Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Córka Izajasza. Prorocy i Królowie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córka Izajasza. Prorocy i Królowie - ebook

„Chefsiba już dawno stała się moją ulubioną żeńską postacią Pisma Świętego.  Gdy z badania Biblii wynikło, że to właśnie ona była żoną Ezechiasza, najbardziej sprawiedliwego króla Judy, a jednocześnie matką Manassesa, najbardziej niegodziwego spośród wszystkich władców państwa, zaintrygowała mnie jeszcze bardziej. Moja miłość do Chefsiby sprawiła, że zaczęłam przeszukiwać pod jej kątem biblioteki sześć lat przed dniem, gdy wydawca zamówił tę książkę. Moja interpretacja jest FIKCYJNĄ opowieścią o Chefsibie, dawnej królowej, która z ludzkiego spustoszenia stała się rozkoszą Boga. Nauczyła się odnajdywać Boży pokój na tej ziemi, żyjąc w perspektywie wieczności”

Dlaczego zdecydowaliśmy na wydanie powieści Mesu Andrews?

Bo każda z jej powieści utrzymuje się długo na liście bestsellerowej.  Dodatkowo uwielbiamy dobre powieści, które też wnoszą wartość historyczną, zwłaszcza opartą wiernie na przekazie biblijnym. Interpretacja tej opowieści jest fikcyjna, ale oparta na historycznych badaniach czasów Ezechiasza najbardziej sprawiedliwego króla Judy i jednocześnie ojca Menassesa najbardziej niegodziwego spośród władców tego państwa.  W czasy starotestamentowe przenosimy się oczami głównej bohaterki Chefsiby czyli żony króla Ezechiasza. Trudno jest zrozumieć Stary testament bez zrozumienia historii i kultury żydowskiej. Ta powieść pomaga nam zbliżyć się do tych czasów i jednocześnie zbliża nas do Boga, któremu historia nigdy nie wymyka się spod kontroli. To książka, która na długo po jej przeczytaniu pozostanie w twoich myślach i dodatkowo zachęci cię do skonfrontowania jej z Pismem Świętym.

To dodatkowa wartość tej nieprzeciętnej opowieści . Wydawnictwo Bogulandia

Rok 732 przed Chrystusem

Żydzi są podzielonym narodem. Dziesięć plemion zamieszkujących północną część Izraela, poddało się już kultowi pogańskich bóstw. Nikczemny król sprawujący władzę w Judzie, z lekceważeniem i pogardą wypowiada się na temat proroctwa króla Dawida. Jednakże spora część wiernych nie opuszcza swego jedynego, prawdziwego Boga. Powyższe wydarzenia są tłem do przedstawienia historii Iszmy; jej imię oznacza „spustoszenie”. Okazuje się, że Pan ma dla niej specjalny plan.

Iszma zjawia się w domu proroka Izajasza jako niewolnica, lecz bystrość jej umysłu i pomysłowość sprawiają, że szybko staje się przyjaciółką księcia Ezechiasza. Widząc ich rodzącą się zażyłość, Izajasz postanawia zaadoptować Iszmę, nadając jej też królewski tytuł i nowe imię. Iszma staje się Chefsibą – radością Pana, zaś w przyszłości – królową Judei.

Kochający Ezechiasz stawia przed nią jednak wymagania, których się nie spodziewała. Od przerażających rządów Achaza po asyryjskie pogróżki i niepokojące proroctwa Izajasza – Siba zamienia się w zakładniczkę strachu i niepewnej przyszłości. Czy pałacowe życie pomoże jej uwolnić się od piętna minionych dni? Pamięta jednak, że zaufanie można pokładać jedynie w Tym, który daje życie i przynosi zbawienie?

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366397194
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WYRAZY UZNANIA DLA Córki Izajasza:

„Fascynująca opowieść o Ezechiaszu − chłopcu, który ma zostać królem, i o pięknej, lecz nieszczęśliwej sierocie przygarniętej przez Izajasza - proroka Pańskiego. Niebezpieczeństwa, ciemne knowania, polityczne intrygi przeplatają się tu z prawdą, bohaterstwem i bezgranicznym posłuszeństwem Jahwe.

Gdy w jednym rozdziale niewierność ludu Jahwe budziła mój gniew i rozpacz, w następnym wypełnianie się proroctw Najwyższego Boga napełniało nadzieją i dodawało sił. Andrews stworzyła historię miłosną, powieść, której pięknem można się delektować. Nie sposób też zapomnieć, że mimo upadku człowieka najlepsze, co zapowiedział Bóg, dopiero nadejdzie”.

Cathy Gohlke
laureatka Christy Awards za powieść
Póki nie znajdziemy domu

„Mesu Andrews z typową dla siebie błyskotliwością ożywia postać proroka Izajasza, splatając wątki głęboko historyczne z opowieścią o mało znanej bohaterce biblijnej. Córka Izajasza w przepiękny sposób przypomina, że Bóg zadba o spełnienie swych obietnic, nawet jeśli cierpienia Jego ludu przesłaniają ostateczne zwycięstwo”.

Connilyn Cosette
autorka najlepiej sprzedających się powieści, między innymi serii „Z Egiptu”;
należy Stowarzyszenia Księgarzy Chrześcijańskich.

„Epopeja, dramat, przygoda, miłość, zdrada – w Córce Izajasza, najnowszej, wyśmienitej powieści Mesu Andrews, znajdziemy to wszystko i jeszcze więcej. Niezwykle sugestywnie została tu opisana romantyczna miłość ślicznej Chefsiby – królowej Judy do jej przyjaciela i króla – Ezechiasza.

Po skończonej lekturze byłam zachwycona głębią tej powieści, rozbudowaną fabułą i tym, w jaki sposób Andrews sportretowała córkę proroka, dorastającą w czasach oczekiwania na spełnienie się Bożej obietnicy. Zachowanie wiary w Jahwe mogło być jedynym sposobem na przeżycie pośród wojny, śmierci i zarazy. Córka Izajasza to dzieło zapierające dech w piersiach, imponujące. Wielbiciele opowieści biblijnych je pokochają!”

Kate Breslin
laureatka nagrody za powieść „Na taki czas”POSTACIE WYSTĘPUJĄCE W KSIĄŻCE:

_Amram*_ − _Jeden z_ _bohaterów, osobisty strażnik królowej Chefsiby_

_Aja*_ − _Żona Izajasza_

AZARIASZ __ − _Arcykapłan za panowania Ezechiasza_

_Dina*_ − _Służąca w_ _domu Izajasza_

ELIAKIM __ − _Urzędnik królewski za panowania Ezechiasza_

CHEFSIBA __ − _Żona Ezechiasza, królowa Judy_

CHILKIASZ __ − _Skarbnik królewski za czasów Achaza i_ _Ezechiasza_

IZAJASZ __ − _Prorok Boży w_ _Judzie_

_Iszma*_ − _Sierota, która została przyjaciółką Ezechiasza_

_Jalon ben Enoch*_ − _Dowódca robotników przymusowych_

JASZUB (SZEAR-JASZUB) __ − _Pierworodny syn Izajasza_

JOACH __ − _Pełnomocnik za panowania Ezechiasza_

_Jokim ben Hanan*_ − _Wódz naczelny wojsk judejskich_

_Józef*_ − _Abba Szebny_

_Kadmiel*_ − _Drugi syn Izajasza_

KRÓL ACHAZ __ − _11. król Judy, abba Ezechiasza_

KRÓL OZEASZ __ − _Zapłacił Asyrii, by zostać 19. królem Izraela_

KRÓL JOTAM __ − _10. król Judy, abba Achaza_

KRÓL PEKACH __ − _18. król Izraela_

KRÓL SARGON __ − _Król Asyrii (722-705 przed Chr.), zdobył Samarię i_ _wygnał Izraela w_ _czasach Achaza_

KRÓL SENNACHERYB __ − _Król Asyrii (705-681 przed Chr.), oblegał judejskie twierdze, również Jerozolimę, za panowania Ezechiasza_

KRÓL SALMANASAR __ − _Król Asyrii (727-722 przed Chr.), rozpoczął oblężenie Samarii za panowania Achaza_

KRÓL TIGLAT-PILESER __ − _Zniszczył Damaszek i_ _zaatakował Samarię, gdy Achaz zapłacił daninę_

_Lea*_ − _Służąca w_ _domu Izajasza_

MAHER-SZALAL-CHASZ-BAZ __ − _Trzeci syn Izajasza (Pismo Święte wymienia jedynie dwóch)_

MICHEASZ __ − _Boży prorok w_ _Judzie_

ODED __ − _Boży prorok w_ _Samarii_

_Królewicz Bokru*_ − _Pierworodny syn Achaza_

KRÓLEWICZ/KRÓL EZECHIASZ __ − _Syn Achaza, drugi* (Biblia nie podaje kolejności urodzin synów Achaza), 12. król Judy_

_Królewicz Mattaniasz*_ − _Trzeci syn Achaza_

KRÓLOWA ABIJJA __ − _Żona Achaza, córka Zachariasza, arcykapłana_

RABSAK __ − _Generał asyryjski za panowania Sennacheryba_

_Rispa*_ − _Druga żona Achaza_

_Samuel*_ − _Jeden z_ _bohaterów królewskich, osobisty strażnik Ezechiasza_

_Sela*_ − _Najmłodsza wdowa Achaza_

SZEBNA __ − _Urzędnik królewski za panowania Ezechiasza_

TIRHAKA __ − _Generał wojsk Egiptu (Kusz)_

URIASZ __ − _Kapłan Świątyni Jerozolimskiej_

_Jaira*_ − _Sierota, opiekunka Iszmy, młodszej siostry Micheasza_

_Czcionka_ _POGRUBIONA_ _wskazuje imiona postaci wymienionych w_ _Biblii i/lub źródłach historycznych_

_* oznacza postać lub opis fikcyjny_ŚWIAT IZAJASZA 732 P.N.E.

P _ieśniami sławi się synów, zaś córkom pozostają szepty._

_Zejdźcie się tedy, a usłyszycie o córce ponad wszelkie wyobrażenie. Dziewczynie o sercu lwa, dzielniejszej od żołnierza, mądrzejszej od króla. Była ona w Judzie królową w czasach, gdy kości Dawida dawno już zbielały na proch. Długo po tym, gdy arogancja syna Salomonowego doprowadziła do podzielenia Izraela na dwa państwa._

_Północne plemiona przyjęły imię Izraela, południowe nazwały swoje państwo Judą, a na swoim tronie osadziły potomków Dawida. Stolicą Judy było Jeruzalem, a Bogu ich było na imię Jahwe. Ale Izrael oddał pokłon bożkom pogan, a nawet niektórych królów Judy zwiódł na manowce._

_Prorocy Jahwe rzucali ostrzeżenia, a dzielna córka Judy, królowa o lwim sercu, odważyła się spytać ich: „za co?”, „kiedy?” i „w jaki sposób spadnie na nich wyrok Jahwe?”._

_Odpowiadając, pewien znakomity prorok przepowiedział, że narzędziem gniewu Jahwe będzie okrucieństwo Asyrii. Izajasz - syn rodu królewskiego, krzyczał na królów, a pocieszał żebraków. Wiadomo, że był mężem prorokini i ojcem dwóch synów. To, co o nim wiadomo, spisano szczegółowo._

_A co z jego córką?_

_Opowieść o niej rozpoczyna się w chwili, gdy Izrael łączy swe siły z sąsiednim Aramem. Obaj atakują Judę w odwecie za odmowę przystąpienia do ich sojuszu przeciw Asyrii. Izajasz prorokuje królowi Judy - Achazowi. Przepowiada mu obietnicę i ostrzeżenie. Achaz ignoruje jedno i drugie, zaś jego decyzja na zawsze zmienia koleje życia córki Izajasza._CZĘŚĆ I

_„Przyniesiono tę wiadomość Achazowi - królowi Judy_

_Aram stanął obozem w_ _Izraelu._

_I_ _wówczas zadrżało serce króla i_ _serce ludu jego..._

_Pan zaś rzekł do Izajasza:_

_− Wyjdźże naprzeciw Achaza, ty i_ _twój synek, Szear-Jaszub, na koniec kanału Wyższej Sadzawki, i_ _powiesz do niego: „Nie bój się!... z_ _powodu zaciekłości Aramejczyków i_ _Izraela. Tak mówi Pan Bóg: »Nic z_ _tego − nie stanie się tak! Ale jeżeli nie uwierzycie, nie ostoicie się«._

_Znowu Pan przemówił do Achaza:_

_− Proś dla siebie o_ _znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w_ _Szeolu, czy to wysoko w_ _górze!_

_Lecz Achaz odpowiedział:_

_− Nie będę prosił..._

_Wtedy rzekł Izajasz:_

_− Pan sprowadzi na ciebie i_ _na twój lud, i_ _na dom twego ojca czasy, jakich nie było od chwili odpadnięcia Izraela od Judy. Wezwie króla Asyrii”._

_Iz 7, 2-4.7.9-13.17-18 1._1

_Izraelici wzięli do niewoli od swoich braci dwieście tysięcy żon, synów i_ _córek, pobrali też od nich wielki łup i_ _uprowadzili to wszystko do Samarii._

2 Krn 28,8

_ROK 732 PRZED CHRYSTUSEM, WIOSNA._

_PUSTYNIA JUDZKA._

Przyjaciółka moja, Jaira, kazała mi być dzielną. Ale dlaczego? Dzielni czy przerażeni idziemy bez przestanku. Powiedziała, żebym była dużą dziewczynką i nie płakała, a ja mam zaledwie pięć lat. Widziałam, że nawet duzi mężczyźni płakali. Świeże oparzenie na moim ramieniu strasznie mnie bolało, a rana zapachem przypominała płonące mięso. Straciłam rachubę dni marszu przez pustynię. Tak długo szliśmy, że słońce zdążyło wypalić bąble na całej mojej skórze.

Żołnierze izraelscy mówili na nas „jeńcy”. Nie wiem, dokąd mieliśmy dojść - zapewne do jakiegoś miejsca, gdzieś w Izraelu. Tych, co szli za wolno, albo za bardzo krzyczeli, chłostali. Kobieta przede mną wciąż płakała za swoimi zabitymi dziećmi. Któreś chyba było podobne do mnie, bo czasem mnie chwytała, jakbym była jej własnością. Jaira pomagała mi odepchnąć ją od siebie, ale nie zawsze była w stanie zdążyć. A gdy nie zdążyła, spadały na nas baty - od stóp do głów. Dotąd ją bili, aż padła. Krzyczała za swoimi dziećmi, dopóki miała siłę. A ja nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, odkąd Izraelczycy napadli na nasze Betlejem. Gdy wpadli przez miejskie bramy, krzyczałam do Abby, ale to nic nie dało. Wbiegłam z krzykiem do domu, ale moje słowa nie uratowały Jairy przed żołnierzami, którzy zabrali ją do stajni. I skrzywdzili. A inni wypalili mi znamię, chociaż błagałam ich, by tego nie robili. Potem nie byłam w stanie już nic mówić.

− Iszmo – Jaira szturchnęła mnie od tyłu. − Zjedz.

Położyła dłoń na moim ramieniu, chowając w niej kawalątek chleba. Pokręciłam przecząco głową. Chyba jej był bardziej potrzebny.

− Bierz – szepnęła głośniej. – Zanim zauważą.

