Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córka Bogini Księżyca. Niebiańskie królestwo. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Córka Bogini Księżyca. Niebiańskie królestwo. Tom 1 - ebook

Urzekające fantasy inspirowane legendą o Chang'e, chińskiej bogini księżyca.

Dorastająca na Księżycu Xingyin przywykła do samotności. Nie wie, że jest ukrywana przed Niebiańskim Cesarzem, który skazał jej matkę za kradzież eliksiru nieśmiertelności. Kiedy jednak magia Xingyin zostaje wykryta, dziewczyna musi uciekać z domu.

Trafia do Niebiańskiego Królestwa, krainy cudów i tajemnic. Ukrywając swoją tożsamość, korzysta z okazji, by uczyć się u boku syna cesarza. Opanowuje łucznictwo i magię, a między nią a księciem rozkwita uczucie.

Aby ocalić matkę, Xingyin wyrusza na niebezpieczną wyprawę, stawiając czoła legendarnym stworzeniom i okrutnym wrogom. Ale kiedy dochodzi do zdrady, a zakazana magia zagraża królestwu, Xingyin musi rzucić wyzwanie samemu Niebiańskiemu Cesarzowi.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8321-139-8
Rozmiar pliku: 7,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Istnieje wiele legend o mojej matce. Niektóre mówią, że zdradziła swojego męża, wielkiego śmiertelnego wojownika, kradnąc mu eliksir nieśmiertelności, aby stać się boginią. Inne przedstawiają ją jako niewinną ofiarę, która wypiła eliksir, aby nie wpadł on w ręce złodziei. Niezależnie od tego, w którą z wersji wierzycie, moja matka, Chang’e, zyskała nieśmiertelność. Tak jak ja.

Pamiętam spokój panujący w naszym domu. Byłyśmy w nim tylko ja, wierna sługa imieniem Ping’er i moja matka, rezydująca na Księżycu. Mieszkałyśmy w pałacu zbudowanym z lśniącego białego kamienia, o kolumnach z macicy perłowej i spadzistym dachu z czystego srebra. Jego przestronne komnaty były zastawione meblami z drewna cynamonowca, którego aromatyczna woń przesycała powietrze. Pałac otaczał biały osmantusowy las z rosnącym pośrodku samotnym drzewem laurowym o mieniących się niebiańskim blaskiem nasionach. Ani wiatr, ani ptak nie mógł ich strącić – nie mogłam nawet zerwać ich sama – bo trzymały się gałęzi równie mocno jak gwiazdy firmamentu.

Moja matka była łagodna i kochająca, ale nieco wycofana, całkiem jakby nosiła w sobie jakiś wielki ból, który uczynił jej serce nieczułym. Każdego wieczoru, tuż po tym, jak zapaliła rozświetlające Księżyc latarnie, stawała na balkonie, aby spoglądać na widniejący w dole świat istot śmiertelnych. Czasem budziłam się przed świtem i widziałam, że nadal tam stoi z oczami zamglonymi wspomnieniami. Niezdolna znieść smutku malującego się na jej twarzy, otaczałam ją ramionami i przytulałam się do niej mocno; głową sięgałam jej wówczas zaledwie do pasa. Pod moim dotykiem wzdrygała się, jakby wybudzona ze snu, a potem głaskała mnie po głowie i odprowadzała z powrotem do mojego pokoju. Jej milczenie wywoływało u mnie wyrzuty sumienia – martwiłam się, że czymś ją rozgniewałam, mimo iż mało co mogło ją wytrącić z równowagi. To właśnie wtedy Ping’er wyjaśniła mi, że moja matka nie lubi, gdy przeszkadza się jej w tych chwilach samotności.

– Dlaczego? – zapytałam.

– Twoją matkę spotkała wielka strata. – Ping’er podniosła dłoń, by powstrzymać mnie od dalszych pytań. – Nie mogę ci powiedzieć nic więcej.

Myśl o jej przygnębieniu napełniała moje serce bólem.

– To trwa już tak wiele lat! – poskarżyłam się. – Czy matka kiedykolwiek dojdzie do siebie?

Ping’er przez chwilę milczała.

– Niektóre blizny sięgają głęboko, aż do naszych kości – powiedziała w końcu. – Stanowią one część tego, kim jesteśmy. Kształtują nas.

Na widok mojej smętnej miny utuliła mnie w swoich delikatnych ramionach.

– Ona jest jednak silniejsza, niż sądzisz, Gwiazdeczko. Tak samo jak ty.

Pomimo tych przelotnych zmartwień byłabym naprawdę szczęśliwa… gdyby nie towarzyszące mi bezustannie niejasne przeczucie, że w naszym życiu czegoś brakuje. Czy czułam się samotna? Być może, chociaż miałam zbyt mało czasu, by się tym przejmować. Każdego ranka matka uczyła mnie pisać i czytać. Rozcierałam tusz w kamiennym moździerzu, dopóki nie utworzyła się błyszcząca czarna pasta, a potem moja rodzicielka pokazywała mi, jak rysować każdy znak płynnymi pociągnięciami pędzla.

I chociaż te spędzane z nią chwile dawały mi wiele radości, to najbardziej podobały mi się lekcje z Ping’er. Malowanie wychodziło mi jako tako, a haftowanie dość kiepsko, ale nie miało to znaczenia, bo tym, co naprawdę pokochałam, była muzyka. Coś w sposobie, w jaki tworzyły się melodie, wzbudzało we mnie silne emocje, których jeszcze nie rozumiałam – niezależnie od tego, czy były to dźwięki strun wychodzące spod moich palców, czy nuty, które wydobywały się z moich ust. Pozbawiona towarzyszy mogących walczyć o moją uwagę, szybko opanowałam grę na flecie i qinie, siedmiostrunowej cytrze – w ciągu zaledwie kilku lat prześcigając w tej sztuce samą Ping’er. Na moje piętnaste urodziny matka podarowała mi mały flet z białego jadeitu, który nosiłam przy sobie w jedwabnym woreczku zawieszonym u pasa – nie rozstawałam się z nim ani na krok. To był mój ulubiony instrument; dźwięki, które się z niego wydobywały, były tak czyste, że nawet ptaki wzlatywały ku Księżycowi, żeby go posłuchać – chociaż jakaś mała cząstka mnie sądziła również, że przylatywały tu po to, aby popatrzeć na moją matkę.

