Coś pierwszego - ebook
Coś pierwszego - ebook
Agata Konarska jest spełnioną zawodowo młodą kobietą. Ma dobrą pracę, która daje jej dużo satysfakcji. Jej skrupulatność, dokładność, skupienie na detalach i dociekliwość idealnie sprawdzają się w obowiązkach służbowych. Niestety nie sprawdzają się w prywatnym życiu. Nie jest w stanie się przełamać i zaufać drugiej osobie. Żaden z jej związków nie przetrwał próby czasu. Jest nieufna, zamknięta w sobie i nie potrafi okazywać uczuć. Kiedy przypadkiem Agata spotyka Marka Górczyńskiego, coś bardzo powoli powoduje powstawanie rys w jej grubym pancerzu. Początkowo nieufna i wycofana, pod wpływem poznanego mężczyzny, zaczyna bardzo powoli otwierać się na świat i ludzi. Nie potrafi jednak całkowicie usunąć wewnętrznych ograniczeń, które skutecznie trzymają jej uczucia na wodzy. Jednak Marek nie ustępuje i powoli, metodycznie dociera do najgłębszych zakamarków jej duszy. Jednak los nie jest dla nich łaskawy, kiedy już wydawało się, że wszystko się ułoży, w ich życie wkrada się tragedia. Agata musi być silna dla swojego mężczyzny i dla siebie... Dla obojga jest to coś pierwszego...
Uwaga! - W książce znajdują się przepisy na pyszne ciasta pani Steni i pani Krysi - przemiłych postaci.
Fabuła książki osadzona jest w dwóch bliskich autorce miejscach - w Olsztynie pośród warmińskich lasów i jezior, w którym mieszkała ponad 20 lat oraz w Beskidzie Śląskim, który kocha i który obecnie jest jej domem.
Spis treści
Karta tytułowa
Od Autorki
Coś pierwszego
Epilog
Przepisy Pani Barbary
Przepisy Pani Steni
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-956490-6-6 |
Rozmiar pliku: | 844 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogie Czytelniczki, oddaję w Wasze ręce mój debiut literacki. Mam nadzieję, że miło spędzicie przy nim czas.
Pierwsze akapity książki powstały dwanaście lat temu, ale niestety moje sprawy osobiste i zawodowe spowodowały, że Agata i Marek, musieli poczekać na swoją miłość bardzo długo. Cieszę się bardzo, że w końcu odnaleźli siebie po tylu latach, bo bardzo ich polubiłam. A Kaśka jest dla mnie ideałem przyjaciółki.
Książka ta dedykowana jest przede wszystkim tym kobietom, które zamknięte w swoim uporządkowanym świecie boją się wystawić choćby jednego palca poza jego granicę, aby nie doświadczyć zawodu, bólu czy życiowego chaosu. Ale wiecie co? Zawsze warto spojrzeć poza horyzont własnych obaw i doświadczyć mimo wszystko burzy uczuć. Bo najważniejsze w życiu to czuć...
Tytuł „_Coś pierwszego_” to idealny wypełniacz czasu na jesienne i zimowe wieczory czy też letnie leniuchowanie.
Dziękuję i zapraszam do czytania.Lato tego roku niestety nie rozpieszczało. Od samego początku było wyjątkowo mokre i nieprzyjemne. Podobno tego rodzaju pogoda zdarza się raz na kilka lat i akurat tego roku właśnie taka sytuacja miała miejsce. Pewnego dnia aura zrobiła niespodziankę i zaskoczyła wszystkich. Chmury w końcu się rozstąpiły i wyjrzało słońce. Był to w końcu piękny i upalny dzień. Taki jaki powinien być o tej porze roku. Agata chciała wykorzystać okazję, że w końcu nie pada i zdecydowała się wybrać na zakupy do galerii handlowej w centrum Olsztyna. Potrzebowała parę ciuchów na czekający ją wyjazd służbowy. Po kupieniu białej bluzki, grafitowego kostiumu oraz pięknych pantofli na obcasie w kolorze krwistej czerwieni, którym nie mogła się oprzeć, skierowała swoje kroki do kawiarni, żeby trochę odpocząć i wypić kawę.
_Jeszcze tylko prezent dla siostry. Co ja mam jej kupić?_ – Agata myślała intensywnie. Pomimo tego, iż rozumiały się dobrze ze starszą siostrą, kompletnie nie wiedziała co ma jej kupić na urodziny. Martyna miała specyficzny gust, totalnie inny od tego, co podobało się Agacie. Ciężko było siostrze dogodzić. Dwa lata temu znalazła piękny obraz przedstawiający typowo polski krajobraz w jesiennej scenerii. Bardzo spodobał się Agacie. Niestety Martyna zobaczywszy prezent stwierdziła, iż jest on strasznie depresyjny i musi się zastanowić, gdzie go powiesić. Ostatecznie obraz trafił na ścianę w mieszkaniu Agaty...
Rok temu zdecydowała, że nie będzie siostrze kupować żadnej rzeczy, tylko wykupi jej weekend w spa. Wydawałoby się, iż jest to prezent idealny, jaki każdy by sobie wymarzył. Niestety Martyna do tej pory nie wykorzystała vouchera, twierdząc, że brakuje jej czasu. Tak naprawdę co roku coś było nie tak. Agata nie pamiętała kiedy Martyna naprawdę ucieszyła się z prezentu.
No cóż – westchnęła – zajdę jeszcze do sklepiku z ładnymi rzeczami na Starym Mieście. Może tam coś ciekawego znajdę.
Generalnie, cena nie była problemem, ale wrodzony racjonalizm nie pozwalał Agacie na ekstrawagancje. Pracując na stanowisku kierowniczym w jednej z olsztyńskich firm, zarabiała dobrze, nawet bardzo dobrze. Poza tym była samotna, a na siebie nie lubiła wydawać pieniędzy. Tak więc uzbierała na koncie niemałą sumkę.
Praca pochłaniała ją bez reszty, zaczynała o 8:00, ale bardzo często kończyła pracę długo po wyjściu ostatniego pracownika.
Mieszkała w niewielkim mieszkaniu na Jarotach, składającym się z dwóch pokoi i aneksu kuchennego. To jej królestwo na 3 piętrze w bloku było niewielkie, bo zajmowało powierzchnię niecałych 40 metrów kwadratowych, ale bardzo je lubiła. Urządziła go zupełnie sama, jedynie z niewielką pomocą swojej najlepszej przyjaciółki Kaśki, architekta wnętrz. Była bardzo zadowolona z efektu. Mieszkanie było urządzone w jasnych kolorach. Sprawiało wrażenie bardzo przytulnego i ciepłego. Jak jego właścicielka...
Wolny czas spędzała głównie na czytaniu książek. Lubiła szczególnie kryminały i biografie. W domu miała ich niezliczone ilości, które zalegały w każdym wolnym miejscu.
Kaśka nazywała ją molicą książkową i robiła wszystko, aby namówić Agatę na bardziej aktywne korzystanie z życia. Czasami to się jej udawało, ale niestety rzadko. Agata preferowała spędzać wolne chwile w domu razem z pięcioma panami w akwarium. Lubiła zwierzęta, ale godziny pracy nie pozwalały jej na trzymanie w domu niczego innego prócz rybek akwariowych.
Rodzina i znajomi powtarzali jej, że tak się nie da długo żyć, że ten ogień długo nie będzie się palił i skończy jako stara panna, której jedyną rozrywką, będą seriale telewizyjne i gazety z ploteczkami.
– Znajdź sobie kogoś, wyjdź z domu, idź do klubu, do ludzi – mama często jej to powtarzała – Dziecko, masz 30 lat, nie można żyć samotnie, trzeba z kimś dzielić radości i smutki.
Znajdź sobie kogoś! Dobre sobie, tylko kiedy i gdzie? Większość chłopaków, których spotykała, była albo niedojrzała albo z chorymi poglądami na życie lub po prostu zajęta. Teraz, kiedy tyle pracuje, nie ma najzwyczajniej w świecie czasu, ani ochoty wychodzić z domu, woli w wolnym czasie zrelaksować się i poczytać książkę. Zresztą, Agata była bardzo ostrożna w kontaktach z mężczyznami. Jak tylko coś jej nie pasowało, od razu zrywała znajomość. Chronicznie nie tolerowała chaosu, niezorganizowania i głupoty. Zawsze musiała postępować według swoich ustalonych zasad. Facet albo musiał się dostosować, albo dalsza znajomość nie miała sensu. Może kiedyś znajdzie takiego mężczyznę, dla którego nagnie swoje żelazne zasady, ale jak na razie nie widziała na to szansy.
Tak rozmyślając Agata skierowała się z galerii handlowej i dotarła do sklepu na Starym Mieście. Lubiła bardzo Olsztyn, a szczególnie stare miasto. Za każdym razem, kiedy przechodziła pod Wysoką Bramą, czuła jakby przenosiła się w przeszłość. Często próbowała sobie wyobrazić jak wyglądały uliczki kilkadziesiąt lub nawet kilkaset lat wcześniej. Jacy ludzie chodzili po tych samych kamieniach, co ona teraz? Bardzo ją to interesowało i dlatego miała w domu chyba wszystkie książki o historii Olsztyna.
Nagle przed samym wejściem do sklepu poczuła się bardzo słabo, zaczęło się jej strasznie kręcić w głowie.
– Co się ze mną dzieje? Muszę usiąść, koniecznie muszę usiąść! – szeptała do siebie.
Udało jej się dotrzeć do murku przed sklepem i z zamkniętymi oczami czekała, aż poczuje się lepiej. Kiedy oddychała głęboko, do jej uszu zaczęły docierać słowa, jakby ktoś mówił z bardzo daleka.
– Halo, proszę pani, dobrze się pani czuje? Co pani jest?
Właścicielka sklepu, do którego Agata chciała wejść, wybiegła na zewnątrz widząc całą sytuację zza szyby.
– Marek przynieś szklankę wody! – zwróciła się do młodego mężczyzny, który również wybiegł ze sklepu.
Po chwili mężczyzna przyniósł szklankę wody.
– Proszę ciociu. Co się dzieje? – zapytał Marek podając szklankę ciotce.
– Dziewczyna zasłabła. Widziałam ją zza szyby jak szła do naszego sklepu, nagle zbladła i zatoczyła się. Ledwo dotarła do tego murku.
Marek przyglądał się dziewczynie. Była bardzo atrakcyjna, smukłe nogi, długie blond włosy, delikatne rysy twarzy.
_Ciekawe jaki ma kolor oczu? _– zastanawiał się. Kiedy po chwili Agata podniosła powieki, zobaczył dwoje pięknych oczu w kształcie migdałów, o kolorze trudnym do zidentyfikowania, były zielone z dużą domieszką brązu. Od razu w nich utonął. Nie mógł wykrztusić ani jednego słowa.
– Lepiej już pani? Niech pani powie co się stało? Może zadzwonimy po karetkę?– dopytywała się właścicielka sklepu.
– Tak, tak już lepiej, dziękuję. Nie wiem co się stało. Szłam do sklepu i nagle zrobiło mi się bardzo słabo. Myślałam, że zemdleję – z trudem odpowiadała Agata, próbując wstać. – To chyba przez ten upał. Po tylu deszczowych dniach organizm chyba zaprotestował. Za dużo słońca.
Próbowała obrócić wszystko w żart podnosząc się jednocześnie z murku.
– Niech pani jeszcze posiedzi. Albo nie, Marek, pomóż pani i zaprowadź ją na zaplecze. No nie stój tak, jak słup soli. Niech nie siedzi tu na słońcu, tak dzisiaj grzeje, a jest w samo południe. Ja muszę wracać za ladę.
Marek otrząsnął się, bez słowa podszedł i podniósł ją bez trudu. Była bardzo szczupła i drobna. Agata poczuła jak podnoszą ją silne ramiona i nie mogła oprzeć się wspaniałemu uczuciu błogości i spokoju.
– Proszę mnie postawić. Naprawdę nic mi nie jest – protestowała, mimo tego, że było jej w zasadzie bardzo przyjemnie.
Ale Marek w ogóle nie zwracał uwagi na protesty dziewczyny.
_Boże_ – myślał, niosąc Agatę – _te oczy, jeszcze nigdy nie widziałem takich oczu. Mógłbym się wpatrywać w nie bez ustanku. Ciekawe jak smakują jej usta. Jest taka lekka i krucha._
Nagle Marka dopadło uczucie, że musi ją chronić.
Czuł jak dziewczyna bezwiednie przytuliła się do niego i odczuwał ogromną przyjemność z tego powodu. Nieznacznie schylił głowę i poczuł delikatny zapach szamponu na jej włosach. Sam nie wiedział co to za zapach, jakby połączenie migdałów z miodem. Stwierdził, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby spędzać długie godziny tylko na przesypywaniu jej włosów pomiędzy palcami, a wtedy zapach otulałby go całego.
_Uspokój się_ – zbeształ się w myślach Marek – _dopiero co zobaczyłeś tę dziewczynę, a już takie myśli przychodzą ci do głowy!_
Sam nie wiedział dlaczego tak się dzieje, ale te jej oczy, jak tylko na niego spojrzała, wiedział, że ta znajomość nie może się dziś zakończyć.
Marek, zaniósłszy Agatę na zaplecze, posadził ją na krześle. Choć przyznał w myślach, że bardzo niechętnie wypuszczał ją ze swych objęć.
– I jak proszę pani, jak się pani czuje? – z niepokojem w głosie zapytał.
– Już lepiej, dziękuję bardzo za pomoc, gdyby nie państwo nie wiem jak by się to skończyło.
– Och, musi pani podziękować mojej ciotce, to ona zauważyła, że coś się z panią dzieje.
– Jak ja się państwu odwdzięczę, kompletnie nie wiem co się ze mną stało. Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle.
– No to chyba można to potraktować jako znak – odparł Marek z uśmiechem – Ja też nie często zachodzę do ciotki a dzisiaj wyjątkowo znalazłem się tutaj.
– Nie bardzo rozumiem – ze zdziwieniem odparła Agata.
– No znak, nie rozumie pani? Ktoś zadbał o to, abyśmy się spotkali i nie pozostaje mi nic innego jak tylko się przedstawić, Marek Górczyński, miło mi.
– Agata Konarska, mnie również jest miło – uśmiechnęła się niepewnie Agata ściskając dłoń Marka.
Był bardzo przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, nie dziwiła się już dlaczego tak łatwo ją podniósł. Krótko przystrzyżone ciemne włosy, wesołe niebieskie oczy, na oko mógł mieć ze 35 lat.
Była onieśmielona jego widokiem i tym jak na nią patrzył.
– No cóż panie Marku...
– Marku – przerwał jej – Proszę mi mówić po imieniu. Będzie mi bardzo miło.
– No dobrze. – niepewnie odpowiedziała Agata – No więc dziękuję ci bardzo za opiekę, ale muszę już iść i tak zabrałam wam za dużo czasu, a jeszcze mam wiele rzeczy do zrobienia.
– Na pewno dobrze się już czujesz? – zapytał z troską Marek – Może gdzieś cię podwieźć?
– Nie, dziękuję, mam tu niedaleko samochód – wstała kierując się do wyjścia – Zresztą dobrze mi zrobi jak się trochę przejdę.
– No i jak kochanieńka, jak się czujesz? – zapytała niewysoka, troszkę pulchna kobieta o sympatycznych rysach.
– Wszystko już dobrze?
– Tak dziękuję pani bardzo za pomoc, już jest lepiej – Agata odpowiadając kierowała się cały czas do wyjścia. Czuła się bardzo nieswojo przy tym mężczyźnie. Cały czas ją obserwował. A tak na nią patrzył, jakby chciał odczytać jej najskrytsze myśli. Musiała stąd już wyjść, żeby się nie zarumienić i nie dać mu odczuć, że czuje się niepewnie w jego towarzystwie.
– Kochaniutka, nie mogę pozwolić na to, abyś sama dotarła tam gdzie musisz iść, pomimo twoich zapewnień, nie wyglądasz jeszcze dobrze. Marek, odprowadź panią i obserwuj ją, gdyby jeszcze raz zasłabła zabierz ją od razu do szpitala – właścicielka stanowczo wyraziła swoje zdanie.
– Nie, ja naprawdę już się dobrze czuję, poradzę sobie sama, nie chcę nadużywać waszej serdeczności – żywo zaprotestowała Agata – Z resztą samochód mam niedaleko w galerii, tak więc naprawdę dam sobie radę sama.
Nie mogła dłużej znieść wzroku Marka na sobie, cały czas patrzył się na nią z lekkim uśmieszkiem, jakby wyczuwał, dlaczego nie chce jego pomocy.
– Agatko, rodzice zawsze mi powtarzali, słuchaj się starszych, tak więc nie mogę odmówić kochanej cioci. Z ogromną chęcią będę Cię obserwował – mówiąc to podał swoje ramię Agacie.
– No dobrze, widzę, że z wami nie wygram – westchnęła.
Wychodząc ze sklepu Agata nie zauważyła jak Marek uśmiechnął się do ciotki, mówiąc bezgłośnie „dziękuję”.
Pani Krystyna od razu spostrzegła jak jej siostrzeniec patrzył na tę dziewczynę. Takiego wzroku nie widziała u niego od bardzo dawna. Kiedy to 10 lat temu jej ukochana siostra zginęła w wypadku samochodowym wraz z mężem, to ona stała się jego jedyną rodziną. Bardzo go kochała, tym bardziej, że sama nie miała dzieci. Zrobiłaby dla niego wszystko, żeby tylko był szczęśliwy.
Marek długo nie mógł otrząsnąć się po tym, jak jego narzeczona, Monika, zostawiła go na kilka dni przed ślubem 3 lata temu, twierdząc, że nie jest jednak jeszcze gotowa na kajdany do końca życia, jak nazywała ślub. Wyjechała za granicę, podobno do Kanady i od tamtej pory nie dawała znaku życia. Marek bardzo długo rozpamiętywał to wydarzenie, na zmianę był zły na Monikę, to na siebie, że nic wcześniej nie zauważył i pozwolił na to, aby tak zakończyła się ich znajomość.
Naprawdę był gotów dzielić z nią życie. Teraz w jego sercu tkwiła cały czas rana, choć się do tego nie przyznaje, którą próbował zaleczyć kilkoma znajomościami. Ale żadna z dziewczyn nie była odpowiednia, żeby tego dokonać. Aż do dzisiejszego dnia. Tak patrzył na tę dziewczynę, jakby świat dookoła dla niego nie istniał. Pani Krystyna miała szczerą nadzieję, że poszczęści się tym razem jej siostrzeńcowi. Polubiła Agatę bardzo, chociaż widziała ją tylko przez krótką chwilę.
* * *
Odprowadzając Agatę do samochodu Marek próbował czegoś się o niej dowiedzieć. A chciał wiedzieć i to dużo, ponieważ przysiągł sobie, że tak łatwo nie da się spławić. Modlił się w duchu, żeby Agata była samotna i nie istniał żaden pan Konarski.
– Co robisz na co dzień? – próbował rozpocząć rozmowę Marek.
– Pracuję w jednej z olsztyńskich firm. Nie mam niestety wiele czasu na życie prywatne. Od rana do wieczora siedzę w pracy, nad czym ubolewa moja rodzina, przyjaciółka Kaśka i pięciu panów pływających w akwarium – sama nie wiedziała, dlaczego mówi mu o tym wszystkim, tak od razu. Może to wynikało z samoobrony, żeby od razu dać znać, że nie ma czasu na znajomości. Choć podobał jej się i to bardzo...
– Pięciu panów pływających w akwarium? Nie rozumiem – z rozbawieniem powtórzył Marek.
– No tak, moich pięć rybek. Nie jest to może imponująca hodowla, ale bardzo je lubię, no i są jedynymi żywymi istotami w moim domu. Czasami nawet bardziej ode mnie, szczególnie kiedy przyjdę wieczorem po pracy.
Czyżby jego modły zostały wysłuchane? Po jej wypowiedzi wnioskował, że jest jednak samotna.
– A Twój chłopak, mąż być może, nie ma nic przeciwko Twoim godzinom pracy? – zapytał z niepokojem Marek.
– Nie mam chłopaka, a tym bardziej męża, czym najbardziej przejmuje się moja mama – z uśmiechem odpowiedziała.
Odetchnął, słysząc te słowa. Od razu przeszedł do działania, tym bardziej, że docierali właśnie do galerii.
– Słuchaj, co byś powiedziała, abyśmy dokończyli tę rozmowę w jakimś miłym lokalu przy kawie, a najlepiej kolacji? – zapytał z nadzieją w głosie.
Agata pokręciła przecząco głową, czym na ułamek sekundy spowodowała zatrzymanie akcji serca u Marka.
– Obawiam się, że nie będzie to możliwe w najbliższym czasie. Wyjeżdżam służbowo na kilka dni do Warszawy.
Widać było na jego twarzy lekkie rozczarowanie, ale cieszył się jednocześnie, że nie odmówiła od razu.
– A kiedy wracasz?
– Prawdopodobnie w piątek wieczorem powinnam być już na miejscu.
– To co powiesz na sobotę wieczór? Bardzo zależy mi na tym, abyśmy dokończyli tę rozmowę – Marek nie ustępował.
Agata milczała przez chwilę. Nie była do końca przekonana. Jak dla niej, to tempo było wyjątkowo za szybkie.
Ale co mi tam, powzięła jednak decyzję, raz kozie śmierć jak mówi przysłowie.
Coś jej mówiło, że zrobi bardzo głupio, jeśli odmówi.
– W porządku, niech będzie sobota wieczór – odpowiedziała.
– Świetnie! – odetchnął z ulgą – Spotkajmy się zatem na Starym Mieście przy Wysokiej Bramie o 18:00. Będę czekał z niecierpliwością.
Agata uśmiechając się weszła do galerii, machając na pożegnanie Markowi. A on stał jeszcze długo nie ruszając się z miejsca, mając przed oczami jej twarz. Coś zaczęło budzić się w jego sercu z bardzo długiego letargu...
* * *
Nazajutrz Agata przygotowywała się do wyjazdu służbowego, ale niestety nie mogła się skupić. Po kilka razy wkładała i wyjmowała rzeczy z torby podróżnej, nie mogąc zdecydować się co ze sobą zabrać.
– Zaraz zwariuję! Co się ze mną dzieje! – wykrzykiwała do siebie chodząc po mieszkaniu, próbując zapanować nad chaosem. Niestety bezskutecznie, ponieważ cały czas miała w głowie pewnego przystojniaka, który zaprzątał jej myśli.
– Nie no, jak tak dalej pójdzie, to pojadę z torbą pełną rzeczy kompletnie do siebie nie pasujących i nałożę na siebie dresy ze szpilkami albo garnitur z adidasami. Pięknie. Skup się kobieto! – Agata cały czas głośno próbowała wziąć się w garść – Jezu jeszcze dzisiaj urodziny Martyny. A ja przecież, przez tę wczorajszą sytuację nie kupiłam jej w końcu prezentu. I najgorsze, że wciąż nie mam pojęcia co można byłoby jej kupić... No cóż nie pozostaje mi nic innego, jak sprezentować jej kartę podarunkową do jakiegoś fajnego sklepu z wyposażeniem wnętrz i niech sobie sama coś wybierze.
I z tym postanowieniem, nieznacznie uspokojona, wzięła się ponownie za pakowanie.
Wtem zadzwonił telefon.
– Co znowu! Nigdy się nie spakuję! – marudząc Agata odebrała telefon nie patrząc kto dzwoni – Słucham – dość oschle rzuciła do słuchawki.
– Oho! Chyba nie mamy humorku, co? Co słychać piękna? Stało się coś? Może w czymś pomogę? – jej najlepsza przyjaciółka, Kaśka Kulesza, jak zwykle szczebiotała do telefonu bez łapania oddechu.
Swoją drogą jak ona to robiła, że praktycznie na bezdechu potrafiła wyrzucić z siebie salwę słów nie dusząc się przy tym. Poznały się w Ekonomiku przy Bałtyckiej, praktycznie na samym początku szkoły i tak zostało do dziś. Czasami zastanawiały się, jak to możliwe, że tak różne osobowości umiały ze sobą żyć tak długo. Agata zrównoważona, spokojna, zorganizowana a Kaśka całkiem odwrotnie. Ale może właśnie o to chodzi, żeby się uzupełniać... Zawody też wybrały zgodnie z ich charakterem – Agata rozpoczęła pracę w firmie w dziale finansowym, a Kasia skończyła studia z architektury wnętrz, założyła własną firmę i prowadzi ją z sukcesem na terenie Olsztyna i okolic. Agata bardzo Kaśkę lubiła i vice versa. Obie traktowały się jak siostry.
Dla Kaśki szklanka była zawsze do połowy pełna. Tylko ona potrafiła Agatę podnieść na duchu w chwilach załamania, kiedy miała wszystkiego dość. Zawsze wtedy kupowała wino, które obie lubiły (zwykle na jednej butelce się nie kończyło), coś dobrego do jedzenia i wpadała na reanimację samotnej duszy. Kaśka też nie miała stałego chłopaka, ale jej to nie przeszkadzało. Twierdziła wręcz, że nie chce się jeszcze wiązać i że mama zawsze jej powtarzała „Próbuj córeczko, próbuj, żebyś wiedziała czego tak naprawdę chcesz i jaki facet będzie dla ciebie najlepszy”. Więc Kaśka próbowała i to dość dużo i często, ale nadal nie mogła zdecydować się na tego jedynego. Czasami tylko, po kilku kieliszkach wina, przyznawała się do tego, że marzy o wielkiej miłości.
– Nic się nie stało, tylko od dwóch godzin próbuję się spakować na jutrzejszy wyjazd do Wa-wy i nie mogę zdecydować co ze sobą zabrać.
– Oj, oj, oj! Wielka Pani Kierownik, zawsze taka poukładana, zorganizowana, pewna siebie, nie może się zdecydować? – Kaśka zaczynała swoją śpiewkę.
– Oj daj już spokój – Agata ucięła szybko – Nie nakręcaj się. Po prostu dziś nie jest mój dzień, a jeszcze wieczorem idę do Martyny na urodziny i najgorsze jest to, że nie mam jeszcze dla niej prezentu. Lipa przez duże L.
– No dobrze, już dobrze. Widzę, że faktycznie nie jesteś dziś w sosie. Ale jak to nie masz jeszcze prezentu, przecież wczoraj miałaś połazić po sklepach i coś wybrać. Nic ci się nie spodobało? – Kaśka już na spokojnie próbowała Agatę udobruchać i dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Nie zdarzało się często, żeby Agata traciła nad sobą panowanie.
– Nie, no byłam wczoraj w różnych miejscach i faktycznie miałam problem, żeby coś wybrać. Wiesz jaka jest Martyna, dogodzić jej jest strasznie trudno. Miałam jeszcze zajść wczoraj do sklepiku na Starym Mieście z ładnymi rzeczami, ale niestety zrobiło mi się słabo i nic ostatecznie z tego nie wyszło.
– Jak to słabo? Co się stało? Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? Czemu ja o tym dopiero teraz się dowiaduję!?! – Agata znów po swojemu zaczęła się nakręcać.
– Kaśka, halo, tu wieża! Oddychaj! – Agata próbowała się wciąć. Po chwili udało jej się dorwać do głosu i opowiedziała Kaśce całe wczorajsze zdarzenie.
Gdy skończyła, w telefonie zaległa głucha cisza.
– Halo, Kaśka, jesteś tam? Halo? – Agata zaczęła wołać Kaśkę – No odezwij się w końcu. Ja kiedyś z tobą zwariuję!
– Hmm, yyhhyy – w telefonie było słychać tylko jakieś niezidentyfikowane dźwięki – To chcesz mi powiedzieć, moja najdroższa, szanowna przyjaciółko, że poznałaś chłopaka? – Kaśka w końcu odzyskała mowę.
– Oj nie rób z tego afery. Nic na razie nie ma i nie wiadomo czy będzie. Może to jakiś zboczeniec, który czyha na młode, niewinne białogłowy.
– No weź, stara, ty to już ani nie niewinna, ani nie młoda – Kaśka prychnęła – A już na pewno nie białogłowa. A pan nieznajomy, to zaproponował może jakieś spotkanie?
– Ano zaproponował. Mamy się spotkać w najbliższą sobotę pod Wysoką Bramą o 18:00.
– Ha, ha! W końcu! Agata idzie na randkę! To się mamusia ucieszy jak się dowie – Kaśka krzyczała w telefon.
– Nawet mi się nie waż do niej dzwonić! – Agata wpadła w szał – Jak to zrobisz to ci wszystkie włosy na głowie pęsetą powyrywam!
– Dobra, dobra, spoko, luz. Ale będę u ciebie już z samego rana w sobotę i pomogę ci się zrobić na bóstwo. Trochę nam to może zająć, bo zapuściła się Pani Kierownik tu i tam...
– Kaśka! Ty jednak normalna to nie jesteś. – Agata udała oburzenie, ale znając przyjaciółkę już od długiego czasu, nie była zdziwiona jej zachowaniem.
– I tak mnie kochasz. A więc da swidania, orewuar i na zrazie. Do soboty. – i Kaśka rozłączyła się nie czekając, aż Agata się z nią pożegna.
– Idiotka! Ale tak, kocham cię – Agata odpowiedziała już do siebie.
Po rozmowie z Kaśką, humor Agaty trochę się poprawił i mogła w końcu dokończyć pakowanie. Musiała się streszczać, bo za 2 godziny miała już być u Martyny na imprezie, a jeszcze czekały ją zakupy prezentu w centrum handlowym.
* * *
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_