Miała dwanaście lat, więc zrobiłam, co kazała. Wzięłam ułomek i zjadłam. Okruszki utknęły mi w ustach. Od wczoraj nie mieliśmy wody. _„Jahwe, daj nam, proszę, wody, gdy na wieczór staniemy”._

Czasem moje modlitwy działały, a czasem nie. Zwykle nie działały.

Jaira, jakby znając moje myśli, znów odezwała się szeptem:

− Codziennie się modlę, żeby Micheasz nas wyratował – powiedziała głosem tak suchym, jak moje gardło.

Szłam. Całe szczęście, że brakowało mi słów. Gdybym zadawała pytania, nie spodobałyby się one Jairze.

− Dlaczego nie ma tu Jahwe ? - On przyjdzie, Iszmo. Obiecuję. Przyjdzie. Jahwe powie mu i innym prorokom, gdzie nas znaleźć.

− Dlaczego Jahwe nie powstrzymał żołnierzy przed zamordowaniem mojej rodziny? Kto mógłby nas odnaleźć między pojmanymi? Ale Jaira miała tyle wiary w swojego brata, Micheasza, co w samego Jahwe. Jej rodzice zmarli już dawno, był jej jedyną rodziną.

Pewnego dnia nie mógł już się nią opiekować - zamieszkał bowiem w prorockim obozie w Tekoa. Abba* dowiedział się o Jairze i pozwolił, aby zamieszkała jako służąca Imy**. Jaira mówiła, że Jahwe się nią zaopiekował, ale mnie się wydawało, że to raczej moja rodzina. Gdy za dużo myślałam o Imie i Abbie, czułam ukłucia na twarzy. I brzuch też mnie bolał.

− Tęskniłam za nimi. Kto mi upiecze taki dobry chlebek, gdy nie ma już Imy? Kto będzie mnie tak łaskotał i rozśmieszał jak Abba?

Gdy żołnierze przebili Imę włócznią, trzymałam na kolanach jej głowę i patrzyłam jak gaśnie światło w jej oczach. Nie widziałam, co zrobili Abbie. Gdy wyciągnęli mnie z domu, leżał przy stajni, oczy miał tak samo puste, jak Ima. Nie dali mi się pożegnać.

− Iszmo, zobacz! − Przerwała jej rozmyślania Jaira, pokazując lśniący, biały pałac z ciemnymi zdobieniami. Zbudowano go na wysokim wzgórzu.

Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Ponieważ mój Abba przewodniczył starszym, nasz dom był najpiękniejszy w całym Betlejem, ale w porównaniu do pałacu na wzgórzu wydawał się zupełnie mały.

− To na pewno Samaria, stolica Izraela – szepnęła Jaira. – Micheasz opowiadał mi, że prorokował tu razem z Ozeaszem.

Gdy podchodziliśmy pod strome zbocze, jej oddech przyspieszył i stał się głośny. Szłyśmy, szłyśmy i szłyśmy ku bramom białego miasta.

Potknęłam się, ponieważ bolały mnie nogi.

− Nie ustawaj, Iszmo, już dochodzimy – odpowiedziała Jaira, podnosząc mnie za ramiona.

Postawiła mnie i delikatnie przytuliła, uważając, żeby nie otworzyć naszych ran i poparzeń.

− Jesteśmy wolni – powiedziała, rozglądając się. − Chyba naprawdę jesteśmy wolni.

Wszyscy jeńcy odsuwali się od strażników, powoli, jakby próbowali gorącego napoju, nie chcąc się oparzyć. Naprawdę uwolnili nas na słowo Byłam taka zmęczona. Nogi ciążyły mi niemiłosiernie.

− Pomyśl o czymś innym, malutka – szepnęła Jaira. − Co miał na sobie Micheasz, gdy widziałyśmy go ostatni raz?

Głupie pytanie. Micheasz zawsze ubierał się tak samo. W brudną, brązową szatę. Abba mówił, że wszyscy prorocy chodzą w szatach z wielbłądziej sierści. A ja zapytałam, czy wszyscy są tacy poważni jak Micheasz. Abba się wtedy roześmiał. Micheasz był miły, ale zawsze miał zmarszczone brwi; szczególnie podczas ostatniej wizyty. Krzyczał na Abbę, żeby nas zabrał z Betlejem do Jerozolimy, gdzie będziemy bezpieczni za wysokimi murami. Ima zabrała nas z Jairą na podwórze, ale i tak słyszałam, jak się kłócą. Abba się rozgniewał i kazał Micheaszowi wyjść. Jaira się rozpłakała, a ja schowałam się za nogami Imy i owinęłam się jej płaszczem. Szkoda, że Abba nie zabrał nas do Jerozolimy.

Konwój jeńców zatrzymał się w połowie wzgórza. Oparłam się bez sił o Jairę i obiema rękami zasłoniłam twarz przez batami żołnierzy. Jednak nie spadło na mnie żadne uderzenie.

Tłum zaczął coś szeptać. Zaciekawiło mnie to, więc odsłoniłam twarz, by przyjrzeć się samarytańskiemu pałacowi. Jeńcy i żołnierze zasłaniali mi widok, ale wszyscy powtarzali to samo pytanie:

− Czemu zamykają bramy?

Słońce jeszcze nie zaszło, a my potrzebowaliśmy jedzenia, wody i ubrań. Ktoś z jeńców wskazał ręką wysoką wieżę, rzucającą na nas długi cień. Na jej szczycie stanął siwy mężczyzna ubrany jak Micheasz. Spojrzał w dół i krzyknął coś do żołnierzy. Oni odkrzyknęli. Poczerwienieli na twarzach i zaczęli wymachiwać pięściami w powietrzu. Jeńcy skulili się. Ja zwinęłam się w kulkę; chciałam być jeszcze mniejsza niż byłam. Jaira pochyliła się nade mną, zasłaniając mnie niczym ptasia mama skrzydłami swoje pisklęta. Niektórzy żołnierze zaczęli rzucać kamieniami w stronę strażnicy. Nagle z jasnego nieba spadł z hukiem grom, który uderzył w ziemię. Nawet gdy łoskot ucichł, trzęsłyśmy się nadal ze strachu. Spod ramion Jairy spojrzałam w niebo. „Czy to głos Jahwe?” – zastanawiałam się. Jaira bardzo powoli opuściła ręce, uklękła obok mnie i uśmiechnęła się nieznacznie.

− Jahwe walczył za nas, Iszmo.

Żołnierze upuścili kamienie. Niektórzy padli nawet na kolana. Inni odsunęli się od jeńców jakby ich dotyk mógł zranić. Poklepałam Jairę w ramię i wzruszając ramionami, wskazałam mężczyznę na strażnicy.

− To Oded – szepnęła. – Prorok Jahwe w Izraelu. Powiedział żołnierzom, że potraktowali nas haniebnie i mają nas uwolnić albo spadnie na nich gniew Jahwe. Starsi miasta odprowadzą nas do Jerycha.

Żołnierze wstali. Niektórzy wciąż byli źli, ale wielu chwiało się jak nowo narodzone cielęta. Zaczęli rozcinać więzy, którymi przepasani byli więźniowie i rozkuwać kajdany na ich szyjach oraz stopach.

− Jesteśmy wolni – powiedziała, rozglądając się. − Chyba naprawdę jesteśmy wolni.

Wszyscy jeńcy odsuwali się od strażników, powoli. Wyglądało to tak, jakby próbowali pić gorący napój, nie chcąc się oparzyć. Czy naprawdę uwolnili nas na słowo jednego proroka i łoskot jednego gromu?

Żołnierze rozpakowali odzież, żywność i opatrunki, które zrabowali z judejskich miast i zaczęli je nam rozdawać. Uśmiechnęła się nawet smutna kobieta, która straciła dzieci. Świąteczny nastrój udzielał się wszystkim, a wieczorny wietrzyk niósł jedno słowo: wolni, wolni, wolni...

Słyszałam je wielokrotnie już wcześniej, ale teraz rozumiałam je lepiej. Jakiś ptak przeleciał nad nami. Patrzyłam, jak robi kółka i igra na niebie. Był wolny - jak my. Nie miał lin ani łańcuchów. Nikt go nie bił i nie przypalał. Ale gdy siadł na drzewie w spokojnym gnieździe uwitym w rozwidleniu dwóch konarów, znów wróciłam wspomnieniami do ostatnich wydarzeń. Mój spokój zginął w Betlejem, a dom mi spalono.

− Iszmo, co się dzieje? − spytała Jaira, podnosząc mi podbródek i ocierając łzy. − Nie trzeba płakać, malutka. W Jerychu Micheasz na pewno nas znajdzie.

Popatrzyłam w jej ciemne, błyszczące oczy. Tak się cieszyła tą wolnością. Nie rozumiała? Wolność nic nie daje, skoro nie mamy gniazda, które mogłybyśmy nazwać domem. Przytuliła mnie znów.

A ja zamknęłam oczy i myślałam, że łatwiej być ptakiem.

------------------------------------------------------------------------

* - _abba_ - tata, ojciec (termin aramejski)

** - _ima_ - mama, matka (j.w)2

_„Żołnierze uwolnili jeńców, a_ _łup zostawili przed naczelnikami , następnie posadziwszy osłabionych na osłach, wprowadzono ich do Jerycha, miasta palm, do ich braci”._

2 Krn 28,14-15

Byłam już zmęczona byciem dzielną i nienawidziłam osłów. Trzeci dzień jechałam w stronę Jerycha na grzbiecie śmierdzącego zwierzęcia. Jaira ciągnęła go za postronek, a staruszka jadąca ze mną kopała go po bokach, by zmusić do maszerowania w długim szeregu powracających jeńców. Chuchała mi w kark i śmierdziała jak wczorajsza cebula. Ciągle wkładała palce w moje zmierzwione włosy. Odpychałam jej dłoń, ale dawało to tyle, co wybieranie wody z błotnistego dołu – zaraz wracała. Lepiej byłoby mi iść z kobietą, która myślała, że jestem jej dzieckiem. Nie. Najlepiej byłoby iść z Jairą.

Paluchy starej kobiety znów dotarły do moich skołtunionych włosów. Nie mogłam już tego znieść.

– Aaaaaa! − Wciąż nie byłam w stanie wydobyć głosu, aby coś powiedzieć.

– Za słaba jesteś, żeby iść – rzekła Jaira, zerkając przez ramię. Gdy odwracała się znów do przodu, krzywiła się. Rany jeszcze się nam nie pogoiły i chociaż mieliśmy na sobie szaty zrabowane ze spalonych wsi, delikatniejsze niż nasze i tak wydawało się, jakby ktoś nas drapał potłuczonymi naczyniami.

Spojrzałam na swoją nową sukienkę. Ciekawe, kim była dziewczynka, która ją wcześniej nosiła. Żyła jeszcze? Czy umarła z imą i abbą? Stara znów zaczęła targać moje włosy. Musiałam zsiąść z tego osła!

– Och, och! − Kołysząc się i kopiąc niemalże strąciłam nas obie na ziemię.

– Iszmo! Dość tego! − Krzyknęła Jaira, zatrzymując się i biorąc się pod boki. Miała iskry w oczach. Patrzyłam na nią, zaciskając wargi. Wyglądała na złą. A ona prawie nigdy się nie gniewała. Starając się nie rozpłakać, spojrzałam w niebo.

– Chcemy cię chronić, malutka – staruszka o oddechu cebuli ścisnęła mnie, otwierając rany po batach.

– Aaaaaaa!!!

– Och, przepraszam, kochanieńka.

Pokręciłam przecząco głową, wydymając dolną wargę. Abba zawsze mówił, że przelatujący ptak mógłby mi tam zrobić kupkę. Trudno.

– Nie będę z tobą rozmawiać, póki nie skończą się te grymasy – ostrzegła Jaira. A nigdy nie kłamała. Wiedziałam, że mówi poważnie. Na drodze ciągle mijali nas inni ludzie. Zanim dotrzemy, Jerycho może być pełne. Schowałam wargę.

Jaira i staruszka uśmiechnęły się do siebie, ale ja nie miałam powodów do radości.

– Jerycho jest już za tym grzbietem, malutka – poinformowała staruszka. – Rośnie tam mnóstwo palm, a wzdłuż ulic stoją stragany ze wszystkim, co chcesz: jedzeniem, naczyniami, kocami i... no, co sobie tylko wymyślisz. Może twoi bliscy czekają tam na ciebie?

Bliscy. Miałam tylko Jairę. Właśnie poklepała mnie po nodze.

- Pomyśl, jak miłosierny jest Jahwe. Dwa razy cię wyratował. Raz od śmierci w Betlejem i po raz drugi od niewoli w Samarii. – Ruszyła, ciągnąc osła za sobą i mówiła dalej przez ramię. − Jak wielkie może mieć plany wobec ciebie, że tak troszczy się o ciebie.

- To dobre pytanie dla nas wszystkich – zaśmiała się „babcia cebulowa”, znów pchając palce w mój kołtun. Odepchnęłam ją. Czemu nie może dać mi spokoju?

Jakiekolwiek by nie były plany Jahwe, chciałam tylko, by nie zabrakło w nich Jairy. Mogłybyśmy mieszkać wspólnie, tylko we dwie. Skrzyżowawszy ramiona i zamknąwszy oczy, zaczęłam myśleć o palmowym szałasiku, jaki mogłybyśmy zbudować w Jerychu. Takie schronienie by nam wystarczyło, a jeść - to ja nigdy dużo nie jadłam. Ziewnęłam, opierając się o staruszkę. Troszczyłybyśmy się o siebie nawzajem.

– Iszmo? Iszmo, obudź się! − Jaira stała przy ośle razem z Micheaszem. To sen? Uśmiechała się przez łzy. – Mówiłam ci, że Jahwe przyśle go po nas.

Micheasz zdjął mnie z osła, a jakiś pan w wieku abby posadził na moim miejscu inną dziewczynkę.

– Sawta! − Krzyknęła, przytulając się do staruszki, która zaczęła mierzwić jej włosy. – Och, Sawta, tak tęskniłam za tobą.

Odwróciłam wzrok zawstydzona, że byłam taka niemiła dla tej pani.

– Na pewno nie potrzebujesz osła, Micheaszu? − spytał tamten mężczyzna, biorąc postronek.

– Nie, przyjacielu. Przed tobą dłuższa droga. My będziemy w Jerozolimie, zanim zapadnie noc.

W Jerozolimie? Nie chciałam już dalej iść. Szłyśmy z Betlejem do Samarii, z Samarii do Jerycha, a teraz jeszcze do Jerozolimy?

Micheasz i Jaira pomachali tamtym na pożegnanie. Staruszka odwzajemniła gest. Ja nie byłam w stanie. Wszyscy byli tacy szczęśliwi. Ta dziewczynka...

– Wiedziałam, że przyjdziesz – wyznała Jaira, ściskając jeszcze raz Micheasza. Znów poczułam drapanie na twarzy i mocniejsze bicie serca. Micheasz i Jaira mieli siebie. Ja nie miałam nikogo. Pójdą do Jerozolimy beze mnie?

Rzuciłam się do Jairy, objęłam ją w talii i zamknęłam oczy.

– Nie zostawiaj mnie, proszę! − Źle, że rozgniewałam ją w drodze. − Będę robiła wszystko, co powiesz! Dowiem się, jaki plan ma dla mnie Jahwe, jeśli chcesz!