Czasami łapałam się na tym, że wpatruję się w nią oniemiała, oczarowana doskonałością jej rysów i powabem ciała. Jej twarz miała kształt nasiona melona, a jej skóra lśniła perłowym blaskiem. Czarne jak noc oczy przybierały kształt półksiężyców pod uformowanymi w delikatne łuki brwiami, gdy się uśmiechała. Sploty ciemnych włosów, pośród których skrzyły się złote szpilki, przyozdabiała czerwonymi peoniami. Jej szata wewnętrzna miała barwę błękitu czystego nieba w samo południe, a spływająca do kostek szata zewnętrzna mieniła się bielą i srebrem. Wokół talii nosiła cynobrowy pas ozdobiony jedwabnymi frędzlami i jadeitem. Czasem, leżąc w nocy w swoim łóżku, nasłuchiwałam ich delikatnego dzwonienia, a sen przychodził szybko, gdy wiedziałam, że jest w pobliżu.

Ping’er przekonywała mnie, że jestem podobna do matki, ale to było jak porównywanie kwiatu śliwy do lotosu. Moja skóra była ciemniejsza, oczy – okrąglejsze, a broda bardziej kanciasta, z dołeczkiem na środku. Może wdałam się w ojca? Nie miałam pojęcia. Nigdy go nie poznałam.

Minęło wiele lat, nim się dowiedziałam, że moja matka, ta sama, która ocierała moje łzy, gdy się przewróciłam, i wygładzała mój pędzel, kiedy pisałam, jest Boginią Księżyca. Śmiertelnicy czcili ją, składając jej co roku ofiary podczas Święta Środka Jesieni – piętnastego dnia ósmego miesiąca księżycowego, kiedy księżyc lśnił najjaśniejszym blaskiem. Tego dnia palili modlitewne kadzidełka i przygotowywali ciasteczka księżycowe, których delikatna skórka skrywała obfitość nadzienia ze słodkiej pasty z nasion lotosu i solonych żółtek kaczych jaj, a dzieci nosiły świecące lampiony w kształcie królików, ptaków i ryb, symbolizujące światło księżyca. Tego właśnie dnia co roku stałam na balkonie, przypatrując się majaczącemu w dole światowi i wdychając upojną woń kadzidła, które wzbijało się w niebo na cześć mojej matki.

Śmiertelnicy mnie intrygowali – moja matka patrzyła na ich świat z tak wielką tęsknotą… Fascynowały mnie ich opowieści, pełne walki o miłość, o władzę, o przetrwanie – nawet jeśli nie pojmowałam w pełni przyczyn i znaczenia takich intryg, wychowana w bezpiecznym zaciszu naszego pałacu. Czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce, ale do moich ulubionych należały opowieści o dzielnych wojownikach walczących z przerażającymi wrogami, aby chronić swoich bliskich.

Pewnego dnia, gdy przeglądałam stertę zwojów w naszej bibliotece, moją uwagę przykuł jakiś jasny błysk. Sięgnęłam po to i puls mi przyśpieszył, bo okazało się, że właśnie natrafiłam na wolumin, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Sądząc po prostej, ręcznie szytej oprawie, było to dzieło śmiertelników. Okładka była tak wyblakła, że tylko z najwyższym trudem rozpoznałam na zdobiącej ją iluminacji łucznika mierzącego ze srebrnego łuku w dziesięć słońc na niebie, wewnątrz których dostrzegłam ledwie zauważalne ślady piór – nie, to nie były słońca… ale ptaki zwinięte w ogniste kule! Zaniosłam książkę do swojego pokoju, czując mrowienie w palcach, gdy przyciskałam zetlały papier do piersi.

Prędko opadłam na krzesło i zachłannie zaczęłam przewracać kartki, chłonąc łapczywie słowa.

Historia zaczynała się tak samo jak wiele innych opowieści o heroizmie: od straszliwego nieszczęścia, które dotknęło śmiertelny świat. Dziesięć słonecznych ptaków wzbiło się w niebo, paląc ziemię i powodując wielkie cierpienie. Spopielona gleba nie rodziła plonów, a wyschnięte rzeki nie dawały wody pitnej. Krążyły pogłoski, że zamieszkujący niebiosa bogowie patrzą na słoneczne ptaki łaskawym okiem, więc nikt nie odważył się sprzeciwić tym potężnym stworzeniom. I gdy wydawało się, że nie ma już żadnej nadziei, nieustraszony wojownik imieniem Houyi wziął swój zaczarowany lodowy łuk i posłał w niebo serię strzał, zabijając dziewięć słonecznych ptaków – i zostawiając jednego, aby oświetlał on Ziemię swoim blaskiem…

Nagle ktoś wyrwał mi książkę z rąk. Gdy podniosłam wzrok, spostrzegłam matkę – stała nade mną z wypiekami na twarzy, oddychając szybko, płytko. Zamknęła mi dłoń na ramieniu tak mocno, że jej paznokcie wpiły się w moje ciało.

– Czytałaś to?! – wykrzyknęła.

Moja matka rzadko podnosiła głos. Wpatrywałam się w nią tępo, aż w końcu udało mi się kiwnąć głową.

Wówczas cofnęła dłoń i opadła na krzesło, przyciskając palce do skroni. Wyciągnęłam rękę, żeby jej dotknąć, bojąc się, że odsunie się w złości, ona jednak ujęła tylko moją dłoń – jej skóra była zimna jak lód.

– Zrobiłam coś złego? Dlaczego nie mogę jej czytać? – spytałam z wahaniem. W tej historii nie było nic niezwykłego!

Milczała tak długo, że zaczęłam się bać, iż nie usłyszała mojego pytania, a kiedy w końcu na mnie spojrzała, jej oczy rozświetlał osobliwy blask, jaśniejszy od gwiazd.

– Nie zrobiłaś nic złego – zapewniła mnie dziwnie zduszonym głosem. – Łucznik Houyi… to twój ojciec.

Mój umysł przeszył nagły błysk, a jej słowa zadźwięczały mi w uszach ogłuszającym hukiem. Gdy byłam młodsza, często pytałam ją o mojego ojca, lecz za każdym razem milkła, dziwnie nachmurzona, aż w końcu przestałam pytać. Matka skrywała w sercu wiele tajemnic, którymi się ze mną nie dzieliła. Aż do teraz.

– Mój… ojciec? – Gdy wypowiedziałam te słowa, pierś przeszyła mi błyskawica bólu.

Tymczasem matka zamknęła książkę; jej spojrzenie spoczęło na dłużej na okładce. Obawiając się, że lada chwila wyjdzie, sięgnęłam po porcelanowy czajniczek i nalałam jej filiżankę herbaty. Była zimna, ale popijała ją bez słowa skargi.

– W Krainie Śmiertelnych darzyliśmy się nawzajem uczuciem – zaczęła cichym, łagodnym głosem. – Ciebie również kochał, jeszcze nim przyszłaś na świat. Teraz zaś… – Urwała, mrugając zawzięcie.

Trzymałam ją za rękę – zarówno aby ją pocieszyć, jak i w ramach delikatnego przypomnienia, że nadal jestem tuż obok.

– …teraz zaś jesteśmy rozdzieleni, już na wieczność.

Ledwo mogłam się skupić – myśli krążyły w mojej głowie jak oszalałe, a emocje wzbierały w piersi nagłą falą. Odkąd sięgałam pamięcią, mój ojciec był niewiele ponad cieniem wspomnienia w moim umyśle. Jakże często śniłam o tym, że siedzi naprzeciwko mnie podczas naszych wspólnych posiłków… albo spaceruje ze mną ramię w ramię pośród kwitnących drzew. Za każdym razem gdy się budziłam, ciepło, które czułam w piersi, rozpływało się w pustce i bólu. Dziś wreszcie poznałam jego imię i dowiedziałam się, że mnie kochał.

Nic dziwnego, że moja matka przez cały czas wydawała się tak udręczona, osaczona przez wspomnienia. Co właściwie stało się z moim ojcem? Czy nadal przebywał w Krainie Śmiertelnych? Jak to się stało, że trafiliśmy tu wraz z matką? Powstrzymałam się jednak od zadania dręczących mnie pytań, podczas gdy moja matka ocierała łzy. Och, jak bardzo chciałam poznać odpowiedzi…! Nigdy w życiu nie skrzywdziłabym jej, żeby zaspokoić egoistyczną ciekawość.

CZAS BYŁ DLA NIEŚMIERTELNYCH tym, czym deszcz dla bezkresnego oceanu. Żyłyśmy spokojnie i wygodnie, a lata mijały, jakby były tygodniami. Kto wie, ile dziesięcioleci upłynęłoby nam jeszcze w ten sposób, gdyby moje życie nie pogrążyło się nagle w otchłani chaosu niczym liść zerwany z gałęzi przez wiatr?

To był jasny, pogodny dzień, przez okna do mojego pokoju wpadało słońce. Odłożyłam właśnie swój lakierowany qin i przymknęłam oczy, żeby odpocząć. Tak jak czasem mi się to zdarzało, i dziś w moim umyśle rozbłyskiwały srebrzyste plamki światła, dręcząc mnie i nie dając mi spokoju – całkiem jak zapach osmantusa, który co ranek ciągnął mnie do lasu. Miałam ochotę ku nim sięgnąć… ale wówczas przypomniałam sobie surowe przykazanie mojej matki: „Trzymaj się od nich z dala, Xingyin – mówiła rozkazującym tonem, który był jednocześnie dziwnie błagalny; była przy tym blada, jej skóra miała wręcz popielaty odcień. – To zbyt niebezpieczne. Zaufaj mi: one znikną”.

Obiecałam jej wówczas, że tak właśnie zrobię – i przez lata sumiennie dotrzymywałam słowa. Ilekroć kusiły mnie srebrne błyski, próbowałam się skupić bez reszty na innych rzeczach – piosence lub książce, którą ostatnio czytałam – dopóki nie przejaśniło mi się w głowie i błyski nie zniknęły.

Za każdym razem było mi jednak trudniej, świetlne plamki rozbłyskiwały jaśniej, a ich zew był bardziej kuszący. Trudno było się im oprzeć – chęć sięgnięcia ku nim stawała się niemal obezwładniająca.

Jakże jasno lśniły dzisiaj, jakby wyczuwając moje wahanie, niespokojne tętnienie krwi w moich żyłach! Ostatnio coraz częściej tak się czułam – jakaś cząstka mnie tęskniła za… czymś nienazwanym. Może za zmianą? Mimo wszystko tu nigdy nic się nie zmieniało. Nie działo się nic niespodziewanego.

Światełka nie wydawały się niebezpieczne. Czy moja matka mogła się mylić?

Ostrzegała mnie wcześniej przed niezliczonymi rzeczami, tak nieszkodliwymi jak wspinanie się na drzewa czy bieganie pałacowymi korytarzami, być może przypominając sobie związane z nimi niebezpieczeństwa ze swojego śmiertelnego dzieciństwa. Zbliżyłam się do blasku rozświetlającego mój umysł – byłam bliżej niego niż kiedykolwiek wcześniej – i nagle poczułam, jakby coś sięgnęło ku mnie, schwyciło mnie i spróbowało mnie… odciągnąć? Czy to był strach? A może poczucie winy?

W tym momencie jednak, nie bacząc na nic, traktowałam te wrażenia, jakby były zaledwie uciążliwymi pajęczynami, które można zniszczyć machnięciem ręki. Stałam na skraju urwiska, balansując na krawędzi. W moich żyłach pulsował rwący nurt, między uszami odbijały się niespokojnym echem szepty. Pochylając się naprzód, sięgnęłam… tylko po to, aby zobaczyć, jak lśniące srebro rozprasza się niczym światło gwiazd wraz z pierwszym brzaskiem.

Otworzyłam oczy, a wszystkie narządy zmysłów napełniały moje ciało dziwnym mrowieniem. Nie miałam pojęcia, jak długo tak siedziałam, kompletnie oszołomiona. Za oknem wieczorne słońce zasnuwało niebo nitkami różu i złota. Dreszcz przeminął, a w piersi coraz mocniej ciążyło mi poczucie winy. Złamałam daną matce obietnicę. A co gorsza, miałam ochotę zrobić to ponownie.

Te światła… nie były niebezpieczne – stanowiły część mnie, wiedziałam to teraz z niezachwianą pewnością. Dlaczego mnie przed nimi ostrzegała?

Zapytam ją o to, postanowiłam, wstając. Jestem już wystarczająco dorosła, żeby wiedzieć.

Nim jednak wyszłam z pokoju, wokół mnie wezbrała jakaś dziwna energia, jeżąc mi włoski na karku; czułam, jak w przestrzeni dookoła kłębią się i zmieniają kształty aury nieśmiertelnych – niczym chmury na niebie. Nie potrafiłam stwierdzić, jak wiele ich było, ale miałam pewność: jedna z nich lśni jaśniej od reszty, znacznie mocniej niż aura mojej matki czy Ping’er.

Kto do nas przyszedł?

Gdy otworzyłam drzwi, do środka jak burza wpadła matka. Cofnęłam się, wpadając po drodze na krzesło. Czy odkryła, czego się właśnie dopuściłam? Czy przyszła, żeby mnie zbesztać?

Zwiesiłam głowę.

– Przepraszam, matko – bąknęłam. – Te światła…

Chwyciła mnie za ramiona.

– Mniejsza o to, Xingyin. Mamy gości. Nie mogą się dowiedzieć, że tu jesteś. Że jesteś moją córką.

Puls przyśpieszył mi na samą myśl o szansie na poznanie kogoś nowego, jednak wówczas dotarło do mnie znaczenie jej słów i ton jej głosu. Moje podekscytowanie prysło jak bańka mydlana.

– Nie chcesz, żebym poznała twoich przyjaciół?

Puściła mnie, a jej rysy twarzy stwardniały do tego stopnia, że jej oblicze wyglądało jak wyrzeźbione z marmuru.

– To nie przyjaciele. Ona… jedna z nich jest cesarzową Niebiańskiego Królestwa. Nie wie o tobie. Nikt nie wie o twoim istnieniu. A my nie możemy pozwolić im cię znaleźć!

Jej słowa – wypowiadane w pośpiechu – zaskoczyły mnie pomimo podniecenia, które zatliło się we mnie na nowo. Czytałam, że Niebiańskie Królestwo było najpotężniejszym z ośmiu królestw Krainy Nieśmiertelnych, osadzonym w samym sercu krainy niczym cenna łza. Jego cesarz i cesarzowa mieszkali w pałacu, który unosił się na skraju chmur, skąd rządzili niebianami i śmiertelnikami oraz obserwowali słońce, księżyc i gwiazdy. Przez cały nasz pobyt tutaj nigdy nie raczyli przekroczyć progu naszego odległego domostwa, skąd więc ta niespodziewana wizyta?

I dlaczego musiałam się ukryć?

Dziwne pulsowanie w dole brzucha szybko rozprzestrzeniało się po moim ciele, wspinało lodowatymi wiciami w górę kręgosłupa.

– Czy coś jest nie tak? – spytałam z nadzieją, że zaprzeczy.

Ona jednak tylko dotknęła delikatnie mojego policzka.

– Wyjaśnię ci wszystko później. Na razie zostań w swoim pokoju i ani mru-mru.

Gdy kiwnęłam głową, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie odpowiedziała na moje pytanie.

Otworzyłam ponownie książkę, ale odłożyłam ją, przeczytawszy trzykrotnie tę samą linijkę. Szarpnęłam odruchowo strunę qinu – i niemal natychmiast przycisnęłam ją palcem, żeby stłumić dźwięk. Wpatrywałam się w zamknięte drzwi i stopniowo ogarniała mnie paląca ciekawość, odsuwająca strach na dalszy plan. Powoli podeszłam bliżej i odrobinę rozsunęłam drzwi. Obiecałam sobie, że zerknę tylko raz na Niebiańską Cesarzową i wrócę do swojego pokoju. Kto wie, kiedy następny raz będę miała okazję ją zobaczyć – jedną z najpotężniejszych nieśmiertelnych w królestwie? Może nawet będzie dziś miała koronę Feniksa, wykonaną podobno ze szczerozłotych piór i ozdobioną setką lśniących pereł?

Cicha jak cień, przeszłam na palcach długim korytarzem wiodącym z mojego pokoju do Sali Srebrnej Harmonii – najwspanialszego pokoju w naszym Pałacu Czystego Światła, o marmurowej posadzce, z jadeitowymi lampami i jedwabnymi zasłonami. Aurę nieskazitelnej elegancji ocieplały nieco drewniane kolumny o bogato zdobionych srebrnych podstawach. Oczyma duszy zawsze widziałam, jak zabawiamy tu naszych gości… których nigdy nie mieliśmy. Aż do teraz.

Zza rogu dobiegł cichy głos i wytężyłam słuch, by usłyszeć słowa:

– Mam nadzieję, że zastaję cię w dobrym zdrowiu, Chang’e. – Serdeczny ton Niebiańskiej Cesarzowej mnie zaskoczył. Wcale nie brzmiała tak przerażająco, jak sobie wyobrażałam!

– Tak, Wasza Niebiańska Mość. Dziękuję za troskę – odparła moja matka ze sztucznym entuzjazmem.

Po tej wymianie uprzejmości nastąpiła krótka cisza. Skulona pod ścianą, wyciągnęłam szyję, żeby zajrzeć do pokoju. Moja matka klęczała na podłodze z nisko pochyloną głową, a naprzeciwko niej, na tronie Chang’e, zasiadała kobieta, która musiała być Niebiańską Cesarzową.

Nie miała korony – jej głowę zdobiło wyszukane nakrycie głowy wykonane z wysadzanych klejnotami liści i kwiatów, podzwaniających cicho, kiedy się poruszała. Wpatrywałam się w nie, oczarowana, nie mogąc oderwać od niego wzroku, gdy na moich oczach jeden z pączków się rozwinął i przeobraził w piękną ametystową orchideę. Palce cesarzowej zdobiły złociste nasadki na paznokcie, ostre i zakrzywione niczym szpony jastrzębia, a srebrzysty haft na jej fioletowej szacie mienił się w promieniach zachodzącego słońca wpadających przez okna. W przeciwieństwie do delikatnej i spokojnej aury mojej matki jej była silna, pulsująca żarem. Cesarzowa wyglądała olśniewająco, ale barwa jej lśniących ust, kontrastująca mocno z bielą jej skóry, nasuwała skojarzenia ze śladami krwi przelanej na świeżym śniegu.

Stosownie do jej wysokiej pozycji nie przybyła sama. Za towarzystwo miała sześciu ustawionych za jej plecami sług, a także wysokiego nieśmiertelnego mężczyznę o cerze ciemniejszej od pozostałych. Jego czarna czapka była przyozdobiona płaskimi kawałkami bursztynu, na granatowych szatach nosił brązowy pas, a dłonie miał obleczone białymi rękawiczkami. Nie wiedziałam nic o Niebiańskim Dworze, ale sądząc po wyglądzie tego mężczyzny, jego pozycja była wyższa od pozostałych. Mimo to miał w sobie coś, co mi się nie podobało, i gdy omiótł ściany pokoju spojrzeniem jasnobrązowych oczu, skuliłam się odruchowo, przywierając mocniej plecami do ściany.

Po krótkiej przerwie cesarzowa odezwała się ponownie. Jej głos był teraz zimny i ostry niczym kawałek nieoszlifowanego jadeitu.

– Chang’e, wykryliśmy w tej okolicy dziwne zakłócenie energii. Czyżbyś używała jakichś tajnych mocy, czy może ukrywasz zakazanego gościa, łamiąc zasady swojego uwięzienia?

Na dźwięk jej głosu i sposobu, w jaki się wypowiadała, odruchowo zamarłam, ściągając sztywno łopatki. Miałam wrażenie, że każde z jej słów przepaja jakaś niezdrowa żarliwość, jakby ta kobieta napawała się tym, iż może złapać moją matkę na gorącym uczynku. Cesarzowa czy nie, jak śmiała mówić do niej w ten sposób? Wszak moja matka była Boginią Księżyca, czczoną i kochaną przez niezliczonych śmiertelników! Nikt jej tu nie więził! To miejsce było czymś więcej niż naszym domem – to były jej włości. Któż zapalał każdej nocy księżycowe latarnie? Dla kogo kołysały się i szeleściły drzewa, gdy przechodziła obok nich? Jak mogła robić w tym miejscu coś wbrew prawu…?

– Wasza Niebiańska Mość, musiało zajść jakieś nieporozumienie. Moje moce są słabe, jak zresztą doskonale wiesz. I nikogo tu nie ukrywam. Kto śmiałby tu przychodzić? – odparła spokojnie moja matka.

– Ministrze Wu? Podziel się z nami swoim odkryciem – poleciła cesarzowa.

Usłyszałam kroki, a potem głos ministra:

– Wykryto dziś silną zmianę w aurze Księżyca. O skali nieporównywalnej z niczym, z czym miałem do czynienia w całej swojej karierze. To nie może być przypadek. – W jego uprzejmym głosie wyczuwałam podekscytowanie.

Czy naprawdę podzielał radość cesarzowej z tego, że moja matka może mieć kłopoty?

Na samą myśl o tym, pomimo skręcającego mi trzewia niepokoju, ogarniał mnie palący gniew.

To uczucie, które pochłonęło mnie wcześniej, gdy sięgnęłam ku światłom… szept w powietrzu… Czy to możliwe, że właśnie to ich tu sprowadziło?

– Mam nadzieję, że nasza pobłażliwość cię nie ośmieliła – wycedziła cesarzowa lodowatym tonem. – I tak spotkało cię szczęście, że w ramach kary za kradzież eliksiru nieśmiertelności twojego męża zostałaś tu uwięziona. Umknęłaś przed ognistą chłostą i karą płomieni. Wszystko zmieni się jednak, jeśli tylko odkryjemy, że znowu coś knujesz. Przyznaj się teraz, a być może okażemy ci miłosierdzie – naskoczyła na moją matkę, mącąc ciszę i spokój naszego domostwa.

Odruchowo przycisnęłam pięść do ust, żeby stłumić odgłos gwałtownie zaczerpniętego tchu. Nigdy nie pytałam matki, w jaki sposób uzyskała nieśmiertelność, wyczuwając, że ten temat sprawia jej ból. Jednak od chwili, w której przeczytałam opowieść o słonecznych ptakach, nie dawało mi spokoju jedno pytanie: gdzie się podziewał mój ojciec? Gdy usłyszałam, że został pozbawiony eliksiru, a o jego kradzież oskarżono moją matkę… coś we mnie pękło. Cesarzowa jest w błędzie, powtórzyłam stanowczo w duchu, tłumiąc w zarodku wątpliwości i myśli o zdradzie.

Na dźwięk tych podłych oskarżeń moja matka ani drgnęła… jednak nie próbowała też zaprzeczać. Czy była przyzwyczajona do takiego traktowania przez cesarzową? Gdy ponownie zajrzałam do komnaty, zobaczyłam, jak składa niski ukłon, przyciskając wnętrza dłoni i czoło do posadzki.

– Wasza Niebiańska Mość, ministrze Wu. Być może to zjawisko jest spowodowane ostatnim układem gwiazd. Konstelacja Lazurowego Smoka weszła na ścieżkę Księżyca, co mogło zniekształcić nasze aury. Kiedy koniunkcja minie, wszystko powinno wrócić do normy. – Mówiła jak uczona, która bada niebo, chociaż wiedziałam, że nie interesują jej te sprawy.

Nastała cisza, przerywana jedynie rytmicznym stukaniem, gdy złote szpony cesarzowej uderzały o miękkie drewno podłokietnika. W końcu władczyni wstała, a jej słudzy natychmiast otoczyli ją wianuszkiem.

– Może i tak, wiedz jednak, że przybędziemy tu ponownie. Zbyt długo byłaś sama.

Cieszyłam się, że odchodzą, mimo groźby, która czaiła się w słowach cesarzowej niczym zadzierzgnięty ciasno jedwabny sznur. Niezdolna dłużej słuchać, wróciłam ukradkiem do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i zapatrzyłam w widok za oknem. Niebo przybrało już tę przelotną barwę szarego fioletu towarzyszącą przemianie dnia w noc. Mój umysł był dziwnie otępiały, chociaż wciąż wyczuwałam niknięcie tych nieznajomych aur. Chwilę później drzwi do pokoju się rozsunęły i do środka weszła moja matka z twarzą bielszą od otaczających nas kamiennych ścian.

Targające mną wątpliwości zniknęły bez śladu. Nie wierzyłam już w ani jedno słowo Niebiańskiej Cesarzowej.

Moja matka nigdy nie zdradziłaby ojca. Nawet dla nieśmiertelności.

Wstałam z łóżka i podeszłam do niej. Dorównywałam jej już niemal wzrostem.

– Matko? Słyszałam, co mówiła cesarzowa…

Zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła mnie mocno, a ja padłam w jej objęcia, zalana falą ulgi, że nie jest na mnie zła – nawet jeśli czułam, że jej ciało jest napięte jak struna.

– Nie mamy wiele czasu – szepnęła, zdyszana. – Cesarzowa może tu w każdej chwili wrócić ze swoimi żołnierzami.

– Ale… co mogą nam zrobić? Przecież nie mamy nic na sumieniu! – Żołądek ścisnął mi się pod wpływem spazmu niepokoju. – Czy jesteśmy tu uwięzione? Co cesarzowa miała na myśli, mówiąc o eliksirze?

Matka odchyliła się w tył, żeby móc na mnie spojrzeć.

– Xingyin, nie jesteś tu więźniem. Ale ja tak. Niebiańska Cesarzowa obdarzyła twojego ojca eliksirem nieśmiertelności za zabicie słonecznych ptaków i ocalenie świata. Houyi nie wypił go jednak, bo wystarczyłoby go tylko dla jednej osoby, a nie chciał wznosić się w przestworza beze mnie. Byłam w ciąży. Wydawało się, że nie możemy być szczęśliwsi. Ukrył więc eliksir… tylko ja wiedziałam gdzie. – Po chwili milczenia podjęła łamiącym się głosem: – Ale moje ciało było zbyt słabe, by utrzymać cię przy życiu. Lekarze powiedzieli nam, że… możemy nie przeżyć porodu. Houyi im nie uwierzył. Nie chciał się poddawać, prowadzał mnie po kolejnych lekarzach, szukając innej możliwości, ja jednak w głębi duszy wiedziałam, że specjaliści mają rację. – Urwała ponownie, a zbolały wyraz jej oczu powiedział mi, że sięga do wspomnień. Bolesnych. – Gdy wezwano go na wojnę, zostałam sama. I wtedy się zaczęło: późną nocą, o wiele za wcześnie. Moje ciało przeszył taki ból, że ledwie mogłam krzyczeć. Tak bardzo bałam się śmierci… utraty ciebie…

Kiedy zamilkła, nie zdołałam powstrzymać pytania, które cisnęło mi się na usta:

– Co się wydarzyło?

– Wyjęłam z kryjówki eliksir, rozpieczętowałam go i wypiłam.

W ciszy, która zapanowała po jej słowach, słyszałam tylko bicie własnego serca. Trzymałam ją za ręce, ale moje dłonie nie ogrzewały już jej dłoni – były zimne jak lód. Tak samo jak jej.

– Czy nienawidzisz mnie, Xingyin? – spytała drżącym głosem. – Za to, że zdradziłam twojego ojca?

A więc cesarzowa mówiła prawdę… Przez moment nie byłam w stanie się ruszyć – wnętrzności skręciły mi się w ciasny węzeł. Nawet gdyby nie wypiła eliksiru, może i tak byśmy przeżyły. A moja rodzina nie zostałaby rozbita. Wiedziałam jednak, jak bardzo matka kochała mojego ojca. Jak mocno opłakiwała jego stratę. I niezależnie od wszystkiego byłam wdzięczna losowi za to, że żyję.

Odsunęłam na bok ostatnie wątpliwości.

– Nie, matko – powiedziałam. – Uratowałaś nas.

Patrzyła niewidzącym wzrokiem gdzieś w dal, zatopiona we wspomnieniach.

– Myśl o porzuceniu twojego ojca… och, jak bardzo to bolało! Mimo to nie chciałam umierać. I nie mogłam pozwolić umrzeć tobie. Dopiero później się dowiedziałam, że prezenty od Niebiańskiego Cesarza miały swoją cenę. Że takich decyzji nie powinni podejmować śmiertelnicy. Cesarz był wściekły za to, że to ja stałam się nieśmiertelna zamiast twojego sławnego ojca. Cesarzowa oskarżyła mnie o zdobycie podstępem nieśmiertelności, na którą nie zasłużyłam…

– Czy wyjaśniłaś im, co się naprawdę stało? – zapytałam. – Na pewno gdyby usłyszeli, że chciałaś nas w ten sposób ocalić…

– Nie ośmieliłam się tego zrobić. Cesarzowa wydawała się wściekła, jakby żywiła urazę do twojego ojca. Oskarżyła go nawet o niewdzięczność za to, że odrzucił dar cesarza! Wówczas zorientowałam się, że próbowała go raczej ukarać, niż nagrodzić za zabicie słonecznych ptaków. Nie zawahałaby się skrzywdzić ciebie. Jak mogłam im powiedzieć o twoim istnieniu? Aby uchronić cię przed ich gniewem, trzymałam twoje narodziny w sekrecie. Przyznałam się do kradzieży eliksiru. Za karę zostałam zesłana na Księżyc: rzucono na mnie zaklęcie, które wiąże mnie z tym miejscem na wieki. Nie mogę go opuścić, nieważne, jak bardzo bym tego chciała. – Po chwili, nieco ciszej, dodała: – Pałac, z którego nie możesz uciec, jest więzieniem.

Z najwyższym trudem łapałam oddech – moja pierś falowała gwałtownie, gdy próbowałam zaczerpnąć tchu. Czułam się jak ryba wyrzucona na brzeg. Aż do tego momentu byłam przekonana, że nasze życie jest takie spokojne, bezpieczne, pozbawione wszystkich tych zagrożeń, o których czytałam w moich książkach. Nagła świadomość, że ściągnęliśmy na siebie gniew najpotężniejszych nieśmiertelnych w królestwie, wstrząsnęła mną do głębi.

– Ale… dlaczego cesarzowa zjawiła się tu dopiero dzisiaj, po tak długim czasie?

– Nasze aury wyrastają z naszej siły życiowej, emanują z rdzenia magii. To właśnie te światła, które widzisz w swoim umyśle. Odkąd się urodziłaś, staraliśmy się ukryć twoją moc. Jednak pomimo wszystkich naszych wysiłków cesarzowa cię dziś wyczuła.

Ścisnęło mnie w gardle.

– Nie wiedziałam… – wymamrotałam. – To wszystko moja wina.

Jakże głupio i lekkomyślnie się zachowałam! Byłam znudzona, więc zignorowałam ostrzeżenie matki, złamałam obietnicę i naraziłam nas na najwyższe niebezpieczeństwo.

– Ja też jestem winna – westchnęła matka. – Mówiłam ci, byś nie sięgała po swoją magię, ale powinnam była wyjaśnić ci dlaczego. Wytłumaczyć, że to mogłoby cię zdradzić. W każdym razie i tak by w końcu do tego doszło. Z roku na rok stajesz się coraz potężniejsza. Jeśli cię znajdą, ukażą nas znacznie surowiej, nie mam co do tego wątpliwości. O swój los aż tak się nie boję, ale wolę nie myśleć, co zrobiliby z tobą, nieśmiertelnym dzieckiem, które nigdy nie miało takie być.

– Czy możemy coś zrobić? Cokolwiek?

– Wyjście jest tylko jedno. Musisz opuścić to miejsce.

Poczułam się, jakby całe moje ciało pokryła cienka warstewka lodu – niczym jezioro, które nagle ścina mróz. Już nigdy więcej nie ujrzeć mojej matki… Sama myśl o rozstaniu z nią była bardziej niż przerażająca.

– Ja… Czy naprawdę nie mogę z tobą zostać? – Jęknęłam, zrozpaczona. – Ukryję się. A ty będziesz mnie szkolić, żebym lepiej maskowała swoje zdolności.

– Nie możemy tego zrobić. Słyszałaś, co powiedziała cesarzowa. Teraz będą nas obserwować jeszcze baczniej. Jest już za późno…

– Ale może ci uwierzyli! Może ich przekonałaś i naprawdę już nie wrócą? – spytałam w akcie desperacji, z dziecinną nadzieją.

– Być może zapewniłam nam nieco dodatkowego czasu. Ale cesarzowa nie zjawiłaby się tu, gdyby nie miała ku temu powodu. Oni wrócą. I to niebawem. – Głos uwiązł jej w gardle, nabrzmiały od emocji. – Nie zdołamy cię ochronić. Nie jesteśmy wystarczająco silne.

– Ale… dokąd mam pójść? I kiedy znowu cię zobaczę? – Każde słowo, które padało z moich ust, było jak kolejny cios, nadający coraz wyraźniejszy kształt koszmarowi, w jaki zmieniała się moja przyszłość.

– Ping’er zabierze cię do swojej rodziny na Morzu Południowym. – Moja matka mówiła teraz łagodnie, siląc się na entuzjazm i spokój, jakby próbowała przekonać nas obie, że wszystko jakoś się ułoży. – Słyszałam, że ocean jest naprawdę piękny. Będziesz tam wiodła dobre życie, wolne od trosk, które nad nami zawisły.

Ping’er opowiedziała mi wszystko, co wiedziała o krainach za morzem, pobudzając moją spragnioną przygód wyobraźnię. Wielka woda została podzielona na cztery domeny, rozciągające się od wschodniego do południowego brzegu oceanu; od klifów na zachodzie aż po tereny na północy. Byłam zafascynowana jej opowieściami o istotach, które żyją w lśniących miastach pod wodą lub na złocistych wybrzeżach. Jak często marzyłam o ich eksplorowaniu…!

Nigdy jednak nie sądziłam, że dokonam tego, zmuszona do ucieczki z własnego domu. Jaki pożytek z przygód, gdy nie ma się nikogo, z kim można by się nimi podzielić?

Matka zacisnęła palce na mojej dłoni, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Nigdy nie możesz nikomu wyjawić, kim jesteś. Niebiański Cesarz ma wszędzie swoich informatorów. Samo twoje istnienie uznałby za niewybaczalną zniewagę.

Mówiła teraz szybko, nagląco, wpatrując się we mnie natarczywie, dopóki nie wymusiła na mnie obietnicy. Wówczas pochyliła się ku mnie i zapięła wokół mojej szyi złoty naszyjnik z małym jadeitowym krążkiem. Miał barwę wiosennych liści, a na jego powierzchni wyrzeźbiono sylwetkę smoka. Potarłam chłodny kamień, czując pod palcami cienkie pęknięcie na jego krawędzi.

– Należał do twojego ojca – wyjaśniła matka, a jej oczy były przy tym ciemne jak bezksiężycowa noc. – Nie mów nikomu, kim jesteś – powtórzyła. – Ale i nigdy o tym nie zapominaj.

Przyciągnęła mnie do siebie i pogładziła czule moje włosy. Tchórzliwie spuściłam głowę, nie chcąc patrzeć, jak odchodzi – i żałując jednocześnie, że ta chwila nie może trwać wiecznie. Pogładziła mnie ostatni raz wierzchem dłoni po policzku… a potem nie było już nic poza nieskończenie bolesną pustką.

Opadłam na podłogę i otoczyłam kolana ramionami. Och, jak bardzo chciałam krzyczeć, wyć i bić pięściami w ziemię! Zasłoniłam usta dłonią, żeby stłumić szloch, ale nie starałam się powstrzymać łez, tylko pozwoliłam, by swobodnie spływały po moich policzkach. W ciągu jednej nocy – czasu potrzebnego księżycowemu kwiatowi, aby zakwitnąć i przekwitnąć – moje życie wywróciło się do góry nogami. Ścieżka, którą szłam przez życie i która do tej pory wydawała mi się prostą drogą, skręciła niespodziewanie w gąszcz, a ja się w nim zgubiłam.

W pokoju było ciemno; zapadła już noc. Księżyc wciąż spowijały cienie, bo latarnie jeszcze się nie paliły. Dziś wieczór wzejdzie późno…

Świadomość, że czas nagli, zmobilizowała mnie do działania. Nie chciałam zostać zdemaskowana, jeśli miało to narazić matkę i Ping’er na nieprzyjemności. I chociaż nieśmiertelnych rzadko skazywano na śmierć, to na wspomnienie gróźb cesarzowej aż skuliłam się w sobie ze strachu.

Ping’er pomogła mi spakować rzeczy w dużą chustę.

– Nie możesz wziąć za dużo. I nic na tyle zbytkownego, by wzbudziło podejrzenia. – Oczy miała zaczerwienione od łez, ale na widok mojej zbolałej miny dodała prędko: – Na Morzu Południowym będziesz bezpieczna. Ukryta tak dobrze jak gwiazda w niebiosach. Moja rodzina zatroszczy się o ciebie i nauczy wszystkiego, co musisz wiedzieć.

Zawiązała mocno rąbki zawiniątka, tworząc tobołek, który zarzuciła mi na ramię.

– Gotowa?

Nie chciałam odchodzić. Mimo to, otępiała i na wpół zobojętniała, kiwnęłam głową – co więcej mogłam zrobić? Nie miałam nawet prawa winić losu za to, co się wydarzyło, skoro sama go na siebie sprowadziłam.

Gdy wraz z Ping’er opuszczałyśmy pałac, kierując się ku gąszczowi osmantusów, obejrzałam się za siebie – ostatni raz. Mój dom nigdy nie wydawał mi się piękniejszy niż teraz, gdy starałam się wyryć w pamięci każdy jego detal, położenie każdego kamienia, z którego go wzniesiono. Teren wokół niego oblewał blask tysięcy latarni, srebrzyste dachówki odbijały światło gwiazd. A na balkonie, z którego oglądałam świat w dole, stała szczupła postać w bieli.

Spojrzenie mojej matki nie było jednak utkwione w Krainie Śmiertelnych – zamiast tego patrzyła na mnie z dłonią uniesioną w geście pożegnania. Ignorując Ping’er, nagląco ciągnącą mnie za rękaw, padłam na kolana i skuliłam się, przyciskając czoło do miękkiej ziemi. Moje usta się poruszyły, składając cichą przysięgę: wrócę tu. I uwolnię moją matkę. Nie miałam pojęcia, jak tego dokonam, ale wiedziałam jedno: że będę próbowała każdym znanym mi sposobem, ze wszystkich sił.

Nie rozstawałyśmy się na zawsze. Kiedy ruszyłam wraz z Ping’er ku chmurze, która miała nas zabrać w dalszą podróż, serce przeszył mi ból – tak ostry i dojmujący, że niemal pękło, utrzymywane w całości jedynie cieniutką nitką nadziei.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: