- promocja
- W empik go
Córka oligarchy - ebook
Córka oligarchy - ebook
Sonia to córka rosyjskiego oligarchy, przyzwyczajona do życia w luksusie. Jej ojciec jest człowiekiem zimnym i pozbawionym skrupułów, który umiejętności córki wykorzystuje dla własnych korzyści.
Leo to mściciel. Pochodzi z Włoch, służył w Legii Cudzoziemskiej. Po tym, jak jego żona umarła w okrutny sposób, poprzysiągł zemstę. Spisek, który opracowuje latami, doprowadza go do samego wroga. Leo staje się jednym z jego zaufanych ludzi – zatrudnia się w ochronie Vasiljewa. Los mu sprzyja: pewnego dnia mężczyźnie zostaje zlecone zastępstwo, na jedną noc staje się ochroniarzem córki znienawidzonego oligarchy. Nie waha się ani chwili. Korzystając z nadarzających się po sobie okazji, uprowadza Sonię. Teraz dzieli go zaledwie krok od upragnionej zemsty. Niestety Leo nie przewidział jednego: że zakocha się w swoim wrogu, który jest ofiarą własnego ojca.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67674-06-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Później...
LEO
Naprawdę nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Sytuacja zaczyna mnie przerastać. Miałem plan. Układałem go latami. Był dopracowany w każdym detalu, a teraz żaden element mojej strategicznej układanki zupełnie nie pasuje do reszty. Oczywiście nadal pragnę jej nienawidzić. Zupełnie jak wtedy, zanim ją poznałem, kiedy tylko ją sobie wyobrażałem. Gdy zastanawiałem się, jaka jest, co lubi robić, a czego nie; gdy wyobrażałem sobie, że ją pieprzę, zaciskając palce na jej gardle. Ale teraz, z każdym kolejnym dniem, z każdą upływającą godziną i minutą ta nienawiść słabnie. W zachowaniu Soni widzę bowiem coś, na co nie byłem przygotowany. A może tylko to sobie wyobraziłem? Przecież Sonia nie mówi niczego wprost, a ja nawet nie zadaję pytań. Żyję jednak dość długo, by mieć absolutną pewność, że ona również jest ofiarą tego psychola... Swojego ojca.
Zupełnie nie wiem, co robić. Wiem tylko tyle, że Sonia, córka oligarchy, którego tak nienawidzę, jest zarówno ofiarą, jak i katem w tej samej skórze.
SONIA
Wish I could, I could’ve said goodbye
I would’ve said what I wanted to
Maybe even cried for you
If I knew it would be the last time
I would’ve broke my heart in two
Tryin’ to save a part of you
Don’t wanna feel another touch
Don’t wanna start another fire
Don’t wanna know another kiss
No other name fallin’ off my lips
Don’t wanna give my heart away
To another stranger
Or let another day begin
Won’t even let the sunlight in
No, I’ll never love again
I’ll never love again, oh, oh, oh, oh
– Ty płaczesz? – Leo odsuwa się ode mnie nieznacznie i mi się przygląda. Wciąż poruszamy się w tańcu, ale on teraz na mnie patrzy.
Zaczynam żałować, że namówiłam go na to wyjście. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że miałam dość życia w klatce. Chciałam znów poczuć się wolna. Choćby na krótką chwilę. I wreszcie czuję tę swoją upragnioną wolność, a kolacja i tańce to jej część. Można by rzec, że zachowuję się jak dawniej. Tylko ta cholerna piosenka mnie rozczuliła. Jej słowa...
Chryste, już dawno niczym się tak nie wzruszyłam.
– Nie – zaprzeczam szybko. – Coś mi wpadło do oka.
Oczywiście nie mogę wyznać mu prawdy. Nie chcę, żeby stał się świadkiem mojej niemocy. Nigdy nie byłam słaba i nie chcę za taką uchodzić. Zwłaszcza w jego oczach.ROZDZIAŁ 1
Kilka tygodni wcześniej...
LEO
Patrzę na wijącą się w tańcu dziewczynę. Jest piękna. Ciemne i długie, sięgające pośladków włosy, ładna i chyba niezeszpecona zabiegami medycyny estetycznej buzia, choć usta są dość wydatne. Reszta wygląda jednak bez zarzutu, naturalnie, co ostatnimi czasy widzi się raczej rzadko. Poza tym dziewczyna ma długie, sięgające aż po szyję nogi, smukłą talię i fajne piersi, choć osobiście preferuję nieco większe rozmiary. W tym czarnym topie ze złotą aplikacją Calvina Kleina prezentują się jednak naprawdę zachęcająco. Poza tym laska jest rzeczywiście cholernie seksowna. Jej kształtne pośladki opina czarna, krótka skórzana spódniczka. Całości dopełniają złote, niebotycznie wysokie szpilki. Wyglądają na drogie, jakby kosztowały co najmniej kilkanaście tysięcy... dolarów. Cóż, całkiem prawdopodobne, że faktycznie tak jest.
Przez moment zastanawiam się nad zamówieniem czegoś mocniejszego, ale uznaję, że lepiej zachować trzeźwość, i biorę piwo. Mam do zrealizowania plan, który wymaga ode mnie wyjątkowej ostrożności, a jak wiadomo, zdecydowanie lepiej myśli się z czystą głową.
Ponownie zerkam na parkiet. Dziewczyna wiruje w tańcu wraz z kilkoma bawiącymi się z nią laskami. Tańczą w grupie, kręcą biodrami, uśmiechają się. Ona również; sprawia wrażenie naprawdę wyluzowanej. Kolejny raz muszę przyznać, że zdecydowanie lepiej wygląda na żywo niż na zdjęciach. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, wziąłem ją za typową kujonkę. Na tamtych kilku fotografiach sprawiała wrażenie zbyt poważnej jak na swój wiek. Miała na nosie okulary w czarnych oprawkach i ciasny, wysoki kok na czubku głowy. Nie jestem może szczególnym znawcą, ale wydawało mi się, że dwudziestoparolatki na ogół wyglądają inaczej. Pewnie dlatego pomyślałem wówczas, że za taką przykładną pannicę pragnie uchodzić w oczach ojca. Łatwiej odgrywać przykładną córeczkę tatusia, niż być nią w rzeczywistości. A jeśli rzeczywiście jest nudziarą? W końcu do niedawna studiowała medycynę...
Pani doktor.
Teraz jednak, im dłużej na nią patrzę i przyglądam się jej w tańcu, dochodzę do wniosku, że może to być kwestia nudziarskiego wyglądu. Okulary może nosić tylko dla szpanu, jak większość młodych kobiet, które maniakalnie wrzucają selfie na Instagrama. Jak dla mnie – to zupełnie bez sensu, ale nie zamierzam tym sobie zaprzątać głowy. Być może jestem za stary, by zrozumieć pewne sprawy. Nie mam już przecież dwudziestu lat.
Pociągam kolejny łyk piwa. Widzę, jak do tańczących dziewczyn podchodzi chłopak – towarzysz jednej z nich. Przynosi im drinki ze słomką, czym wzbudza we mnie pewne podejrzenia. Alkohol z reguły pija się przy barze, przy stoliku lub w wynajętej loży, a nie na środku parkietu. Może się mylę, ale na moich oczach prawdopodobnie dochodzi do przestępstwa. Nie powinienem jeszcze reagować, ale postanawiam wzmóc czujność. W końcu to leży w zakresie moich służbowych obowiązków. To moja praca.
Obserwuję rozwój wydarzeń. Udaję, że sączę piwo, choć zupełnie straciłem na nie ochotę. Tymczasem dziewczyny chętnie sięgają po wysokie szklanki. Tylko długowłosa brunetka odmawia. Uśmiecham się nieznacznie i lekko kiwam głową z uznaniem, nie spuszczając wzroku z obiektu mojego zainteresowania. W klubie jest głośno, ale siedzę na tyle blisko bawiących się dziewczyn, że udaje mi się dosłyszeć strzępki ich rozmowy. Brunetka po raz kolejny odmawia chłopakowi, który ją nagabuje. Twierdzi, że już sporo wypiła, a jutro ma dyżur. Ale jej kolega wydaje się bardzo przekonujący.
– No nie daj się prosić. To ostatni, przysięgam. – Bije się w pierś. Uśmiecha się do niej i podsuwa jej drinka ze słomką.
Brunetka przewraca oczami i ulega.
– Okej, ale to już naprawdę ostatni. A potem odwieziesz nas do domu.
– Się wie! – odpowiada koleś jak dla mnie zbyt radosnym tonem, a potem czeka, jakby chciał się upewnić, czy dziewczyna na pewno wypije alkohol.
Brunetka niemal duszkiem opróżnia zawartość szklanki. Postępuje mało rozsądnie, sama się prosi o kłopoty. Sądziłem, że takie jak ona są rozważniejsze.
***
Idę za nimi niezauważony. Ten wychuchany typek i kilku jego kolegów wyglądających na majętnych paniczyków wyprowadzają pijane dziewczyny z klubu. Wśród nich jest także brunetka, której dziś mam strzec. Dostałem jasne wytyczne: „Pilnuj jej, ale nie przesadzaj z ochroną. Obserwuj, ale nie bądź nachalny. Bądź tuż za nią, ale się nie narzucaj”.
Obserwuję więc.
Każdy z mężczyzn prowadzi swoją zdobycz. Jest ich ośmioro. Czterech chłopaków i cztery dziewczyny. Z pozoru wyglądają na zwyczajne pary. Chłopcy tulący swoje dziewczyny, które przesadziły z alkoholem, zwłaszcza w takim miejscu, to żaden nadzwyczajny widok. Ale nie dla mnie. Ja jestem pewien, że to pułapka.
Zachowując dystans – kryję się za jednym z aut terenowych – nie spuszczam ich z oka. Podchodzą do samochodu. Jest pięcioosobowy. Zachodzę więc w głowę, jak się w nim zmieszczą. Kiedy jeden z mężczyzn otwiera tylne drzwi, na parkingu zjawia się jakaś przypadkowa kobieta. Zagaduje ich, a ja wytężam słuch. Nieznajoma pyta, czy wszystko w porządku. Mężczyzna zapewnia ją, że w najlepszym, po czym namiętnie całuje brunetkę. Według mnie robi to zbyt ostentacyjnie, ale czarnoskóra kobieta w średnim wieku, która jeszcze kilka sekund temu zainteresowała się pijanymi dziewczynami, mruczy coś pod nosem, a następnie odchodzi. Dała się nabrać.
„Szkoda – myślę. – Gdyby niektórzy ludzie byli trochę bystrzejsi i w porę reagowali, można by uniknąć wielu nieszczęść”.
Nie analizuję tego dłużej, tylko obserwuję rozwój wypadków. Mężczyźni, korzystając z okazji, że chwilowo na parkingu nie ma żywej duszy, wpychają dziewczyny na tylne siedzenie i szybko zatrzaskują drzwi. Samochód ma przyciemniane szyby, więc teraz już nikt niczego nie zauważy. Poza tym dziewczyny najpewniej całkiem straciły kontakt z rzeczywistością, bo nie protestowały. Patrzę jeszcze, jak dwóch mężczyzn wraca do klubu, a pozostali dwaj siadają z przodu i odjeżdżają.
Rozglądam się i sprawdzam teren. Jest czysto. Jeszcze raz upewniam się, czy nikt mnie nie obserwuje, a następnie wskakuję do swojego auta i ruszam za nimi.
***
Tak jak przypuszczałem, chłopaki nie mają czystych zamiarów. Opuszczają ścisłe centrum i docierają na peryferie Londynu. Spodziewam się, że za chwilę moim oczom ukaże się jakiś podejrzany motel, w którym za pieniądze można kupić nawet milczenie, i... się nie mylę. Auto zatrzymuje się przed ciągiem parterowych baraków. Ja parkuję znacznie dalej. Nie mogą mnie zobaczyć, jeszcze nie teraz.
Wyskakuję z samochodu i ukrywam się za jednym z drzew. Tylne drzwi tamtego auta otwierają się i jedna dziewczyna wypada na chodnik. Chyba jest nieprzytomna. Nie wiem nawet, czy żyje, ale w zasadzie nie obchodzi mnie to aż tak bardzo. Nie po to tu przyjechałem, żeby niańczyć którąś z tych pustych paniuś. Jestem tu, bo moim zadaniem jest dziś chronić obiekt, a ten nadal znajduje się we wnętrzu pojazdu. Na nikim innym mi nie zależy.
Widzę, że jeden z chłopaków podnosi nieprzytomną laskę, a potem bierze ją na ręce i niesie w stronę baraku. Drugi w tym czasie zajmuje się jej koleżanką. Na moment mężczyźni znikają w pokoju motelowym, więc zastanawiam się, czy nie byłoby prościej podkraść się do samochodu i po prostu zwinąć stamtąd obiekt. Ale coś każe mi zostać. Nie wiem, może zrobiło mi się żal pozostałych trzech naiwnych lasek? A może nie pozwalają mi na to resztki przyzwoitości? Zabierając tylko jedną z dziewczyn, skazałbym pozostałe na łaskę tych młodych oprychów...
Mężczyźni wracają naprawdę szybko. Wyciągają z auta pozostałe dwie dziewczyny, w tym mój obiekt, a następnie znikają za drzwiami lokum. Dostrzegam, że światło, które wcześniej paliło się w przedsionku, zgasło. Po chwili jednak znów rozbłyska mdła poświata. Żeby zorientować się w sytuacji, muszę szybko znaleźć się po drugiej stronie budynku, gdzie zapewne znajdują się strefa tarasowa i ogród dla gości. Mam rację, a do tego szczęście mi sprzyja, bo te olbrzymie bukszpany, które mają zapewniać prywatność mieszkańców, naprawdę zbyt długo nie były traktowane nożycami ogrodowymi. Dzięki temu i ja staję się prawie zupełnie niewidoczny.
Przedzieram się przez gęsty zielony mur i spoglądam w okna, w których rzeczywiście pali się światło. Dostrzegam zarysy postaci. Podchodzę bliżej. Widzę, że na łóżku leżą dwie dziewczyny, więc kolejne dwie, a właściwie ich zwłoki, lądują na podłodze i na fotelu. Na tym ostatnim spoczywa mój obiekt.
Wyjmuję spluwę. Chcę być gotowy do działania. Oczywiście mógłbym tam pójść i zakończyć to od razu, ale wolę jeszcze trochę poczekać. Mam w tym pewien interes. Poza tym życie mnie nauczyło, że nie należy się zbytnio spieszyć.
Patrzę, jak tych dwóch typów zdejmuje ubrania z leżących na łóżku dziewczyn. Obie nie dość, że są pijane, to chyba jeszcze nafaszerowane jakimś gównem, bo nadal kompletnie nie reagują. Nie stawiają żadnego oporu, gdy ich koledzy rozbierają je do naga. Kiedy kończą, sami się rozbierają i od razu przystępują do zabawy. Obserwuję z odrazą, jak rozchylają im usta, a potem wpychają swoje nabuzowane kutasy prosto do ich gardeł. Laski nawet nie reagują, a chłopaki przybijają sobie piątki i zaczynają je pieprzyć.
„Kurwa – przeklinam w myślach. – To chore. To tak, jakby zabawiać się z trupem”.
Nie jestem zwyrodnialcem; zastanawiam się, czy tego nie przerwać. Powstrzymuję się jednak. Muszę wykonać plan, choć do niedawna wyglądał zupełnie inaczej. Stoję więc za oknem i tylko się przyglądam.
Jeden z chłopaków zmienia pozycję. Opuszcza rozchylone usta swojej ofiary i podchodzi do niej z drugiej strony. Zsuwa ją na brzeg łóżka, a potem unosi jej nogi, kładzie je sobie na ramionach i wchodzi w nią. Dziewczyna zdaje się poruszać – jej pokaźny biust faluje pod wpływem jego ruchów – ale ja wiem, że nadal jest nieprzytomna. Jestem też przekonany, że jutro nic nie będzie pamiętała. Jak każda z nich. Bez wyjątku.
Przenoszę wzrok na drugiego typka. On także wyjmuje swojego fiuta z ust nieświadomej blondynki. Pewnie za moment zacznie się zabawiać w podobny sposób jak jego kolega, ale nagle zmienia obiekt zainteresowania. Bierze kutasa do ręki, masuje go, po czym podchodzi do leżącej na fotelu brunetki. Na moment wstrzymuję oddech. Nie wiem, co robić. Czekać czy działać? Decyduję się na opcję numer jeden, choć odruchowo przeładowuję broń. Czuję buzującą w żyłach adrenalinę, która miesza się z dziwną obawą. Patrzę, jak koleś zbliża przyrodzenie do twarzy brunetki. Bezszelestnie postępuję więc parę kroków do przodu, ale nadal pozostaję w ukryciu. Na szczęście gówniarz nagle rezygnuje z pomysłu wetknięcia swojego członka do ust brunetki i zamiast tego zaczyna ją rozbierać. Znów wstrzymuję oddech, a tętno mi przyspiesza. Widzę, że zaczyna od stóp. Pozbywa się jej szpilek, odrzuca je za siebie.
„Dziwne – myślę. – Do nekrofila i zboczeńca mi daleko, ale gdybym był na jego miejscu, zostawiłbym buty. Kobiece stopy w szpilkach oparte na ramionach to całkiem podniecający widok...”
Ale nie jestem na jego miejscu, a dziewczyna, z której ten oprych właśnie zdejmuje kolejne części ubrania, jest jedynie... moim obiektem. Pozostaje mi zatem działać. Zemsta przecież smakuje tak słodko.
Kiedy obiekt jest już zupełnie nagi, zbliżam się do drzwi balkonowych, które są uchylone. Wolną ręką sięgam po telefon, uruchamiam kamerę i zaczynam nagrywać.
„Niezły fuksiarz ze mnie – myślę z satysfakcją. – Obejdzie się bez hałasu tłuczonego szkła”.
Popycham ostrożnie jedno ze skrzydeł i zupełnie niezauważony wchodzę do środka. Przez moment stoję jeszcze za ciężką kotarą i obserwuję rozwój wydarzeń. Chłoptaś stojący przy obiekcie znów bierze kutasa do ręki. Pociera go i porusza biodrami. Następnie klęka obok fotela i zsuwa dziewczynę, która zaczyna mamrotać. Nie jestem pewien, czy to jej bełkotliwy, aczkolwiek protestujący głos powoduje, że zaczynam kontaktować, ale tak właśnie się dzieje. Chowam telefon i wpadam do środka, a następnie kolbą pistoletu walę zdezorientowanego zboczeńca. Upada jak długi na podłogę, wprost pod moje nogi. Nie zamierzam go zabijać, ale tego drugiego niestety już muszę. Na mój widok odskakuje bowiem od nieprzytomnej dziewczyny, którą jeszcze sekundę temu posuwał, i sięga do swoich spodni, które leżą na łóżku. Nie jestem pewien, czy ma broń, ale nie mam ochoty się o tym przekonywać. Typek otrzymuje precyzyjny strzał prosto w głowę, więc szybko dołącza do leżącego na podłodze ogłuszonego kolegi. Spoglądam na swój obiekt. Porusza się, ale nadal ma zamknięte oczy. Chyba zaczyna kontaktować, bo nieudolnie próbuje złączyć uda, choć nie ma na to dość siły, i tylko porusza palcami rąk. Zamierzam jej pomóc, ale najpierw z kieszeni spodni jednego z gwałcicieli wyjmuję telefon i dzwonię na numer alarmowy, po czym podaję jedynie adres. Przecież nie mogę w takim stanie zostawić pozostałych trzech dziewczyn. Czy mam wyrzuty sumienia, że nie pomogłem im wcześniej? Tak, bo pomimo że przez lata karmiłem się nienawiścią, nie zamieniła mnie ona w potwora.
To nieodpowiedni moment, żeby ubierać brunetkę, więc przekładam obiekt przez ramię, a potem ruszam do wyjścia. Nie mam zbyt wiele czasu, więc nie silę się na dyskrecję i wychodzę głównymi drzwiami.
Z oddali słychać już syreny, muszę się pospieszyć.
SONIA
Jestem zła na ojca, że tak mnie kontroluje, choć w pewnym sensie nawet go rozumiem. Wiem, że chce mnie chronić, ale nie pojmuję, dlaczego skazuje mnie na takie życie. Od zawsze decydował o wszystkim. Wybierał mi przyjaciół, szkoły, a czasem nawet ciuchy, w jakie mam się ubrać. Działo się tak na ogół wtedy, kiedy do naszego domu miał przyjść jakiś ważny gość. Wówczas ojciec chwalił się mną. Dosłownie. Nie czułam się jego ukochaną córeczką, jak miewał w zwyczaju mnie nazywać, ale jak trofeum. Tak, to właściwe określenie. Byłam jego trofeum, zdobyczą, którą szczycił się przed innymi. Pamiętam, że ledwie skończyłam pięć lat, a on przed ludźmi z branży przedstawiał mnie jako przyszłą, niezwykle cenioną i bezwzględną panią doktor. Wtedy jeszcze nie rozumiałam znaczenia jego słów, a gdy podrosłam, ostatnie z tych zapadających w pamięć określeń brałam za zwykłe przejęzyczenie. Dopiero po latach odkryłam, co ojciec miał na myśli... Oczywiście kiedy to do mnie dotarło, próbowałam mu wytłumaczyć, że nie zamierzam spełniać jego oczekiwań, ale ojciec był naprawdę godnym przeciwnikiem. A kiedy mu się stawiałam, umiał sprowadzić mnie do parteru. Odcinał mnie od kasy, czasem nawet groził. Tak, był w tym naprawdę dobry. Pewnego razu powiedział mi wprost, że jeśli nie będę robiła tego, czego on chce, skończę jak moja matka. Nie poznałam jej, ale to i owo o niej słyszałam. Jak się okazało po latach – więcej niż powinnam.
***
Krojenie zwłok nie jest moją ulubioną czynnością, ale czego nie robi się dla ojca. Zwłaszcza takiego ojca.
Patrzę na młodą kobietę leżącą na metalowym stole. Ma góra trzydzieści lat. Jej życie nagle zgasło niczym płomień świecy zdmuchnięty przez silny poryw wiatru. Zanim wezmę do rąk skalpel, przyglądam się jej. To blondynka. Ma, a raczej... miała ładną sylwetkę. Zgrabna, o długich nogach i ładnie umięśnionych łydkach, co może świadczyć o tym, że lubiła chodzić w szpilkach. Kobieta ma też smukłe ramiona i piękne dłonie, z niezwykle długimi, idealnymi palcami, stworzonymi do gry na fortepianie albo innym instrumencie. Przyglądam się jej uważniej i zastanawiam się przez chwilę, czy rzeczywiście grała. Zaraz potem porzucam te rozważania, choć nie przeczę, że kiedy poddaję analizom tak przyziemne sprawy, na ogół jest mi trochę łatwiej pracować. Zanim dotknę ostrzem skalpela jej zimnej, bladej skóry, jeszcze raz oceniam jej ciało. Kobieta ma piękny, dość okazały biust. Ja, odkąd zaczęłam dojrzewać, stale zazdroszczę dziewczynom hojniej obdarzonym przez naturę. Niestety szczęście mi nie dopisało i noszę raptem siedemdziesiąt pięć B. Moje koleżanki żartują ze mnie; mówią, że mój biust wcale nie jest najmniejszy. Lola, którą przezywamy Lolitką, a która ma ogromne balony, sugeruje, że powinnam go sobie powiększyć. Fakt, stać mnie na to, ale jednocześnie wiem, że taki zabieg wiąże się z ryzykiem. Nie robię więc nic, staram się jedynie zaakceptować siebie. Poza tym facetom, z którymi czasem sypiam, rozmiar moich piersi jakoś specjalnie nie przeszkadza, więc nie zamierzam tego zmieniać. Nic na siłę.
Zerkam na twarz denatki. Pomimo kilku głębszych zmarszczek i nienaturalnej bladości skóry nadal jest piękna. Ma mały zadarty nos, owalną, symetryczną twarz i ładne usta. Unoszę wargę; pokryte bondingiem zęby też są w porządku, w nienaruszonym stanie. Widywałam już różne uzębienie. Z reguły zaglądam w usta denatów; dokładne oględziny bardzo pomagają mi potem w pracy.
Czas na waginę. Cóż, każda niby taka sama, ale na swój sposób inna. Wagina tej kobiety nie wyróżnia się niczym od tych, których stan oceniałam, ale resztki wypływającego z niej nasienia świadczą o tym, że na chwilę przed śmiercią uprawiała seks. Do mnie należy sprawdzenie wszystkiego i ustalenie, co było przyczyną zgonu, zwłaszcza że ciało nie nosi żadnych śladów dowodzących przemocy. A i takie widziałam. Nieraz.
Po pobieżnej ocenie zatapiam skalpel w klatce piersiowej zmarłej kobiety. Mam nadzieję, że za chwilę dowiem się, jak umarła.
***
A więc to był zawał.
„Dziwne – myślę w duchu. – Rzekomo nigdy nie chorowała na serce”.
Próbki krwi, które pobrałam do analizy, miały rozwiać moje wątpliwości i potwierdzić przypuszczenia. Według mnie – ktoś ją otruł. To była całkiem możliwa hipoteza. Blondynka wykonywała bowiem najstarszy zawód świata i obracała się w bardzo niebezpiecznym towarzystwie. A tam panują zupełnie inne reguły niż w normalnej rzeczywistości. Znam się na tym...
***
Potrzebuję rozrywki. Ale wcale nie chodzi mi o faceta – nie mam ochoty na seks. Chcę się jedynie napić, rozerwać. Najlepiej w klubie, na parkiecie. Muszę zapomnieć...
To jednak nie widok prostytutki tak mnie przeczołgał emocjonalnie. Kiedy miałam już opuszczać prosektorium, przyniesiono zwłoki dziecka. Chłopiec miał raptem trzy lata. Według oficjalnej wersji „ugotował się”. Żywcem. Jego ojciec zapomniał o nim i zostawił go w nagrzanym samochodzie. Gdy się zorientował, co nieumyślnie spowodował, zastrzelił się.
Nie wierzę w takie brednie. Zbyt wiele już widziałam, za dużo wiem. W końcu pochodzę z takiego samego świata co rzekomy samobójca.
Nie jestem pieprzonym mięczakiem i nie płaczę bez powodu, ale ten jeden raz nie potrafię się powstrzymać i łkam nad losem tego biednego dziecka.
***
Alkohol potrafi zdziałać cuda. Wreszcie czuję totalny luz. Tego było mi trzeba. Piję i tańczę. Tańczę i piję, słuchając muzyki i chichotu towarzyszących mi koleżanek. Patrzę na bawiących się wokół ludzi. Jest mi dobrze. Młody Iwanow trochę mi się narzuca, ale przywykłam. Ten młokos – chłopak ma dwadzieścia sześć lat, czyli dokładnie tyle samo co ja, a zachowuje się jak gówniarz – wciąż namawia mnie do picia, choć ja mam już dość. W końcu ulegam jego namowom. Ostatni raz. A potem wrócę do domu – to postanowione.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------