– Iszmo – drgnęłam na dźwięk niskiego głosu Micheasza. Gdy otworzyłam oczy, klęczał przede mną i wyciągał do mnie dłoń. − Nie musisz iść. Mogę cię wziąć na barana.

Spojrzałam na Jairę. Skinęła głową. Więc Micheasz mówił prawdę. Skoro ona mu ufa, może i ja mogę. Puściłam jej dłoń i podałam Micheaszowi. Abba nosił mnie na barana. Podobało mi się. Gdy Micheasz mnie podnosił, zagryzłam wargę, żeby nie jęknąć. Wszystko mnie bolało. Czy to się kiedyś skończy?

– Trzymaj się pod moją brodą, to nie spadniesz – powiedział, przytrzymując jednocześnie ramieniem moje kolana. Drugą rękę podał Jairze. − Wiem, że już południe, ale jeśli ruszymy teraz, a wieczerzę zjemy w marszu, zdążymy do Jerozolimy o zachodzie.

Jaira skinęła głową i złapała go za rękę. Tak jak ja próbowała być dzielna. Nie widział, że jest zmęczona? Że obie jesteśmy? Spojrzałam na innych – wyswobodzonych jeńców jak my – też wyglądali na zmęczonych. Ale nikt się nie zatrzymywał. Byliśmy ludźmi, nie ptakami.

Micheasz prowadził nas przez jerychoński rynek. Był taki, jak mówiła staruszka. Po obu stronach ruchliwej ulicy rosły palmy i stały stoiska. Wielu głodnych Judejczyków - takich jak my, potrzebowało jedzenia i zapasów na drogę do domu. Jeszcze większe zamieszanie powodowały zwierzęta, usiłujące uciec młodym pasterzom. Gdy mijaliśmy ostatniego wykrzykującego pochwały swoich towarów kupca, w brzuchu mi burczało od zapachu gotowanego mięsa i stosów świeżych owoców.

Dalsza droga do bramy miasta, gdzie dołączyliśmy do karawany wyzwolonych jeńców idących do Jerozolimy, kryła się w cieniu palm.

Gdy tylko wyszliśmy poza mury miasta, Jaira spojrzała na brata, próbując się uśmiechnąć.

– Skąd wiedziałeś, że będziemy w Jerychu? Odpowiedział coś o proroku, którego widziałyśmy w Samarii. Że miał przesłać wiadomość do obozu w Tekoa. Ale gdy nadeszli żołnierze, Micheasza nie było w obozie. Podczas najazdu, w ubiegłym tygodniu, był w Jerozolimie.

– Dlaczego w Jerozolimie? − spytała, zatrzymując się.

Tyle było ważnych rzeczy. Dlaczego pyta akurat o to? Nie może zapytać, czy będziemy tam teraz bezpieczni?

– Bo zostałem mianowany prorokiem królewskim – powiedział, machając ręką, gdy ze zdumienia otworzyła szeroko oczy. − Achaz wybrał mnie na członka rady, choć nie mam ani królewskiego pochodzenia, ani większych wpływów.

Jaira oderwała gałązkę z janowca i zaczęła ją łamać, idąc naprzód.

– Po co w radzie ktoś bez wpływów? Przecież zasiada w niej Izajasz. W jego żyłach płynie królewska krew.

– Zasiadał, ale już nie zasiada, bo okazuje się, że ma zbyt wielkie wpływy. Achaz zdegradował go do stanowiska królewskiego guwernera za publiczną krytykę dwóch nowych doradców − filistyńskiego medium i judejskiej wiedźmy.

Nie podobały mi się te słowa. Wiedźma i medium? Ścisnąwszy jego podbródek, zajrzałam do góry nogami w jego oczy.

– Nie martw się, malutka. Choć Achaz w ciągu ostatnich miesięcy odszedł daleko od Jahwe, podczas izraelsko-aramejskiego ataku na Betlejem i Jerozolimę jako członek rady mogłem bezpiecznie schronić się w wykopach pod miastem.

– Co zrobili z Jerozolimą? − Dłonie Jairy zatrzymały się na gałązce w bezruchu.

– Zniszczyli większość południowych dzielnic, ale Judejczycy zdołali ich zatrzymać przed wtargnięciem do górnego miasta.

Nie chciałam iść do Jerozolimy po tym, co usłyszałam. Micheasz zdjął mnie ze swoich silnych ramion i objąwszy, przytulił do swojego torsu.

– Nie bój się, mała Iszmo. Żołnierze izraelscy już odeszli. W domu Mistrza Izajasza będziesz bezpieczna.

Jaira ukucnęła przy drodze i zwymiotowała. Micheasz pośpieszył do niej i próbował postawić mnie na ziemi. Zatoczyłam się. Nie mogłam utrzymać się na nogach. Micheasz podniósł mnie, a Jairę poprowadził kawałek wzdłuż drogi do miejsca, gdzie mogła odpocząć. Usiadłszy między nami, odwinął kwadratowy kawał koziego sera i chleb. Jedliśmy w milczeniu, patrząc na rozciągające się przed nami brązowe, puste wzgórza. Nie byłam głodna, ale Jaira odłamała mi kawałek chleba i podała z serem, zachęcając do posiłku. Wiedziałam, że nie zacznie jeść przede mną.

Micheasz nic nie tknął. Patrzył cały czas na pustynne wzgórza.

– Gdy kryliśmy się w tunelach pod pałacem, razem z królem, jego żonami i dziećmi, z doradcami i ich rodzinami, nie mogłem przestać myśleć o tobie, Jairo. Nie umiałem cię ochronić – pochylił głowę i zasłonił oczy kciukami. − Przepraszam.

Jaira odłożyła jedzenie i położyła głowę na jego ramieniu. Zrozumiałam, że gdy przyszli żołnierze, Micheasz bał się tak samo, jak my. Poklepałam go po ramieniu i przytuliłam się do niego głową jak Jaira. Nic dziwnego, że go kochała.

– Co się stało z ludźmi z Dolnego Miasta? – zapytała, sięgając znów po jedzenie i biorąc kęs. − Uprowadzili ich czy...?

Nie zrozumiałam całej jego odpowiedzi, ale gdy mówił o umierających, o pożarach, o tym, że ubodzy zubożeli jeszcze bardziej, jego niski głos drżał. Co to mogło oznaczać dla mnie i dla Jairy? Szturchnąwszy go, pokazałam na nią i na siebie, i podniosłam brwi. Prorok, który słyszał mowę niewidzialnego Boga, na pewno zrozumie dziewczynkę, która straciła mowę.

– Kiedyś mówiła, prawda? − spytał, patrząc to na mnie, to na Jairę. Odwzajemniła mu się spojrzeniem „niegrzecznej siostry”, zastrzeżonym tylko dla niego.

– Iszma nie odzywa się, odkąd nas porwali z Betlejem. Żadne dziecko nie powinno być świadkiem tego, co ona widziała.

– Ty też jesteś dzieckiem, siostrzyczko – odpowiedział, obejmując ją ramieniem. Odepchnęła go ze łzami w oczach.

Poczułam się, jakby spadł na mnie wielki kamień. Jaira nigdy nie płakała. Micheasz wyciągnął do niej rękę, ale ona wstała i ruszyła. Milcząc i ocierając łzy.

Micheasz owinął jedzenie i wsunął je z powrotem do torby. Potem znów podniósł mnie na barana. Dogoniliśmy Jairę, ale nie padło już żadne słowo. Czasem po złych rzeczach wszyscy tracą mowę.

Słońce świeciło i grzało tak, że ledwo otwierałam oczy. Usłyszałam szept Jairy

– Pozwól nam zostać z tobą. Nie zostawiaj mnie już.

– Wiesz, że nie mogę – westchnął ciężko. – Nie mam dokąd cię wziąć. Obóz proroków w Tekoa został prawie doszczętnie zniszczony, muszę pomóc w odbudowie. A wami w Jerozolimie świetnie zaopiekuje się Mistrz Izajasz.

– Rozumiem – odrzekła, nie zwalniając kroku i nie przestając patrzeć na ścieżkę przed nami. Wiedziałam, że serce boli ją tak samo, jak mnie, może bardziej. Ja nie miałam już rodziny. Jaira miała, ale nie mogła z nią zostać.

– Będę was odwiedzał, gdy tylko to będzie możliwe – zapewnił, wyciągając do niej rękę, a drugą klepiąc mnie po kolanie. − Iszma jest teraz członkiem naszej rodziny. Zawsze chciałaś mieć młodszą siostrzyczkę.

Spojrzała na mnie. Zobaczyłam smutek w jej oczach – ale tylko na chwilę. Też mnie poklepała po kolanie.

– Może gdy dorośniemy, będziemy mogły przyjść do Tekoa i pracować w polu albo...

– Nie, Jairo – przerwał, całując wierzch jej dłoni. − Służba u Mistrza Izajasza to dla was obu najlepsza szansa na znalezienie dobrego męża i na normalne życie.

Spojrzała na nas oboje. Smutek wyparł z jej twarzy uśmiech.

– Ja nigdy nie wyjdę za mąż, Micheaszu. Ale może Iszma odnajdzie w Jerozolimie normalne życie.

Przyspieszywszy kroku, dołączyła do karawany wyzwoleńców. Popatrzyłam w niebo. Znów ptaki. Każdy fruwał osobno. Czy ptaki się żenią i wychodzą za mąż? Właściwie to w gniazdach z pisklętami nigdy nie widziałam obojga rodziców, tylko matki. Zamknęłam mocno oczy i zakryłam głowę.

Już nie chciałam być ptakiem. Nie chciałam być sama.3

_„W_ _chwili objęcia rządów Achaz miał dwadzieścia lat, a_ _szesnaście lat panował w_ _Jerozolimie nawet syna swego przeprowadził przez ogień − na modłę ohydnych grzechów pogan, których Pan wypędził przed Izraelitami”._

2 Krl 16,2-3

Głębokie westchnienie zdradziło zniechęcenie, które odczuwał Izajasz pod koniec kolejnego dnia pracy jako królewski guwerner.

– Wasza wysokość raczy oddać tabliczkę Eliakimowi – powiedział, zwracając się do królewicza Ezechiasza. Większość dnia spędzał na właściwym zagospodarowaniu niespożytej energii dwudziestu chłopców w wieku od pięciu do dwunastu lat.

– Wasza wysokość, proszę wymienić stolice państw, których wojska naruszyły w ostatnich tygodniach granice Judy, a więc Aramu, Izraela, Edomu i Filistei – polecił królewiczowi Bokru.

Dwunastoletni, pierworodny syn Achaza wstał. Wzrostem był niemal równy swojemu niskiemu, barczystemu abbie.

– Stolicą Izraela jest Damaszek – odpowiedział i natychmiast jego policzki stały się blade, bo Izajasz zaczął trząść głową i pocierać się po skroniach.

– Nie, wasza wysokość.

Guwerner zaczął przeglądać zwój, udając, że szuka innego pytania. Czy był już na zawsze skazany na rolę guwernera królewiczów i synów doradców, czy też impulsywny Achaz usunął go z rady tylko na jakiś czas?

– Mistrzu, ja znam odpowiedź – oświadczył, wstając i spoglądając szyderczo na starszego brata, ośmioletni królewicz Ezechiasz. – Damaszek jest stolicą Aramu, a stolicą Izraela jest Samaria. Stol...

– Ciebie nie pytał! − Następca tronu zacisnął pięść i wymierzył cios prosto w nos Ezechiasza.

Dziesięcioletni Eliakim – chudy jak gałąź janowca i szybki jak kot – pospieszywszy na pomoc Ezechiaszowi, wyprowadził solidny cios w brzuch Bokru. Od wczesnego dzieciństwa stanowili dobraną parę, szczególnie zaś gdy sprzymierzali się przeciwko Bokru. Trzecim synem Achaza, zrodzonym w Abijii był Mattaniasz. Właśnie powicie tej trójki: Bokru, Ezechiasza i Mattaniasza, gdzie każdy z nich odznaczał się zgoła innym charakterem - dało królowej koronę.

Pięć drugorzędnych żon urodziło Achazowi w sumie kolejnych sześciu synów. Siedzieli teraz na poduszkach, niewiele interesując się tym, co zaszło między faworyzowanymi synami Abijji. Reszta uczniów stała pod ścianami. Niektórzy krzyczeli z radości, inni drżeli. Ale wszyscy czekali, aż Izajasz zakończy awanturę.

Jeśli to ma być nadzieja przyszłego pokolenia Judy, to może lepiej otworzyć bramy i oddać tron wrogom. Zaoszczędziłoby to sporo czasu i trudu.

– Dość! − Izajasz wkroczył między walczących i złapał tęgie ramię następcy tronu, by odciągnąć go od chudego syna skarbnika królewskiego. – Siadać wszyscy!

Ezechiaszowi, zanim z ociekającym krwią nosem wrócił na swoją poduszkę, udało się ostatni raz uderzyć starszego brata. Bokru, od dnia urodzenia Ezechiasza, starał się dowieść swojej nad nim przewagi. Eliakim, samozwańczy mesjasz Ezechiasza, nie zważając na rozciętą wargę poprawił swoją szatę.

– Mogłem go rozdeptać.

Na dźwięk kroków uciszyli się wszyscy.

– No to się doigrałeś – oświadczył Bokru, splatając ramiona i patrząc gniewnie na Eliakima. − Zaaresztują cię za to, żeś uderzył następcę tronu.

Królewicz, niestety nie wykazywał się zbytnią mądrością, co zauważali chyba wszyscy z wyjątkiem Achaza. Szkoda, że to nie Ezechiasz urodził się pierwszy. Ten był ostry jak filistyński miecz. Izajasz ocenił sytuację. Jeśli ktokolwiek miałby być aresztowany, to guwerner stojący między dwoma krwawiącymi uczniami.

W drzwiach pojawił się naczelny dowódca, wypełniając swoimi szerokimi barkami i goliatowym wzrostem cały ich prześwit. Spojrzawszy szyderczo na Izajasza, wepchnął mu kilka białych szatek.

– To dla uczniów; niech założą na uroczystość. Zaczekam aż je nałożą, a później was odprowadzę.

– Uroczystość? Nie informowano mnie o żadnej uroczy...

– Jesteś guwernerem. Nie musisz dowiadywać się z wyprzedzeniem – odparł oficer, przyciskając ubrania jeszcze mocniej do brzucha Izajasza, by podkreślić jego wyłączną odpowiedzialność.

Izajasz przyjął je niczym sól na ranę. Kilka tygodni wcześniej powiedziałby temu nadętemu żołnierzowi, dokąd ma odmaszerować i jak szybko. Ale teraz zostało mu tylko dopasowanie rozmiarów szat do chłopców i zastanawianie się nad ewentualnymi powodami, dla których miano odprawić uroczystość. Może chodzi o modlitwę za tysiące poległych? Albo w intencji brańców uprowadzonych do Aramu, Edomu i Samarii?

Stłumiony dźwięk bębnów dobiegający z oddali był dla Izajasza niczym uderzenia pałką w tors. Słyszał już to – w Ammonie, po pierwszym zwycięstwie Achaza. Za panowania Jotama - abby Achaza, Izajasz był ministrem spraw zagranicznych i został wydelegowany do negocjowania warunków traktatu pokojowego. Gdy armia Judy świętowała, Ammonici składali swoje dzieci w ofierze bożkowi Molochowi. Uderzenia bębnów, które miały zagłuszyć krzyk dzieci wrzucanych w ogień, zlewały się z tym przeszywającym wrzaskiem w jeden, rytmiczny śpiew śmierci.

Zaatakował oficera.

– Co to za hałas?! − To nie było pytanie. To było oskarżenie.

– Tylko jeden z nich odda Molochowi cześć, ofiarując swoje życie. Po co im teraz mówić i wszystkich niepokoić? Zamiast ciągnąć ich ulicami z wrzaskiem, zaprowadzimy ich w spokoju, z godnością – żołnierz mówił cicho, przez zaciśnięte zęby.

Izajasz odwrócił się z obrzydzeniem i spojrzał na raźno przebierających się uczniów. Sześcioletni Mattaniasz, nie mając pojęcia, że szata może być jego całunem grobowym, pokazywał starszym braciom, że jest taka sama, jak ich.

„Jahwe, pokaż mi, jak mogę to odwrócić”.

Cisza.

Poczuł, jakby niewidzialna pięść wykręciła mu wnętrzności.

– Panie generale, proszę to zatrzymać, zanim Juda popełni tę samą obrzydliwość, przez którą Jahwe wyrzucił z tej ziemi Kananejczyków.

– Udam, że nie słyszałem twojej wywrotowej wypowiedzi – odparł żołnierz, podnosząc wyzywająco brew – tym razem.

Skinieniem głowy w stronę kapitana rozpoczął koszmar. Izajasz bezradnie patrzył, jak jego uczniowie niczym skazańcy maszerują korytarzem między dwoma szeregami żołnierzy. Achaz przysłał pięćdziesięciu mężów, by eskortowali chłopców, których było ponad dwa razy mniej.

Ruszył za nimi pałacowymi korytarzami i dotarł na środkowy dziedziniec. Tu aż do szpiku kości przeszył go kobiecy krzyk.

− Nie!!! − Królowa zbiegała schodami od strony haremu w stronę trójki swoich synów, ale strażnicy odgrodzili jej drogę. Żołnierze dwoma szeregami otoczyli chłopców, zakrywając królową przed wzrokiem młodych, strwożonych oczu.

Izajasz stanął jak sparaliżowany, nie wiedząc, czy ma pocieszać królową, czy iść za uczniami. „Jahwe, pokaż mi, co mam robić?!”. Decyzja zapadła, gdy strażnicy zanieśli królową na drugie piętro haremu − tam, gdzie mieszkało sześć żon Achaza i gdzie wstęp mieli tylko wyznaczeni królewscy strażnicy.

Pospieszył, by dogonić chłopców, którzy zeszli już po schodach z pałacu na brukowane ulice Górnego Miasta. Przepchnąwszy się przez szeregi żołnierzy, za swoich uczniów, przyjął postawę obronną. Oficjalnie byli pod jego opieką do końca dnia, kiedy to powinni ich odebrać rodzice. Ponad ich głowami spoglądał na stojące wzdłuż ulicy domy w nadziei, że jakiś doradca lub ima, zaniepokojeni dźwiękiem bębnów, wyjrzą aby sprawdzić, co się dzieje. Ale widział tylko ślicznie wypielęgnowane ogródki. W gasnącym już świetle dnia nie można było dostrzec ani jednego sługi.

Spojrzał za siebie, na własny dom, stojący samotnie w północno-wschodnim narożniku Górnego Miasta − tam, gdzie stykały się tereny Świątyni z parcelą pałacową. W jego ogrodzie też nikogo nie było. Nie miał czasu zawiadomić Ai, swojej żony. A czy ich synowie są bezpieczni? Jaszub i Kadmiel byli starsi niż uczniowie. Jako rekruci - zostaną prawdopodobnie zmuszeni do oglądania ceremonii.

Schodząc przez bramę do Dolnego Miasta z bólem serca skupił wzrok na swoich podopiecznych. Tu nie było już czyściusieńkich ulic i przestronnych domów. Ludzkie odchody mieszały się z odpadkami i spływały środkiem ulic. Jeszcze przed atakiem izraelskich żołnierzy południowa Jerozolima wyglądała jak po wojnie. Teraz wiele piętrowych budynków leżało w gruzach. W tych, które zostały, gnieździło się po kilka rodzin. Najbiedniejsi z biednych Judy.

Zaledwie kilka dni temu pracował razem z wieloma spośród tych mieszkańców przy odbudowie ich domów, rynku i południowych murów. Jego uczniowie pochodzili z wyższych sfer i większość z nich nigdy nie widziała Dolnego Miasta. Teraz szeroko otwartymi oczami obserwowali je w milczeniu, a oficer prowadził ich ku Bramie Gnojnej – najdalej wysuniętemu na południe wejściu do miasta.

Bębnienie stawało się coraz głośniejsze. Izajasz poczuł ucisk w żołądku. Było oczywiste, dokąd zmierzają. W dolinie Gehenny znajdował się Toptet − pogański ołtarz wybudowany w czasach Salomona. Gdy do niego dochodzili, Izajasz poczuł, jak mu miękną kolana. Obok Topteta stał drugi ołtarz − nowy, z brązu. Otaczało go bezkresne morze ludzi.

– Ooo! − Chłopcy utkwili wzrok w budowli w kształcie człowieka z głową byka, który na torsie miał siedem przegródek. W sześciu umieszczono już ofiary: gołębicę, ziarno, kawały wołowiny, owcę, barana i cielę. Jedna, przeznaczona na ostatnią ofiarę, pozostawała pusta. Posąg wyciągał ramiona tak, że tworzyły one jakby rynnę prowadzącą do jego brzucha, którym był rozpalony do czerwoności piec. Możliwe, że gdyby Izajasz nie znał potwornego przeznaczenia tej konstrukcji, też by się nią zachwycił. Tymczasem ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się od brązowej bestii, rzucając upiorny blask na podest, na którym stał Achaz i kapłani. Byli łysi; śpiewali. Z tyłu stała rada królewska. W niemal pełnym składzie, brakowało tylko Micheasza. Kilka godzin wcześniej poszedł do Jerycha, ponieważ prorocy Jahwe mówili, że mogą tam wrócić judzcy brańcy. Boże miłosierdzie oszczędziło mu obecności tutaj wśród reszty doradców.

Gdy zbliżyły się królewskie ofiary, bębny zaczęły bić szybciej. Dołączyły dźwięki fletów i lir. Wśród zebranego tłumu zaczęły wirować skąpo ubrane tancerki, kusząco zapraszając tak mężczyzn, jak i kobiety do lichych namiotów, w których można było zażyć rytualnych rozkoszy. Wino lało się strumieniami, wprawiając uczestników w ekstazę i doprowadzając do szaleństwa.

Czy to są ci sami ludzie, którzy dopiero co, kilka dni temu, opłakiwali swoje córki, swoich mężów? Już zapomnieli o brańcach, o zniszczonych polach i sadach? Trwonili zapasy na świętowanie, gdy w nadchodzących miesiącach tyle judzkich rodzin czekał głód. Izajasz rozglądał się po głębokim jarze Gehenny, ciągnącym się wzdłuż wschodniej granicy miasta do doliny Cedronu. Tłumy, dokąd okiem sięgnąć. Jahwe powiedział mu, że Judejczycy wciąż czczą bałwany, ale to przekraczało wszelkie wyobrażenie.

Dowódca poprowadził chłopców w szeregu, prosto na podest, odpychając każdego, kto stanął na drodze. Teraz Izajasz zrozumiał sens pięćdziesięcioosobowej eskorty. Byli tylko kroplą w oceanie chaosu. Wchodząc na podest i strzegąc idącego na końcu małego Mattaniasza, żałował, że nie może odwrócić wzroku i zatkać uszu. „Jahwe, skoro aż tak zjełczały jest odór naszej niewierności, czemuś nas jeszcze nie zniszczył?”.

Jeden z kapłanów pochylił się nad królewiczem Bokru, podnosząc rękę chłopca do jego czoła na znak wierności i czci. Tłum zaczął krzyczeć, a Achaz na znak potwierdzenia położył dłoń na barku chłopca. A więc wybrali. Izajaszowi zaschło w ustach.

Uczniowie stali z szeroko otwartymi oczyma, patrząc na zakrwawione szaty kapłanów i misy pełne wnętrzności. Odgadli, co się dzieje, czy po prostu zaintrygowały ich ofiary ze zwierząt?

Achaz podniósł ręce, by uciszyć tłum. Zamilkli kapłani i uczestnicy ceremonii.

– Potężny Molochu, największy wojowniku spośród upadłych, przyjmij nasze ofiary. Usłysz nasze wołanie. Dzięki twojej łasce pokonałem twój lud w Ammonie i dzięki twojej łasce pokonamy wrogów, którzy nas teraz otaczają.

Tłum odpowiedział potężnym rykiem. Achaz skinął na siedmiu kapłanów Molocha. Każdy z nich wziął miskę z krwią i gałązkę hizopu i stanął przed jednym z uczniów. Zanurzywszy hizop w misce, zaczęli iść wzdłuż szeregu, skrapiając krwią szaty chłopców. Ci patrzyli na zniszczone, piękne jeszcze przed chwilą stroje. Mattaniasz zaczął kwilić, ale surowy wzrok kapłana natychmiast go uciszył.

Następnie wzdłuż szeregu ludzkich ofiar przeszedł król. Każdy kapłan szeptem zdradzał mu jakąś wielką tajemnicę. Dłużej zatrzymał się przy Eliakimie. Izajaszowi serce biło tak mocno, że słyszał je w uszach.

Próbował wyszukać wśród morza głów twarz abby Eliakima, swojego przyjaciela i królewskiego skarbnika Chilkiasza, ale nie dostrzegł go. Oczywiście. Chilkiasz nie brałby udziału w pogańskiej ofierze. Skąd miałby wiedzieć, że dziecko, które nauczył czcić i kochać Jahwe, samo może teraz w każdej chwili stać się pogańską ofiarą?

Jeszcze gdy Izajasz układał to sobie w myślach, Achaz objął ramieniem Eliakima i kazał mu wystąpić z szeregu, szepcząc mu jednocześnie coś do ucha. Pod chłopcem ugięły się kolana. Dwóch łysych kapłanów złapało go za ramiona, a dwóch kolejnych za nogi, unosząc go w powietrze. Chłopiec szarpał się. Kopał. Krzyczał.

Sprawiedliwy bunt przerwał obchody. Tłum ucichł. Pozostali chłopcy ścisnęli się wokół Izajasza – oprócz jednego. Ezechiasz podbiegł do ojca.

– Stójcie! − Krzyknął, uderzając króla w plecy.

Achaz odwrócił się z błyskiem w oku i przycisnął ramiona chłopca do swojego boku. Izajasz oswobodził się spomiędzy uczniów i próbował dotrzeć do Ezechiasza. Powstrzymał go dowódca i dwóch żołnierzy. Chłopcy próbowali uciec z podestu. Zostali jednak otoczeni przez strażników.

– Módl się do Molocha! – Krzyknął król, jakby wcale niezniechęcony bezruchem tłumu. Potem uklęknął obok Ezechiasza i zaczął coś szeptać. Izajasz w panice wytężał słuch. Bezskutecznie. „Jahwe, zrób coś”.

Achaz, patrząc surowo na syna, popchnął go w stronę chłopców.

– Ustawić ich z powrotem w szereg!

Gdy żołnierze wykonywali polecenie, w tłumie dało się słyszeć szmer.

– Rozwiążcie go – rozkazał król, wskazując na Eliakima. Izajasz odetchnął z ulgą. A więc Ezechiasz przekonał abbę, żeby zrezygnował z ofiary z ludzi? Może złożył w siódmej przegródce jeszcze jeden kawałek zwierzęcia? Ocenił wzrokiem uczniów. Wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, podnosili brwi, uśmiechali się. Jak cała Juda zrozumieli, że słowo Ezechiasza uratowało jego przyjaciela Eliakima.

Achaz powiedział coś po cichu do kapłanów, którzy stanęli za siedmioma najstarszymi uczniami. Zaczęli cicho nucić, gardłowym tonem. Muzykanci podjęli żałobną, powolną, hipnotyczną nutę, sprawiając, że odgłosy przybrały na intensywności. Bębny biły głośno i jednostajnie.

– Moloch, potężny wojownik, przemówił dziś przez to dziecko, by uchronić Judę od popełnienia poważnego błędu – oświadczył król, przekrzykując rosnący tumult. – Błagamy cię, wielki wojowniku wśród bogów, byś wrócił nam tych, których wzięto jako brańców i złączył nas z największą potęgą na ziemi!

Skończywszy, opuścił ręce, dając sygnał kapłanom.

Dwaj łysi poganie błyskawicznie obwiązali liną ramiona królewicza Bokru. Dwaj inni złapali go za nogi, unosząc w powietrze. Wszyscy czterej zanieśli go do lśniącego ołtarza i podnieśli go na rozpalone, brązowe ramiona.

Bębny biły jak szalone, ale krzyku królewicza nic nie było w stanie zagłuszyć. Ani stłumić odoru palonego ciała. Mattaniasz schował twarz w talii Eliakima. Ezechiasz stał w milczeniu, z otwartymi ustami. Izajasz potrząsnął chłopcem. Żadnej reakcji. Drugi syn króla patrzył niewidzącym wzrokiem w dal. Kończyny miał sztywne. Jedyną oznaką życia był strumień łez.

Bębny wciąż biły, ale wraz ze śmiercią Bokru prysł radosny nastrój. Król przesunął wzrokiem po cichym już tłumie.

– Skoro ja, wasz król i suweren, potomek wiecznego królewskiego rodu Dawidowego dobrowolnie oddałem pierworodnego Molochowi, czy ktokolwiek z was jest w stanie wzbraniać się przed oddaniem swojego syna?

Przez tłum, niczym morskie fale, zaczęły przepływać gorączkowe pomruki, ale Achaz podniósł głos, by przekrzyczeć poddanych.

– Podczas każdego kolejnego święta nowiu będziemy ofiarować Molochowi pierworodnego do czasu, aż odzyskamy miasta, które straciliśmy na rzecz Izraela, Aramu, Edomu i Filistei. Jeśli oddamy Molochowi to, co mamy najlepsze, wysłucha nas. Musimy mu oddać pierworodnych!

Otarł twarz. „Z potu czy z łez?”. Wskazując namioty, podniósł głos jeszcze bardziej.

– Raduj się, Jerozolimo! Moloch wejrzał na naszą ofiarę! Czeka na was w tych namiotach, by dać wam przyjemność, mądrość i zwycięstwo! Weź swój dział, Judo! Weź swój dział!

Wziąwszy Ezechiasza na ręce, Izajasz podszedł do oddalonego o trzy kroki dowódcy. Oficer był wyraźnie wstrząśnięty.

– Poprowadziłeś te dzieci do Szeolu. Teraz odprowadź je do domu.

Ogień Molocha spalił chełpliwość żołnierza na popiół. Teraz był on w stanie tylko skinąć głową. Izajasz patrzył w niewidzące oczy Ezechiasza i przytulił go mocno do serca. „Jahwe, zdejmij proszę, grzechy abby z jego synów. Chroń tego chłopca i przywróć go Abijji”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: