść historyczna ani nawet realistyczna, choć w dużej mierze opiera się na faktach. Autor w tych wszystkich zawiłościach nie docieka prawdy, Autor jedynie próbuje się z nią nieco podroczyć... Wsiądźmy do tego pociągu i w stukocie kół spróbujmy na nowo poczuć tamten czas – czas Polski socjalistycznej, a zarazem czas, w którym rodziła się nowa Polska. Jaka? To już jest pytanie do każdego z nas.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788392915720 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Obywatelki i Obywatele Rzeczypospolitej Polskiej! Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się w historycznym momencie. Ciężko teraz mówić mi cokolwiek. Każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, że struktury narzucone nam przez tzw. ład jałtańsko-poczdamski, a następnie utrwalone przez dyktat moskiewski, stały się bolesnymi ciosami w niepodległość i suwerenność Polski. Gasnąca, zewnętrznie narzucona i od samego początku nierentowna gospodarka zadaje nam kolejne, dotkliwe rany. Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom, ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów przebiegają te same bolesne myśli. Atmosfera przy czytaniu gazet czy przy oglądaniu telewizji staje się przyczyną niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje i normy współczesnego życia. Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne – to wszystko, na co stać zawiedzione społeczeństwo? Wczoraj wieczorem ktoś na ulicy zapytał mnie: „Panie generale, czy o taką Polskę walczyliśmy?”. Nie ukrywam, że jako żołnierz i także jako człowiek miałem łzę w oku. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz. Już nie dni, lecz godziny dzielą nas od ogólnonarodowej katastrofy. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: czy musiało do tego dojść? Czy zrobiliśmy wszystko, aby zatrzymać spiralę kryzysu? Mówię to jako żołnierz i jako szef rządu polskiego – jak dotąd nie zrobiliśmy nic! Musimy wrócić do korzeni, do normalnej demokracji i zdrowej gospodarki. Historia oceni nasze działania. Jednak nadchodzące miesiące będą przede wszystkim czasem pracowitym, borykaniem się z ogromnymi trudnościami. Nie można odmówić nam dobrej woli, umiaru, cierpliwości, a przede wszystkim patriotyzmu! Trzeba powiedzieć jasno i po żołniersku – dość!
Obywatelki i Obywatele! Wielki ciężar odpowiedzialności spoczywa na moich barkach w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Moim obowiązkiem jest podjąć tę odpowiedzialność, ponieważ chodzi o przyszłość Polski!
Polacy! W imię interesu narodowego, dokonano zapobiegawczo internowania grupy osób zagrażających bezpieczeństwu państwa. W grupie tej znajdują się działacze „Solidarności” oraz inni, co tylko potrafią krzyczeć o wolności i namawiają do jeszcze innych durniejszych strajków i akcji medialnych. Na polecenie Wojskowej Rady internowano także kilkadziesiąt osób, które ponoszą osobistą odpowiedzialność za doprowadzenie w latach siedemdziesiątych do głębokiego kryzysu państwowego lub za nadużywanie swoich stanowisk dla osobistych korzyści. Internowano również polityków, którzy mogliby zwrócić się do innych krajów o tak zwaną bratnią pomoc. Pełna lista internowanych zostanie opublikowana. Będziemy konsekwentnie oczyszczać polskie życie ze zła bez względu na to, gdzie się ono rodzi. Będziemy oczyszczać się sami, tylko sami!
Obywatelki i Obywatele! Żołnierz polski wiernie służył i służy ojczyźnie. Zawsze na pierwszej linii, w każdej społecznej potrzebie. Również dziś z honorem spełni swój obowiązek. Nasz żołnierz powinien mieć czyste ręce, nie zna prywaty, lecz twardą służbę. Nie ma innego celu niż dobro narodu. Odwołanie się do pomocy wojska może mieć jedynie charakter przejściowy i nadzwyczajny. Wojsko nie zastąpi normalnych mechanizmów demokracji!
Bracia Czesi i Słowacy! Chciałbym Was przeprosić za to, że nasze wojsko w 68 roku na Waszych ziemiach uczestniczyło w tym niecnym incydencie. Demokrację można wdrażać i rozwijać jedynie w państwie silnym i praworządnym, a przede wszystkim niepodległym! Zapewniam Was, że ze strony Polski już nigdy to się nie powtórzy!
Polki i Polacy! Będziemy oczyszczać wiecznie żywe źródła polskości z obcych idei, deformacji i wypaczeń, jednocześnie wzbogacając je o narodowe pierwiastki i tradycje. Widzę w tym wielką rolę „Solidarności”. Tak pojmujemy ideę porozumienia narodowego. Podtrzymujemy ją. Szanujemy wielość światopoglądów. Doceniamy patriotyczne stanowisko Kościoła. Istnieje nadrzędny cel, który jednoczy wszystkich myślących i odpowiedzialnych Polaków: miłość do ojczyzny, konieczność umocnienia prawdziwej niepodległości oraz szacunek dla własnego państwa. To najmocniejszy fundament prawdziwego porozumienia.
Polki i Polacy! Ludzie wolnego świata! Pragnę ogłosić całemu światu, że z dniem dzisiejszym Polska Rzeczpospolita Ludowa zmienia nazwę na Rzeczpospolita Polska. Informuję również, że od 13 grudnia 1981 roku oficjalnie występujemy z Układu Warszawskiego. Dodatkowo z dniem dzisiejszym rezygnujemy z członkostwa w Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Odpowiednie pisma zostały wysłane do szefów rządów krajów zarówno Wschodu, jak i Zachodu. W dniu 12 grudnia, na moją prośbę, do Polski przybyła ponad stuosobowa delegacja Organizacji Narodów Zjednoczonych, aby śledzić sytuację w naszym suwerennym i niepodległym kraju. Otwarci także jesteśmy na wszelkie media wolnego świata, dla nich nasze granice są zawsze otwarte.
Obywatelki i Obywatele! Podjęte dzisiaj kroki mają na celu zachowanie podstawowych zasad demokratycznej odnowy. Wszystkie nowe reformy będą kontynuowane w warunkach ładu, rzeczowej dyskusji i dyscypliny. Dotyczy to również reformy gospodarczej. Nie chcę składać obietnic. Przed nami trudny okres. Po to, aby jutro mogło być lepiej, dziś trzeba uznać twarde realia, zrozumieć konieczność wyrzeczeń. Moim celem jest jedno – wolność! To podstawowy warunek, od którego powinna rozpocząć się lepsza przyszłość. Stanowczo podkreślam: jesteśmy krajem suwerennym, niepodległym i sami rozwiążemy nasze problemy! Każdą tak zwaną pomoc z krajów ościennych będziemy traktować jako próbę agresji na nasz wolny i niepodległy kraj! Dlatego już wczoraj postawiłem naszą armię w stan najwyższej gotowości bojowej.
Obywatelki i Obywatele! W tym trudnym momencie zwracam się do naszych prawdziwych przyjaciół, sympatyków i władców tego świata. Zwracam się do całej opinii światowej. Apeluję do całej społeczności międzynarodowej o zrozumienie wyjątkowych warunków, które zaistniały w Polsce, oraz o akceptację nadzwyczajnych środków, które okazały się niezbędne. Nasze działania nie zagrażają nikomu; ich jedynym celem jest eliminacja zagrożeń zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych, co przyczyni się do zapewnienia pokoju i współpracy międzynarodowej. Naszym zamiarem jest przestrzeganie korzystnych dla nas umów i porozumień, a rezygnacja z tych niekorzystnych. Pragniemy, aby słowo „Polska” zawsze budziło szacunek i sympatię w Europie i na świecie. Pragniemy też ostrzec niektórych przywódców, że posiadamy dużo ostrego uzbrojenia i jeśli nastąpi taka potrzeba, nie będziemy wahać się ich użyć! Ponadto pragnę zwrócić uwagę na obecność obcych baz wojskowych na naszym terytorium. Od jutra przygotowaliśmy dla nich setki specjalnych pociągów, które przetransportują całą infrastrukturę wojskową oraz personel do najbliższej stacji przygranicznej. Nie oczekujemy za to żadnego wynagrodzenia. Chciałbym też ogłosić, że osobiście postanowiłem zmienić hymn Polski. „Jeszcze Polska nie zginęła...” nie jest pieśnią na nasze czasy. Na nasze czasy są słowa „Warszawianki”:
POWSTAŃ POLSKO, SKRUSZ KAJDANY,
DZIŚ TWÓJ TRYUMF ALBO ZGON!
Polki i Polacy! Siostry i Bracia! Zwracam się do Was jako żołnierz, który dobrze pamięta okrucieństwo wojny. Proszę Was o spokój i opanowanie. Gdyby jednak sprawy zmieniły obrót, osobiście wydam rozkaz: – Do boju!
Zwracam się do Was, polscy robotnicy: już nigdy owoce Waszej ciężkiej pracy nie będą marnowane! Będziecie pracować dla siebie, dla swoich rodzin i dla przyszłych pokoleń żyjących w wolnej i sprawiedliwej Polsce!
Zwracam się do Was, bracia chłopi: zadbajcie o polską ziemię! Polska ziemia wyżywi nas wszystkich, a wyżywić też może i całą Europę.
Zwracam się do Was, obywatele starszych pokoleń: ocalcie od zapomnienia prawdziwą historię lat wojny, męstwo i tragedię polskiego żołnierza oraz straszliwy okres po II wojnie światowej, kiedy to Europa zapomniała nie tylko o chwale Polski, ale także zaakceptowała fakt, że znaczna część kontynentu znalazła się w politycznej i gospodarczej niewoli. Przekażcie tę wiedzę swym synom i wnukom. Przekażcie im swój żarliwy patriotyzm oraz gotowość do wyrzeczeń dla dobra ojczyzny. Pamiętajcie również, że dorobek dwóch ostatnich pokoleń nie poszedł na marne, gdyż w społeczeństwie narodziła się i rozwijała myśl o nowej, sprawiedliwej i solidarnej Polsce.
Zwracam się do Was, polskie matki, żony i siostry: dołóżcie wszelkich starań, aby w polskich rodzinach nie przelewano więcej łez. Wierzę, że w polskich domach już wkrótce zagości uśmiech i duma ze swej ojczyzny.
Zwracam się do młodych Polek i Polaków: okażcie prawdziwą dojrzałość i głęboką refleksję nad własną przyszłością, nad przyszłością naszej najukochańszej ojczyzny, Rzeczypospolitej Polskiej.
Zwracam się do Was, nauczyciele, twórcy nauki i kultury, inżynierowie, lekarze, publicyści: ten czas jest intelektualną wykładnią patriotyzmu!
Do Was się zwracam, żołnierze Wojska Polskiego w służbie czynnej i w rezerwie: bądźcie wierni niepodległej Rzeczypospolitej! Bądźcie wierni polskiemu narodowi. Żołnierze Wojska Polskiego, po wsze czasy pamiętajcie – służycie nie politykom, ale tylko i wyłącznie swojemu narodowi! Bądźcie jemu zawsze wierni! Od waszej dzisiejszej postawy zależy los kraju.
Zwracam się do wszystkich obywateli: nadeszła godzina ciężkiej próby! Próbie tej musimy sprostać, dowieść, że niepodległej i suwerennej Polski jesteśmy warci!
Rodacy! Bracia i Siostry!
Wobec całego narodu polskiego i wobec całego wolnego świata pragnę powtórzyć te nieśmiertelne słowa:
Oto dziś dzień krwi i chwały,
oby dniem wskrzeszenia był...
W tle „Warszawianka”.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 7.13, Moskwa, Kreml.
– Job twaja mać! Tawariszcz polskij gienerał! Idi ka mnie siuda! Tolko bystro... Siestra!!!
Pierwsze słowa sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonida Breżniewa tuż po odczytaniu tajnych notatek KGB.
PS Kolejna poważna dolegliwość towarzysza Leonida w jego bogatej już kolekcji dolegliwości.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek godz. 8.33, Warszawa, gabinet premiera Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (zaraz po telefonie z Moskwy).
– Potocki! Potocki! Ja tobie nogi z dupy powyrywam!
PS W miarę poważne omdlenie towarzysza generała.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 9.02, Tel Aviv, gabinet premiera Izraela.
– Natychmiast z Ronaldem! Ale Już!
Po chwili stukając nerwowo w telefon, dodał.
– Szybciej! Co się tam, do kurwy nędzy dzieje?
Te ostatnie soczyste słowa powiedział poprawnie po polsku.
– To ty, Rony? Rony, czytałeś przemówienie polskiego generała? Mosad nic nie wiedział, CIA milczy, a KGB jest w szoku!
PS Premier Izraela ma problem – ostatnio kazał tyle zbombardować, ale nie teraz przecież!
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 9.12, Waszyngton, Biały Dom do Tel Awiwu.
– Mietchu, spoko! Ruscy nie zaatakują, mam słowo! Mietchu, a skąd masz to przemówienie?
PS Prezydent Stanów Zjednoczonych jest wyraźnie podekscytowany – już w pierwszym roku jego kadencji blok sowiecki zaczyna się kruszyć. Już to widział na afiszach: on, Big Rony, z dymiącymi jeszcze koltami, a za nim, jakby w tle zachodzącego słońca, przestrzelona przez niego czerwona gwiazda konającego komunizmu.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 9.16, Tel Aviv, premier Izraela do Waszyngtonu.
– Rony, Icchak kupił tę informację od Władimira, a Władimir dostał ją od swojego człowieka w Warszawie.
PS Premier Izraela jest autentycznie zaniepokojony – jeśli Armia Radziecka wkroczy do Polski, to już nigdy nie zobaczy miasta swojej młodości.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 9.22, Waszyngton, Biały Dom do Tel Awiwu.
– Mietchu, na wszelki wypadek postawię naszą armię w stan podwyższonej gotowości. Szczególnie w Niemczech Zachodnich i uaktywnię tam kilka czerwonych guzików. Ty też, Mietchu, musisz być przygotowany na czerwony alarm.
I tak dalej...
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 10.52, Zielona Góra, gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
Internowanie Stanisława Potockiego – pracownika Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Zielonej Górze.
PS Pierwsza internowana osoba w Polsce w grudniu 81 roku.
* * * * *
7 grudnia 81. Poniedziałek, godz. 16.44, Zielona Góra, południowe peryferie miasta.
Jędrzej Potocki, syn Stanisława Potockiego, akurat wrócił z pracy. Matki jeszcze nie ma w domu – dzisiaj ma dyżur do osiemnastej. Na pewno zaraz przedzwoni, by zapytać go, czy już coś zjadł. Zajrzał do lodówki. Znalazł jedynie dwa Basztowe oraz kawałek żółtego sera. Otworzył piwo. Z szuflady meblościanki wyjął kopie swojego ostatniego maszynopisu. Pijąc piwo, czytał powoli. Nadawał zdaniom podniosły, wręcz rewolucyjny ton. Zauważył, że niektóre słowa, a nawet zdania jeszcze by zmienił. Niestety, oryginał został już wysłany do Warszawy. Jednak Jędrzej Potocki nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, że teraz na kilku kontynentach najwięksi politycy największych państw i generałowie największych armii świata, zdanie po zdaniu, słowo po słowie analizują ten sam tekst. Od kilku dni nie śpią po nocach, próbując rozpatrzeć sytuację na świecie po tak wielkiej zmianie w Europie Środkowej. Teraz polski generał stał się dla nich największym wyzwaniem w dziejach powojennej Europy... Analizy te przerwał telefon. Podniósł słuchawkę. Dzwoniła matka. Zapytała:
– Jędrzejku, jadłeś coś?
* * * * *
8 grudnia 81. Wtorek, godz. 11.13, Moskwa, Kreml.
Polski premier w gabinecie Breżniewa. Generał zdjął czapkę, a na jego głowie w tym przyciemnionym pomieszczeniu mocno wyróżniał się biały bandaż – efekt omdlenia po ostatnim telefonie z Moskwy.
– Towarzyszu Leonidzie...
Z uwagi na dobrą znajomość języka rosyjskiego towarzysza generała oraz pobieżną znajomość języka polskiego Leonida Breżniewa, poniższy dialog zostanie przedstawiony w sposób zrozumiały dla polskiego czytelnika, lecz z lekkimi znamionami języka rosyjskiego. Podobne zasady będą obowiązywać we wszystkich „niepolskich” dialogach w całej powieści.
Zacznę jeszcze raz:
– Tawariszcz Leonid, gdie wy?
– Siuda... – odezwał się upiorny głos z pomieszczenia obok.
Generał podszedł bliżej, a to, co zobaczył, przerosło jego żołnierską wyobraźnię, mimo że wojnę znał – jak często powtarzał – od podszewki. Na szerokim, jakby małżeńskim łożu, leżał... Frankenstein – przynajmniej tak mu się wydawało. Do klatki piersiowej, głowy, rąk i nóg podłączone miał fikuśne rurki, przez które przepływały różnokolorowe płyny. Jedne miały podtrzymywać pracę serca, inne pozostałych organów, w tym mózgu, który jeszcze jako tako funkcjonował. Rurki te prowadziły prawie pod sufit, gdzie łączyły się z niklowanymi pompkami, a następnie znowu opadały, jakby pod łóżko, a stamtąd nieco wyżej, by dotrzeć do leżącego. Maszyny zewnętrzne pracowały cicho, maszyna biologiczna towarzysza Leonida też.
– Towariszcz Leonid Iljicz, eto wy? – niepewnie zapytał generał.
– Eto ja... – z przekąsem potwierdził Breżniew.
– Izwinitie, ale skażu jeszczo raz – eto wy tawariszcz Breżniew?
– Do cholery, eto ja!
Tym razem stanowczo potwierdził to sekretarz generalny. Trzymając w ręku zmiętolony maszynopis, przeszedł do konkretów.
– Tawariszcz polskij gienerał... – minuta przerwy... – eto pismo wasze... – minuta przerwy... – ili nie wasze?
Generał nabrał kilka litrów powietrza. Odgłos przełykającej śliny wypełnił mury kremlowskiego pałacu.
– Nie, nie maje... – wydech trwał także minutę.
– Dymat Amerykańce... – znów minuta przerwy. – Dymat ich matki, córki, siestry i kochanice!
– Nie, eto nasz człowiek... durak, fantasta!
Towarzysz Leonid Iljicz próbował podnieść głowę, lecz musiała być zbyt ciężka, bo szybko ją opuścił.
– Tawariszcz polskij gienerał... to nie durak, to nie fantasta... to ... kontrrewolucjonista... Jego nada nie tolko ubit! Ale jeszczo w serdce wjebat kołek... patom drugi kołek... patom treti...
Nastała dłuższa cisza. Generał już myślał, że sekretarz generalny umarł. Podniósł nawet jego powiekę, lecz ten przemówił:
– Patom czwarty...
Znowu dłuższa cisza.
– A patom piąty? – zapytał generał.
– Da... a patom piąty...
– Tak też ja dumał.Mój szczęśliwy dzień
Lato 74 roku. Odkrytym Fiatem 125 Cabrio jechałem w stronę Przylepa. Samopoczucie miałem doskonałe. Nawet nie wiem dlaczego. Może dlatego, że niedawno nasi piłkarze tak rewelacyjnie zagrali podczas mistrzostw świata w Niemczech Zachodnich, może dlatego, że od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem nowiutkiej płyty „The Dark Side of the Moon”, może dlatego, że wczoraj nieźle sobie pobiegałem, a może po prostu dlatego, że dzisiaj jest tak przepiękna pogoda, że wokół mnie cała przyroda skąpana w promieniach letniego słońca aż kipi radością tych jasnych i ciepłych chwil. Sam nie wiem... Postanowiłem skręcić na lotnisko. Lubiłem to miejsce. Często przyjeżdżałem tu z rodzicami, aby po prostu ot tak się przejechać... Choć popołudniowe słońce świeciło pełnym blaskiem, nagle poczułem na sobie krople deszczu. Wjechałem na teren lotniska. Hangar i biura zostały już dawno zamknięte, a przed nimi stał stary, wysłużony lotami radziecki dwupłatowiec AN-2. Włączyłem radio. Czułem na twarzy jakże wilgotne i przyjemne krople letniego deszczu. Akurat w radiu leciał stary przebój grupy Creedence Clearwater Revival „Have You Ever Seen the Rain”. Od razu dałem głośniej. Uwielbiałem ten nieco krzykliwy głos Johna Fogerty’ego i niezwykle prostą, rockową muzykę tego zespołu. Czułem się lekko, czułem się wspaniale, jakbym w promieniach słońca unosił się ponad tym miejscem, ponad tym czasem i ponad wszelkimi, codziennymi myślami. Istniała tylko ta piosenka, moje długie włosy, moje niebieskie dżinsy, moje ciemne lenonki, moja bawełniana koszulka z napisem WM 74 oraz ten czerwony Fiat 125 Cabrio. Przekręciłem radio na pełny regulator. Byłem szczęśliwy. Rozpędzałem samochód na pasie lotniska, wrzucałem luz i, stojąc z rozpostartymi ramionami, chwytałem podmuchy letniego wiatru. Gdy samochód zwalniał, próbowałem nawet stanąć na jednej nodze. Moje długie włosy targał wiatr... Nie istniał Wschód ani Zachód, nie było Gierka, Breżniewa, ani Nixona. Nie było biednych ani bogatych. Nie było żadnej polityki – istniała tylko ta muzyka, ten letni deszcz i ja gdzieś w środku tego dziwnego świata.
Deszcz rozpadał się na dobre. Creedensi powoli się kończyli, a wraz z nimi moje wygłupy – pozostało tylko wspomnienie dotyku smagającego mnie wiatru oraz uczucie zatracenia tych radosnych chwil. Zasunąłem dach samochodu, zapaliłem Carmena i w padającym deszczu, nie spiesząc się nigdzie, wróciłem do rzeczywistości, do tej mojej polskiej rzeczywistości.64
* * * * *
Przed godziną rodzice wyszli na zabawę sylwestrową, a ja zostałem sam na sam z moim Szmaragdem. Dobranocki miałem nie oglądać, bo to przecież dla dzieci, a ja w 64 roku będę już miał 14 lat... ale oglądałem. Udając dorosłego, o godzinie dwudziestej obejrzałem Dziennik Telewizyjny. Z braku laku to i Dziennik ciekawy. Prezenter mówił o wymianie depesz noworocznych między władzami PRL a ZSRR, o piątej rocznicy udanej rewolucji na Kubie, o zakończeniu walk na Cyprze, o niezwykle trafnych i mądrych odpowiedziach Chruszczowa na pytania pewnego amerykańskiego dziennikarza, no i o tym, że ogólnie jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, tylko trzeba więcej pracować. Otworzyłem oranżadę i nalałem do szklanki – tak jak to robią dorośli. Oparłem też nogi na stoliku, tak jak to na amerykańskich filmach robią Amerykanie. Po Dzienniku, o godzinie 20.40, przed kamerami wystąpił przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki. Rozpoczął słowami: „Drodzy Obywatele i Towarzysze! Kochana Młodzieży! Rodacy! Oto znowu mija rok...”. Przekazał nam najpierw pozdrowienia i życzenia noworoczne w imieniu Komitetu Centralnego PZPR, a po chwili gorąco pozdrowił naszych sojuszników i przyjaciół, czyli Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, Chińską Republikę Ludową, Czechosłowacką Republikę Socjalistyczną i Niemiecką Republikę Demokratyczną oraz pozostałe kraje socjalistyczne. Skacząc z tematu na temat poruszył problem młodzieży, która jest patriotyczna i utalentowana, ale ostrzegał, że są też wśród niej tacy, którym „milicja, prokuratura i sądy już nie pomogą”. Potem już przeszedł do sukcesów Polski Ludowej i po słowach „Bracia i Siostry” zwracał się kolejno do „braci i sióstr”, tak pomyślnie budujących w kraju socjalizm. Nie pominął przy tym wojska i milicji. Zakończył życzeniami szczęścia dla naszej ludowej ojczyzny i innych krajów pragnących pokoju. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłem wypić całą oranżadę, a tu nawet nie minęła jeszcze dwudziesta pierwsza. Pijąc kolejną oranżadę, obejrzałem balet, Polską Kronikę Filmową, film o Brodway’u, a potem, gdy zamiast filmu dla dorosłych zobaczyłem na ekranie widowisko teatralne, to z tych nerwów musiałem otworzyć następną oranżadę. Nie doczekawszy północy usnąłem przy czwartej oranżadzie. W nocy ojciec przeniósł mnie z fotela do mojego łóżka. Rano rodzice zapytali mnie, jak się bawiłem. Odpowiedziałem:
– Chyba za dużo wypiłem, bo usnąłem przed północą.
Uśmialiśmy się wszyscy.
* * * * *
W połowie stycznia wybrałem się z mamą do kina na film „Gdzie jest generał”. Mnie się podobał, mamie nie. Mówiła, że wojna to nie komedia, a żołnierz polski to od razu musi być ofermą, a kobiecina z Armii Czerwonej to zawsze mądra, stanowcza, no i ładna.
– Ooo... orzeszko może fajt... fajt... apa, ale generała złaaaa... pał – próbowałem polemizować.
– Może i złapał, ale od razu oddał go Ruskim.
USA. Na zboczach Appalachów w stanie Maryland doszło do katastrofy bombowca B-52 z bronią atomową na pokładzie. Amerykańskie władze zapewniają, że bomba jest nieuzbrojona i nie ma ryzyka wybuchu jądrowego. Jednak prosi się wszystkich, by nie zbliżali się do miejsca katastrofy na odległość oddziaływań ewentualnej fali uderzeniowej. W katastrofie zginęło pięciu lotników, a przyczyną wypadku miała być śnieżyca. Polska. W naszym kraju ponownie zawitały mrozy. U nas, na Ziemi Lubuskiej, w nocy minus 12, a w dzień minus 2. W kotłowni piec hula, a węgiel idzie jak woda.
* * * * *
Austria. W Innsbrucku rozpoczęły się IX Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Z całą klasą oglądaliśmy ich uroczyste rozpoczęcie, bowiem tak się złożyło, że kilku nauczycieli zachorowało na grypę i z powodu ich nieobecności zaprowadzono nas do sali telewizyjnej. Akurat o godzinie 11.00 transmitowano otwarcie igrzysk. Większość uczniów nie miała w domu telewizora, więc poczuła się jak w kinie. Film co prawda nudny, ale obraz ruchomy. Komentator zachwycał się strojami poszczególnych ekip, a gdy na stadionie pojawiła się reprezentacja Związku Radzieckiego, to aż nie mógł wyjść z podziwu, że to zawodnicy z Kraju Rad, z kraju wielkiego przemysłu, niedoścignionej kosmonautki, kultury, sportu i ochrony środowiska, a jednocześnie wychwalał ich piękne i modne futra uszyte z bobra europejskiego. Zawodnicy z Niemiec Wschodnich i Niemiec Zachodnich występowali razem, po prostu jako Niemcy. Podczas całych igrzysk o naszej ekipie mało co mówiono, no i dobrze, bo nie zdobyła ani jednego medalu. Ojciec często słuchał wiadomości z Innsbrucku, mówił, że interesuje się sportem. Ja sportem jeszcze się nie interesowałem.
* * * * *
Kosmos. Z kosmodromu Departamentu Obrony USA na Przylądku Kennedy’ego na Florydzie wystrzelono w kierunku Księżyca rakietę z kolejną sondą serii Ranger o numerze „6”. Choć sondę czekało tzw. twarde lądowanie na Srebrnym Globie, to tuż przed swoim końcem miała wykonać serię zdjęć i filmów z niewielkiej odległości. Niestety, sonda zbyt szybko uderzyła w Księżyc, nie przekazując na Ziemię żadnego zdjęcia. Do tej pory wszystkie misje Ranger zakończyły się niepowodzeniem. Polska. Przypadające w tym roku 20-lecie PRL będzie uczczone przez mieszkańców naszego regionu atrakcyjnymi akcjami społecznymi, a wiele zakładów pracy zorganizuje wystawy, na których zaprezentują swoje sukcesy na tle sukcesów powiatu i województwa. Też Polska. Ludzie pytają – czy nasz kraj ma wielką naftę i czy Warmia i Mazury to nowe zagłębie naftowe? Tak przynajmniej wynika na podstawie ostatnich radzieckich doniesień o odkryciu pokładów ropy na Litwie i w obwodzie kaliningradzkim, tuż przed naszą granicą. Dziennikarze pytają naszych specjalistów:
– Jaka jest szansa na eksploatację tych złóż po polskiej stronie?
Odpowiedź padła taka:
– Teraz wszystko zależy od radzieckich specjalistów.
A jak to skomentowała mama? Napiszę tylko, że do tego dnia nigdy nie powiedziała brzydkiego słowa.
* * * * *
Wyjątkowego, bo 29 lutego, rząd polski wręczył niektórym krajom memorandum w sprawie zamrożenia zbrojeń jądrowych w Europie Środkowej. Chodziło o to, że Polska Rzeczpospolita Ludowa, Czechosłowacka Republika Socjalistyczna, Niemiecka Republika Demokratyczna oraz Republika Federalna Niemiec mają już się nie dozbrajać. Wszystkie polskie media są zachwycone, że mamy tak wspaniałe pomysły, tak dbamy o wspólne bezpieczeństwo, jesteśmy tak ważni w Europie!
– Zachód by nigdy nie wpadł na tak genialny plan – chwalił ojciec Gomułkę.
– Coś ten twój towarzysz Wiesław źle się skonsultował z Moskwą, bo Zachód ma ten plan głęboko gdzieś – mama szybko zgasiła optymizm ojca.
Nasza polska prasa cytowała prasę belgijską i jugosłowiańską, która bardziej sprzyjała ojcu:
SERCE EUROPY STREFĄ POKOJU
Była to akurat prasa w kolorach czerwonych.
* * * * *
Odkąd pamiętam, w naszym domu gazet było bez liku. Być może dlatego, że ojciec do niektórych pisał artykuły, takie o niczym, jak mawiała mama. Pisał o wydarzeniach w powiecie, czyli o wizytach ważnych gości z województwa, zebraniach powiatowego aktywu partyjnego, imprezach sportowych i innych lokalnych sprawach, które gazety drukowały tylko wtedy, gdy nie miały czym innym zatkać luk w szpaltach. Pisał je na maszynie do pisania, którą wyprodukowano w NRD, ale z polskimi literami – maszyna nazywała się Erika. Raz do roku przychodził do nas pewien pan z pewnego urzędu i brał z niej próbki czcionek, mówiąc, że to dla bezpieczeństwa państwa.
* * * * *
Moja wiedza o świecie w dużej mierze kształtowała się dzięki treściom zamieszczanym w gazetach i innych czasopismach.
– Te partyjne nadają się tylko do pieca – żartowała mama.
Miała na myśli „Gazetę Zielonogórską” – dziennik Komitetu Wojewódzkiego partii, oraz „Trybunę Ludu”, która była dziennikiem Komitetu Centralnego partii. Ja natomiast, nieco na wyrost, kupowałem miesięcznik „Młody Technik”, poświęcony sprawom technicznym dla młodzieży, oraz „Wiedzę i Życie” – miesięcznik o tematyce popularnonaukowej z elementami kultury. „Świat Młodych” to bardziej kupował mi ojciec ze względu na to, że lubiłem Tytusa, Romka i A’Tomka autorstwa pana Chmielewskiego. W domu pojawiało się również „Nadodrze”, które czytał głównie ojciec, a czasami mama i ja. Mama kupowała też „Panoramę”, „Przekrój” i „Przyjaciółkę”. Moim obowiązkiem w domu było palenie w piecu centralnego ogrzewania, więc czekając na rozpalenie węgla, przeglądałem gazety przeznaczone do spalenia. Te ważniejsze wiadomości, oczywiście według mnie, zapisuję w tym zeszycie. Uczę się również pisać na maszynie do pisania, choć muszę przyznać, że jest to dość głośne zajęcie.
* * * * *
Pierwszego kwietnia w naszym domu, a jestem pewien, że także w wielu innych domach, gdzie tylko czytano „Gazetę Zielonogórską”, zapanowało wielkie poruszenie. Od godziny 17.05 do 17.25 miała być przeprowadzona próba nadawania obrazu kolorowego w naszych czarno-białych telewizorach. W celu odnalezienia i poprawy jakości naturalnego koloru wystarczyło jedynie nieco odsunąć telewizor od okna. Ojciec wiedział, że to żart, mama również – ja im uwierzyłem. Tylko że o 17.05 ojciec z mamą wraz ze Szmaragdem krążyli po całym pokoju i nic.
– A może na kanale pierwszym? – pytała mama.
– Może jeszcze w tamtym rogu – proponował ojciec.
Następnego dnia każdy udowadniał, że nie dał się nabrać. Wiem od kolegów ze szkoły, że większość dała się nabrać, bo skąd tylu ludzi na dachach o wyznaczonej porze. Pokusa rzadko bywa dobrym doradcą.
* * * * *