Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Córka oligarchy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córka oligarchy - ebook

Sonia to córka rosyjskiego oligarchy, przyzwyczajona do życia w luksusie. Jej ojciec jest człowiekiem zimnym i pozbawionym skrupułów, który umiejętności córki wykorzystuje dla własnych korzyści.
Leo to mściciel. Pochodzi z Włoch, służył w Legii Cudzoziemskiej. Po tym, jak jego żona umarła w okrutny sposób, poprzysiągł zemstę. Spisek, który opracowuje latami, doprowadza go do samego wroga. Leo staje się jednym z jego zaufanych ludzi – zatrudnia się w ochronie Vasiljewa. Los mu sprzyja: pewnego dnia mężczyźnie zostaje zlecone zastępstwo, na jedną noc staje się ochroniarzem córki znienawidzonego oligarchy. Nie waha się ani chwili. Korzystając z nadarzających się po sobie okazji, uprowadza Sonię. Teraz dzieli go zaledwie krok od upragnionej zemsty. Niestety Leo nie przewidział jednego: że zakocha się w swoim wrogu, który jest ofiarą własnego ojca.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67674-06-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Póź­niej...

LEO

Na­prawdę nie wiem, co o tym wszyst­kim my­śleć. Sy­tu­acja za­czyna mnie prze­ra­stać. Mia­łem plan. Ukła­da­łem go la­tami. Był do­pra­co­wany w każ­dym de­talu, a te­raz ża­den ele­ment mo­jej stra­te­gicz­nej ukła­danki zu­peł­nie nie pa­suje do reszty. Oczy­wi­ście na­dal pra­gnę jej nie­na­wi­dzić. Zu­peł­nie jak wtedy, za­nim ją po­zna­łem, kiedy tylko ją so­bie wy­obra­ża­łem. Gdy za­sta­na­wia­łem się, jaka jest, co lubi ro­bić, a czego nie; gdy wy­obra­ża­łem so­bie, że ją pie­przę, za­ci­ska­jąc palce na jej gar­dle. Ale te­raz, z każ­dym ko­lej­nym dniem, z każdą upły­wa­jącą go­dziną i mi­nutą ta nie­na­wiść słab­nie. W za­cho­wa­niu Soni wi­dzę bo­wiem coś, na co nie by­łem przy­go­to­wany. A może tylko to so­bie wy­obra­zi­łem? Prze­cież So­nia nie mówi ni­czego wprost, a ja na­wet nie za­daję py­tań. Żyję jed­nak dość długo, by mieć ab­so­lutną pew­ność, że ona rów­nież jest ofiarą tego psy­chola... Swo­jego ojca.

Zu­peł­nie nie wiem, co ro­bić. Wiem tylko tyle, że So­nia, córka oli­gar­chy, któ­rego tak nie­na­wi­dzę, jest za­równo ofiarą, jak i ka­tem w tej sa­mej skó­rze.

SO­NIA

Wish I co­uld, I co­uld’ve said go­od­bye

I wo­uld’ve said what I wan­ted to

Maybe even cried for you

If I knew it wo­uld be the last time

I wo­uld’ve broke my he­art in two

Tryin’ to save a part of you

Don’t wanna feel ano­ther to­uch

Don’t wanna start ano­ther fire

Don’t wanna know ano­ther kiss

No other name fal­lin’ off my lips

Don’t wanna give my he­art away

To ano­ther stran­ger

Or let ano­ther day be­gin

Won’t even let the sun­li­ght in

No, I’ll ne­ver love again

I’ll ne­ver love again, oh, oh, oh, oh

– Ty pła­czesz? – Leo od­suwa się ode mnie nie­znacz­nie i mi się przy­gląda. Wciąż po­ru­szamy się w tańcu, ale on te­raz na mnie pa­trzy.

Za­czy­nam ża­ło­wać, że na­mó­wi­łam go na to wyj­ście. Na swoje uspra­wie­dli­wie­nie mogę tylko po­wie­dzieć, że mia­łam dość ży­cia w klatce. Chcia­łam znów po­czuć się wolna. Choćby na krótką chwilę. I wresz­cie czuję tę swoją upra­gnioną wol­ność, a ko­la­cja i tańce to jej część. Można by rzec, że za­cho­wuję się jak daw­niej. Tylko ta cho­lerna pio­senka mnie roz­czu­liła. Jej słowa...

Chry­ste, już dawno ni­czym się tak nie wzru­szy­łam.

– Nie – za­prze­czam szybko. – Coś mi wpa­dło do oka.

Oczy­wi­ście nie mogę wy­znać mu prawdy. Nie chcę, żeby stał się świad­kiem mo­jej nie­mocy. Ni­gdy nie by­łam słaba i nie chcę za taką ucho­dzić. Zwłasz­cza w jego oczach.ROZ­DZIAŁ 1

Kilka ty­go­dni wcze­śniej...

LEO

Pa­trzę na wi­jącą się w tańcu dziew­czynę. Jest piękna. Ciemne i dłu­gie, się­ga­jące po­ślad­ków włosy, ładna i chyba nie­zesz­pe­cona za­bie­gami me­dy­cyny es­te­tycz­nej bu­zia, choć usta są dość wy­datne. Reszta wy­gląda jed­nak bez za­rzutu, na­tu­ral­nie, co ostat­nimi czasy wi­dzi się ra­czej rzadko. Poza tym dziew­czyna ma dłu­gie, się­ga­jące aż po szyję nogi, smu­kłą ta­lię i fajne piersi, choć oso­bi­ście pre­fe­ruję nieco więk­sze roz­miary. W tym czar­nym to­pie ze złotą apli­ka­cją Ca­lvina Kle­ina pre­zen­tują się jed­nak na­prawdę za­chę­ca­jąco. Poza tym la­ska jest rze­czy­wi­ście cho­ler­nie sek­sowna. Jej kształtne po­śladki opina czarna, krótka skó­rzana spód­niczka. Ca­ło­ści do­peł­niają złote, nie­bo­tycz­nie wy­so­kie szpilki. Wy­glą­dają na dro­gie, jakby kosz­to­wały co naj­mniej kil­ka­na­ście ty­sięcy... do­la­rów. Cóż, cał­kiem praw­do­po­dobne, że fak­tycz­nie tak jest.

Przez mo­ment za­sta­na­wiam się nad za­mó­wie­niem cze­goś moc­niej­szego, ale uznaję, że le­piej za­cho­wać trzeź­wość, i biorę piwo. Mam do zre­ali­zo­wa­nia plan, który wy­maga ode mnie wy­jąt­ko­wej ostroż­no­ści, a jak wia­domo, zde­cy­do­wa­nie le­piej my­śli się z czy­stą głową.

Po­now­nie zer­kam na par­kiet. Dziew­czyna wi­ruje w tańcu wraz z kil­koma ba­wią­cymi się z nią la­skami. Tań­czą w gru­pie, kręcą bio­drami, uśmie­chają się. Ona rów­nież; spra­wia wra­że­nie na­prawdę wy­lu­zo­wa­nej. Ko­lejny raz mu­szę przy­znać, że zde­cy­do­wa­nie le­piej wy­gląda na żywo niż na zdję­ciach. Kiedy zo­ba­czy­łem ją po raz pierw­szy, wzią­łem ją za ty­pową ku­jonkę. Na tam­tych kilku fo­to­gra­fiach spra­wiała wra­że­nie zbyt po­waż­nej jak na swój wiek. Miała na no­sie oku­lary w czar­nych opraw­kach i cia­sny, wy­soki kok na czubku głowy. Nie je­stem może szcze­gól­nym znawcą, ale wy­da­wało mi się, że dwu­dzie­sto­pa­ro­latki na ogół wy­glą­dają ina­czej. Pew­nie dla­tego po­my­śla­łem wów­czas, że za taką przy­kładną pan­nicę pra­gnie ucho­dzić w oczach ojca. Ła­twiej od­gry­wać przy­kładną có­reczkę ta­tu­sia, niż być nią w rze­czy­wi­sto­ści. A je­śli rze­czy­wi­ście jest nu­dziarą? W końcu do nie­dawna stu­dio­wała me­dy­cynę...

Pani dok­tor.

Te­raz jed­nak, im dłu­żej na nią pa­trzę i przy­glą­dam się jej w tańcu, do­cho­dzę do wnio­sku, że może to być kwe­stia nu­dziar­skiego wy­glądu. Oku­lary może no­sić tylko dla szpanu, jak więk­szość mło­dych ko­biet, które ma­nia­kal­nie wrzu­cają sel­fie na In­sta­grama. Jak dla mnie – to zu­peł­nie bez sensu, ale nie za­mie­rzam tym so­bie za­przą­tać głowy. Być może je­stem za stary, by zro­zu­mieć pewne sprawy. Nie mam już prze­cież dwu­dzie­stu lat.

Po­cią­gam ko­lejny łyk piwa. Wi­dzę, jak do tań­czą­cych dziew­czyn pod­cho­dzi chło­pak – to­wa­rzysz jed­nej z nich. Przy­nosi im drinki ze słomką, czym wzbu­dza we mnie pewne po­dej­rze­nia. Al­ko­hol z re­guły pija się przy ba­rze, przy sto­liku lub w wy­na­ję­tej loży, a nie na środku par­kietu. Może się mylę, ale na mo­ich oczach praw­do­po­dob­nie do­cho­dzi do prze­stęp­stwa. Nie po­wi­nie­nem jesz­cze re­ago­wać, ale po­sta­na­wiam wzmóc czuj­ność. W końcu to leży w za­kre­sie mo­ich służ­bo­wych obo­wiąz­ków. To moja praca.

Ob­ser­wuję roz­wój wy­da­rzeń. Udaję, że są­czę piwo, choć zu­peł­nie stra­ci­łem na nie ochotę. Tym­cza­sem dziew­czyny chęt­nie się­gają po wy­so­kie szklanki. Tylko dłu­go­włosa bru­netka od­ma­wia. Uśmie­cham się nie­znacz­nie i lekko ki­wam głową z uzna­niem, nie spusz­cza­jąc wzroku z obiektu mo­jego za­in­te­re­so­wa­nia. W klu­bie jest gło­śno, ale sie­dzę na tyle bli­sko ba­wią­cych się dziew­czyn, że udaje mi się do­sły­szeć strzępki ich roz­mowy. Bru­netka po raz ko­lejny od­ma­wia chło­pa­kowi, który ją na­ga­buje. Twier­dzi, że już sporo wy­piła, a ju­tro ma dy­żur. Ale jej ko­lega wy­daje się bar­dzo prze­ko­nu­jący.

– No nie daj się pro­sić. To ostatni, przy­się­gam. – Bije się w pierś. Uśmie­cha się do niej i pod­suwa jej drinka ze słomką.

Bru­netka prze­wraca oczami i ulega.

– Okej, ale to już na­prawdę ostatni. A po­tem od­wie­ziesz nas do domu.

– Się wie! – od­po­wiada ko­leś jak dla mnie zbyt ra­do­snym to­nem, a po­tem czeka, jakby chciał się upew­nić, czy dziew­czyna na pewno wy­pije al­ko­hol.

Bru­netka nie­mal dusz­kiem opróż­nia za­war­tość szklanki. Po­stę­puje mało roz­sąd­nie, sama się prosi o kło­poty. Są­dzi­łem, że ta­kie jak ona są roz­waż­niej­sze.

***

Idę za nimi nie­zau­wa­żony. Ten wy­chu­chany ty­pek i kilku jego ko­le­gów wy­glą­da­ją­cych na ma­jęt­nych pa­ni­czy­ków wy­pro­wa­dzają pi­jane dziew­czyny z klubu. Wśród nich jest także bru­netka, któ­rej dziś mam strzec. Do­sta­łem ja­sne wy­tyczne: „Pil­nuj jej, ale nie prze­sa­dzaj z ochroną. Ob­ser­wuj, ale nie bądź na­chalny. Bądź tuż za nią, ale się nie na­rzu­caj”.

Ob­ser­wuję więc.

Każdy z męż­czyzn pro­wa­dzi swoją zdo­bycz. Jest ich ośmioro. Czte­rech chło­pa­ków i cztery dziew­czyny. Z po­zoru wy­glą­dają na zwy­czajne pary. Chłopcy tu­lący swoje dziew­czyny, które prze­sa­dziły z al­ko­ho­lem, zwłasz­cza w ta­kim miej­scu, to ża­den nad­zwy­czajny wi­dok. Ale nie dla mnie. Ja je­stem pe­wien, że to pu­łapka.

Za­cho­wu­jąc dy­stans – kryję się za jed­nym z aut te­re­no­wych – nie spusz­czam ich z oka. Pod­cho­dzą do sa­mo­chodu. Jest pię­cio­oso­bowy. Za­cho­dzę więc w głowę, jak się w nim zmiesz­czą. Kiedy je­den z męż­czyzn otwiera tylne drzwi, na par­kingu zja­wia się ja­kaś przy­pad­kowa ko­bieta. Za­ga­duje ich, a ja wy­tę­żam słuch. Nie­zna­joma pyta, czy wszystko w po­rządku. Męż­czy­zna za­pew­nia ją, że w naj­lep­szym, po czym na­mięt­nie ca­łuje bru­netkę. We­dług mnie robi to zbyt osten­ta­cyj­nie, ale czar­no­skóra ko­bieta w śred­nim wieku, która jesz­cze kilka se­kund temu za­in­te­re­so­wała się pi­ja­nymi dziew­czy­nami, mru­czy coś pod no­sem, a na­stęp­nie od­cho­dzi. Dała się na­brać.

„Szkoda – my­ślę. – Gdyby nie­któ­rzy lu­dzie byli tro­chę by­strzejsi i w porę re­ago­wali, można by unik­nąć wielu nie­szczęść”.

Nie ana­li­zuję tego dłu­żej, tylko ob­ser­wuję roz­wój wy­pad­ków. Męż­czyźni, ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, że chwi­lowo na par­kingu nie ma ży­wej du­szy, wpy­chają dziew­czyny na tylne sie­dze­nie i szybko za­trza­skują drzwi. Sa­mo­chód ma przy­ciem­niane szyby, więc te­raz już nikt ni­czego nie za­uważy. Poza tym dziew­czyny naj­pew­niej cał­kiem stra­ciły kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią, bo nie pro­te­sto­wały. Pa­trzę jesz­cze, jak dwóch męż­czyzn wraca do klubu, a po­zo­stali dwaj sia­dają z przodu i od­jeż­dżają.

Roz­glą­dam się i spraw­dzam te­ren. Jest czy­sto. Jesz­cze raz upew­niam się, czy nikt mnie nie ob­ser­wuje, a na­stęp­nie wska­kuję do swo­jego auta i ru­szam za nimi.

***

Tak jak przy­pusz­cza­łem, chło­paki nie mają czy­stych za­mia­rów. Opusz­czają ści­słe cen­trum i do­cie­rają na pe­ry­fe­rie Lon­dynu. Spo­dzie­wam się, że za chwilę moim oczom ukaże się ja­kiś po­dej­rzany mo­tel, w któ­rym za pie­nią­dze można ku­pić na­wet mil­cze­nie, i... się nie mylę. Auto za­trzy­muje się przed cią­giem par­te­ro­wych ba­ra­ków. Ja par­kuję znacz­nie da­lej. Nie mogą mnie zo­ba­czyć, jesz­cze nie te­raz.

Wy­ska­kuję z sa­mo­chodu i ukry­wam się za jed­nym z drzew. Tylne drzwi tam­tego auta otwie­rają się i jedna dziew­czyna wy­pada na chod­nik. Chyba jest nie­przy­tomna. Nie wiem na­wet, czy żyje, ale w za­sa­dzie nie ob­cho­dzi mnie to aż tak bar­dzo. Nie po to tu przy­je­cha­łem, żeby niań­czyć któ­rąś z tych pu­stych pa­niuś. Je­stem tu, bo moim za­da­niem jest dziś chro­nić obiekt, a ten na­dal znaj­duje się we wnę­trzu po­jazdu. Na ni­kim in­nym mi nie za­leży.

Wi­dzę, że je­den z chło­pa­ków pod­nosi nie­przy­tomną la­skę, a po­tem bie­rze ją na ręce i nie­sie w stronę ba­raku. Drugi w tym cza­sie zaj­muje się jej ko­le­żanką. Na mo­ment męż­czyźni zni­kają w po­koju mo­te­lo­wym, więc za­sta­na­wiam się, czy nie by­łoby pro­ściej pod­kraść się do sa­mo­chodu i po pro­stu zwi­nąć stam­tąd obiekt. Ale coś każe mi zo­stać. Nie wiem, może zro­biło mi się żal po­zo­sta­łych trzech na­iw­nych la­sek? A może nie po­zwa­lają mi na to resztki przy­zwo­ito­ści? Za­bie­ra­jąc tylko jedną z dziew­czyn, ska­zał­bym po­zo­stałe na ła­skę tych mło­dych opry­chów...

Męż­czyźni wra­cają na­prawdę szybko. Wy­cią­gają z auta po­zo­stałe dwie dziew­czyny, w tym mój obiekt, a na­stęp­nie zni­kają za drzwiami lo­kum. Do­strze­gam, że świa­tło, które wcze­śniej pa­liło się w przed­sionku, zga­sło. Po chwili jed­nak znów roz­bły­ska mdła po­świata. Żeby zo­rien­to­wać się w sy­tu­acji, mu­szę szybko zna­leźć się po dru­giej stro­nie bu­dynku, gdzie za­pewne znaj­dują się strefa ta­ra­sowa i ogród dla go­ści. Mam ra­cję, a do tego szczę­ście mi sprzyja, bo te ol­brzy­mie buksz­pany, które mają za­pew­niać pry­wat­ność miesz­kań­ców, na­prawdę zbyt długo nie były trak­to­wane no­ży­cami ogro­do­wymi. Dzięki temu i ja staję się pra­wie zu­peł­nie nie­wi­doczny.

Prze­dzie­ram się przez gę­sty zie­lony mur i spo­glą­dam w okna, w któ­rych rze­czy­wi­ście pali się świa­tło. Do­strze­gam za­rysy po­staci. Pod­cho­dzę bli­żej. Wi­dzę, że na łóżku leżą dwie dziew­czyny, więc ko­lejne dwie, a wła­ści­wie ich zwłoki, lą­dują na pod­ło­dze i na fo­telu. Na tym ostat­nim spo­czywa mój obiekt.

Wyj­muję spluwę. Chcę być go­towy do dzia­ła­nia. Oczy­wi­ście mógł­bym tam pójść i za­koń­czyć to od razu, ale wolę jesz­cze tro­chę po­cze­kać. Mam w tym pe­wien in­te­res. Poza tym ży­cie mnie na­uczyło, że nie na­leży się zbyt­nio spie­szyć.

Pa­trzę, jak tych dwóch ty­pów zdej­muje ubra­nia z le­żą­cych na łóżku dziew­czyn. Obie nie dość, że są pi­jane, to chyba jesz­cze na­fa­sze­ro­wane ja­kimś gów­nem, bo na­dal kom­plet­nie nie re­agują. Nie sta­wiają żad­nego oporu, gdy ich ko­le­dzy roz­bie­rają je do naga. Kiedy koń­czą, sami się roz­bie­rają i od razu przy­stę­pują do za­bawy. Ob­ser­wuję z od­razą, jak roz­chy­lają im usta, a po­tem wpy­chają swoje na­bu­zo­wane ku­tasy pro­sto do ich gar­deł. La­ski na­wet nie re­agują, a chło­paki przy­bi­jają so­bie piątki i za­czy­nają je pie­przyć.

„Kurwa – prze­kli­nam w my­ślach. – To chore. To tak, jakby za­ba­wiać się z tru­pem”.

Nie je­stem zwy­rod­nial­cem; za­sta­na­wiam się, czy tego nie prze­rwać. Po­wstrzy­muję się jed­nak. Mu­szę wy­ko­nać plan, choć do nie­dawna wy­glą­dał zu­peł­nie ina­czej. Stoję więc za oknem i tylko się przy­glą­dam.

Je­den z chło­pa­ków zmie­nia po­zy­cję. Opusz­cza roz­chy­lone usta swo­jej ofiary i pod­cho­dzi do niej z dru­giej strony. Zsuwa ją na brzeg łóżka, a po­tem unosi jej nogi, kła­dzie je so­bie na ra­mio­nach i wcho­dzi w nią. Dziew­czyna zdaje się po­ru­szać – jej po­kaźny biust fa­luje pod wpły­wem jego ru­chów – ale ja wiem, że na­dal jest nie­przy­tomna. Je­stem też prze­ko­nany, że ju­tro nic nie bę­dzie pa­mię­tała. Jak każda z nich. Bez wy­jątku.

Prze­no­szę wzrok na dru­giego typka. On także wyj­muje swo­jego fiuta z ust nie­świa­do­mej blon­dynki. Pew­nie za mo­ment za­cznie się za­ba­wiać w po­dobny spo­sób jak jego ko­lega, ale na­gle zmie­nia obiekt za­in­te­re­so­wa­nia. Bie­rze ku­tasa do ręki, ma­suje go, po czym pod­cho­dzi do le­żą­cej na fo­telu bru­netki. Na mo­ment wstrzy­muję od­dech. Nie wiem, co ro­bić. Cze­kać czy dzia­łać? De­cy­duję się na opcję nu­mer je­den, choć od­ru­chowo prze­ła­do­wuję broń. Czuję bu­zu­jącą w ży­łach ad­re­na­linę, która mie­sza się z dziwną obawą. Pa­trzę, jak ko­leś zbliża przy­ro­dze­nie do twa­rzy bru­netki. Bez­sze­lest­nie po­stę­puję więc parę kro­ków do przodu, ale na­dal po­zo­staję w ukry­ciu. Na szczę­ście gów­niarz na­gle re­zy­gnuje z po­my­słu we­tknię­cia swo­jego członka do ust bru­netki i za­miast tego za­czyna ją roz­bie­rać. Znów wstrzy­muję od­dech, a tętno mi przy­spie­sza. Wi­dzę, że za­czyna od stóp. Po­zbywa się jej szpi­lek, od­rzuca je za sie­bie.

„Dziwne – my­ślę. – Do ne­kro­fila i zbo­czeńca mi da­leko, ale gdy­bym był na jego miej­scu, zo­sta­wił­bym buty. Ko­biece stopy w szpil­kach oparte na ra­mio­nach to cał­kiem pod­nie­ca­jący wi­dok...”

Ale nie je­stem na jego miej­scu, a dziew­czyna, z któ­rej ten oprych wła­śnie zdej­muje ko­lejne czę­ści ubra­nia, jest je­dy­nie... moim obiek­tem. Po­zo­staje mi za­tem dzia­łać. Ze­msta prze­cież sma­kuje tak słodko.

Kiedy obiekt jest już zu­peł­nie nagi, zbli­żam się do drzwi bal­ko­no­wych, które są uchy­lone. Wolną ręką się­gam po te­le­fon, uru­cha­miam ka­merę i za­czy­nam na­gry­wać.

„Nie­zły fuk­siarz ze mnie – my­ślę z sa­tys­fak­cją. – Obej­dzie się bez ha­łasu tłu­czo­nego szkła”.

Po­py­cham ostroż­nie jedno ze skrzy­deł i zu­peł­nie nie­zau­wa­żony wcho­dzę do środka. Przez mo­ment stoję jesz­cze za ciężką ko­tarą i ob­ser­wuję roz­wój wy­da­rzeń. Chłop­taś sto­jący przy obiek­cie znów bie­rze ku­tasa do ręki. Po­ciera go i po­ru­sza bio­drami. Na­stęp­nie klęka obok fo­tela i zsuwa dziew­czynę, która za­czyna mam­ro­tać. Nie je­stem pe­wien, czy to jej beł­ko­tliwy, acz­kol­wiek pro­te­stu­jący głos po­wo­duje, że za­czy­nam kon­tak­to­wać, ale tak wła­śnie się dzieje. Cho­wam te­le­fon i wpa­dam do środka, a na­stęp­nie kolbą pi­sto­letu walę zdez­o­rien­to­wa­nego zbo­czeńca. Upada jak długi na pod­łogę, wprost pod moje nogi. Nie za­mie­rzam go za­bi­jać, ale tego dru­giego nie­stety już mu­szę. Na mój wi­dok od­ska­kuje bo­wiem od nie­przy­tom­nej dziew­czyny, którą jesz­cze se­kundę temu po­su­wał, i sięga do swo­ich spodni, które leżą na łóżku. Nie je­stem pe­wien, czy ma broń, ale nie mam ochoty się o tym prze­ko­ny­wać. Ty­pek otrzy­muje pre­cy­zyjny strzał pro­sto w głowę, więc szybko do­łą­cza do le­żą­cego na pod­ło­dze ogłu­szo­nego ko­legi. Spo­glą­dam na swój obiekt. Po­ru­sza się, ale na­dal ma za­mknięte oczy. Chyba za­czyna kon­tak­to­wać, bo nie­udol­nie pró­buje złą­czyć uda, choć nie ma na to dość siły, i tylko po­ru­sza pal­cami rąk. Za­mie­rzam jej po­móc, ale naj­pierw z kie­szeni spodni jed­nego z gwał­ci­cieli wyj­muję te­le­fon i dzwo­nię na nu­mer alar­mowy, po czym po­daję je­dy­nie ad­res. Prze­cież nie mogę w ta­kim sta­nie zo­sta­wić po­zo­sta­łych trzech dziew­czyn. Czy mam wy­rzuty su­mie­nia, że nie po­mo­głem im wcze­śniej? Tak, bo po­mimo że przez lata kar­mi­łem się nie­na­wi­ścią, nie za­mie­niła mnie ona w po­twora.

To nie­od­po­wiedni mo­ment, żeby ubie­rać bru­netkę, więc prze­kła­dam obiekt przez ra­mię, a po­tem ru­szam do wyj­ścia. Nie mam zbyt wiele czasu, więc nie silę się na dys­kre­cję i wy­cho­dzę głów­nymi drzwiami.

Z od­dali sły­chać już sy­reny, mu­szę się po­spie­szyć.

SO­NIA

Je­stem zła na ojca, że tak mnie kon­tro­luje, choć w pew­nym sen­sie na­wet go ro­zu­miem. Wiem, że chce mnie chro­nić, ale nie poj­muję, dla­czego ska­zuje mnie na ta­kie ży­cie. Od za­wsze de­cy­do­wał o wszyst­kim. Wy­bie­rał mi przy­ja­ciół, szkoły, a cza­sem na­wet ciu­chy, w ja­kie mam się ubrać. Działo się tak na ogół wtedy, kiedy do na­szego domu miał przyjść ja­kiś ważny gość. Wów­czas oj­ciec chwa­lił się mną. Do­słow­nie. Nie czu­łam się jego uko­chaną có­reczką, jak mie­wał w zwy­czaju mnie na­zy­wać, ale jak tro­feum. Tak, to wła­ściwe okre­śle­nie. By­łam jego tro­feum, zdo­by­czą, którą szczy­cił się przed in­nymi. Pa­mię­tam, że le­d­wie skoń­czy­łam pięć lat, a on przed ludźmi z branży przed­sta­wiał mnie jako przy­szłą, nie­zwy­kle ce­nioną i bez­względną pa­nią dok­tor. Wtedy jesz­cze nie ro­zu­mia­łam zna­cze­nia jego słów, a gdy pod­ro­słam, ostat­nie z tych za­pa­da­ją­cych w pa­mięć okre­śleń bra­łam za zwy­kłe prze­ję­zy­cze­nie. Do­piero po la­tach od­kry­łam, co oj­ciec miał na my­śli... Oczy­wi­ście kiedy to do mnie do­tarło, pró­bo­wa­łam mu wy­tłu­ma­czyć, że nie za­mie­rzam speł­niać jego ocze­ki­wań, ale oj­ciec był na­prawdę god­nym prze­ciw­ni­kiem. A kiedy mu się sta­wia­łam, umiał spro­wa­dzić mnie do par­teru. Od­ci­nał mnie od kasy, cza­sem na­wet gro­ził. Tak, był w tym na­prawdę do­bry. Pew­nego razu po­wie­dział mi wprost, że je­śli nie będę ro­biła tego, czego on chce, skoń­czę jak moja matka. Nie po­zna­łam jej, ale to i owo o niej sły­sza­łam. Jak się oka­zało po la­tach – wię­cej niż po­win­nam.

***

Kro­je­nie zwłok nie jest moją ulu­bioną czyn­no­ścią, ale czego nie robi się dla ojca. Zwłasz­cza ta­kiego ojca.

Pa­trzę na młodą ko­bietę le­żącą na me­ta­lo­wym stole. Ma góra trzy­dzie­ści lat. Jej ży­cie na­gle zga­sło ni­czym pło­mień świecy zdmuch­nięty przez silny po­ryw wia­tru. Za­nim we­zmę do rąk skal­pel, przy­glą­dam się jej. To blon­dynka. Ma, a ra­czej... miała ładną syl­wetkę. Zgrabna, o dłu­gich no­gach i ład­nie umię­śnio­nych łyd­kach, co może świad­czyć o tym, że lu­biła cho­dzić w szpil­kach. Ko­bieta ma też smu­kłe ra­miona i piękne dło­nie, z nie­zwy­kle dłu­gimi, ide­al­nymi pal­cami, stwo­rzo­nymi do gry na for­te­pia­nie albo in­nym in­stru­men­cie. Przy­glą­dam się jej uważ­niej i za­sta­na­wiam się przez chwilę, czy rze­czy­wi­ście grała. Za­raz po­tem po­rzu­cam te roz­wa­ża­nia, choć nie prze­czę, że kiedy pod­daję ana­li­zom tak przy­ziemne sprawy, na ogół jest mi tro­chę ła­twiej pra­co­wać. Za­nim do­tknę ostrzem skal­pela jej zim­nej, bla­dej skóry, jesz­cze raz oce­niam jej ciało. Ko­bieta ma piękny, dość oka­zały biust. Ja, od­kąd za­czę­łam doj­rze­wać, stale za­zdrosz­czę dziew­czy­nom hoj­niej ob­da­rzo­nym przez na­turę. Nie­stety szczę­ście mi nie do­pi­sało i no­szę rap­tem sie­dem­dzie­siąt pięć B. Moje ko­le­żanki żar­tują ze mnie; mó­wią, że mój biust wcale nie jest naj­mniej­szy. Lola, którą prze­zy­wamy Lo­litką, a która ma ogromne ba­lony, su­ge­ruje, że po­win­nam go so­bie po­więk­szyć. Fakt, stać mnie na to, ale jed­no­cze­śnie wiem, że taki za­bieg wiąże się z ry­zy­kiem. Nie ro­bię więc nic, sta­ram się je­dy­nie za­ak­cep­to­wać sie­bie. Poza tym fa­ce­tom, z któ­rymi cza­sem sy­piam, roz­miar mo­ich piersi ja­koś spe­cjal­nie nie prze­szka­dza, więc nie za­mie­rzam tego zmie­niać. Nic na siłę.

Zer­kam na twarz de­natki. Po­mimo kilku głęb­szych zmarsz­czek i nie­na­tu­ral­nej bla­do­ści skóry na­dal jest piękna. Ma mały za­darty nos, owalną, sy­me­tryczną twarz i ładne usta. Uno­szę wargę; po­kryte bon­din­giem zęby też są w po­rządku, w nie­na­ru­szo­nym sta­nie. Wi­dy­wa­łam już różne uzę­bie­nie. Z re­guły za­glą­dam w usta de­na­tów; do­kładne oglę­dziny bar­dzo po­ma­gają mi po­tem w pracy.

Czas na wa­ginę. Cóż, każda niby taka sama, ale na swój spo­sób inna. Wa­gina tej ko­biety nie wy­róż­nia się ni­czym od tych, któ­rych stan oce­nia­łam, ale resztki wy­pły­wa­ją­cego z niej na­sie­nia świad­czą o tym, że na chwilę przed śmier­cią upra­wiała seks. Do mnie na­leży spraw­dze­nie wszyst­kiego i usta­le­nie, co było przy­czyną zgonu, zwłasz­cza że ciało nie nosi żad­nych śla­dów do­wo­dzą­cych prze­mocy. A i ta­kie wi­dzia­łam. Nie­raz.

Po po­bież­nej oce­nie za­ta­piam skal­pel w klatce pier­sio­wej zmar­łej ko­biety. Mam na­dzieję, że za chwilę do­wiem się, jak umarła.

***

A więc to był za­wał.

„Dziwne – my­ślę w du­chu. – Rze­komo ni­gdy nie cho­ro­wała na serce”.

Próbki krwi, które po­bra­łam do ana­lizy, miały roz­wiać moje wąt­pli­wo­ści i po­twier­dzić przy­pusz­cze­nia. We­dług mnie – ktoś ją otruł. To była cał­kiem moż­liwa hi­po­teza. Blon­dynka wy­ko­ny­wała bo­wiem naj­star­szy za­wód świata i ob­ra­cała się w bar­dzo nie­bez­piecz­nym to­wa­rzy­stwie. A tam pa­nują zu­peł­nie inne re­guły niż w nor­mal­nej rze­czy­wi­sto­ści. Znam się na tym...

***

Po­trze­buję roz­rywki. Ale wcale nie cho­dzi mi o fa­ceta – nie mam ochoty na seks. Chcę się je­dy­nie na­pić, ro­ze­rwać. Naj­le­piej w klu­bie, na par­kie­cie. Mu­szę za­po­mnieć...

To jed­nak nie wi­dok pro­sty­tutki tak mnie prze­czoł­gał emo­cjo­nal­nie. Kiedy mia­łam już opusz­czać pro­sek­to­rium, przy­nie­siono zwłoki dziecka. Chło­piec miał rap­tem trzy lata. We­dług ofi­cjal­nej wer­sji „ugo­to­wał się”. Żyw­cem. Jego oj­ciec za­po­mniał o nim i zo­sta­wił go w na­grza­nym sa­mo­cho­dzie. Gdy się zo­rien­to­wał, co nie­umyśl­nie spo­wo­do­wał, za­strze­lił się.

Nie wie­rzę w ta­kie bred­nie. Zbyt wiele już wi­dzia­łam, za dużo wiem. W końcu po­cho­dzę z ta­kiego sa­mego świata co rze­komy sa­mo­bójca.

Nie je­stem pie­przo­nym mię­cza­kiem i nie pła­czę bez po­wodu, ale ten je­den raz nie po­tra­fię się po­wstrzy­mać i łkam nad lo­sem tego bied­nego dziecka.

***

Al­ko­hol po­trafi zdzia­łać cuda. Wresz­cie czuję to­talny luz. Tego było mi trzeba. Piję i tań­czę. Tań­czę i piję, słu­cha­jąc mu­zyki i chi­chotu to­wa­rzy­szą­cych mi ko­le­ża­nek. Pa­trzę na ba­wią­cych się wo­kół lu­dzi. Jest mi do­brze. Młody Iwa­now tro­chę mi się na­rzuca, ale przy­wy­kłam. Ten mło­kos – chło­pak ma dwa­dzie­ścia sześć lat, czyli do­kład­nie tyle samo co ja, a za­cho­wuje się jak gów­niarz – wciąż na­ma­wia mnie do pi­cia, choć ja mam już dość. W końcu ule­gam jego na­mo­wom. Ostatni raz. A po­tem wrócę do domu – to po­sta­no­wione.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: